26 gru 2012

[BEZRUCH] Zostań

23 listopada 1971r.

Walburga miała ochotę rzucić się na łóżko w swojej sypialni, płakać do utraty tchu i nie przejmować się tym, co dzieje się dookoła niej.
Cały jej świat runął w jednej chwili, gdy do drzwi Grimmauld Place 12 zapukał urzędnik z Ministerstwa i oznajmił jej, że Orion Black nie żyje, został zamordowany w swoim gabinecie zeszłej nocy.
Nogi się pod nią ugięły i nie upadła tylko dlatego, że obok stała szafka na buty, której zdążyła się przytrzymać. Urzędnik, roznosiciel złej nowiny, nie zareagował wcale na załamanie kobiety, przyzwyczajony do takich sytuacji.
Walburga bynajmniej nie była i chwilę zajęło jej unormowanie oddechu, by ostatecznie wyprosić przedstawiciela Ministerstwa Magii, nie wpuszczając go nawet za próg.
— Pani Black. — Urzędnik przytrzymał srebrną, faliście wygiętą klamkę, gdy Walburga chciała zamknąć drzwi. — Ciało pani męża znaleziono bez głowy.
To było już zdecydowanie zbyt wiele – Walburga Irma Black pierwszy raz w życiu pozwoliła sobie na tak grubiańskie zachowanie i z premedytacją przytrzasnęła mężczyźnie nogę w drzwiach.

30 listopada 1971r.

— Powinnaś wysłać informacje o jego śmierci rodzinie i znajomym, by przeszli na pogrzeb.
Druella Black, żona Cygnusa, która uważała się za przyjaciółkę pani Black, starała się pomóc jej w przygotowaniach do pogrzebu. Niewiele to dało, gdyż Walburga zdawała się nie dopuszczać do siebie bodźców zewnętrznych. Druella martwiła się o nią, całkiem nie wiedząc, jak jej pomóc. Zasiadła do stolika i zaczęła kreślić na specjalnym, magicznym papierze imiona osób, do których zostanie wysłana wcześniej napisana informacja o pogrzebie. Chociaż tyle mogła zrobić dla szwagierki.
Walburgę wcale nie interesowało to, co obecnie robi czy mówi Druella. Przeglądała stare albumy, próbując zająć myśli czymkolwiek innym niż tym, co przeżyła, zabierając Syriusza z Hogwartu.

24 listopada 1971r.

Kominek w gabinecie dyrektora Hogwartu, Albusa Dumbledore’a, był jedynym źródłem połączenia pomiędzy szkołą a resztą świata. Walburga wyszła z zielonych płomieni, nerwowo otrzepując suknię, by ukryć swoje zdenerwowanie.
Przybyła do Hogwartu od razu po tym, jak dostała sowę od Minerwy, żeby bezzwłocznie zjawiła się w szkole, by zabrać Syriusza. Pani Black spodziewała się najgorszego, gdy deportowała się do domu Cygnusa i Druelli, by zostawić tam Regulusa i skorzystać z ich kominka.
— Dyrektorze… ?
Albus Dumbledore wyglądał, jakby postarzał się o kilkadziesiąt lat w ciągu jednej nocy. Jego skóra była poszarzała, a broda nienaturalnie biała. Skóra na długich palcach była tak naciągnięta, że można było policzyć kości. Siedział przygarbiony i wyglądał na dużo niższego niż był w rzeczywistości.
Nieopodal niego stała Minerwa McGonagall, blada jak ściana i nienaturalnie wyprostowana, zaciskając wąskie usta tak mocno, że zlały się z resztą skóry. Brązowe włosy powypadały jej z ciasno związanego koka, ale zdawała się tego nie dostrzegać.
Nigdzie nie widziała Syriusza i to chyba było najgorsze w całej tej sytuacji.
— Witaj, Walburgo. Proszę, usiądź. — Dumbledore wskazał jej miejsce naprzeciwko swojego biurka. Walburga nie poruszyła się nawet o milimetr.
— Dziękuję, postoję.
W gabinecie zapanowała nieprzyjemna cisza. Pani Black zdecydowała się spojrzeć na profesor McGonagall, przeczuwając, że jeżeli ma się dowiedzieć czegokolwiek w ciągu najbliższej godziny, to tylko od Minerwy.
Niespodziewanie, Albus pociągnął temat:
— Dzisiaj przy obiedzie pan Black dostał paczkę. — Nie było to niczym dziwnym, w końcu były urodziny jej syna. Walburga nie czuła się dobrze, zapomniała o nich. — W środku… w środku była głowa twojego męża, Walburgo.
Krew z twarzy pani Black odpłynęła momentalnie. Ciało pani męża znaleziono bez głowy kołatało jej się w myślach. Kto był tak okrutny, by wysłać dziecku (!) głowę jego rodzica?
— Oczywiście, wie o tym tylko kilkoro uczniów, którzy byli przy tym, jak pan Black otwierał paczkę, Rudolf Lestrange, który go od niej odciągnął i Horacy, jako opiekun Slytherinu. Niemniej jednak, uważam, że powinnaś zabrać swojego syna do domu, po…
— Gdzie on jest? — Walburga sama nie poznała swojego głosu. Albus spojrzał tylko na Minerwę.
Kobieta podeszła do drzwi i wyszła z gabinetu. Walburga słyszała oddalający się stukot jej obcasów, a po chwili przybliżający, gdy wracała. Tym razem z Syriuszem, któremu trzymała rękę na ramieniu.
Pani Black, niewiele myśląc, podeszła do syna i, klęknąwszy przy nim, objęła go.
Brak reakcji ze strony chłopca ją przeraził. Nie było żadnego odzewu – Syriusz stał bez ruchu w jej ramionach. Odsunęła się, zaskoczona, patrząc w jego szare, dziwnie obojętne oczy.
— Syriuszu… ?
Ten chłopiec przed nią – blady, obojętny i nienaturalnie sztywny nie mógł być jej synem. Przecież jej Syriusz był jak żywy ogień, wszędzie go było pełno. Biegał, krzyczał, śmiał się, hałasował, bił z Regulusem i był nieposłuszny. Ten pierwszoroczny, któremu trzymała ręce na wątłych ramionach i który patrzył na nią tak naprawdę jej nie widząc, nie był jej Syriuszem. I to ją przeraziło.
— Zachowuje się tak od kiedy zobaczył to, co było w paczce. Dlatego uważam, że lepiej będzie, jeżeli zabierzesz go do domu. To mądry chłopiec, poradzi sobie pomimo nieobecności w szkole. — Głos Albusa nie brzmiał przekonująco, ale Walburga wcale nie zwracała na niego swojej uwagi. Podniosła się z kolan i, ignorując zakurzoną suknię, wzięła Syriusza za rękę.
— To wszystko, dyrektorze? — zapytała, siląc się na spokojny ton. Ręka jej syna była zimna.
— Tak.
Pani Black chciała jak najszybciej opuścić to zamczysko, zabrać Rega od Druelli, która pewnie teraz próbuje go pocieszyć, osiągając całkiem odmienny skutek od zamierzonego, i siedzieć z synami w pokoju dopóki nie zasną.
— Walburgo. — McGonagall złapała ją za rękę. Walburga nawet nie starała się ukryć niezadowolonego grymasu. — Ja…
— Nie, Minerwo, nie chcę słyszeć, że ci przykro. Nie od ciebie. — Wyrwała swoją rękę z uścisku kobiety, wzięła w garść trochę proszku Fiuu i przeniosła się z Syriuszem z Hogwartu.

30 listopada 1971r.

Stan Syriusza się nie polepszył. Chłopiec nadal był cichy i nieobecny. Przynajmniej przy Walburdze. Kobieta zauważyła któregoś razu, że rozmawiał z Regulusem, chyba go nawet pocieszał, ale nie była tego pewna. 
Spał teraz na kanapie przykryty kocem. Nie sypiał dobrze w nocy, budził się z wrzaskiem i Walburga pozwalała mu odsypiać przy sobie w ciągu dnia.
Zamknęła stary album i sięgnęła po następny. Spomiędzy kartek wyleciała samotna fotografia. Kobieta schyliła się, by ją podnieść.
Na zdjęciu było dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich, wysoki brunet o ciemnych oczach i szerokim uśmiechu, obejmował ramieniem niewiele niższego blondyna, który sprawiał wrażenie nieśmiałego i tak też uśmiechał się do obiektywu. Obaj byli w hogwarckich szatach, a na piersiach mieli naszyty herb Slytherinu.
Walbura bez trudu rozpoznała w wyższym chłopcu Oriona, chociażby po jego nieśmiertelnym, seledynowym szaliku, który, z racji czarno białej fotografii, był jasno szary. Nad tożsamością drugiego z chłopców musiała się zastanowić. Niewiele to jej pomogło, nigdy nie interesowała się za bardzo znajomymi męża, a i on nie zapraszał ich do domu na popijawy, więc odwróciła zdjęcie.
Na odwrocie były dwa podpisy:
Orion podpisał się po prostu jako „O. Black” zamaszystym, ostrym pismem, skrajnie różnym od kaligrafii, której Blackowie uczyli się od dziecka. „O” było wąskie i podłużne, przypominające kształtem zero. „B” wcale nie miało pełnych, okrągłych brzuszków, a raczej dwa, zaokrąglone z jednej strony, trójkąty. „lac” zlało się ze sobą, ledwo dając się odczytać, a „k” miało nienaturalnie długą dolną laseczkę.
Podpis na dole był bardziej subtelny. „François Jean Liebleu”. Duże litery były proporcjonalne względem małych, wręcz wyjęte wprost z podręcznika do kaligrafii. Walburga nie miała trudności z rozczytaniem imienia, pomimo tego, że nigdy wcześniej go nie słyszała. Spojrzała ponownie na zdjęcie.
Francuz w Hogwarcie. Francuz, który był w Slytherinie razem z Orionem i mieli nawet wspólne zdjęcie. Francuz o mało oryginalnym imieniu.
François, François… Fran. Pani Black zamrugała, przypominając sobie, że przecież zna tego miłego blondyna. To on sprowadził pijanego Oriona ze służbowego wyjazdu (taaak…) do Francji i odprowadził pod same drzwi. I to jemu Orion, całkiem zlany i rozbawiony nie wiadomo czym, chciał przedstawić swoich synów. O drugiej nad ranem.
Walburga mogłaby przysiąc, że ten mężczyzna, tłumaczący jej wtedy okoliczności takiego, a nie innego, stanu jej męża, jest rodowitym Anglikiem. A to, że nazywa się „Fran”, wiedziała tylko dlatego, że Orion majaczył coś w stylu: Fran, ale ty musisz zobaczyć moich chłopców, nie ma innej opcji, po prostu musisz!
Walburga zacisnęła zęby na to wspomnienie i spojrzała jeszcze raz na fotografię. François Jean Liebleu.
— Druello, daj mi jedną kartkę.

1 grudnia 1971r.

Fran obudził się z beznadziejnym samopoczuciem.
Czuł, że ma zakwasy nawet w tych mięśniach, z których istnienia nie zdawał sobie wcześniej sprawy i bynajmniej nie był zadowolony z tego powodu. Mało subtelnie zdjął z siebie rękę Antonia – czy jakiegoś innego Frederica – i podniósł się z łóżka. Odszukał ręką opakowania mugolskich papierosów w szufladzie, jednocześnie rozmasowując nasadę nosa. Nabawił się denerwującej migreny.
— Nie pal w sypialni… — Włoch, którego imienia Fran nie mógł sobie przypomnieć, odezwał się za jego plecami, wkładając w tą wypowiedź całą niechęć, na jaką było go stać o szóstej z minutami.
— To moja sypialnia. Spokojnie możesz wyjść, jeżeli ci to przeszkadza. — To nie był odpowiedni moment, by sprzeczać się z Francuzem o jego beznadziejny nałóg.
— Fraaan…
W absurdalny sposób, zdrobnienie imienia bardzo go zdenerwowało. Wstał, podszedł do okna i z rozmachem rozsunął zasłony. Spojrzał nieprzychylnie na Włocha, który zakrywał właśnie oczy przedramieniem.
— Albo wiesz co? Wyjdź już teraz, choćby oknem — wskazał je ręką — bo naprawdę nie lubię facetów, którzy uważają, że skoro się ze mną przespali, to mogą mi rozkazywać. Takie numery możecie sobie odstawiać z kobietami.
Włoch wyglądał na zaskoczonego i do głębi urażonego. François miał to w głębokim poważaniu. Tym bardziej, że kątem oka widział nadlatującą sowę i nie miał najmniejszej ochoty tłumaczyć byłemu kochankowi, dlaczego płomykówka przyniosła mu list przywiązany do nóżki. Obliviate nigdy mu zbyt dobrze nie wychodziło.
— Cześć, Fran — Włoch rzucił do niego jeszcze w drzwiach.
— Cześć, Edoardo.
Włoch uśmiechnął się kwaśno.
— Mam na imię Pietro.
Franowi zrobiło się strasznie głupio. Zaciągnął się mocniej papierosem i otworzył okno, wpuszczając przemarzniętą sówkę do pokoju, gdy Pietro zniknął za drzwiami. Ptak zatrzepotał skrzydłami, zrzucając z nich pojedyncze płatki śniegu, i wyciągnął do niego nóżkę.
List nie podobał mu się już w chwili, kiedy zauważył, że ktoś zadał sobie trud, by zakleić go woskiem i odcisnąć na nim herb rodowy. Na herbach Fran nie znał się kompletnie, swój ledwo kojarzył (chyba były w nim łabędzie, ale kto to wiedział na pewno?), więc czym prędzej otworzył kopertę.
Panie François Jean Liebleu,

Prawdopodobnie mnie Pan nie pamięta, gdyż nie zostaliśmy sobie nawet porządnie przedstawieni podczas naszego ostatniego spotkania. Niemniej jednak uważam, że powinien Pan wiedzieć, że mój mąż, Orion Black, niedawno zmarł. Jeżeli chciałby Pan przyjść na pogrzeb, dane są wypisane na odwrocie.
Z poważaniem,
Walburga Black
Ten dzień nie mógł się gorzej rozpocząć. Fran ukrył twarz w dłoniach.

4 grudnia 1971r.

Walburga miała nieprzyjemne wrażenie, że Orion nie jest jedynym nieboszczykiem na tym pogrzebie.
Rodzina zachowywała się tak, jak zachowują się ludzie w przypadku śmierci kogoś innego – przychodzili, by złożyć jej kondolencje, płakali, dmuchali w chusteczki. Za to ci, których Druella uważała, że należy zaprosić, po prostu stali. Stali i patrzyli na ciemną trumnę wkładaną właśnie do ziemi. Zachowywali się jak Syriusz.
Najchętniej nie brałaby synów ze sobą, nawet pomimo tego, że to był pogrzeb ich ojca, ale Cygnus sam zaproponował, że ich zabierze, a ona nie miała już zwyczajnie siły, by się kłócić.
— Unieśmy wszyscy różdżki, by pożegnać Oriona, który jest już w lepszym świecie. — Jej ojciec, Polluks, wyciągnął z zewnętrznej kieszeni szaty różdżkę i uniósł ją w kierunku nieba. Za jego przykładem poszła reszta czarodziejów.
Kilkadziesiąt różek zapaliło się jednocześnie mdłym, białawym światłem i wzbiło w górę na kształt płatków śniegu, by po chwili opaść na czarne wieko trumny.
Walburga zastanawiała się, jakby zareagowała jej rodzina, gdyby wiedzieli, że pochowała Oriona w mugolskim garniturze.

Fran czuł się nie na miejscu. Niby tak jak wszyscy miał czarne, żałobne szaty, ale jego blond włosy zdawały się lśnić w morzu czarnych głów. Kiedyś bawiło go powiedzenie „bycie Blackiem zobowiązuje”. Dzisiaj miał ochotę je przekląć.
Stał z tyłu, gdzie nie słyszał przemowy starszego mężczyzny i patrzył, jak ciemna trumna z ciałem Oriona zostaje złożona w grobie.
Wszystko to było oczywiście na pokaz. Każda szanująca się czystokrwista rodzina miała swój rodzinny grobowiec, którego położenie było tajemnicą. Po całej tej pokazówce wystarczy jedno proste zaklęcie i trumna zniknie, by gdzieś-tam-daleko mogli odebrać ją wcześniej wyznaczeni do tego ludzie. Orion Black zostanie złożony do jednej z nisz wśród swojej rodziny.
François miał wrażenie, że nawet jego pożegnalny ognik jest jaśniejszy od pozostałych i psuje nastrój ceremonii. Francuz zacisnął rękę mocniej na rączce parasola.
— Żegnaj, Orion.

„Tak bardzo mi przykro z powodu twojej straty, Walburgo.”
„Wiedz, że zawsze możesz na nas liczyć.”
„Szkoda mi twoich synów, na wpół osieroceni w tak młodym wieku!”
„Jak ty się trzymasz, nie potrzebujesz pomocy?”
Połowy tego, co mówili do niej inni, Walburga nie słyszała. Skupiona była na patrzeniu na swoich synów stojących przed grobem ojca. Żaden z nich nie miał parasola i teraz po prostu mokli, kiedy ona stała pod parasolką trzymaną przez Alpharda.
Zmarszczyła brwi. Nie spodziewała się, że ktoś do nich podejdzie. Sądziła, że wszyscy możliwi ludzie, będący na pogrzebie, stoją właśnie w kolejce do niej i jej najbliższej rodziny.
Blondwłosy mężczyzna nie kojarzył jej się z nikim konkretnym. Podszedł jakby nigdy nic do Regulusa i Syriusza, zakrywając ich przed deszczem własnym parasolem. Nawet oni wydawali się zaskoczeni jego pojawieniem się.
Walburga rozejrzała się po osobach, które ją otaczały. Chciała wyrwać się z tego towarzystwa i zapytać, kim jest tamten mężczyzna. Mruknęła coś do Alpharda, który z grzeczności pokiwał głową, i przepchała się pod grób.
— Lody? — Usłyszała zdziwiony głos Regulusa, który patrzył na mężczyznę jak na wyjątkowo dziwne zjawisko.
— Tak. Uważam, że lody truskawkowe są dobre na wszystko. — Mężczyzna kiwnął głową i spojrzał na Walburgę.
Miał prosty nos, gładko zarysowane kości policzkowe i dość wąską szczękę. Jego usta były rozciągnięte w lekkim uśmiechu i miał dołeczek z prawej strony. Mocno błękitne oczy patrzyły na nią ciekawie i wydawał się dużo młodszy niż był w rzeczywistości.
— Witaj. Ty jesteś pewnie Walburga, prawda? François Jean Liebleu. — Jego poufny ton i to, że bez skrępowania chwycił jej dłoń, ją zaskoczyły. Nie zachowywał się i nie mówił jak arystokrata, chociaż prezentacji i nazwiska można mu było pozazdrościć. — Przyznaj, spodziewałaś się kogoś bardziej sztywnego. — Jego wypowiedź zbiła ją z pantałyku.
Zabrała swoją dłoń, odsuwając się przy tym wprost pod strugi deszczu.
— Czytałam o rodzie Liebleu wiele dobrego, więc… tak, spodziewałam się kogoś bardziej dojrzałego i starszego.
— Wybacz, że zniszczyłem twoje wyobrażenie. Nie mam w planach zostawania na stypie, to wyjątkowo nieetyczna jak dla mnie impreza. Chciałbym za to zabrać twoich synów na lody. — Wskazał na zdziwionych chłopców, którzy nie wiedzieli, jak się zachować. Walburdze wydawało się, że Syriusz się lekko uśmiecha.
Niemniej jednak, prośba Françoisa była niemoralna. Przecież oni się nawet nie znali, był dla niej obcym mężczyzną, którego widziała drugi raz na oczy i prosił o pozwolenie na zabranie jej dzieci na lody. Ta sytuacja była wyjątkowo absurdalna.
Obejrzała się na tłum krewnych i znajomych, którzy tylko czekali aż wróci, by zasypać ją fałszywymi zapewnieniami, że „wszystko będzie dobrze”, „poradzisz sobie”, „pomożemy ci”. Spojrzała na Frana, który uniósł nad nią swoją parasolkę. Nie zauważyła tego.
— Czy ta propozycja jest adresowana tylko do moich synów?
Fran nie był ani wielkim odkrywcą, ani walecznym aurorem. Rzadko się przeprowadzał i nie ruszał poza obręb Francji częściej niż to było konieczne. Lubił dobre jedzenie i miał słabą głowę. Nie znał łaciny.
Był przeciętny w bardzo wielu kwestiach, ale nie przeszkadzało mu to w zyskaniu sympatii chłopców poprzez zwykłą rozmowę. A mówił głównie o Orionie.
Walburga słuchała tego w skupieniu i miała wrażenie, że właśnie tego było jej potrzeba – spokoju, który roztaczał wokół siebie Francuz, i mówienia o zmarłym mężu jak o człowieku, a nie boskim bycie, który odszedł.
Siedzieli w kawiarni na Pokątnej i jedli lody truskawkowe, które, według Frana, odpędzały smutki. I pomimo tego, że Walburga czuła w kościach, że jej dzieci skończą na dniach z zapaleniem gardła lub anginą, to była skora uwierzyć w magiczną właściwość lodów.
20 grudnia 1972r.

— Ta jest ładna.
— Jest za duża, nie zmieści mi się do salonu.
— Od czego są zaklęcia powiększające? Nie rób takiej miny, jakbyś nie wiedziała, o czym mówię. Myślisz, że uwierzę, że twój duży salon pomieści ponad siedemdziesiąt osób?
— Jak sama nazwa wskazuje, jest duży
— Ale są jakieś odgórnie przyjęte granice przyzwoitości.
— Nie mam tylu bombek.
— Trudno się mówi. Dokupisz albo będziesz sama robiła łańcuchy z papieru.
— Nawet tak nie żartuj.
— Wybraliście już?
Syriusz zaczynał się niecierpliwić. Fran i mama stali od kilku minut przed choinką i kontemplowali nad jej wielkością, jakby miało to jakieś znaczenie. Dla Syriusza choinka była mało znaczącym elementem, tym bardziej wtedy, gdy matka nie zamierzała robić świąt w domu.
— Idź się porzucaj śnieżkami z Regiem, młody. — Fran machnął na niego ręką.
Młody Black chętnie skorzystał z propozycji, chociaż w planach miał raczej wsadzenie brata do ogromnej zaspy przy wejściu, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. Tym bardziej mama.
Ledwo uszedł kilka kroków, kiedy coś uderzyło go w plecy. Odwrócił się zaskoczony w stronę napastnika, którym okazał się François. François, który lepił właśnie kolejną śnieżkę, nic nie robiąc sobie z karcącego wzroku Walburgi Black.
Syriusz uchylił się przed następnym pociskiem. Z boku Reg trafił we Frana, dekoncentrując go. Syriusz wykorzystał to, by przytrzymać mężczyznę. Źle rozłożył jednak siły, w efekcie czego przewrócił siebie i Frana. Regulus uznał to za zabieg zamierzony i również się na nich rzucił.
— A może zostanie pan na święta, skoro pomaga pan już wybrać mamie choinkę? — Syriusz wiedział, że jego brat nie jest głupi i jak coś powie to już powie. W myślach pogratulował mu pytania.
— No, co za dzieci, ile razy mam powtarzać… — Fran pokręcił głową, strzepując śnieg z włosów, całkiem nie przejmując się leżącymi na nim Blackach. — Nie pan tylko Fran. Zapamiętajcie w końcu, to nie takie trudne.
— Ale zostaniesz czy nie? — Dopytywał się Syriusz.
— No nie wiem, nie wiem. To zależy…
Nad ich głowami Walburga zaśmiała się cicho i chwyciła Françoisa pod ramię.
— Zostań, Fran.

Etykiety: , , , , , , , , ,

Komentarze (30):

27 grudnia 2012 11:23 , Anonymous Vera pisze...

Niah ja mam do Ciebie wielką prośbę! Porzuć pomysł o Syriuszu w Slytherinie (tak, wiem robię się już nudna xD)i pisz o Walburgii! Błagam Cię no! Uwielbiam czytać o pani Black. Właściwie tylko w Twoim wydaniu, no ale uwielbiam! Jej świetnie wykreowaną postacią! Taką wyraźną i... ludzką! (Czego w sumie się nie spodziewałam czytając np. Zakon Feniksa, ale cii). Czarujesz Niah i czaruj dalej! Byle było dużo Walburgii i innych epizodycznych postaci rodu Blacków! Może być mniej Syriusza i duuuużo Regiego! Pamiętaj! Ma być dużo Regiego dla Very! xD

Jak każdy wie, na błędach się nie znam, ale wyłapałam chyba dwie literówki xD

Francuz, który był z Slytherinie razem z Orionem. Powinno być chyba w Slytherinie, prawda?
Drugiej nie pamiętam, a może mi się przywidziało. Zresztą czy to ważne? xD
Pozdrawiam ;*

 
27 grudnia 2012 12:09 , Anonymous Niah pisze...

Masz rację, to naprawdę nudne! Zaczynam mieć wrażenie, że Vera to synonim od "Ta, Która Nie Lubi Syriusza Ślizgona". A tym, że tak polubiłaś panią Black to jestem szczerze zaskoczona... i mile połechtana. Lubię Walburgę i lubię o niej pisać. Nie jest postacią jednoznaczną, której można z góry przykleić karteczkę "zła matka". Skądś to zło musiało się wziąć. Wiedz, że Twoja prośba zostanie na pewno zrealizowana w 50%.
Nad Reggie'm pracuję. Jak widzisz, jest wśród głównych bohaterów, więc będzie miał swój czas antenowy, gdy dorośnie i bardziej samodzielny. Bo na razie to takie małe i słodkie odkładane z kąta w kąt bez własnego zdania.
Jeżeli mówimy o epizodycznych postaciach rodu Blacków, to masz na myśli Alphard, Cygnusa, Druellę, rodziców Oriona i Walburgi, Regulusa I i tak dalej? Bo jeżeli tak, to zapewniam Cię, że będą.
Dziękować za literówkę. W życiu bym jej nie zauważyła. Ja znam te zdania na pamięć.
I literówki są ważne! To na nich opiera się cały żart!
Pozdrawiam, Niah.

 
27 grudnia 2012 17:29 , Anonymous Vera pisze...

Tak, tak o nich mi właśnie chodzi! xD Ha, będzie Regi, będzie Regi!
No i przyzwyczajaj się do Very narzekającej, bo podejrzewam, że przy każdym kolejnym rozdziale będę to pisać xP
Tak swoją drogą, u mnie pojawiła się trójeczka. Nie wiem czy mam Cię informować czy nie? (;

 
27 grudnia 2012 18:56 , Anonymous Niah pisze...

Widzisz, jak ja dobrze wiem czego potrzebujesz? Czytam w myślach poprzez łącze internetowe, sprawdź gdzie masz kamerkę.
Regulusa będzie dużo, ale to dopiero za jakiś czas, bo na razie muszę napisać te wydarzenia, które składają się na relacje głównych postaci, by nikogo z krzesła nie zmiotło pewnego pięknego dnia.
Vera narzekająca jest jak moja matka - trzeba ignorować lub wdawać się w dyskusję. Wszystko zależy od tematu.
Wiem, wiem, że trójeczka jest, ale nie wiem jaki ci komentarz napisać... Jest tak wiele do napisania, a ograniczona ilość znaków!

 
29 grudnia 2012 02:20 , Anonymous highwaytohell pisze...

Jak dobrze jest znaleźć dobre opowiadanie o Huncwotach, nawet jeśli jest to zbiór miniaturek, a nie ciągła historia i nawet po drugiej w nocy.
Muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobało, przede wszystkim przez lekkość prowadzenia tekstu. Ostatnio przekopywałam blogosferę w poszukiwaniu czegoś do czytania i większość blogów (no dobra, wszystkie oprócz tego) zamknęłam po połowie strony. Trochę w tym mojej winy, naczytałam się Sienkiewicza i teraz wybredna jestem. Jeszcze żebym sama pisała tak, jak tego wymagam od innych! Ot, trafił Ci się czytelnik hipokryta. Bo zostanę na dłużej, chyba że nałożysz na mnie bana za wypowiadanie nieskładnych myśli i zbytnie wymądrzanie się.
Kolejna rzecz, która wpłynęła na moje odczucia - spójność całości, wrzucając do tego jeszcze puentę. Uwielbiam takie dialogowe zakończenia, a tak rzadko trafiają się odpowiednio wycyrklowane. U Ciebie było idealnie *.* Sama chciałabym tak umieć.
Wynotowałam sobie parę kawałków, które szczególnie przypadły mi do gustu, o tu:

"...naprawdę nie lubię facetów, którzy uważają, że skoro się ze mną przespali to mogą mi rozkazywać. Takie numery możecie sobie odstawiać z kobietami." - Może to kwestia pory i mojego wykrzywionego poczucia humoru, ale ogromnie spodobało mi się to zdanie. "Jak ci się nie podoba, to won do baby, bądź hetero!" x)
"Walburga miała nieprzyjemne wrażenie, że Orion nie jest jedynym nieboszczykiem na tym pogrzebie."
"Młody Black chętnie skorzystał z propozycji, chociaż w planach miał raczej wsadzenie brata do ogromnej zaspy przy wejściu, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. Tym bardziej mama."
Teraz będzie trochę mniej miło, bo ja jestem takim typem, który nie umie się tylko rozpływać, a przemilczeć, jeśli zauważył coś, co mu niezupełnie pasuje. Nie robię tego, żeby się powymądrzać, bo jestem ostatnią osobą, która powinna to robić. Ale skoro znam niektóre błędy (bo sama je popełniałam/popełniam), to chyba nie powinnam ich przemilczeć, prawda? W sensie, publikujemy też po to, żeby jeszcze się czegoś nauczyć. Mam więc nadzieję, że nie odbierzesz tego jako atak na swoją osobę. Moje intencje były jak najbardziej czyste, jestem gołąbkiem z gałązką oliwną w łapkach. Po prostu mam upierdliwą blogową naturę. Dobra, to do wymieniania!
"Cały jej światopogląd runął w jednej chwili, gdy do drzwi Grimmmauld Place 12 zapukał urzędnik z Ministerstwa." - Wydaje mi się, że to nie światopogląd jako idea - a nawet swoista i d e o l o g i a życia - nie może runąć na wieść o czyjejś śmierci. To trochę jakby powiedzież, że komunizm jego wnuczka runął na wieść o śmierci Stalina :D Nie chodziło Ci po prostu o ten stary frazes "jej świat runął"?
"Urzędnik, roznosiciel złej nowiny, nie zareagował wcale na załamanie kobiety, świetnie przyzwyczajony do takich sytuacji." - Po pierwsze, roznosić można coś co jest mnogie, a tu mamy jedną złą nowinę. Nie chodziło czasem o doręczyciela? Po drugie, ale to już nie jest umotywowane żadnymi językowymi dowodami, tylko moim osobistym wyczuciem (lub jego brakiem) - nigdy nie słyszałam, że ktoś jest "świetnie przyzwyczajony". Że zdążył się już przyzwyczaić albo że jest świetnie PRZYGOTOWANY, to tak. Ale świetnie PRZYZWYCZAJONY? Właściwie, to nie widziałam tego epitetu z żadnym dookreśleniem.
"— Dzisiaj przy obiedzie pan Black dostał paczkę — Nie było to niczym dziwnym, w końcu były urodziny jej syna." - Jeżeli po pół pauzie nie idzie żadne stwierdzenie związane, mówiąc prosto, związane z ustami i mową (typu "powiedział", "rzekł", "odparł"), to stawiamy kropkę po wypowiedzi bohatera. To dość logiczne, skoro już masz odruch zaczynania dopełnienia z wielkiej litery :)
"Ciało pani męża znaleziono bez głowy kołatało jej się w myślach." - Przecinek po "głowy".

 
29 grudnia 2012 02:21 , Anonymous highwaytohell pisze...

"To mądry chłopiec, poradzi sobie pomimo nieobecności w szkole — Głos Albusa nie brzmiał przekonująco, ale Walburga nie przejmowała się tym." - Tak jak pisałam wyżej, po zakończeniu wypowiedzi powinna być kropka. I jeszcze jedno: w tym kontekście, to nie przejmowała jest bardziej jako że nie zwracała uwagi, prawda? Jeżeli tak, to nie lepiej byłoby użyć własnie takiego albo podobnego stwierdzenia, wskazującego na to, że Walburga miała gdzieś przekonujący ton Albusa? Bo po prostu to "nie przejmowała" brzmi tak, jakby to stwierdzenie miało głęboką wartość psychologiczną i ona przeżywała to w sposób mentalny, tak jak przejmuje się tym, co się teraz dzieje z Syriuszem.
"Duże litery były proporcjonalne względem małych, o podręcznikowych proporcjach." - Powtórzenie.
"Walburga mogłaby przysiąc, że ten mężczyzna, tłumaczący jej wtedy okoliczności takiego, a nie innego, stanu jej męża, jest rodowitym Anglikiem." - Według mnie trochę za dużo tu tych przecinków. Zdaję sobie sprawę, że interpunkcja to ogromnie płynna sprawa, więc tak tylko mówię. Ja bym wyrzyciła ten przed "stanu".
"— Albo wiesz co? Wyjdź już teraz, choćby oknem, — Wskazał je ręką." - A za tym "oknem" to nie powinna być kropka zamiast przecinka? :)
"François miał to w dalekim poważaniu." - Nie jestem przekonana, czy jest taki związek frazeologiczny. Na pewno jest "w głębokim poważaniu", ale nie w dalekim.
"Prawdopodobnie mnie Pan nie pamięta, gdyż nie zostaliśmy sobie nawet porządnie przedstawieni, podczas naszego ostatniego spotkania." - Według mnie ten drugi przecinek jest zbędny.
"Niemniej jednak, uważam, że powinien..." - Tu też. Ten pierwszy.
"z poważaniem," - Tu powinna być wielka litera, czy nie? Bo już sama nie wiem. Jest druga w nocy, a ja nie jestem językoznawcą, choćbym nie wiem jakie starała się stwarzać pozory ;)
"— Unieśmy wszyscy różdżki, by pożegnać Oriona, który jest już w lepszym świecie — Jej ojciec, Polluks, wyciągnął z zewnętrznej kieszeni szaty różdżkę i uniósł ją w kierunku nieba." - Kropka po wypowiedzi.
" Żaden z nich nie miał parasola i teraz po prostu mokli, kiedy ona stała pod parasolką trzymanym przez Alpharda." - Parasolka nagle zmieniła rodzaj, zauważyłaś? x)
"— Tak. Uważam, że lody truskawkowe są dobre na wszystko — Mężczyzna kiwnął głową i spojrzał na Walburgę." - Kropka po wypowiedzi bohatera.
"— Przyznaj, spodziewałaś się kogoś bardziej sztywnego — Jego wypowiedź zbiła ją z pantałyku." - Kropka po wypowiedzi bohatera.
"Chciałbym za to zabrać twoich synów na lody — Wskazał na zdziwionych chłopców, którzy nie wiedzieli jak się zachować." - Kropka po wypowiedzi bohatera.
"Walburga słuchała tego w skupieniu i miała wrażenie, że właśnie tego było jej potrzeba – spokoju, który roztaczał wokół siebie Francuz, i mówienie o zmarłym mężu jak o człowieku, a nie boskim bycie, który odszedł." - A nie powinno być "mówieniA"?

 
29 grudnia 2012 02:22 , Anonymous highwaytohell pisze...

" Myślisz, że uwierzę ci, że twój duży salon pomieści ponad siedemdziesiąt osób? " - Usunęłabym to "ci", bo zaraz potem jest "twój" i robi się taki natłok osobowo-dzierżawczy :3
"— Nie mam tyle bombek" - Tylu. Język polski jest potworem, trzeba odmieniać, wiem. I kropka Ci zwiała na lody truskawkowe z Franem.
"— Idź się porzucaj śnieżkami z Regiem, młody — Fran machnął na niego ręką." - Kropka po wypowiedzi bohatera.
"Syriusz uchylił się przed następnym pociskiem. Z boku Reg trafił w Frana, dekoncentrując go." - Ja bym zrobiła "we", bo jakbyś spróbowała to przeczytać na głos, to można się lekko popluć ;) Ale przyznaję się bez bicia, że nie znam na to reguły gramatycznej.
"Źle rozłożył jednak siły, w efekcie czego, przewrócił siebie i Frana." - Ja bym wyrzuciła ten drugi przecinek. "Czego" należy już do dopełnienia, więc i tak zazwyczaj występuje po przecinku, a samego "w efekcie" zasadniczo nie oddzielamy, bo po co? Ni to wtrącenie, ni składowa zdania złożonego :)
Ode mnie to tyle, pozwoliłam sobie zalinkować na sladamilapy i mam nadzieję, że Wen dopisze i wkrótce będę mogła przeczytać kolejne opowiadanie. Może nawet zrobię to o jakiejś ludzkiej godzinie i mój komentarz będzie się do czegoś nadawał.
Serdecznie pozdrawiam! (I przepraszam za te trzy komentarze. Staram się jak mogę, niektórzy dostawali ode mnie takie rozciągnięte na pięć, ja wiem, to przerażające. Pracuję nad tym.)

 
29 grudnia 2012 14:45 , Anonymous Niah pisze...

Nie pozostaje mi chyba nic innego, jak zatrzeć rączki i odpisać na twój komentarz, prawda?
Uwielbiam, gdy ktoś mi schlebia (kto tego nie lubi?), a już przede wszystkim, kiedy jest mowa o mojej pisaninie, w którą wkładam bardzo wiele siebie. Staram się opisywać wszystko w jak najprostszy sposób, by samej się w tekście nie pogubić. Nie ma nic gorszego niż autor niezorientowany we własnym opowiadaniu, czyż nie?
Czytelnicy-hipokryci mają to do siebie, że wzbudzają moją sympatię tym, że, tak jak ja, widzą błędy innych, ale swoich nie zauważają. Chodzi mi głownie o to, że czyjeś potknięcia się po prostu łatwiej zauważa niż własne, bo tekst za mocno siedzi w głowie, by spojrzeć na niego obiektywnym okiem. Nie mam na myśli pychy czy samouwielbienia, broń Merlinie.
Dialogowe zakończenia rządzą. Tekst nabiera wyrazu, kiedy kończy go bohater, a nie narrator, który i tak gada przecież od początku do końca. Wiem też dobrze, że gdybym dodała jeszcze zdanie, że Fran się uśmiechnął, to poleciałabym dalej i nie skończyłoby się tylko na opisaniu świąt, a tekst straciłby na lekkości. Trzeba umieć dawkować informacje.
"Jak ci się nie podoba, to won do baby, bądź hetero!" - dokładnie o to chodziło! Fran to facet, on się nie będzie starał przypodobać innemu facetowi. "Dobrze ci było? Fajnie. Źle? Nikt cię tu nie trzyma, tam są drzwi."
Bardziej lubię Syriusza gówniarza od Syriusza niby-dorosłego, bo dziecko można przynajmniej wytłumaczyć. U dorosłego pewne potknięcia zakrywają po prostu na głupotę. Nie lubię pisać o idiotach...

Dzięki ci, Merlinie, że zesłałeś mi czytelnika, który czuje się w obowiązku pomagania innym z ich błędami.

"Cały jej światopogląd runął w jednej chwili, gdy do drzwi Grimmmauld Place 12 zapukał urzędnik z Ministerstwa." - miałam mały problem z tym światem i światopoglądem. Coś czułam, że będzie źle i miałam rację. A to oprawię sobie w ramki: komunizm jego wnuczka runął na wieść o śmierci Stalina.
"Urzędnik, roznosiciel złej nowiny, nie zareagował wcale na załamanie kobiety, świetnie przyzwyczajony do takich sytuacji." - nie, chodziło o roznosiciela, jako o osobę, która przekazuje innym złe nowiny, bo za to jej płacą. A nie napisałam "roznosiciel złych nowin", bo Walburdze przyniósł tylko jedną (dobra, dwie, ale narrator jeszcze o tym nie wiedział).
A świetnie przyzwyczajonych faktycznie nie ma.
To będzie już się odnosiło tak do całości, ponieważ ten błąd pojawia się często i wynika głownie z mojej winy - chyba się w życiu nie nauczę, kiedy stawia się kropkę w dialogu. Starałam się, czytałam i wraz zastanawiam się, czy ją postawić czy nie.

 
29 grudnia 2012 14:45 , Anonymous Niah pisze...

"Ciało pani męża znaleziono bez głowy kołatało jej się w myślach." - w oryginale ten tekst jest kursywą i nie widzę sensu stawiania w tym zdaniu przecinka, ponieważ chodziło o opisanie "co" się kołatało w myślach. Jeżeli bym postawiła przecinek, to jaki by to wtedy miało sens? "Lody, kołatały jej się po głowie."
"To mądry chłopiec, poradzi sobie pomimo nieobecności w szkole — Głos Albusa nie brzmiał przekonująco, ale Walburga nie przejmowała się tym." - u mnie wszyscy się wszystkim przejmują, jak się teraz zastanawiam. Nawet wtedy, kiedy nie powinni.
"Walburga mogłaby przysiąc, że ten mężczyzna, tłumaczący jej wtedy okoliczności takiego, a nie innego, stanu jej męża, jest rodowitym Anglikiem." - "a nie innego" gra tutaj rolę wtrącenia, więc przecinek być powinien.
"— Albo wiesz co? Wyjdź już teraz, choćby oknem, — Wskazał je ręką." - przecinek, bo później jest dalsza część wypowiedzi.
"François miał to w dalekim poważaniu." - w dalekim poważaniu to ja mówię w szkole z rozpędu. Faktycznie, błąd.
"Żaden z nich nie miał parasola i teraz po prostu mokli, kiedy ona stała pod parasolką trzymanym przez Alpharda." - no oczywiście, bo ta parasolka jest hermafrodytą, nie zauważyłaś?
"— Nie mam tyle bombek" - kto nie chciałby iść na lody z Franem? Polska język trudna być.
"Syriusz uchylił się przed następnym pociskiem. Z boku Reg trafił w Frana, dekoncentrując go." - to coś jak "w środę" i "we środę" (podobno obie wersje są poprawne). Chyba masz rację, nie chcę przecież, by ktoś opluł monitor, prawda?
Aj, widać, że pisane to było w ciągu jednej nocy pod tzw. "natchnieniem". Co poradzę, że bym koncepcję zgubiła po drodze.
Mogłaś mi wcześniej napisać ten komentarz! Do za dziesięć druga byłam na komputerze, odpisałabym ci jeszcze rano.
Nie przejmuj się długimi komentarzami, lubię takie i ubolewam nad tym, że Blogspot ma ograniczoną liczbę znaków.
Śmieszna sprawa, bo wiesz, że ja czytam "Śladami Łapy"? Tylko, że trafiłam na twojego bloga gdzieś w październiku, przeczytałam i stwierdziłam, że dodam do zakładek, poczekamy, może coś dopisze. Ostatnio przeżyłam szok, bo zastanawiałam się skąd wziął się taki blog w moich linkach, a tutaj się zmienił szablon i nowy rozdział dodał! Teraz to lecę skomentować, bo tak nieładnie czytać i nie dawać o tym znaku autorowi.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarzE, Niah.

 
29 grudnia 2012 17:04 , Anonymous highwaytohell pisze...

Wiesz, nawet nie chodzi o to, że się nie zauważa, tylko każdy czyta z inną intonacją (weź choćby to z "takiego, a nie innego, stanu...) i w inny sposób, i na co innego zwraca uwagę. Dlatego chociaż się sprawdza tekst milion razy, zawsze Ci ktoś jeszcze coś wynajdzie.
Nie dziękuj Merlinowi, bo może się okazać, że za parę opowiadań będziesz miała mnie po dziurki w nosie. Niektórzy już na Twitterze o mnie piszą, jak dostaną komentarz, że oho, znowu ta napisała. No ale ja patrzę też na to wszystko nieco egoistycznie - też bym nie chciała, żeby mnie tylko chwalili, bo od samych pochwał się niczego nie nauczę, a przecież o to chodzi, żeby się jeszcze czegoś nauczyć. Oczywiście nie chodzi o to, żeby na chama się doszukiwać, bo spotkałam i takie opowiadania, w których może dwa przecinki mi nie pasowały, co de facto nie oznacza błędu, bo interpunkcja jest zwariowana.
Nie oprawiaj tego w ramki, bo mnie przed sądem lustracyjnym postawią! Chociaż nie, nie mogą, za późno się urodziłam. Ale i tak nie oprawiaj, takie prokomunistyczne teksty... x)
Wracając jeszcze do tego roznosiciela. Ja wiem, o co Ci chodziło, tylko tak od strony czysto językowej. Roznosić można coś, czego jest dużo, a jak potem piszesz o jednej nowinie to to się po prostu składniowo nie klei :)
Z zapisem dialogów to doskonale rozumiem, bo ja też w ogóle nie pojmowałam, kiedy tak, a kiedy siak, aż przeczytałam jeden artykuł na forum, który mi bardzo pomógł. O, patrz, nawet udało mi się znaleźć
http://literka.info/viewtopic.php?f=15&t=123
"— Albo wiesz co? Wyjdź już teraz, choćby oknem, — Wskazał je ręką." - przecinek, bo później jest dalsza część wypowiedzi. - Ale przerywasz je wtrąceniem autora, to już Ci daje ten wdech, za który normalnie odpowiedzialny jest przecinek. Tak na logikę: widziałaś kiedyś takiego floresa w książkach, które czytałaś? Mówię o polskich, bo w literaturze obcojęzycznej to już jest w ogóle tango z zapisywaniem dialogów. Nie chodzi mi o to, żeby udowadniać własną nieomylność, jak mi pokażesz takie coś, to zwrócę honor. Ale póki co, uparcie będę trwać przy swoim ;)

No tak, to parasolka Alpharda, w sumie wszystkiego można się po niej spodziewać. [i]Shame on me.
"Mogłaś mi wcześniej napisać ten komentarz! Do za dziesięć druga byłam na komputerze, odpisałabym ci jeszcze rano." - Ja go już wtedy pisałam. Byłam, jak to mówią nasi przyjaciele Francuzi - en train.
Naprawdę czytasz Łapę? Ale fajnie! ^^ (Tak, to był syndrom rozradowanej pięciolatki.)
Nie dziękuj mi, ja bardzo dziękuję za polemikę, bo to ogromnie wartościowe tak powymieniać się z innym autorem (świato)poglądami :)

 
29 grudnia 2012 18:29 , Anonymous Niah pisze...

Masz rację. Czasami czytam w tak dziwny sposób jakieś zdanie w książce, że płaczę ze śmiechu, a moja koleżanka mówi, że nie widzi tutaj nic śmiesznego.
Wątpię, zawsze to dodatkowa para oczu do przodu (wcale nie traktuję cię przedmiotowo!).
Och, jak się ludziom niektórym nudzi, że będą się czepiać o kropki nad i to ich sprawa. Ja nie mam tyle wolnego czasu.
Ale ten tekst jest świetny! Nikomu nie pokażę, obiecuję!
Będę uparta, roznosiciel mi się podoba. Możemy się sprzeczać, ale zostanie.
Dziękować za link, zaprzyjaźnię się z tym tekstem. Ze swojej strony polecam poradnik na Piórem Feniksa. Niestety, nie umiem się odnaleźć w tym nowym Onecie i Ci go nie podeślę.
"— Albo wiesz co? Wyjdź już teraz, choćby oknem, — Wskazał je ręką." - Pójdźmy na kompromis, nie zostanie nic, dobrze? (Tak, nie znalazła nic takiego w książkach.)
Alphard ma mnóstwo różnych rzeczy w domu. Dlatego Walburga go nie lubi, synów jej deprawuje.
Zwracam w takim razie honor. Hm... długo ci zajął w takim razie ten komentarz.
Czytam, czytam. Szczególnie o tych kieliszkach i spadaniu ze stołków barowych.
Och, zejdź ze mnie, każdemu zdarzają się pomyłki...
Pozdrawiam, Niah.

 
29 grudnia 2012 18:38 , Anonymous highwaytohell pisze...

Wcale na Ciebie nie wchodzę, nie chcę Cię zabić!
A pomyłki, to wiadomo, czy ja mówię, że ich nie popełniam? ^^
*unosi ręce do góry w geście kapitulacji* No przecież ja Cię do niczego nie zmuszam, nie po to tu jestem, żeby Ci wchodzić na autorski koncept. Ja i tak się cieszę, że odniosłaś się do moich wskazówek, przecież mogłaś je kompletnie zignorować :D
Nie, wcale nie traktujesz mnie przedmiotowo. A potem mnie wyrzucisz na śmietnik, jeszcze nie daj Merlinie trafię do składziku Alpharda... ;x
Jasne, Alphard ich deprawuje, a potem ja się muszę użerać z takim zdeprawowanym Syriuszem! (No dobrze, nie ja, a Lorayne, ale ktoś w końcu musi stawać pomiędzy nimi, kiedy Remus ma już dość.)
Nie złość się tylko na mnie, właśnie sobie czytałam "24 listopada", i nie chcę Cię do siebie zniechęcić.
Pozdrawiam, h.

 
29 grudnia 2012 18:54 , Anonymous Niah pisze...

A można ładnie prosić o komentarz do poprzednich postów? Chciałabym wiedzieć co o nich sądzisz.
Jeżeli przeżyłam to, że mój brat z ojcem się na mnie położyli, to przeżyję wszystko. Zaufaj mi.
Jak tu się nie odnosić do wskazówek, skoro są logiczne i słuszne?
Składzik Alpharda - stamtąd się nie wraca. Muszę to kiedyś wykorzystać.
Remus ma anielską cierpliwość niczym Archanioł Michał - czasami tylko ręka mu się na miecz omsknie.
Można wiedzieć jak trafiłaś tutaj do mnie? Ciekawi mnie to.
Pozdrawiam, Niah.

 
29 grudnia 2012 19:19 , Anonymous highwaytohell pisze...

Z Rejestru Blogów.
Tym bardziej nie chcę do składziku Alpharda!
Postaram się, ale niczego nie obiecuję. Jak zauważyłaś, pochłania to trochę mojego czasu (sił też, bo nie robię na odczepnego). Jestem wielkim leniem, muszę mieć warunki. Ale postaram się, naprawdę!
Całuję, h.

 
1 stycznia 2013 18:53 , Anonymous Vera pisze...

Serio, pisałabyś się na betowanie?! xD Napisz najlepiej do mnie na gadu, jeśli możesz 7208594. Co miałaś na myśli, pisząc, że wiesz co będzie dalej?

 
4 stycznia 2013 23:57 , Anonymous highwaytohell pisze...

Jeżeli stan tekstów na Aberracji na dzień dzisiejszy wynosi trzy, to skomentowałam wszystkie.
Pozdrawiam,
h.

 
21 lipca 2013 22:00 , Anonymous 香奈子 pisze...

Płakałam jak bóbr. Prawie.

Uwielbiam ten rozdział za smutek i rozpacz. Za prawdziwie przekazanie emocji. Za pierwiastek szczęścia w postaci Fransa, który rozpogodził moje serduszko.

Zacznę od początku. Serce mi się krajało, bo mimo że małżeństwo Oriona i Walburgi było ustawione, ona naprawdę coś do niego czuła i się z nim żyła, bo nie wierzę, że to tylko kwestia przyzwyczajenia kazała jej opłakiwać zmarłego męża. Wydaję mi się, że jej łzy były prawdziwe.

Wstrząsnęłaś mnie dogłębnie informacją, że Syriusz został głowę swojego ojca w prezencie na urodziny. Ja pierdolę. Aż mam ochotę przerąbać temu popaprańcowi w zęby, a potem uszkodzić całą strukturę ciała.

Jedyne co mnie trochę gniotło w tyłek to brak jakiegoś głębszego opisu stanu emocjonalnego młodszego Blacka, bo Regulus to nawet jak był mały, wydaję mi się osobą, która ma głowę na karku. W twoim ficzku. ^^

Fran. Wkupił się w moje łaski (i nie dlatego, że jest bi, a przynajmniej tak zakładam). Po prostu podoba mi się w jaki sposób odciągnął chociaż na chwilę chłopców i Walburgię od żałoby. Coś wspaniałego.

Nie mogę się doczekać rozwinięcia wątku z śmiercią Oriona. Zastanawiam się, czy będzie powolutku odkrywała przed czytelnikami przeszłość rodziców Syriusz i Regulusa.

W twoim opowiadaniu jest tyle fajnych wątków, że aż zazdrość bierze.

Podziwami! XD

 
21 lipca 2013 22:12 , Anonymous Niah pisze...

*podaje chusteczki*
Otrzyj łzy, nie wylewaj łez na klawiaturę, bo możesz wywołać spięcie. Jak przeczytam kolejne komentarze, skoro ich nie napiszesz?
Fran Liebleu, pseudonim Pierwiastek Szczęścia. Zapamiętam.
Pół życia ze sobą spędzili, mieli dwójkę dzieci i nagle wszystko się rozleciało. Jestem naprawdę okrutna, że zrobiłam im coś takiego. A, i Wally nie płakała, ona się omal nie rozpłakała, a to różnica. Blackowie nie płaczą!
Ta głowa to ważna rzecz, ponieważ wokół niej kręcą się ogólnie wątki z trzeciego okresu. Malutki spoiler.
O Regulusie będzie odrębny post, ponieważ jak Syriusza i Walburgę można opisywać razem, bo mają podobny charakter, to Regulus za bardzo by się z nimi gryzł i mogłoby to wyglądać inaczej, niż powinno. Poza tym, Reg to zamknięty chłopak, otwiera się dopiero później.
Fran to Fran, można go kochać lub kochać. Tak czy inaczej, wszyscy go kochają.
Zastanawiam się nad tym czy walnąć jeden wielki tekst, by czachy parowały czytelnikom czy powolutku, po kawałeczku, pokazać wszystko. Zobaczymy na co starczy mi więcej cierpliwości.
W tym opowiadaniu jest tak dużo wątków, a tak mało czasu na pisanie.
Pozdrawiam, Niah.

 
21 lipca 2013 23:51 , Anonymous 香奈子 pisze...

*bierze i dziękuje*
Spoko. Mam w szafie zapasową, bo lubię zalewać klawiatury.
Zapamiętaj. Ta ksywka może odmienić jego życie. Moja i twoje również ;P
Masz rację. To musiał być dla nie wstrząs. Jednak nawet czytanie mi idzie zbyt trudno. Ale masz rację. Mimo wszystko... nawet do poduszki w nocy nie płakała? No wiesz, tak bez świadków? Mogła, nie? ^^
Nie mogę się doczekać. Nakręcasz. ^^
Cieszę się. Lubię twojego Regulusa, więc z uciechą przeczytam o śmierci Oriona z jego perspektywy. Z jakiegoś powodu lubię czytać o smutnych rzeczach.
Zasłużył.
Obydwie opcje są kuszące, ale skoro będzie to jeden tekst, to znaczy, że szybciej się skończy opowiadanie?
Spoko, dlatego możesz go pisać przez całe życie ^^

 
22 lipca 2013 12:18 , Anonymous Niah pisze...

Sprytnie!
Umieszczę to w tekście kiedyś, zobaczysz.
Nie wiem, czy płakała w poduszkę. Nie udało mi się zakraść do sypialni Walburgi Black. Teren pilnie strzeżony.
Ale to nie będzie tylko o śmierci Oriona z perspektywy Rega. To będzie tekst przekrojowy. Przynajmniej tak myślę, ale pewnie wyjdzie jak zawsze.
Nie, no co Ty. To tylko jeden wątek, a jest jeszcze kilka(naście) innych.
Znudziłby mi się xD. Ej, ja go od października, albo od listopada 2012r. piszę... A pierwotnie to zaczęłam 11.11.11r. całą historię!
Pozdrawiam, Niah.

 
22 lipca 2013 15:00 , Anonymous 香奈子 pisze...

Będę naprawdę... zaszczycona. Chyba mogę to ująć w taki sposób.
Zdążyłam zapomnieć, że pani Black nadal jest Black i nie dopuszcza do siebie intruzów. Zostawię to swojej wyobraźni.
Mimo wszystko naprawdę się cieszę, że dostanę rozdział całkowicie z perspektywy Rega. ^^
Oh w takim razie nie mam nic do tego, abyś zalała nas w ekspresowym tempie informacjami, które sprawią, że będziemy zbierać zęby z podłogi~!
Łal, podziwiam, ale chciałabym mimo wszystko kiedyś za x lat temu wejść na bloga i zobaczyć notkę, w której informujesz, że właśnie szczęśliwie dobrnęliśmy do końca. To byłoby wspaniałe uczucie.

 
25 lipca 2013 13:22 , Anonymous Niah pisze...

Będziesz się cieszyć tak jak ja, gdy zobaczyłam na blogu fragment o składziku wuja Alpharda, który wymyśliłyśmy z jego autorką, pisząc komentarze. Klik.
A później będę płacić odszkodowanie i pokrywać opłaty za dentystę. Tak będzie, zobaczysz.
Masz rację, to będzie chyba właśnie za x lat xD
Pozdrawiam, Niah.

 
25 lipca 2013 22:10 , Anonymous 香奈子 pisze...

Nie mogę się doczekać :D
Spoko. Mam nadzieję, że aż tak ciężko nie będzie.
Im dużej tym lepiej. XD

 
9 sierpnia 2013 14:28 , Anonymous Ginger Grant pisze...

Szkoda, że Oriona spotkał taki okropny koniec. Ciekawi mnie jednak, kto mógł mu to zrobić i jeszcze na tyle podły, żeby wysyłać głowę jego dziecku. Moim zdaniem dobrze opisałaś przygnębienie Syriusza i apatię, w jaką popadł. W końcu był jeszcze bardzo młody, a stracił kogoś bliskiego i to w taki sposób.
Swoją drogą, wiesz, że chciałam wykorzystać w opowiadaniu zbliżony motyw, ale nie z głową? Teraz nie wiem, czy go użyję, czy nie, no ale...
Wciąż trudno mi się przyzwyczaić do Walburgi, która nie jest zimna i oschła jak w książce, a która przejmuje się stratą męża oraz jest wrażliwa na nieszczęście swoich dzieci. To chyba pierwszy raz, kiedy widzę w jakiejś historii tak miłą Walburgę, choć niestety, pojawia się ona rzadko. A szkoda, bo zawsze fajnie mi się czytało o jej jędzowatym charakterku xD.
Fajnie wyszły te przeskoki czasowe ;). Jak ty się umiesz połapać w takiej zaburzonej chronologii? Bo ja bym się dawno pogubiła ^^.

 
9 sierpnia 2013 15:45 , Anonymous Niah pisze...

Cóż, Orion miał po prostu pecha, a Syriusz jeszcze większego. To okropne z mojej strony, ale uwielbiam robić moim postaciom krzywdę, szczególnie psychiczną. Dużo ciekawiej się wtedy nimi pisze.
Skoro chciałaś to zrobić przed przeczytaniem tej notki, nic nie stoi na przeszkodzie. Nie zmieniaj planów, skoro w innym opowiadaniu przypadkiem pojawił się podobny motyw.
Kobiety to suki, ale kobiety, które są matkami, to samice owczarka kaukaskiego - zrób coś ich szczeniakom, a noga, ręka, mózg na ścianie.
Nikt nie powiedział, że się łapię w stu procentach :D
Pozdrawiam, Niah.

 
9 sierpnia 2013 18:04 , Anonymous Ginger Grant pisze...

Ja też tak lubię robić, więc rozumiem ^^. Sama będę dość często się pastwić nad moją główną bohaterką.
No, to w sumie były dość stare plany, które zrodziły się w mojej głowie, gdy obmyślałam nową wersję opowiadania. Nie wiem, czy je uwzględnię, zależy, czy mi się to zgra i ogólnie okoliczności będą nieco inne, ale sytuacja troszeczkę podobna, dlatego było moje zaskoczenie, jak czytałam tą notkę ^^. No ale jeśli nie będzie ci to przeszkadzać, to okej.
Wkrótce nadrobię kolejne odcinki ^^. Sorry, że tak mi powoli idzie, ale ostatnio albo poprawiam zapas rozdziałów, albo czytam bieżące blogi, i na nadrabianie innych nie zawsze już znajdę czas ;).

 
9 sierpnia 2013 18:47 , Anonymous Niah pisze...

Wiem, czytałam o tym jak nią rzucano po ścianach xD Ale ile można pisać, że bohaterowi nic nie jest, żyje, ma się dobrze i ogólnie tęcza?
Nie przejmuj się. Ja często tak mam, że przeczytanie trzech rozdziałów idzie mi jak krew z nosa, bo przecież trzeba na bieżąco obejrzeć odcinki wszystkich seriali, anime, dokończyć książkę i jeszcze przeczytać notki na blogach, które się obserwuje. Doba jest stanowczo zbyt krótka.
Pozdrawiam, Niah.

 
9 sierpnia 2013 18:58 , Anonymous Ginger Grant pisze...

W starej wersji, czy w tej nowej? Mnie ogólnie nudzi, kiedy życie bohatera to wyłącznie sielanka. Okej, wiem, że mogą być jakieś lekkie, miłe momenty, ale jak całe opowiadanie jest miłe i pozbawione jakichś gorszych chwil dla postaci.
Nie masz już dużo tych notek, więc pewnie wkrótce nadrobię i postaram się choć pokrótce skomentować. Zwłaszcza, że twój blog jest jednym z ciekawszych o Blackach, jakie czytałam. Bo standardowy Syriusz-kobieciarz figlujący z Huncwotami to jest dość często spotykany.

 
9 sierpnia 2013 19:40 , Anonymous Niah pisze...

W starej, chociaż w nowej też już doszłam do momentu, że ją pokiereszowali trochę. Tak na marginesie - nowa wersja o niebo lepsza od starej, przynajmniej do momentu, w którym skończyłam (czyli drugi rozdział).
Miło mi to słyszeć :)
Pozdrawiam, Niah.

 
9 sierpnia 2013 19:42 , Anonymous Ginger Grant pisze...

Aha ;). O, to miło mi, że nową też czytasz i że ci się podoba ta nowa wersja :). Na pewno nie jest to ostatni raz, kiedy ją pokiereszowali.
Zresztą jakby na to nie patrzeć, teraz mam rok doświadczenia więcej, więc lepiej mi idzie pisanie :).

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna