7 sie 2011

„Miej ty so­bie pałace, ja mój do­mek ciasny. Praw­da, nie jest wspa­niały, szczupły, ale własny. ” — Ignacy Krasicki

Główny bohater: Carlisse, Nuadha
Bohaterowie poboczni: Cassandra
Liczba słów: 2216
Data powstania: 7.08.2011r.
Status: skończone
— Tutaj, Nua, złap mnie!
W Wassex rzadko pada śnieg czy świeci słońce, ale często pada. Och, gdzie by nie pojechać to pada, pada i pada. A jak nie pada to zacina i tworzy się błoto, i jest ślisko, i nie można się bawić, „bo się Panienka pobrudzi”, i ogólnie ona się strasznie nudzi w tym zamku. Papa rzadko przyjeżdża, Mama woli kupować ubrania, a księżniczka sama jak palec, samiutka w tym wielkim domu, gdzie wszędzie pachnie drewnem i kurzem.
— Panienko, zaczekaj!
Dziewczynka zatrzymuje się gwałtownie i patrzy na niego zła, z malinowymi usteczkami zaciśniętymi w cienką kreskę.
— Miałeś tak do mnie nie mówić!
Drobna nóżka, obuta w czerwony kozaczek, uderza w zamarzniętą ziemię z arystokratycznym wdziękiem.
W Wassex rzadko ktoś krzyczy. Służba jest bardzo cicha, zajęta swoimi sprawami i nie ma czasu na unoszenie się.
Pan też nie krzyczy, bo najczęściej siedzi w pokoju z rumem i cygarami, które pali, pali, pali, aż w pokoju robi się szaro i nic nie widać, i śmierdzi, i dym wyciska łzy z oczu, i nikt tam nie wchodzi, więc Pan nie krzyczy – nawet jak jest.
Pani też nie krzyczy. Zajęta jest przymierzaniem nowych butów i sukienek, i ciężkich futer, i czesaniem włosów, i malowaniem paznokci też. Pani ma tendencję do niezauważania wielu rzeczy, więc nie widzi z tego powodu domowych niedociągnięć (źle wyprasowanej firanki, krzywo ułożonej serwetki, kurzu, kurzu, kurzu) i nie ma powodu by krzyczeć.
W zamku krzyczy tylko księżniczka. Bardzo często i bardzo głośno (oczywiście z gracją, bo Panienka jest księżniczką, księżniczki krzyczą tylko z gracją). Bo woda za gorąca, bo zupa za słona, bo sukienka nie taka, bo, bo, bo.
Cassandra często krzyczy na Nuadhę, zawsze z tego samego powodu.
I Nuadha zawsze zachowuje się tak samo, bo lubi księżniczkę. Lubi jej piegi na nosku, rude włoski i niebieskie oczka, ale najbardziej lubi, kiedy księżniczka się złości, bo wtedy jej policzki są tak czerwone, jak jej butki i wydyma je, i wygląda jak burak, i Nuę to śmieszy, ale Nua nigdy nie śmieje się w głos z księżniczki, bo jest tylko paziem, a paziowi nie wypada. 
— Ale przecież jesteś Panienką…
— To co?! Chcesz bym mówiła do ciebie paziu?
— Nie, bo wtedy to ja będę burakiem.
— Burakiem?
Księżniczka ponownie zaciska malinowe usteczka w cienką kreskę, tupie nóżką w ziemię i nabiera dużo śniegu w rączki i rzuca w Nuadhę, i nie trafia, i rzuca jeszcze raz, i bawią się tak, dopóki Panienka nie jest całkiem mokra, nie ma czerwonego noska, rozwianych dziko włosków i nie przegrywa. 
W Wassex przez cały rok jest spokojnie. Nie licząc krzyków księżniczki, jest nudno. Jest tak nudno, że żołnierze siedzą w tawernach, łucznicy zostawiają łuki w domu, czasami używając ich na polowaniu i nic się nie dzieje, a straż śpi na murach i chrapie, a księżniczka lata z paziem po zamku, ogrodzie, błoniach i lesie, nudząc się i rwąc koronki z kolejnej sukienki. 
Siedzą sobie razem przy kominku, schnął i kichają, prychają, i księżniczka znów tupie nóżkami (tym razem bez kozaczków na nich i nie w ziemię, a w skórę z niedźwiedzia, na której oboje siedzą), i narzeka na to, że zjadłaby coś słodkiego.
Więc Nuadha wstaje, chociaż wcale mu się nie chce, bo podłoga jest zimna, a do kuchni daleko, i idzie po coś słodkiego dla księżniczki, bo jest mężczyzną, a Panienka kobietą. Mężczyźni zajmują się kobietami i wypełniają ich zachcianki.
W drodze powrotnej, z dużym kawałkiem ciasta i ciepłym mlekiem, zauważa poczet wojska i wie, że to nie Pan wraca, i upuszcza tacę, i księżniczka znowu krzyczy, że Nua jest patałachem, a Nuadha wpada do salonu, zabiera stamtąd Panienkę, a Cassandra nie wie, co się dzieje i zaczyna płakać, bo się boi, bo Nua ją ciągnie, bo jej zimno w stopy i jest głodna.
— Niech się Panienka rozbierze, szybko.
— Rozbierze?
Na zewnątrz jest już głośno. Słychać krzyki, huki, bluzgi i płacz. Panienka jest przerażona, więc Nua musi sam ją rozebrać i zamienić się z nią ubraniami, bo przecież księżniczka jest najważniejsza, a on jest tylko paziem, musi jej bronić.
Sukienkę bierze inną, ze starej szafy Pani, która tu stoi, bo ta Cassandry jest za mała, bo Panienka ma dwanaście lat, a Nuadha piętnaście i jest wyższy. Nakłada na dziewczynkę szybko swoją koszulę i portki, mała wygląda jak w worku i płacze, i smarka, i się wierci. Związuje jej włoski w kucyk, by nie przeszkadzały i ucina, bo księżniczka już nie jest księżniczką, tylko służącą i nie może mieć długich włosków. Na koniec każe jej uciekać, bardzo szybko i ma nie patrzeć za siebie, i nie krzyczeć, i nie płakać, bo jest dzielna i sobie poradzi, i Nua w nią wierzy.
— A-a c-co z to-obą…?
Czkawka męczy nie-księżniczkę i nic nie widzi. Nua musi dać jej chusteczkę i mocno przytulić.
— Nic mi nie będzie. Leć.
Wiec nie-Panienka biegnie, uciekając przez drzwi służby i potyka się często, ale nie odwraca i nie zwalnia, i już nie płacze, i nawet się nie odzywa, i biegnie w las, biegnie, biegnie i nie przestaje.
W Wassex paź nigdy nie przebrał się za królewnę, ale w Wassex się już więcej nic nie stanie, bo Wassex już nie ma, bo przypłynęli Źli Normanowie i zniszczyli Królestwo.
Domu księżniczki już nie ma.
Pana już nie ma, bo Wilhelm zabił go w drodze do zamku.
Pani też już nie ma, bo powiesiła się z tęsknoty za Panem i z powodu okropnych Normanów, którzy chcieli jej zrobić straszne rzeczy.
Panienki również już nie ma, bo uciekła i ślad po niej zaginął, ale Źli Normanowie o tym nie wiedzą. 
A Nua jest, został, bo ma dziewczęcą urodę i długie, brązowe włosy i zielone oczy, i zaczyna żałować, że jest tak podobny do kobiety, bo Syn Wilhelma patrzy na niego dziwnie, kiedy znajdują Nuadhę w pokoju.
A później Nua płynie z najstarszym synem Wilhelma do Normandii, do kraju Złych Ludzi, którzy spowodowali, że Pan i Pani nie żyją, a Panienka jest Bóg wie gdzie i Nuadzie coraz bardziej się to nie podoba, ale nic nie mówi.
Statek płynie. Unosi, opada, przechyla i trzęsie się. Jest zimno, mokro i wieje, i Nuadzie robi się niedobrze, kiedy stoi przy rufie, i kręci się w głowie od fal, i on nie chce tutaj być, ale są już daleko od Wassex (nie, Wassex już nie ma, są daleko od domu, nie Wassex, Wassex przepadło, pamiętaj!).
— Nie wyglądasz ze dobrze.
Uśmiecha się przymilnie i zabiera Nuę pod pokład, i sadza na krześle, i zaczyna się przyglądać. Nie-paź nic nie mówi, gdyż mu niedobrze, gdyż przed oczami nadal wszystko wiruje, gdyż Syn Złego Wilhelma ma długi miecz przy boku, gdyż zaschło mu w ustach i nie ma zwyczajnie ochoty się odzywać.
— Spójrz na mnie.
I Nua spogląda, i nie jest dobrze, bo oczy Syna są miękkie, a tak patrzył przecież Pan na Panią. Nie, Nuadha nie chce by tak na niego patrzono, nie, nie, nie.
— Masz ładne oczy.
Wdech, wydech. Nuadha musi grać, bo na pewno by go tak nie traktowano, gdyby Syn Złego Wilhelma wiedział, że nie jest księżniczką, ba!, nie jest nawet kobietą.
— Dzi-dziękuję.
Paź z przerażeniem zauważa rękę Syna, wyciągniętą w jego stronę, później czuje ją na policzku, kciuk na ustach, palce lecą w stronę szyi, mięśnie się napinają, oddech przyśpiesza, a żołądek robi fikołka i zawiązuje się w supeł.
— Cała jesteś ładna…
— Proszę, zabierz rentę, znaczy, rękę!
Gorset utrudnia oddychanie, policzki robią się czerwone, grzywka wpada w oczy, ręce się pocą, język plącze, robi się gorąco. Francuz się uśmiecha, ale Nuadha tego nie widzi, bo na niego nie patrzy, bo jego paznokcie zrobiły się bardzo interesujące, bo, bo, bo…
Bo Nua się boi.
— Jak masz na imię?
Imię. Jeżeli Syn nie wie, jak ma na imię, to znaczy, że nie wiedział o istnieniu księżniczki. Jeżeli Nuadha nie powie, że nazywa się Cassandra, to Syn nie będzie dalej wiedział, że nie jest księżniczką. Jeżeli mu powie…
— Nuadha.
Nāda?
Przeciąga pierwsze a w zabawny sposób. Kąciki ust drżą i idą w górę. Powoli, spokojnie, bez wymuszenia – szczerze.
— Nie, Nua-dha. Napiszę ci.
Papier jest chropowaty i wilgotny, i pachnie rumem, i tusz się trochę rozmazuje, ale widać, co jest napisane, i Nua pokazuje Synowi swoje imię, i Syn zabawnie ściąga brwi.
Niuada?
Śmiech jest głośny, szczery i zaraźliwy, i śmieją się za chwilę razem, dopóki, dopóty Syn nie bierze papieru i nie piszę swojego imienia.
Karlis?
Prawie nie wymawia r, ale Syn i tak mruży oczy.
— Źle, Carllies.
Kalli?
— Car-llies.
Kar-hi…? A gdzie jest s?
— Nie ma.
— Ale tutaj jest.
Na papierze jest, już lekko rozmazana, literka s. Dowód, niezaprzeczalny, niepodważalny i Francuz znów marszczy ciemne brwi, i pociera palcem wskazującym brodę z lekkim zarostem, i patrzy na Nuę jasnymi oczami.
Nie, one nie są żółte, to jasny brązowy, to MUSI być brązowy.
— Nie wymawia się.
Ka… Karli?
Uśmiech.
— Już lepiej, Nada.
A nadal jest przeciągnięte, ale Syn stara się powstrzymywać. Nuadha nadal się uśmiecha i zapomina. Na chwilę, na minutę, na sekundę – na za długo.
— Może być Nua.
Niu-a.
— Tak.
Statek się przekrzywia. Stół, stołek z Nuą, Syn (Carllies! To jest Carllies!) też się przewraca i wszyscy lądują na workach z ziemniakami, i woda się nalewa, i robi się mokro, i kurz się unosi, i Nuadha kicha, i Carllies się śmieje w głos, i dostaje po ciemnej czuprynie, i jest dziwnie ciepło, chociaż woda ma ledwo dwa stopnie.
Ukradkowe spojrzenia, subtelne gesty, gra słów. Źle, źle, źle. Zaproszenie na picie. Nie, nie, nie. Nie powinien, nie może, nie wypada.
— Tak, bardzo chętnie.
Bo co może zrobić kilka łyków rumu?
Za dużo myśli w głowie, za blisko, za ciasno, za gorąco, za ciężka sukienka, za mocny uchwyt, za dużo rumu, za, za, za.
Nua leci przez ręce, nie wie, co się dzieje, świat wiruje. Carllies wiruje razem ze światem. Jeżeli Carllies trzyma Nuadhę to Nuadha też wiruje? Wszystko się kręci…
Szyja łaskocze, po udzie przechodzą dreszcze, żołądek postanowił zostać zawodowym akrobatą, rum wylewa się ze szklanki!, ktoś podkręcił ostrość kolorów.
To nie szyja łaskocze, to Carllies. Czas na obojczyk.
Za blisko, za ciasno, za gorąco. Za dobrze…
Ręce nie współpracują z ciałem, podłoga jest twarda, niewygodna, pokryta kurzem, rum się kończy… i w głowie szumi. Nua miał o czymś pamiętać, ale na razie pamięta o tym, że kiedy Carllies go całuje to trzeba oddychać przez nos.
Czemu ma wrażenie, że coś jest nie tak?
Gorset puszcza, powietrze, powietrze, powietrze. I bliskość, i ciasnota, i gorąco. I Carllies, Kalli, Karli, Karhi. I Nuadha, Niuada, Nada, Nua, Niua. I…
Sacré bleu!
Och, no tak, przecież Nuadha nie jest kobietą. Rum, więcej rumu… Carllies go wcale nie puszcza. I nagle jest bliżej, ciaśniej, goręcej. Więcej, więcej, więcej i nawet rum się znalazł, ale Nua nie dosięga, bo jego ręce są zajęte czymś (kimś) innym i przez kilka chwil nie wie gdzie kończy się on sam, a Carllies zaczyna.
Rum, rum, rum, za dużo rumu, dobrze, o Boże, jak dobrze! Zabrać rum, zabrać kurz, zabrać wodę i Carlliesa! Przecz, won!
Damn it…
Następnego dnia nie jest ani blisko, ani ciasno, ani gorąco. Nie jest nawet ciepło. Suknia porwana, buty zniszczone, włosy skołtunione i groźny wzrok z kąta. Nua się zmniejsza, jest myszką, ale nie może się poruszyć, bo Carllies-kot go zje, pożre w całości. Bo wczoraj tylko nadgryzł.
— Ja…
— Pomogłeś jej uciec.
Zły, zawiedziony, zniesmaczony? Na pewno za spokojny.
— Wiesz, że jeżeli mój ojciec się dowie, to cię powiesi i wróci po nią?
— Nie znajdzie jej.
Kot kotem, ale w małym serduszku Nuadhy-myszy zapala się płomyk. Panienka zawsze będzie Panienką, a on zawsze będzie bronić Panienki. Zawsze, zawsze, zawsze. Przed Carlliesem-kotem, przed Złym Wilhelmem, przed Złymi Normanami, przed wszystkimi.
— Zależy ci na niej.
— Oczywiście.
Porusza się i od razu tego żałuje. Dyskomfort, źle, niewygodnie! I Carllies się śmieje, śmieje z Nuadhy, który rzuca w niego butem, który jest pod ręką i but nie trafia, to leci następny, później wszystko, co jest pod rękami i mógłby tak długo, naprawdę długo, gdyby Carllies nie złapał go za ramiona.
— Więc zawrzyjmy układ.
— Co? Jaki układ?
— Och, to naprawdę nic takiego, ale ręczę, że ojciec nigdy się nie dowie, że pozwoliłeś uciec dziewczynie.
Uśmiech. Niebezpieczny, zły uśmiech. Nuadha drży. Z zimna, z podniecenia, ze strachu. W głowie są słowa Carlliesa z francuskim akcentem. Głupie fhąsło, głupi Carllies, głupi Zły Wilhelm, głupi Bóg, głupie wszystko!
— Dobrze.
Nuadzie nie podoba się pocałunek. Rani to jego męską dumę, którą Carllies próbuje w nim zabić i rani to jego serce, które było oddane tylko Panience. Po za tym, ten pocałunek jest gorzko-kwaśny.
Zdecydowanie za mało rumu…
W Wassex były piękne wieczory, pełne gwiazd, kubków z miodem i zapachu piżma, na którym siedzieli. W Wassex noce były bardzo spokojne, niezbyt ciepłe i ciche.
Teraz wieczory są równie piekne, pełne gwiazd, ale nie ma nawet naparstka miodu, nie ma też ani skrawka piżma i jest zimniej niż powinno być w lecie. 
— Nuadha?
Piegowaty nosek, rude włoski do ramion, niebieskie oczka, brudna buzia i za duże ubrania. Do tego zaczerwieniona twarzyczka, smarki, gorące łzy i przygryziona dolna warga. Księżniczka.
Nie, Cassandra.
— Witaj Panienko.
— Nua!
Skok i uścisk, i przewrócenie na ziemię, i śmiech. Radość. Królestwo Anglii.

Tekst pisany na potrzeby konkursu „Młody Literat”.

Etykiety: , , , ,

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna