24 lis 2014

[BEZRUCH] Powrót do gry

25 lutego 1980r.

— Ty pieprzony Śmierciożerco! — Pięść uderzyła w niczego niespodziewający się policzek.
1 marca 1980r.

Najpierw coś uderzyło w drzwi, zazgrzytało, a później jęknęło. Gdy klamka się poruszyła, do środka wtoczył się pijany Syriusz i legł na posadzkę. Jedynym plusem tej sytuacji był fakt, że Fran zabrał Walburgę do opery, więc dom był opustoszały, ale za jakieś pół godziny ta sytuacja miała się zmienić. Syriusz pokonał zawroty głowy i podniósł się na klęczki, wpełzając całkiem do domu. Zamknął drzwi kopniakiem i spojrzał przed siebie. Nie dość, że miał do pokonania cały salon, który w jego stanie wydawał się poligonem wojskowym z przeszkodami, to czekały na niego jeszcze schody, które zdawały się nie mieć końca.
Syriusz postanowił schować swoją dumę w kieszeń i błagać o pomoc jedyną osobę, która obecnie była pod ręką.
— Gretha!
Gosposia po chwili pojawiła się w salonie z czarnej sukience i białym fartuszku, idealnie wyprostowana, z delikatnym uśmiechem na twarzy, ale widząc kolejny raz Syriusza w stanie głębokiego upojenia alkoholowego, westchnęła głęboko i podeszła do niego, głośno stukając obcasami.
— Nie powinieneś iść pić sam.
— Nie móf mi jak mam szyć! — Może Syriusz nie był jeszcze tak pijany, skoro udawało mu się formułować logiczne zdania? Z wymową było trochę gorzej, ale poprzednim razem od razu zwymiotował, a dopiero później mówił.
Gretha wolała nie sprawdzać, czy dzisiejszego wieczoru zwyczajnie zmienił kolejność, więc pomogła dźwignąć się mężczyźnie na nogi i idąc tuż przy ścianie, poprowadziła go na górę do łazienki.
Konwulsje przyszły dopiero na widok toalety. Kobieta przytrzymała Syriuszowi włosy jedną ręką, a drugą odkręciła wodę w wannie. Poklepała go lekko po plecach.
— Gdzie dzisiaj byłeś? — zapytała, gdy udało jej się posadzić Blacka obok muszli klozetowej i zdjąć z niego kurtkę.
— W...Le et... etle... w Le Étoile1, Ton de la Vila2 i w tym szmat-hyk!-awcu takim... w Robercie, czy coś... — wydusił z trudem Black, pomagając Grecie zdjąć z siebie przemoczoną koszulkę.
— Znowu byłeś w Rupercie? — Gosposia nie wydawała się już nawet zdenerwowana. Praktycznie każdej nocy Syriusz trafiał do tej speluny, gdzie rozcieńczano wino spirytusem, piwo wodą, a barman potrafił na czarno sprzedawać nawet kieliszki absyntu, który był od kilkudziesięciu lat srogo zakazany we Francji. — Wykończysz się w ten sposób, Syriuszu.
— Gów... Gówno... — Na twarzy pojawił się jakiś dziwny grymas, a on sam opuścił głowę i zacisnął pięści na swoich spodniach. — Po cholerę go – hyk! – uderzyłem...
Zakręciwszy wodę, Gretha usiadła obok Syriusza i powoli oparła jego głowę o swoje ramię. Pogłaskała go po mokrych od potu włosach, by się uspokoił.
— Porozmawiamy o tym rano.
2 marca 1980r.

Oczywiście następnego dnia nie porozmawiali. Syriusz zszedł dopiero na późne śniadanie, wyglądając niczym chodzące nieszczęście. Oczy miał podkrążone, włosy mokre i nieuczesane, sam bardzo schudł w czasie tej prawie tygodniowej libacji, a ręce trzęsły mu się jak komuś, kto odstawił jakiś narkotyk.
— Syriuszu? — Walburga spojrzała zaniepokojona na syna. Przez ostatnie kilka dni tylko się mijali, od czasu gdy Regulus przyjechał i nie miała okazji porozmawiać o tym z Syriuszem, który chodził cały czas podminowany i wyglądał, jakby miał ochotę rzucić się na wszystko i wszystkich.
Syn spojrzał na nią spod grzywki, czekając aż Gretha odgrzeje mu śniadanie. Przeczesał włosy palcami, po czym rozmasował twarz.
— Mam kaca, możemy porozmawiać później?
Później nigdy nie nadeszło, bo Syriusz tuż po śniadaniu ubrał się, wysuszył włosy i wyszedł na cały dzień na miasto, by w nocy wrócić tak nawalonym, że nie był w stanie otworzyć sobie drzwi, a Gretha znalazła go nad ranem wyziębionego na wycieraczce.
— Gretha, co jeżeli on nie wróci? — Któregoś wieczoru Syriusz był na tyle przytomny, że ani razu się nie przewrócił i prawie sam dotarł do łazienki. Palił właśnie papierosa, gdy kobieta przygotowywała mu kąpiel. — Tak już nigdy?
— Nie wiem, Syriuszu. — Pokojówka usiadła na brzegu wanny i odgoniła dym od siebie.
— Nie kłam, Gretha. Znasz nas od gagatków. — Syriusz postarał się tym razem nie dmuchać w jej stronę. — Wróci czy nie?
— Szczerze?
— Tylko szczerze.
— Myślę, że nie.
6 marca 1980r.

Wszystko skończyło się, gdy nadszedł poniedziałek, a oznaczało to tyle, że Rupert nie działał i Syriusz nie miał gdzie doprowadzić się do tego stopnia upodlenia, w którym nie kojarzył, co się dzieje.
Wrócił do domu wściekły, pijany i żądny kolejnych porcji alkoholu. Na nic zdały się nakazy i krzyki Walburgi, by się uspokoił lecz gdy rzucił butelką z brandy, która rozbiła się o ścianę, omal nie wylądowawszy na głowie pani Leiebleu, Fran przestał znosić jego humorki.
Przyłożył mu prawego sierpowego, przewracając na ziemię, złapał za kołnierz i podniósł, by spojrzeć wprost w butne spojrzenie pasierba.
— Spierdalaj!
— Przeproś.
— Za nic nie będę, kurwa, przepraszał! Puszczaj mnie!
— O mało nie skrzywdziłeś własnej matki. Przeproś ją. Natychmiast.
— Wal się! Nie jesteś moim ojcem, by mi rozkazywać!
— Owszem, nie jestem, ale kocham cię, durniu, jak własnego syna i nie pozwolę ci się doprowadzić do stanu, w którym będziesz atakował własną rodzinę. — Fran pociągnął Syriusza za kurtkę w stronę schodów, by zmyć mu głowę w łazience na piętrze. Black kilkakrotnie uderzył ojczyma w biodro i udo, by ten go puścił, ale nie zarejestrował faktu, że zamiast we Frana, trafia w barierkę.
— Więc czemu pozwoliłeś mi go uderzyć!? — W salonie zrobiło się cicho, a Liebleu zatrzymał się na schodach. Syriusz powoli opadł na stopnie i kilkakrotnie uderzył w jeden z nich. — Czemu mnie nie powstrzymałeś!? Uciekł przez to! Przecież on już, kurwa, nie wróci! — Z każdym kolejnym słowem, Syriusz coraz mocniej uderzał pięścią w schodek, zdzierając knykcie do krwi. — Dlaczego, kurwa?!
Walburga chwyciła dzban z kwiatami, wyrzuciła z niego lilie i wbiegła na schody. Oblała syna chłodną wodą. Odrzuciła za siebie niepotrzebne naczynie i złapała Syriusza za brodę, odwracając jego głowę w swoją stronę.
— Skoro tak bardzo ci to przeszkadza, to idź i go znajdź — wycedziła powoli, patrząc Syriuszowi prosto w oczy. — Znajdź Regulusa i przyprowadź go do domu, a nie marz mi się tutaj jak jakaś szlama.
Fran usiadł obok nich na schodach i uleczył rękę zaskoczonego Syriusza Episkey.
— Obaj zgodziliśmy się co do tego, że to, co robi Reg, nie jest słuszne. Pamiętasz, Syriuszu? — Fran mówił spokojnie, ale na pewno nie z miłą nutą w głosie. — Ale skoro Regulus wrócił, a ty go pobiłeś i wyrzuciłeś za drzwi, nie dziw się, że nie wrócił — zganił Syriusza, trzepnąwszy go po głowie. — Przestań upijać się do nieprzytomności i go znajdź, tak jak mówi Walburga. Przeproś. Jesteście braćmi. Kto ma ci wybaczyć twoją nadludzką głupotę, jak nie on?
— Nie jestem głupi... — zaoponował cicho Syriusz, ale jego argument został zagłuszony przez głośne prychnięcie jego matki.
— Tylko upośledzony. Zachowujesz się jak Puchon, Syriuszu. Weź się w garść, jesteś Blackiem, jesteś Ślizgonem. Regulus też. Masz mnóstwo kontaktów i mózg, którego czasem zdarza ci się używać. Wykorzystaj to i pociągnij sznurkami, by go znaleźć. Musiał się zatrzymać u kogoś znajomego.
Fran kolejny raz trzepnął Syriusza po głowie.
— Zrozumiałem, zrozumiałem! Dotarło za pierwszym razem.
— Chciałem mieć pewność.
Następnego dnia Syriusz miał kaca-mordercę, a mimo to Gretha go spakowała, matka za pomocą różdżki wyrzuciła z łóżka, ubrał się sam, a Fran wystawił go za drzwi z pieniędzmi, życząc udanej podróży.
Nie wiedział gdzie zacząć. Co on by zrobił, gdyby wyrzucono go z domu? Pewnie udałby się do Jima, gdyby nie był na niego zły o tę sprawę z Regulusem i Zakazanym Lasem. Do Remusa? Nie, nie zniósłby tego jego współczującego wzroku, gdyby był w sytuacji Regulusa. Peter? Tak, u Petera mógłby się schlać i zapomnieć o problemach, ale Reg nie miał nikogo takiego jak Peter. Cholera jasna, Reg nie był nim, do wszystkiego podchodził inaczej. Jak prawdziwy Black.
Dopiero to rozjaśniło Syriuszowi głowę na tyle, by pomyśleć trochę trzeźwiej o swojej rodzinie. Kupił sobie kawę w magicznej kawiarence i usiadł na zewnątrz, zastanawiając się nad sytuacją.
Blackowie byli z dziada pradziada Ślizgonami. Ślizgoni są mądrzy i przebiegli, więc tacy sami są Blackowie. Nie podejmują pochopnych, nieprzemyślanych decyzji. (W tym momencie Syriusz musiał zaliczyć siebie do wyjątków potwierdzających regułę.) Powrócił do rozmyślań. Jacy są jeszcze Ślizgoni i Blackowie? Na pewno dumni. A skoro są dumni, nie pokażą nikomu swoich słabości. No tak, wszystko zostaje w rodzinie, bo przed innymi musieli mieć idealną reputację.
Do końca kawy w kubku Syriusz doszedł do wniosku, że Regulusu owszem, skorzysta z pomocy przyjaciół, po tym jak doprowadzi się do porządku poprzez pobyt w jakimś hotelu. Tak, to byłoby w stylu Regulusa.
Przeszukał kieszenie w poszukiwaniu papierosów i portfela. Gdy zaciągnął się nowymi, magicznymi papierosami z kolorowym dymem, przeszukał swój portfel w poszukiwaniu jakiegokolwiek zdjęcia brata. Nigdy nie był zbyt sentymentalny, ale chyba jedna z jego dziewczyn, która podarowała mu ten portfel, kiedyś wspominała coś o noszeniu zdjęć bliskich osób przy sobie.
W jednej z zapomnianych zakładek znalazł złożone na cztery zdjęcie. Gdy je rozłożył, spoglądał na niego około szesnastoletni Regulus, którego młodsza wersja Syriusza obejmowała gdzieś na błoniach. Zdjęcie może nie na czasie, bo Regulus nie miał już niczego z tego niewinnego chłopca o zbyt pełnej buzi i niesfornej grzywce, ale podobieństwo pewnie dałoby się zauważyć. Jak nie, Syriusz poda się na siebie. Tyle się nasłuchał, że są podobni, że może raz się to przyda.
— Może powinienem się najpierw ogolić... — Potarł w zamyśleniu brodę. Tak, zdecydowanie. Trzeba wejść wśród arystokratów, czystokrwistych. Powinien jakoś wyglądać.
Przepych. Ślizgonów i Blacków łączyło zamiłowanie do przepychu. Syriusz powinien domyśleć się tego sześć magicznych hoteli wcześniej, nim recepcjonista w końcu rozpoznał Regulusa na zdjęciu.
Okazało się, że Reg zatrzymał się w Pearl3, już kultowym hotelu po tej stronie Renu. Barokowy budynek emanujący przepychem z samej elewacji, o złotych klamkach w środku nie wspominając. Syriusz postanowił wynająć ten sam pokój, co brat i przemyśleć sytuację do następnego dnia.
(Należy tutaj wspomnieć o tym, że recepcjonista nie chciał na początku przyjąć jego rezerwacji ze względu na glany i głęboki zarost, uważając, że Syriusza nie stać na noc w Pearl, więc Black zapłacił mu z góry, wszystko w złotych folliet. Pracownik nagle zrobił się milszy.)
Syriusz rozłożył się na łóżku i przeliczył pieniądze. Potrzebował do tego kartki. Przeliczanie z francuskich pieniędzy na angielskie zawsze było skomplikowane.
— Mam sto sześćdziesiąt folliet przy sobie. Jeden folliet to trzy czwarte galona... — mówił pod nosem, by się nie pomylić. — Sto dwadzieścia galeonów. Cana zostało mi sześćdziesiąt, więc to jakieś trzydzieści sześć sykli. Dobrze? Cholera, chyba tak. — Pogrzebał po kieszeniach w poszukiwaniu malutkich, czerwonych sześcioboków, marcies, by dołączyć je do stosu srebrnych trójkątów, jakimi były cana i złotych, okrągłych folliet. — Trzysta dziesięć marcies – na chuj mi tyle drobnych? – to niewiele więcej niż sto knutów... Dobra, sto dwadzieścia dwa galeony, wystarczy.
Schował pieniądze to portfela i spojrzał jeszcze raz na zdjęcie jego i Regulusa. Chyba zrobiono im je, gdy Syriusz kończył Hogwart. Wierze zamku majaczyły gdzieś w tle, gdy chłopcy robili głupie miny do aparatu, a sądząc po koszulkach z krótkim rękawem, musiało być bardzo ciepło. Uśmiechnął się lekko na to wspomnienie.
Inicjatywa szóstorocznych Ślizonów, by zorganizować ognisko dla siódmoklasistów, całkowicie poparta przez Slughtorna, została zmieniona w pożegnalne ognisko dla większości przyszłych absolwentów Hogwartu.
Regulus, który był pomysłodawcą, nie spodziewał się aż takiego odzewu. Właściwie, to zakładał, że nawet nie wszyscy Ślizgoni przyjdą (gady nieprzyzwyczajone do opuszczania lochów z odpowiednią dla nich wilgotnością, czytaj Snape). Ognisko, dziwnym zbiegiem okoliczności, zorganizowano dzień przed pełnią, więc Remus spokojnie mógł w nim uczestniczyć, z trochę gorszym nastrojem niż zazwyczaj, ale jednak mógł.
Syriusz przetarł twarz rękami. Myślenie o tym było najgorszym, co mógł teraz zrobić. Biorąc po uwagę to, co się zdarzyło następnego dnia...
20 czerwca 1978r.

To, ze James i Regulus za sobą nie przepadają, Syriusz wiedział od drugiej klasy, gdy przedstawił Jima Regowi. Black ubolewał nad tym faktem niezbyt długo, nieprzyzwyczajony do rozdrabniania się nad problemami. Później żałował, że tego nie rozwiązał wcześniej.
Ostatecznie nie dowiedział się, dlaczego James zaprosił Regulusa do Zakazanego Lasu. Czy było to z powodu tego, że Reg powiedział coś o Lily, z głupiej chęci wywinięcia mu psikusa, zazdrości (ale tak naprawdę o co?), czy czystej zawiści – Syriusz nie wiedział, ale pewnym było, że takie zachowanie nie było w stylu Jamesa.
Poprzedniego wieczoru Syriusz wypił trochę Ognistej, przez co mdliło go cały kolejny dzień. Był rozkojarzony i całkowicie przegapił godzinę spotkania z przyjaciółmi, by potowarzyszyć Remusowi przy ostatniej pełni w ich Hogwarckiej karierze. Był pewien, że Peter i Jim zajęli się już Lupinem i razem gdzieś tam hulają między drzewami, ale gdy zobaczył samotnego Glizdogona w okolicach Bijącej Wierzby, wiedział, że coś się stało.
— Syriuszu, w końcu jesteś. — Peter wytarł ręce o spodnie, zaniepokojony. — Gdzie James? Nie przyszliście razem?
— Miałem ci zadać to samo pytanie. Słyszałeś już wycie?
— Tak. Księżyc już prawie pół godziny jest na niebie, Remus już biega po lesie. Czekałem na któregoś z was, sam go nie dogonię.
Syriusz kiwnął tylko głową i przemienił się w psa, pozwalając Glizdogonowi wspiąć się na jego kark. Zazwyczaj to James woził Petera, bo Black w swojej animagicznej formie miał upodobania do tarzania się w liściach, a już najlepiej w błocie, więc taka przejażdżka mogłaby skończyć się dla Pete'a fatalnie.
Ten raz był wyjątkiem i Syriusz od razu pobiegł w kierunku lasu, zbiegając susami po zboczu i wbiegając między drzewa niczym torpeda. Gdy był psem, czuł się zwinniejszy i szybszy. Bardziej polegał na swoim węchu i słuchu niż na wzroku, więc prawie na oślep biegł za zapachem Remusa.
Dopóki jego węch nie wyłapał całkiem innej woni. Przystanął tak gwałtownie, że szczur zatrzymał mu się dopiero na głowie, mało nie wydrapując mu oczu małymi łapkami, ale Syriusz nie zwracał na to uwagi.
Spojrzał na prawo od siebie i wtedy ich zobaczył między drzewami. Jim prowadził Regulusa przez Zakazany Las. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie i mocno gestykulował. Black powoli ruszył w ich stronę, zbyt zszokowany, by usłyszeć o czym mówią. Dopiero gdy się zbliżyli i dokładnie widział brata z tej odległości, wychwycił kawałek rozmowy.
— … jeszcze tylko chwilę.
— Potter, powtarzasz to od jakiś dziesięciu minut. Pokażesz mi w końcu tę straszną rzecz żyjącą w lesie czy okaże się, że to twój kolejny nudny żart? — Regulus wyglądał na wyjątkowo znudzonego, dopóki Syriusz nie nadepnął na gałązkę, a Reg nie spojrzał w jego kierunku. Przez chwilę zobaczył w oczach brata iskierkę strachu. — Syriusz?
Właściwie, to Black wolał nie wiedzieć, jak wyglądał, gdy wszedł na polanę od razu po zmianie postaci, ale Jim i Reg patrzyli na niego wystraszeni, jakby był co najmniej dementorem.
— Co wy tutaj robicie...? — To pytanie było bardziej skierowane do Jamesa, który już otwierał usta, by się tłumaczyć, gdy Regulus wszedł mu w słowo.
— Świetnie. Wiec to jest jakiś żart? Zaraz wasz kumpel Lupin wyskoczy w przebraniu ponuraka i będziecie próbowali mnie wystraszyć? Syriuszu, ja rozumiem, że chcesz mieć swój ostatni, popisowy żart – nawet jeżeli to ja mam być ofiarą – ale naprawdę? Zakazany Las? To już nikogo nie straszy. — Regulus w ogóle w tamtym momencie nie czuł zagrożenia. Właściwie to wyglądał na rozbawionego i nawet poklepał brata po ramieniu. — Doceniam starania, że nawet wysłałeś do mnie Pottera, ale nie wyszło ci, wcale nie jestem prze...
I w tym momencie rozegrało się piekło.
Wilkołak wcale nie podszedł ze strony, z której wszyscy się go spodziewali – z głębi lasu. Zaszedł ich od wyjścia, a najbardziej wysunięty z nich był Regulus, którego łapa potwora odrzuciła jak szmacianą lalkę na ściółkę.
Syriusz automatycznie zareagował, wyciągając różdżkę i odrzucając wilkołaka od nich. Ledwo zarejestrował, że monstrum wpadł na drzewo. Podbiegł do Regulusa, brutalnie podrywając go z ziemi. Młodszy Black był całkiem oniemiały i wyglądał na ogłuszonego. Z nosa popłynęła mu krew. Spojrzał na Syriusza autentycznie przerażony.
— Bracie...?
— Reg, uciekaj do zamku. Natychmiast.
— Ale...
— Biegnij, mówię! — wrzasnął na niego, powoli panikując. Sam bał się o swoje życie, bo było ono zagrożone, dopóki nie przemieni się w psa.
— Ale co z tobą!? — Na jego nieszczęście, Regulusowi zebrało się na braterską solidarność. Nie było co więcej mówić. Obaj uskoczyli, gdy wilkołak rzucił się w ich stronę, a Jim, który posłał w jego stronę serię niewerbalnych zaklęć, dał im trochę czasu.
— Będę tuż za tobą. Obiecuję — skłamał mu prosto w twarz, a Regulus mu uwierzył. Jako Ślizgonowi kłamanie szło mu lepiej niż mówienie prawdy.
Gdy młodszy Black zaczął się wspinać z powrotem do góry, Syriusz rzucił się na wilkołaka jako pies. Był wściekły na to monstrum, które przejęło ciało Remusa, że ośmieliło się zaatakować jego brata. Regulus był ostoją normalności Syriusza po śmierci pana Blacka, kimś, kogo Syriusz za wszelką cenę nie chciał stracić.
Wilkołak złapał go obiema łapami i z trudem odrzucił od siebie. Po chwili jeleń natarł na niego porożem, ale potwór odsunął się, spojrzał na swoich dwóch przeciwników i odbiegł w las.
Ledwo James zmienił się, by porozmawiać z Syriuszem, ten uderzył go z całej siły w policzek. Okulary Pottera odleciały gdzieś w leśną ściółkę.
— Oszalałeś?! — krzyk Blacka poniósł się po lesie sprawiając, że tu i ówdzie zaszumiało, zazgrzytało i na pewno pojawiło się kilku cichych obserwatorów więcej. — Po co go tutaj przyprowadziłeś? No po co, pytam!? — James nie dał się ponownie uderzyć i utworzył tarczę przed kolejnym uderzeniem. Wycelował różdżką we wściekłego Blacka.
— Uspokój się. Nie panujesz nad sobą. Zaraz ściągniesz na nas centaury. — Jim wytarł kącik ust z krwi.
— W dupie mam centaury! To jest, cholera jasna, mój brat! Nie masz prawa ciągać go po lesie w czasie pełni!
— Syriuszu. — Peter przytrzymał ramię kolegi z trudnością. — Musimy iść za Remusem, zanim go całkiem zgubimy. Proszę, chodźmy.
Istniała mała szansa, że Łapa posłucha Glizdogona. Zmalała jeszcze bardziej, gdy usłyszeli krzyk Regulusa z oddali.
Wszyscy trzej rzucili się w kierunku błyskających w mroku zaklęć. Młodszy Black dzielnie się bronił przed wilkołakiem, ale zbyt szybko skończyło mu się miejsce do wycofywania, co wykorzystała bestia. Monstrum wytrąciło mu różdżkę z ręki, złapało za ramię i przerzuciło nad sobą, by uderzyć ciałem Regulusa mocno o ziemię. Plecy Blacka przyjęły na siebie cała siłę uderzenia. Ślizgon momentalnie zwiotczał na ziemi i byłby idealną przekąską dla wilkołaka, gdyby Jim nie nadjechał z boku jako jeleń i nie wywiózł potwora na rogach z dala od Blacka.
Syriusz nie miał czasu sprawdzać w jakim stanie jest jego brat. Myślał tylko o tym, by go stąd zabrać, jak najszybciej. Złapał go pod rękami, a Peter za nogi i powoli spróbowali wynieść z lasu. Regulusowi już tak niewiele zabrakło, by dostać się na błonia, zanim zjawił się wilkołak... kilka sekund by wystarczyło na dotarcie na otwartą przestrzeń.
Ciągnięcie pod górkę nieprzytomnej osoby było cięższe, niż im się zdawało. Do tego widzieli jak Jim wycofuje się z lasu nie dając sobie rady z wilkołakiem. Już nie walczył z nim jako jeleń. Prawdopodobnie ta technika spaliła na panewce i Potter musiał wymyślić inny sposób na zatrzymanie potwora.
Strzelił Bombardą w drzewa, by zagrodzić drogę monstrum przynajmniej na chwilę, ale wilkołak zwinnie przeskoczył nad przeszkodą i ciągle się do nich zbliżał.
James już prawie zrównał się z Peterem, gdy usłyszeli pierwsze krzyki od strony zamku i światła różdżek. Wilkołak, zaniepokojony takim poruszeniem, powoli wycofał się w głąb Zakazanego Lasu, powarkując na nich cicho.
Syriusz od razu położył brata na ziemi i przytulił do siebie, ciesząc się, że Reg żyje. Potter – prawdopodobnie by sprawdzić obrażenia Regulusa, ale kto to mógł wiedzieć na pewno – podbiegł do nich, ale Black go zdecydowanie odepchnął.
— Nie dotykaj go! — Osłonił Regulusa własnym ciałem, jakby chciał go obronić przez całym światem. — Nie zbliżaj się nawet! To wszystko twoja wina! Zostaw nas w spokoju!
Widział, że te słowa bolą, że Jim się szybko z nich nie podniesie, ale widok bladego Regulusa z podkrążonymi oczami i krwią płynącą z nosa i kącika ust też bolał. Nawet mocniej.
8 marca 1980r.

Syriusz obudził się w ubraniach i zdjęciem w mocno zaciśniętej dłoni. Prawdopodobnie zasnął wczoraj pochłonięty wspomnieniami, które w końcu zaczęły mu się śnić.
Gdyby tylko to wspomnienie mogło stać się snem, życie Syriusza byłoby o wiele łatwiejsze.
— Jasna cholera, kto to jest...? — Przejrzał się w lustrze w łazience ze strachem.
W niczym nie przypominał dawnego siebie. Jego włosy były potargane i zdecydowanie za długie. Wywijały mu się wokół twarzy we wszystkie strony. Dwudniowy zarost (jak pamiętał) zamienił się w gęstą, czarną brodę, przez którą Syriusz wyglądał niczym młody drwal. Gdyby miał jakieś czterdzieści lat, z przyjemnością zapuściłby brodę, by dodać sobie klasy, ale teraz zarost postarzył go o jakieś dziesięć lat! Do tego tworzył taki kontrast z jego jasną cerą, że Syriusz wyglądem przypominał narkomana, który wybudził z się z długiego letargu.
Nic dziwnego, że nie chciano mu wynająć pokoju. Sam by sobie go nie wynajął.
Krótkie wymachiwanie różdżką przed twarzą, by użyć zaklęcia golącego, transmutowanie mydelniczki w gumkę do włosów, szybka toaleta i Syriusz wyglądał z powrotem jak młody bóg. Związał włosy na karku. Znów miał gładką twarz i już nie wydawał się tak przeraźliwie blady. Uśmiechnął się zawadiacko do swojego odbicia.
— Witaj z powrotem, przystojniaku.
Z takim wyglądem Syriusz mógł już zacząć coś działać.
Zapukał głośno w drzwi o wyjątkowo nietrafionym odcieniu zielonego i dopalił papierosa, gasząc go na wycieraczce i wrzucając do kwiatka. Zapukał ponownie i dopiero wtedy ktoś mu otworzył.
— W czym Kruszka może służyć szanownemu panu? — Skrzatka skłoniła się tak nisko, że zamiotła uszami posadzkę.
Była drobniutka, ubrana w niebieskawą poszewkę o którą musiała dbać, ponieważ nie było na niej ani jednej plamki. Nie miała wielgachnego nosa, jak większość skrzatów tylko mały, zadarty nosek, który lekko drgał, gdy mówiła. Mimo to, gdy spojrzała na Syriusza tymi wielkimi, szarawymi oczami, aż przeszedł go dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
Syriusz nie znosił skrzatów.
— Barty jest w domu? — Skrzatka zamrugała, nie rozumiejąc. — Czy Bartemiusz Junior jest w domu? — sprecyzował.
— Tak. Panicz jest w pokoju. Posłać po panicza?
— Zaprowadź mnie.
Skrzatka ponownie mu się skłoniła i podreptała w kierunku pokoju Barty'ego. Syriusz poszedł za nią, rozglądając się po domu. To, że wiedział gdzie jest rezydencja Crouchów, nie znaczyło, że bywał tutaj często. Właściwie, od kiedy wyprowadzili się do Francji, bardzo rzadko odpowiadali na zaproszenia angielskiej arystokracji i ostatnim razem w tym miejscu Syriusz był, gdy miał jakieś osiem, dziesięć lat. Była jakaś rocznica urodzin ojca Barty'ego, czy coś w tym guście. Niby wszyscy czystokrwiści się w teorii znali, a w praktyce kojarzyli tylko imię z domem, niekoniecznie z właścicielem.
Dom Crouchów w niczym nie przypominał Grimmauld Place. Był bardzo jasny, przestronny, z małą ilością schodów i pedantycznie czysty. Nie żeby w domu Blacków było kiedykolwiek brudno (pokój Syriusza się nie liczył), ale ten dom był sterylny niczym szpital. Aż dziwne, że nikt nie kazał mu zdjąć butów przy wejściu.
— To pokój panicza Bartemiusza. — Kruszka skłoniła się i spojrzała wyczekująco na Syriusza, czekając na dalsze rozkazy.
— To wszystko, Kruszko. Możesz odejść.
Skrzatka zniknęła z cichym pyknięciem, a Syriusz zapukał do drzwi.
— Jestem zajęty, dajcie mi spokój. — Zza drzwi dobiegł niezadowolony głos Barty'ego.
— Barty, tutaj Syriusz Black. Wpuść mnie.
Za drzwiami zrobiło się nagle cicho, później dało się słyszeć niewielki harmider przestawianych rzeczy, aż w końcu Barty otworzył drzwi, odgarniając włosy nerwowym ruchem do tyłu.
— Syriusz.
— Tak mam na imię. — Black uśmiechnął się delikatnie.
— Nie, poczekaj, jeszcze nie upewniłem się, czy tutaj jesteś. — Crouch odwzajemnił uśmiech, wpuszczając Syriusza do środka.
— Zabrałeś się za jakieś lewe używki, że wydaje ci się, że nie jestem prawdziwy?
— Nie. Nigdy mnie nie odwiedziłeś z własnej woli.
— Też fakt.
Pokój Barty'ego był bardzo niepoukładany. Komoda stała tuż przy łóżku i piętrzyły się na niej stosy książek w przeróżnych okładkach, przekładane prywatnymi zapisami. Biurko było całkowicie przykryte pergaminami, piórami i kałamarzami. Jeden z nich się przewrócił i rozlał, mocząc atramentem jedno pismo i róg książki. Syriusz zniwelował plamę zaklęciem i usiadł na fotelu. Mimo tego, że na pierwszy rzut oka w pokoju powinno być brudno, nawet ten nieporządek był idealnie wysprzątany z każdej drobinki kurzu. Syriusz był pewien, że nawet rękaw marynarki wystający z szafy jest idealnie wyprasowany.
— Więc? Co cię tutaj sprowadza, Syriuszu? — Barty przysiadł na biurku, zasłaniając Blackowi widok na zapiski na stole i książki stojące na komodzie.
— A uwierzysz mi, gdy powiem, że przyszedłem pogadać?
— Ty? Dobry żart. O co chodzi? — Barty spoważniał, patrząc uważnie na Syriusza.
On i Barty nigdy się nie przyjaźnili. Crouch był przyjacielem Regulusa. Czasem przemycał piwo kremowe na mecze, gdy razem kibicowali Regowi. Mimo to, Syriusz nigdy nie darzył go sympatią. Coś w zachowaniu Barty'ego Croucha i jego oczach mówiło, że ufanie mu nie jest dobrym pomysłem. Jednak Reg z jakiegoś powodu czuł sympatię do tego bruneta o trochę zbyt wyłupiastych oczach i krzywym uśmiechu.
— Szukam Regulusa.
— Uciekł? — zapytał rozbawiony.
— Trochę zbyt długo nie wraca. Matka zaczęła się martwić, że wpadł w... nieodpowiednie towarzystwo. Myślałem, że może wiesz, gdzie się zatrzymał.
Barty odchylił głowę do tyłu, udając, że się zastanawia.
— Nie widziałem go od początku lutego — przyznał Barty, wzruszając ramionami. — Zapadł się pod ziemię.
— Nikt tak po prostu nie znika. — Syriusz rozmasował skronie. — Tym bardziej Reg, to nie w jego stylu.
— Od kiedy go nie widziałeś? 
— Od świąt.
Barty wyglądał na szczerze zaskoczonego. Podrapał się po brązowy włosach, zakłopotany sytuacją. Sam w głębi duszy narzekał, że nie widział Regulusa od miesiąca, a okazuje się, że jego własny brat od prawie trzech nie ma z nim kontaktu. 
Syriusz nie zamierzał mu mówić, że prawda wyglądała całkiem inaczej. Że jeszcze niecałe dwa tygodnie temu miał Regulusa na wyciągnięcie ręki. Dosłownie. Wolał to zachować dla siebie, podkręcić trochę dramatyzm sytuacji, może wzbudzić w Barty'm wyrzuty sumienia, bo na pewno nie chciał, by jego problem został zbagatelizowany, krótkim „Dramatyzujesz, Syriuszu”.
— Czemu zaczęliście szukać go dopiero teraz? 
— Ponieważ... — Syriusz zastanowił się, jak ubrać to w słowa. — Krążą różne plotki o tym, co dzieje się teraz w Londynie, a całej Anglii... Wiesz, on naprawdę mógł zrobić coś głupiego. — Syriusz spojrzał Barty'emu prosto w oczy, mając nadzieję, że Crouch tak naprawdę nie mówi mu wszystkiego i w końcu się przełamie i to zrobi.
Gospodarz długo milczał. Przeszedł się raz po pokoju, często przeczesując włosy palcami. Syriusz zauważył, że nawet u czystokrwistych przyszła moda na zapuszczanie dłuższych włosów. Niespodziewane. 
— Słyszałem – ale to nic, co mógłbym sam potwierdzić – że był w Szkocji w okolicach Walentynek. 
— W Szkocji? — Syriusz uniósł brew, nie bardzo rozumiejąc, jaki Reg mógłby mieć interes tak daleko na północy. — Ale masz na myśli Szkocję jako Szkocję czy Hogwart? Bo wiesz, on też jest w Szkocji. I Hogsmeade też.
— Nie, mam na myśli Szkocję jako Szkocję. Zimną, nieprzyjemna Szkocję, daleko za Edynburgiem, gdzie ponurak mówi dobranoc. Macie tam jakiś znajomych? 
— Nie, nie przyjaźnimy się z masochistami. 
Kącik ust Croucha zadrgał w ukrywanym uśmiechu.
— Skąd masz takie informacje? 
— Słuchałeś mnie? Mówiłem, że nie są potwierdzone — fuknął Barty, siadając ciężko na łóżku z rękami w kieszeniach.
— Ale mimo to coś słyszałeś. Od kogo? — Syriusz sam wstał i przygryzł dolną wargę. — Mogę tu zapalić? 
Barty wywrócił oczami.
— Tylko stań przy oknie, skoro już musisz. — Black usiadł na parapecie i odpalił sobie od różdżki papierosa, głęboko się nim zaciągając. — Nie mogę ci powiedzieć, skąd to wiem. — Syriusz spojrzał na niego pytająco. — Po prostu nie mogę. Trochę się pozmieniało od kiedy się wyprowadziliście.
— Mówisz o tym miłośniku czarnej magii z obsesją na punkcie czystej krwi? — Chłopak wyraźnie się skrzywił. — Popierasz go? — zapytał beznamiętnym tonem, chcąc znać zdanie Barty'ego na ten temat.
— Tak, popieram. Widzisz... Czarny Pan nie jest obłąkany, jak wielu miłośników mugoli twierdzi. On po prostu widzi to, od czego inni odwracają wzrok. Widzi, że mugole zabierają nam miejsce do życia, że klęski, które ich dotykają, tak naprawdę bardziej szkodzą nam niż im. Widzi, że im więcej jest mugolaków, tym więcej pomiędzy nami rodzi się charłaków – jakby mugole kradli nam magię.
— To mit, Barty, nikt tego nie potwierdził. Wszyscy o tym wiedzą.
— Ja nie wiem już w co wierzyć, Syriuszu. Wiedziałeś o tym, że nowe choroby mugoli atakują czarodziejów? A słyszałeś kiedyś o mugolu zarażonym jakąś magiczną chorobą? Słyszałeś o tych wszystkich lasach, które wycinają, by wybudować na nich wielkie pola zalane asfaltem dla swoich latających ptaków? Wiedziałeś, że magia zwyczajnie ucieka z takich miejsc jak Londyn? Liverpool, Birmingham? Nas jest coraz mniej, dlatego uważam, że Czarny Pan ma rację – mugole niszczą nasz świat, dlaczego mamy dalej im na to pozwalać?
Syriusz w ciszy dopalił papierosa.
— I uważasz, że to odpowiedni powód, by zabijać mugoli? Bo nie mają magii i wymyślają własne sposoby, by zyskać chociaż odrobinę tego, co my mamy? To jest odpowiedni powód?
— My urodziliśmy się z magią i wykorzystujemy jej możliwości. Nie robimy nic sprzecznego z naturą. W przeciwieństwie do nich.
— To samo powiesz o wojnie z goblinami?
— Gobliny mają teraz Gringotta, który jest już prawie na całym świecie. Oprócz Ameryki, oni tam mają chyba swoje własne systemy. — Crouch zmarszczył nos, zastanawiając się nad tym. 
— Nie obchodzi mnie Ameryka, Barty. Obchodzi mnie to, co się tutaj dzieje. — Zszedł z parapetu. — Nie wszyscy popierają tego całego Czarnego Pana. Co, gdybyśmy, ja i Reg, też go nie popierali? Strzeliłbyś mi zaklęciem między oczy?
Barty spojrzał mu prosto w oczy, gdy Syriusz do niego podszedł. 
— Dałbym wam drugą szansę. Też jesteście czystokrwiści, inaczej postrzegacie magię. Dla was nie są to tylko kolorowe iskierki i żarciki, magia to coś więcej.
— Barty, pierdolisz.
— Tak sądzisz? Nie przeszkadza ci to, że musimy się ukrywać przed tymi, którzy są tak naprawdę słabsi od nas?
— Nie zrozum mnie źle. Nigdy nie chciałbym się urodzić w innej, bezmagicznej rodzinie. To byłoby naprawdę przesrane musieć używać tylu sprzętów do prostych czynności, ale to nie znaczy, że chciałbym, by wszyscy wiedzieli, że jestem czarodziejem. Już wystarczy mi to, że wszyscy wiedzą, że jestem Blackiem, nie mam prywatności i tak naprawdę własnego zdania. Pamiętasz? — Pochylił się nad nim. — To ty mówiłeś najgłośniej, że czyny naszych ojców nas nie określają, więc dlaczego chciałbyś wyjść naprzeciw mugolom i powiedzieć głośno i wyraźnie, że jesteś czarodziejem, by zalali cię falą swoich problemów?
— Nie byłbym od tego, by rozwiązywać ich śmieszne potyczki. Syriuszu, o czym ty mówisz? — Barty'ego zaczęły irytować słowa Syriusza, które nie miały głębszego sensu.
— Mówię o tym, że skoro masz się za lepszego, to nie znaczy, że masz jakieś odgórne prawo do znęcania się nad słabszymi. Spójrz na dewizę Blacków: „Samo bycie Blackiem czyni cię królem”. — Syriusz uniósł ręce, by zabrzmiało to bardziej dramatycznie. — I coś w tym jest, wiesz? Skoro jesteśmy królami to mamy jakieś obowiązki, dlatego moja rodzina zajmuje większość kierowniczych stanowisk w Ministerstwie. Wiesz co by się stało, gdyby czarodzieje naprawdę byli ponad mugolami? Mielibyśmy w chuj więcej problemów niż mamy teraz, więc wierz mi, że dobrze jest tak jak jest – my mamy swój świat i swoje kredki, a oni swoje. To, że rodzą się mugolaki... nie wytłumaczę ci tego, tak się po prostu dzieje. — Syriusz wzruszył ramionami. — Czemu nie przyjmiemy po prostu za pewnik, że jakiś czystokrwisty kiedyś skoczył w bok i zapoczątkował jakąś nową linię czarodziejów?
— To odrażające...
— A mało było takich przypadków w historii? Wiele, tylko nikt o tym nie mówi. — Syriusz odgarnął włosy do tyłu. — Przyszedłem rozmawiać tutaj o Regulusie, ale trochę zboczyliśmy z tematu. Nie chcesz mi mówić, skąd wiesz to i owo, jak tam sobie chcesz. Ale jeżeli spotkasz Regulusa, daj mi jakiś cynk, co? Muszę z nim porozmawiać i wyjaśnić kilka spraw.
Black ruszył do wyjścia i już prawie przestąpił próg pokoju Bartemiusza, gdy Crouch się odezwał:
— Czyli to znaczy, że popierasz ideologię Dumbledore'a o miłości do mugoli? — Brunet patrzył na niego uważnie, zaciskając jedną rękę na kolanie.
Syriusz dał sobie chwilę czasu na odpowiedź.
— Nie popieram żadnej ideologii – ani Dumbledore'a, ani Czarnego Pana.
Drzwi od Grimmauld Place 12 otworzyły się z upiornym skrzypnięciem. Zaduch długo niewietrzonego domu uderzył Syriusza w twarz, gdy wszedł do środka. 
Nic się tutaj nie zmieniło, od kiedy się stąd wyprowadzili. Ta sama ciemna komoda na buty przy wejściu i wieszak z małymi główkami węży powyżej. Syriusz odwiesił na niego swoją kurtkę i zostawił glany na szafce. 
Chodzenie boso po korytarzach nigdy nie było przyjemne, bo od posadzki biło niesamowite zimno. Syriusz minął uśpione obrazy bez słowa. Kilka z nich obejrzało się za nim, szepcząc między sobą. W domu panował przyjemny półmrok. Black wolał nie zapalać karniszy, bo ich blade światło dodawało tylko upiorności temu domu. Wszedł do dużego salonu na parterze i podszedł do kanapy. Ściągnął z niej koc, okrył się nim dokładnie i odpalił różdżką ogień w kominku.
— Czy panicz czegoś potrzebuje? — rozległ się niespodziewanie głos z prawej strony, a Syriusz mało nie dostał zawału. 
Chciał bohatersko wyskoczyć z łóżka i stanąć z różdżką gotową do ataku, ale całkowicie zapomniał o kocu i tylko wywrócił się na ziemię, przewracając razem ze sobą stolik do kawy. Dopiero po chwili w świetle kominka zauważył bladą, niską postać skrzata, który patrzył na niego przerażonymi, wyłupiastymi oczami.
Syriusz odetchnął kilka razy, próbując się uspokoić i rozmasował stłuczony łokieć.
— To ty... — Skrzat skłonił się nisko, dotykając długim nosem ziemi. — Jak ci było na imię?
— Stworek, paniczu.
— Panie — poprawił go Syriusz. — Jestem twoim panem od kiedy... — Zaciął się. — Masz się zwracać do mnie „panie”, zrozumiano? — Skrzat kiwnął gorliwie głową. Syriusz usiadł z powrotem na kanapie. — Zrób mi kawy. I coś do jedzenia, mogą być kanapki.
— Z szynką, panie?
— Tak. Idź już, szybko. — Skrzat zniknął z cichym pyknięciem, a Syriusz skrzywił się sam do siebie. — Skrzaty... nienawidzę skrzatów... — mruknął, rozmasowując łokieć. Zaklęciem przywrócił stolik do poprzedniego stanu.
Stworek w przeciągu kilku minut pojawił się ponownie z tacką na której stała filiżanka, dzbanek z kawą, cukiernica, srebrna łyżeczka i talerzyk z kanapkami. Cała zastawa była malowana w zielone węże, które za pomocą magii pełzały po porcelanie i posiadała srebrne wykończenia. 
Syriusz wziął tacę od skrzata i nalał sobie kawy. Zaciągnął się jej aromatem. Już prawie zapomniał jak pachniała kawa, którą ojciec pijał w tym pokoju rankami, gdy jeszcze żył. Zalało go przyjemne ciepło, na samą myśl o tym, chociaż gdzieś z tyłu jego głowy wredny głosik szeptał, że Orion Black już nie żyje i sam aromat kawy nie przywróci go do życia. Syriusz zignorował go.
— Stworku. — Zatrzymał skrzata, który drygnął nerwowo. — Czy ktoś był w tym domu wcześniej? Na przykład Regulus? — Nie zaszkodziło i tutaj spróbować zebrać jakiś informacji.
— Nie, panie, Panicza Regulusa nie było w domu od bardzo dawna. Ale była tutaj pani Bellatrix — odpowiedział usłużnie skrzat.
— Berra? — zapytał Syriusz z pełnymi ustami. Przełknął kanapkę. — Po co była tutaj Bella?
— Także szukała panicza Regulusa. Pani Bellatrix była bardzo zła... — wyznał skrzat, bawiąc się swoimi rękami.
— Zrobiła ci coś? — Zainteresował się Syriusz, odkładając tacę na stolik. — Odpowiedz.
— Ale pani Bellatrix zakazała komukolwiek mówić... Stworek przyrzekł, że nic nie powie.
— Bella nie jest twoją panią. Ja jestem twoim panem, Stworku. Powiedz mi, co takiego zrobiła Bella i co powiedziała.
Skrzat złapał się za uszy, obciągając je mocno w dół tak, jakby chciał je sobie oderwać.
— Pani Bellatrix szukała panicza Regulusa. Mówiła, że panicz ją zdradził i musi dostać karę. A skoro nie znalazła panicza w domu, stwierdziła, że Stworek powinien przyjąć karę za panicza Regulusa. Pani Bellatrix wycelowała w Stworka różdżką i Stworka zaczęło wtedy wszystko bardzo, bardzo boleć... — skomlał Stworek. — Pani Bellatrix się śmiała i powiedziała, że w końcu znajdzie panicza Regulusa, by się na nim zemścić za zabicie pana Blishwicka.
Syriusz słuchał skrzata oniemiały z szoku. Regulus zdradził Bellę? Ale w czym? O co chodziło? O tego całego Czarnego Pana? Cholera, ona też była tym całym Śmierciożercą? I jaki Blishwick, jaka śmierć?
Blackowi tyle pytań cisnęło się na usta, ale oddelegował od siebie skrzata, nie męcząc go więcej. Musiał to wszystko samemu przemyśleć.
— Regulus, coś ty zrobił...? — zapytał sam siebie, patrząc na sufit w salonie.

1Le Étoile – Gwiazdka.
2Ton de la Vila – Ton/Głos Wili.
3Pearl - Perła.

Etykiety: , , , , , , ,

Komentarze (15):

30 listopada 2014 12:38 , Blogger A. pisze...

No przyznam szczerze, że bardzo dziwny ten rozdział. Znaczy mam wrażenie, że mało zmian zaszło w związku ze zmianą przez Syriusza domu w Hogwarcie - trochę tak jakbyś zmieniła tylko to, co ci odpowiadało. Chociaż może to tylko wynik tego, że tradycyjnie jest to tylko część historii, również dość mocno oderwana od całości.
Cała ta akcja z upijaniem się, włóczeniem po pubach i wracaniem po pijaku jest tak kompletnie szalona i jakoś zupełnie nie pasująca do Syriusza, że byłam mocno zdziwiona. Znaczy chodzi o to, że on w zasadzie nie miła powodu do aż takiego stoczenia się (tak, po tym też świetnie widać, że Reg to twój faworyt) - to, że Reg dostał w pysk i strzelił focha to jak na mój gust za mało. Ok, Regulus to brat Syriusza, ktoś, kto pomógł mu się dźwignąć z śmierci ojca (nie bardzo wiem jak, skoro Reg nawet chyba wtedy nie był w Hogwarcie), no ale Syriusz to raczej typ człowieka, który działa. To nie tak, że on nie wie co robić i potrzebuje, żeby mu ktoś powiedział - kurczę, chyba że śmierć Oriona zrobiła z niego mięczaka... W dodatku scena z Walburgą i wazonem to jeden wielki LOL. Hej no takie rzeczy to tylko w komediach, a tutaj chyba jednak powinnam czuć jakieś współczucie czy coś, zamiast być zmieszaną zachowaniem Walburgi.
No i czemu sama Walburga ma jakoś wykopane na Regulusa. W ogóle nie bardzo interesują jej własne dzieci. Syriusz chleje w jakichś barach, wraca późno, a ona tego nie dostrzega. Dopiero Fran ogarnia głąba, gdy ten mało nie rzuca sie na matkę. Reg się zmył i od miesięcy nie daje znaku życia (w dodatku istnieje prawdopodobieństwo, że wrócił do ojczyzny, gdzie powinna trwać wojna), a Walburga chodzi se chyba na jakies imprezki z nowym mężem. No przepraszam bardzo, ale to jakaś patologia. Wiem, że chłopaki są dorośli, ale czy to od razu ma znaczyć, że matka skończyła ich wychowywać i ma na nich wylane? Poza tym kłóci mi się to z jej wcześniej wykreowanym obrazem jako kochającej matki, może nieco surowej, ale jednak troszczącej się o swoje dzieci. Zresztą Fran też się nie popisał...
Cały numer z Zakazanym Lasem śmierdzi Snapem. Znaczy zamianą Snape’a na Regulusa i to mi sie nie podoba. Jeszcze mniej odpowiada mi wizja Jamesa robiącego takiego psikusa Regowi. Bo o ile Syriusz w takiej roli (dodajmy w wersji młodszej) w kanonie może przejść, bo nie lubi Snape’a i nei myśli nad konsekwencjami, o tyle James (prawie dorosły czarodziej! Zaraz opuści Hogwart) jako lekkoduch, który odgrywa się w ten sposób na bracie przyjaciela traci całą moją sympatię. Nie, nie mam zamiaru go bronić, nie interesuje mnie, że mógł być zazdrosny o Regulusa, ani żadne inne powody. To był czas, kiedy chodził już z Lilką, kiedy powinien był osobą ogarniętą, a on co robi? Po prostu nie jestem w stanie zrozumieć jego postępowania, to również zupełnie nie jest kanoniczny James.
Wizyta u Barty’ego wyszła za to chyba najlepiej z całego rozdziału. Tutaj widać, że zmiana domu rzeczywiście ma konkretny wpływ na Syriusza i jego stosunek do innych członków rodzin czystej krwi. Poza tym fajne jest to, że Barty kłamie, bo przecież jest to już po całym interesie z Blishwickiem, a to musiało się rozejść w kręgach Śmierciożerców szerokim echem. Rozmowa chłopaków na temat wojny i jej przyczyn jest za to jakby trochę nie na miejscu. To rok ’80, wojna powinna trwać w najlepsze, a Syriusz sobie podróżuje po Londynie i nic, w ogóle wszystko wygląda jakby cała afera miała dopiero wybuchnąć, nie czuć żadnego zamętu. I to jest dziwne, bo Zakon działa, Śmierciożercy niby też, a nic nie widać... Podoba mi się za to, że Syriusz nie interesuje się światem, że ma na uwadze to, co tu i teraz (to akurat bardzo do niego pasuje), no i w bardzo fajny sposób broni swojego zdania. Wydaje mi się nawet, że brak ataku ze strony Barty’ego przy spotkaniu z Regiem mógł wyniknąć właśnie z tej rozmowy (bo to było coś po kwietniu, prawda?).

 
30 listopada 2014 12:38 , Blogger A. pisze...

Wizyta w domu rodzinnym i spotkania Stworka jest z jednej strony bardzo dobre, a z drugiej mam z tym poważny problem. Bo Syriusz nie powinien mieć juz takiego problemu ze skrzatami. Zlikwidowałaś przyczynę, która był stosunek Stworka do niego i reprezentowane przez niego znienawidzenie domu rodzinnego. Syriusz teraz miał spoko rodziców, więc raczej lubi GP12. Jasne możesz powiedzieć, że chodzi o zwykłe uprzedzenie (ale chyba nie chcesz, żeby to było takie płytkie?) albo, że Syriusz boczy się za to, że w dzieciństwie bał sie Stworka i zrobił sobie kuku (co również motywem jakimś wybitnym nie jest). A tak z przeciwnej strony: czemu Stworek miałby nie lubić Syriusza, skoro ten już nie sprawiał kłopotów Walburdze? Natomiast cały numerek z Bellą i ta satysfakcja z cierpień Stworka jest całkiem interesująca (fajny obraz charakteru, który wypływa z zachowania, nie opisu).
Ogólnie: nie pisz więcej, kiedy bierzesz antybiotyki, naprawdę. W porównaniu do normy u ciebie jest słabo.
Pięść uderzyła w niczego niespodziewający się policzek. - em, rozumiem nadanie cech, ale: naprawdę?
poprowadziła do na górę do łazienki. - go, chyba
rozcieńczano wino spirytusem - doobre!
Episkey - to zaklęcie leczy złamany nos, więc prawdopodobnie odnosi się tylko do złamań (i to raczej niewielkich), a nie sądzę, żeby Syriusz od walenia w schody złamał sobie... dłoń. Na wiki jest co prawda coś o pękniętej wardze, ale jednak to jest mniejsze uszkodzenie od rozwalenia sobie knykci.
biegł na zapachem Remusa. - za
Jim nie nadjechał z boku - jaka marka samochodu?
ona też byłą - była
Pozdrawiam.

 
30 listopada 2014 17:51 , Blogger Niah pisze...

Nie chciałam, by Syriusz był całkiem inną postacią tylko dlatego, że był w innym domu, bo Syriusz to jednak Syriusz. Mimo wszystko, chodziło mi o jego relacje z innymi. Głównie z resztą czystokrwistych, która go trochę wyalienowała, gdy Syriusz był w Gryffindorze, a teraz nie mieli do tego podstaw. No, może tak trochę sympatyzował z nie tymi co trzeba, ale mimo wszystko był jednym z nich.
Założyłam, że po śmierci Oriona jednak Syriusz i Regulus się zżyli, bo ta tragedia dotknęła ich obu i tak jakby w tym syfie siedzieli razem. Jasne, każdy z nich miał później własnych znajomych, ale to nie znaczyło, że brat nie był najbliższą osobą, a tutaj Syriusz tak jakby wyrzucił tego brata z domu, pozbywając się tego, co było stałe w jego życiu. Jakby Syriusz nie był beztroski i samowystarczalny ciężko jest działać, gdy się nie ma oparcia.
Syriusz na pewno ma traumę po śmierci ojca, bo dostał jego głowę i to nie jest tak, że mimo wszystko on potrafi o tym zapomnieć i robić wszystko tak, jakby nic się nie stało, bo tak mają myśleć o nim inni. Prawda jest całkiem inna. Czy można go nazwać mięczakiem... no chyba nie, bo nauczył się sobie z tym radzić przez tyle lat. Fakt, potrzebuje wspomagaczy i wsparcia, ale to takie bardzo ludzkie moim zdaniem.
Walburga nie może całe życie stać im nad głową. Fakt, podejmują decyzje, które jej się nie zawsze podobają, ale muszą umieć sobie z tym radzić. Poza tym, Syriusz nie pokazywał jej się przez ten czas na oczy, upijał się w samotności i ona chciała z nim porozmawiać, gdy zobaczyła go wykończonego, ale sam jej na to nie pozwolił. Dopiero później, gdy wpadł w pijackim amoku i nawywijał nie mogła go zignorować. Co do Regulusa, Fran powiedział Syriuszowi, że obaj nie zgadzają się z tym, co Reg robił i Walburga jako żona Frana popiera go w niektórych kwestiach. Nie wszystkich, bo też ma własny mózg i przekonania, ale to on pomógł jej się podnieść na nogi i zajął się jej rodziną, więc skoro uważał, że zachowanie Regulusa jest złe, ma do tego powody, a ona to szanuje. Przecież nie zamknie swoich synów w pokojach i nie każe im myśleć po jedno kopyto, niczym kanoniczna Walburga. Syriusz przez to uciekł w końcu.
Ja nie wierzę nawet w Syriusza, by zaryzykował przestraszeniem Seva dla żartu, bo oprócz tego, że Sev był ich chłopcem do bicia, nie miał żadnych konkretnych podstaw, by go aż tak nienawidzić. Jakoś motyw z Regulusem i Jamesem do mnie bardziej przemawia i mimo tego, że James jest już "dorosły", to nie znaczy, że będzie robił same mądre rzeczy. Oni mają tylko po siedemnaście lat, to tak naprawdę niewiele i ich wojna jeszcze na tyle nie dotknęła, by przestali się wygłupiać i popełniać błędy. Dopiero jak wyjdą ze szkoły i zdadzą sobie sprawę jak wygląda świat na zewnątrz zrozumieją, że życie wygląda trochę inaczej. Inaczej jest jak się o czymś słyszy, a inaczej, gdy się czegoś doświadczy. Sam fakt chodzenia z Lily całkiem nie zmienia Jamesa, bo niby dlaczego by miał? Co to ona z batem nad nim stała, by przestał być Huncwotem? On nie chciał zrobić Regulusowi krzywdy, chciał go przestraszyć. Podobnie jak Syriusz chciał przestraszyć Seva, nie od razu go zabić.
Barty z Regulusem na dobrą sprawę do kręgu Śmierciożerców wkroczyli dopiero w 1979r., więc małe przesunięcie punktu kulminacyjnego akcji jest jak najbardziej na miejscu. Poza tym, Syriusz nie widzi aluzji, bo się ich nie spodziewa. Znaczy, wie, że jest wojna, ale nie że ma ona całkowicie charakter militarny. Myśli, że to tylko takie przepychanki na arenie politycznej.

 
30 listopada 2014 17:51 , Blogger Niah pisze...

Tak, Syriusz rozmawiał z Bartym dużo przed wydarzeniami z kwietnia. Właśnie w tym momencie się pomyliłam, jak pisałam to po raz pierwszy i wyszło mi, że Barty widział Regulusa dzień wcześniej. Obiecuję już nigdy nie pisać rozdziałów w takim stanie, ale aż szkoda było nie wykorzystać tego wolnego tygodnia, by czegoś nie napisać...
Syriusz ma dwie traumy - skrzaty i ojciec. On zdaje sobie sprawę, że skrzaty są potrzebne i nie można na nie cały czas naskakiwać, ale kłócą się one z jego poczuciem estetyki. No bo jak można trzymać coś takiego w domu? Przecież to brzydkie, pomarszczone i w ogóle fuj!
Znielubienie Grimmauld łączy się też w jakimś stopniu z Orionem, bo ten dom się zmienił od kiedy nie było w im ojca. Dom we Francji jest całkiem inny, bo nie wiąże ze sobą żadnych innych wspomnień, a ten jest nim przesycony.
Jak to jest, że ja czytam ten tekst i czytam, a i tak nie widzę takich banalnych literówek...? No jak!?
Pozdrawiam, Niah.

 
30 listopada 2014 21:20 , Blogger A. pisze...

Ojć, no źle mnie zrozumiałaś - nie chodzi o zmianę szkieletu postaci, bo przecież Syriusz jest tylko jeden :P Reszta to podróbki. Po prostu, patrząc na taką szlajającą się po barach fajtłapę, co nie potrafi poszukać brata mam przed oczami najfatalniejszy opkowy obraz...
Ale widzisz problem mam z czymś innym. Jeżeli dobrze mi się wydaje, gdy zamordowano Oriona Syriusz był w pierwszej klasie, a Regulus jeszcze w domu. Syriusz nie mógł mieć podpory w bracie, nie na taką odległość, bo listy to jednak za mało. Reg za to miał Walburgę (chociaż cholerka wie, w jakim ona była stanie).
Wszystko prawda, ale mówimy o człowieku, którego alternatywy nie złamał Azkaban. Dlatego Syriusz wydaje mi się słaby - nie potrafił wpaść na to, żeby szukać brata, a to nie jest jakieś super mega trudne zadanie (szczególnie, że sam go wywalił). Orion został zamordowany, nigdy nie wspominałaś o śledztwie w tej sprawie, żaden z braci Black nie myśli o ukaraniu mordercy, więc w sumie też nie do końca wiem jak to jest.
To wszystko takie ładne. Na pozór. Syriusz zapijał się od co najmniej miesiąca, a ona nie znalazła chwili, żeby przemówić mu do rozsądku? Próbowała, jasne, ale jakie to były próby? No dość mierne, dała się spławić, nie ma co ukrywać. Fran mógł się nie zgadzać, ale pozwolił Syriuszowi wywalić Regulusa z domu (nie dajesz przesłanek, że później szukał pasierba), a przecież jest dorosły i powinien wiedzieć, że siłą nic nikomu nie wytłumaczy. Mam mu za złe to, że nie powstrzymał wtedy Syriusza, a później nie szukał Rega, zdając sobie sprawę z sytuacji w Anglii.
No dobrze, ale dlaczego Reg i James bardziej do ciebie trafiają? Nie mówię, że Lilka zmieniła Jamesa, mówię, że James zmienił sie dla niej, wydoroślał i jasne dalej robił głupie rzeczy, ale nie wszystko wszystkiemu równe. No, ale po co chcieć kogoś przestraszyć wilkołakiem? To brzmi tak jakby ktoś czerpał radość z czyjegoś przerażenia...
Kurde, a na kij ten Reg wstąpił do Śmierciojadów? Nie ogarniam, życie sobie tylko utrudnił. A to jest coś takiego jak wojna tylko na arenie politycznej? Inaczej: czy wtedy nazywa się to wojną?
Rozumiem traumę z Orionem, ale skrzaty i estetyka? Geeez. Myślałam, że z tego się wyrasta. Czy coś.
Zaplątałam podmiot: chodziło o znielubienie Stworka. Ale za GP12 zwracam honor ;)
Pal sześć literówki, ale jak można rozcieńczyć wino SPIRYTUSEM? Coś ty za antybiotyki brała? A ogólnie literówki to chyba problem każdego autora :P

 
30 listopada 2014 22:27 , Blogger Niah pisze...

Nie lubię, gdy postać jest jednowymiarowa, tzn. że facet jest twardy i nie może być inaczej, bez względu na wszelkie okoliczności i zdarzenia. To mało ludzkie, bo nawet największy maczo ma swoje momenty załamania.
Syriusz po tym, jak Walburga zabrała go do domu, trochę w nim spędził, nie wracając do szkoły (załóżmy, że siedział tam do świąt), więc przez czas to Reg był jego podporą. Dopiero później Syriusz musiał nauczyć się radzić sobie z tym samemu. Ale żaden z nich tak naprawdę nie wydobrzał po tamtym okresie.
Azkaban nie złamał Syriusza, bo ten wiedział, że jest niewinny, a później kierowała nim chęć zemsty, która go nakręcała. Ale nie można powiedzieć, że nigdy się to na nim nie odbiło, bo tak nie było.
Gdzież tam miesiąc się zapijał. Dwa tygodnie góra, bo 8 marca już rozmawiał z Bartym, a 25 lutego wywalił Regulusa z domu. Tak na dobrą sprawę to był ledwo tydzień całkowitego odcięcia się od świata. Gdzież by on tak długo dramatyzował.
Co miałam na myśli przez wojnę na tle politycznym - coś jak sankcje. Straszymy, ale nic nie robimy. Każdy mówi, co by drugiej stronie nie zrobił, ale efektów nie widać, bo nikt nie słyszał o jakiś zamieszkach. Dlatego Syriusz, Walburga i Fran nie odczuwali jakiś obaw, bo poza złym stronnictwem Voldemorta niewiele o tym wiedzieli. A Syriusz później czuł się taki zdezorientowany, bo nie podejrzewał, że może być tak źle. Hm, on nadal tego nie wie, ale to tylko kwestia czasu.
Ponieważ Reg i James mają konflikt, którego główna częścią jest Syriusz. Regulus jest zazdrosny, że Syriusz spędza tyle czasu z Jamesem i traktuje go niemal jak brata, a James nie ufa Regulusowi, bo jest Ślizgonem, a Ślizgoni są podstępni. Poza tym, nigdy nie pałali do siebie sympatią, do tego rywalizowali o Puchar Quidditcha. W ich nienawiść jestem w stanie bardziej uwierzyć, niż w nienawiść Syriusza do Severusa.
Może i James wydoroślał dla Lily, ale oni wszyscy dalej byli w jakimś stopniu dzieciakami mówiącymi o miłości, braterstwie i walce, a tak naprawdę nie wiedzieli co to znaczy. Przynajmniej ja to tak odbieram.
Cóż, Regulus miał dobre intencje, Śmierciożercy niekoniecznie.
Nigdy nie słyszałaś o rozcieńczaniu wina? Hm... w złych kręgach się obracam, skoro wiem o tym, że nie rozrabia się go tylko i wyłącznie wodą...
Oj, ten antybiotyk był nietrafiony, bo miałam dziwne objawy, a do mojego przeziębienia wcale antybiotyku nie trzeba było i tylko mi zaszkodził zamiast pomóc, więc miałam niezłe jazdy jak krwotok z nosa i popękane naczynka krwionośne w oczach.
Literówki to moja zmora...
Pozdrawiam, Niah.

 
1 grudnia 2014 16:36 , Blogger A. pisze...

Nie mówię, że facet zawsze musi być niezłomny, mówię, że zwyczajnie nie widzę podstaw do takiej załamki.
Ale ja nie znam tamtego okresu. Mam sobie to dopowiedzieć? Przecież tego nie było w opowiadaniu (chyba że jednak mam piekielną sklerozę).
Nie mówię, że nie się odbiło - no nie nadinterpretuj już. To, że był niewinny to jedno, ale przecież wtedy wywleczono wszystkie jego złe postępki z przeszłości. A, jakby nie patrzeć, ciągle obwiniał sie o śmierć Jamesa i Lily, bo to nie on był Strażnikiem.
Ale jak 25 lutego? E no to jest istotne, bo dlatego się tak czepiam. Syriusz w rozmowie z Barty’m mówi, że nie widział brata od świąt (no raczej bożego narodzenia), więc pełne dwa miesiące, a Barty twierdzi, że ostatnio Rega widział na początku lutego, czyli całkiem niedawno. Myślałam, że to Syriusz oberwał w barze, gdy tak se chlał w najlepsze...
Tyle że nie wiem, czy coś takiego można nazwać wojną w pełnym tego słowa znaczeniu.
No ale Syriusz nie nienawidził Snape’a. Dlatego nie złoszczę się na to, co zrobił Snape’owi. Jasne, nie lubił go, irytował ciągłym łażeniem za sobą, ale nic ponadto. Żart niedorostka, który na dobrą sprawę chciał tylko znów zakpić z kogoś, kim gardził jest do zrozumienia. Natomiast Reg to brat Syriusza, nie wiem, co myślał sobie James, gdy ciągnął go do ZL (przecież godził tym w Syriusza i nie wierzę, że nie zdawał sobie z tego sprawy). To, że go nienawidził działa tylko na jego niekorzyść, bo świadczy o tym, że przynajmniej podświadomie chciał Regulusa skrzywdzić. No i, serio, co chciał osiągnąć, strasząc kogoś wilkołakiem? No nie ogarniam...
Aha, ale coś odżeglowałaś od tematu. Tu nie chodzi o to, że to dzieciaki, które nie widzą jak wygląda życie na własny rachunek, ale o to, że wilkołak potrafi kogoś skrzywdzić (o czym mogli się przekonać), nawet zabić. Po prostu to już nie jest żart, to skrajna lekkomyślność i niedaleka droga od tego do próby zabójstwa.
Nie spirytusem. Nie wiem jak można coś rozcieńczyć czymś, co ma więcej procentów, ale chętnie się dowiem :P
Niezłych masz lekarzy ^^ Rany, ja się u lekarza pokazuję, jak już nie mówię i padam na twarz po paru tygodniach przeziębienia xD
Pozdrówka ;)

 
1 grudnia 2014 18:08 , Blogger Niah pisze...

Nie, nie masz sklerozy. Dopowiedziałam to, bo pytałaś się, dlaczego Reg był podporą, skoro go teoretycznie nie był. Wprawdzie, Dumbledore coś tam wspominał, żeby Walburga zabrała Syriusza na trochę do domu, ale kto by to pamiętał po takim czasie.
Syriusz to taka dramatyczna postać :< Facet cały życie chce dobrze, a Opatrzność mówi "takiego wała!" i wpędza go w coraz większe kłopoty.
Syriusz nie podał Barty'emu dlaczego chce znaleźć Regulusa, powiedział, że się o niego martwią. Cóż, sam fakt, że widział go pod koniec lutego dosłownie przez chwilę został przemilczany, bo Syriusz musiałby się przyznać do tego, że Reg faktycznie uciekł. A tak Barty sobie myśli, że tylko on wie, co tak naprawdę się stało.
Jak dla mnie to jednak jest wojna, bo jednak przynajmniej jedna ze stron może ucierpieć - jeżeli Voldemort przejdzie ze swoimi pomysłami, mugolaki i mugole będą mieli poważne kłopoty. Jest zagrożenie wyczuwalne w powietrzu, nie dla wszystkich, ale jest.
Tak naprawdę to, co zrobił James, jest bardziej nie do przyjęcia tylko dlatego, że Jim znał kogoś bezpośrednio spokrewnionego z Regulusem. Gdyby to był ktokolwiek inny, mam wrażenie że jakoś lepiej by to przeszło. E tam, co ja gadam. nie pochwalam tego co zrobił Jim, chociaż sama go do tego zmusiłam, ale to też miało być na zasadzie zakpienia sobie z Regulusa. Później by mu wypominał przerażoną minę i krzyki. Oczywiście, zaraz po tym, jak wspaniałomyślnie założył, że sam da radę później wyciągnąć Regulusa z lasu. Plan był dobry, wykonanie zawiodło.
Ej, rozcieńczasz wino, jakby nie patrzeć. Mniej wina w inie, a więcej procentów ;D Prosta sprawa!
Miałam podobne objawy do takich, które miałam trzy lata temu i wtedy zbagatelizowanie ich skończyło się tygodniowym pobytem w szpitalu, więc tym razem wolałam dmuchać na zimne xD Nie wyszło.
Pozdrawiam, Niah.

 
1 grudnia 2014 22:22 , Blogger A. pisze...

W takim razie składam reklamację: chcem dostać rozdział, który to tłumaczy, o.
Prawda, ale widywałam postacie, które miały gorzej, chociaż może nie w HP. No, ale dlaczego to przemilczał? Przecież, skoro Rega dłużej nie ma, można się domyślić, że zwiał, a jak krótko - to może tylko zabalował. Dlaczego to zataił i jaki miał w tym cel? No i wcale z pierwszego akapitu nie wynika, kto dostał po ryju...
Bardziej stan wojenny, niż wojna jako taka. Zawsze istnieje ryzyko, że ktoś ucierpi - z tym wiążą się zmiany.
Tak, zgadza się, dlatego. No to, czyli to był żart... czemu zaprzeczałaś?
Yyy ciekawa filozofia ^^
Rany, ale masz jakieś kiepskie zdrowie, albo bardzo zdolne wirusiska... Ja chyba nigdy nie byłam w szpitalu całą dobę :P

 
2 grudnia 2014 07:57 , Blogger Niah pisze...

Dostaniesz, ale dopiero za jakiś czas, ponieważ następny w kolejce jest Śmiech Diabła. Już napisany, żeby nie było.
Nie miał też konkretnego powodu, by mówić to Barty'emu, skoro i tak nie widział Regulusa wcześniej niż Syriusz. Łatwiej było wzbudzić w nim poczucie, że powinien wesprzeć Syriusza niż by miał mu powiedzieć, że dramatyzuje, a Reg wróci prędzej czy później, b przecież tydzień to prawie tak, jak nic.
Nie miało być widać kto dostał.
O, dobre określenie. Stan wojenny. Nie pomyślałam o tym.
Chyba za bardzo skupiłam się, by wyjaśnić podłoża niechęci, a mniej, by zaznaczyć, że to był jednak żart. Mój błąd.
Moje zdrowie leży i kwiczy, odporność -10!
Pozdrawiam, Niah.

 
2 grudnia 2014 18:11 , Blogger A. pisze...

Twoje "za jakiś czas" może być bardzo odległe...
No dobra - ale wprowadzasz w błąd. Wiem, że nie miało być widać, kto dostał, ale później też wcale nie jest to takie oczywiste (dalej Syriusz mógł zarobić podczas zapijania się), a dostajemy stwierdzenie, że nie widział Rega od świąt, gdzie nie dajesz sygnałów, że jest to tylko podpucha. O to chodzi.
To się kuruj ;)

 
2 grudnia 2014 19:33 , Blogger Niah pisze...

No już bez wypominania, bez wypominania. Ja wiem, że ja systematyczna nie jestem, ale się staram! Naprawdę! Co ja poradzę, że tego nie widać...
Nie sądziłam, że może zostać to tak odebrane... Ale masz rację, skoryguję to, by nie było niedomówień.
Dzięki ;)
Pozdrawiam, Niah.

 
7 grudnia 2014 19:03 , Blogger mis pisze...

Okej, poryczałm się jak głupia, bo Regulus i nie jestem wstanie nawet napisać komentarza.
Poprawiałam to zdanie dzwięć razy, wszystko mi się maże.

 
7 grudnia 2014 19:33 , Blogger Niah pisze...

Toddy, nie płacz D: Regusiowi nic nie będzie, dzielny chłop jest, wyjdzie z tego!

 
9 kwietnia 2015 20:52 , Anonymous Anonimowy pisze...

To takie smutne, proszę, bądź litościwa i niech się Syriusz i Regulus pogodzą i z jednoczą w uścisku przyjaźni, bo tu pomrzemy (przynajmniej ja) z braku ich braterskiej miłości.
"(...)Z wymową było trochę gorzej, ale poprzednim razem od razu zwymiotował, a dopiero później mówił.
Gretha wolała nie sprawdzać, czy dzisiejszego wieczoru zwyczajnie zmienił kolejność (...)" Cudowne, po prostu... jedno zdanie, znaczy dwa, a tyle mówią o stanie nietrzeźwości w jakim człek może się znaleźć. W dodatku opisałaś to tak zabawnie ;u;
"Osłonił Regulusa własnym ciałem, jakby chciał go obronić przez całym światem." To takie urocze, tyle feelsów. ; )
Mam nadzieję, że matura dobrze ci pójdzie. I naprawdę chciałabym cię bardziej pochwalić za pracę nad Bezruchem, ale się niezbyt potrafię wypowiadać.
Terencjusz

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna