31 paź 2013

[BEZRUCH] Wybory

2 lutego 1980r.

Posiadłość Liebleu znajdowała się na obrzeżach Paryża wśród innych nowobogackich domów, idealnie komponując się z otoczeniem. Budynek wyglądał niczym mały pałac z dwiema kondygnacjami i półkolistym ryzalitem w centralnej części fasady. Okna otoczone były uszatkami, a gzyms zakończony kolumnową attyką, gdzie pani domu lubiła jeść podwieczorek w wyjątkowo słoneczne dni. Całość utrzymana była w pastelowych kolorach, które wieczorem wydawały się świecić własnym światłem.
Pomimo środka zimy na trawniku nie zalegał nawet płatek śniegu. Zamiast tego chodniki błyszczały się od wilgoci, a woda w oczku wylewała na zewnątrz.
Regulus stał przed bramą zdobioną roślinnymi ornamentami i spoglądał w stronę domu. Krople deszczu wlewały mu się za kołnierz, a on sam nie zdawał sobie sprawy, ile sterczał
w jednym miejscu niczym kołek. Miał wrażenie, że minęły wieki nim odważył się dotknąć maleńkiego, żeliwnego żonkila, który odblokowywał zaklęcie, umożliwiając Regulusowi przenikniecie przez bramę.
Ledwo wszedł na teren posesji, gdy podbiegł do niego cień na czterech łapach, żwawo merdający ogonem.
— Cześć, Collin. — Podrapał psa za uszami, uśmiechając się do niego. Zwierzak szczeknął wesoło i otrzepał z wody tuż przy Regulusie. Black skrzywił się nieładnie, ale nie wyraził swojego zdegustowania w inny sposób.
Pies odprowadził go pod same drzwi, machając wesoło ogonem, co rusz uderzając nim Regulusa w udo. Chłopak spojrzał na herb Liebleu na drzwiach, mając mieszane uczucia. Korona francuska zawsze źle mu się kojarzyła, przez to, że dziadek powtarzał, że „każdy Black jest królem”. Liebleu może i się za królów nie uważali, ale mieli podobny zakres władzy i nie bali się z niej korzystać.
Reg nacisnął klamkę bez wahania. Drzwi były zaczarowane tak, by ogłuszyć każdego, kto nie był mieszkańcem pałacyku. Wątpił, by Fran usunął go z listy domowników podczas jego nieobecności we Francji. W prawdzie, nie było go prawie pół roku, ale żywił cichą nadzieję, że dalej mógł nazywać to miejsce domem. W każdym tego słowa znaczeniu.
Salon jak zwykle robił wrażenie. Ciemna, marmurowa podłoga kontrastowała z jasnymi ścianami, a kryształowy żyrandol odbijał blade światło księżyca wpadające przez okna, tworząc prawie magiczną poświatę na potężnym, dębowym stole, który stał w centrum.
Black zdjął buty i mokry płaszcz. Marmur był chłodny i śliski, jakby Gretha go dopiero co wypolerowała. Mimo ogromnej powierzchni było tutaj na tyle ciepło, że Regulusa przeszedł dreszcz.
Miał już wejść na schody i zniknąć w swoim pokoju, gdy podskoczył na dźwięk pukania. Serce zabiło mu szybciej, gdy pomyślał, że to Śmierciożercy go znaleźli, ominęli magiczne osłony i przyszli po niego. Jednak to była tylko mała, szara sowa, która zawzięcie stukała dziobkiem w okno. Regulus wpuścił ją szybko do środka, by nikogo nie obudziła. Ptak zatoczył koło nad żyrandolem, trzepocząc gwałtownie skrzydłami. Chłopak musiał podskoczyć i złapać ją w ręce, by się uspokoiła.
— Nie mam dla ciebie ciastek, będziesz musiała sobie poradzić — mruknął do ptaka, trzymając go jedną ręką, a drugą odwiązując list od jego nóżki.
Zdecydował się nakarmić sowę, gdy zobaczył, że przyleciała prosto z samego Londynu, by dostarczyć wiadomość do „Pana Blacka”. O kogokolwiek by chodziło. Zaniósł ją do kuchni i wypuścił, szukając po szafkach ciasteczek. Połamał jej jednego herbatnika i otworzył kopertę nożem do masła.
Panie Black,
Piszę do Pana w imieniu Jamesa Pottera, który prosi Pana o pomoc w pewnej niecierpiącej zwłoki sprawie. Z uwagi na jej ważność, nie mogę Panu przekazać więcej informacji. Potter twierdzi, że jest Pan zaufaną osobą. Proszę o przybycie jak najszybciej na podany poniżej adres.
Zakon Feniksa
Kilka kropel wody z włosów Regulusa skapnęło na papier, rozmazując tusz. Reg zakrył usta dłonią, nie wiedząc, co zrobić. Ten list był zaadresowany do Syriusza, a on zdecydowanie nie powinien go czytać. Było jednak za późno.
Reg oparł się ciężko o blat kuchenny, zastanawiając, co powinien zrobić. Był pewien, że ojciec i brat wiedzieli, czym zajmował się po skończeniu szkoły i żaden z nich nie był zadowolony z tego powodu. Co więcej, Syriusz może uznać go za szpiega Voldemorta i wydać aurorom. Co prawda, Regulus do końca w to nie wierzył, ale zawsze była taka możliwość.
Black zdawał sobie sprawę, że popełnił wiele błędów w swoim życiu i piętno niektórych z nich będzie nosił aż do samego końca, ale Fran zawsze powtarzał, że trzeba mieć odwagę przyznać się do tego, co zrobiło się źle. Reg wiedział, że dołączenie do świty Voldemorta było złe i chciał się jakoś zrehabilitować.
— Black, ty idioto…
Nagle coś jakby zaświtało w głowie Regulusa. Black. Przecież o nim też można było powiedzieć Pan Black. A jeżeli Reg dobrze myślał, mógłby spokojnie przyjść z tym listem i powiedzieć, że był zaadresowany do niego. Mógłby zadośćuczynić za to, co zrobił. Mógłby…
— Reg, o czym ty w ogóle myślisz — zganił sam siebie, odchodząc od blatu i przeczesując włosy palcami. — Przecież tam jest czarno na białym napisane, że James ufa Blackowi. To jasne, że nie chodzi o ciebie.
Jednak szalony pomysł go kusił. Gdyby mu się udało, mógłby się ukryć przed Voldemortem. Mógłby nawet przyczynić się do jego pokonania. Może to były trochę zbyt górnolotne nadzieje, ale przecież możliwe.
Regulus wyjrzał z kuchni do salonu. Ani w bocznym korytarzu, ani na schodach nie świeciło się światło i nie było widać żywej duszy. Wypuścił sowę na dwór i przebiegł cicho przez salon. Nałożył buty i płaszcz, wychodząc na ulewę. Ciepły pokój z łazienką znajdzie w Anglii, a ubrania kupi po drodze. Jeżeli przez ten czas mnie nie nie szukali, to poczekają jeszcze trochę.
Z tą myślą deportował się do francuskiego Ministerstwa, by zamówić świstoklik do Londynu.
7 lutego 1980r.

To było przesłuchanie. Nikt tego tak nie nazwał, ale Reg wiedział, że tak jest. Pytania, które mu zadawali, jasno wskazywały na to, że mu nie ufają i szukają dziury w całym. Regulus starał się dawać jasne, krótkie odpowiedzi, ale nie zawsze to było możliwe. Szczególnie, gdy pytali o rodzinę.
W domu była taka niepisana zasada, że o rodzinie się nie rozmawiało. Nie chodziło o rodzinę Blacków, z którą Regulus już nie był związany czy rodzinę Liebleu. Po prostu nie mówiło się o niej obcym. Księciu ciężko było nic nie mówić, gdy zapytano go ile ma rodzeństwa lub jak nazywają się jego rodzice.
— Co robiłeś po skończeniu szkoły?
Regulus spodziewał się tego pytania prędzej czy później, ale i tak nie był na nie przygotowany. Widzisz, Moody, wstąpiłem do świty Sam-Wiesz-Kogo, by pokazać wszystkim, że nie jestem tylko „młodszym bratem Syriusza Blacka”. Nie przewidziałem tylko tego, że ten szaleniec każe nam kogokolwiek zabijać, ale przecież każdy popełnia w życiu błędy, nie?
Z opresji uratował go nie kto inny jak James Potter, który nagle wszedł do pokoju.
— Daj spokój, Luniek. Zbyt długo nie widziałem Sy... Regulus? — Black był pewien, że teraz wszystko się wyda. Przecież z Pottera można było czytać jak z otwartej księgi. Na pewno się domyślili, że Reg zabrał list i podszył się pod pożądanego Pana Blacka. Tylko, że było za późno, by się tak po prostu wycofać.
— Syriusz nie wrócił, prawda? — zapytał Jim z zawodem w głosie. Regulus miał ochotę wstać i wycałować jego policzki.
— Nie, jeszcze nie. Przyjechałem za niego.
Regulus powoli budował swój domek z kłamstw, dokładając po kolei kolejne. Pozostało mu tylko czekać, aż ta budowla się zawali.
17 lutego 1980r.

Regulusa obudził okropny ból zlokalizowany gdzieś w prawym biodrze. Gdy otworzył oczy, długo jeszcze nie mógł rozróżnić kolorowych plam i czuł się skołowany. Pamiętał Blishwicka, który zmienił się w potwora i ich zaatakował, ale nic poza tym nie przychodziło mu do głowy. Pokonali go? A może nie? I co się stało z Potterem?
W ustach czuł nieprzyjemny smak i miał wrażenie, że język zamienił mu się w wysuszoną gąbkę. Próbował się podnieść, ale czuł jakiś opór na piersi i rękach. To chyba mało prawdopodobne, by ktoś go związał…
Reg zamrugał zaskoczony, gdy zauważył, że naprawdę jest przewiązany sznurem wzdłuż klatki piersiowej i nadgarstków.
— Na gacie Merlina…
Blackowi przychodziło do głowy tylko jedno – Blishwick ich jednak złapał i teraz będzie ich torturował, by wydobyć jakieś informacje. Co w takim razie zrobił z Łosiem? Zabił go czy nadal więził tak jak Regulusa?
Ból nie pomagał mu myśleć. Czuł się, jakby wypił kilka butelek wina samodzielnie i odczuwał teraz tego skutki. Akurat, gdy potrzebne mu było racjonalne myślenie, jego ciało z nim nie współpracowało.
Gdy usłyszał kroki na korytarzu, od razu zamknął oczy i udawał, że śpi. Ktoś wszedł cicho do środka. Regulus słyszał, jak stawia coś na ziemi, po czym siada obok niego na łóżku. Kołdra została odsunięta, a jego koszulka podciągnięta do góry. Reg zawzięcie walczył z obrzydzeniem, wyobrażając sobie, jak ostary Albrecht Blishwik go dotyka. Okropny widok.
— Musiało być zatrute…
Regulus automatycznie otworzył oczy i zamrugał. James Potter. Miał nadzieję, że Łoś nie zauważył tego ruchu i ponownie zamknął oczy. W jego głowie kotłowało się wiele dziwnych myśli. Najgłośniejsze z nich było pytanie: „Dlaczego James Łoś Potter go związał?” W ten sposób nie zmusiłby go do mówienia. Raczej. 

Potter długo opatrywał ranę Regulusa. Reg czuł, że Gryfon nie miał wprawy, choć niewątpliwie się starał. Na staraniach się jednak skończyło.
— Łosiu, tylko cię zabić…
— Reg, obudziłeś się w końcu? — Potter od razu doskoczył do niego, unosząc jego głowę nieznacznie do góry. — Myślałem, że będziesz spał wiecznie.
— Dlaczego mnie związałeś? — Black posłał mu bardzo nieprzychylne spojrzenie, które jasno świadczyło o tym, że jeżeli James w ciągu najbliższych piętnastu sekund nie wytłumaczy się ze swojego zachowania, Regulus – nawet pomimo więzów! – zamorduje go własnymi rękami.
James przez chwilę wymownie milczał. Podrapał się po nosie, poprawił okulary i odchrząknął, starając się zyskać na czasie. Mordercze spojrzenie Blacka jednak nie ustawało, a wręcz przeciwnie – robiło się coraz bardziej mroczne.
— Trochę się rzucałeś w gorączce, więc cię związałem, byś nie zrobił sobie krzywdy — wydusił z siebie w końcu.
— To wspaniałe, że tak o mnie dbasz, Łosiu, ale w tej chwili mnie rozwiąż. Nie, inaczej. ŻĄDAM, byś mnie rozwiązał w tej chwili.
— Black, zaraz dam ci jakiś eliksir przeciwbólowy i poczujesz się lepiej…
— Potter, ja czuję się świetnie. Wprost wyśmienicie. Ale nawet się po nosie nie mogę podrapać. To sprawia, że się stresuję, rozumiesz? Więc rozwiąż mnie grzecznie i znów będziemy się tolerować, tak? Jak za czasów szkolnych. — Regulus starał się mówić wolno i spokojnie, niczym do osoby opóźnionej umysłowo, ale jego głos przesiąknięty był na wskroś jadem.
— Nie zrobię tego. — Głos Jamesa zyskał jakąś dziwną pewność siebie, która zaniepokoiła Regulusa. Owszem, Potter zawsze wydawał mu się zbyt pewny siebie i arogancki, ale przecież dorósł – obaj dorośli – i nie chodziło tutaj o przynależność do innych domów czy różnicę klas.
Olśnienie przyszło nagle. Black zamknął oczy i zmarszczył, zastanawiają się, czemu nie wpadł na to od razu. Przecież odpowiedź aż za bardzo rzucała się w oczy.
— Widziałeś. — To nie było pytanie.
— Owszem, widziałem. Nie zrozum mnie źle, po prostu chciałem się upewnić. — James złączył ręce ze sobą, nie patrząc w stronę Rega. — Dlaczego tak naprawdę przybyłeś na wezwanie Zakonu? Syriusz w ogóle wie, że wziąłeś ten list?
Fala wstydu i zażenowania przeszła przez ciało Regulusa. Wolał, by ktoś inny rozliczał go z jego prywatnych grzechów. James Pottera nigdy nie wyobrażał sobie w tej roli.
Kiedyś musiał przerwać milczenie.
— Nie, nie wie. Ja… mogę się teraz tylko domyślać, co o mnie myślisz, ale wcale nie chciałem was sabotować, Potter. Ja po prostu… — Zawahał się chwilę, przygryzając dolną wargę i zastanawiając się, jak ubrać myśli w zdania. — Nie chcę być „tym złym”. Chcę pomóc. Cholera, każdy w życiu popełnia błędy. Przyznaj mi rację, Potter — zażądał, patrząc Jamesowi prosto w oczy.
Jim zdjął okulary z nosa i wytarł je rąbkiem pościeli Regulusa.
— Pamiętasz, jak zabrałem cię do Zakazanego Lasu w szóstej klasie? Nigdy nie wybaczyłem sobie tego, że Remus cię zaatakował. — Reg wciągnął powietrze ze świstem, przypominając sobie, z jaką siłą wilkołak odepchnął go wtedy na drzewo i co by się z nim stało, gdyby nie przybiegł Syriusz. — Wiem, że ludzie popełniają błędy, ale chcę cię zapytać tylko o jedno – zabiłeś kiedyś kogoś z rozkazu Sam-Wiesz-Kogo?
Pytanie zawisło między nimi. James myślał o poobijanym Regulusie, którego wyniósł na rękach z lasu, gdy Syriusz zaatakował Remusa pod postacią psa. Młody Black wydawał mu się wtedy dużo mniejszy i lżejszy niż był w rzeczywistości i bezbronny, gdy szeptał imię starszego brata. Regulus zaś myślał o tym, jak razem z Dołohowem i Crouchem, pod przewodnictwem Avery’ego, kazano im torturować tę młodą szlamę, która błagała ich, by przestali.
— Stchórzyłem. Nie dałem rady jej zabić. Po prostu nie mogłem… Ona nikomu nic nie zrobiła. Bała się tak samo jak my — wyznał, odwracając głowę od Jamesa.
— Mówisz o Jane Smith?
— Tak.
James chwilę myślał, po czym rozwiązał Regulusa, przecinając więzy zaklęciem. Black chciał się podnieść i usiąść na łóżku, ale bok zapulsował tak okropnym bólem, że z jego gardła wydobył się krzyk. Potter pomógł mu się oprzeć na poduszkach i szybko podał eliksir przeciwbólowy.
— Dlaczego użyłeś na Blishwicku Avady?
— Bo nie chciałem, byś umarł, Potter. — Ból był nie do zniesienia i Regulusowi się wyjątkowo źle myślało w tym momencie. — Nie chcę, by ktokolwiek wokół mnie umierał. Mogę zostać sam?
James wyszedł bez słowo z pokoju, oglądając się przy samych drzwiach na Regulusa.

19 lutego 1980r.

Jechali pociągiem już drugi dzień. Rana Regulusa się źle goiła i James stwierdził, że nie będzie ryzykował ani deportacji, ani świstoklików. Musiał też dać łapówkę konduktorowi, by pozwolił im dwóm zająć cały przedział. Potter nie powiedział Blackowi, ile owa łapówka wyniosła, ale widząc jego niezadowoloną minę, Black mógł się tylko domyślać, że na pewno nie mało.
— Ile już jesteś z Evans, Potter? — Skutkiem ubocznym brania eliksirów przeciwbólowych było u Regulusa nadmierne gadulstwo, z którego chyba nie zdawał sobie sprawy.
— Od siódmej klasy — odpowiedział uprzejmie James, odwracając wzrok od okna. Miał już dość niekończącego się śnieżnego krajobrazu.
— To prawie tyle, ile ja z Jeną — zauważył Black, spoglądając na brudną, bordową zasłonę, która zasłaniała drzwi od przedziału. Zdążył naliczyć na niej już osiemnaście plam.
— Jak w ogóle poznałeś Jenę? — Jim stwierdził, że dobrym pomysłem będzie zajęcie Regulusa na dłuższy czas. Może się zmęczy i zaśnie?
— Gdy byłem z czwartej klasie, Syriusz zrobił sobie z niej kozła ofiarnego. Zniszczył mój kałamarz nad jej głową, ochlapując tuszem. Zaprowadziłem ją do łazienki i zaczekałem, aż przestanie płakać.
— Podobno w piątej klasie, gdy graliśmy razem mecz, chciałeś jej zaimponować.
— Nie tyle co zaimponować, a żeby mnie zauważyła. Przeżyłem bardzo poważny cios, gdy podczas zajęć ze Ślimakiem, przedstawiła mi się, jakby mnie w ogóle nie kojarzyła, kiedy ja zbierałem się mentalnie do tego, by z nią porozmawiać od czasu tego nieszczęsnego kałamarza — wyznał Regulus.
James skwitował to szerokim uśmiechem. Blackowie, nawet Syriusz, wydawali mu się wyjątkowo pewnymi siebie osobami, które ciężko było czymkolwiek zaskoczyć. Nigdy by mu do głowy nie przyszło, że Regulus może mieć problemy z zagadaniem do dziewczyny.
— Dopiero w siódmej klasie udało mi się ją zaprosić na randkę. Syriusz mnie wyśmiał, gdy powiedział mu, że nawet jej nie pocałowałem. Ciężko jest być bratem TEGO Syriusza Blacka, gdy twoja pewność siebie mieści się na czubku od szpilki.
— Może to dziwnie zabrzmi, ale wiem coś o tym. Syriusz jest… specyficzny.
— Syriusz jest po prostu wredny. Musi być tak, jak on chce i koniec. Dlatego, mimo wszystko, strasznie się cieszyłem, gdy na ostatnim roku nie miałem nad sobą jego widma i mogłem partaczyć sytuację w wyjątkowym stylu. Szczyt był po zakończeniu roku.
— Co się stało? — zapytał mimochodem James.
— Wpadliśmy.
Nie takie odpowiedzi spodziewał się Jim. Zachłysnął się powietrzem. Nagle wszystkie wątki zaczęły łączyć się w całość. Wyjazd Jeny, o którym dowiedział się od jej brata, Selwynowie, którzy stali się jakoś tacy bardziej cisi i biedna, mała Katherina, która była trzymana teraz pod kloszem, niczym wymierający gatunek.
James policzył szybko na palcach, ile to już miesięcy minęło od lipca.
— Gdzie ona teraz jest?
— W Ameryce. Mieszka na obrzeżach Brooklynu. Przyszła do mnie pod koniec sierpnia tamtego roku. Wstąpiłem już wtedy w szeregi Czarnego Pana. — Regulus zrobił krótką pauzę. — Wiesz, James, dopiero gdy ją zobaczyłem i powiedziała mi, że jest w ciąży, zaczęło do mnie docierać, że coś jest nie tak. Poprosiłem ją, by się wyprowadziła. Znalazłem jej dom, dałem pieniądze… właściwie, to poprosiłem ją o zerwanie kontaktów z całym jej poprzednim życiem. Teraz myślę, że ona sama nie chciałaby tutaj być. Inaczej by się nie zgodziła, prawda? — Regulus spojrzał na Jamesa nieobecnym spojrzeniem.
— W miejscu, gdzie wszyscy patrzyliby na nią krzywo, że zaszła w ciążę przed ślubem? Gdzie trwa wojna, umierają ludzie, a tak zwani zdrajcy krwi są ścigani niczym szczury? Gdybym mógł mieć na to wpływ, też odesłałbym Lily gdzieś daleko stąd, gdzie nikt by nie zrobił jej krzywdy. Ale Jena jest Krukonką z krwi i kości, myśli koncepcyjnie. Lily nie da się odsunąć od przyjaciół, którzy mogliby potrzebować jej pomocy.
— Nie widziałem jej od tamtego czasu. Bardzo za nią tęsknię. Chciałbym wiedzieć, czy nic jej nie jest. Jak daje sobie radę. Boję się, czy nie ściągnę na nią kłopotów, jeżeli ją odwiedzę. — Głos Regulusa drżał nienaturalnie. Może to z powodu strachu o dziewczynę, a może środki przeciwbólowe przestały działać.
James nic na to nie odpowiedział. Nie miał pojęcia, jak musiał czuć się Black. Gdyby musiał gdzieś zostawić Lily… To było trudne do wyobrażenia sobie, że przyszła matka jego dziecka jest gdzieś poza jego zasięgiem. Daleko, całkiem sama w obcym miejscu. Nawet znając Jenę Selwyn, wiedząc jak silną kobietą była, zastanawiał się, czy da radę.
— Powinieneś ją zobaczyć. Bez względu na wszystko. Chyba już niewiele jej zostało?
— Ma się urodzić na początku kwietnia. Podobno to chłopiec. Jena chciała nazwać go Nathaniel. Nie wiem, czy teraz jej się nie zmieniło. Wiesz, to będzie podejrzane, jeżeli zamówię świstoklik do Ameryki. Tym bardziej teraz, gdy uciekłem ze świty Czarnego Pana. — Regulus zaczął się bawić materiałem koszuli.
— Twój ojczym przypadkiem nie pracuje przy świstoklikach we francuskim Ministerstwie? Nie mógłby go dla ciebie stworzyć?
— Oni nie mają o niczym pojęcia, James. Nie powiedziałem im. Nawet Syriuszowi. Chyba jedynymi osobami, które o czymkolwiek wiedzą, są rodzice Jeny, ale Jonah Selwyn nie wie nawet gdzie mieszkają moi rodzice. Poza tym on nie rozmawia z moją matką i nienawidzi mojej rodziny. Pytałem go, czy mogę ożenić się z Jeną, nawet ze względu na dziecko. Nie zgodził się.
James dobrze znał Jonah Selwyna. Jego niechęć do Blacków była wręcz legendarna! Matka nigdy nie chciała powiedzieć Jamesowi, o co poszło, ale chodziły plotki, że zamieszana w to była matka Regulusa, Walburga. Jima jakoś nigdy takie rzeczy nie interesowały, ale dla Rega to był problem.

25 lutego 1980r.

Regulus wrócił do formy, dopiero gdy spanikowana Dorcas wpadła do siedziby Zakonu, po usłyszeniu wieści, że jej przyszywany brat jest ranny i wzięła sprawy w swoje ręce. Zrugała oczywiście Rega za to, że był nieostrożny, a Jim dostał za nieodpowiednią pierwszą pomoc. Sam James nie miał sobie nic do zarzucenia, bo przecież udało mu się przywieść Regulusa żywego na miejsce, gdy jego wiedza na lemat leczenia ograniczała się do eliksiru pieprzowego i wyciągu z rumianku.
Black, pełen jakieś pozytywnej energii, od kiedy sam Dumbledore pozwolił mu zostać członkiem Zakonu i wyprostować sytuację, czuł się lżejszy o bagaż nieprzyjemnych doświadczeń, które spotkały go przez ostatnie pół roku. Nie pożegnał się z Jamesem, by Potter nie myślał sobie, że są teraz przyjaciółmi. Cały czas zastanawiał się, co się stało od momentu, kiedy trafił w Blishwicka, ponieważ miał okropną dziurę w głowie i nurtowało go, dlaczego James zaczął odnosić się do niego z dziwnego rodzaju sympatią. Majaczył? Może. Możliwe też było, że Jim był po prostu Gryfonem, który lubił zarażać optymizmem nieodpowiednie osoby.
— Poproszę świstoklik do Paryża — zwrócił się do ekspedientki w Ministerstwie Magii. Zdążył się zorientować, że jego nagłe zniknięcie nie zostało zarejestrowane jako zdrada. To dobrze. Nie był nikim ważnym, więc presja będzie mniejsza.
— Ma pan jeszcze dziesięć minut. Życzę miłego dnia. — Kobieta podała mu pogniecioną puszkę coli.
Regulus obrócił puszkę w dłoniach, siadając na ławce. Rozejrzał się po czarodziejach, przewijających się przez Ministerstwo. Mimowolny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Wszystko jeszcze miało szansę się ułożyć.
Puszka przeniosła go w samo centrum francuskiego Ministerstwa. Czarodzieje chodzili w kolorowych, modnych szatach, nie przejmując się pogodą za oknem. Regulus zszedł po schodach Biblioteki Narodowej, gdzie ukryte było Ministerstwo.
Z nieba padał delikatny śnieg, który wyłożył się na jego włosach, gdy przechadzał się znajomymi uliczkami. Gdy dotarł do domu, był już przemarznięty, ale nie przestał się uśmiechać. Przed pałacykiem stał bałwan, któremu ktoś dorobił interes, a do ręki włożył butelkę Langue Fiery, magicznego, francuskiego wina. Widać było, że Syriusz jest w domu.
Regulus zabrał butelkę po drodze, by nie gorszyła przechodniów, i wszedł do domu. Walburga i Fran siedzieli przy kominku, oglądając coś w starej książce, a Syriusz stał za kanapą i opierał się łokciami o jej oparcie.
Matka Regulusa miała na sobie prostą, grafitową suknię z okrągłym dekoltem i rękawami trzy czwarte. Rozpuszczone włosy spadały jej na ramiona i było w nich więcej nitek siwizny, niż zapamiętał.
Fran miał na sobie lniane spodnie o kolorze khaki i zieloną koszulkę. Jego włosy zdawały się białe z oddali po bokach i jakby rzadsze. Zaglądał Walburdze przez ramię, spoglądając na to, co mu pokazywała.
Syriusz jak zwykle wyglądał bardzo dobrze. Włosy były luźno spięte na karku i kilka samotnych pasm otaczało przystojną twarz jego brata. Miał na sobie czarny rozpinany sweter i z lekkim uśmiechem spoglądał na książkę.
Nikt nie zauważył przybycia Regulusa, dopóki ten nie zamknął drzwi. Młody Black zniszczył ten pełen spokoju obrazek w momencie, gdy wszyscy na niego spojrzeli, ponieważ Walburga zakryła usta ręką, Fran wstał, a Syriusz wyglądał, jakby ktoś go uderzył. Regulus zniósł ich spojrzenia, wyprostował się i powiedział, nadal nie przestając się uśmiechać:
— Wróciłem.

Etykiety: , , , , , ,

Komentarze (22):

2 listopada 2013 16:41 , Anonymous Jamie Grant pisze...

Od początku odkąd obserwuję twojego bloga, nie pojawił mi się na pulpicie żaden twój post (dlatego myślałam, że zniknęłaś), może masz coś nie tak z obserwowaniem? Bo mi też często się moje posty nie pokazują w panelu i wtedy muszę powiadamiać.
No, ale postaram się wznowić nadrabianie twojej historii, tylko muszę sprawdzić, gdzie skończyłam ;).

 
2 listopada 2013 17:28 , Anonymous petite102 pisze...

Twojego bloga znalazłam przypadkiem, dodałam go do obserwowanych i cisza. Myślałam, że przestałaś pisać, ale kiedy wchodziłam na twojego bloga nadal pojawiały się teksty. Zazwyczaj nie pamiętałam w którym momencie skończyłam i czytałam to co było akurat na głównej. Jakbyś mogła informować mnie o nowych rozdziałach, byłabym wdzięczna. :) Jutro zabieram się za zaległości :D

 
2 listopada 2013 18:05 , Anonymous Niah pisze...

No to ładnie. Ja tu myślałam, że wszystko gra i buczy, a wręcz przeciwnie - ssie po całości! Pamiętam, że Ty też miałaś ten problem z powiadomieniami na panelu, dlatego mam pytanie - nawet po zmianie adresu były problemy z Obserwowanymi? Bo jeżeli tak, to odsunę daleko od siebie pomysły nad zmianą adresu. Za bardzo lubię obecny, by wymieniać go na inny, jeżeli to nie rozwiąże problemu.
Dziękuję za szybką odpowiedź!
Pozdrawiam, Niah.

 
2 listopada 2013 18:08 , Anonymous Niah pisze...

Nie jestem zadowolona z tego, że powychodziły takie problemy. Oczywiście, że będę Cię informować, nie ma problemu. Jeżeli nie mogę liczyć na udogodnienia Bloggera, to będę powiadamiać starą, onetowską metodą, no trudno.
Pozdrawiam, Niah.

 
2 listopada 2013 20:08 , Anonymous Jamie Grant pisze...

Nawet po zmianie adresu miałam problemy, więc nie zmieniaj, skoro lubisz ten ;). Wtedy też byś musiała założyć nowego bloga, aby zażegnać problemy, ale to mnóstwo roboty z przenosinami.
Może masz coś nie tak z html? Mi czasami wskakiwała notka do obserwowanych, kiedy zaingerowałam w kod (np. wycięłam i wstawiłam jeszcze raz), czasami pomagała też zmiana godziny publikacji, ale nie zawsze. A ty pewnie masz coś poważniejszego, skoro ci żadnej notki nie pokazuje... A i szablon też masz inny niż ten, co ostatnio widziałam... Kurczę, sama nie wiem. Ostatnio w ogóle blogger szaleje, bo nie tylko mnie nie wyświetla notek. Chyba ci na razie zostaje informowanie tradycyjnym sposobem, póki nie zaskoczy.

 
2 listopada 2013 20:43 , Anonymous Niah pisze...

Już z samym przenoszeniem szablonu jest mnóstwo problemów. Serio, gdybym miała przenosić całego bloga, to bym się chyba zapłakała!
Ach ten kod HTML, tylko go kochać. Wiesz, u mnie jest cały pozmieniany, bo ja tworzę szablon na oddzielnym blogu i kopiuję po prostu kod i wklejam tutaj. Później po prostu zmieniam ID widgetów i tyle. Może Bloggerowi się to po prostu nie podoba?
A Blogger szaleje już jakiś czas, ostatnio nikt nie mógł dodać gadżetu Tekst z niewiadomych przyczyn, więc przedstawia się to tak sobie. Cóż, jeżeli inaczej się nie da, to będę to robić ręcznie.
Pozdrawiam, Niah.

 
3 listopada 2013 02:01 , Anonymous Megalomanka pisze...

Hej, Niah. Faktycznie, nie pojawiło mi się żadne powiadomienie, coś musi szwankować.
Trochę się rozjaśniła cała sytuacja, sporo wnoszący rozdział. Zaskakujesz mnie bardzo swoim Regulusem i całą koncepcją opowiadania. Z jednej strony nie lubię, gdy ktoś za bardzo odbiega od kanonu, z drugiej natomiast... tak ciekawie się Ciebie czyta!
Szczerze mówiąc, relacja Regulus - James wydaje mi się surrealistyczna, nie wiem czy to dobrze czy źle. Dziwnie się czytało ich dialogi. Były napisane super, ale jednocześnie kołatało się tam gdzieś z tyłu czaszki, że gdzie, w ogóle jakim cudem, oni prowadziliby między sobą takie rozmowy? Jeszcze zwracając się do siebie per Łosiu (co uważam za genialny i prześmieszny pomysł, ale jednocześnie trochę mi nie pasował do wymiany zdań w tak poważnej sytuacji).
I podobała mi się uwaga o bałwanie!
Były jakieś literówki, ale ja - stworzenie z natury leniwe - nie mogę się nigdy zebrać, by je powypisywać i trochę pomóc autorom, wybacz :D
Życzę powodzenia w walce z usterką :p
Trzymaj się!
M.

 
3 listopada 2013 10:32 , Anonymous Niah pisze...

Mnie czasami też zaskakuje mój Regulus. Szczególnie, gdy jest na środkach przeciwbólowych i gada trzy po trzy. Cieszę się, że mimo takich rozbieżności z kanonem, dalej czytasz i Ci się podoba!
Tak, relacje między nimi są z palca wyjęte i to jest chyba najpiękniejsze, bo wątpię, że w historii Rowling zamienili ze sobą więcej niż kilka słów. Przecież James to ten zły, który zabrał Regulusowi brata, prawda?
Łoś zawsze dobry. Lubię go wciskać w dialogi Regulusa. To taki dowód sympatii dla Jima.
Jeżeli nie mogę napisać Syriuszem ani jednej kwestii, to przynajmniej napiszę coś, co świadczy o tym, że jest w domu! No i kto nie robi bałwanów w zimę?
Ty leniwcu jeden. Teraz oka nie zmrużę i przez następne siedem dni i nocy będę szukała literówek!
Dziękuję i pozdrawiam, Niah.

 
3 listopada 2013 15:12 , Anonymous Jamie Grant pisze...

Jena Selwyn jest w Ameryce? O jaaaaaa <3333333333333333. Wiesz, że mam bzika na punkcie Ameryki, szczególnie w ff. Mimo, że to stosunkowo nieistotny fragment rozdziału, na niego zwróciłam największą uwagę i najbardziej się nim jarałam, bo w końcu nie dość, że Selwyn, to moje ukochane NY *,*. Wgl czemu taki dobór miejsc? Też założyłaś, że tam nie dotarła wojna?
Tutaj pokazałaś, zdaje się, moment, kiedy Reg decyduje się pojechać do Jamesa zamiast Syriusza, a potem już następstwa tego ich zadania. Dobrze, że James się tak o Rega troszczy, nawet mimo wcześniejszych sprzeciwów Lily. Może on faktycznie stara się zrehabilitować, bo wiedział, że zrobił źle, przystępując do Voldzia? To ogólnie może być dość ciekawy pomysł, znaczy z tym, że Reg pomaga zakonowi, że jest 1980 rok, że oni już skończyli szkołę i działają... Naprawdę masz nietuzinkowy pomysł, większość opowiadań o Huncwotach dzieje się jeszcze w Hogwarcie i kręci się głównie wokół romansów czy psot, ale to mnie zwykle nudzi, wolę, dorosłych Huncwotów i więcej akcji ^^. A ty jeszcze masz dość dobrze rozbudowane tło, co sprawia, że fajnie się czyta.

 
3 listopada 2013 17:20 , Anonymous Niah pisze...

Z tą Ameryką było tak, że ona musiała wyjechać gdzieś naprawdę daleko, gdzie nikt normalny nie pomyślałby, żeby jej szukać. Ameryka wydała mi się idealnym miejsce, i tak samo jak Ty, uważam, że tam wojna po prostu nie dotarła i było w miarę bezpiecznie. Może kiedyś poświęcę Jenie rozdział albo dwa.
Nie wiedziałam, że lubisz Selwynów.
Regulus jest biedny, bo on zawsze pierdoła był i robił głupoty, ale teraz to wybitnie przesadził i boi się, że nawet rodzice mu już nie pomogą, a tym bardziej Syriusz. Martwi się chłopak po prostu, a James wydaje mi się zbyt pozytywny, by go na lodzie zostawiać tak po prostu.
Ja nadal nie mogę przyjąć do świadomości tego, że Reg umarł w wieku osiemnastu lat. No po prostu nie i koniec!
Mnie też nudzą takie opowiadania z serii "Życie uczuciowe Huncwotów i ich znajomy". Fajnie, czasami takie rzeczy są potrzebne, ale zawsze można wtedy dać retrospekcje, po co się nad tym rozpisywać nie wiadomo ile?
Bardzo mi miło to czytać :)
Pozdrawiam, Niah.

 
3 listopada 2013 17:45 , Anonymous Jamie Grant pisze...

No, ja w swoim ficzku też klepię taki motyw - Constance Yaxley uciekła naprawdę daleko, do Ameryki, bo nikt nie pomyślałby, żeby jej tam szukać (zwłaszcza, że dołożyłam sobie teorię o niechęci brytyjsko-amerykańskiej, różnicach w mentalności oraz braku wojny czarodziejów w Ameryce).
Ja też uważam, że Voldi tam nie dotarł. Działał głównie w samej Anglii, może w Europie o nim co nieco słyszano.
Bardzo lubię Selwynów i ich rodzina odegra bardzo istotną rolę w moim opowiadaniu. Ale nie wiem, do którego momentu doszłaś, więc nie wiem, czy trafiłaś u mnie na to nazwisko.
W sumie też uważam, że Reg zginął w bardzo głupi sposób (bo niby czemu Stworek nie mógł zabrać ze sobą również jego, nawet jeśli ten wypił ten eliksir?), i w sumie nawet lepiej, że w twojej wersji żyje.
Takie rzeczy owszem, są potrzebne, ale jako dodatek, a nie jedyny wątek historii ;). Bo prawie wszystkie ff o Huncwotach kręcą się właśnie wokół czystego obyczaju, romansów i figli, mało kto wspomina, że tam w ogóle jest jakaś wojna. A ja nad tym niezmiernie ubolewam, bo uwielbiam opowiadania, gdzie jest dużo o wojnie czarodziejów, lubię dużo krwawych scen, a nie takie pitu-pitu...

 
3 listopada 2013 18:41 , Anonymous Niah pisze...

Wiesz, z tym brakiem porozumienia między Ameryką w WB to nie takie głupie, bo przecież oni się tak naprawdę w normalnym świecie też nie bardzo lubią. To samo Anglia i Francja, więc dlaczego nie podciągnąć tego pod świat czarodziejski? Wiele konfliktów mogło mieć skutki u obydwu stron.
Nie wiem, czy w końcu doszłam do Selwynów czy nie. Muszę się ostro wziąć za nadrabianie, bo tak nie może być!
No najgłupsza śmierć ever. Ja też uważam, że Stworek mógłby zabrać Rega z powrotem do domu i ktoś by go przecież odratował, prawda? Dumbel nawet po wybiciu eliksiru był później w stanie dalej funkcjonować, więc czemu Reg nie miałby?
Pitu-pitu to można na walę-tynki napisać, a nie klepać cały rok. Jak wiadomo, że była wojna, to nie opisywać jak kwiatki ładnie za oknem rosną, a ptaszki ćwierkają Mozarta, tylko trzeba ukazać ten wojenny nastrój.
Pozdrawiam, Niah.

 
3 listopada 2013 19:14 , Anonymous Jamie Grant pisze...

Ja to właśnie podciągnęłam pod świat czarodziejski, i troszkę też jadę na stereotypach (coś w stylu, że Amerykanie to przekonani o swej zajebistości ignoranci, niespecjalnie interesujący się wydarzeniami, które ich nie dotyczą, a Brytole to konserwy trzymające się uparcie swoich tradycji).
No, będzie mi miło, jak do mnie wpadniesz ;)).
No, pewnie z tym Regiem JKR chciała podkreślić, jaki on był odważny, bo oddał swoje życie w słusznej sprawie, ale ja uważam, że to było głupie, i skoro Stworek umiał się stamtąd zdeportować, to czemu nie próbował ocalić swojego ukochanego pana?
Noo, zgadzam się ^^. To już jest nudne, zwłaszcza, że 90% ficzków to sielanki. A gdzie jakieś ciekawsze sceny, gdzie majestatycznie rozbryzgane flaki? Jestem zUaaa, wiem ;).

 
4 listopada 2013 16:47 , Anonymous Niah pisze...

Stereotypy nie są złe, jeżeli nie chodzi o powielanie pomysłów. Uważam, że czytelnik się wtedy lepiej odnajduje w sytuacji i nie trzeba mu wszystkiego łopatologicznie tłumaczyć, a wystarczy delikatnie zaznaczyć i jest dobrze.
Jego bohaterskość mnie boli, ponieważ przez to stał się niedocenianą postacią, o której większość osób nie wie! Tylko Syriusz, Syriusz, Syriusz. Fajnie, lubię Syriusza, ale w nadmiarze szkodzi - jak wszystko. Regulusa jeszcze w nadmiarze nie widziałam, dlatego jestem może tak pozytywnie nastawiona?
Ja też lubię flaki latające na prawo i lewo, odcinanie głów, epickie pojedynki, wzruszające śmierci i inne temu typu smaczki, więc widzę, że rozumiesz mój ból.
Pozdrawiam, Niah.

 
4 listopada 2013 17:49 , Anonymous Jamie Grant pisze...

Ja nigdy nie byłam ani w Anglii, ani w Ameryce (buuu ;(((((), więc głównie jadę na stereotypach i wyobrażeniach, które wyniosłam, czytając książki z akcją w tych krajach czy też oglądając filmy. Bo brytyjski świat magii z kanonu już mam (choć nieco uwypukliłam pewne jego cechy, ale celowo), a Amerykę to już wymyśliłam bardziej sama (w oparciu o te stereotypy i wgl), też się starałam ją pokazać jako przeciwieństwo.
No, Regulus był w książce wspomniany zaledwie parę razy, niewiele o nim wiadomo, dlatego stanowi dobre pole do popisu w ficzkach. O Syriuszu było więcej, JKR w ogóle podkreślała ciągle, jacy z tych Huncwotów byli świetnie goście i wgl, ale byli dość jednostronnie przedstawiani, tylko jeden Glizdek się wyłamał. A w ff lubię, jak się pojawia Reg, bo to ciekawa postać.
No, ja też uwielbiam, ja też! Zazwyczaj w opowiadaniach jest mi tego za mało, dlatego u siebie się staram regularnie opisywać takie sceny. Odcinanie części ciała też będzie, ale u mnie nie głowa, tylko uszy (wspominałam ci chyba o tej scenie przy okazji komentowania twojego rozdziału z głową). To będzie u mnie chyba rozdział 18, pisałam go bodajże w czerwcu.

 
5 listopada 2013 20:12 , Anonymous A. pisze...

To może ja zacznę od powiadamiania: prosiłabym o to. Tak po prawdzie to miałam problem nawet z dodaniem twojego bloga do obserwowanych. Wyskakiwał mi jakiś błąd, czy coś, ale że ostatecznie widniał w spisie (choć żadnej notki tam nie uświadczyłam), to machnęłam ręką - zresztą wtedy jeszcze dosć często sama sprawdzałam wszystko, co czytałam, bo miałam czas - teraz nie mam więc podpieram się informatorem bloggera, ewentualnie mailem.
Co do rozdziału to wyszedł ci bardzo fajnie. Nawet po obrazku wyczaiłam, zę to chyba coś z po ukończeniu szkoły, albo z tych okolic (tak w ogóle to chyba pierwsza taka część z tej akurat perspektywy, prawda?). Normalnie jestem z siebie dumna!
W ogóle to ciekawy pomysł z tym, że Reg przechwycił list zaadresowany do Syriusza. No, ale swoją drogą to ten, co to pisał mógł być bardziej precyzyjny - w tamtym czasie chyba ze trzech Blacków łaziło po świecie :P Btw, to myślałam, że to będzie już związane z przepowiednią i dlatego Potter i kontakt z Syriuszem, ale jakoś nic na ten temat nie było. Tak w sumie to chyba nawet lepiej ;)
Znaczy samo to, że Rega przyjęli do Zakonu wydaje mi sie tak piekielnie naciągane... Bo niby wiem, że Dumbel to ufał każdemu (no prawie), ale jednak bez przesady. Poza tym to w końcu on miał mroczny znak na łapce (tak, wiem, że Sev też miał, ale jednak Snape to miał również i informacje), a wtedy to oni chyba jednak nie mieli zbyt dużego zaufania do kogokolwiek, szczególnie, że po latach tak podkreślali, że w pierwszej wojnie nie szło im za dobrze - delikatnie mówiąc.
Matko, Reg i jakaś dziewczyna! Wow - no co jakoś wyjątkowo rzadko natykam się na takie watki i to dla mnie totalna abstrakcja. Ale nie powiem, bardzo naturalnie to wyszło - tak z grubej rury. No i Syriusz będzie miał bratanka :P Błahah jednak jakiś Black sie na świecie ostanie.
A tak w ogóle to bardzo sympatycznie też wyszła ta część z ratowaniem Rega. Fajnie, ze Jim znalazł znak, że próbował się migać od prawdziwej odpowiedzi, że wreszcie w ogóle miał dość zdrowego rozsądku, żeby Rega związać. No i wreszcie, ze to opatrywanie nie wyszło mu najlepiej. Ale, że zaufał mu tak łatwo gdy już widział jak Black zabija kogoś (nawet wroga), szczególnie, że krótko później zobaczył znak na jego ręce... dziwne. No i równie dziwne wydaje mi się to, że Reg i James wiedzieli o którą laskę z tymi torturami chodzi. Bo przecież śmierciożercy powinno to chyba zwisać, a takich to szlam do tortur było dużo, toteż trudno by Jim wszystkie takie okazy spamiętał.
Ostatnia część również była bardzo ładna z technicznego punktu widzenia. Podobało mi się to jak to wszystko opisałaś, jak przedstawiłaś reakcje wszystkich członków rodziny (do której mogę zaliczyć również Frana, w końcu kiedyś tam coś przebąkiwał o ślubie z Walburgą, a zakładam, że ten rozdział jest później niezależnie czy do tego ślubu doszło. Tylko tak na dobrą sprawę to co tam robił Syriusz? Nie pokazał się Jamesowi na oczy, a w lutym tak bez okazji do rodzinki wskoczył na obiadek?
Pozdrawiam ;)

 
6 listopada 2013 16:01 , Anonymous Niah pisze...

Anglia jest bardzo ładna. Ja byłam w Kornwalii (coś jak u nas w Bieszczady się jeździ na wakacje). Piękny wyżynny teren, wszędzie pola z owcami i kręte drogi między nimi, skaliste wybrzeża i zatoki z kurtami - no po prostu bajka, jeszcze jak się trafi na ładną pogoda to w ogóle. W Ameryce to i ja nie byłam, a czytałam tyle książek ze światem osadzonym w niej i oglądałam od grona filmów, że aż mnie skręca, by zwiedzić ten kraj. Może kiedyś...
Niedoceniane postacie zawsze zostawiają największe pole do popisu, dlatego wszyscy je tak lubią. Przyznajmy szczerze, zawsze lepiej pisze się kimś, kto nie jest zbyt charakterystyczny lub wymyślimy go sami od podstaw. Tylko z tym światem jest trochę gorzej, dlatego tak się żeruje na fanfickach.
Nie mogę się doczekać~! Już to sobie wyobrażam, już lecę czytać! Prawdopodobnie odwiedzę Twój blog w najbliższy weekend.
Pozdrawiam, Niah.

 
6 listopada 2013 16:25 , Anonymous Niah pisze...

Nie ma sprawy, powiadamiać będę ręcznie. Nie ma co się denerwować na Bloggera - raz a porządnie wystarczy.
Matko, obrazki się przydają! Niesamowite. Serio, jesteś jedną z niewielu osób, które kojarzą, który odnosi się do jakiego okresu. Są też inne teksty do tego czasu. Na pewno Punkty mocy i Listy do M. Wszystko znajdziesz w Menu -> Spis treści.
Czy ja wiem, czy trzech? Na pewno Syriusz i Reg, Orion już nie żył, można Polluksa podciągnąć, czemu by nie... List miał być specjalnie nieprecyzyjny, gdyby jakiś Śmierciożerca się do niego dorwał, to przynajmniej od razu nie wiadomo byłoby o kogo chodzi. Co do przepowiedni - nie pamiętam w jakim okresie Snape usłyszał o niej od Sybilli, więc starałam się z tym nie wyskakiwać. Będę musiała zasięgnąć do fachowej literatury po tę informację.
Tak, przyjęcie Rega jest piekielnie naciągane. Mam ochotę napisać dlaczego, ale to byłby spoiler, a ktoś mnie raz upomniał, by nie spoilerować własnego opowiadania, wiec teraz się bronię jak tylko się da. Ale sądzę, że dlatego, że im w tej wojnie szło gorzej niż źle, to potrzebowali każdych rąk do pomocy. Nawet tych wytatuowanych.
Gdybym miała z Bezruchu wyciągnąć jakąś jedną parę i zrobić z tego romans - na pewno wybrałabym Regulusa i Jennefer. Oni to takie typowe true love story z elementami dramatu w tle.
No właśnie, jakiś Black zostanie i będzie przekazywał geny dalej! Ale serio, było tyle mówienia, że Syriusz to taki casanova i w ogóle pies na baby - serio, nie zrobił nikomu w przeszłości dziecka? Całkiem przypadkiem? Wpadki się zdarzają!
Ekhem. Obiecałam kiedyś Kanako, że napiszę dla niej Punkty mocy z perspektywy Regulusa i zrobię z tego slash, ale w etapie tworzenia wyszła mi zbyt dobra historia do fabuły, by robić z niej bonus. Te więzy był... no miały być użyte do czegoś innego, ale skoro twierdzisz, że James dobrze zrobił, związują Regulusa, to Ci wierzę.
Zawsze można sobie dopowiedzieć, że James znał ją ze szkoły, słyszał o jej zaginięciu albo sam się nim zajmował - niektórych rzeczy, szczególnie tych mniej istotnych, nie tłumaczę. Po prostu.
Tak, Fran i Walburga są małżeństwem, mieszkają sobie w Francji i mają bardzo niesfornych synów. Wyjeżdżają na minimum pół roku, wstyd przynoszą i jeszcze omijają niedzielne obiadki niczym ognia.
Syriusz był tam, bo był. Jak zwykle - spoilerować nie będę, ale powiem jedno: James nie wie wszystkiego. No, więcej nie mogę zdradzić.
Pozdrawiam, Niah.

 
6 listopada 2013 17:12 , Anonymous Jamie Grant pisze...

Ja niestety nigdy w żadnym ciekawym miejscu nie byłam, ale Ameryka to moje marzenie, Anglię w sumie też bym chętnie zobaczyła.
Zaiste, dużo lepiej pisze się o swojej postaci (OC) lub jakiejś mało znanej. U mnie np. tylko Luna jest taka bardziej znana, a pozostali to OC lub takie bardzo poboczne postacie, które w kanonie były wspomniane tylko parę razy. O postaciach, o których dużo wiadomo (np. Harry, Hermiona itp.) się na pewno trudno pisze. Nie podjęłabym się tego, jednak wolę OC, nawet jeśli zdaję sobie sprawę, że większość czytelników takimi opowiadaniami gardzi.
Jeszcze ten rozdział z uszami się nie ukazał, ale już niedługo ^^. I mam nadzieję, że nie przeholowałam z tym opisem, co by czytelnicy się nie poczuli zniesmaczeni.
W tym tygodniu planuję wrzucić rozdział 14 ;).

 
1 grudnia 2013 17:58 , Anonymous Dorcas Meadowers pisze...

Hej! Nominuję cię Liebster Blog Award :) Więcej informacji na moim blogu http://hogwart-za-czasow-huncwotow.blogspot.com/
Dorcas

 
15 grudnia 2013 10:23 , Anonymous Anonymous pisze...

Oh, nie wiem co powiedzieć.
Twoja wersja zdarzeń jest taka prawdziwa, że to wydaje się być aż niemożliwe, żeby to było nierealne [Mam nadzieje, ze zrozumiesz te zdanie, bo ja bym pewnie siedział 5 minut i nie rozumiała co autor miał na myśli]
Szok. Regulus wpadł, omgcoterazoboże ;)
End

 
15 grudnia 2013 12:59 , Anonymous Niah pisze...

Przyznam szczerze, że to zdanie było trochę skomplikowane, ale myślę, że udało mi się zrozumieć jego sens jako tako ;)
Cieszę się, że Ci się podoba. Mam nadzieję, że zastaniesz na dłużej.
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna