16 gru 2015

[ŚMIECH DIABŁA] Rozdział III

Regulus się martwił. Syriusz wyszedł odebrać ten przeklęty telefon, a mimo że minęło już to dwadzieścia minut rozpoczęcia, dalej nie wracał. Czort jeden wie, jak mogła się potoczyć rozmowa między nimi i czy jego brat się gdzieś nie wyżywa na niewinnym śmietniku (bo skopać samochodu ojca, by nie skopał. Chyba że wszedł na jakiś wyższy stopień wkurwienia...).
Spojrzał na wyświetlacz własnego telefonu, szukając jakiegoś smsa, krótkiej wiadomości, snapa, czegokolwiek, ale aparat milczał jak zaklęty.
— To było coś ważnego?
Stojący obok niego Barty spojrzał na Regulusa ciekawie. Akurat dyrektor skończył przemowę i oddał głos swojemu zastępcy, którym była zapięta pod samą szyję kobieta o ponurej twarz i włosach ściągniętych w tak mocnego koka, że pozbyła się kilku zmarszczek z twarzy za sprawą napiętej skóry.
Reg pokręcił przecząco głową, nie będąc pewnym, co odpowiedzieć. Wprowadzanie kogokolwiek w sprawy sercowe Syriusza wydawało się złe. Poza tym on sam nie chciał, by jego spotkało coś takiego. A znając jego brata, zemsta za zdradę na tym by właśnie polegała.I to w taryfie ulgowej.
— To jeszcze z poprzedniej szkoły. Pewnie się zagadał — odpowiedział wymijająco. — Co się właściwie dzieje?
— McGonagall przypomina o zakazach panujących na terenie szkoły. Jednym z nich jest palenie, więc uprzedź brata, że może dostać szlaban, a później sprzątać cały teren patio. Nie wygląda na osobę, która zrobiłaby to z uśmiechem na ustach.
— Bo nią nie jest. W której właściwie jesteś klasie? — zapytał z uprzejmości, próbując zająć czymś innym myśli.
— Skoro szukasz dwadzieścia jeden, jesteśmy w tej samej. Zawsze mamy tam rozpoczęcie i wszystkie wywiadówki. Twój brat trafił do naszej szkolnej śmietanki.
— Co masz na myśli?
— Wszystkie osoby, które robią najwięcej kłopotów, są w klasie McGonagall. No, z kilkoma wyjątkami, jak to zwykle bywa, ale przeważają osoby nieogarnięte życiowo, dla których wszystko jest powodem do żartu.
— Wiesz, Barty? Jest duże prawdopodobieństwo, że mój brat się z nimi dogada.
Syriusz coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że znalazł się w Narnii. Nie przyzwyczaił się do szkoły tak bogato ozdobionej pracami uczniów, gdzie wszędzie wisiały obrazy, na każdym korytarzu stała przynajmniej jedna rzeźba, a ponadto podłoga w salach, do których zaglądał, była drewniana. Czy to nie było przypadkiem wbrew jakimś normom szkolnictwa, czy coś?
Czuł się bardziej jak w szkole artystycznej, w której nigdy nie był, niż w liceum. A jednak to było liceum, precyzując – to, w którym uczył się jego własny ojciec i po którym dostał się bez problemu na prawo, więc... ta szkoła musiała mieć jakiś poziom. Nawet jeżeli wszyscy, łącznie z personelem, wydawali się oderwani od rzeczywistości, w czym Syriusz upewnił się, gdy minął woźnego, który jak gdyby nigdy nic głaskał kota na swoich rękach. Kota. W środku budynku. W dodatku ten kocur wydawał się patrzeć na niego tak samo nieprzychylnym wzrokiem jak jego właściciel.
Zatrzymali się pod salą dwadzieścia cztery. Syriusz widział trzy klasy dalej tę, w której jego własny brat miał mieć rozpoczęcie roku i dopiero to uświadomiło mu, że zostawił go na dole całkiem samego. Cóż, nie przejdzie to bez echa w domu...
— Skąd przyjechałeś? — zapytał niespodziewanie James Potter, siadając pod drzwiami ich klasy i zachęcając Syriusza, by zrobił to samo.
Black usiadł naprzeciwko niego – mógł swobodnie rozmawiać, a przy tym nie musiał obawiać się żadnego kontaktu fizycznego, czego starał się unikać przy nowo poznanych osobach.Wbrew pozorom, lubił swoją prywatność i nie był aż tak otwarty, na jakiego wyglądał.
— Praktycznie rzecz ujmując to z drugiego końca kraju. Ojciec zmienił pracę i musieliśmy się przeprowadzić — odpowiedział bez większego zaangażowania, krzyżując nogi w kostkach.
— A kim jest twój ojciec?
— Prawnikiem.
— Nie wyglądasz na syna prawnika.
— No ja nie, ale mój brat już tak.
James zaśmiał się tylko w odpowiedzi i Syriusz nawet się delikatnie uśmiechnął. Nieraz już to słyszał, ale zawsze ktoś dodawał do tego „nie obraź się”, jakby Blacka miało zmartwić to, że nie był podobny do swojego ojca. Przecież był! Obaj lubili dobrą kawę i mentolowe papierosy, tak? Przy czym o tym drugim tata wiedzieć nie musiał.
— Twój brat też będzie się z nami uczył?
— Tak. Jest rok młodszy. O wilku mowa. Reg! — Pomachał do brata, który razem z resztą uczniów wchodził po schodach, by udać się do sal. Regulus, gdy tylko go zobaczył, sprężystym krokiem podszedł, kucnął tuż przy Syriuszu i zapytał poważnym tonem:
— Wszystko ok?
— Nie świruj. — Syriusz poczochrał go po jego idealnie ułożonych włosach. — Sytuacja opanowana, ale ten dupek rozwalił mi telefon. — Oskarżył Jamesa, wskazując na niego palcem.
— To był wypadek!
— A wina leży po twojej stronie. Winny! — Black klepnął się w kolano, udając, że uderza młoteczkiem sędziowskim o blat i wstał. — Mówili coś ciekawego? — zwrócił się do brata, który walczył obecnie ze swoimi włosami.
— Są kary za palenie, więc się pilnuj. Właściwie to szlabany, z tą różnicą, że nikt nie każe ci iść do pokoju, a sprzątać lub pomagać ogrodnikowi. — Rozbawiła go mina starszego brata. — Bądź grzeczny, Syriuszu.
— To miejsce nie jest normalne. Może jeszcze będą nas bili linijkami po rękach?
— Och, Filch by chciał, aby tak było, ale na szczęście jest tylko woźnym — stwierdził James, podnosząc się ze swojego miejsca i przepychając do nich między innymi uczniami, którzy zdążyli się już zgromadzić na korytarzu. Cud, że ich w ogóle słyszał. — James Potter. — Wyciągnął rękę do Regulusa, który uścisnął ją serdecznie.
— Regulus Black. Dobra, Syriuszu, widzimy się przy samochodzie. — Reg klepnął jeszcze brata po ramieniu i ruszył w kierunku swojej sali, do której wchodzili uczniowie wpuszczani przez niskiego, bardzo puszystego mężczyznę w staromodnej kamizelce.
Syriusz, któremu staromodność zazwyczaj nie przeszkadzała (w końcu jego matka miała fioła na punkcie rzeczy „z duszą”), zmarszczył nos, widząc że wychowawca Regulusa nie był jedynym nauczycielem, który szafy nie odświeżał od trzydziestu lat, ale nie zdążył się nad tym nawet dobrze zastanowić, gdy James wciągnął go do środka klasy.
— Przyjechaliście samochodem?
Usiedli razem w jednej ławce na końcu. Black rozejrzał się ciekawie po sali, z miejsca wyrabiając sobie zdanie o kilku osobach, nim odpowiedział Jamesowi.
— Ta. Dostaliśmy tylko adres i woleliśmy użyć GPS-u, by dotrzeć tutaj na czas. Chociaż zanim telefon załapał, o co nam chodzi, to Reg z pół godziny z nim walczył. Fluffy Birds zdążyło mi już bokiem wyjść.
— Rozumiem, że wstanie wcześniej nie wchodziło w grę?
— Asasyn się sam nie przejdzie — odparł Syriusz i ponownie odpowiedział na śmiech Jamesa uśmiechem.
W gruncie rzeczy Potter nie wydawał się taki zły. Był gadatliwy, trochę natrętny i zbyt głośny, ale naprawdę sympatyczny. Do tego jego przyjazne usposobienie udzielało się Syriuszowi, więc nawet fakt, że został pozbawiony telefonu, nie wydawał mu się aż tak tragiczny.
A jeżeli o telefonie mowa...
— Remus! — James pomachał energicznie do jednego z wyższych chłopaków, który wyraźnie się za kimś rozglądał. Gdy zauważył Pottera, od razu podszedł w ich stronę.
I tutaj Syriusz miał... mieszane uczucia. Przyjaciel Jamesa był bardzo chudy i blady, ubrany w nudną i z daleka wyglądającą na tanią koszulę oraz dawno niemodne buty. Niby nie oceniało się książki po okładce, ale Black był chyba za bardzo spaczony przez swoją matkę, by przejść koło kwestii wyglądu ot tak o.
Przezornie nie odezwał się pierwszy, by nie palnąć nic głupiego. Na szczęście Potter nie zabrał się od razu do przedstawiania go.
— Dasz radę wymienić szybkę w tym modelu?
Wspomniany Remus obejrzał fachowym wzrokiem telefon ze wszystkich stron i kiwnął potwierdzająco głową.
— Bez problemu, ale to IPhone. Wymiana części w nich jest kosztowna.
— Na tyle, by nie opłacało się go naprawić? — zapytał James zaskoczony.
— Oczywiście, że nie. Po prostu cię uprzedzam. To twój?
— Nie, Syriusza, ale ja zapłacę za naprawę. O, właśnie! Remmy, to jest Syriusz Black, nasz nawy kumpel.
Nasz? Potter od razu założył, że Syriusz będzie się z nimi przyjaźnił? Nie ma co, pewny siebie drań. Ale wypadało na początku robić dobrą minę do złej gry.
Wyciągnął dłoń do Remusa, ściskając ją serdecznie.
— Remus Lupin.
— Miło mi.
Gdzieś z tyłu głowy Blacka kołatało się wspomnienie zdjęcia, które pokazał mu Regulus wtedy na lotnisku. Chyba faktycznie patrzył wtedy na swoją przyszłą klasę i pamiętał, że nie żałował sobie wtedy niemiłych określeń. No cóż, życie bywa nieprzewidywalne.
— Na kiedy dasz radę go zrobić?
— Myślę, że w przyszłym tygodniu powinieneś go już dostać. Nie wiem ile będzie szła przesyłka z nowym ekranem, a sama robocizna to góra dwa dni.
Syriusz kiwnął potwierdzająco głową i spojrzał w stronę poważnej kobiety, która weszła do sali wraz z planami lekcji. Nie zarejestrował przez to faktu, że jakiś grubszy chłopiec dosiadł się do Remusa i przywitał z Jamesem.
Kobieta omiotła wzrokiem wszystkich obecnych w sali, chwilę dłużej zatrzymując się na Syriuszu i powiedziała spokojnym głosem:
— Mam nadzieję, że wakacje minęły wam spokojnie — Tu spojrzała wymownie na Jamesa i kilku innych chłopców w klasie. — I że nie pozapominaliście wszystkiego, czego nauczyliście się w zeszłym roku. — Po klasie przemknęło kilka szeptów. — W tym roku dołączył do nas nowy uczeń, pan Syriusz Black. Proszę wstać i powiedzieć coś o sobie.
— Jak w przedszkolu? — wyrwało mu się, co kilka najbliższych osób skwitowała krótkim chichotem, który od razu zamilkł, gdy nauczycielka rzuciła im swoje mordercze spojrzenie.
— Tak, panie Black. Jak w przedszkolu.
Więc Syriusz wstał, czując się z lekka głupio, gdy cała dwudziestosiedmioosobowa klasa utkwiła weń spojrzenia. Ale nie byłby Syriuszem Blackiem, gdyby go to ruszyło.
— Nazywam się Syriusz Black, pochodzę hen hen daleko ze wschodu kraju i zostałem tutaj sprowadzony niejako siłą, gdy mój najdroższy rodziciel popędził za lepszą ofertą pracy. Teraz, zamiast wysyłać złych ludzi do pierdla, stara się, by tam nie trafili. Widać priorytety się w życiu zmieniają. Co tam jeszcze... moja matka jest projektantką mody, na szczęście tej, którą da się założyć na siebie i nie wyglądać jak idiota, a mój brat to lekki fitfreak, który usilnie próbuje przeciągnąć mnie na złą stronę mocy. Jak na razie z marnym skutkiem. Ja to interesuję się głównie grami, muzyką i komiksami, ale to nie jest zbyt fascynujące. O, i miałem własny zespół przez pół roku — dodał i zakończył swoje przemówienie, siadając z powrotem na krześle.
Kilka osób, w tym Potter, nie kryło rozbawienia jego wywodem. Dwie czy trzy dziewczyny zmarszczyły nosy w wyrazie niezadowolenia, a cała reszta była jak najbardziej obojętna. McGonagall za to przeszywała go wzrokiem tak chłodnym, że przeciętnemu uczniakowi włoski na ciele stanęłyby dęba. Ale nie Syriuszowi Blackowi.
— Fascynujące, panie Black. Zapytam tylko – jest pan spokrewniony z Orionem Blackiem?
Syriusz uniósł brwi, zaskoczony tym pytaniem. Kobieta wyglądała na starszą od jego ojca, więc było małe prawdopodobieństwo, by go znała.
— Tak, to mój ojciec.
— To wiele wyjaśnia — podsumowała nauczycielka i zajęła się rozdawaniem planów lekcji.
— Jakieś gorące ploty o moim ojcu? — Aż wychylił się z ławki w jej stronę, gdy podeszła z planem lekcji.
— Nic, co mogłoby się panu przydać, panie Black. Panie Potter, niech będzie pan tak miły i zajmie się panem Blackiem przez kilka dni, by poczuł się pewniej w naszej szkole.
— Oczywiście. — Potter zasalutował i jednocześnie puścił oczko do nauczycielki, która tego w żaden sposób nie skomentowała.
Syriusz podpadł brodę ręką. Jakoś zrobił się bardziej ciekawy tego, co McGonagall miała na myśli. Zamierzał dzisiaj zrobić krótki wywiad w domu i zaangażować w to Regulusa, a może nawet samemu przeboleć gadanie matki o nowych tiulach i szyfonach, by dopytać się, jak dokładnie poznała ojca i czy mówił coś o szkole.
Ciekawość go wręcz rozpierała od środka do tego stopnia, że nie zauważył w pierwszym momencie korpulentnej brunetki, która wpatrywała się w niego wręcz jak w obrazek, a gdy on oddał spojrzenie, jej usta poruszyły się bezgłośnie, wypowiadając dwa krótkie słowa:
— Psia Gwiazda.
Syriusza zalał zimny pot.
Regulus nie wiedział, co tutaj się właściwie stało. Slughornowi wystarczyły dwie informacje (nazwisko oraz imię ojca), by rozpocząć monolog na całe dwadzieścia minut o tym, jak wspaniałym uczniem był Orion Black i jak wielkie nadzieje są pokładane w nim, Regulusie, oraz zasypać gradem pytań na temat pracy ojca i tym, co robił odkąd... pamiętał. Reg czekał na moment, w którym starszy pan pozna jego drogiego brata, a cały skrupulatnie budowany przez te wszystkie lata światopogląd zawarli mu się na łeb na szyję.
Gdy wyszedł ze szkoły, czuł się wymęczony psychicznie do granic możliwości i całkiem zapomniał o tym, by wygarnąć bratu, że go zostawił podczas rozpoczęcia.
Syriusz czekał na niego oparty o maskę samochodu i pogrążony był w rozmowie z Jamesem Potterem i nieznanym Regulusowi chłopakiem, a niski grubasek stał przy nich niczym wierny pies, udając, że bierze udział w rozmowie.
Reg chciał podejść wolno, by usłyszeć fragment ich rozmowy, ale Syriusz zauważył go, gdy był jeszcze daleko i nic nie wyszło z jego niecnego planu podsłuchiwania.
— Idziemy na imprezę — zakomunikował bratu z uśmiechem na ustach.
Młodszy Black postarał się nie westchnąć zbyt mocno. Nie miał całkowitej ochoty na zabawy. Po prawdzie, najchętniej wróciłby do domu i słuchał muzyki, nie wychodząc z pokoju do końca tygodnia.
Nie było to jednak warte marudzenia jego brata, a był pewien, że Syriusz będzie starał się przykrzyć mu życie, jeżeli się nie zgodzi. Za dobrze go znał.
— Dobrze.
Szybko przywitał się z pozostałymi dwoma kolegami („Peter Pettigrew” „Miło mi, Regulus Black” „Remus Lupin. Macie bardzo ciekawe imiona” „Tak, wiele osób to mówi. Dziękuję, ty też”), by odbębnić niemiły obowiązek. I tak zapamiętał tylko kilka osób podczas tego dnia i wiedział, że przez kilkanaście następnych będzie podobnie, więc nie było sensu się aż tak napinać.
Gdy już byli sami w samochodzie, a Syriusz wyjechał z parkingu, Regulus pozwolił sobie na głośne westchnięcie i rozmasowanie twarzy dłońmi.
— Mój wychowawca uczył tatę i wygłosił dzisiaj tyradę jak stąd do Paryża o tym, jakim wybitnym był uczniem i jak by chciał, bym poszedł w jego stronę. — Ponownie westchnął, może nawet ciężej tym razem. — Strasznie męczący człowiek. Syriuszu, przestań. W tej chwili — powiedział z mocą, gdy brat pogłaskał go po włosach. Regulus tego nienawidził.
— Nie denerwuj się. Miej wyjebane, a będzie ci dane, pamiętasz? Święte słowa wuja Alpharda. — Regulus prychnął pod nosem. — Gdy pójdziemy o dziewiętnastej na imprezę, to ci przejdzie. Ja, na przykład, dowiedziałem się dzisiaj, że to, że jestem synem naszego ojca, wiele wyjaśnia, a byłem po prostu sobą. Widać każdy pamięta go w inny sposób. Nie przejmuj się nim. To tylko belfer.
— Zajdźmy po pizzę, co? W domu pewnie nic nie ma.
— Koniec z trzymaniem diety?
— Tylko dzisiaj.
„Gwiezdne Wojny” zawsze poprawiały humor Blackom, a nawet jeżeli Syriusz nie potrzebował żadnego wyparcia na duchu, nie wiedział problemu, by potowarzyszyć bratu. Musiał mu też powiedzieć, co dzisiaj zauważył i co go zaniepokoiło. Może nie podczas epickiej walki, ale moment z „Luke, jestem twoim ojcem” znał nawet ten, kto nie widział ani jednej części, więc Syriusz nie czuł, by robił coś nieodpowiedniego, gdy odezwał się właśnie w tym momencie:
— Wiesz, Reg... Można powiedzieć, że mamy mały problem — zaczął powoli, pogryzając pizzę. — Taki w sumie mało przyjemny.
— To znaczy?
— Jedna z dziewczyn z mojej klasy nazwała mnie dzisiaj Psią Gwiazdą.
Brat odstawił miskę z popcornem na stół i przyciszył film, patrząc na Syriusza jednocześnie z zaciekawieniem i zaniepokojeniem.
— I co zrobiłeś?
— Właściwie to nic. Udałem, że nic nie słyszałem. W sumie, tak było. Poruszyła tylko ustami w ten sposób. Równie dobrze mogło mi się wydawać, że to powiedziała, nie?
— Małe prawdopodobieństwo. Ale jeszcze mniejsze, że dziewczyna skojarzyła cię z Psią Gwiazdą. Przecież ty nawet...
I w tym momencie ich obu olśniło. Matylda.
Matylda była dziewczyną Regulusa. No, było to duże naciągnięcie, ale faktycznie byli parą mimo tego, że mieszkali na różnych kontynentach i poznali się przez internet. Regularnie ze sobą pisali, gadali na Skype'ie, a nawet kilka razy do siebie przylecieli (częściej to Reg do niej, w końcu był chłopakiem, ale bardziej przesądziły nad tym pieniądze niż zmniejszona troskliwość rodziców, bo ich matka dramatyzowała tak, jak każda inna matka). Ba! Raz Blackowie wybrali się całą rodziną do Bordeaux, rodzinnego miasta Matyldy, i spędzili tam przyjemne dwa tygodnie.
I podczas tych feralnych dwóch tygodni on, Syriusz, zamiast dać bratu nacieszyć się dziewczyną, zaproponował by nakręcili razem filmik, tak dla żartu, gdzie sprzeczali się, kto ma gorzej w związku – chłopak czy dziewczyna. Matylda, tak jak oni, miała swój kanał na YouTube'ie, poświęcony zwyczajnym, babskim rzeczom typu: „proste i szybkie fryzury do szkoły”, „mój codzienny makijaż” oraz od groma DIY-ów o przerabiania ubrań.
Przecież to było takie oczywiste... Reg i Matylda poznali się właśnie przez to, że ona obejrzała jakiś jego film o muzyce i napisała do niego (po czym poszło z górki) i nawet jeżeli nie wszystkie kobiety świata oglądały Rega jako Małego Króla, gdy nakręcał covery, ani jego, jako Psią Gwiazdę robiącą żarty znajomym i prowadzącą kanał o wszystkim i o niczym, to większość z nich oglądała Matyldę z jej Matt-Style. W końcu była dość popularna.
Jeżeli wcześniej nie wiedzieli, czy Matylda faktycznie opublikowała ten film na swoim kanale, tak teraz, rzucając się do laptopa, widzieli, że wideo wisiało już w sieci i nawet miało kilka tysięcy wyświetleń.
Ktoś mógłby powiedzieć, że wrzucając takie rzeczy do Internetu, powinni się liczyć z tym, że zostaną rozpoznani, ale nawet żyjąc w jednej z największych metropolii na wschodzie, nie zdarzyło im się, by ktoś ich rozpoznał.
Jasne, ich bliscy znajomi wiedzieli o kanałach, nawet brali czasami udział w filmikach, ale żeby tak od razu, przy nowo poznanej osobie wpaść? I to w pierwszym dniu szkoły!
Mieli niesamowitego pecha.
— A tata powtarzał, by z tym skończyć... — mruknął Reg, czytając komentarze pod filmem.
Nie winił Matyldy za opublikowanie tego – w końcu po coś to nakręcili, ale wtedy jeszcze nikt im nie powiedział, że się będą przeprowadzać i całkiem zmieniać tryb życia. Wtedy jeszcze nie miał do niej tak daleko jak teraz...
— Ciul z tym, co mówił tata. — Syriusz opuścił ekran laptopa. — Musimy jakoś ogarnąć temat z tą laską, by zaraz nie wypaplała wszystkiego reszcie szkoły. Och, dlaczego, gdy nie potrzebuję rozgłosu w swoim życiu, to go dostaję?
— Bo karma to dziwka — powiedział niespodziewanie Regulus, zaskakując brata swoim słownictwem, i westchnął ciężko. — Mam nadzieję, że już nie wygadała tego połowie swoich koleżanek. A tym bardziej nie chciałbym pytań o mój związek z Matyldą w realu.
— On się na razie utrzymuje na poziomie „co wy chcecie, przecież nie jesteśmy razem”, nie?
— Dokładnie. Do tego twój i mój kanał nie są kojarzone jako kanały braci. Tego też bym nie chciał. Ludzie będą pisać o jakieś głupie challege'e między rodzeństwem — burknął niezadowolony, dobrze wiedząc, jak działają ludzie, którzy ich oglądali, bo po części sam był jednym z nich, oglądając innych youtuberów.
— Weź nic mi nie mów... Wystarczy, że muszę cię znosić na co dzień. Nie chcę jeszcze składać filmiku z twoją facjatą na każdej klatce.
— Wyjąłeś mi to z ust, Syriuszu.
Niezawodna nawigacja pokazała im, że potrzebują dwudziestu minut drogi, by dostać się na miejsce, więc, korzystając z tego, że ojciec nie wrócił z pracy i nie oczekiwał samochodu, zabrali auto i pojechali w kierunku imprezy z okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Słońce dalej świeciło ciepło, a wiatr rozwiewał im włosy, gdy opuścili na sam dół szyby. Muzyka grała głośno, a Syriusz jechał szybko i pewnie, w stronę ich lokalizacji, ignorując „przekroczyłeś dozwoloną prędkość”, którą wmawiała mu nawigacja. W pewnym momencie musiał jednak zwolnić i zatrzymać auto, a Regulus, sprawdzający w tym czasie mapę, spojrzał najpierw pytająco na niego, a później na to, co było przed samochodem.
A były tam krowy. Stado krów idące szczęśliwie w poprzek jezdni i muczące wesoło.
Blackowie nie skomentowali ani słowem tego, że dobre piętnaście minut czekali, aż każda mućka postawi kopyto po drugiej stronie jezdni i, zgrabnie omijając jeden placek, pozostawiany przez wyjątkowo źle wychowaną krowę, pojechali dalej.
Impreza odbywała się w domku nad jeziorem, do którego prowadziła gruntowa, ale na tyle przyzwoita droga, by Syriusz zdecydował się podjechać prawie pod sam domek. Muzyka grała radośnie i słychać było, że nie z byle jakich głośników, więc obu Blackom humor poprawił się wręcz zmiejsca. Stanęli razem przy samochodzie, robiąc pierwsze rozeznanie w tym dzikim tłumie osób.
— No... to teraz musimy ją znaleźć.

Etykiety: , , , , , , ,

Komentarze (11):

17 grudnia 2015 19:22 , Anonymous Anonimowy pisze...

Znalazłam Twojego bloga jakiś czas temu i absolutnie zakochałam się w tym opowiadaniu, jest takie... inne ;). Bałam się, że je porzuciłaś, tak długo nie było nowego rozdziału. Z Oriona musiał być w szkole niezły gagatek, skoro nauczyciele pamiętają go po jakiś 20paru latach ;P. Pozwól niech zgadnę, Slughorn uczy chemii a McGonagall hmm matematyki? (jakoś tak mi pasuje, surowa pani matematyk xD). Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz, gdzie dokładnie toczy się akcja? Te informacje, że przyjechali ze wschodu i Bordeaux na innym kontynencie wskazywałoby na Stany, ale Blackowie jako Amerykanie? To chyba jeszcze gorsza zbrodnia na kanonie niż Blackowie jako mugole xD. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
Jacqueline

 
17 grudnia 2015 22:03 , Blogger Niah pisze...

Miło usłyszeć (a raczej przeczytać) takie słowa :) A o porzucenie nie ma co się martwić – jeżeli w statusie nie ma, że porzuciłam, to znaczy, że działam zwyczajnie z prędkością Poczty Polskiej.
Co do nauczycieli – miałam podobne pierwsze skojarzenie xD Ale jeszcze nie zdecydowałam ostatecznie. U mnie wszystko zawsze jest w planach!
Akcja toczy się... gdzieś. Domyślnie, oczywiście, są to stany, bo z jakiegoś powodu napisało mi się, że przenieśli się sześćset kilometrów dalej i jakoś nie pasowało mi to do Anglii. Podświadomość mi chyba to podpowiedziała. Zobaczymy czy faktycznie dobrze.
Pozdrawiam, Niah.

 
31 grudnia 2015 14:06 , Blogger A. pisze...

Aż mi się ciśnie na usta: w Wieśka graj, Syriusz, a nie! xD
„Nic, co mogłoby się panu przydać, pani Black” – Uuu, McGonagall przywaliła biednemu Syriuszowi z grubej rury! Bo, żeby tak ze zmianą płci? Ałć.
Blackowie w realu mnie rozbrajają xD. Te ich teksty! I oglądają Gwiezdne Wojny! Dobra, na tych ostatnich jeszcze nie byłam i w sumie nie wiem, czy chcę iść, noale…
W każdym razie Orion znów zrobił rozdział. I nawet się nie pojawił we własnej osobie. McGonagall i Slughorn zrobili niezłe wrażenie na wejściu – ona poważna i wyraźnie zdegustowana, on zadowolony z gotową pieśnią pochwalną na ustach :P. I ten samochód Oriona, który zapracowuje się na śmierć, a jego synowie bezczelnie pożyczają auto, bo im się wstać nie chce. Ehh, źli Blackowie.
Remus jako majsterkowicz trochę mnie zaskoczył. W sumie chyba nie spodziewałam się, że będzie dobry w czynnościach manualnych. Swoją drogą ciekawe, czy wymyślisz mu jakąś przypadłość xD. Ale jak najbardziej mi się podobał, żeby nie było wątpliwości :D.
Kiedyś coś było o tej Matyldzie czy to pierwsze wspomnienie? Bo pamiętam dziewczynę Syriusza i jego marudzenie ^^. W każdym razie ciekawa sprawa. Czy Blackowie wyją z twarzą? A może cały świat pozna ich internetowy wizerunek? Jedno jest pewne: będzie śmiesznie ;).
Pozdrawiam ;)

 
31 grudnia 2015 15:37 , Blogger Niah pisze...

Nie obiecuję, że Wiedźmin się pojawi, ale chyba nie powstrzymam się przed tym lekkim patriotyzmem :D Ale to tak na marginesie będzie.
Co za wtopa xD No cóż, najlepszym się zdarza. Lecę poprawić.
Sama fanem Gwiezdnych Wojen nie jestem, ale wiem, że ludzie jednak za coś je lubią, więc czemu Blackowie mieliby ich nie lubić? To tak po mamusi – lubią klasyki :D
Mam dość konkretny plan dla tej historii (wyjątkowo), tylko jeszcze nie wiem, jak ją zakończę (waham się między happy endem, a czymś bardziej realistycznym), ale Orion będzie się regularnie przewijał.
No gdzie paniczykowie Blackowie będą o własnych nogach wybierali się na imprezę, jak można wziąć auto? A skoro tata nie widzi, to go nie boli, nie? Dziecięca logika.
Naprawdę? A mi się Remus jakoś naturalnie skojarzył z kimś, kto zajmuje się delikatnymi rzeczami pokroju telefonów. Do tego potrzeba wiedzy i cierpliwości, dużo cierpliwości. A żaden inny Huncwot nie posiada tego typu umiejętności.
Wcześniej była Clara (chyba. Nie pamiętam, jakie jej konkretnie dałam imię. Dawno to było). Matylda pojawia się po raz pierwszy i chociaż nie występuje osobiście, już namieszała :D I narobiła chłopakom kłopotów.
Pozdrawiam, Niah.

 
31 grudnia 2015 17:40 , Blogger A. pisze...

Jak się pojawi, będę fanować! :D
Ej, ale to było śmieszne! Przez chwilę zastanawiałam się, czy to literówka, czy McG tak na serio xD.
Ja lubię, nie jakoś szczególnie, ale potencjał mieli naprawdę duży.
Powiedziałabym, że wolę realistyczne, ale może zrób przeciwnie do planowanego zakończenia Bezruchu (bo jakieś jest, nie?)?
Ale tata zauważy placek na kole i kicha! :P Zobaczymy, czy Syriusz ominął pole minowe ^^.
W sumie bywa, że jestem niesamowicie niedomyślna, więc wiesz... :P
Oni chyba z reguły mają dziewczyny, które wpędzają ich w kłopoty. Jakiś pech.

 
2 stycznia 2016 10:41 , Blogger Niah pisze...

Myślę, że to nie bardzo w stylu McG :D A przynajmniej nie na forum całej klasy.
Planowane zakończenie Bezruchu się ciągle waha – jak mam dobry humor, to tylko kilka osób umiera, jak zły, większość. Więc może jednak zasunę tutaj nie takim mega smutnym, dla kontrastu :D
Gdyby Orion coś takiego zauważył... cóż, Syriusz nie wyszedłby z tego cało.
Oni sobie takie wybierają. Niby obaj tacy mądrzy (w różnych kwestiach), ale na babach się nie potrafią poznać.
Pozdrawiam, Niah.

 
4 stycznia 2016 10:48 , Blogger A. pisze...

Może i nie jej styl, a może coś brała? xD
Byłoby miło, żeby coś kończyło się w miarę dobrze. Jak możesz zabijać w Bezruchu? Już w kanonie nie było wesoło, no!
Może obaj Blackowie lubią mieć pod górkę? Ale w sumie dobrze - opowiadanie jest ciekawsze, a postaci kobiece mają pazur ;).

 
4 stycznia 2016 10:54 , Blogger Niah pisze...

Ej, w Bezruchu i tak część osób ma skończyć lepiej niż w kanonie :D A część gorzej. Więc aż taka okrutna nie jestem, nie zabijam tylko tych, których nie lubię (gdyby tak było, Snape'a już dawno bym się pozbyła, a on dalej dycha i nawet rysuje się przed nim jakaś przyszłość).
Oni chyba po prostu lubią mieć zajęcie. No i zdrowa kłótnia nikomu jeszcze nie zaszkodziła :D
Pozdrawiam, Niah.

 
4 stycznia 2016 23:04 , Blogger A. pisze...

No wiesz, trochę mnie przestraszyłaś tym niezbyt szczęśliwym zakończeniem... Ale skoro przeżyją ci, których lubisz, przynajmniej nie będę się teraz martwić :D.
A po kłótni trzeba się pogodzić xD.

 
5 stycznia 2016 07:55 , Blogger Niah pisze...

W takiej beta, beta wersji zakończenia nie przeżywał jeden z głównych bohaterów, ale po dłuższym czasie nie byłam w stanie się z tym pogodzić, więc cóż, przeżywa. Ale nie ma się za dobrze.
Tak, godzenie się po kłótni to najważniejszy etap kłótni. Powie Ci to każdy facet, który wie, jak się trzeba godzić.
Pozdrawiam, Niah.

 
27 września 2018 21:56 , Blogger Glenka pisze...

Hej! Czy to opowiadanie będzie kiedyś kontynuowane?

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna