26 cze 2015

[BEZRUCH] Tajemnica goni tajemnicę

8 maja 1980r. 

Maj w tym roku był wyjątkowo piękny. Na tyle piękny, że Kaius nie mógł odpuścić takiej okazji i urządził przyjęcie w ogrodzie. 
Harmies już dawno przestała wierzyć, że brat posłucha jakiejkolwiek z jej rad i z dystansem podchodziła do jego przedsięwzięć. Jej twardogłowy bliźniak nie mógł zrozumieć, że przewodzenie rodzinie nie polega tylko na urządzaniu imprez dla zmanierowanego towarzystwa i wysłuchiwaniu plotek, bo tym w przyszłości powinna się zajmować jego żona, a nie on sam. Dlatego ojciec nie chciał go dopuścić do co ważniejszych spraw rodzinnych. Czasami to ona była pytana o zdanie i uważana za bardziej rozsądne dziecko, chociaż nie miała przecież prawa dziedziczenia. Wydawało się, jakby ojciec żałował, że nie urodziła się chłopcem. Dużo lepiej spisałaby się w roli gospodarza. Gdy ojciec usłyszał o kolejnym genialnym przedsięwzięciu swojego syna, czym prędzej razem z małżonką wyjechał poza posiadłość, nie chcąc oglądać farsy, która miała się odbyć pod jego dachem z udziałem młodocianej elity czystokrwistych czarodziejów.
Bo to, co robił Kaius, było farsą. Będąc w szkole, nie traktował nikogo na równi z sobą, a teraz uważał, że fałszywy uśmiech i puste słowa pomogą mu w nawiązywaniu jakichkolwiek znajomości. To tak nie działało. Na swoją reputację pracowało się całe życie. Nie robiło się tego na ostatnią chwilę, by nie wyjść na idiotę. Harmies, niechętnie, musiała przyznać, że jej brat był idiotą.
Ogród Greengrassów był piękny dzięki jej inicjatywie, ponieważ poświęcała swój wolny czas na rozplanowywanie drzewek i krzewów oraz mówiła, jak powinny być prowadzone rabatki. Skrzaty wykonywały wszystkie jej polecenia z dbałością o najmniejszy szczegół. Jako panienka nie miała zbyt dużo zajęć, a wszystko, czego powinna się nauczyć, już umiała. Naprawianie błędów brata nie leżało w jej obowiązkach i szybko z tego wyrosła.
Tyle, że Harmies nie poświęcała uwagi ogrodowi po to, by pijane towarzystwo, sprowadzone przez Kaiusa, rzygało jej w krzewy. A tak właśnie zachowywała się śmietanka arystokratycznego półświatka. Oczywiście, gdy rodzice nie patrzyli im na ręce. 
Stała w drzwiach balkonowych z kieliszkiem w ręce i omiatała gości znudzonym spojrzeniem. Popijając gin z tonikiem, przyglądała się wygłupom Rabastana Lestrange'a, który próbował zaimponować kilku dziewczynom. Z marnym skutkiem, zresztą. Częściej się z niego śmiały niż faktycznie podziwiały. Było to zajęcie na tyle fascynujące, że całkiem nie zauważyła Tatiany Carrow nadchodzącej od strony posiadłości. 
— Harmies! 
Dziewczyna uwiesiła się jej na szyi, owiewając ją zapachem burbona, który nie przystawał pannie w jej wieku. Greengrass nawet nie kryła grymasu na twarzy i wyplątała z jej objęć, zdegustowana tak jawnym spoufalaniem się. Tatiana powinna przystopować z alkoholem, by nie zachowywać się... tak, jak się zachowywała. 
— Witaj, Tatiano — powiedziała z niesmakiem w głosie. — Gdzie zgubiłaś Thorfinna? — zapytała z udawaną uprzejmością.
Wszyscy w Slytherinie wiedzieli, że Tatiana i Thorfinn zawsze mieli się ku sobie. Idealnie się dogadywali, dorównując sobie w zgryźliwości, okrucieństwie i pogardzie dla całego świata. I, w przeciwieństwie do Kaiusa, po opuszczeniu Hogwartu, nie próbowali tego w żaden sposób zmienić ani nikomu się przypodobać.
Świetnie dobrana para. 
— Właśnie do niego idę. — Złapała Harmies pod rękę i pociągnęła w tylko sobie znaną stronę. Uśmiechnęła się do niej jadowicie. — Nie wypada, by pani domu nie integrowała się z gośćmi. 
— Nie jestem panią tego domu.
— Nie wchodźmy w szczegóły. — Machnęła ręką. — Mieszkasz tutaj, więc goście Kaiusa są też twoimi gośćmi. 
— Niestety... — dodała cicho, uważając, by te słowa nie doszły do uszu panny Carrow. Nawet pijana w sztorc, była niebezpieczna i potrafiła w jak najbardziej okrutny sposób wykorzystać zdobytą wiedzę przeciwko tobie. Przy Tatianie Carrow trzeba było być stale czujnym. 
Gdy tylko zauważyła Mulcibera, Rowle'a i Bulstrode'a, wiedziała, że trzeba było się wyrwać Tatianie, gdy jeszcze była okazja. Teraz, gdy trzej mężczyźni przenieśli na nią wzrok, ucieczka nie wchodziła w grę.
Poczuła się tak, jakby stała przed harpiami, które tylko czekały, aż rzuci im kawałek mięsa, odsłoni swój słaby punkt, by mogły ją zaatakować i rozszarpać. Thomas Mulciber zawsze miał drapieżny wyraz twarzy, który sprawiał, że nie miałeś pojęcia, czy zaraz rzuci na ciebie klątwę, czy się uśmiechnie. Thorfinn Rowle, jak Tatiana, miał charakterystyczny, chytry uśmiech i jeżeli coś złego miało się stać, zawsze dopilnował tego, by tak się stało. Edgar Bulstrode wydawał się zawsze niezadowolony lub urażony, ale nikt tak jak on nie potrafił zadawać cierpienia wymyślnymi klątwami, przedłużając agonię jak tylko się dało.
I sama Tatiana Carrow ze swoim wyglądem uroczego aniołka z blond loczkami i ciepłymi, brązowymi oczami. Ona nie musiała używać magii, by zadawać ból. Znała wiele innych sposobów, jak kogoś złamać. Jako prawdziwa, czystokrwista dama, zręcznie kierowała rozmowę na takie tory, byś sam się bardziej pogrążał i błaźnił, a jeżeli starałeś się oprzeć, sama to robiła. 
Bo Tatiana zdawała sobie sprawę, że wiedza to potęga i wiedziała o wszystkich więcej, niż oni sami mogliby sądzić. Dlatego Harmies w jej towarzystwie zawsze czuła się nieswojo. Nigdy nie podpadła jej na tyle, by Carrow była dla niej złośliwa, ale zdawała sobie też sprawę z tego, że jej nie potrzeba pretekstu. Tatiana zwyczajnie robiła złośliwe rzeczy z nudów.
— Chłopcy... — Rozsiadła się wygodnie w altance, gdzie zaprowadziła Harmies i odchyliła głowę do tyłu. — Ta noc jest taaaka piękna!
— Ile już dzisiaj wypiłaś? — spytał Thorfinn, podśmiewając się z niej znad kieliszka z Ognistą Whisky.
— Niewystarczająco dużo, by gwiazdy nie kojarzyły mi się z jednym — prychnęła rozzłoszczona i oparła nogi o kolano swojego chłopaka.
— To znaczy? 
Harmies próbowała podtrzymać rozmowę, póki nie zahaczała o jej osobę. To było bezpieczne i wygodne. Na pewno wygodniejsze niż siedzenie między Mulciberem a Bulstrodem, którzy jawnie patrzyli jej w dekolt i myśleli tylko o jednym.
— Z tymi cholernymi Blackami!
Nazwisko zawisło między nimi. Cisza zrobiła się bardzo niezręczna, ale nikt nie zamierzał jej przerywać. W ich małym, czystokrwistym gronie, gdzie każdy z trzech mężczyzn nosił na przedramieniu Mroczny Znak, a rodziny całej piątki popierały politykę Czarnego Pana, wspominanie o Blackach – i nie precyzowanie, że chodzi o Bellatrix i Narcyzę – było dość ryzykowne, od kiedy poszła po szeregach plotka, że Regulus był widziany we dworze Alberchta Blishwicka krótko przed jego śmiercią w towarzystwie Jamesa Pottera. Spekulowano, że Reg zwyczajnie zdezerterował i przeszedł na stronę tego starego pryka, Dumbledore'a, ale dowodów nie było. Do niedawna.
Wczorajszej nocy Antonin Dołohow cudem uniknął odsiadki w Azkabanie przez to, że on, Avery i obecny tutaj Mulciber spotkali Regulusa Blacka na Pokątnej i po krótkiej rozmowie na temat jego nagłego zniknięcia, gdy Black nie chciał ujawnić żadnych szczegółów, wywiązał się pojedynek, który zakończyli aurorzy i James Potter we własnej osobie. Gdyby nie Barty, kóry pojawił się tam znikąd, Thomas pewnie też miałby wczorajszej nocy proces przed Wizengamotem. 
Jeżeli to nie było potwierdzenie zdrady Regulusa, Harmies nie wiedziała co nią było. Pozostawała jeszcze kwestia Syriusza, który od zakończenia szkoły był nieuchwytny i którego niektórzy z nich spotkali jeszcze na bardzo spontanicznej imprezie, którą urządził na Grimmauld Place 12 w lipcu rok temu. Fakt, że nie określił się po żadnej ze stron, wcale nie stawiał go w lepszym świetle niż jego brata.
Tatiana zabrała kieliszek Thorfinnowi i opróżniła go jednym łykiem.
— Mój ojciec nie chce przyjąć do wiadomości, że jego najlepsza transakcja życia – mój domniemany ślub z tym śmieciem, Regulusem – może się nie udać, a te złote góry galeonów przejdą mu koło nosa. A ja nie zamierzam wychodzić za cholernego zdrajcę.
Nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć, że ojciec Tatiany, mając do wyboru Blacka i Rowle'a, wybierze Blacka, którego rodzina uchodziła za jedną z najbogatszych i najbardziej wpływowych. I zdanie córki nie miało tutaj większego znaczenia, gdy na szali ważyły się tak ogromne sumy pieniędzy. Blackowie chcieli dla swoich mężczyzn kobiet niebywale pięknych, takich, które można pokazywać w towarzystwie, ale lepiej by milczały. Miały urodzić przyszłych dziedziców i dobrze się zachowywać. Każdy wiedział, że Black to jedna z najbardziej niewdzięcznych partii, gdy jego rodowym motto było „bycie Blackiem czyni się królem”, a w szeptach dodawano, że „bycie żoną Blacka czyni cię służącą”. Chociaż bycie mężem Blackówny też do łatwych nie należało.
Rodzina napęczniałych z dumy bufonów, którzy terroryzowali małżonków, a wspaniałym przykładem tego była Bellatrix, która rozstawiała Rudolfa po kątach, jak chciała.
— Myślałam, by, w ostateczności, przekonać go do zmiany umowy i wziąć Syriusza — wyznała, nakręcając lok na palec. — Nigdy nie interesował się Meadowes, nie utrzymuje z nią teraz kontaktów. Poza tym, jej też odbiło i jest po tej tęczowej stronie. Czekać tylko, aż jej własny ojciec się jej pozbędzie i wtedy miejsce przyszłej pani Black się zwolni. — Zrobiła na chwilę przerwę. — A ty co o tym myślisz, Harmies? — zapytała słodko.
— Myślę, że stary Meadowes będzie chciał wepchnąć Leanne na miejsce jej siostry. 
— Leanne ma teraz piętnaście lat — przypomniał Bulstrode, zaskakując Harmies tym, że w ogóle słuchał tego, co mamrotała Carrow. — Syriusz nie weźmie gówniary, by trzeba było ją wychowywać. 
— Syriusz nie weźmie? — Mulciber zaśmiał się gromko. — Syriusz wypieprzy wszystko, co ma dziurę. To jego szalona mamuśka nie pozwoli mu wziąć bachora, który będzie robił gafy na salonach. Ona nie ma serca. Jedynie lód i papierosy.
— A mimo to udało jej się na coś złapać tego jej żabojada — wtrącił Thorfinn, machinalnie głaszcząc kostkę Tatiany.
— Widziałeś ją kiedyś, Rowle? Jakbym nie bał się, że mi wydrapie oczy, sam był ją wyruchał. Ta kobieta ma naprawdę niezłe cycki.
Harmies przestała słuchać. Temat zrobił się naprawdę niesmaczny. Jakim cudem przeszli od Regulusa do domniemanego seksu z jego matką? I jak to się stało, że z tylu wychowanych i taktownych czystokrwistych mężczyzn musiała trafić akurat na tego rubasznego Mulcibera, który przeleciałby wszystko, co się rusza? Nie miał żadnego prawa sugerować, że Syriusz jest osobą jego pokroju, bo to była bzdura, a przyznawanie się do tego, że chciał współżyć z jego matką, kobietą grubo po pięćdziesiątce, było już szczytem chamstwa i drobnomieszczaństwa.
Poczuła nagły przypływ migreny i zagłuszyła go kolejnym łykiem ginu.
— Ty to jesteś idiotą, Mulciber. — Tatiana pokręciła głową. — A powiedz, Harmies, dobry on przynajmniej jest?
— Słucham? — Zamrugała zaskoczona, wracając do rozmowy.
— No Syriusz. Dobrze się pieprzy? Tak, jak twierdzą plotki? Bo wiesz, gdyby naprawdę był tak świetnym kochankiem, dałoby się to przeboleć — wzruszyła ramionami. — Regulus był dobry i nieźle wyglądał, ale to zdrajca. Syriusz wygląda lepiej. Więc jaki jest, Harmies?
Poczuła przypływ gorąca, który przeszedł przez jej pierś i szyję wprost do policzków. Starała się odpędzić nachalne wspomnienia, gdy jeszcze była zdania, że Syriusz jest jej mężczyzną życia, naprawdę wydoroślał i ich historia potoczy się inaczej.
— Jest dobry — odparła zwięźle.
— No ale dobry, że przeciętny czy dobry, że naprawdę ma jakieś umiejętności? — dopytywała i w tym momencie Harmies zobaczyła to, czego nie powinna widzieć.
Uniosła wzrok i widziała bolesne, skrzywdzone spojrzenie Thorfinna, które uchwyciła Tatiana i krótkotrwały skurcz bólu na twarzy dziewczyny. A później Tatiana spojrzała na nią i jej oczy zapłonęły gniewem, że ta krótka chwila słabości została zarejestrowana przez Greengrass.
— Jest naprawdę niezły — zapewniła. — Jak już ci się uda przekonać ojca do zmiany zdania, będziesz naprawdę zadowolona.
— Zadowolona z czego?
Zamarła, czując na swoich ramionach ciepłe dłonie jej brata. Kaius, nawet mimo swojej ignorancji, nie zostawiłby jej między Mulciberem i Bulstrodem. Był jej bratem i przyszedł ją poratować od tego okropnego towarzystwa. Ale Tatiana miała inne plany i jej wzrok powiedział to Harmies, nim dziewczyna się w ogóle odezwała.
— Z umiejętności łóżkowych Syriusza. Harmies potwierdziła wszystkie plotki o jego zdolnościach — odparła bez zająknięcia Tatiana i uśmiechnęła się sztucznie do drugiego z bliźniaków Greengrass.
Kaius zacisnął mocniej ręce na ramionach siostry i wiedziała już, co się zaraz stanie. W jaki gniew wpadnie i z jaką pogardą na nią spojrzy, że nie dotrzymała czystości do ślubu i zrobiła to z nikim innym, jak z Syriuszem Blackiem, którego jej brat nie znosił. W mniemaniu Kaiusa, zawiodła go w najgorszy sposób, jaki się dało.
— Rozumiem. Harmies, chodź ze mną na chwilę.
Nawet nie próbował ukrywać przed innymi, o czym zamierza porozmawiać z siostrą i szybko zaprowadził ją do najbliższego wolnego pokoju w domu, biblioteki, i zmierzył ją chłodnym, zielonym spojrzeniem swoich oczu. Nie dała po sobie poznać że ten wzrok ją zranił. Uniosła wysoko brodę, jak zawsze, gdy chciała sama sobie dodać pewności siebie, i odpowiedziała podobnym spojrzeniem.
Dobrze wiedziała, że Kaius nie lubi Syriusza za poglądy, z którymi się nie krył i za to, jak reprezentował dom Slytherinu, umawiając się ze szlamami. Wielu było takich jak jej brat, niecierpiących Syriusza, ale wiedzących, że jawne okazywanie mu tego nie będzie ani mądre, ani pożyteczne. Blackowie byli zbyt wpływowi, by zwyczajnie się od nich odwrócić.
Oczywiście, jej brat – co z tego, że po tym, jak zerwała z Syriuszem – musiał postawić na swoim i wziąć sobie na cel młodszego Blacka, co skończyło się tym, że Harmies została ośmieszona w oczach Kaiusa i jego znajomych. 
Dlaczego jej wszystkie kłopoty wiązały się z Syriuszem Blackiem?
— Jak mogłaś to zrobić!? — Z każdym kolejnym słowem głos Kaiusa się unosił, a jego barwa stawała się bardziej złowroga. Był tak wściekły, że nawet nie podszedł do niej. 
— To był tylko jeden chłopak. — Starała mu się to wytłumaczyć na spokojnie, ale był nieugięty.
— Jeden chłopak? Jeden chłopak!? I to musiał być akurat Syriusz Black!? Nie było nikogo innego pod ręką, by ci ulżyć w twoim cierpieniu, o wspaniała Harmies Greengrass? — Zakpił z niej.
Zmarszczyła groźnie brwi.
— Nie zachowuj się jak dziecko.
— Jak dziecko? O nie, Harmies, to ty zachowujesz się jak dziecko. Od zawsze. Ukochana córeczka tatusia, która zawsze dostaje, co chce, a jeżeli nie może tego mieć, zwraca na siebie uwagę. Zawsze tak było, Harm, zawsze taka byłaś — zarzucił jej.
Aż policzki jej poczerwieniały.
— I co? Powiesz mi teraz, że przespałam się z Syriuszem, bo ty wylizywałeś dupę Rabastanowi Lestrange'owi, by zostać kapitanem drużyny i nie miałeś dla mnie czasu? 
— Oczywiście, że tak!
Zaśmiała się gwałtownie.
— Jakby mi kiedykolwiek zależało na twojej atencji! — wyrzuciła to z siebie. — Jesteś zakompleksionym draniem, który nie umie rozmawiać z ludźmi i ma się za lepszego od nich! Nic o mnie nie wiesz, chociaż jesteśmy bliźniakami i jeszcze masz czelność coś mi...!
Nie dokończyła. Klątwa uderzyła ją w twarz z taką siłą, że upadła na ziemię. Krew zalała jej usta i spadła gęstymi kroplami na lśniący parkiet. Harmies na krótką chwilę straciła władzę nad językiem i szczęką, a gęsta ślina spłynęła jej po brodzie, mieszając się z krwią. Jej różdżka potoczyła się pod półkę z książkami.
Co się stało? Co się właściwie stało? Czemu jej policzek tak bolał? Skąd to zaklęcie? Kto je rzucił?
Kaius?
Ta myśl była zbyt abstrakcyjna, by w nią uwierzyć, ale Harmies uniosła wzrok i napotkała z lekka wściekłe, z lekka otumanione spojrzenie własnego brata, który trzymał w wyciągniętej ręce różdżkę i mierzył w nią. Jej serce zamarło na moment, oblał ją lodowaty pot, a w uszach zaczęło szumieć.
To nie mógł być Kaius. Nawet jeżeli był zły, wściekły, nigdy by nie uniósł na nią różdżki. On jej nie znał tak dobrze, jak ona jego i wiedziała, że nigdy by jej nie skrzywdził. Nie fizycznie. Katem oka zauważyła postać za oknem, która trzymała różdżkę w ręce. Postać o pięknych blond lokach i złośliwym uśmiechu.
Tatiana Carrow przyszła się jej pozbyć.
Wróciła wzrokiem do Kaiusa. Widziała, że on tak naprawdę na nią nie patrzy, wydaje się otumaniony lub co najmniej odurzony. Tylko jedno zaklęcie przychodziło jej na myśl i była przerażona myślą, że Tatiana posunęłaby się do czegoś takiego. Ale to była kobieta z rodziny Carrow, a oni nigdy nie byli normalni. Byli na tyle szaleni, by rzucać Imperiusy na gospodarzy przyjęć tylko dlatego, że coś im nie przypasowało.
Zerwała się gwałtownie z podłogi i wybiegła z biblioteki nim Tatiana zdecydowała się zmusić Kaiusa do kolejnego zaklęcia. Kto wiedział, jak działało Imperio z alkoholem i czy jej brat w ogóle wiedział, że ktoś steruje jego umysłem.
Jej za to działał na najwyższych obrotach, gdy myślała, do kogo udać się po pomoc.
Thomas Mulciber. Edgar Bulstrode. Thorfinn Powle. Rabastan Lestrange.
Słodki Merlinie, każdy z nich by ją zgwałcił, gdyby miał do tego okazję. Gdzie był Anthony Mulson i Bain Flint, kumple jej brata, gdy ich potrzebowała? Gdzie był Antonin Dołohow czy chociażby Severus Snape? Jak to się stało, że znalazła się na przyjęciu w otoczeniu tych, którym nie ufała za złamanego knuta? 
Coś za nią huknęło i dając się ponieść przerażeniu, pobiegła przed siebie, po drodze odrzucając szpilki. Głupio straciła różdżkę i była teraz w potrzasku. Nie miała jak wrócić do biblioteki, prowadził do niej jeden korytarz, więc biegła nim, odprowadzana zaskoczonymi spojrzeniami portretów, aż do głównego salonu. Nikogo tutaj nie było. Oparła się ciężko o stół i zauważyła, że jej prawa dłoń umazana jest we krwi. Bała się dotknąć swojego policzka czy spojrzeć w lustro, co klątwa zrobiła z jej twarzą.
— Harmies!
Głos Kaiusa sprawił, że przeszedł ją dreszcz. Potrzebowała rodziców. Tu, teraz, zaraz. Ale nie wiedziała do jakiego kominka przenieść się w Walii. Musiał do nich napisać, a zrobienie tego z domu było niemożliwe. Niewiele myśląc dopadła kominka, zaczerpnęła z pudełeczka garść proszku Fiuu i przeniosła się prosto na Pokątną.
Upadła na krzesło. Nie miała pojęcia, kto je postawił tuż przed kominkiem, ale inteligencją się nie odznaczał. Omiotła wystraszonym spojrzeniem pomieszczenie i rozpoznała w nim sklep Borgina i Burkesa. Nie dobrze. Chciała trafić do Dziurawego Kotła, a nie wprost do czarnomagicznego sklepu. 
Przełknęła głośno ślinę.
Na pewno słyszeli nazwę ulicy, która wykrzykuje w płomienie. Zaraz tutaj będą. Musiała stąd jak najszybciej uciekać. Dopadła drzwi, rozpaczliwym ruchem chwytając klamkę, ale nie otworzyły się. Wymacała w ciemności klucz w drzwiach i przekręciła go nerwowym ruchem. Już miała wybiec na świeże powietrze, gdy zdała sobie sprawę, jak głupie by to było. I jak bardzo się tego po niej spodziewali. Pchnęła drzwi, aż uderzyły z drugiej strony o kraty, a sama pobiegła w stronę lady i ukryła się za nią. Chwilę później usłyszała, jak kilka postaci wpada do środka i wcisnęła się bardziej pod ladę, zbierając poły swojej sukni. 
— Uciekła!
Wydawało jej się, że rozpoznała Rowle'a, ale nie mogła mieć pewności. Słyszała, jak co najmniej dwie pary stóp opuszczają sklep w pośpiechu. Już miała odetchnąć z ulgą, gdy usłyszała skrzypnięcie podłogi, a później ktoś podszedł do lady. Widziała ładne, zgrabne palce o czerwonych paznokciach obejmujące blat i wstrzymała oddech, czekając aż Tatiana pochyli się w dół i ją zauważy. Jak nawet zamknęła oczy, w ciszy czekając na klątwę, gdy nad nimi coś zaszurało, przesunęło się i skrzypnęło. Obcasy panny Carrow od razu zadudniły na podłodze w sklepie, a ona sama wypadła na zewnątrz.
Harmies miała taki sam plan, ale to było nielogiczne. Jeżeli wybiegnie na ulicę, znajdą ją. Pobiegła na zaplecze i w ostatniej chwili schowała się pod schodami, nim Borgin zszedł na dół. Korzystając z tego, że jej nie widział, wyszła tylnymi drzwiami i pobiegła w górę uliczki, w stronę świateł na Pokątnej. 
Zatrzymała się przy samym jej końcu i schowała za śmietnikiem, chcąc się upewnić, czy nikogo nieodpowiedniego nie ma na ulicy. Momentalnie ukryła się z powrotem, widząc duży cień, a chwilę później zgarbiony mężczyzna w długim płaszczu minął ją pośpiesznie. Miała odczekać, aż odejdzie odpowiednio daleko, ale kątem widziała, jak się deportował, więc podniosła się niepewnie do góry. Od razu wróciła do poprzedniej pozycji, skulona za śmietnikiem, gdy kolejna osoba nadbiegła zza rogu.
— Syriuszu!
Jej serce aż zamarło. To był Syriusz. Słodki Merlinie, pozwoliła odejść Syriuszowi Blackowi, a przecież on mógłby ją zabrać do siebie, wysłałaby stamtąd list do rodziców i Tatiana by jej tam nigdy nie znalazła. 
Dopiero później zainteresowała się tą dziewczyną, która wybiegła za nim i rozpaczliwie szukała go teraz wzrokiem. Zakuło ją to, że była blondynką. Niższą i bardziej przy kości niż ona, ale dalej blondynką i to wcale nie brzydką, gdy zwróciła głowę do światła latarni. Na pewno była dla niego okropna, dlatego ją zostawił. Gdyby spróbowała być trochę milsza, Harmies by się na nich natknęła, a Syriusz by jej pomógł. Nie znała tej dziewczyny, ale już jej nie lubiła.
— Syr...!
Przerażona cofnęła się w głąb uliczki. Zielone światło. Zielone światło dosięgło tej dziewczyny. Dlaczego? Pomylili ją z nią? Bo miały jasne włosy? Bo wołała Syriusza? Merlinie, czy oni zabili tę niewinną dziewczynę przez nią, Harmies?
Szybko skręciła w boczną odnogę i tak już bocznej uliczki. Była ślepa, więc Harmies mogła tylko przylgnąć do zimnych murów i prosić Merlina o to, by nie próbowali jej tutaj szukać. Gorące łzy spłynęły po jej policzkach ze strachu, a te po prawej stronie podrażniły ranę, ale nie odważyła się nawet jęknąć.
Słyszała jak podeszli do początku uliczki, do ciała. Wstrzymała oddech.
— Kuźwa, Tatiana, Avada? Chciałaś zabić Harmies? 
Na razie słyszała tylko Thorfinna i podejrzewała, że blondynka jest razem z nim. Długo się nie odzywała.
— Nikt nie będzie patrzył na mnie z litością w oczach. Poza tym, komu ona jest potrzebna, co? Jest tylko panną na wydanie, nic nie wartą pizdą, by któryś z was mógł ją wyruchać. 
— Tak. A ty nie jesteś Bellatrix Lestrange, by zabijać tych, których nie lubisz. — Słyszała w głosie Thorfinna gniew. — Masz szczęście, że trafiło w jakąś babę, a nie w Harmies. Głupia, obliviatowałaś Kaiusa w jego własnym domu i zgubiłaś jego siostrę. Jak my to teraz wytłumaczymy?
— Normalnie, Finn. Wrócimy na przyjęcie z Mulciberem i urżniemy się jak świnie, a następnego dnia wszyscy będą uważali, że to nie nasza wina. Chodźmy stąd, zanim ktoś nas zauważy.
Odetchnęła dopiero wtedy, gdy usłyszała, jak odchodzą. Osunęła się powoli po ścianie i usiadła na brudnej kostce brukowej, nawet nie powstrzymując łez.
Kaius nie będzie pamiętał co się stało i uwierzy we wszystko, co Tatiana mu powie. Była tego pewna. I będą jej szukać, by nie wyznała prawdy. Ile taka sowa mogła lecieć do Walii? Kilka dni? Gdzie przez te kilka dni miała się ukryć? U Syriusza? Nawet nie wiedziała gdzie Grimmauld Place dokładnie jest. Gdzieś w Londynie, ale to przecież nie było takie małe miasto. Zdała sobie też sprawę z tego, że nie zna nikogo, kto tutaj mieszkał. Wszyscy jej znajomi dalej mieszkali w rodzinnych posiadłościach. Bała się do nich deportować. W ogóle, deportacja bez różdżki? Jeszcze nie była na tyle szalona, by się czegoś takiego podejmować.
9 maja 1980r.

Zaczęło świtać, gdy zdecydowała się wyjść ze swojej kryjówki i przejść Pokątną. Bez butów, brudna i zakrwawiona, w porwanej tu i ówdzie sukni, zwracałaby uwagę, gdyby ktokolwiek wyszedł w tym momencie na ulicę. Pokątna zrobiła się opustoszała od momentu, gdy Czarny Pan zaczął działać i tępić szlamy. Bali się już wynajmować tutaj mieszkania, a część z nich ukrywała się po kątach, zabierając swoje rodziny wraz ze sobą. 
Nie wiedziała jak to jest się bać, dopóki sama nie znalazła się na miejscu tych wszystkich ludzi. Poczuła ogromny smutek. Nie tak dawno temu mówiła Kaiusowi, że podczas kupowania sukni mijały ją tylko mugolaki w mugolskich ubraniach, a ona, w czarodziejskiej szacie i tiarze, była odprowadzana wzrokiem, jakby to było coś dziwnego. Teraz podejrzewała, że tutaj nie chodziło o jej strój, a o jej urodę, bo to byli w końcu sami mężczyźni, ale w tamtym momencie każdy powód do narzekania był dobry, a i brat wtedy obiecał jej, że to się nigdy nie powtórzy. 
Jak ona zapragnęła cofnąć czas. Do tamtego meczu, gdy wygarnęła Syriuszowi to, czego nie rozumiał. Przecież nie była aż tak zła o te fajerwerki, były piękne. Szczególnie smoki wyglądały zjawiskowo. A ona durna bardziej przejęła się słowami Kiusa, że chodzi z chłopczykiem, który nigdy nie dorośnie i nigdy się nią nie zajmie, niż tym, co naprawdę czuła. A czuła podziw dla jego umiejętności. Bo przecież stworzenie czegoś takiego wymagało pracy i właśnie umiejętności. To nic, że to był żart. Nikomu się w końcu nic nie stało, tak? Syriusz miał to pod kontrolą. Dlaczego ona nie mogła wtedy mu uwierzyć, że zawsze nad wszystkim panuje? Przecież teraz ich życie mogłoby wyglądać inaczej. 
Była z nim naprawdę szczęśliwa.
— O mój Boże! Nic pani nie jest? 
Podbiegła do niej brunetka ubrana i umalowana jak kobieta z lat pięćdziesiątych, z włosami upiętymi w ciasnego koczka, beretem, w sukience wpół łydki, szalem i rękawiczkami. Jej czerwone usta aż raziły kolorem. W dłoni trzymała papierosa, który dopełniał kompozycję.
— Co się pani stało? 
— Ja... — Jej zachrypły głos ją zdziwił i zajęło jej chwilę uświadomienie sobie, że to jej własne słowa. — Ja muszę się schować.
Kobieta wyglądała tak, jakby rozumiała, o co jej chodzi. Szybko rzuciła papierosa na bruk i poprowadziła ją do otwartych drzwi klatki schodowej, a nimi na najwyższe piętro. Wprawdzie, pewnie myślała, że Harmies jest bezbronną szlamą, uciekającą przed śmierciożercami, ale pannie Greengrass to całkowicie nie przeszkadzało w tym momencie.
Weszły do mieszkania wypełnionego ostrym, nieprzyjemnym zapachem farb, który kręcił w nosie. Harmies w mig pojęła, dlaczego kobieta jest tak ubrana. Pozowała do obrazu, który stał naprzeciwko wejścia i był w trakcie kończenia. Usiadła posłusznie na fotelu, nie odrywając wzroku od płótna, pewnych pociągnięć pędzla i ostrych światłocieni, wszystko, byleby tylko nie myśleć o tym, co się stało wczorajszej nocy.
Kobieta zniknęła w sąsiednim pokoju, a gdy wróciła, nie była sama. 
Harmies ledwo go poznała i miała wrażenie, że on ma ten sam problem. Schudł, jego rysy tworzy zrobiły się ostre, przerysowane, blond włosy był spięte z tyłu w krótkiego kucyka, a jego spojrzenie było zimne i nieprzyjemne. Jak dawniej, był ubrudzony farbami, ale już nie wydawał się pochłonięty tylko i wyłącznie sztuką.
Nawet ktoś taki jak Neill Collins nie żył tylko w wyimaginowanym świecie.
— Greengrass.
Jej nazwisko brzmiało obco w jego ustach i wyczuła w jego głosie pretensję, dlaczego właściwie śmiała pojawić się w jego domu i przenosić swoje problemy na niego. Zapanowała nad pierwszym odruchem skurczenia się i pochylenia głowy. Zamiast tego uniosła brodę i spojrzała na niego pewnym siebie wzrokiem.
— Collins — odpowiedziała podobnym tonem, po czym dodało już miękko: — Mam kłopoty.
— A to niespodzianka. Myślałem, że wy, czystokrwiści, wiedziecie teraz życie bez zmartwień.
— Wiem, że nie byłam dla ciebie przesadnio miła i nie liczę na to, że będziesz miły dla mnie...
— Nie porównuj mnie ze sobą — przerwał jej ostro i odstawił na stół pędzle, które trzymał w ręce. — Nie jestem taki jak wy. Nie pytam kobiety o status krwi w pierwszej kolejności, gdy widzę ją w potrzebie. — Podszedł do szafki i wyjął z niej czysty ręcznik. — Tamte drzwi to łazienka. Umyj się, a ja dam ci coś na zmianę. I nie bardzo mnie obchodzi, że nie nosisz mugolskich rzeczy — dodał po chwili.
Pod palcami czuła miękkość ręcznika. Jego obraz lekko się rozmazał. Neill nie zadawał pytań, po prostu jej pomógł. Jak dobry człowiek. A ona myślała, że będzie zły i była nawet gotowa posunąć się do szantażu, by jej pozwolił wysłać przynajmniej sowę. Miał rację. Nie miała prawa traktować go jak siebie. On był dużo lepszą osobą.
Poszła do łazienki nim całkiem się rozkleiła. Łazienka Neilla niczym nie przypomniała jej własnej. Była niewielka, z malutką wanną, ubikacją i umywalką. Nie można było w niej zrobić zbyt wielu ruchów, ale ważne, że z kranu płynęła ciepła woda. Chwilę jej zajęło, nim odważyła się spojrzeć na swoje odbicie w lustrze.
Jęknęła przerażona. Już pomijając cały rozmazany makijaż i poplątane włosy, jej twarz. Jej piękne rysy twarzy już nigdy nie będą takie same. Jej prawy policzek przecinała długa rana, szrama, która rozwidlała się na kilka mniejszych, jak błyskawica. Jej blond włosy tuż przy uchu wplątały się w krew i już zdążyły przyschnąć. Z bólem oddzieliła je od rany i spróbowała ją na razie przemyć wodą.
Czarnomagiczne klątwy zawsze zostawiały ślady, a ona będzie nosiła bliznę po tej do końca życia na twarzy. Gdzie każdy będzie ją widział. Nigdy jej nie zamaskuje, będzie ją szpecić. Nikt już na nią nie spojrzy tak jak wcześniej. 
Umyła się w ciszy, unikając patrzenia w lustro. Jakiś czas siedziała po prostu w ciepłej wodzie i nie myślała o niczym, póki Neill nie zapukał do drzwi.
— Ubrania dla ciebie. 
Uchylił minimalnie drzwi, a jego ręka zostawiła przygotowane dla niej ubrania na podłodze. Z tego, co zdążyła zauważyć, były to męskie rzeczy. Zwykła koszulka i dresowe spodnie. Syriusz spał w takich rzeczach, mówił, że są wygodne. 
Były na nią za duże, ale nie czuła się w nich źle. Fakt, że nie miała gorsetu, był średnio komfortowy, ale jej był wbudowany w suknię, nie miał dziennego przy sobie, więc musiała z niego zrezygnować. Pełna wątpliwości wyszła z łazienki.
Neill i jego modelka siedzieli obok siebie na kanapie i pili herbatę. Dziewczyna już się przebrała w mugolską sukienkę i rozpuściła ciemne włosy, a on przynajmniej domył ręce z farby. Oboje unieśli na nią wzrok.
— Harmies Greengrass w dresie — podsumował Collins. — Mogę stwierdzić, że widziałem już wszystko. Nie będę próbował czarów na twoim policzku, bo to się pewnie skończy jeszcze gorzej, ale mogę ci to opatrzyć. 
— Byłoby miło. Poza tym... to jest czarnomagiczne, musi najpierw odtajać, że tak to ujmę. Tego typu zaklęcia gryzą się z innymi na początku. 
— Natalie? — zwrócił się do dziewczyny, a ona bez słowa poszła po coś odkażającego.
Harmies niepewnie podeszła do niego i usiadła na stołku, na którym wcześniej prawdopodobnie siedział, malując. Obejrzała się jeszcze raz na obraz, właściwie nie wiedziała dlaczego.
— To twoja dziewczyna? 
— Siostra. Nie musisz mówić, że nie jesteśmy podobni. Nie trudno zauważyć. — Wzruszył ramionami. — Nie mów nikomu, że tutaj jest. Ona nie jest czarownicą, nie powinienem jej zabierać na Pokątną. 
Przez chwilę nie wiedziała, jak na to zareagować. Nie codziennie obca mugolka pomaga ci w centrum magicznej ulicy, to jasne. Ale też nie patrzy na ciebie tak, jakby dokładnie znała sytuację polityczną w magicznej Anglii.
— Jak dużo jej powiedziałeś o tym, co się dzieje?
— Na tyle dużo, by próbowała przekonać mnie do wrócenia do domu. Będziesz mi robić wykłady na temat tajności czarodziejskiego świata?
— Nie — odpowiedziała od razu. — Gdyby nie to, dalej byłabym na ulicy i... nie wiadomo, co by się stało — odpowiedziała wymijająco.
— Chcesz mi powiedzieć, jak się tam znalazłaś? — Pokręciła przecząco głową. — Wiec powiedz mi, jak mogę ci teraz pomóc.
Przez chwilę kontemplowała nad tym, co byłoby dla niej najlepsze. Musiałą napisać do rodziców, koniecznie. Ale musiała się gdzieś też zatrzymać. Mieszkanie Neilla, nie ważne, czy by spodziewali się jej tutaj szukać czy nie, było w centrum Pokątnej, a ona nie mogła sobie pozwolić na to, by ktoś ją tutaj zobaczył. I wtedy powiedziała coś bez udziału jej woli:
— Zaprowadź mnie do Syriusza.
Jej plan by się powiódł, gdyby Neill faktycznie wiedział, gdzie Syriusz mieszka. Na jej nieszczęście, nie miał o tym bladego pojęcia. Obiecał, że spróbuje się dowiedzieć, gdzie może znajdować się Grimmauld Place 12.
Jednak dla niej sam fakt, że była skazana na łaskę Collinsa, któremu nie wiadomo jak długo zajęłoby znalezienie jakiejkolwiek informacji o miejscu pobytu Syriusza, był przygnębiający. Mężczyzna wcale nie poprawił jej humoru, mówiąc, że nie widział w ogóle, by Syriusz bywał na Pokątnej od dawna. Ona wiedziała, że owszem, był, nawet wczoraj, ale bała się o tym wspomnieć, ze względu na zabitą kobietę. Gdy wyszła z uliczki, ciało dalej leżało na ziemi, a ona była zbyt przerażona, by nawet kogoś powiadomić o wypadku. Powiązaliby ją z nim, jak nic, więc wolała stamtąd uciec.
— Przyniosłam trochę wody utlenionej i opatrunków. — Natalie dosiadła się do niej i położyła obok przyniesione ze sobą rzeczy. — Mówiłaś, że nie można ci tego naprawić magią, a ja lepiej znam się na zwykłych opatrunkach niż Neill, więc... 
Harmies spojrzała na to, co przyniosła i zmarszczyła brwi.
— Co to jest woda utleniona? 
— Taki specyfik do odkażania ran — wyjaśniła z delikatnym uśmiechem i wylała trochę na wacik. — Będzie szczypało — ostrzegła i drobnymi, powolnymi ruchami postarała się oczyścić szramę Harmies.
Faktycznie, uczucie było średnio przyjemne, gdy Natalie zbliżała się zbyt blisko do samego zranienia, ale obmywanie twarzy z krwi, której sama wcześniej nie zmyła, było dość miłe. Blondynka zamknęła oczy, starając się odprężyć, ale pod powiekami od razu zobaczyła zielony promień, który trafił w tamtą dziewczynę i zrobiło jej się niedobrze.
Szybko otworzyła oczy z powrotem. 
— Ten Syriusz, o którym mówiłaś – nie chciałam podsłuchiwać, słyszałam was z kuchni – to ktoś ci bliski? Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz — dodała szybko, jakby sama zawstydzona swoją ciekawością.
Harmies chwilę w ogóle się nie odzywała.
— To mój znajomy. Byliśmy kiedyś razem — wyjaśniła oszczędnie.
— Były chłopak? I chcesz go poprosić o pomoc? Musi być wspaniałym facetem. — Kątem oka widziała szeroki uśmiech na twarzy dziewczyny. Natalie wyglądała bardzo młodo bez mocnego makijażu. Na pewno była młodsza od niej. Mogła mieć jakieś siedemnaście, osiemnaście lat.
— Tak, Syriusz jest... inny. Zawsze był inny i nigdy nie podejrzewałam, że jego inność może być dobrą cechą. Nie jest to jedyna rzecz, w której się myliłam — zakończyła gorzko i zdawało się, że nie zamierzała już nic więcej mówić. 
Natalie odłożyła na bok zakrwawione waciki i złożyła w palcach opatrunek.
— Też miałam kiedyś takiego „innego chłopaka”. Był punkiem i moi rodzice go bardzo nie lubili. Twierdzili, że na pewno nie wierzy w Boga, nie chodzi do kościoła i zapewne pije tanie wino z kartonu pod mostem. Ale Sam wcale taki nie było. Był miły, dowcipny i bardzo troskliwy. Rozstaliśmy się, bo jego rodzina przeniosła się do innego miejsca, a nasz związek na odległość się rozleciał. — Wzruszyła ramionami. — Zastanawiam się, czy gdybym kiedyś miała problem, pomyślałabym w pierwszej kolejności o nim.
— Syriusz jest jedyną osobą, do której mogę pójść — sprecyzowała. — Nie jedyną, o której pomyślałam. Właściwie, chciałam wrócić do brata, ale to by prawdopodobnie bardziej skomplikowało sytuację. Nie wiem, czy i jemu nie stałaby się krzywda.
— Starszy czy młodszy?
— Słucham? — Odwróciła do niej głowę, gdy dziewczyna skończyła.
— Twój brat. Jest od ciebie starszy czy młodszy?
— Jesteśmy bliźniakami. — Zrobiła krótką pauzę. — Ale to ja urodziłam się pierwsza.
— Ale to on się czuje za starszego, co? Bracia tak mają. Może nie Neill, bo on jest ode mnie starszy trzy lata i często żyje we własnym świecie, ale mamy jeszcze młodszego brata, Nica, i on zawsze stara się mnie chronić przed wszystkimi złymi facetami. 
— Tak, dokładnie tak jest — przyznała jej rację i zdobyła się na lekki uśmiech. — Neill, Nicole i Nico? Wszyscy na „n”?
Mugolka zaśmiała się radośnie, ukazując wszystkie zęby.
— Dokładnie! Co więcej, moja mama to Natasha, a tato to Norbert. Cała rodzina na „n”! Śmiejemy się, że to tak rodzinna tradycja. Oczywiście w tej najbliższej, bo moi dziadkowie to Hannah i Josh, a tata miał jeszcze starszego brata Theodora, ale on zginął przed jego narodzinami.
Naprawdę dużo mówiła, ale chyba dlatego, by czymś zająć Hamies, niż z samej potrzeby mówienia. Nie przeszkadzało jej to. Gdy Nicole mówiła, wszystkie problemy robiły się jakieś takie przyziemne i mało znaczące. Było to złudne uczucie, że wszystko jest w porządku, ale pomagało jej przejść do codzienności z minionymi wydarzeniami. 
— Rodzina z tradycją do imion. Mam wrażenie, że to jest popularne i u was, i u nas.
— Naprawdę? Macie też taką rodzinę u siebie, gdzie wszyscy mają imiona na jedną literę? 
— Nie. Ale rodzina Syriusza ma tradycję, by nazywać dzieci po gwiazdach. 
Natalie zamrugała.
— To wspaniała tradycja. Ale tak cała, cała rodzina? 
— Z kilkunastoma pokoleniami wstecz. 
Dziewczyna wręcz klasnęła w dłonie.
— To dużo lepsze! Chociaż czekaj, faktycznie, Syriusz to ta gwiazda... ta związana z psem. Pewnie brzmi to dla ciebie śmiesznie, ale nie znam się za bardzo na gwiazdach. Wiesz, ograniczam się do znalezienia Gwiazdy Polarnej na niebie i wskazania, jak wygląda Wielki Wóz — przyznała zawstydzona.
— Nie szkodzi. Ja też nie orientowałam się wcześniej w imionach gwiazd. Nigdy nie chodziłam na Astronomię, uważałam ją za zbędny przedmiot. — Uśmiechnęła się delikatnie pierwszy raz, od kiedy tutaj weszła. — Nadal tak uważam, ponieważ od Syriusza nauczyłam się więcej, niż moja przyjaciółka po trzech latach. — Mocno zacisnęła wargi, przypominając sobie szóstą klasę. — Któregoś razu zabrał mnie na wieżę Astronomiczną. Leżeliśmy na kocu, a on pokazywał mi gwiazdy, mówił, jak się nazywają, jaką mają historię i który z członków jego rodziny został po nich nazwany... Jego gwiazda była najjaśniejsza, bardzo łatwo ją zauważyć.
Nie powinna tego mówić Nicole. Mugolka i tak nie wyniosła z tego wiele, ale to nie o to chodziło. Harmies przypomniało to o ciepłym ramieniu Syriusza, jego spokojnym głosie, gdy mówił i zapachu czekolady, która stygła w kubkach obok nich. Tęskniła za nim, potrzebowała jego pomocy, tej pewności, że gdy jesteś w jego pobliżu, nic złego się nie stanie, bo przecież Syriusz świeci tak mocno, że odgania mrok. 
Nicole położyła jej rękę na dłoni. Harmies zorientowała się, że wcale jej to nie obrzydzało, że ktoś niemagiczny, urodzony po „gorszej stronie”, jej dotyka. Gdyby faktycznie była tym gorszym rodzajem człowieka, nie pomogłaby jej. 
— Przepraszam — wyznała.
— Za co?
— Za to, że przez chwilę pomyślałam o tobie, że jesteś gorszym człowiekiem niż ja, tylko dlatego, że nie masz magii. To nie prawda i mam wrażenie, że wiedziałam już od dawna, tylko nie chciałam tego przyznać. 
— Och... — Zabrała rękę. — To nic, nie gniewam się. Ale mam pytanie – dlaczego część z was nie lubi takich jak ja lub Neill? 
Harmies spojrzała jej prosto w oczy.
— Bo każda historia o paleniu czarownic na stosie ma w sobie coś prawdziwego — powiedziała poważnie. — I większość z tych spalonych była spokrewniona z nami, czystokrwistymi czarodziejami. Każdy z nas ma swoje własne historie o krewnych, którzy za bardzo chcieli pomóc mugolom, a oni to źle odebrali. Więc się schowaliśmy i większość z was nie wie, że w ogóle istniejemy. Ale część z nas uważa, że powinno być na odwrót – to wy powinniście się kryć przed nami. Głośno mówimy o was jako „podludzie” czy „gorszy gatunek ludzi”, ale tak naprawdę chcemy was zepchnąć w kąt, bo się was obawiamy. Dla nas magia jest całym życiem, a wy nie dość, że żyjecie bez niej, to potraficie stworzyć rzeczy, które zabijają tysiące ludzi naraz. A im mniej je rozumiemy, tym straszniejsze się nam wydają.
— Trzęsiesz się — zauważyła. 
Nicole też się trzęsła, ale z całkiem innego powodu. Harmies spróbowała się uspokoić, ale każde słowo, które przed chwilą wypowiedziała, uświadomiło jej to wszystko, co czuły ich rodziny przez te lata i dlaczego tak przestrzegały czystości krwi. Oni się ich bali. Mugoli. Potworów z dawnych legend. A Lord Voldemort tylko wykorzystał ich lęk, manipulując nimi i dopóki obiecał, że pozbędzie się mugoli, tych przerażających mugoli!, nikt nie pytał go o motywy.
Byli tak żałośni. Część z nich, ta, która zastanawiała się, dlaczego walczą. Bo ta garstka szaleńców pokroju Bellatrix Lestrange, którzy czerpali przyjemność z zadawania bólu, zabijałaby z tą samą przyjemnością swoich, co mugolaków. 
— Powiedziałam za dużo. 
Chciała gdzieś uciec i się schować przed jej spojrzeniem, ale nie było takiego miejsca w domu jej brata, gdzie nie mogłaby jej znaleźć. Na całe szczęście Neill stwierdził, że odprowadzi siostrę do domu po całonocnej pracy. Collins zaoferował się, że zwolni swoje łóżko dla Harmies, ale ona stanowczo odmówiła i stwierdziła, że kanapa jej wystarczy.
Długo nie mogła znaleźć sobie miejsca na starych, wysiedzianych poduszkach, czując w nosie gryzący zapach farb i zdając sobie sprawę z tego, że cały ból z rany dopiero do niej trafia, nieprzyjemnie wibrując pod skórą. Neill i Nicole dawno wyszli, a ona czuła się tak nieswojo w tym miejscu, jak jeszcze nigdzie. Tylko złudne poczucie bezpieczeństwa sprawiło, że jej myśli się trochę uspokoiły. Nigdy nie pomyśleliby, by jej tutaj szukać. Była bezpieczna. Gdzieś tam w ich domu, blisko Tatiany Carrow, nawet jej brat był bezpieczny. A gdy uda jej się znaleźć całkowicie bezpieczne miejsce, jak dom Syriusza, gdzie nigdy jej nie dostaną, zawiadomi rodziców i jej życie wróci do normy. Tak będzie.
Gdy udało jej się zapaść w krótki letarg, miała wrażenie, że jej policzek oblepiło coś czarnego i mrocznego. Coś, co przenikało przez jej skórę, wprost do kości i zakorzeniało się swoimi zimnymi mackami. Było brudne i złe w tak prosty sposób, że sama dziwiła się, że może taki istnieć. Przebudziła się z uczuciem pulsującego policzka, niczym żywego organu, raka, który się nią żywił i rósł. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś tak odrzucającego.
Tatiana Carrow musiała się jej obawiać i szczerze nienawidzić, skoro podarowała jej coś takiego.
Neill długo spał. Właściwie, położyli się dopiero nad ranem, ale dochodziło późne popołudnie, zbliżała się nawet słynna angielska pora na herbatę, a on dalej nie wstawał. Harmies leżała w łóżku, już uspokojona, na powrót nastawiająca się na logiczne myślenie i starała się zaplanować następne kroki.
Dopiero teraz reakcja Tatiany wydała jej się zbyt impulsywna jak na zwykły romans. Jasne było, że nikt nie kochał z miejsca wybranka rodziców i ciężko to było pogodzić z własnymi uczuciami, ale to nadal nie sprawiało, że powinna się z tym tak kryć. Przecież nikt nikogo nie oceniał za miłość, a za to, jak wypełniał obowiązki wobec rodziny. A Tatiana faktycznie chciała wyjść za Blacka – dopiero teraz stało jej się obojętne którego. 
Harmies musiała się mocno skupić, by przypomnieć sobie tę rozmowę mimo poprzedniego upojenia alkoholowego i przerażenia. „Regulus był dobry.” Tak powiedziała i po tym stwierdzeniu Thorfinn poczuł się dotknięty, a ona miała wyrzuty sumienia. Więc była z Regulusem, ale nie dlatego, że go lubiła, a dlatego, że tego od niej wymagano. Ale Reg zdezerterował, a Tatiana postanowiła wymienić go na Syriusza. Coś tutaj nie pasowało. Dlaczego stary Carrow sam nie zrezygnował z młodszego Blacka? Potwierdzono to i sama Tatiana przyznała, że mówiła o tym ojcu. Co takiego zaproponowano mu za córkę, że nie chciał zrezygnować? Lub co on już dał w zamian, by ją przehandlować?
A może chodziło o coś innego? Tatiana bała się własnych uczuć do Thorfinna. Jej ojciec się nad nią znęcał? Zrobiła coś, czego nie pochwalał i się go bała? Musiał być jakiś powód, dla którego nie chciała ryzykować, że Harmies komuś powie, że Tatiana Carrow nie lubi Thorfinna Rowle'a za podobne charaktery, a kocha go
I to był ich największy sekret – kochali się. Chyba, że wyszły z tego jakieś konsekwencje, które sprawiły, że ich związek został przekreślony?
Rozmasowała pół twarzy i nasadę nosa. Było tyle niewiadomych w całej tej historii. Do tego Regulus Black, który też nie pomagał jej tego wszystkiego zrozumieć. Przecież on nie cierpiał Jamesa Pottera. Dlaczego byli po jednej stronie? I dlaczego on, a nie Syriusz? Co takiego stało się w domu Blacków, że bracia się rozdzielili? I dlaczego Blacków, jako jedynych, nie było na spotkaniu u Lestrange'ów w '78? Tylko oni nie spotkali się wtedy z Tomem Riddlem. Było tyle niewiadomych, które krążyły jej po głowie, sprawiając ból. Nic nie było oczywiste. Nie na pierwszy rzut oka. Ona musiała spotkać się z Syriuszem – i najlepiej z Regulusem – i to wszystko zrozumieć, ponieważ wplątano ją w coś, co miała zostawić za sobą.
Wstała i usiadła na chłodnym parapecie, spoglądając przez okno na Pokątną, którą spacerowali czarodzieje. Na razie priorytetem był Syriusz. Jako jeden z niewielu czystokrwistych nie określił swojej strony. Ale on był głową rodu Blacków. To w jego rękach były wszelkie dobra rodziny i jeżeli on stwierdziłby, że ktoś powinien być wydziedziczony, tak by się stało. Nie było to oczywiście w jego stylu, ale prawdopodobieństwo zostało. I jeżeli Czarny Pan jeszcze nie postanowił zwerbować go na swoją stronę, to musiał mieć naprawdę dobry plan w zanadrzu.
Zauważyła Proroka leżącego na stole. Neill musiał go przynieść do mieszkania, gdy spała. Z pierwszej strony straszył ją nagłówek o zamordowanej dziewczynie. Nie musiała nawet czytać artykułu, by znać jego treść. Przejrzała gazetę bez większego entuzjazmu dopóki nie trafiła na sam koniec, do nekrologów.
„W zeszły czwartek opuścił nas szanowany członek społeczności czarodziejów, Abraxas Malfoy. Jego zasługi dla Ministerstwa Magii i całego czarodziejskiego świata nigdy nie będą zapomniane. Niech spoczywa w pokoju.”
Harmies nie znała żadnych wielkich zasług Abraxasa Malfoya, ale nie to zwróciło jej uwagę. Zeszły czwartek. Dzień, w którym Regulus Black pojawił się pierwszy raz na Pokątnej i wywołał zamieszanie. Gdzie oficjalnie potwierdziły się obawy z lutego, że jest po stronie zdrajców krwi. Czuła, że to nie jest przypadek.

Etykiety: , , , , , , , , ,

Komentarze (4):

10 lipca 2015 18:31 , Blogger A. pisze...

Zrobiłam sobie wakacje i długo nie zaglądałam do blogosfery, przepraszam, że przychodzę z takim opóźnieniem.
Tak szczerze powiem ci, że strasznie, ale to potwornie nie znoszę takich tytułów. Zawsze, gdy autor raczy mnie słowem tajemnica, włos jeży mi się na głowie i obawiam się spartolenia (chyba za wiele razy się rozczarowałam…). W zasadzie jedyna, co irytuje mnie bardziej to „nic nie jest takie, jakie się wydaje”. Poza tym w takich wypadkach włącza mi się tryb dużych oczekiwań, a to nie jest nic dobrego i naprawdę nie lubię, gdy autorzy wywijają mi ten numer.
A, przechodząc do rzeczy, rozdział właściwie bez Blacków, co mnie mocno zdziwiło. Jakoś nie spodziewałam się Hermies na pierwszym planie, a tu proszę – całkiem miłe zaskoczenie. Taka uwaga zanim zapomnę: tam na pewno powinien być rok 1977? Bo oni wtedy powinni być w Hogwarcie (czerwiec)… W ogóle ostatnio często pokazujesz innych Ślizgonów w bardzo różnym świetle, co mnie zazwyczaj cieszy, ale tutaj mam wrażenie, że trochę za bardzo chciałaś ich podciągnąć po tą tajemnicę z tytułu. Bo wiesz, niespecjalnie mi leżą rozmyślania nad Tatianą i Rowle’em. Znaczy nie dali się poznać i ich związek niespecjalnie mnie interesuje, a Hermies poświęca im dużo czasu, co dla niej może i ma znaczenie, ale czy ma dla fabuły? Poza tym jakoś średnio chce mi się wierzyć, że Tatiana, która przed chwilą wspominała o tym, że zamieni sobie jednego Blacka na drugiego, faktycznie w kimś się kocha. Nie wiem, może jest tak wyrachowana, ale w tej chwili coś mi tu mocno nie gra (szczególnie, że chyba musiała mieć jakiś powód, żeby rzucać Avadą, coś więcej niż zwykłe nielubienie). Wydawało mi się, że Tatiana sama buja się w Syriuszu, ale to byłaby przesada i jej stosunek do Rowle’a też by wtedy nie pasował. Ale z nią nic do końca mi nie pasuje (bo ona ewidentnie za coś mściła się na Hermies – najpierw zaklęcie, a później Avada to raczej nie zbieg okoliczności).
W ogóle Lol z rozmowy, która zeszła za zaliczenie Walburgi… Eee to było tak dziwne, że mi łapki opadły. Bo, kurczę, dwudziestolatki rozmawiają o seksie z pięćdziesięciolatką? Nawet jeżeli Walburga wygląda super, to to nie jest normalne (nie wiem, może to cała zgraja zboczeńców :P).
Zawiasem: kto normalny wpuściłby Carrowów na jakąkolwiek imprezę, gdyby na gospodarza rzucali zaklęcia? No ja tam zamknęłabym przed nimi drzwi i społecznie wyalienowała, bo to już jednak przesada. Kaius nie ma zbyt dużego pojęcia o ludziach, ale żeby jego rodzice zupełnie nie zainteresowali się gośćmi? Szczególnie, że wiedzieli, że synek może sprosić rozrywkowe towarzystwo (też wolałabym wyjechać i umyć ręce, ale czy nie powinni troszczyć się o zdrowie dzieciaków i zaopatrzyć domu w jakieś dodatkowe zaklęcia ochronne albo jakkolwiek przygotować?).
Swoją drogą naprawdę ciekawe jest to, że zazwyczaj, gdy ostrzę sobie zęby na pojedynek, jedna ze stron nie ma lub zapomina użyć różdżki. To dość wygodne, ale wolałabym więcej czarów – tak sobie marudzę. Bo walczyli chyba raz, gdy James i Reg udali się do tamtego śmierciożercy.
Sama ucieczka wyszła ciekawie, szczególnie, że Hermies rozminęła się z Syriuszem, a trafiła do Neilla (a już myślałam, że więcej go nie spotkam). Podobało mi się wspomnienie o przeszłości czarodziejów, o wzajemnym traktowaniu czarodziejów i mugoli oraz szczególnie to, że każda historyjka ma w sobie ziarno prawdy. Konfrontacja poglądów Hermies z Nicole była naprawdę dobra i takich motywów życzyłabym sobie więcej w przyszłości (jeśli można :D).
Ta końcówka i wspomnienie o śmierci Abraxasa ewidentnie ma sugerować, że śmierć Malfoya to robota Regulusa, ale przecież Malfoy zmarł na smoczą ospę, więc tutaj to chyba tylko blef. Albo znów coś zmieniłaś w kanonie…
Mam nadzieję, że egzaminy przebiegły pomyślnie i pozdrawiam ;).

 
10 lipca 2015 19:52 , Blogger Niah pisze...

Nie obrażam się, ale zaplanowałam sobie kolejny rozdział na 13.07, więc bez tekstów, że maturzyści mają za dużo czasu i wstawiają za często teksty ;P
Ja też nie lubię, ale tutaj byłam już w takim stanie, że nie miałam pojęcia jaki tytuł dać. Och, kiedyś to było dużo łatwiejsze, a teraz co? Człowiek musi posuwać się do tak tandetnych chwytów...
Będzie kilka takich bezblackowych rozdziałów (następny jest blackowy, spokojnie), ponieważ nie chce, by niektóre wątki poszły w eter i były zapomniane, a nijak nie da się ich poprowadzić z perspektywy Regulusa czy Syriusza. No i trochę Ślizgonów wyjdzie na wierzch, bo ja bardzo lubię moich Ślizgonów (może niekoniecznie tych babskich, ale tutaj jednak większość bohaterów jest poprawna politycznie i wyznaje miłość heteroseksualną, więc kobiety być muszą).
I faktycznie, tam nie powinno być '77r. To moje przeoczenie. Och, ja ostatnio to w ogóle jestem zakręcona, bo ze spisu mało nie pousuwałam rozdziałów przez przypadek. Datę zawsze da się poprawić, dobrze, że wydarzeń nie mieszam xD O, i w najbliższym czasie będzie w miarę chronologicznie, bym mogła sobie zrobić grunt pod lipiec.
Ta właściwie to Tatiana i Thorfinn są ważniejsi niż Harmies, bo oni faktycznie wpływają na akcję opowiadania i dostaną swoje pięć minut, gdy przyjdzie na to pora. Twoja uwaga, że Tatiana buja się w Syriuszu mnie rozbawiła, ale w sumie można to tak odebrać. Jednak nie, Tiana ma Finna, Syriusz to nie jej typ. Biedny Syriusz, jak on to przeżyje, że ktoś go nie chce? Światopogląd mu pierdyknie.
Ta rozmowa to takie jedno wielkie lol, bo ja tego nie miałam w planach, samo wyszło (od Mulcibera!), a później stwierdziłam, że skoro już ma być takim wiesiem, co się na wszystko rzuca, to ten tekst będzie na miejscu. Nawet jeżeli ja sama czuję się źle z tym, że mój bohater coś takiego zasugerował (w ogóle, Tomek, ty się ciesz, że tak Walburgi nie było, bo by ci szybko ta chcica przeszła, koleś).
Wiesz, to, że uważa się Carrowów za szalonych, nie znaczy, że każdy się po nich tego spodziewa (chociaż to byłoby zdrowe i w ogóle). Jak sama Harmies mówiła, Kaius pozapraszał "śmietankę", która była nawet w ich hermetycznym półświadku traktowana z rezerwą.
Będą pojedynki, bo kilka postaci muszę zabić, robią sztuczny tłok. No i planowałam tak Moody'ego trochę z cienia wyciągnąć, a z czym się rymuje Moody? Ze STAŁA CZUJNOŚĆ! Więc trzeba dać im jakiś pretekst, by byli stale czujni :D
Tak się jeszcze na marginesie pożalę, że chciałabym w końcu rozwinąć akcję, ale jak tak patrzę, to Syrek z Regiem się nie zobaczą przez tyle rozdziałów, że mam ochotę tak od czapy wpierdzielić z czasów Hogwartu D: Ja tęsknię za moimi braciszkami i ich tru bro lofem.
Tyle przegrać, minąć się z Syriuszem! A Syrek nawet nie wie, że tutaj kobieta w potrzebie była! On to też ma pecha, wszystkie atrakcje go omijają.
Lubię takie rozkminy i będzie ich jeszcze wiele :D Bo według mnie węże to są właśnie takie istoty, które bardzo ostrożnie podejmują kolejne kroki i muszą sobie najpierw zaplanować sześć bramek ratunkowych nim coś zrobią. No i dzięki ich rozkminom mogę czasami nakierować myśli czytelnika na jakiś kurs, gdy czuję, że czasami ciężko jednoznacznie określić to w akcji.
Od razu ci powiem, że Abraxas nie zmarł na smoczą ospę w Bezruchu no i na tym moje podpowiedzi się skończą :)
Egzaminy poszły śpiewająco, w poniedziałek wyniki, zobaczymy czy w przyszłości będę znanym artystę, hehehe!
Pozdrawiam, Niah.

 
11 lipca 2015 21:14 , Blogger A. pisze...

Eee to był tylko żart z tymi maturzystami?
Ano, tytuły to mało fajna sprawa, niestety.
To dobrze, bo zawsze fajniej dowiedzieć się czegoś więcej o postaciach tła ;). Wydaje mi się, że wolę babskich Ślizgonów od tych innych (z wyłączeniem Syriusza i Rega), bo ogólnie dwóch facetów na pierwszym planie potrzebuje trochę babskiego wspomagacza :P.
To nic wielkiego, tak tylko wspomniałam.
Tyle że teraz tego nie widać, a pojawiają się gdzieś drugi/trzeci raz? No i znów są w tle, a poza tym chodziło mi o ich problemy uczuciowe, którymi jestem nieco przytłoczona w tym rozdziale.
O, to ja czekam na pojedynki! Bo w końcu wojna i te sprawy (lepiej skończę, bo popłynę).
King of Brothers! Broskander! Wybacz, musiałam. Faktycznie strasznie długo trzymasz Blacków z dala od siebie, a oni przecież razem są tacy fajni. Coś ty tam dla nich wymyśliła, że tak długo ich izolujesz?
E, Syriusz zobaczył pocharantaną buźkę i zwiał szukać lepszej zwierzyny :P.
Och ty niedobra, zaciukałaś Abraxasa.
W takim razie trzymam kciuki ;)

 
11 lipca 2015 23:30 , Blogger Niah pisze...

Ja się słabo czuję w żeńskich postaciach. Zawsze chcę je zrobić takie ludzki i naciukam im takich typowo babskich cecha, a wiadomo, że baby nie są logiczne, i później nie jestem zadowolona z efektu :D
No i gorzej jeżeli laski, którą mam pisać, nie lubię, bo wtedy... wyciągam wszystkie jej okropieństwa na wierzch, na złość, chociaż przecież ta postać mi nic nie zrobiła xD
Spokojnie, spokojnie, przyjdzie na nich czas ;)
Pojedynków będzie kilka. Trochę się pozmienia w najbliższym czasie, bo teraz to tak sielankowo było i w ogóle. Ale już tak nie będzie!
Po prostu wiem, że oni razem tworzą za dobrą drużynę, a gdyby jeszcze Jamesa do tego dołączyć, to by rozwalili system. Nie no, dywaguję sobie. Mając ich rozdzielonych, mogę prowadzić akcję z kilku punktów widzenia, a nie od czapy dawać rozdział z perspektywy kogoś innego, kto nie jest z nimi w ogóle związany, ale fajnie byłoby poruszyć inny wątek. A tak postacie, którym czasami dostaje się własny POV, mają rozdziały powiązane z Blackami (bo o nich wspominają lub Blackowie faktycznie w nich występują na rolach drugi i trzecioplanowych).
Syriusz taki powierzchowny :>
Dzięki i pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna