15 cze 2013

[WHITE RABBIT] Rozdział czwarty

IV.
„Jest tak samo, może tylko trochę smutno i nie mówisz dobranoc i nie mogę przez to usnąć.”

HuczuHucz, Gdyby nie to

Kōfuku z wyjątkową gracją i finezją przyozdabiał trawnik zawartością swojego żołądka. Chris chwiał się na nogach obok niego i przytrzymywał za ramiona, by Uzumaki nie zaliczył pięknego orła do przodu, wprost w pozostałości po obiedzie.
— Maks… nie łącz więcej alkoholi. — Brwi Chrisa ściągnęły się nad jego zmarszczonym nosem, gdy odetchnął głębiej i poczuł niekoniecznie przyjemny zapach.
Przyjaciel był w stanie kiwnąć mu lekko głową, na znak, że się z Chrisem zgadza, po czym przeszedł go dreszcz i dostał kolejnych torsji.
— ... dlatego proszę cię, byś z nim została. To naprawdę tak wiele?
Sprawa przedstawiała się tak – Chris miał kaca-mordercę, niepokojący telefon od byłej dziewczyny i problem numer jeden, który nazywał się Kōfuku. A Aurora miała wolne, mnóstwo czasu i głupiego Chopina, który znów chciał ją wyciągnąć na randkę. Przecież Chris szedł jej na rękę, że znalazł jej zajęcie! Powinna być mu wdzięczna, a nie marudzić, że nie będzie opiekować się obcym facetem, który nie potrafi nawet pić.
— Uważaj, bo uwierzę w to, że jest ci obcy.
Z Aurorą i Maksem było tak, że od kiedy Chris wspaniałomyślnie stwierdził, że Kōfuku będzie ich gościem na czas bliżej nieokreślony, nie odzywali się do siebie ani słowem. Znaczy, nie odezwali się do siebie, kiedy Chris był w pobliżu, ale można to było spokojnie podciągnąć pod „zawsze”.
— Jest obcy i tyle. Znam go dwa tygodnie. To, że z nami mieszka, o niczym nie świadczy. — Aurora dźgnęła go palcem w pierś. — A ty nie powinieneś latać do Melki za każdym razem, kiedy do ciebie napisze. Nie jesteście już razem, pamiętasz? Ty masz swoje życie, ona swoje. Zrozum to wreszcie!
Chris chwycił twarz Aurory w swoje dłonie i pochylił się do przodu, by ich oczy były na jednej wysokości.
— To moja sprawa, do kogo będę chodził, a do kogo nie. Wiem, że chcesz dobrze, ale Melisa jest ponad wszystkimi kategoriami. Rozumiesz?
— Nie. W ogóle tego nie rozumiem. — Westchnęła, opierając własne czoło o czoło brata. — Chcę byś mi zapłacił za niańczenie twojego gościa.
Chris wybuchnął śmiechem, obejmując szyję Aurory ramieniem.
— Przyjmujesz czeki?
Od kiedy Chris pamiętał, obok okna Melisy stała bardzo stara akacja, która miała na tyle grube gałęzie, że Redeyes nie obawiał się o to, że się pod nim załamią. Już dawno przestał pukać do drzwi frontowych. Pani Rose nie powitałaby go z uśmiechem i na pewno nie udzieliłaby mu informacji o samopoczuciu Melisy, o zaproszeniu do środka nie wspominając.
Zmierzchało. Chris widział przez okno państwo Rose'ów siedzących przed telewizorem w salonie. Mimowolnie zacisnął mocniej szczękę. Oni tam siedzieli i oglądali jakiś marny serial, kiedy ich córka dzwoniła do niego o pomoc.
Odnotować, jeżeli nie wejdę do środka i nie wyrzucę ich przez okno: powiedzieć Aurorze i tacie, że ich, kurwa, kocham.
W pokoju Melisy było ciemno. Chris, balansując na gałęzi, pchnął przymknięte okno i wszedł do środka, uważając, by się o nic nie potknąć.
— Melly?
W rogu pokoju, na łóżku, coś się poruszyło. Chris pewnym krokiem poszedł w tamtą stronę, po drodze potykając się o pluszowego królika. Usiadł na zbyt miękkim materacu i pochylił się nad zwiniętą w kłębek dziewczyną.
— Tommy. — Ręce Melisy objęły jego szyję, a usta odnalazły jego usta.
Mel była jedyną osobą, która używała jego drugiego imienia. Thomas nigdy mu się nie podobało i brzmiało równie drętwo jak Christopher, ale do Christophera zdążył się już przyzwyczaić. Thomas był czymś nowym, co Chris niekoniecznie akceptował.

Poznali się w pierwszej klasie liceum, gdy na matematyce nauczycielka wymagała, by w jednej ławce siedział chłopak i dziewczyna. Chris spóźnił się wtedy na lekcję i ostatnim wolnym miejscem było to obok Melisy Rose.
A później tak jakoś poszło, że Mel była jego dziewczyną. W tamtym momencie Chris był w stanie powiedzieć nawet, że była tą jedyną.
Jak we wszystkich historiach miłosnych, coś musiało się najzwyczajniej w świecie spieprzyć i zamienić romans w dramat psychologiczny.
— Tommy, chciałam… — Oddech Melisy był urwany, a jej brązowe włosy rozsypane po poduszce tak, że kształtem przypominały płomienie.
Była jedna zbyt huczna impreza, jeden kieliszek za dużo, jeden zbyt mocny buch i zdecydowanie zbyt krótka spódniczka Melisy, by Chris był w stanie się oprzeć. A później się okazało, że było o jedną gumkę za mało. 
— Jak mogłaś! — Pani Rose grzmiała wtedy niczym wiosenna burza. — Przynieść taki wstyd rodzinie! — Jej oskarżycielsko wyciągnięty palec przeniósł się na Chrisa. — A ty rodziców nie masz!? Nie nauczyli cię w domu…!
— Mamo! — Melisa podniosła się gwałtownie z kanapy, wywracając kubek na stół. Nikt nie zwrócił uwagi na czerwoną herbatę smętnie skapującą na dywan. — To nie jest tylko jego wina.
— To jest przede wszystkim twoja wina! Jesteś jeszcze tak młoda i już sobie zniszczyłaś życie! Oboje sobie zniszczyliście.
— Nawet jeśli — Chris z trudem przełknął gulę, która urosła mu w gardle i nie chciała zniknąć od momentu, w którym Melisa powiedziała mu, że jest w ciąży. — to jest to nasze życie, a nie pani.
— Tom, ja tak bardzo chciałam…
— Wiem.
— Christopherze. — Głos Eleny Redeyes był chłodny niczym śniegi Syberii. — Jak ty sobie to wyobrażasz?
— Szczerze? Nie wyobrażam sobie tego wcale. — Chris miał wtedy nerwowy odruch wyłamywania sobie palców. — Ale się cieszę.
— Wiesz, co to oznacza? Dla ciebie, dla tej dziewczyny? Będzie po trzydziestce, zanim będzie mogła zrobić jakąkolwiek karierę, a ty przez ten czas będziesz musiał harować jak wół, by utrzymać ją i dziecko.
— Wiem, babciu, ale przecież nie zabiję własnego dziecka.
Dwunastoletnia Aurora, siedząca na kanapie obok niego, wstała, by usiąść mu na kolanach i objąć jego szyję.
— Ja i tak będę cię kochać, Chris.

Na początku było wręcz pięknie. Pomimo wrogiego nastawienia rodziców Melisy, sceptyczności babki, milczenia ojca, wyrzutów dyrekcji i szeptów innych uczniów, Chris nigdy nie czuł się tak szczęśliwy jak wtedy.
Później miał wrażenie, że tylko jemu zaczęło zależeć. Że nagle Melisie wszystko przeszło. Cała ta miłość do Chrisa, chęć bycia z nim, urodzenia mu dziecka – wszystko zniknęło jak ręką odjął.
W sąsiednim pokoju zapłakało dziecko. W tym samym momencie Melisa także zaczęła płakać.
— Tom…
Chris przytulił ją do siebie. Ten sam scenariusz powtarzał się za każdym razem, jak jakiś dzień świstaka.
— Tak bardzo chciałam urodzić ci to dziecko…
Młodszy brat Melisy został uciszony za ścianą przez jej matkę. Chris słyszał jej głos przez cienkie ścianki.
Teraz powinien powiedzieć, że to wie. Pocieszyć ją, zapewnić, że wszystko będzie dobrze i przelecieć na dobranoc, bo przecież tego od niego chciała, po to dzwoniła.
— Mel, przestań pierdolić. Gdybyś chciała je urodzić, to byś, kurwa, nie piła i nie paliła podczas ciąży. To ty je zabiłaś i powinnaś się w końcu z tym pogodzić.
Aurora miała rację. To Melisa zniszczyła swoje życie, ale nie miała prawa niszczyć życia Chrisa.
Redeyes już dawno nie czuł się tak lekko, wracając do domu.
Aurora siedziała naprzeciwko Kōfuku i mierzyła się z nim wzrokiem. Nie potrafiła stwierdzić, o czym myśli teraz brunet. Od początku, kiedy pojawił się w ich domu i jakiś cudem przekonał Chrisa, by ten pozwolił mu zostać, Aurora nie potrafiła powiedzieć o nim niczego konkretnego.
Niewiele wyższy od niej, wcale ładny, wysportowany, skryty. Coś jej do tego obrazka nie pasowało. Było w nim zbyt dużo niejasności. W dodatku jego wzrok. Może Aurora była przewrażliwiona, ale Kōfuku patrzył na nią tak, jakby była naga. I jakby sprawiało mu to ogromną przyjemność.
Amasa od zawsze mieszkała z facetami, przyjaźniła się z facetami i to głównie faceci ją otaczali. Nigdy nie czuła skrępowania, gdy chodziła w luźniej bluzce bez stanika i majtkach, ale gdy chodziło o bruneta, było to zbyt podniecające, by mogła sobie pozwolić na coś takiego przy Chrisie i tacie.
Ale teraz, całkiem na przekór sobie, założyła bawełnianą bluzkę w serek z rękawami trzy czwarte i krótkie szorty. Nie przejmując się czujnym wzrokiem Kōfuku, zaczęła robić kolację. Włosy spięła w luźny kok na czubku głowy, ale kilka niesfornych pasm wymsknęło się spod gumki i opadło na jej kark oraz czoło. Dziewczyna kilkakrotnie musiała zakładać je za ucho, ale to i tak nic nie dało.
Zastygła z nożem do pieczywa w lewej ręce, gdy poczuła obecność Maksa za sobą. Nie słyszała wcześniej jego kroków.
— Mógłbym prosić bez pomidora?
— Jasne. To z czym chcesz? Z ogórkiem? — Musiała oprzeć ręce na blacie, bo zaczęły jej drżeć. Nóż ślizgał się w spoconej dłoni.
— Może być bez niczego.
Nie widziała wyrazu jego twarzy. Kroiła powoli warzywo, czując na sobie jego wzrok i tak naprawdę chciała go czuć. Podobało jej się to, że chłopak na nią patrzył i wcale się z tym nie krył.
Zaraz? Czyżby Aurora podobała się Maksowi? I czyżby Maks pociągał Aurorę w taki sposób, w jaki Chris pociągał większość dziewczyn? Amasa nigdy nie twierdziła, że jest brzydka. Była bardzo ładna. Miała typową azjatycką urodę, była dość wysoka, miała długie nogi i niemały biust. Wielu chłopców się za nią oglądało i wielu zapraszało ją na randki, tak jak ten nieszczęsny Chopin, tylko, że ona wszystkim odmawiała. A teraz stała skąpo ubrana tyłem do Kōfuku, który właściwie nie był wcale wyjątkowy, ale na pewno nią zainteresowany.
Co się z nią działo?
— Proszę.
Odwróciła się, by podać mu kanapkę. Maks wziął ją od niej i być może jej się zdawało, ale specjalnie przejechał palcami po jej skórze.
Amasa szybko uciekła ze swoją kolacją do salonu i włączyła telewizję, by zająć czymś myśli. Uzumaki dołączył do niej, siadając po drugiej stronie stołu, tak, by w razie czego wygodniej mu było na nią patrzeć.
Przez chwilę oglądali pierwszy film Spider-mana, ale Kōfuku szybko się nim znudził, nie rozumiejąc tego, co mówią do siebie bohaterowie. Aurora nie kwapiła się, by mu go przetłumaczyć. Była zajęta czymś innym.
On mi się patrzy na biust. Ogląda moje piersi. Ocenia jaki mają rozmiar?
Dziewczyna miała ochotę się powachlować poranną gazetą. Co się działo z jej ciałem? Co się działo z nią? Powinna go zdzielić tą gazetą po głowie, a nie nadal udawać, że nic nie widzi.
— Taka ewolucja jest niemożliwa… — mruknął do siebie Kōfuku, zwracając uwagę Aurory.
Przez chwilę patrzyli na siebie uważnie, po czym Aurora weszła jedną nogą na stół i go pocałowała.
Nie odepchnął jej.
Eliot Frobish był typowym sympatycznym chłopakiem z sąsiedztwa. Chodził z Aurorą do klasy od początku gimnazjum. Miał burzę ciemno blond loków, okulary na pół nawet przystojnej twarzy i ładny uśmiech. Chodził z Aurorą też na taniec nowoczesny i był jej partnerem. Od samego początku był też w niej głupio zakochany, chociaż dziewczyna już kilka razy tłumaczyła mu, że są tylko przyjaciółmi. Eliot jednak nie poddawał się i liczył na to, że Redeyes kiedyś zmieni zdanie i się z nim w końcu umówi.
Tym razem nie zamierzał przychodzić z żadnymi kwiatami czy słodyczami. Po prostu tam wejdzie i ja zaprosi. Na noc muzeów. Obejrzą tę wystawę poświęconą anatomii człowieka, może trochę malarstwa dwudziestowiecznego. O, i koniecznie broń białą. Podobno odnowili kolekcję.
Pełen dobrych przeczuć, Elion zapukał energicznie do drzwi mieszkania Redeyesów.
Drzwi otworzył mu brunet. Japończyk. Chińczyk. Koreańczyk. Azjata w każdym bądź razie. Bez bluzki. Z niezłym brzuchem. Eliot go z żadną rodziną Aurory nie kojarzył. Podobno ona sama nie znała krewnych od strony ojca.
Amasa! — Stojący przed Eliotem facet miał wyrazisty akcent i, co gorsza, zwracał się do Aurory tak, jak zwracał się do niej tylko jej ojciec.
Z salonu wyszła dziewczyna. Wyglądała tak jak zazwyczaj, ale było coś, co rzucało się bardzo w oczy, gdy się na nią patrzyło – jej usta były zaczerwienione.
— Chopin? — Aurora bardziej obciągnęła bluzkę, podchodząc do nieznanego Eliotowi bruneta. — Co ty tutaj robisz?
Eliot miał mętlik w głowie. Czuł się tak, jakby dostał mentalny policzek.
— Chciałem ci życzyć dobrej nocy.
Nie wytrzymał. Uciekł spod drzwi mieszkania Redeyesów.
Chris cisnął buty gdzieś w kąt, zawiesił kurtkę na wolnym wieszaku i powłóczył nogami do salonu. Aurora i Kōfuku oglądali program kulinarny, w którym brzydka pani domu robiła sernik nowojorski.
— Kiedy prosiłem, byś się nim zajęła, nie chodziło mi o to, byś go zanudziła na śmierć. — Poczochrał gwałtownie włosy siostry, tworząc jej wcale nieartystyczne nieład na głowie.
— Och, odczep się! — Rodzeństwo chwilę się przepychało przy stole, śledzone uważnie przez rozbawionego Kōfuku. — Ciesz się, że w ogóle się zgodziłam — fuknęła na brata. — Dwie dychy.
— To już prywatne opiekunki biorą mniej!
— Dwie dychy i kropka.
Chris niechętnie wyjął z portfela pieniądze i wręczył je siostrze. Aurora poszła do swojego pokoju.
— Bardzo cię zamęczyła? — spytał Uzumakiego, podłączając konsolę.
— Nie. Było fajnie. — Maks uśmiechnął się szeroko.

Etykiety: , , , , , , , ,

Komentarze (11):

16 czerwca 2013 23:05 , Anonymous Madeleine Evans pisze...

Kurde... genialna jesteś dziewczyno :) Może i dużo akcji na jeden rozdział, ale naprawdę wszystko pięknie. Masz bardzo oryginalny styl pisania, który mnie po prostu urzekł. Z jednej strony szkoda, że Chris jednak nie został ojcem... no szkoda, nie powiem. Z drugiej strony mam inny paring: Aurora i Kofuku. Co z tego wyniknie? -.^ No, naprawdę miły fragment tu przedstawiłaś, choć krótki, nie powiem.
A! Nowy wygląd bloga - jak najbardziej me gusta.
Ps; mam kilka domysłów co do tego opowiadania, ale chwilowo niczego nie jestem w stanie sobie poukładać w myślach, padnięta jestem.
Miłej nocy i weny :)
Madeleine

 
16 czerwca 2013 23:24 , Anonymous Niah pisze...

Właśnie tak się bałam: "Dżizas, takie flaki z olejem były ostatnio a teraz dorzuciłam nadprogramowo do ognia. Będzie pożar czy nie będzie?"
Nie, nie, nie. Chris jest najmniej odpowiednią osoba do roli ojca. On musi sam najpierw dorosnąć. A Aurora i Kōfuku... Cóż, wszystko tutaj ma sens, a jaki, to oczywiście tajemnica.
A wystrój się zmieni! Bo zamówiłam sobie szablon i teraz na niego czekam, o.
Jak już poukładasz sobie wszystko w myślach (i się wyśpisz) możesz mi o tym napisać w komentarzu albo lepiej na meila: mrocznusss@vp.pl Sprawdzę na ile przewidywalna jest historia ;)
Pozdrawiam, Niah.

 
17 czerwca 2013 19:36 , Anonymous Anonymous pisze...

Hej,
natrafiłam teraz w weekend na Twoje opowiadanie, i musze powiedzieć, że czytałam je z zapartym tchem, jest po prostu wspaniałe, rewelacyjnie opisujesz sytuacje, przedstawiasz postacie, a sama historia jest bardzo interesująca.... Wielka szkoda, że jednak Chris nie został ojcem... A z drugiej strony mamy tutaj inny paring Aurora i Kofuku... ciekawe co z tego dal4ej wyniknie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia

 
17 czerwca 2013 21:12 , Anonymous Niah pisze...

Nawet nie wiesz, jak mi miło coś takiego czytać. Bardzo się staram, by Biały Królik był jak najlepszy i ciągle pracuję nad nim w pocie czoła. Dobra, może nie przesadzajmy, aż tak ciężko nie, ale i tak sprawia mi radość, gdy ktoś docenia coś, nad czym się namęczyłam.
Jeszcze raz powtarzam, Chris ojciec to bardzo złe połączenie. Apeluję o brak współczucia! xD
A o Aurorze i Kōfuku nie zdradzę nawet słówka, o.
Pozdrawiam, Niah.

 
4 lipca 2013 21:28 , Anonymous Sasame Ka pisze...

Spóźniona.. Jestem wielce spóźniona. Wybacz. Ostatnio mam chaos, wszędzie, ale w końcu znalazłam czas, żeby przeczytać.
Cóż, nie powiem, zdziwiło mnie to, że Chris... eeheem, "miałby" dziecko i jakoś nie wyobrażam sobie go w roli ojca, chyba moim zdaniem się do tego po prostu nie nadaje.
Aurora i Maks, cóż mogę spokojnie powiedzieć, że tego się nie spodziewałam! Nie wiem czy ich romans będzie trwał jakoś dłużej, ale już polubiłam ich jako parkę.
Boże! Jak ja uwielbiam relacje Chrisa i Aurory! Są takie... lekkie, na luzie.. jednocześnie kochane, pozazdrościć normalnie ;)
Cóż i wyłapałam jedną literówkę:
"Włosy spięła w luźny kok na czubku głowy, ale kilka niesfornych pasm wymsknęło się spod gumki i opadło na jej kart oraz czoło." - kark* chyba powinno być ;)
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na kolejny rozdział! ;)

 
5 lipca 2013 12:28 , Anonymous Niah pisze...

Spóźniona czy nie spóźniona - wszystko zależy od tego, czy komentujesz rozdziały, że tak powiem, "na bieżąco". A tak jest. Nie dodałam jeszcze piątego, prawda? Jak dla mnie jesteś w formie!
Ja też nie wyobrażam sobie Chrisa w roli tatusia, ale przy jego... trybie życia, możliwość, że któraś z jego dziewczyn zaszła z nim w ciążę, jest bardzo prawdopodobna.
Ja też lubię Aurorę i Maksa, ale kierowanie się uczuciami względem postaci nie zawsze wychodzi na dobre fabule. Żałuję trochę.
O tak, Chris i Aurora w duecie wymiatają. Ale myślę, że poza nim też się da o nich czytać. Co?
Jak zwykle oddaję hołd na literówki.
Pozdrawiam, Niah.

 
21 sierpnia 2013 18:57 , Anonymous Leksa Willin pisze...

Hey, żyjesz? :( Ja się czekaćdoniemogę na nowy rozdział...

 
21 sierpnia 2013 20:14 , Anonymous Niah pisze...

Żyję. Obecnie przeżywam zaćmę twórczą na ten blog, a na drugim kwitną nowe teksty. Postaram się to zmienić, gdy Chris wróci z chlania.
Pozdrawiam, Niah

 
3 grudnia 2013 19:31 , Anonymous gołomp pisze...

Wpadłam na ten fanfick całkiem przypadkiem, przeglądając jakieś spisy opowiadań. Pierwsze co sprawiło, że kliknęłam na mały napis "White Rabbit" (właśnie na spisie) to przepiękny szablon! On jest rewelacyjny, naprawdę. Uwielbiam tego typu szablony. Drugie, to zupełnie inny niż większość opis. "Dość niepozorne, przyszło do niego któregoś razu całe zakrwawione, uśmiechnięte i niebieskookie." Potem przeczytałam wszystkie rozdziały, zakładkę o blogu, Tobie i stwierdziłam, że Ty wszystko piszesz świetnie. Nie zauważyłam tu ani jednego błędu, ani jakiegokolwiek zdania, które byłoby nudne. WSZYSTKO jest wręcz perfekcyjne. To jest wręcz przerażające. Jesteś moim numerem jeden ze wszystkich opowiadań (a było ich sporo) jakie kiedykolwiek przeczytałam.
Co do rozdziału czwartego, ktoś napisał, że szkoda że Chris nie został ojcem, moim zdaniem to dobrze, że nim nie został. Jestem okrutna. XD
Maks i Aurora, jestem ciekawa co z tego wyjdzie. ^^
Ogólnie cała historia mnie zainteresowała i chciałabym wiedzieć, co będzie dalej. Dlaczego nie piszesz nic od czerwca? Połowa lipca już dawno za nami! Czyżbyś z tym skończyła? :c
Pozdrawiam. c:

 
8 lutego 2014 16:08 , Anonymous Anonimowy pisze...

Ja także się na to niechcący natknęłam czytając inne Twoje arcydzieła (tak!) i jestem oczarowana . Wszyscy mają ciekawe charaktery, a Ty piszesz pięknie, nie zanudzasz i człowiek (przynajmniej ja) rozpływa się czytając Twe cudeńka. Szkoda, że nie kontynuujesz tego, chyba?
End

 
8 lutego 2014 16:57 , Blogger Niah pisze...

Bo aż się zarumienię, jak będziesz mi tak słodzić! Gdzież to arcydzieła, to tylko skromny tekst na temat różnych dywagacji i Chrisa Redeyesa. Będę to kontynuować, na pewno, ale na razie nie mam weny, a i manga jest w takim momencie, że śledzę ją uważnie, by się połapać w wydarzeniach i odpowiednio je pozmieniać.
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna