9 sty 2015

[BEZRUCH] Prezenty mają swoją cenę

1 września 1977r.

Remus pochwalił się tym, że ojciec nauczył go w te wakacje grać w pokera. James wpadł na genialny pomysł, by Lunatyk podzielił się tą wiedzą z resztą Huncwotów, by później zagrali kilka partyjek, w których walutą miały być słodycze.
Zabawa szła im na tyle dobrze, że stracili poczucie czasu i nim się spostrzegli, trzeba było powoli zacząć się przebierać w szaty, bo pociąg powoli dojeżdżał do stacji w Hogsmeade.
Syriusz ściągnął swój kufer jako ostatni (tak wąska przestrzeń, jaką był przedział, wymagała, by każdy kolejno ściągał kufer, wyjmował z niego szatę i ustawiał walizkę w korytarzu) i otworzył go, oczekując, że szata wyjściowa będzie na wierzchu. Nie była. Black zmarszczył brwi i przejrzał szybko sterty ubrań, ale nigdzie nie zauważył ani śladu szaty. Co więcej, mundurka też nie widział i zaczął się poważnie zastanawiać, czy w ogóle zabrał go z domu. Czyżby pierwsze raz, gdy spakował się bez asysty Grethy, był zarazem pierwszym razem w którym nie wziął szkolnego uniformu? Wstyd jak cholera, jeżeli ktoś się o tym dowie...
— Łapo, pośpiesz się, dojeżdżamy. — James wybił rytm nogą o podłogę, przyglądając się poczynaniom Syriusza. — Chyba nie chcesz nam powiedzieć, że nie wziąłeś szaty?
— Nie chcę. Ale muszę — wyznał cicho Black. 
Sytuacja nie przejawiała się różowo, ponieważ tylko szaty pierwszorocznych, do czasu Ceremonii Przydziału, były jednolicie czarne. Po przydzieleniu dzieciaków, opiekunowie domów zamieniali kolor wnętrza ich szat na odpowiedni dla domu, a później kupowało się już ubrania z odpowiednią podszewką. Syriusz nie mógł sobie tak po prostu pożyczyć szaty od Jamesa czy Remusa, ponieważ wystąpienie z niebieską (a nie daj Merlinie, z czerwoną!) podszewką wśród Ślizgonów byłoby jak akt zdrady, a Łapie wystarczyło już to, że połowa domu patrzyła krzywo na jego przyjaciół tylko ze względu na dom, w jakim byli.
— Dajcie mi chwilę. — Black zatrzasnął kufer i wybiegł z przedziału, przeciskając się przez korytarz wypełniony walizkami, poszukując Regulusa. 
Reg był perfekcjonistą i nie brał pod uwagę faktu, że coś mogłoby mu nie wyjść lub że mógłby źle wyglądać, więc było duże prawdopodobieństwo, że zabrał ze sobą dwie szaty. Tylko co Syriuszowi po spekulacjach, skoro w żadnym z przedziałów nie widział ciemnej głowy swojego brata, a coraz więcej osób tłoczyło się na korytarzu, utrudniając mu przejście? 
Gdy pociąg gwałtownie zwolnił, Syriusz zaklął w duchu i krzyknął zdesperowany:
— Regulus!
Przez chwilę nic się nie działo i Łapa zaczął już tracić nadzieję, że trafił do odpowiedniego wagonu, gdy z jednego z przedziałów wychyliła się ciemna czupryna Regulusa. Brat patrzył na niego zainteresowany, gdy Syriusz mało delikatnie przepchnął się w jego stronę.
— Powinieneś być już przebrany — zauważył chłodno, stojąc przed Syriuszem w idealnie wyprasowanej szacie spod której wystawał rąbek bielutkiego kołnierzyka. 
— Odkryłeś legowisko jednorożców, Reg, naprawdę — zakpił starszy Black i szybko się ogarną, przypominając sobie, po co przyszedł. — Potrzebuję szaty. Powiedz, że masz dwie. 
— Syriuszu, czy ty nie potrafisz się nawet spakować bez cudzej asysty? — Regulus westchnął, patrząc na brata niedowierzająco i kładąc swój kufer na ziemi. — Szata i mundurek to podstawowe rzeczy, jakie powinieneś mieć, już nawet pomijam podręczniki — powiedział, rozpinając klamry.
— Raz w życiu mi się zdarzyło zapomnieć szaty, nie musisz dramatyzować. Ale wiesz, jeżeli masz też dodatkowy mundurek, to nim nie pogardzę, bo tak się złożyło, ze nie tylko szaty zapomniałem w tym roku. — Spojrzenie, które posłał mu Regulusu, mroziło krew w żyłach i Syriusz zrobił zażenowaną minę wbrew sobie. 
— Masz. — Brat wepchnął mu szatę w ręce, z hukiem zatrzaskując własny kufer w momencie w którym pociąg się całkiem zatrzymał. 
— Cholera. — Łapa pomógł Regulusowi zapiąć klamry, chwycił jedną ręką rączkę jego kufra, a drugą, którą trzymał szatę, otoczył brata ramieniem, prowadząc w tylko sobie znanym kierunku.
Hogwart Express miał to do siebie, ze zaskakująco szybko odjeżdżał i trzeba było żwawo wychodzić z pociągu, by złapać jakiś powóz, bo spóźnialskim pozostawała piesza wędrówka do szkoły. 
Reg coś tam do niego bełkotał, ale Syriusz uznał, że to nic ważnego. Po drodze złapał pozostałych Huncwotów, wręczył Regulusowi jego kufer, przejmując od Jamesa swój własny i dalej pchał brata prosto do wyjścia.
Gdy wręcz wyskoczyli z pociągu, dalej trzymając Rega za szatę, skierował się w stronę wolnego powozu. Syriusz, dla pewności, jeszcze warknął na jakiś trzecioklasistów z Hufflepuffu, by nie wpadło im przypadkiem do głowy, by zająć upatrzony przez Syriusza powóz. Wepchnął Rega do środka, podał mu oba kufry opatrzone nazwiskiem „Black”, sam wsiadł, pomagając pozostałym Huncwotom i dopiero gdy drzwiczki się zamknęły, a powóz sam ruszył żwawo, Syriusz założył pożyczoną od brata szatę.
Spojrzał przed siebie, by zacząć jakąś rozmowę, ponieważ nagle zrobiło się strasznie cicho i napotkał niezadowolone spojrzenie młodszego Blacka.
— Reggie? 
— Nawet nie zaczynaj — przerwał mu ostro, siedząc wyprostowany jak struna obok Remusa i Jamesa. Lunatyk i Rogacz mieli bardzo dziwne miny i posyłali Syriuszowi pytające spojrzenia, jednocześnie zezując na Regulusa z niemym pytaniem na ustach „co on tutaj robi?”
— Och... — Syriusz nie był w stanie zdobyć się na nic więcej, gdy dotarło do niego, że właśnie zaciągnął brata do jednego powozu ze swoimi kolegami. Co więcej, zaciągnął Ślizgona do powozu w którym siedział Gryfon, Krukon i Puchon. Musiał coś wymyślić na poczekaniu. — Ja... mam prezent dla ciebie — wypalił szybko, a złość, która przed chwilą wręcz biła z oczu Regulusa, gdzieś się ulotniła. 
— Prezent? — Ślizgon powoli zaintonował słowo, zastanawiając się, w co Syriusz pogrywa. Huncwoci też patrzyli wyczekująco na Łapę, czekając na wyjaśnienia.
— Tak. Ale nie mogę ci go dać przy innych Ślizgonach — wyjaśnił.
— Jeżeli to coś mugolskiego, to tego nie chcę — odparł pośpiesznie Reg, spinając się jeszcze bardziej. 
Chcąc nie chcąc, Syriusz musiał otworzyć swój kufer (wiekiem do Remusa, Regulusa i Jamesa) i wynaleźć w nim na poczekaniu coś, co mógłby podarować bratu. Jedynym, który poznał się na jego fortelu, był Glizdogon, który właśnie patrzył mu na ręce, gdy Syriusz nerwowo przekładał ubrania i książki w poszukiwaniu „prezentu”.
W pewnym momencie natrafił na utwory Szekspira. Kupił je tego lata w tajemnicy przed matką. Skrycie, Syriusz lubił tego typu sztukę – teatr, występy na żywo, gdzie nie było miejsca na błędy. To było fascynujące i wydawało mu się szczere, wolne od wszelkich reguł, bo przecież za każdym razem można było zagrać inaczej, inaczej zaintonować słowa, wykonać inny gest... 
O Szekspirze słyszał wiele dobrego od Remusa czy Neilla Collinsa, więc był ciekawy, czy mieli rację. Nawet jeżeli był mugolem, nie oznaczało to od razu, że był nieudacznikiem, prawda? 
Z pewnym ociąganiem wziął książkę w ręce. Nie chciał oddawać jej Regulusowi tylko z powodu tego, że głupio i bezmyślnie kazał mu siedzieć ze swoimi kolegami. Wiedział, że kto jak kto, ale Reg książki nie spali ani nie zniszczy, bo cenił sobie literaturę dużo bardziej od Syriusza, ale... ale Black miał wrażenie, że oddaje jakąś intymną część siebie, której nie chciał nikomu pokazywać. Nawet bratu. 
Chwycił jeszcze opakowanie czekoladek i zamknął kufer łokciem, wyciągając „prezent” do brata.
— To zbiór dramatów Szakspira. Takiego... pisarza — wyjaśnił połowicznie. Reg zmarszczył brwi, wyczuwając podstęp. — Mugolskiego pisarza, ale mimo to uważam, że jego utwory ci się spodobają — wyznał nieszczerze. — I te czekoladki, które ci smakowały. 
Tak naprawdę, wolał by Regulus oddał mu Szekspira i zabrał same słodycze. Chyba trochę na to liczył, gdy młodszy Black patrzył zaskoczony na książkę w swoich rękach. 
— Z jakiej to okazji? — Brązowe oczy brata patrzyły na niego zaciekawione i chyba... szczęśliwe. Czyżby utwory mugolskiego artysty mu się spodobały? 
— Widzisz... to miał być twój prezent na urodziny, ale nie wypadło tego dać przy mamie, więc pomyślałem, że skoro jej tutaj nie ma (i czego nie widzi, to ją nie boli), że będzie w porządku, jeżeli dam ci go dopiero w szkole. Urodziny miałeś wczoraj, to wcale nie tak dawno. — Zapadła krępująca cisza. — Reg, powiedz coś. 
Black milczał dłuższą chwilę, patrząc uważnie na książkę i pocierając grawerowane litery na okładce. Wyglądał, jakby analizował coś w swojej głowie.
— Dziękuję. To... naprawdę świetny prezent. Chyba najlepszy, jaki od ciebie dostałem — wyznał, kładąc pudełko czekoladek i książkę na kolanach. — Dziękuję Syriuszu. Masz rację, że dawanie takiego prezentu byłoby wielkim faux pas wśród Ślizgonów. 
Sytuacja została zażegnana. Reg schował prezent do swojego kufra, a z Syriusza uszło powietrze. Widział uprzejmie zdziwione spojrzenie Jamesa, który pewnie nie rozumiał, czemu miała służyć ta pokazówka, skoro Syriusz mógł przecież umówić się z Regulusem w wolnej klasie lub dormitorium, nie mieszając do tego pozostałych Huncwotów. Remus patrzył na niego z lekkim podziwem, że oto ten Syriusz Black wysilił się na tak wspaniały prezent i pomyślał raz o kimś innym, a nie sobie. Tylko Peter cicho pogryzał herbatniki, próbując się otwarcie nie śmiać z Syriusza. 
Gdy dojechali do Hogwartu, każdy z nich poszedł w stronę swojego domu. Tylko kufry pierwszorocznych były deportowane przez skrzaty do ich sypialni, reszta szkoły musiała zająć się tym sama. Idący obok Syriusza Regulus uśmiechnął się delikatnie, jakby naprawdę miał dobry humor i mimo tego że Łapa przeżywał stratę Szekspira, objął mocno brata ramieniem, idąc rześko do lochów.
6 września 1977r.

Syriusz wyszedł spod prysznica z ręcznikiem na głowie i w samych spodniach. Łóżka Antonina Dołohowa i Markusa Maxa były puste o tej porze i tylko Severus Snape siedział w swoim kącie, czytając jakieś czarnomagiczne bzdury. 
Właściwie, sprawa ze Snapem była mocno skomplikowana. Huncwoci uwielbiali mu dokuczać i dogryzać prawie na każdym kroku, ale gdy Syriusz był z nim sam na sam w pokoju, nawet zażartowanie z włosów Severusa wydawało mu się jakieś mało śmieszne, więc zazwyczaj się do siebie nie odzywali. Jeżeli już ktoś coś mówił w kierunku Snape'a, był to albo Antonin, albo Mark, bo Syriusz sam nie wychodził z inicjatywą. 
Było trochę tak, jakby Sev wcale z nimi nie mieszkał tylko bytował gdzieś obok, gdy Syriusz rozmawiał z kolegami. Black nie widział, by ten miał jakiś bliższych znajomych, poza tą kujonką z Ravenclaw, Lily Evans. Ciągle siedział zaczytany lub skrobał coś na marginesach podręczników. 
Dzisiaj nie było inaczej. Syriusz podszedł do swojej szafy, szukając w niej odpowiedniej koszulki. Był weekend. Nauczyciele przez ostatnie trzy dni próbowali ich zamęczyć, jakby w zemście za dwa miesiące wakacji i leniuchowania, więc wszyscy wychylili na błonia, by odpocząć od zawilgotniałych murów (w lochach zawilgotniałych bardziej niż gdziekolwiek indziej). Black miał zamiar spędzić trochę czasu z pozostałymi Huncwotami na obmyślaniu kolejnych kawałów i wypaleniu kilku papierosów, po które nie mógł sięgnąć w środku tygodnia.
Wszystkim, którzy pytali, odpowiadał, że pali, bo to jego rodzaj buntu i że to przyjemne, ale tak naprawdę palił, bo była to jedna z niewielu rzeczy, która kojarzyła mu się w miły sposób z ojcem. Fakt, Orion Black palił cholernie mocne cygara, a nie jakieś tam mentolowe papierosiki, ale cała otoczka dymu sprawiała, że Syriusz czuł się lepiej. Tak, jakby nic się nie zmieniło.
Wsadził paczkę niebieski Pall Mallów do tylnej kieszeni i założył na siebie koszulkę Aerosmith, którą również kupił bez wiedzy matki (jak wiele innych rzeczy. Regulus mu poradził w czwartej klasie, że im miej mama wie, tym lepiej śpi, więc Syriusz kierował się tą maksymą do dzisiaj). Usiadł na łóżku, by zawiązać trampki, gdy niespodziewanie odezwał się Severus:
— Gdzie kupujesz papierosy w roku szkolnym? — To pytanie było tak dziwne i niepasujące do pytającego, że Syriusz obdarzył Snape'a mało inteligentnym spojrzeniem i się wyprostował.
— Od kiedy cię to interesuje? — Zmarszczył brwi, przyglądając się Severusowi, który jak ten nietoperz siedział wciśnięty w kąt swojego łóżka i zasłaniał się ogromną książką. Tylko jego niezdrowo blada twarz kontrastowała z ciemnymi szatami i włosami. 
— Nie możesz zwyczajnie odpowiedzieć? 
— Domyśl się. — Black powrócił do zawiązywania butów, kończąc rozmowę.
Severus długo milczał, zanim zdecydował się odpowiedzieć.
— To mugolskie Pall Malle, musisz je skądś sprowadzać. Chcę wiedzieć, czy jest ktoś w Hogwarcie, kto ma możliwość sprowadzania mugolskich przedmiotów na teren szkoły — wyjaśnił ogólnie, odkładając książkę obok siebie.
— A co takiego chciałbyś sprowadzić do Hogwartu z mugolskiego świata? — zapytał uprzejmie Syriusz, zakładając ręce na piersi, podejrzewając, że Snape i tak mu tego nie powie.
I tutaj się zdziwił.
— Kawę.
— Kawę?
— Tak, Black, kawę. Chcę mieć w szkole kawę. Na samą myśl o tym okropnym soku dyniowym już mnie mdli, a herbata na dłuższą metę nie jest wcale żadnym wyjściem. Jeżeli nauczyciele mają w ogóle kawę w szkole, to tylko dla siebie, więc pytam jeszcze raz – gdzie kupujesz fajki w roku szkolnym? — zakończył, świdrując Syriusza swoim czarnym, przeszywającym spojrzeniem. 
Black ważył jego słowa. Tak, kawa byłaby czymś. W świecie, gdzie z łatwością można było sobie wyczarować i podgrzać wodę w kubku różdżką, transmutowanie kawy z jakiejś torebki herbaty lub płynu nie było taką bułką z masłem i nawet Syriuszowi, który skromnie uważał się za speca w tej dziedzinie, kawa wychodziła o smaku schodzonej podeszwy. 
W tym, co mówił Severus, było jeszcze coś, co spodobało się Syriuszowi. Sok dyniowy i herbata mogły się znudzić każdemu, ale gdyby na terenie Hogwartu pojawiła się kawa, można było na tym dużo zarobić. A bardziej od powabnych, kobiecych ciał i radosnych uśmiechów, Syriusz kochał pieniądze. Góry pieniędzy, jak przystało na czystokrwistego. 
— Chyba nie myślisz, że ot tak podam ci moje źródło? — Uśmiechnął się rozbawiony. — Ale nie mogę zignorować twojego błagania o pomoc. W końcu jesteśmy kolegami, nie, Sev? — zakpił z niego, ale tylko troszeczkę. — To jaką chcesz tę kawę, Snape?
Zadowolony Syriusz spotkał się z Remusem pod ich ulubionym dębem. Usiadł tak, by ze szkolnych okien nie było go widać i zaklęciem odpalił sobie papierosa. 
— Nadal tego nie rzuciłeś? — Lupin zmarszczył nos, gdy szara smużka dymu zabłądziła w okolice jego twarzy. Tak naprawdę, wyczułby zapach fajek nawet gdyby nie siedział bezpośrednio przy Syriuszu, a na drugim końcu błoni, ale nie lubił się chwalić swoimi specjalnymi zdolnościami.
— To nie jest takie proste, Luniek. — Black postarał się dmuchać w drugą stronę. — Tym bardziej, jeżeli to ci się podoba. — Wyszczerzył się i wręcz położył na trawie. — Was też tak cisną w tym roku? 
— To chyba oczywiste. W tym roku są OWUTEMY, chcą nas jak najlepiej przygotować. 
— Daj spokój, nawet Ślimak zrobił się nie do życia. — Syriusz odgarnął na wpół mokre włosy do tyłu. — Nie dość, że zadał nam już trzy wypracowania do przodu, to jeszcze opierdzielił połowę siódmoklasistów w Pokoju Wspólnym, że gadamy, a nie się uczymy. Albo nie zauważyłem, że wcześniej był taki okropny dla ostatnich roczników, albo wyjątkowo nas nie lubi. 
Remus uśmiechnął się lekko.
— Wy przynajmniej rozmawiacie. Większość Krukonów ma przerost ambicji i kują już od teraz, by jak najlepiej zdać testy. Lily zrobiła sobie nawet cała planszę, czego ma się uczyć poszczególnego dnia, by na pewno przerobić cały materiał. 
— Szalona jakaś? A gdzie czas na życie? Ej, to jest ostatni rok! Powinniśmy się bawić, czerpać z ostatnich dni w szkole, a nie siedzieć z nosami w książkach. 
— Nie wiem o co chodzi, ale popieram. — James podszedł do nich pełen pozytywnej energii, która się wręcz z niego wylewała i usiadł na trawie. — Fuj, Łapo, zgaś to świństwo. — Potter odgonił się od dymu, marszcząc nos. — Mógłbyś już z tym skończyć.
— Dajcie mi spokój. Czy ja komentuję twoje zauroczenie do Evans? Nie, chociaż uważam, że już dawno powinieneś dać sobie spokój, więc ty odczep się od moich Pall Mallów. 
— Już się tak nie pieklij. O czym rozmawialiście?
— O szaleństwie Krukonów, w tym twojej Evans. — Syriusz posłał Jamesowi znaczące spojrzenie. — Chłopaki, musimy zrobić coś przypałowego w tym roku, ale takiego z ikrą. — Łapa zacisnął rękę w pięść. — By nas zapamiętano przez następne kilka lat. 
— O tym samym chciałem mówić, Łapo. A gdzie Glizdek? — Jim rozejrzał się w poszukiwaniu puszystego blondyna, a jego czarne, ptasie gniazdo na głowie, niesłusznie nazywanie przez Pottera włosami, podskakiwało zabawnie.
— Znając życie, zabłądził w kuchni. — Remus uśmiechnął się delikatnie. Puchoni mieli zdecydowanie zbyt blisko siebie kuchnię, a Peter zdecydowanie za bardzo kochał jedzenie. 
— Już biegnie. — Syriusz wskazał papierosem sylwetkę Pettigrew, wyraźnie widoczną z daleka, który trzymał w rękach zawiniątko obłożone szarym papierem śniadaniowym. Jak Huncwoci mogli się domyślać, była tam wałówka na wolne popołudnie. 
— Wybaczcie... za spóźnienie. — Peter się zdyszał i ciężko usiadł obok nich, od razu rozwijając papier i ukazując światu kilka kawałków różnych ciast, kilka babeczek i ponad sześć kanapek. — Przyniosłem co nieco. 
— Glizdek, zgadzasz się, że ten rok musi być wyjątkowy? — Syriusz sięgnął po kanapkę i pogryzła ją w przerwie na zaciągnięcie się. 
— No jasne, Łapo. — Sam Peter wziął sobie dorodną babeczkę i wgryzł się w nią ze smakiem. Uśmiechnął się rozmarzony. — To już ostatni rok!
— Tak, tak. — Black skrzywił się minimalnie, widząc, że na policzku Glizdogona zostało trochę lukrowej masy. Starał się na zachowywać przy przyjaciołach jak jakiś paniczyk z kijkiem w tyłku, ale niektóre nawyki były silniejsze od niego. — Umazałeś się, Pete. Wracając do tego roku, nie chciałby któryś z was zarobić? — zapytał niespodziewanie i zajął się swoją kanapką. 
James i Remus wymienili zaskoczone spojrzenia. 
— Zarobić? — Potter uniósł brew. — Co masz na myśli?
— Podsunięto mi do głowy pomysł, że w Hogwarcie można by zarobić. Bo wiecie, papierosy załatwiałem zawsze tylko dla siebie – nie, nie patrz tak, Lunatyku, nie zamierzam rozpowszechniać niezdrowych nawyków w szkole – ale znam kogoś, dla kogo nie byłoby problemem sprowadzić jakiegoś towaru w większej ilości. 
— I o jakim towarze niby mówisz? — Remus założył ręce na piersi niezadowolony, myśląc, że Syriusz chce tak naprawdę, za jego plecami, rozpowszechniać nałóg nikotynowy. 
— O kawie. 
Jim uśmiechnął się, przysuwając bliżej do Syriusza. 
— I kto ci niby podsunął ten pomysł, panie Łapo?
— Nasz szanowny znajomy, Snape, panie Rogaczu. — Black uśmiechnął się szeroko. — Wycierus cierpi na brak kofeiny we krwi i jak znam Hogwart, nie tylko on urozmaiciłby sobie trochę dietę w szkole. A dlaczego nie połączyć przyjemnego z pożytecznym i nie zaproponować pozostałym uczniom możliwości skosztowania tego magicznego napoju? Lub czegoś innego? 
Remus tę sprawę by dłużej przemyślał, ale Jamesowi od razu spodobał się ten pomysł, bo klasnął uradowany w dłonie. 
— Nie ma sprawy, Łapciu. Popytam w Gryffindorze, czy nikomu niczego nie brakuje i przyjdę do ciebie z listą. Ile bralibyśmy marży? — Potter od razu przeszedł do rzeczy.
— Myślę, że dziesięć procent, na dobry początek. Potem można zwiększyć, jeżeli by się udało trochę to rozpowszechnić.
— Mogę o coś zapytać, Syriuszu? — Peter wtrącił się do rozmowy nieśmiało.
— Wal, Glizdek.
— Obaj z Jamesem nie musicie martwić się pieniędzmi, więc po co wam zarobek? Nie macie jakiś rodowych fortun w Gringocie? 
Syriusz uśmiechnął się tajemniczo.
— Oczywiście, że mamy, mój drogi przyjacielu, ale pieniądze trzeba inwestować, by dobrze rosły. Tak powstają fortuny, Pete. Nawet Blackowie i Potterowie zaczynali od kilku galeonów, by mieć teraz góry forsy. Chociaż jeżeli mnie zapytasz, zawsze lepiej inwestować w złoto, bo waluty są zmienne, a złoto złotem pozostanie — zakończył fachowo i dokończył kanapkę. 
Peter patrzył na niego z niemałym podziwem. Glizdogon nie pochodził z zamożnej rodziny, ani nawet czystokrwistej, więc zawsze zazdrości Syriuszowi i Jamesowi bogactwa i tego, że mogli pozwolić sobie na wszystko, na co mieli akurat ochotę. Remus też nie był dziany, a nawet biedniejszy niż rodzina Pettigrew, ale Remus był Remusem, wszystko przyjmował spokojnie i potrafił się pogodzić z losem. 
Peter nie potrafił.
— Kto wie? — dodał Syriusz. — Może od tego zaczęłaby się fortuna Pettigrew? — Kto jak kto, ale Łapa potrafił bałamucić ludzi. — I w przyszłości wspomnisz, jak zacząłeś budować swój majątek na służeniu drobnych uprzejmości kolegom ze szkoły?— W bladych, niebieskawych oczach Petera zapłonęła żądza pieniędzy, którą Syriusz wywołał nieprzypadkowo. — Więc jak to będzie, Glizdek – zrobisz wywiad w Hufflepuffie?
— Jasne! — zapewnił ochoczo Peter.
W takim razie Syriusz przeniósł wzrok na Remusa.
— Lunatyku? 
Lupin westchnął i rozmasował kark.
— Mogę zapytać, ale nie obiecuję, że wezmę w tym udział. 
— Świetnie. — Syriusz uśmiechnął się szeroko.
11 września 1977r.

Syriusz lubił spokojne poranki, kiedy (cudem) udawało mu się wstać bez asysty Dołohowa (w postaci brutalnego zrzucenia z łóżka), na spokojnie się ubrać – włącznie z odpowiedni zawiązaniem krawata, co zazwyczaj pomijał – skorzystać z porannej toalety i pójść na śniadanie.
W takie poranki chciwy stopień w lochach nigdy nie uaktywniał się pod jego nogą, a dokładnie pod osobą, która szła za Syriuszem, a Black mógł bez zbędnych przeszkód dostać się wprost do Wielkiej Sali. 
Jego miejsce przy stole Slytherinu czekało na niego wolne, pozbawione obecności jakiegoś grubego Goyle'a czy śmiechów i chichów młodych Ślizgonek. Syriusz mógł w spokoju zasiąść do stołu, sięgnąć po słoik z miodem, ciemny chleb (oblegany przez wszystkie kobiety w Slytherinie, bo niby jest mniej tuczący) i zrobić sobie kanapkę.
Te poranki miały też to do siebie, że szybko się psuły.
— Syriuszu. — Regulus dosiadł się do niego, od razu przechodząc do sedna. — Uważasz, że to jest śmieszne?
Starszy Black zebrał całą swoja cierpliwość, jaką posiadał i odliczył do dziesięciu, by nie odburknąć bratu czegoś niemiłego, za przerwanie jego piątkowego rytuału, który miał mu mentalnie pomóc przetrwać dwie godziny eliksirów, numerologię i transmutację. 
— Może i bym tak uważał, gdybym wiedział, co się właściwie stało. 
— To nie jest zabawne.
— Oczywiście, że nie jest, gdy obwiniasz mnie za całe zło świata. — Zirytował się Black, tracąc ochotę na jedzenie. — Co znowu według ciebie zrobiłem, co? Włożyłem ci rękę do kubka z ciepłą wodą w nocy? Podłożyłem łanobombę w pokoju? Zabrałem ci po jednym bucie? — wymieniał zdenerwowany Syriusz, który chciał w spokoju zjeść śniadanie przynajmniej raz w tygodniu i po raz kolejny mu się to nie udało.
— Zabrałeś mi miotłę — powiedział bardzo powoli Regulus, a sądząc po jego mocno zaciśniętych szczękach, był na granicy wybuchu. — Jutro mam trening, a tobie wpadło do głowy, by zabrać mi miotłę. O to cię obwiniam. 
— No tak, bo ja nie mam nic innego do roboty, tylko zabierać ci miotłę, tak?
— Za każdym razem, gdy znikała, to była twoja wina. Nie próbuj się wywinąć.
Tutaj Syriusz musiał przyznać rację Regulusowi, bo faktycznie, tak było. Ale to nie był jeszcze żaden powód, by bezpodstawnie oskarżać go o coś, czego nie zrobił!
— Może w przeszłości miałem lepsze lub gorsze pomysły...
— Fatalne, chciałeś powiedzieć.
— … ale w tym roku nawet nie widziałem twojej miotły. Może ty jej w ogóle nie wziąłeś z domu? — zasugerował spokojnie. Regulusowi aż pokraśniały policzki na tę uwagę.
— Za kogo ty mnie masz, co? — zapytał bardzo powoli, sztyletując Syriusza wzrokiem. — Nie mam takiej sklerozy jak ty, by zapomnieć m i o t ł y.
— Uspokój się, młody. — Black poklepał Rega po ramieniu, by ten trochę ochłonął. — Znajdzie się, a jak nie, to weźmiesz jakaś szkolną miotłę. Co to za problem? 
Regulus powoli przejechał ręką po twarzy.
— Syriuszu, ty sam siebie słyszysz? Black na jakiejś Zmiataczce z ery prekambryjskiej? Do końca roku musiałbym chodzić z papierową torbą na głowie.
— Nie przesadzajmy, aż tak stare nie są. Jeszcze się jakoś trzymają. — Reg posłał mu sugestywne spojrzenie. — Nie trzymają? No to nie wiem, nikt nie może ci pożyczyć miotły na ten jeden dzień?
— Nikt nie wozi ze sobą dwóch mioteł.
— A z innych domów? — Młodszy Black zamilkł, a jego mina mówiła, że radzi Syriuszowi to samo. — Ej, bez takich. Próbuję ci pomóc, chociaż za te niesłuszne oskarżenia nie powinienem. Nikt w całym Hogwarcie nie ma takiej miotły jak ty? Albo zbliżonej? Reg?
— Jest jedna osoba. 
— No to podejdź i zapytaj, czy ci ją pożyczy. Co to za problem?
— Wyśmieje mnie. Poza tym, mój honor nie pozwala mi z nim rozmawiać.
— Teraz to już pierdolisz, Reg. O kim mówisz?
— O Jamesie Potterze. 
A więc takie buty... No tak, to nie była dogodna sytuacja, bo James i Regulus się nie znosili (używając delikatnych słów) i potrafili się tolerować tylko na dwóch różnych krańcach szkoły, nawzajem życząc sobie najgorszego. 
Oczywiście, że Reg nawet nie zbliży się do stołu Gryfonów, a James nie pożyczy mu miotły tylko i wyłącznie dlatego, by zrobić na złość Blackowi.
A w całym Hogwarcie był tylko jeden Black, który mógł coś wynegocjować u Pottera...
— Syriuszu? — Regulus popatrzył na niego załamany, bo w jego oczach sytuacja była fatalna.
— Spoko, Reg. — Poklepał brata po ramieniu. — Załatwię ci tę miotłę. Na którą masz ten trening? 
— Z samego rana. Rabastan w tamtym roku obsadził Greengrassa na pozycji kapitana. 
Powszechnie było wiadomo, że Kaius Greengrass nienawidził wszystkich wokoło (dlatego był obrońcą w drużynie, bo poza pozycją szukającego, była to jedyna pozycja, w której nie wymagano pracy zespołowej) i jeżeli miał okazję, starał się dopiec jak największej liczbie osób.
Teraz też dla Syriusza stało się jasne, dlaczego Reg tak przeżywał stratę miotły – Kaius nie dałby mu żyć, gdyby zobaczył Regulusa na szkolnej miotle, a gdyby ten pojawił się bez miotły, mógłby nawet wylecieć z drużyny. 
Tego drugiego Regulus pewnie by nie przeżył.
— Więc będzie na dzisiaj, ok? — Poczochrał włosy brata, ku jego niezadowoleniu. — No, uśmiechnij się, będzie dobrze. A jak nie, to zwiążę Greengrassa i wrzucę do najgłębszego zakątka lochów, by nie truł ci dupy.
Reg zaśmiał się krótko.
Z czterech godzin lekcyjnych, Syriusz tylko transmutację miał z Gryfonami, a co się z tym wiązało, z Jamesem. 
Rogacz chodził na transmutację tylko dlatego, że w przyszłości chciał zostać aurorem. Łapa chodził na transmutację, bo ją lubił i na całe jamesowe szczęście siedział z Rogaczem, czasami podpowiadając mu, gdy McGonagall przyłapała Jima na niesłuchaniu i maglowała go z trzech ostatnich lekcji.
— Cześć, Łapo. — Rogacz przysiadł się do niego. — Pytałem Gryfonów wiesz o co i zobacz się z tego zrodziło. — Wyciągnął spomiędzy kartek podręcznika skrawek pergaminu i podał go Syriuszowi.
Papier był zapisany pośpiesznym, trochę koślawym pismem Jamesa, ale Syriusz nie miał większych problemów z rozczytaniem notatki. Okazało się, że Gryfoni mieli zapotrzebowania głównie na napój zwany „Coca Cola” i gumy balonowe. Nie żeby Syriusz spodziewał się po nich czegoś innego (a nie miał złego zdania o Gryfonach. Zwyczajnie uważał, że to prości ludzie z mała ilością problemów), ale... spodziewał się większej różnorodności. 
Glizdogon, na przykład, przyniósł mu całe wypracowanie na dwie i pół stopy zachcianek i potrzeb z pierwszej ręki Puchonów. Temu Syriusz się akurat nie dziwił, bo (jakoś tak się złożyło), że przeważająca większość Hufflepuffu była z mugolskich rodzin i im zwyczajnie brakowało niektórych rzeczy bardziej niż czystokrwistym, którzy nie byli przyzwyczajeni w takim stopniu do... nie, w ogóle nie byli przyzwyczajeni do mugolskich sprzętów. Pojawiły się jakieś dziwne nazwy napoi, słodyczy, komiksy o Batmanie (cokolwiek to miało znaczyć), pianki do włosów, lakiery... Jak na razie na Puchonach Syriusz miał zamiar zebrać największą sumę.
Remus jeszcze mu listy nie przyniósł i Łapa powoli zaczął się martwić, czy przyjaciel w ogóle zaangażuje się w ten projekt. 
Wrócił myślami do Jamesa.
— To wszystko, czego potrzebują? — spytał dla pewności.
— Dziewczyny powiedziały, że jakby były jakieś kosmetyki, to chętnie by się skusiły, bo nie wszystkie potrafią korzystać z tych magicznych tak, by nie mieć później zielonych włosów i pomarańczowej twarzy.
Syriusz zmarszczył brwi.
— A to nie było przypadkiem odwrotnie? Że mugolskie kosmetyki powodują, że włosy są zielone, a twarze pomarańczowe? 
James zrobił naprawdę głupią i nieporadną minę.
— A skąd ja mam to wiedzieć? — zapytał skonsternowany, bawiąc swoim zachowaniem Syriusza.
Jasne, że Black nie wymagał od Pottera tak zaawansowanej wiedzy na temat kosmetyków. On sam zdobył ją tylko poprzez liczne przyjaźnie z płcią piękną, której znaczna część pytała go, czy ten cień do powiek pasuje do koloru oczu, a ta maskara rzeczywiście powiększa rzęsy. Syriusz odpowiadał to, co widział, a po pewnym czasie i zdobyciu doświadczenia, potrafił doradzić paniom, jaki kolor pasowałby do ich tęczówek i w jakiej szmince ich usta wyglądałyby korzystnie. Na początku ta wiedza mu ciążyła i wysłuchiwał swoich adoratorek z wielkim bólem, ale trud się opłacił po wielu latach i teraz nie było tematu zahaczającego o urodę kobiecą, który by Syriusza zaskoczył. Paniom się jego zaangażowanie podobało, więc Black tylko zyskiwał.
Gdy McGonagall weszła do sali, jakoś wszystkie zbędne myśli uciekły z jego głowy. Nauczycielka transmutacji była zmorą prawie wszystkich Ślizgonów, którzy wymyślali dla niej wiele nieprzyjemnych przezwisk typu „Żelazna Dziewica”, „Strzyga” czy „Ta z kijem w tyłku”. Syriusz nie podzielał ich niechęci, bo Minerwa McGonagall już od pierwszych zajęć w Hogwarcie mu zaimponowała, gdy na ich oczach przemieniła się w kota.
Jeszcze przed odkryciem „futerkowego” problemu Remusa i nauczeniu się animagii, ten rodzaj magii pociągał Syriusza właśnie dzięki McG. Nie raz i nie dwa zostawał po lekcji, by zapytać ją o istotę animagii, a profesorka cierpliwie i w miarę prostym językiem tłumaczyła mu wszystkie zawiłości. Już nawet nie liczył ile razy się spóźnił na następną lekcję podczas takich krótkich (wyłącznie z nazwy) rozmów.
Dzięki temu Syriusz dużo wcześniej niż pozostali Huncwoci wiedział, że animagia nie jest rodzajem zaklęcia, a wolą, którą przekładało się na czystą magię. Całkiem jak teleportacja. W obu wypadkach wymagana była różdżka do skumulowania i przetworzenia mocy, ale główną rolę grała myśl.
Myśl była równie ważna, gdy już się przeszło do zwierzęcej formy, bo łatwo było się zatracić w z pozoru prostym i nieskomplikowanym umyśle zwierzęcia. Być takim psem, bez zmartwień i obowiązków, dla którego największym szczęściem jest bieg po miękkiej trawie lub uganianie się za królikiem... Czasami, gdy przemiana Remusa odbywała się przy zachmurzeniu i bestia była bardziej spokojna niż zazwyczaj, Syriusz biegał wraz z wilkołakiem bez celu po lesie, albo urządzał sobie wyścigi za zwierzyną.
— Panie Black, może podzieli się pan z klasą tym, nad czym pan tak głęboko rozmyśla? — Głos McGonagall wyrwał go z zamyślenia, więc Syriusz otworzył oczy, spoglądając na surowe oblicze nauczycielki.
— A nad czym ja mogę się zastanawiać, pani profesor? Oczywiście, że nad istotą animagii. — Uśmiechnął się do niej. — Widzi pani, przeczytałem ostatnio, że gdy czarodziej zmienia się w dane zwierze, jego mózg działa na wolniejszych obrotach, a instynkty potrafią przejmować nad nim kontrolę. Że zaczyna się bardziej myśleć jak zwierze. Jest pani w stanie to potwierdzić?
— Panie Black, to nie jest związane z dzisiejszym tematem. — Wzrok Minerwy McGonagall był nieustępliwy. 
— Wiem, ale mimo tego mam nadzieję, że odpowie pani na moje pytanie — przyznał szczerze i usiadł wygodniej. Nagle jakoś i klasa się ożywiła, więc nauczycielka zrezygnowała na chwilę od natychmiastowego powrotu do tematu i schowała różdżkę do rękawa. 
— Tak, panie Black, to prawda, że podczas przemiany czarodziej zaczyna myśleć bardziej jak zwierze niż człowiek. Ma też bardziej wyczulone zmysły, jest zwinniejszy i jego czas reakcji jest zdecydowanie krótszy. Jednak musi się bardziej pilnować, by trywialne potrzeby zwierzęcia nie przejęły nad nim kontroli. Na początku dwudziestego wieku był czarodziej, Camius Perrish, którego animagiczną formą był pies. — Syriusz pochylił się do przodu, bardziej zadowolony. — Był to jeden z pierwszych animagów, który potrafił zwierzęcą formę utrzymywać więcej niż dwadzieścia cztery godziny. Jednak, po latach jego mózg wypaczył się od ciągłych zmian i beztroskiego podejścia do magii. Któregoś razu Camius zamienił się w psa i nigdy nie wrócił do swojej postaci. — Zapadła chwila krępującej ciszy. — Jeżeli komukolwiek z was uda się kiedyś odnaleźć swoją animagiczną formę, musicie bardzo uważać, bo nieumiejętne korzystanie z magii może skończyć się stałym pobytem w Św. Mungu. A teraz wróćmy do tematu.
McGonagall zgrabnie wróciła do prowadzenia lekcji, a Syriusz z Jamesem wymieni te same, lekko zaniepokojone spojrzenia. Nie, to nie było tak, że nie wiedzieli na co się porywają i byli w tym całkiem beztroscy. Zdawali sobie sprawę z ryzyka, ale wydawało im się, że najgorszym, co może się zdarzyć, to niekompletna przemiana i życie do starości z ogonem lub rogami. Nie że zwariują i do śmierci będą podlewać wszystkie drzewa w okolicy lub skubać trawę.
Ta myśl wcale nie była przyjemna i zapowiadało się na to, że trzeba będzie poruszyć jeden z niewielu poważnych tematów w życiu Huncwotów. A co najważniejsze, ukryć to przed Remusem.
Nad Syriuszem ciążył jeszcze jeden problem i chciał go rozwiązać jak najszybciej, jednak James uparł się po transmutacji, że trzeba znaleźć Glizdka, zaszyć się gdzieś, gdzie Remus ich nie będzie szukał, i obgadać to i owo. 
Padło na jedno z pustych pomieszczeń w lochach, których było od groma. Jedynym minusem ich ulokowania był fakt, że po lochach kręciło się dużo Ślizgonów, którzy cenili sobie prywatność i nie lubili, gdy mieszkańcy innych domów plątali im się pod nogami. Z tego też powodu najpierw znaleźli Petera, a dopiero później Syriusz zastanowił się, jak przemycić ich na dół. 
Do lochów było specjalne wejście otoczone półkolistym łukiem na którym wisiał kandelabr w kształcie węża. Tuż za nim były dwa korytarze, jeden prowadzący do sali od eliksirów, a drugi w stronę domu Slytherinu. Gdyby ten korytarz był jeszcze krótki i można byłoby się ukryć gdzieś szybko za zakrętem, sprawa byłaby od razu ułatwiona, ale nie, kiedy trzeba było, nic nie szło po ich myśli. Korytarz numer dwa był długi jak cholera, wąski (mieścił dwie osoby idące obok siebie naraz), a na końcu był zakręt, który dopiero wtedy wychodził na jakąś wolną przestrzeń, skąd można było się dostać do Pokoju Wspólnego, pustych sal i jednego tajemnego przejścia do Hogsmeade, które Syriusz odkrył w pierwszej klasie, gdy zapomniał, która ściana prowadziła do Pokoju Wspólnego Slytherinu. 
Na nieszczęście, nie było żadnych tajemnych przejść do tej części szkoły, więc musieli przemknąć tam niezauważeni. Syriusz szedł przodem, by w razie czego złapać jakiegoś Ślizgona idącego z naprzeciwka i go zaszantażować, jeżeli będzie wymagała tego sytuacja. Glizdogon szedł tuż za nim, a na końcu był James, który pilnował, czy ślizgońska odsiecz nie atakuje ich od tyłu. 
Morgana zawsze czuwała nad Blackami, więc udało im się przejść korytarz bez problemu, został tylko zakręt i będą mogli przejść do jakiejś wolnej sali. Niestety, na finiszu zazwyczaj jest najgorzej i tym razem nie było inaczej. 
Najpierw usłyszeli jakieś szepty i zatrzymali się jak jeden mąż. Syriusz wychylił się, by sprawdzić czy nikt nie idzie, ale za zakrętem nie było żywej duszy. Wyszedł pierwszy, sprawdzając skąd dochodzą dźwięki.
Tuż za kolumną stało dwóch Ślizgonów, co poznał po szatach. Gestem ręki nakazał przyjaciołom wyjść z korytarza i schować się we wnęce tuż po prawej. Dołączył do nich i wszyscy trzej zamilkli, przysłuchując się rozmowie. 
— … by sobie nie myślał, że jest nie wiadomo kim. — Pierwsza osoba, chłopak, mówiła z jadem w głosie i aż było czuć jej niechęć do tego, o kim rozmawiali.
— Tak, ale on jest naprawdę dobry. Jesteś pewien, że pozbycie się go to na pewno dobry pomysł? — Druga osoba była kobietą i mówiła bardziej spokojnie, ale z wyraźną niepewnością w głosie. Syriusz próbował w głowie dopasować głosy do imion.
— Jest wielu innych dobrych zawodników.
— No właśnie nie ma. Jasne, jest mnóstwo dobrych ścigających, pałkarzy czy obrońców — Na tę ostatnią uwagę chłopak głośno prychnął. — ale drugiego tak dobrego szukającego nie znajdziesz w całym Slytherinie. To brzmi tak, jakbyś chciał oddać zwycięstwo Puchonom. 
— Posłuchaj mnie, Harmies, bardzo, ale to bardzo uważnie, bo nie będę powtarzał. Regulus Black nie zagra w najbliższym meczu, choćby nie wiem co. On i ten jego parszywy brat, miłośnik szlam, nie powinni trafić w ogóle do Slytherinu — powiedział dobitnie chłopak.
— Kaiusie, uspokój się. Z tym, że Syriusz nie jest typowym Ślizgonem, się zgodzę, ale czego ty chcesz od Regulusa? Przy nim Syriusz wygląda jakby był adoptowany.
Syriusz o mało co nie prychnął, słysząc tę uwagę. On? Adoptowany? Dobra, może nie zachowywał się jak typowy Black, bo nie szydził z mugolaków przy każdej możliwej okazji, ale wypraszał sobie insynuację o byciu adoptowanym! Co to, on gorszy jakiś jest? 
Złość szybko przeszła w zaniepokojenie, bo Kaius i Hamies Greengrass, bliźniaki z jego roku, definitywnie rozmawiali o tym, jak wyrzucić Rega z drużyny. No, może Harmies jeszcze próbowała jako-tako bronić młodego Blacka, ale twardogłowy Kaius za nic miał rady siostry.
— Co mam do niego? Cholera jasna, że od początku robił nas w gnoma. Niby mówi o tym, jakie to denerwujące, kiedy Syriusz spotyka się z tym Jamesem Pozerem, Mameją Lupinem i Pączkiem Pettigrew, ale z kim jechał w tym roku powozem do Hogwartu? Z nimi! Jakby to było coś naturalnego. Mówię ci, Harmies, on tak jak Syriusz, stoi po stronie mugolaków i jest tak samo krótkowzroczny, jak jego brat. Tacy jak oni nie widzą tego, że niedługo szlamy będą miały pierwszeństwo w przyjęciu do szkoły, a nie czystokrwiści. 
— Masz paranoję.
— Nie. To ty jesteś ślepa. Zachowujesz się, jakby te nieowłosione małpiszony, które się do ciebie zalecają, w ogóle ci nie przeszkadzały. Chcesz, żeby traktowały cię jak swoje szlamowate dziewczyny? Klepanie po tyłkach i podwiewanie spódniczek na korytarzu? Pociąga cię to, Harmies?
W tym momencie Huncwoci usłyszeli charakterystyczny dźwięk świadczący o tym, że Kaius właśnie dostał w liścia od swojej siostry.
— Żałuję, że pomogłam ci zniszczyć miotłę Blacka. Jesteś idiotą, Kaiusie. 
Postukiwanie obcasów świadczyło o tym, że Harmies Greengrass zostawiła Kaiusa samego obok kolumny, a sama, prawdopodobnie, wróciła do Pokoju Wspólnego. Huncwoci czekali chwilę, nasłuchując czy Greengrass sobie poszedł. Ostatecznie, tuż przed tym, nim Syriusz miał wyjrzeć z kryjówki, Kaius ruszył w kierunku korytarza wyprowadzającego z lochów i zniknął im z oczu. 
Sytuacja nie przedstawiała się dobrze, bo Reg miał kłopoty. Przez niego, Syriusza. Black nie czuł się z tym dobrze i musiał szybko zaradzić temu problemowi. Ten rok zapowiadał się dziwnie, bo problemy zaczęły się nawarstwiać już od samego początku.
— … Pączek Pettigrew? Naprawdę tak mówią o mnie Ślizgoni? — Widać Peter miał inne priorytety niż Syriusz, bo niezbyt sympatyczne przezwisko zrobiło na nim większe wrażenie, niż fakt, że brat Syriusza ma kłopoty. 
Łapa ścisnął nasadę nosa, próbując się uspokoić.
— To nie są powszechne przezwiska. Kiedyś... były częściej używane — przyznał z niechęcią. — Ale sytuacja się zmieniła, tak? Nie podobało mi się to, jak was nazywają i dałem to wszystkim do zrozumienia. Cholera, Peter, to teraz nie jest najważniejsze.
Syriusz zaczynał się denerwować, przez co Glizdogon zaczynał mu działać na nerwy, chociaż Black wcale nie chciał się złościć na przyjaciela. James położył mu rękę na ramieniu.
— Ej, Łapo, spokojnie. Wyglądasz jakbyś chciał w kogoś cisnąć Bombardą.
— Kiedyś trzeba przetestować, czy działa na organizmach żywych — warknął Black. — Sorry, chłopaki, ale dzisiaj nic z tego nie wyjdzie. Pogadamy kiedy indziej o tej animagii. — Syriusz wyszedł z wnęki, kierując się od razu w stronę ściany, za którą schowany był Pokój Wspólny. W połowie zatrzymał się, nerwowo przeczesując włosy palcami. — Rogaczu? — Zatrzymał Jamesa, który niezbyt ucieszony chciał już wracać do siebie. — Ja wiem, że ty i Reg za sobą nie przepadacie, ale mógłbyś pożyczyć mu miotłę na jutrzejszy trening? Nie miałem pojęcia o tym, że Greengrass ją zniszczył. 
James patrzył na niego przez chwilę znad swoich okularów, zastanawiając się nad odpowiedzią. Ostatecznie kiwnął twierdząco głową i dodał:
— Pożyczę mu miotłę, ale musi przyjść po nią osobiście i mnie poprosić. O dwudziestej, pod schodami do wieży Gryffindoru. 
Syriusz załamał ręce, wchodząc do Pokoju Wspólnego. Reg się ucieszy...
Padało, chociaż lepszym określeniem było, że lało niemiłosiernie od południa, dlatego Pokój Wspólny był pełen znudzonych Ślizgonów, którzy grali w szachy, eksplodującego durnia, wymieniali się kartami z czekoladowych żab, gadali lub czytali książki gdzieś po kątach. 
Nie była to piękna zapowiedź weekendu, więc Syriusz przyniósł winyle z pokoju i włożył jeden do gramofonu. Wbrew pozorom, nie było to typowo mugolski wynalazek, bo opracował go czarodziej na podstawie przepływu fal, ale że był on w połowie mugolakiem i ożenił się z mugolką, opatentował go głównie dla niemagicznych. Mimo to gramofon nie był uważany przez arystokratów za zło całego świata, a winyle odtwarzał zarówno te wyprodukowane przez magiczne firmy jak i mugolskie (Syriusz nie widział w nich różnicy i podejrzewał, że jej nie było). 
Włączył kawałek czarodziejskiego zespołu „Wiecznie żywi”, którzy śpiewali w rytmie lekkiego rock'n'rolla, mieli nawet kilka ballad, więc taki repertuar mógł przejść w czystokrwistym półświatku.
(Syriusz raz puścił w domu Elvisa, a jego matka nie zorientowała się w fortelu, dopóki w piosence nie padło słowo „komiks”. Później usilnie starała się dowiedzieć, skąd Syriusz ma taką płytę, a gdy kłamstwo o niewinnej zamianie nie przeszło, była awantura. Nie żeby to była nowość, ale płyta z Elvisem została zniszczona. AC DC Syriusz nigdy nie odważył się puścić w domu, by nie stracić krążka. Za bardzo był do niego przywiązany.)
Kilka osób rzuciło mu złe spojrzenie, przeczuwając propagandę z jego strony, ale gdy tylko rozpoznali głos piosenkarza, od razu wrócili do swoich zajęć. Syriusz za to ruszył w kierunku Regulusa, który siedział na dwuosobowej kanapie w kacie Pokoju Wspólnego z kubkiem herbaty i książką w ręce. Po okładce Syriusz poznał, że brat czyta Szekspira, którego dostał i ku jego zdziwieniu, jest już w połowie. 
— Takie straszne czy jednak da się czytać? — zagadnął go, siadając obok. Wziął sobie kubek i bezceremonialnie się z niego napił.
— Powiem szczerze, że nie spodziewałem się tutaj czarownic z wiadomych powodów, ale czuję się pozytywnie zaskoczony. 
— Są tutaj czarownice? — Black zajrzał bratu przez ramię, by odszukać dany fragment. 
— Przepowiadają Makbetowi, że zostanie królem, chociaż pierwsze słowa, jakie Makbet wypowiada w ich kierunku to: „Dnia tak szpetnego i pięknego razem nie miałem jeszcze.” — Regulus uśmiechnął się pod nosem. 
— Czemu wieszczą mu, że zostanie królem? Przekupił je? — Syriusz nie bardzo rozumiał, dlaczego czarownice tak ni z tego ni z owego podzieliły się przepowiednią z byle mugolem. — Poza tym, wszyscy wiedzą, że jasnowidze to w większości krętacze.
— Oni najwyraźniej nie. Zazwyczaj czarownice lub sama magia mają w tych utworach bardziej metafizyczne znaczenie. Tu nie chodzi o samą magię, często o pokusę, siłę, władzę. Z magią, jaką my znamy, nie ma to wiele wspólnego. 
— Dasz mi przeczytać, jak skończysz? 
Regulus kiwnął twierdząco głową i wrócił do czytania. Syriusz, pozytywnie zaskoczony, że brat nie skrytykował mugolskiej książki, stwierdził, że można podjąć temat miotły.
— Rozmawiałem z Rogaczem na temat tej miotły. 
— I?
— I się zgodził.
— Świetnie. Gdzie ona jest? — Reg zamknął książkę, zakładając ja na czytanej stronie i spojrzał wyczekująco na brata.
— U Rogacza.
— A czemu nie tutaj? — Młodszy Black uniósł jedną brew i zabrał Syriuszowi swój kubek.
— Bo Rogacz powiedział, że jeżeli go poprosisz, to dopiero wtedy ci ją pożyczy. 
— Miotła nie jest tego warta — odpowiedział szybko Regulus i zajął się swoją herbatą. 
Syriusz spodziewał się takiej odpowiedzi. Właściwie, szukałby dziury w całym, gdyby Regulus tak nie zareagował. A podobno to on był przewidywalny!
— Wiem też co się stało z twoją miotłą.
— To już ciekawsze.
— Kaius i Harmies Greengrass ją zniszczyli. Chcą cię wyrzucić z drużyny, bo myślą, że jesteś zwolennikiem mugoli. — Reg spojrzał na niego zaskoczony. — Podsłuchałem przed chwilą ich rozmowę. Kaius źle odebrał to, że jechałeś w tym roku ze mną i moimi przyjaciółmi w powozie. — Syriusz trochę się speszył. — Książka chyba nie była tego warta. Połamali twoją miotłę i nie wiem, co jeszcze chcą zrobić, by cię wykluczyć z gry.
— To bardzo ciekawe, bo po jutrzejszym treningu mam iść z Harmies do Hogsmeade.
— Zaprosiłeś ją? — Syriusz uniósł brwi.
— Ona mnie. A raczej wymanewrowała rozmowę na ten tor — przyznał. — Prawdopodobnie chcą, by Kaius najpierw mnie upokorzył na treningu, a Harmies ma robić za pocieszycielkę, która pewnie zaciągnie mnie w miejsce, w którym będą chcieli spuścić mi łomot. 
— Nie głupi plan, chociaż Harmies się trochę łamie. Powiedziała, że jesteś najlepszym szukającym i że trochę cię szkoda zmarnować, ale Kaius sobie umodził takie rzeczy w głowie, że chyba nawet ona go nie przekona. — Syriusz podparł głowę ręka. — Chyba trzeba będzie im dać popalić, nie?
— Nikt nie będzie robił z Blacków idiotów.
Co do tego jednego się obaj zgadzali i Syriusz wiedział, że zawsze jeden będzie stał murem za drugim. A jeżeli ktoś myślał, że Blackowie będą grać, tak jak on im zagra, to trzeba mu pokazać, że Morgana sprzyja tylko jednej rodzinie.
James czekał na nich na schodach z miotłą położoną na kolanach. Jego Strzała 1001 leżała na kolanach, a rączka połyskiwała w świetle świec. Wyglądała identycznie jak miotła Regulusa, zanim dobrały się do niej bliźniaki Greengrass.
Na ich widok Rogacz uśmiechnął się z lekka wrednie i wstał. Reg od początku ich wyprawy pod wieżę Gryffindoru był milczący i skupiony. Widok triumfującego Jamesa Pottera musiał go rozjuszyć, ale nie dał tego po sobie poznać.
— Ładny wieczór mamy, prawda? — Na dworze dało się słyszeć, jak porywisty wiatr targa gałęzie drzew.
— Przejdźmy od razu do rzeczy. — Regulus nie bez przyczyny użył swojego lekko flegmatycznego tonu, który naprawdę, ale to naprawdę potrafił działać na nerwy. Kącik ust James zadrżał, widocznie kierując się ku dołowi. — Pożyczysz mi swoją miotłę, James? Proszę.
Tylko jeden Syriusz mógł wiedzieć, jaką ujmą na honorze Rega, było proszenie Rogacza o pożyczenie miotły. Tylko zemsta zmuszała go z korzystania z tak niewygodnych rozwiązań, ale Regulus był zdeterminowany dać nauczkę Greengrassom za zniszczenie jego miotły. 
— No nie wiem, nie brzmiało to szczerze — James udawał, że się zastanawia. Reg niebezpiecznie zmarszczył brwi. 
— Rogacz, nie wygłupiaj się — wtrącił Syriusz, podchodząc do przyjaciela. — To mało zabawne. 
— No dobra, już dobra. Pożyczę. Ale pod jednym warunkiem. — Uśmiechnął się tajemniczo.
— O co chodzi, Potter? — Regulus spojrzał na niego uważnie, spodziewając się naprawdę krępujących i nieprzyjemnych konsekwencji.
A było całkiem inaczej.
— Syriusz zagra w meczu przeciwko Gryfonom.
Nie było wiadomo, kto był bardziej zaskoczony – Syriusz czy Regulus. Obaj mieli miny wyrażające głębokie zdziwienie i obawę o zdrowie psychiczne Jamesa. Za to Potter szczerzył się w najlepsze, zadowolony ze swojego małego szantażu.
— Zgoda — odparł bez zastanowienia Regulus po chwili, rzucając szybkie spojrzenie bratu.
Po prawdzie, zawsze chciał grać z bratem w jednej drużynie, ale Syriusz wyjątkowo stronił od Quidditcha i sam fakt, że czasami pojawiał się na meczach, był niezwykły. Reg sam nawet by nie pomyślał o tym, by zaproponować bratu grę, a tutaj zjawia się taki James Pottera... 
Choćby ktoś go potraktował Cruciatusem, Regulus nigdy nie przyznałby się do tego, że miał w tym momencie ochotę uściskać Pottera.
— Słucham!? — Syriusz poczuł się wykluczony z tej rozmowy, a umowa została „przypieczętowana” na jego oczach, gdy Jim podał Regowi miotłę. — Jakim prawem omawiacie takie rzeczy, nie licząc się z moim zdaniem?
— Powiedziałeś, że pomożesz mi z Greengrassami — zaoponował szybko Regulus. — Nie prawda?
— No prawda, ale...
— Więc będziesz grał w meczu przeciwko Gryfonom — Reg uciął szybko rozmowę, wsadził miotłę do kieszeni, zmniejszywszy ją zaklęciem i pociągnął brata w stronę drogi powrotnej. 
— Nie będę grał — zarzekał się uparcie Syriusz, niezadowolony z takiego przebiegu rozmowy. 
— Będziesz i będziesz przy tym świetny, bracie.
12 września 1977r.

Syriusz dostał z całej siły poduszką w głowę. Na początku był pewny, że to atak na jego życie i już wyciągał różdżkę, gotowy do ataku, gdy usłyszał głos Dołohowa:
— Wstawaj, Black. Powiedziałeś, że idziesz z nami na trening. Nie będę na ciebie czekał. 
W pokoju było ciemno. Za ciemno. I zdecydowanie za wcześnie, gdy Syriusz zauważył śpiącego Snape'a, który właśnie przekręcał się na drugi bok. Jak Morgana świadkiem, Syriusz nigdy nie wstawał wcześniej niż Snape!
Dzisiaj jednak był wyjątkowy dzień, dzień zemsty, i Black musiał się upewnić, że wszystko pójdzie po jego myśli. Dlatego zwlekł się z łóżka (jęcząc przy tym co niemiara), postarał się naprawdę szybko umyć (Antonin tylko dwa razy go popędzał!) i ubrał się na tyle ciepło, by wytrzymać hulający wiatr na stadionie. Tam wiało niezależnie od pogody.
Na śniadaniu były śladowe ilości osób. Właściwie, oprócz drużyny Slytherinu i jego, był jeszcze Puchon Neill Collins, jego rówieśnik o nieznajomym dla Syriusza imieniu i Lily Evans siedząca przy stole Ravenclaw. Właściwie, to Black nigdy nie widział tak śladowej ilości uczniów w Wielkiej Sali. 
— Black? — Dopiero po chwili domyślił się, że chodziło o niego i spojrzał w kierunku Kaiusa. — Co ty tutaj robisz?
Kaius Greengrass, obrońca Ślizgonów, był wysokim blondynem z włosami przyciętymi na wysokości szczęki i z typowymi dla Greengrassów zielonymi oczami. Miał szerokie barki i długie kończyny, a gdy latał na miotle, wyglądał trochę jak pająk, który stara się obronić swoją sieć w postaci trzech obręczy. Miał niemiły wyraz twarzy, bo jego brwi były cały czas ściśnięte tuż nad nosem i wyglądał, jakby zjadł coś nieświeżego. 
Obok niego siedziała jego bliźniaczka – Harmies, ścigająca. Miała długie, blond pukle włosów, które związywała w luźnego warkocza przełożonego przez ramię i takie same oczy jak Kaius. Na nieszczęście większości mężczyzn w Hogwarcie, miała też pełne wargi, zazwyczaj podkolorowane na czerwono i szlachetne kości policzkowe, przez co uchodziła za naprawdę ładną dziewczynę. Syriusz chodził z nią w tamtym roku przez miesiąc i wiedział, że nie tylko usta ma ładne.
— Obiecałem, że w tym roku będę wiernym fanem naszej drużyny i nie opuszczę nie tylko żadnego meczu, ale też ani jednego treningu! — ogłosił radośnie i usiadł przy stole, nalewając sobie od razu herbaty. Teraz to i on sam zatęsknił za kawą...
— Black, nie ściemniaj. — Kaius wietrzył nosem podstęp, co sprawiało, że nie uchodził na takiego idiotę, za jakiego brał go Syriusz.
Łapa wywrócił oczami.
— Przegrałem zakład. — Puścił oczko do Harmies, ale dziewczyna go całkiem zignorowała. — Zadowolony? Nie patrz tak, będę grzeczny. Zwinę się gdzieś na ławce i pójdę spać.
— Wyrzucę cię, jeżeli będzie inaczej — zagroził Kaius i wrócił do spożywania śniadania. 
Syriusz nie był w stanie wepchnąć w siebie ani kromki o tej pogańskiej godzinie, więc tylko popijał małymi łykami swoją herbatę i rozglądał się po Wielkiej Sali, gdy powoli zaczęli wchodzić do niej uczniowie. 
Gdy zobaczył na horyzoncie Lunatyka, od razu przesiadł się do stołu Ravenclaw i usiadł obok przyjaciela.
— Syriusz Black o tak wczesnej godzinie w sobotę na śniadaniu? Myślałem, że zazwyczaj je sobie odpuszczasz na weekendzie. — Remus uśmiechnął się rozbawiony i sięgnął po tosta.
— Nie od dzisiaj, Luniek. Hm... nie masz może czegoś dla mnie? — zapytał niby mimochodem Black, wyjadając miód ze słoiczka łyżeczką.
— Mam.
— To świetnie! Daj.
Remus podał mu listę, zajmując się śniadaniem, a Syriusz zadowolony przejrzał ją wzrokiem. Mina mu zrzedła, gdy okazało się, że większość, a raczej dziewięćdziesiąt procent listy to książki.
— Naprawdę? Naprawdę, Luniek? Tylko to Krukonom w głowie? 
— Znaczy, Denis Smith chciał jeszcze gumki, ale stwierdziłem, że lepiej tego nie zapisywać.
— Po co mu gumki do włosów, skoro jest łysy jak kolano? 
Lupin zatrzymał się w połowie ugryzienia tosta i spojrzał na Syriusza zaskoczony. Zaśmiał się po chwili.
— Och, no tak... przecież ty nie zrozumiesz...
Syriusz poczuł się tą uwagą wielce obrażony i nie zamierzał tego ukrywać. Prychnął, zakładając ręce na piersi i spojrzał wyzywająco na Remusa.
— Czego niby nie zrozumiem?
— Antykoncepcji według mugoli.
Usta Blacka ułożyły się w kształt litery „O”, a on sam zamrugał zaskoczony.
— Mugole używają gumek by nie wpaść? Jak one wyglądają? — Zainteresował się od razu, pochylając do Remusa. 
— Daj spokój, Syriuszu, nie będę ci mówił o takich rzeczach. — Sam Lupin wyglądał na zawstydzonego tym tematem i starał się uciec spojrzeniem od napastliwego wzroku Łapy. Ten jednak nie dał się tak szybko zwieść i wyciągnął ostateczną broń – zaczął łaskotać Lupina. 
— Jak wyglądają, Remusie? Powiedz mi! — Zaśmiał się, nie odpuszczając Lupinowi. Ostatecznie Krukon tylko się zapowietrzył, ale zgodził się odpowiedzieć na pytanie Blacka.
— No... to taka guma, którą się nakłada na wiadome miejsce. — Podrapał się zakłopotany po policzku. — Można ją napompować y balon, ale jest bardziej przystosowana do odpowiednich kształtów...
— Taka skarpeta na kutasa? — zapytał całkowicie poważnie Syriusz. Pytanie było trochę zbyt głośnie, bo siedząca nieopodal Lily Evans opluła się sokiem dyniowym.
— Można tak powiedzieć. Grunt, że zatrzymuje ona... najeźdźców. I jest łatwo dostępna.
Myśli Syriusza powędrowały w bardzo dziwne rejony, a on sam zaczął sobie wyobrażać wełniane skarpety robione na drutach, które miałoby się nosić na wackach. Remus potrząsnął nim, by Black zszedł na ziemię.
— Mugole są dziwni — zawyrokował ostatecznie. — Powiedz Denisowi żeby zaczął używać eliksirów, jak wszyscy normalni ludzie, bo takie fikuśne skarpety mogą wystraszyć jakaś dziewczyną, a nie ją podniecić. — Schował listę do kieszeni. — Zobaczymy się później, smacznego.
Klepnąwszy Remusa po ramieniu, Syriusz wyszedł wraz z drużyną z Wielkiej Sali i skierował się do wyjścia.
— Skarpety na kutasa... mugole to mają pomysły... — mruknął pod nosem, a idący obok niego Dołohow aż otworzył oczy ze zdziwienia.
— … co?
Trening to była komedia pod tytułem „Zróbmy w chuja Kaiusa Greengrassa!”. 
Już od początku było widać (jeżeli wiedziało się, gdzie patrzeć), że ani Kaius, ani Harmies nie spodziewali się, że Regulus wyjmie identyczną do swojej miotłę z kieszeni i powiększy ją zaklęciem. Oczy mieli niczym spodki od talerzy, gdy Reg jak gdyby nigdy nic wzbił się ponad murawę i zrobił kółko na rozgrzewkę.
Później, gdy Kaius postawił sobie za punkt honoru zmieszanie młodszego Blacka z błotem, Regulus stwierdził, że to jest idealna pora na popisywanie się przed drużyną. Łapał wszystkie wystawione przez Greengrassa wabiki w postaci błyszczących gwiazdek, które wypuszczał z różdżki, a robiąc to, wykonywał tyle niebezpiecznych zwodów i manewrów, że reszta drużyny przestała w ogóle ćwiczyć, byleby go pooglądać.
Gdy zarządzony został krótki mecz, by sprawdzić rezerwowych, Regulus „całkiem przypadkiem” przeleciał Kaiusowi tuż przed nosem w gonitwie za zniczem, przez co blondyn puścił piłkę. 
Syriusz, który obserwował tę farsę z trybun, zaśmiewał się do rozpuku, czasem łapiąc się za brzuch. Jego przepona powoli była na wykończeniu, ale na szczęście trening niedługo po tym się skończył. Black przyjrzał się temu, jak Reg rozmawia z Harmies, która wręcz skakała wokół niego z podniecenia. Dwulicowa suka, przemknęło Syriuszowi przez głowę, nim zawodnicy zniknęli w swojej szatni. 
Spacerkiem wybrał się do Hogsmeade, paląc dwie fajki po drodze. Czuł lekkie ssanie w żołądku, powoli zbliżała się jego pora na jedzenie, ale miał zbyt dobry humor, by przejmować się tak trywialnymi rzeczami.
Nie udał się do „Trzech Mioteł”, by tam czekać na pojawienie się Rega i Harmies, tylko ruszył na koniec miasteczka, do „Świńskiego Łba”. Teraz, gdy miał już wszystkie listy z potrzebami Hogwartczyków, mógł spokojnie złożyć zamówienie.
W myślach stwierdził, że większy zapas kawy kupi dla siebie i swoich współlokatorów, bo i do niego w końcu dotarło, że pewnych używek nie da się tak po prostu zastąpić. 
Wszedł do niezbyt czystej i wcale nie dobrze pachnącej knajpy i od razu owioną go zaduch niewietrzonego pomieszczenia i cienkich papierosów. Usiadł przy barze, od razu łapiąc wzrok Aberfortha, właściciela spelunki i barmana w jednym.
— Nie zamawiałem jeszcze w tym roku twoim Pall Mallów, Black — mruknął mężczyzna, stary chyba tak, jak stary Dumbledore. — Coś podać?
— Kremowe. Dzisiaj nie przyszedłem po fajki i jeszcze przez pewien czas będę żerował na swoim zapasie, ale mam dla ciebie inne zlecenie. — Wyjął z kieszeni cztery listy i podał barmanowi. — Chcę byś to sprowadził. Spokojnie, płacę z góry. — Uspokoił mężczyznę i wyjął sakiewkę. Przygryzł dolną wargę. — Tylko nie mam pojęcia ile to będzie mogło kosztować... — wyznał, patrząc na barmana przepraszającym wzrokiem. — Niektórych towarów po prostu nie znam.
— Będzie prowadził sklep, Black? — spytał pogardliwie staruszek, wyjmując okulary z kieszeni i przeglądając listy. — Na kiedy chcesz to mieć?
— Kawę jak najszybciej, reszta jak tam będziesz mógł.
— Daj mi dziesięć galeonów na początek, a resztę dopłacisz, gdy ja sam zorientuję się w kosztorysie. 
Syriusz odmierzył właściwą sumę i pociągnął łyk ze swojej butelki. Długo się nad czymś zastanawiał, nim spytał:
— Masz dojścia w sklepach miotlarskich? 
— Tak, Black, i jeszcze jestem pośrednikiem w lotach na smoku. Na zapleczu trzymam Rogogona Węgierskiego, chcesz zobaczyć? — zakpił Aberforth i podparł się o blat.
— Może kiedy indziej. — Syriusz nie tracił dobrego humor. — Chciałbym w późniejszym czasie zamówić coś naprawdę specjalnego. Wykonywanego na zamówienie.
— Bardzo specjalnego?
— Najbardziej.
— W takim razie dobrze, że jesteś nadziany, bo znam kogoś takiego, ale to w żadnym wypadku nie będzie tanie.
James Potter wiercił dziurę w plecach Regulusa Blacka i zastanawiał się, co mu umknęło wczorajszego wieczoru. Słyszał, że Blackowie chcą się zemścić na Greengrassach i w sumie się im nie dziwił, bo sam pewnie nie zrobiłby niczego innego, ale całkiem niezrozumiałe dla niego było, dlaczego Reg teraz siedzi sobie z Harmies przy jednym stoliku i śmieje się do tej żmii.
Peter miał podobne uczucia, bo także nie spuszczał wzroku z młodszego Blacka i tylko co chwila pogryzał chipsy zakupione wcześniej w Miodowym Królestwie.
Siedzący naprzeciwko nich Remus nie bardzo kojarzył, co się dzieje i tylko czasem, nieufnie, popijał swoje piwo kremowe.
— Zakochaliście się?
— Słucham? — Jim uniósł brwi.
— Pytam czy się zakochaliście. W Harmies Greengrass. Wpatrujecie się w nią, od kiedy weszła tutaj w towarzystwie Blacka. Bo chyba nie interesujecie się w ten sposób Regulusem? — zapytał uprzejmie Lunatyk, obserwując reakcje kolegów. Obaj mieli miny jak niedorozwinięte pingwiny, więc Lupin stwierdził, że nie ma się czym martwić. — Co się dzieje?
— Nic — odparł szybko Rogacz, a w tym samym momencie Glizdogon wszedł mu w słowo:
— Słyszeliśmy wczoraj, jak Kaius rozmawiał z Harmies o tym, że zniszczyli miotłę Regulusa. Mówili też, że pozbędą się go z drużyny. Myślałem, że Syriusz przekazał to wszystko wczoraj bratu, ale Regulus teraz siedzi jak gdyby nigdy nic z Harmies przy stole... — Pete zmarszczył jasne brwi i zaczął smuto chrupać brzoskwiniowego chipsa, krusząc sobie na koszulę. — Może on nie wie?
— I co? Polecisz do niego i walniesz „ej, Reg! Twoja dziewczyna chce się zrobić w chuja. Wiesz o tym?” — James wywrócił oczami.
— Nie! W ogóle bym do niego nie podszedł — mruknął nieśmiało Peter. — Nawet jeżeli to brat Syriusza. Regulus jest wredny.
— Święte słowa, Glizdek! — Rogacz uderzył przyjaciela serdecznie w plecy. Tak serdecznie, że Peter mało się nie zakrztusił. — Syriusz jest jedynym normalnym Ślizgonem i tego trzeba się trzymać.
— A to nie powinno być tak, że skoro kolegujecie się z Syriuszem, powinniście w końcu zrozumieć, że przynależność do tego czy tamtego domu nie szufladkuje człowieka?
— Hm... nie. Ślizgoni są wredni z natury, a Syriusz to wyjątek potwierdzający regułę — stwierdził James, wzruszając ramionami. — Łapo, tutaj! — Pomachał radośnie do przyjaciela, który właśnie wszedł do pubu. — Gdzie byłeś?
— Załatwiałem sprawy związane z naszym skromnym zarobkiem. — Syriusz przysiadł się do nich i poczęstował się chipsem od Petera.
— Syriuszu, mogę cię o coś zapytać? Tylko chcę, byś odpowiedział szczerze. — Remus zmierzył go poważnym wzrokiem, ręce mając założone na piersi, jakby był obrażony.
Syriusz rzucił szybkie spojrzenie Jimowi z niemym pytaniem „co mnie ominęło?” Potter wywrócił tylko oczami.
— Brzmi trochę strasznie, ale wal, Luniek.
— Ty też uważasz, że wszyscy Ślizgoni są wredni?
— Nie lubię, gdy poruszacie temat Ślizgonów — przyznał Black. Westchnął i podparł policzek ręką. — Ślizgoni są wredni, ale nie wszyscy z natury.
— Bycie wrednym jest u was modne? — Peter stanowczo odsunął chipsy poza zasięg rąk Łapy.
— Można tak powiedzieć. Większość z nas w przyszłości zajmie jakieś nudne, urzędowe stanowiska w Ministerstwie, więc bycie miłym i uczynnym dla wszystkich jest zwyczajnie nieopłacalne, bo takich rucha się w dupę, a oni nawet nie zdają sobie z tego sprawy.
— Może bez takich kwiecistych porównań, Łapo — wtrącił Lunatyk.
— Wybacz. Wracając do rzeczy. Nie wszystkie czystokrwiste rodziny się kochają i urządzają sobie podwieczorki. Wiecie, gdyby moja matka pokłóciłaby się z Bartemiuszem Crouchem, to Reg nie powinien rozmawiać z Bartym, chociaż wszyscy wiedzą, że się kumplują. Po prostu to jest tak, że najpierw jest rodzina, a później znajomi, nie na odwrót. Poza tym, jak się obracasz od małego brzdąca w towarzystwie, które wymienia się złośliwościami, a riposty to wręcz rykoszetują w powietrzu, to samemu uczysz się takich rzeczy i później szpanujesz przed kolegami, jak to ty dogadać nie potrafisz. Rozjaśniłem trochę sprawę? — Podbił w międzyczasie remusowe piwo, patrząc na wszystkich trzech kolegów.
— „Nie wolno” ci z kimś rozmawiać, Łapo? — zapytał rozbawiony James, nie biorąc monologu Syriusza na poważnie.
— Z Selwynami.
Między nimi zapadła cisza.
— Naprawdę nie wolo ci gadać z Selwynami? — upewnił się Rogacz. — Dlaczego?
— Nie wolno to chyba za mocne słowo. Nie powinienem. O kręceniu z siostrami Selwyn tym bardziej, bo, podobno, to by ruszyło stare plotki, jak to mówi Fran.
— Co masz przez to na myśli?
— Podobno kiedyś moja matka i Jonah Selwyn się nieźle pokłócili na jakiejś czystokrwistej dżamprezie i od tamtego momentu ze sobą nie rozmawiają, ich rodzice ze sobą nie gadają i dzieci też nie. Nie wiem, o co poszło, ale dziadek mówił, że było grubo. — Wzruszył ramionami. — Na moje szczęście, starsza Selwyn to decha, a młodsza to gówniarz, więc nic nie tracę. — Uśmiechnął się zadowolony.
— A macie kogoś z kim powinieneś kręcić? — Zainteresował się Pete.
— Ja mam Dorcas Meadowes. Regulusowi trafiła się Tatiana Carrow.
— Trafiła się?
— Gdy byliśmy jeszcze gówniarzami, ustalono, że się pobierzemy — powiedział Syriusz, jakby nigdy nic.
— Zaraz, masz narzeczoną!? — Potter aż wstał, zwracając na siebie uwagę kilkunastu osób.
— Rogacz, siadaj. — Black sprowadził go do parteru. — Ty się tak nie podniecaj, dobra? Pół Slytherinu jest sparowane ze sobą, a ja jestem w najlepszej sytuacji z nich wszystkich.
— Jak taka sytuacja może być w ogóle rozważana pod hasłem „dobra”? — James załamał ręce. Nawet Peter i Remus wyglądami na zatroskanych.
Syriusz tylko zaśmiał się z ich min.
— Po skończeniu szkoły zostanę głową rodu. Jeżeli będę chciał, rozwiążę swoje zaręczyny z Dorcas i znajdę sobie taką dziewczyną, jaką będę chciał.
— Czystokrwistą — dopowiedział Pete.
— To akurat nigdy nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem, że prawdopodobnie już poznałem moją przyszłą żonę, tylko jeszcze o tym nie wiem. — Zastanowił się chwilę. — To nie tak, że nie chciałbym móc wybrać takiej dziewczyny, jaką chcę. Chciałbym i gdyby się uprzeć, jak już dostanę sygnet, mógłbym, ale gorszym od posiadania kobiety bez rodowodu w czystokrwistym półświatku jest tylko bycie taką laską, którą inne kobiety będą wytykać palcami i wyśmiewać po kątach. Nie widzi mi się spieprzenie życia jakiejś dziewczynie tylko dlatego, że jestem Syriuszem Blackiem i mogę.
Przez chwile pozostali Huncwoci kontemplowali zawartość piwa w swoich kuflach. Remus i Peter nigdy nie rozważali takich problemów z powodu swojej półkrwi, a rodzice Jamesa już dawno zerwali z czystokrwistymi konwenansami, wychowując go raczej bezstresowo i za ukierunkowaniem, że może być kim chce.
Tylko jeden Syriusz trafił do stricte czystokrwistej rodziny i żył, żyje i będzie żył według pewnych praw i zasad.
Sam Black, dopóki nie powiedział o tym przyjaciołom, nie zastanawiał się aż tak nad tym, co będzie, a bardziej nad tym, co jest. Był miły dla arystokratek, bo wiedział, że to procentuje w przyszłości i umawiał się z mugolaczkami, bo wiedział, że później już nie będzie mu to dane, ale nigdy w swojej głowie nie rozważał żadnej z poznanych dziewczyn w kategorii „przyszła żona”.
Teraz, patrząc na Regulusa i Harmies, naszła go aż ponura myśl, że gdyby Merlin z niego zakpił, ta podła baba byłaby tą, obok której budziłby się co rano.
Nie, zdecydowanie Syriusz Black nie pozwoliłby, by tak potoczyło się jego życie. Poczekał aż panna Greengrass wyjdzie wraz z Regulusem, odczekał kilka chwil dla niepoznaki i dopiero wtedy wstał.
— Chcecie się razem ze mną zabawić?
Huncwoci szli za Regulusem i Harmies niczym cienie, czasem zatrzymując się przy ladzie sklepowej, udając, że kontemplują asortyment (przy sklepie z miotłami James trochę wsiąkł, ale Syriuszowi udało się go subtelnie przekonać do ruszenia tyłka) lub rozmawiając między sobą. Blondynka zdecydowanie chciała zaprowadzić młodszego Blacka w okolice Wrzeszczącej Chaty, co stwierdzili już mniej więcej w połowie drogi.
— Łapo, nie chcę oglądać schadzek twojego brata — pożalił się James, wkładając ręce głęboko w kieszenie. 
— To nie schadzka, Rogacz. To pułapka. 
Syriusz wskazał kolegom trójkę Ślizgonów, którzy niby przypadkiem wyszli zza ostatniego sklepu na skraju wioski i poszli tuż za „parą”, trzymając się bliżej drzew. Wychowankowie domu Węża byli tak pochłonięci skradaniem się, że nawet nie zauważyli, że sami są śledzeni przez Huncwotów. Łapa na migi przekazał kolegom, że on i Remus zajdą ich z lewej, a James z Peterem z prawej, a na znak Syriusza zabawią się trochę kosztem Ślizgonów.
W stronę Regulusa szedł Kaius Greengrass z Anthonym Mulsonem i Bainem Flintem za sobą. Może nie mieli oni wyglądu ani postury Goyle'a, bo wzrostem nie grzeszyli ani nie byli potężnie zbudowani, ale Syriusz wiedział, że Kaius jest naprawdę dobry w rzucaniu szybkich, celnych klątw, które może nie powodowały wielkiego uszczerbku na zdrowiu, ale bolały jak jasna cholera. O dwóch pozostałych Ślizgonach Syriusz tylko słyszał, bo byli z niższego rocznika, ale w Slytherinie mało kto nie znał kilku klątw, niekoniecznie z kanonu zaklęć. 
Razem z Remusem przemieścili się jak najbliżej Wrzeszczącej Chaty, przy której zatrzymała się Harmies i Reg. Dziewczyna wyglądała na zadowoloną, że jej plan wypalił i oddaliła się trochę, stając w odpowiedniej odległości od Regulusa, celując w jego plecy różdżką.
Młody Black był opanowany i uważnie zlustrował wzrokiem trzech Ślizgonów. Zwrócił się bezpośrednio do Kaiusa:
— Dobrze się bawiłeś niszcząc moją miotłę? — zapytał swoim flegmatycznym tonem, patrząc na starszego kolegę z politowaniem.
Kaius zawahał się na chwilę, nie spodziewając się takiej odpowiedzi. Prawdopodobnie nawet nie podejrzewał, że Regulus może wiedzieć, że to była jego sprawka i zwyczajnie, jak to Idealny Pan Black, miał dwie miotły.
— Bardzo dobrze. Ale lepiej będę się bawił, zdzierając ten pogardliwy wyraz z twojej twarzy. Co o tym myślisz, Black? Czy twoje szlamy też będą wtedy chciały z tobą rozmawiać?
— Nie wiem o jakich szlamach mówisz, Greengrass, ale w końcu masz mnie za wielkiego ich zwolennika, więc sądzę, że przyjmą mnie jeszcze cieplej, niż wcześniej — zakpił, patrząc mu prosto w oczy.
— Lubisz to, że zadawanie się z nimi jest nieprzyzwoite? Uważasz to za coś perwersyjnego? Dlatego się z nimi spotykasz? Bo to fajne? Modne? Dlaczego to właściwie robisz, Black? — W głosie Kaiusa, bardziej niż pogarda, brzmiała ciekawość, jakby w jego ślizgońskim umyśle nie mieściło się to, jak można było zhańbić się do tego stopnia, by spółkować z mugolakami. 
— Greengrass, nie wiem jaka choroba mózgu cię ogarnęła, gdy dostałeś kilka razy zbyt mocno kaflem w twarz, ale zdaj sobie sprawę z tego, że nie zadaję się ze szlamami, bo jak sama nazwa wskazuje, w ich żyłach płynie szlam. — Reg ostatnie słowo wymówił bardzo dosadnie. 
Siedząc w krzakach po drugiej stronie polanki James aż się zagotował i był gotowy rzucić się do ataku, wcale nie na Kaiusa, a właśnie na Regulusa. Syriusz, dobrze znając przyjaciela, dał znak do rozpoczęcia psot, poruszając starymi okiennicami we Wrzeszczącej Chacie, zwracając na siebie uwagę Ślizgonów.
Zaraz do okiennic dołączyły podmuchy wiatru i świszczenie. Gdy Syriusz szturchnął Remusa ramieniem, Lupin nawet zawył, a z drugiej strony dołączył do niego Peter.
— To tylko psy — odpowiedziała szybko Harmies, która stała najbliżej starego budynku i tylko czasem zerkała przez ramię. — Kaius, przestań się w końcu nad nim rozwodzić. On tylko ośmiesza Slytherin, razem z jego durnym bratem.
— Z którym spotykałaś się w tamtym roku i z tego co pamiętam, nie wydawał ci się wtedy durny — zaoponował Regulus i uchylił się przed klątwą, którą Harmies posłała w jego stronę, o mało nie trafiając Baina Flinta w ramię. — Właściwie, to nie mówiłaś przypadkiem, że jest szalenie przystojny i szarmancki? — Kolejna klątwa poleciała w jego stronę, której także uniknął, a Anthony postawił barierę. Wcale nie profilaktycznie. — Że powoli brak prawdziwych dżentelmenów, którzy umieliby się zająć kobietą. Pochwalisz się bratu, jak Syriusz się tobą zajął? 
Regulus postawił sobie za cel wyprowadzenie Harmies z równowagi i dobrze mu szło. Do tego ustawił się dokładnie na linii ostrzału między dziewczyną a jej bratem, więc jego trzech niedoszłych prześladowców nie mogło go zaatakować, bo odparowywali ataki Harmies przeznaczone dla Blacka.
Reg o wszystkim wiedział, bo Syriusz lubił się chwalić tym, jak dziewczyny go nazywają. Czasami przychodził bezpośrednio do brata, czasem rozmawiał z ich wspólnymi znajomymi, ale najczęściej mówił po prostu za głośno. Wprawdzie, jeżeli chodzi o osobę Harmies, Syriusz mówił to Regulusowi całkiem poufnie, ale żaden z nich nie przypuszczał wtedy, że dziewczyna zechce ich, za przeproszeniem, wydymać od tyłu, więc wszystkie chwyty były teraz dozwolone. 
Panna Greengrass traciła nad sobą panowanie. Było po niej widać, że czuje się skrzywdzona tym, że Syriusz najwyraźniej wszystko wypaplał bratu. Starała się zachować klasę, trzymając wysoko uniesioną głowę i wypowiadając zaklęcia cicho i wyraźnie, ale jej obraz robił się zamazany, dlatego nie mogła trafić w Regulusa. 
Kaius się zwyczajnie zniecierpliwił i zaatakował Rega od tyłu. Black uchyliłsię dosłownie o włos od zaklęcia żądlącego, które poleciało w stronę Wrzeszczącej Chaty. Gdy tylko kolorowy błysk rozbił się o ścianę rudery, rozległ się przerażający ryk (wydany wprost z trzewi Petera i wzmocniony Sonorusem), a wszyscy Ślizgoni jak jeden mąż odsunęli się od budynku.
— Kaius, zmywajmy się stąd... — Mulson postąpił jeszcze kilka kroków do tyłu, opuszczając różdżkę. O dziwo, Greengrass się z nim zgodził, zostawiając na przodzie tylko Flinta, który zdezerterował niewiele później niż koledzy.
— Harm! — Kaius zawołał siostrę i gdy blondynka wyminęła Rega szerokim łukiem, cała czwórką odbiegli w kierunku szkoły. 
Ledwo się oddalili, a w ich stronę poleciała fala łanobomb, które wybuchły tuż obok nich. Teraz Ślizgoni uciekali, aż się za nimi kurzyło, zostawiając za sobą łunę mało przyjemnego zapachu.
Regulus, który patrzył na sromotną porażkę Ślizgonów, odwrócił się do tyłu, spodziewając się tam zastać Syriusza, nie wszystkich czterem Huncwotów. Wyglądał na naprawdę zaskoczonego.
— No co? Nie daliby mi żyć, gdyby się dowiedzieli jaka zabawa by ich ominęła. — Syriusz uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce. 
Młodszy Black sceptycznie zmarszczył brwi, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Podszedł za to do Jamesa, sięgając do kieszeni, by oddać mu miotłę, kiedy Potter uniósł dłoń. Reg spojrzał na niego zdziwiony.
— To co mówiłeś o mugolakach było prawdą? Naprawdę tak myślisz? — zapytał całkiem poważnie, mierząc Regulusa wzrokiem.
— Nie uważam, że w ich żyłach płynie szlam, bo to zbyt abstrakcyjne, by mogło być prawdziwe — zaczął pewnie. — Ale nie będę kłamał, że uważam, że czarodzieje czystej krwi i mugolaki są równi. Daruj sobie przekonywanie mnie, Potter — zareagował nim Rogacz dobrze otworzył usta. Oddał mu miotłę. — Dziękuję.
Jim nic nie odpowiedział, tylko minął go bez słowa, pożegnał się z pozostałymi Huncwotami i poszedł w stronę zamku.
— Porozmawiam z nim — zaoferował się Remus i nie czekając na odpowiedź Syriusza, pobiegł za Potterem. Peter tylko kiwnął Blackowi głową i postarał się dogonić obydwu kolegów. 
— Nie chcę żadnych wykładów na temat tego, że my i mugo...
— Nie zamierzam ci prawić kazań, Reg. — Syriusz wzruszył ramionami. — Bo częściowo wiem o czym mówisz. Tylko, że dla mnie to, że mugolaki traktują magię jako „rzecz” lub pojęcie, które można wkuć, jest śmieszne, nie bulwersujące — wytłumaczył.
— Nie jesteś zły, że powiedziałem to Potterowi? 
— Nie. Wiesz, James poczuje się dotknięty, że uznałeś dziewczynę, która mu się podoba za gorszą, ale mu przejdzie. Czasami zwyczajnie nie da się być skromnym. 
Syriusz podniósł liść z ziemi i położył go na swojej dłoni. Chwilę później ten sam liść wirował tuż nad powierzchnią skóry, poruszany delikatnymi prądami magii, przechodzącymi wprost z opuszek palców Blacka, nie jego różdżki. Mała, ledwo zauważalna istota magii, nie zamknięta w słownych ramach. 
Im, czystokrwistym dzieciom, przychodziło to łatwo. Może mugolakom też, gdy były jeszcze małe i nieświadome, ale większość z tych umiejętności zanikała z biegiem lat i nauki. Nie było tajemnicą, że nie wszystkie arystokratyczne dzieci są geniuszami i orłami, ale zawsze im coś wychodziło. Lepiej, gorzej, ale zawsze na tyle, by dało się tego użyć, czego nie można było powiedzieć o mugolakach, którzy musieli czytać więcej i trenować poza kolejnością.
Nie zdarzały im się wybuchy magii. Nic w ich otoczeniu nagle nie pękało ani nie rozbryzgiwało się na kawałki, ale wcale nie byli przez to bardziej opanowani. Oni po prostu nie czuli magii w każdej cząstce swojego ciała – od palców stóp po końcówki włosów. Nie byli wiecznie naelektryzowani, przesyceni, pełni.
— Dlaczego zadajesz się z mugolakami? — Regulus odważył się zadać pytanie, które kołatało mu się po głowie od dłuższego czasu. Spojrzał bratu głęboko w oczy.
— Bo lubię ich jako ludzi.

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

Komentarze (9):

13 stycznia 2015 18:04 , Blogger A. pisze...

Wooow, ale dużo tekstu! U ciebie to jak zawsze - albo głodówka albo pławię się w luksusie. Wolałabym tylko, żeby ta druga opcja występowała częściej.
Syriusz i jego nieogarnięcie są wręcz uroczy! Zapomniał szaty, ale w sumie to nic się nie stało, bo pewnie Reg ma drugą i na pewno pożyczy. A gdyby nie pożyczył? W ogóle motyw z tym, że zawsze pakowała go skrzatka, a teraz chociaż raz w życiu Syriusz postanowił zrobić to sam to również świetny dowód na stan zaradności Syriusza. Cóż, nie każdy musi być tak przygotowany jak Reg (chociaż zawsze to miło mieć takiego brata :D).
Cała późniejsza akcja z próbą wynagrodzenia Regowi tego, że zlitował się nad bratem i jednak pożyczył mu tę nieszczęsną szatę (i mundurek chyba też - swoją drogą trochę dziwne, że nie wspominasz o tym, że te ubrania były za małe albo za duże; bo chyba nie mogły być tak idealnie dopasowane, prawda?). To zaciągnięcie do powozu wraz z resztą Huncwotów było tak uroczo zabawne i niezręczne, że naprawdę trudno było się nie roześmiać. I jeszcze to niezrozumienie Syriusz - bo przecież, o co może im chodzić? Haha! W ogóle pomysł z podarowaniem Regowi książki też całkiem fajny, szczególnie, że mugolski twór faktycznie raczej zostałby źle odebrany przez Ślizgonów i tu trudno było cokolwiek Syriuszowi zarzucić (a te syriuszowe nadzieje, że może jednak Reg nie przyjmie książki, że wykpi się z prezentu to już w ogóle miód). Ale tymi kufami to naściemniałaś, przecież Harry raz pojechał sobie razem z walizkami i dopiero Tonks go zabrała s powrotem do Hogwartu (poza tym trochę to głupie, że pociąg stoi krótko, skoro musi z niego wytoczyć się z dwieście osób razem z kuframi - jakoś to wszystko kupy się nie trzyma). Natomiast Peter chyba trochę na siłę wypychany był na pierwszy plan (w powozie, później było już dobrze, ale tam jednak mi to do niego nie pasowało). A w ogóle to nie ogarniam fascynacji Szekspirem, bo to dramat, a jak dramatów z zasady nie znoszę (ten irytujący zapis, rymowanie, bleh).
Rozmowa ze Snape’em też wyszła całkiem ciekawie. To było takie - raju, oni ze sobą gadają?! Ale ONI?! I jeszcze ta niezręczność, niemal namacalna, ale zdecydowanie pasująca do sytuacji. W zasadzie o ile numer z tym, że Syriusz pali wcale mi nie podchodzi (mam złe skojarzenia z innych ff), o tyle prośba Snape’a jest jak najbardziej zrozumiała (przecież bez kawy żyć się nie da - wszędzie się zasypia i jak tu się nauczyć na kolokwium?). Ale chyba najbardziej spodobało mi się to, że Syriusz postanowił wykorzystać prośbę Snape’a do własnych celów - to tak pięknie ślizgońskie! Hehe i jeszcze przydali mu się koledzy, bo dzięki nim miał wtyki w całym Hogwarcie, po prostu żyć nie umierać ;).

 
13 stycznia 2015 18:04 , Blogger A. pisze...

Chyba najważniejsza akcja tej części to sprawa miotły Rega. Motyw z podsłuchaną rozmową i jakimś dziwacznym zamachem totalnie mi się nie spodobał - pomyślałam sobie: no nie znów będzie mnóstwo Rega, bez przesady, zaraz mi uszami wyjdzie. Ale na szczęście okazało się, że nie jest źle, a nawet jest bardzo fajnie. Greengrass to straszny buc i w ogóle jakiś taki drętwy z niego bohater, bo wydaje się zwykłym tępakiem, ale cóż - taki los wrogów głównych bohaterów. Za to bliźniacza siostra Greengrassa już zupełnie co innego. Prezentowała się lepiej, była żywsza, miała swoje wątpliwości, ale chyba najwięcej do jej charakterystyki wniosła scena pod Wrzeszczącą Chatą. Tam aż przykro mi się zrobiło, bo Syriusz to taki burak, który nie liczy się z cudzymi uczuciami, a Reg bezczelnie to wykorzystał, żeby ją poniżyć (nie chodzi o to, że winię Syriusza o brak wyczucia, czy o to, że ujawnianie tego, co Syriusz powiedział Regowi na osobności, ale właśnie o to, że Regulus naprawdę wrednie wykorzystał swoją wiedzę; to chyba najładniej pokazuje różnicę między braćmi Black). No, a tak wracając bardziej do początków : poproszenie Jamesa o to, żeby pożyczył Regowi miotłę wydawało się zupełnie abstrakcyjne. Świetnie oddałaś tutaj tą niechęć, rywalizację nie tylko sportową, ale i tą ciekawszą o przyjaciela/brata. No i tutaj znów Syriusz fajnie się zaprezentował jako tek, który jest w stanie coś zdziałać u Pottera, ale przy tym zupełnie nie rozumie konfliktu na linii Regulus-James. Ale z nienawiścią Jamesa i Regulusa to ściema - przecież siedzieli razem w jednym powozie, więc tutaj nieco cię poniosło, bo przeczysz sama sobie (nawet, jeżeli nie powinno traktować się tego zbyt dosłownie, mimo wszystko wciąż zostaje to dość nietajną nieścisłością i nieco psuje fajną scenkę). W ogóle to coś mi się wydaje, że mioteł nie można tak sobie zmniejszać, bo przecież inaczej uczniowie by to robili.
Motyw z animagią jak najbardziej na plus. Chyba jeszcze nie zetknęłam się z tym, żeby ktoś interesował się stroną psychiczną przemiany, z możliwością nieodwracalnego zezwierzęcenia. W dodatku ta krótka historia z czarodziejem, który zamienił się w psa (Lol, z tego jak Syriusz nagle się skupił) i już nim pozostał nadała temu bardzo specyficznego klimatu. Chociaż numer z tym, że Syriusz na transmutacji rzeczywiście rozmyślał nad transmutacją, a nie jakimś pierdołami również zasługuje na wspomnienie, bo zacny był. Za to wspomnienie, że Syriusz pomagał Jamesowi w animagii, bo Potter się opieprzał i chodził tylko dlatego, że chciał zostać aurorem jest do kitu. Głównie dlatego, że James to animag i, skoro prezentuje na tyle wysokie umiejętności magiczne w tej dziedzinie, powinien przecież radzić sobie bez problemów.
Podoba mi się jak później pokazujesz, jaki jest Peter. Nie jest to nachalne, ale mocno wynika z tekstu - poza tym zawsze miło, że ktoś o nim pamięta. Ciekawi mnie, że Syriusz zawsze myśli o nim Glizdek, chyba nigdy Peter - to zabieg celowy, czy raczej mi się wydaje? Bo to również pokazuje, że Syriusz nie ma do niego szacunku. W ogóle te drobne wskazówki, które jasno określają Petera jako zazdrośnika, człowieka, który nad wyraz intensywnie przejmuje się cudzą opinią o nim samym oraz zbycie Petera przez Syriusz też dają mnóstwo informacji zarówno o bohaterach jak i o prawdziwych stosunkach między nimi. No, ale jest coś, co mnie zupełnie dziwi: Peter był czystej krwi, więc w ogóle co ty mi tutaj opowiadasz za dziwne historie?
Gumki! Syriusz, ty ciemnoto! Skarpety na kutasa zrobiły mi dzień! Ach ci biedni niedomyślni czystokrwiści :P
A najlepszym złodziejem scen okazał się Abeforth! Hehe, naprawdę podoba mi się jego poczucie humoru i ten sarkazm (w ogóle popatrzyłam sobie na daty urodzeń i jakim cudem Albusa i Abefortha dzieli prawie 50 lat? Ich matka musiałaby byś jaką super kobietą, a poza tym za nic nie zgadza się z kanonem)

 
13 stycznia 2015 18:05 , Blogger A. pisze...

Rozmowa w Trzech Miotłach jak najbardziej ciekawa - zwłaszcza pragmatyzm, a jakim Syriusz podchodzi do całej sytuacji. Miło się zrobiło, że panicz Black przynajmniej chociaż troszeczkę myśli o innych, bo po tym rozdziale miałam całkiem sporo powodów, żeby go znielubić. I nawet mignęła regowa Jennefer! Hłehłe - dla Syriusza jest dzieciakiem, ale zostanie bratową, o! Bo tak w ogóle to w tym rozdziale z Syriusza wychodzi mnóstwo bardzo nietajnych rzeczy. A to, że jest egoistą (ale takie tam to ja biorę na klatę), a to, że znów pali, klnie jak szewc (przesadziłaś, jakoś tak niesmacznie się zrobiło w pewnym momencie, a poza tym to mugolskie klątwy), ale chyba najbardziej ubodło mnie, w jaki sposób patrzy na mugoli. Ja wiem, przesłanie miało być takie, że Syriusz zupełnie nic do nich nie ma, że to dla niego ludzie, ale nie bardzo wyszło. Głównie chodzi mi o tą końcówkę, gdzie jasno mówisz, że dzieci czarodziejów czystej krwi są lepsze, co nie jest krzywdzące. Przecież to nie tak, że jak ktoś jest z czarodziejskiej rodziny na pewno będzie magiem - tam też rodziły się charłaki. Przez ten cały akapit i scenkę z liściem, która sama w sobie jest urocza (ale przestaje taka być, gdy przeczyta się te wszystkie sądy narratora) pozostaje wrażenie, że Syriusz nie tyle rzeczywiście uważa mugoli za takie same osoby jak on (chociaż dalej nie można mówić o tym, że są na równym poziomie), co bardziej interesują go bardziej jak zwierzęta. Ciekawi go sposób, w jaki funkcjonują, ich reakcje - takie rzeczy - przy tym wciąż, uważając się za lepszego.
Znów nowy szablon! Wow, szalejesz! Może i mi zrobisz, skoro aż tak cię nosi? Ale ten mi się podoba, chłopa i pies są bardzo fajnie syriuszowi i powinni zostać na dłużej.
A tak z dziwniejszych uwag:
A skąd Reg ma pojęcie o Kambrze?
A skąd Syriusz wie, jak to jest z kosmetykami? Dobra, wolałam nie wiedzieć - zaczynam się zastanawiać, czy Syriusz nie jest skrytym gejem.
Syrek, buc z ciebie - od kiedy to ktoś adoptowany jest gorszy? Od kiedy czysto krwiści mają pierwszeństwo w przyjmowaniu do Hogwartu?
„więc pomyślałem, że skoro jej tutaj nie ma i czego nie widzi, to ją nie boli,” - nawet w dialogu dziwnie to wygląda i jest bardzo niejasne.
„zacząłeś budować swój majątek na służeniu drobnych uprzejmości kolegom ze szkoły?” - Kali?
„Nie ma takiej sklerozy jak ty” - ale kto?
Szyriusz - nowy bohater!
„Do lochów było specjalne wejście otoczone półkolistym łukiem na którym wisiał kandelabr w kształcie węża. Tuż za nim były dwa korytarze, jeden prowadzący do sali od eliksirów, a drugi w stronę domu Slytherinu. Gdyby ten korytarz był jeszcze krótki i można byłoby się ukryć gdzieś szybko za zakrętem, sprawa byłaby od razu ułatwiona, ale nie, kiedy trzeba było, nic nie szło po ich myśli. Korytarz numer dwa był długi jak cholera, wąski (mieścił dwie osoby idące obok siebie naraz), a na końcu był zakręt, który dopiero wtedy wychodził na jakąś wolną przestrzeń, skąd można było się dostać do Pokoju Wspólnego, pustych sal i jednego tajemnego przejścia do Hogsmeade, które Syriusz odkrył w pierwszej klasie, gdy zapomniał, która ściana prowadziła do Pokoju Wspólnego Slytherinu.” - dawno nie widziałam takiego nagromadzenia „być” na raz, a skoro ja to widzę… przecież stać cię na więcej.
„nie było żadnych tajemnych przejść do tej szczęści szkoły” - że ta część szkoły jest szczęśliwa, a inne nie? Ej, nie wiem skąd tam to sz i nawet brakuje mi pomysłu na zabawną interpretację.
„Syriusz, który obserwował tę farsę z trybu” - jakiego trybu? Kibica? Kurczę, ja chyba nie mam takiego, szkoda :(
„większy zapas kawy kupi dla swojego pokoju” - może też powinnam kupować coś dla mojego pokoju? W końcu mieszkam w nim i zupełnie nie doceniam jego… eee żywota?
„zareagował niż Rogacz dobrze otworzył usta” - nim
Pozdrawiam ;)

 
13 stycznia 2015 23:32 , Blogger Niah pisze...

Teraz staram się obdarzyć czytelników dobrobytem, bo zdałam sobie sprawę, że ja to piszę od listopada 2012r. i nadal nie wyłuszczyłam, o co mi tak naprawdę chodzi... dlatego w najbliższym czasie trochę nadrobię z Bezruchem, by mieć podstawy do zdradzenia większej linii fabularnej. Dlatego, stety czy niestety, będzie więcej szkoły (więc też i Rega, ale jego to śladowo), ale pojawią się czasy, gdy Walburga i Orion byli młodsi, gdy jeszcze dzieci nie mieli i jak to wszystko się zaczęło. Przynajmniej postaram się to jakoś ładnie ogarnąć.
Stan zaradności Syriusza jest taki, że Syriusz nie jest zaradny w żadnym calu. To jest facet, który ewidentnie potrzebuje kobiecej ręki, bo sam to umrze pod stertą brudu i kiedyś zapomni głowy ze sobą.
Gdzież by mu Reg nie pożyczył szaty... myślisz, że kto by się wtedy bardziej wstydził? Syriusz? Skądże! To Reg by się zapadł pod ziemię! Właśnie zdałam sobie sprawę, że skoro później wychwalam to, że Syriusz jest dobry z transmutacji, to czemu sobie nie transmutował szaty, ale można to zrzucić na krab sytuacji stresującej, gdy był pewien, że ją ma i okazuje się, że guzik prawda. A o rozmiarach nie pisałam, bo to tak zbędna informacja, że... myślałam wtedy o ważniejszych wątkach tego rozdziału, wybacz mi moją ignorancję :D
Syriusz był pewien (!), że Reg odrzuci Szekspira, a tutaj takie zaskoczenie i ten wewnętrzny płacz skrzywdzonego dziecka, któremu ktoś zabrał zabawkę...
Ja dramatów też nie lubię, Szekspira to już w ogóle, działa mi facet na nerwy, ale moje postacie nie muszą lubić tego co ja (wystarczy, że Syriusz lubi Elvisa. Tego już nie mogłam pominąć, moja natura mi nie pozwoliła).
Jakoś Syriusz i papierosy mi pasują... bo widziałam wiele artów, gdzie Syriusz ma szluga (chyba nawet Viria go tak rysowała...) i tak jakoś utkwiło mi to w pamięci.
Ale powiem ci, że gdy pisałam tę scenę, to było to takie "pełna powaga, nie parsknij śmiechem, profesjonalizm, do jasnej cholery!". Nic tylko bym się z nich chichrała.
Syriusz ma teraz wtyki w całym Hogwarcie, ma żyłkę do interesów (bo to nie prawda, że pieniądze szczęścia nie dają) i wykorzystuje swoje dojścia. Fortunę trzeba powiększać, inwestować pieniądze, tak tak...
Wiesz, że gdy pisałam Ci tamten komentarz, że trzeba odpocząć od Rega, to w międzyczasie pisałam o tej sprawie z miotłą i tak sobie myślę: "jakim ja hipokrytą jestem...". Dlatego pierwotna wersja, gdzie wszystko miało się dziać w obrębie domu Slytherinu (i gdzie Reg naprawdę zapomniał miotły) ewoluowała z deczka.
Och, wymyślenie postaci Harmies było chyba moim najlepszym pomysłem, bo jest jedyną Ślizgonką (taka typową, nie to co Dorcas), która jest typową panienką - pewną siebie, ale mimo to delikatną kobietą. Jest takim wzorem kobiecości. Mądra dziewczyna, która widzi luki w myśleniu brata i próbuje go przekonać do zmiany zdania (ale Kaius jest twardogłowy, jak zauważyłaś, więc do niego nic nie dociera. On ma swoją jedną, słuszną rację).

 
13 stycznia 2015 23:32 , Blogger Niah pisze...

Tak, różnica między Regiem a Syriuszem jest duża. Mają kilka cech wspólnych (poza wyglądem, jak chociażby literatura), ale dużo bardziej się różnią, bo Reg jest typowym Ślizgonem, który dąży do celu po trupach i ratuje głównie własną skórę (albo najbliższych osób. Ogólnie, nie kręci go poświęcanie się dla innych, mało go oni obchodzą), a Syriusz jest tym otwartym bratem, który może nie pokazuje tego z wierzchu, ale przejmuje się innymi.
Nie znam się na miotłach, ale skoro można je przywołać, to czemu nie można ich zmniejszyć?
Bo Syriusz ma wybiórczą uwagę. Jest jak wyszukiwarka Google - wyłapuje słowa kluczowe. A animagia i pies były dla niego najważniejsze, to i chłopak się skupił xD
Z tym Jamesem się nie zgodzę, bo przecież Peter też się nauczył animagii, a wcale nie był orłem, więc dlaczego Potter miałby rozumieć wszystko z marszu, bo jest Potterem, a Peter nie. Poza tym, skoro nie słuchał, to też nie mógł wiedzieć...
Troszeczkę mnie przekonałaś do tego Petera. Już się staram go nie unikać, czasami go tam gdzieś wrzucić (ukradkiem), ale jak pomyślę sobie, że muszę opisać poznanie wszystkich Huncwotów, w tym Petera, to naprawdę, boję się tego...
Syriusz zawsze myśli o Peterze per "Glizdek", a James zawsze zwraca się do Syriusza "Łapo". Starałam się tego trzymać, ale tam chyba raz Syriusz mówi do Petera "Pete", ale chyba ani razu nie nazywa go pełnym imieniem.
Peter był czystej krwi? Naprawdę? O cholercia... a ja całe życie myślałam, że on jest półkrwi.
Gumki były elementem komicznym i pokazaniem, że nawet Syriusz, donżuan number łan, może czegoś nie wiedzieć ;P
Co do Aberfortha - ja zawsze staram się sprawdzać większość rzeczy na Leksykonie HP i tam napisali, że Albus urodził się 1881, a Aberforth 1883 lub 1884. Nawet na HP wiki jest, że jest między nimi 3 lata (bo tam się uparli na '84), więc skąd ty wzięłaś te 50? Mimo to, cieszę się, że podoba ci się jego przedstawienie ;)
Nawet Syriusz Black jest kiedyś poważny, nawet jeżeli mówi to luzackim tonem. A co do Jennefer - ona i Syriusz mają swoją historię (chyba gdzieś wspomnianą w 24 listopada...), ale im też poświęcę chwilę, gdy już ustawię główne odnośniki akcji.
Z dwojga złego, lepiej by Syriusza ciekawili mugole, niżby miał ich nienawidzić, bo... bo tak. W naturze Syriusza leży ciekawość (sam fakt pytania o gumki), a że panicz Black ma dostęp do większości źródeł wiedzy (głównie czarnomagicznych, które czekają w domu), to najbardziej interesują go mugole, o których wie naprawdę niewiele. Ciekawość bierze się z chęci poznania i może dlatego jest to krzywdzące, ponieważ Syriusz przestaje ich postrzegać jako ludzi, a jako ciekawe obiekty.
A bycie lepszym jest typowo ślizgońsko-blackowskie. i Syriuszowe, bo Syriusz nie ma w zwyczaju być skromnym.
Tak, nowy szablon, bo jak wspomniałaś, że tamten jest zły, to zaczęłam widzieć jego złe strony (mówię o tym brązowym). Mała czcionkę, wielkie pole tekstowe, i tak dalej... później był świąteczny, tylko na czas tekstu świątecznego, a ten utrzyma się trochę dłużej, bo to w końcu szablon od Tyler, tylko ze zmiennym nagłówkiem (ja to umiem znaleźć zdjęcie, nie? xD), więc poleży trochę tutaj. Mam taką nadzieję, bo już mnie samą to męczy... znaczy, jestem perfekcjonistką, więc jak już mam nowy szablon, to sprawdzam we wszystkich zakładkach, jak on wygląda i dostosowuje je. Ten szablon na początku mnie mało do płaczu nie doprowadził, bo nie dość, że miałam problem z ustawieniem rozmiaru obrazów, to jeszcze okazało się, że obrazy na głównej, a w podglądzie postu są innymi kodami podpisane i nagle wszystkie grafiki miały rozmiar 100px (a tworzę właśnie zakładkę bohaterów z gifami i byłam załamana ich wyglądem). Trzy dni mi zajęło dojście co, gdzie i jak, a i tak dalej nie wiem, gdzie zniknął trzeci post ze strony głównej :<
Dzięki za błędy, jak zwykle jesteś niezastąpiona! (Btw. Ragelus i Szyriusz to alter ega Blacków. True story ;p).
Pozdrawiam, Niah.

 
14 stycznia 2015 20:03 , Blogger A. pisze...

Jakby KTOŚ częściej pisać, to rozdziałów oraz fabuły więcej być! Ale popieram, że należy przejść do sedna (i wreszcie powiedzieć kto i dlaczego wykilał Oriona).
Aaa, Reg, spryciarz jeden, ratował własną dumę! No w sumie to i racja, że Syriuszowi raczej by to latało (tylko szlaban mógłby być problemem), a Regulus chyba padłby na zawał, że taki obciach… Właściwie nie wiem, jak to jest z szatami, ale coś mi się wydaje, że nie można ich ot tak transmutować (wtedy czarodzieje nie musieliby kupować nowych ubrań, bo przecież, gdyby im się znudziły machnęliby różdżką i po sprawie). Także jakoś specjalnie nie widzę problemu ^^
No i dobrze, że scenka ewoluowała, bo zapomnienie miotły przez Rega jakoś totalnie nieprawdopodobne mi się wydaje.
Harmies jest fajna i zdecydowanie wyszła bardzo dobrze jak na tak małą ilość scenek z jej udziałem. Pojawi się jeszcze? Fajnie by było ;)
Bo zmniejszenie wiąże się ze zmianą wymiarów wszystkich elementów składowych (gdy kiedyś rozkręcono miotłę Harry’ego obawiał się, że nie będzie sprawna, no i sama analiza wszystkich kawałków zajęła sporo czasu), zapewne w dodatku przesyconych magią (no chyba nie lata sama z siebie), więc dodatkowe działanie na nie jakąś magią mogłoby wywołać jakieś spięcie… czy coś.
Lol, Syriusz-Google chyba już nie wymarzę z głowy tego obrazu…
No tak, ale w książkach nie pada sugestia, że Peter z totalnie wszystkiego był słaby (bardziej, że był tylko średni na tle wybitnych kolegów), a ty mówisz, że Potter jest kiepski, chociaż jest animagiem - a to już mi nie gra. Żeby zostać znimagiem, trzeba mieć dużą wiedzę, więc dość jasne jest, że sporą część materiału z zajęć przerobił wcześniej.
Hehe, wielkie zapoznanie jest tak okropne, że sama w życiu bym się tego nie podjęła. Także - powodzenia! :P
Prawda mówi też Pete, ale i to i Glizdek jest takie dość… olewackie, że wrzuciłam do jednego worka. A jak James mówił do Syriusza, gdy nie mieli pseudonimów? xD
No, Peter jest czystej krwi. Tak, też zaliczyłam tę wtopę (ale nikt nie widział, to oficjalnie się nie przyznaję) i stąd zawirowania z matką nie-matką.
Raju - bo ślepa jestem i czytać nie umiem, zwracam honor. Abefortha u ciebie nawet tam nie ma!
No wiesz - przez szczegóły najłatwiej mi znienawidzić postać. Rozumiem zainteresowanie, ciekawość i w ogóle, ale mimo wszystko patrzę i widzę coś, co wcale mi się nie podoba.
Noo, nie zaprzeczam, że połączenie tego brązu z pomarańczowym wyszło… nie wyszło. A ten zdecydowanie wolę. Tak, umiesz znaleźć zdjęcie :D Haha - właśnie tworzenie szablonów jest straszne i szczerze tego nie znoszę.
Nie chcę podróbek! Chce oryginały! (tak alter ega to też fałszywki, o)

 
14 stycznia 2015 21:13 , Blogger Niah pisze...

Staram się teraz częściej dodawać nowe posty! I w najbliższym czasie będzie ich tylko więcej. No, może z wyłączeniem kwietnia i połowy maja, bo wtedy mam matury i egzamin dyplomowy, ale mimo to, nadejdą zmiany!
Regowa duma najważniejsza! Później jest honor Blacków (czyli, co mama powie, gdy się dowie...), a na końcu jakieś tam mniejsze lub większe zainteresowanie osobą Syriusza.
Z tą transmutacją jest dziwnie, bo niby można zmienić puchar w szczura, ale to chyba nie jest taka stała transformacja. Może z tymi szatami jest podobnie?
Rag niczego nie zapomina. U niego wszystko musi działać jak w szwajcarskim zegarku!
Pojawi się, tak jak pojawi się Tatiana Carrow (która miała swoje pięć minut W gnieździe węży i będzie jeszcze występować w późniejszych tekstach do tej historii). Ale w najbliższym czasie nie ma co się jej spodziewać, bo będą czasy przed pokoleniem Syriusza.
Ale przy zmniejszaniu nie narusza się tych części tak, jak przy skręcaniu - nie ma szansy, by je uszkodzić. Może takie zmniejszanie nie byłoby łatwe, ale na pewno nie szkodziłoby miotle.
Wujek Google, alias Syriusz!
No tak, ale ty masz możliwość wrzucenia ich do jednego dormitorium i dogadania się z tego powodu, ja muszę jakoś uargumentować tą przyjaźń. Najśmieszniejsze jest to, że z Syriuszem i Jamesem mam najmniejszy problem. Największy jest z Peterem i Remusem.
Też ciekawe. Chyba wtedy Syriusz był po prostu Syriuszem. Bo przecież nie mówił do niego Syri... kurde, nawet sobie tego nie wyobrażam!
... Trudno, już nie będę zmieniać. Gdzieś dodam informację, że jego czystość krwi uległą zmianie na rzecz fabuły. Tak naprawdę mógłby być i czystej krwi, ale kości zostały rzucone.
Tworzenie szablonów jest fajne i niefajne jednocześnie. Fajnie tworzy się ogólne rozstawienie, kolory i efekty. Szczegóły są najgorsze.
Pozdrawiam, Niah.

 
23 stycznia 2015 20:28 , Blogger Unknown pisze...

Och. J-ja nie wiem co napisać. Może zacznę od tego...
#RóżoweCiasteczka
Przybyłam, zobaczyłam... i chcę więcej. Tekst wygrał ze mną i narobił apetytu na kolejne twojego autorstwa. Strasznie cieszę się, że trafiłam akurat na ciebie. :)
Od początku - najpierw wątpy, potem będę cię chwalić (takie zboczenie zawodowe - jak się chwali czyjś tekst zanim napisze się co jest do zmiany, zazwyczaj poprawki nie są wprowadzane - eh, betą być). ^^'
Widziałam parę literówek (chyba przytoczę w kolejnym komentarzu), z dwa ortografy, ale to raczej wyglądało na błąd przez roztargnienie a nie niewiedzę.
Świetnie operujesz językiem - czyta się przeprzyjemnie i płynnie. Chyba zostanę z tobą na dłużej (do tego zaczarowałaś mnie tymi myślnikami - *płacze ze szczęścia*).
Blog wygląda świetnie. O ile nie przepadam za zdjęciami modeli na blogach o HP, o tyle dzięki całemu szablonowi minimalistycznemu jakoś mnie to specjalnie nie mierzi. A wręcz się podoba - plus za przejrzystość!
Już, już kończę odbiegać od tematu i skomentuję tekst sam w sobie. :)
Bardzo lubię klimaty, kiedy wszystko jest beztroskie, szkolne, lekko głupkowate (ale dlatego że może, bo taki wiek), a zemsty nie są krwawe, a bracia mimo wszystko są ze sobą blisko. Chyba właśnie tym mnie zaczarowałaś. Relacją Syriusza z Regulusem. Przybliżyłaś wizję rodzeństwa, które jest blisko, ale zarazem na codzień nie bardzo to widać. Śmieszyły mnie przeogromnie ich małe utarczki słowne i zachwyciła naturalność wszystkich zachowań. Bez naciągania, specjalnej sprośności (chociaż turlałam się po dywanie czytając o dzierganiu skarpetek na ek-hem pewne miejsce) i z genialnym biznesem w tle. Jedyne kogo mi troszkę brakowało to Pettigrew, (ale w sumie i tak niewiele by zmienił ^u^).
I jeszcze jedno! Odchodziłaś od kanonu w taki zgrabny, subtelny i pasujący do serii sposób, że nie jestem pewna, czy postrzegam to jako błąd czy jako dodatkowy plus tej miniaturki! Wszystko było wyważone i nie na wyrost - jestem pod wrażeniem.
Po przeczytaniu jest mi strasznie trudno zająć się życiem i opanować przed przeczytaniem kolejnych miniatur. Wsiąkam. :)

 
23 stycznia 2015 22:08 , Blogger Niah pisze...

Cieszę się, że czytanie Bezruchu nie było dla ciebie męczarnią ;D To dla mnie najważniejsze i troszkę się bałam, że w czasie tej akcji trafi tutaj ktoś, do kogo nie przemówią klimaty i będzie się męczył :< a tekstu jest dużo, jakby nie patrzeć.
(Coś wiem o tym, że jak się kogoś nadmiernie nachwali, to obrośnie w piórka i wszystkie uwagi będzie miał za nic...)
*zakrywa twarz rękami z zawstydzenia* Nigdy się nie pozbędę tych wszystkich drobnych błędów! Ech, człowiek sprawdza raz, drugi, trzeci, a jakaś literówka, cholera, musi się trafić.
Zdjęcia znalezione przez przypadek, zdjęciami najlepszymi! Naprawdę, gdy skupiam się na znalezieniu idealnego modela, wygląda to strasznie. Wystarczy, że zacznę przeglądać tumblra z hasztagiem Huncwoci i od razu mam idealne zdjęcie... (chociaż w moim wyobrażeniu Syriusz na długie włosy, ale kto się będzie tym przejmował?)
Mam niedosyt ich relacji, bo zazwyczaj jest ona potraktowana po macoszemu (jeżeli w ogóle występuje!). A skoro nie znalazłam opowiadania, w którym mogłabym się nacieszyć momentami Reg-Syriusz, musiałam napisać takie sama.
Gdzież oni się będą do siebie na co dzień przyznawać. To tylko zbieżność nazwisk. Jeden drugiego nie zna dla wersji publicznej.
A ja sobie myślałam, że skarpetki będą nie na miejscu i ogólne zgorszenie zapanuje wśród czytelników, a tutaj okazje się, że skarpetki były najciekawszym wątkiem rozdziału! Tyle wygrać :D
Nie umiem Peterem pisać. Nie umiem, nie mogę, nie chcę. Jak sobie pomyślę, jaką świnię podłożył Potterom to aż mnie krew zalewa...
Ej, nie mogę zrobić całkiem nowych bohaterów. Też nie bardzo chcę. Zależy mi na tym, by byli naturalni i mieli wyeksponowane kilka cech dominujących w swoim charakterze.
Wsiąkaj, wsiąkaj. Mi to nie przeszkadza ;)
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna