18 lip 2015

[BEZRUCH] Plany

9 maja 1980r.

Syriusz się stresował. Próbował sobie wmówić, że niepotrzebnie, ale nie było co się oszukiwać, sytuacja była średnia. Znaczy, gorzej było, gdy matka dowiedziała się, że chodzi ze szlamą z roku niżej i na przerwie świątecznej zrobiła mu piekło, ale to były inne czasy. Zawsze mógł spotykać się z tą dziewczyną potajemnie...
A dziecko to jednak trudno było ukryć. Obecnie Rigel spała w swoim pokoju na drugim piętrze i prawdopodobnie śniła o hipogryfach i jednorożcach, czego jej życzył, ale za każdym razem, gdy jego matka miała do niego przyjechać, nie mógł jej ukrywać po kątach.
Sam ją zaprosił. Wysłał list, że potrzebuje się z nią pilnie skontaktować i czekał aż przyjdzie. Miał nadzieję, że po odebraniu przesyłki od sowy od razu się do niego deportuje, wyobrażając sobie najgorsze scenariusze, co mógł zrobić z domem. Problem leżał w tym, że nie wiedział ile może lecieć taka sowa. Kilka godzin? Dobrze, czekał od rana, nawet zjadł kolację, ale jej dalej nie było. Zignorowała go? Mało prawdopodobne, nie pisał do niej, że ma problemy bez powodu. Nigdy do niej nie pisał, że ma z czymś problem, to raniło jego męską dumę, ale teraz... teraz potrzebował swojej matki i jej chłodnej kalkulacji, którą miał również Regulus, a jemu jej poskąpiono w genach.
Aż podskoczył, gdy zauważył przez okno jej sylwetkę przed bramką. Szybko weszła do domu i już słyszał stukot jej obcasów w korytarzu. Zatrzymała się w drzwiach salonu z poważną miną.
Od kiedy wyszła za Frana jej ubiór stał się mniej mroczny, mniej blackowski. Kiedyś ubierała głównie czarne suknie, pełne koronek i ciężkich ozdób, a teraz miała dość prostą, błękitną suknię to ziemi i naszyjnik z bursztynem. Makijaż też był delikatniejszy albo zwyczajnie jej kości policzkowe nie były już tak wyraźne, jak wtedy, gdy był dzieckiem. Postarzała się, nie dało się tego ukryć, ale nadal potrafiła zrobić wrażenie. Jej błękitne oczy miały w sobie więcej mocy niż jakiekolwiek inne spojrzenie, które dotychczas widział. Nie bał się jej, nigdy się jej nie bał. Była jego matką w końcu.
Co nie znaczyło, że chciał widzieć ją wściekłą. A tak zapewne będzie.
— Ile pieniędzy straciłeś? — zapytała na wstępie lodowatym głosem, wchodząc do środka i siadając na fotelu.
— Nic. Nie chodzi o pieniądze. 
— Więc co zniszczyłeś? I czy da się to naprawić? 
Wyciągnęła z torebki papierosy. Podszedł do niej i odpalił jej długiego, cienkiego papierosa w brązowej bibułce różdżką. Usiadł naprzeciwko niej.
— Właściwie to mam pytanie, ściśle związane z rytuałami. — Uniosła brew. — Dostałem list z prośbą przeprowadzenia Rytuału Czystości. Tak, wiem, gdzie są książki. Naprawdę, mamo, nie pisałbym do ciebie, gdybym nie umiał korzystać z biblioteki. — Prychnął niezadowolony, że posłała mu spojrzenie, jakby traktowała go nadal jak dziecko.
— Więc o co chodzi?
— Co jeśli to jednak nie będzie jego dziecko?
Walburga zaciągnęła się, marszcząc brwi i patrząc się gdzieś w dół.
— To proste. Wysyłasz list do departamentu opieki z wyjaśnieniami i zaczekasz aż urzędnik zabierze dziecko do sierocińca. Tylko dopisz, że nie życzysz sobie, by w akta wpisano jakiekolwiek informacje o rodzinie, bo według prawa, z osiągnięciem pełnoletności, dzieciak mógłby do nich zajrzeć. 
— I to wszystko? 
— Tak, to wszystko. Odpowiednie papiery są gdzieś w teczkach. — Zastanowiła się. — Dawno były nieużywane, ale Orion chyba ich nie przekładał. Pomogę ci je znaleźć. — Wstała.
— Usiądź z powrotem. — Powstrzymał ją. — To nie wszystko. Bo to właściwie nie jest sedno. — Podrapał się po brodzie. 
Czuł na sobie jej uważne spojrzenie, gdy siadała i wiedział, że kłopoty są blisko.
— Co gdybym, czysto hipotetycznie, zdecydował się adoptować to dziecko? Miałbym też wysłać pismo do Ministerstwa i czekać? Przedstawić jakiś status majątkowy, czy coś...?
— Nie zrobiłeś tego — przerwała ostro, gwałtownie strzepując popiół do popielniczki.
— Mamo...
— Syriuszu, powiedz, że tego nie zrobiłeś!
Milczał, ale właściwie nie musiał nic mówić, ponieważ domyśliła się prawdy. Wstała gwałtownie, odstawiając papierosa. Chwilę wyglądała tak, jakby chciała coś powiedzieć (lub wydrapać mu oczy), ale chyba sama zdała sobie sprawę, że działanie pod wpływem emocji przy Syriuszu nigdy nie skutkowało, więc, pełna złości, zakryła usta dłonią i spojrzała w okno.
— Masz dwadzieścia lat.
— Wiem, ale...
— Nie przerywaj mi! Masz dwadzieścia lat. Całe życie przed tobą, a ty chcesz się pchać w pieluchy. Syriuszu, my nie adoptujemy cudzych bękartów! Pamiętasz? Toujorus Pur, zawsze czyści. — Złapała go za ręce. — Ale nawet jeżeli rodowe dewizy nic dla ciebie nie znaczą, nie marnuj sobie życia na dzieci! Syriuszu, przecież ty nawet nie masz żony! Pomijając fakt, że żadna kobieta nie zaakceptuje nieswojego dziecka, to nie jest takie proste, jak ci się wydaje!
Zacisnął usta w wąską linię, patrząc jej prosto w oczy, ale nie odsunął jej dłoni.
— Nie chcę jej oddawać. Widziałem, jak to wygląda. Ona nie jest niczemu winna.
— Nawet nie wiesz, czy jest czystokrwista. 
— Skąd możesz wiedzieć, że...
— Bo widzę to w twoich oczach. Nie wiesz, dlatego zależy ci tak bardzo na moim zdaniu, a nie Frana. Życie nie jest usłane różami, nie płacz nad cudzym losem tylko dlatego, że nie miał tyle szczęścia, co ty.
— Ale mogę to zmienić! Mam taką władzę i pieniądze. Cholera, jest coś dobrego, co mogę zrobić, dlaczego ma to być niby nieodpowiednie!?
— Syriuszu. — Ścisnęła mocniej jego ręce. — Załóżmy, że ją zatrzymasz i wychowasz jak swoje dziecko. Dowie się kiedyś, że to nieprawda i zacznie zadawać pytania. I co jej wtedy powiesz? Że zatrzymałeś ją, bo jej matka się puściła z kimś na boku? Że mąż jej matki ją zwyczajnie tobie zostawił do pozbycia się? Tak, synu, postawi cię to w dobrym świetle, ale co ona sobie pomyśli? Że jest córką jakiejś kurwy i kogo tam jeszcze? A jak będzie chciała ich poznać? Co wtedy zrobisz? 
— Grasz nie fair.
— Ja po prostu o was myślę! O tobie i twoim bracie! Czemu obaj jesteście tacy uparci i popełniacie błędy, których moglibyście uniknąć, gdybyście mnie chociaż raz posłuchali!?
Syriusz zamrugał, widząc, że zrobiła się aż czerwona z gniewu, ale nie dlatego, że była wściekła, a z niemocy, bo nie mogła przekonać go do swojej racji. Ale dlaczego wspomniała Regulusa?
— Co takiego Reg zrobił? — Westchnęła i rozmasowała twarz, nadal nic nie mówiąc. — Mamo, co Reg zrobił, że jesteś zła?
— Jak ci powiem, to znowu się wściekniesz. Jak na wieść, że został Śmierciożercą. Wiesz, że Fran ci to powiedział, bo myślał, że pomożesz mu zmienić zdanie? A nie, że przez ciebie ucieknie? Z resztą, mówiłam mu, że tak zareagujesz, ale widać nikt mnie nie słucha...
Złapał ją za ramiona i odwrócił w swoją stronę.
— Co. Zrobił?
— A co mógł zrobić? Oczywiście, że zrobił dziecko Jennefer Selwyn, a dowiedziałam się tego, gdy ta gówniara wysłała mi list, kiedy urodził się mój wnuk! — Była wzburzona. — A teraz ty chcesz adoptować jakąś przybłędę! Czemu nie możecie mieć przyzwoitych żon? Albo jakichkolwiek żon! Normalnych rodzin, zaczynających się od małżeństwa, a na dzieciach kończących!
Syriusz aż zaniemówił i długą chwilę miał problem ze złożeniem najprostszego zdania. Jak Reg w ogóle mógł to przed nimi zataić?! I dlaczego matka z Franem mu tego nie powiedzieli!? Czemu został postawiony, do jasnej cholery, przed faktem dokonanym!?
Odezwał się dopiero wtedy, gdy się uspokoił.
— To nie w jego stylu. 
— Oczywiście, że nie. To mój syn, a twój brat. To logiczne, że wziąłby za to odpowiedzialność. Tak jak ty chcesz wziąć odpowiedzialność za dziecko, którego nie oddałeś. Problem jest w tym, Syriuszu, że jej ojciec, Jonah Selwyn, nienawidzi mnie bardziej niż kogokolwiek innego na świecie i wiem, że nigdy nie da ręki swojej córki żadnemu Blackowi. Cóż, nie są małżeństwem, więc mam rację, że mu odmówił.
— Czemu Jonah cię nienawidzi?
— Dawne dzieje, nieprzyjęte zaręczyny i zraniona męska duma. Jonah to tylko głupi gówniarz, który myśli, że może zaszkodzić naszej rodzinie, by się na mnie zemścić.
— Ty masz jakąś słabość do młodszych, co?
Uświadomił sobie, że powiedział coś całkiem nie na miejscu, gdy Walburga posłała mu naprawdę mordercze spojrzenie. Puścił matkę i odsunął się, nerwowo wsadzając ręce w kieszenie. Osądzanie Walburgi i jej wyborów facetów nie leżało w jego kompetencjach. Poza tym... nie mówi się matkom takich rzeczy.
Zrobili sobie przerwę na herbatę. Syriusz już nawet nie oponował, że kawa byłaby bardziej odpowiednia, ale jego matka i tak była już w drażliwym nastroju. Widział to po czterech kostkach cukru, które wrzuciła do filiżanki i ilości ciasteczek, które zjadła, zanim jej oczy przestały puszczać błyskawice.
Obrócił filiżankę w rękach, przyglądając się swojemu odbiciu w brązowym płynie.
— To nie tak, że chcę ją zatrzymać, by coś komuś udowodnić czy zrobić wam na złość. Po prostu uważam, że jeżeli może być szczęśliwym dzieckiem, dlaczego tak ma nie zostać?
— Jak się nazywa? 
— Nie wiem, nie powiedział mi. Ja mówię na nią Rigel. 
Walburga odłożyła filiżankę na spodeczek, pochyliła się w jego stronę i splotła razem ręce.
— Powiem ci coś, Syriuszu. Kiedy wyszłam za twojego ojca, jasne było, że jesteśmy pod presją tego, by mieć syna. Cygnus miał same córki, Alphard w ogóle nie miał dzieci i w krótkim czasie zabrakłoby dziedzica. I wtedy urodziłeś się ty. Później pojawił się Regulus i to nie tak, że mniej nam na tobie zależało, bo ty byłeś tym wyczekiwanym dziedzicem, a Regulus naszym dzieckiem z wyboru. Obaj byliście nasi. I chcieliśmy mieć jeszcze dziewczynkę lub kolejnego chłopca, jeżeli tak by się stało. — Syriusz uniósł brew. Matka zrobiła chwilową pauzę. — Ponownie zaszłam w ciążę, ale prawdopodobnie z powodu tego, że stało się to krótko po narodzinach Regulusa, ciąża była zagrożona i ostatecznie skończyła się poronieniem. 
— Nie pamiętam tego.
— Miałeś wtedy dwa lata, niczego nie rozumiałeś. Zrezygnowaliśmy z kolejnych dzieci, ale nie w tym sęk. Syriuszu, oddaj ją komuś, kto stracił dziecko lub nie może mieć własnych. — Spojrzała na niego bardzo poważnie. — Kogoś, dla kogo ona będzie jedną jedyną. Ty będziesz miał jeszcze czas na dzieci i możesz ich mieć nawet całą gromadę. Po prostu musisz zrozumieć to, że zrobisz jej krzywdę, pozwalając jej zostać w arystokratycznym świecie. 
Długo trawił jej słowa i chociaż nie chciał, przyznawał jej rację. Już nawet nie chodziło o jej przyszłe pytania o rodziców, inni czystokrwiści by o niej szeptali i nigdy nie potraktowali jako jednej z nich. Zawsze byłaby tą „od Blacków”, nigdy nie Blackówną, nie jego córką. Przybłędą. 
Czystokrwisty półświatek był okrutny i nie akceptował odmienności. Coś o tym wiedział. 
— Jak miała mieć na imię moja siostra?
— Adara.
— To ładne imię. Dlaczego nie ma jej na gobelinie?
— Nie umieszcza się na nim dzieci, które zmarły przed narodzinami. 
Jego matka rzadko okazywała emocje inne niż gniew. Była typową, wyniosłą kobietą i podejrzewał, że opowiedzenie mu tego sporo ją kosztowało. Pierwszy raz w życiu też wydała mu się tak bardzo ludzka i nie chciał udowodnić jej, że nie miała racji, ponieważ faktycznie ją miała, a on się musiał z tym pogodzić. Spojrzał na gobelin za jej plecami, na imię swoje i Regulusa. Podszedł do niego, wyciągając różdżkę. Matka obserwowała go w milczeniu, jak powoli dopisuje kolejne imię pod swoim młodszym bratem. Nie miało ani swojego wizerunku, ani daty – było tylko zlepkiem liter i właściwie, póki ktoś się nie przyjrzał, ciężko było je zauważyć, ponieważ było napisane mniejszą czcionką.
— Zostanę w domu na trochę, synu — powiedziała niespodziewanie matka, wstając.
— Na ja długo? — zapytał, nie odrywając wzroku od gobelinu.
— Póki nie załatwisz sprawy z Rigel.
Syriusza nagle coś tknęło, gdy tak spoglądał na podobiznę swojego brata (dodajmy, że wyjątkowo mało udaną). Odwrócił się do matki ze zmarszczonymi brwiami.
— Dlaczego nie ma tutaj syna Regulusa?
— Widzisz, wszystkie te opowieści o magicznym, samo rozrastającym się drzewie to jedna wielka bujda. Kiedyś, owszem, tak było, ale zdjęto z niego wszelkie czary, gdy co rusz pokazywał niechciane nabytki rodzinne i ujawniał wszelkie zdrady w ten sposób. Rozumiesz, nie wszystkim było to na rękę.
— Och...
10 maja 1980r.

Przynajmniej Stworek był szczęśliwy. Skrzat wydawał się wręcz zachwycony wizją spędzenia czasu ze swoją ukochaną panią. Syriusza to średnio urządzało, ponieważ matka w domu wiązała się z brakiem swobody. Skończyli się Pink Floydzi puszczani z gramofonu, chodzenie w mugolskich ubraniach czy zlecanie Stworkowi zrobienia pizzy na obiad. Kuźwa, jego matka była jak Sherlock z książek mugoli, zauważała każde odchylenie od normy! Nawet fakt, że nie nosił odpowiednio długich skarpetek do spodni i czasami (co za okropność!) było mu widać kawałek łydki.
Mieszkanie z nią, gdy miał piętnaście lat, było męczące. Gdy miał osiemnaście i czasami wpadał z akademika na uczelni do domu, też było niewesoło, ale zawsze dało się jej unikać. Mając lat dwadzieścia i będą z nią sam na sam w domu, który na pewno znała lepiej niż on, nie dało się jej nie spotykać, a Walburga chyba poczuła jakiś dziwny, matczyny zew i wszystko zaczęło ją strasznie interesować. Czy musiał dodawać, że jego matka, w relacjach z nim, nie odznaczyła się taktem nawet za złamanego knuta? 
— Masz przynajmniej kogoś? — zapytała przy śniadaniu, akurat gdy zdecydował się na kolejny kęs jajecznicy. Mało się nią nie zadławił.
— Czemu pytasz?
— Jestem ciekawa — stwierdziła, obierając swoje jajka na twardo w zamyśleniu. — W szkole zawsze miałeś dużo dziewczyn, ale od kiedy rzuciłeś studia, jakoś się nie chwalisz. 
Syriusz zmarszczył brwi.
— Ale ja ci powiedziałem tylko o jednej mojej dziewczynie, mamo.
— Fran to straszna plotkara — wyjaśniła, a Syriusz poczuł się zdradzony przez ojczyma, któremu w końcu często-gęsto w listach pisał o swoich miłosnych podbojach. Zbladł, gdy przypomniał sobie, jak prywatne czasami były te listy. — Oczywiście, gdy już udało mi się coś z niego wyciągnąć, ponieważ zawsze zarzekał się, że to tajne przez poufne i jako matka nie powinnam wiedzieć większości tych rzeczy. Może właściwie miał rację? — Syriusz w duchu odetchnął z ulgą. — Więc?
— Miałem dziewczynę, ale ubzdurała sobie, że się jej wstydzę i się rozstaliśmy.
— Zazdrość to odpowiedni powód do wstydzenia się za kogoś. Szczególnie, gdy to kobieta jest zazdrosna. Powiedziałeś jej to?
— Nie, zamordowano ją nim się zdecydowałem.
Matka powoli odłożyła łyżeczkę na talerzyk i spojrzała na niego, jak ze złością mordował resztki swojej jajecznicy na talerzu. 
— Zamordowano?
— Tak. Podobno dostała Avadą na Pokątnej. Pisali nawet o tym w Proroku — mruknął, odstawiając talerz na bok. — Że to prawdopodobnie sprawka Śmierciożerców, ponieważ była mugolakiem. 
Pierwszy raz w życiu Walburga nie skomentowała w żadne sposób tego, że Syriusz nie miał problemów z umawianiem się ze szlamą, tylko również odsunęła od siebie swój talerz i zastanowiła się nad czymś. 
— Ministerstwo nie powinno pozwalać na to, by na Pokątnej ginęli ludzie.
— Teraz to dla ciebie ludzie? — zarzucił jej, gdy gniew, spowodowany śmiercią Marleny, wrócił do niego.
— Tak, Syriuszu, bo to świadczy o tym, że bezpieczniej jest teraz na mugolskich uliczkach niż czarodziejskich. — Posłała mu groźne spojrzenie. — A tak nie może być. To paradoks. Jesteś już jakiś czas w Anglii, co dziwnego się jeszcze tutaj dzieje? 
— Ulice są wyludnione. Nawet Nokturn nie jest taki jak zwykle, o Pokątnej nie wspominając. — Zacisnął usta. — No i Bella włamała się do domu, gdy nikogo tutaj nie było. — Matka zrobiła tak oburzoną minę, jak co najmniej stado nagich mugoli zatańczyło na stole przed jej oczami. — Szukała czegoś o Regulusie lub jego we własnej osobie. — Zabębnił palcami o stół. — Mam wrażenie, że Reg zrobił mnóstwo głupich rzeczy w ostatnim czasie i jeżeli sam nie ma jakiegoś planu, to ciężko będzie go z tego wyplątać.
— Czemu tak uważasz?
— Marlena, ta zamordowana dziewczyna, powiedziała mi, że Regulus był na Nokturnie w momencie, gdy wywiązał się jakiś pojedynek. W ogóle, kamienica się zawaliła i te sprawy. Antonin trafił przed Wizengamot na jakąś nadzwyczajną rozprawę, gdzie chcieli go wysłać jednorazowym biletem do Azkabanu, ale na szczęście się nie udało i do tego chodzą pogłoski, że niby Reg trzyma się z Jamesem i aurorami. Nic z tego nie rozumiem. — Odgarnął włosy za ucho i podparł twarz ręką. — To się ze sobą nie łączy. Reg, James, Antonin, pojedynek i śmierć Marleny. Wszystko niby w podobnym czasie, ale to nie ma sensu.
— Faktycznie, niezbyt to jasne. Załóżmy jednak hipotezę. — Spojrzał na nią ciekawie. — Gdy Regulus był z nami na świętach w grudniu, był dość zamknięty w sobie, prawda? A gdy wrócił w lutym, wyglądał jakby wrócił do domu po naprawdę długiej podróży, jak do bezpiecznego miejsca. Więc coś się musiało zmienić w tym czasie, gdy był sam w Anglii. Po czym, od tego czasu do teraz, pojawiają się pogłoski, że jest w jakichkolwiek stosunkach z Jamesem Potterem. Twoim przyjacielem.
— Rozmawiałem z Barty'm, gdy przyjechałem — wtrącił, widząc, że matka mu coś uświadomiła. — Mówił, że widział się z nim na początku lutego, a później słyszał, że Reg był w Szkocji na Walentynki. — Matka aż zamrugała. — I że nie może mi powiedzieć, skąd to wie. Do tego przyznał się, że popiera tego całego Lorda i pytał mnie, po której stronie ja jestem. 
— Jannefer wysłała mi list w kwietniu, że Nathaniel, ich syn, urodził się dwudziestego marca.
— Myślisz, że ona jest w Szkocji? Razem z dzieckiem? Trochę nieprzyjemny klimat.
— Wiesz, Szkocja to całkowite odludzie. Dobre do schowania się, gdy masz nieślubne dziecko — stwierdziła.
Syriusz zastanowił się.
— Dobra. Więc możemy założyć, że między grudniem a lutym coś się zmieniło. Może bycie Śmierciożercą mu zbrzydło i pojechał do Jeny, by to wyjaśnić. To miałoby sens. Jena wychowywała się z Jamesem w Dolinie Godryka, a on jest mężem Lily Evans, więc raczej nie stoi po stronie przeciwników mugoli. Więc Reg mógł, za pośrednictwem Jeny, poprosić go o pomoc. 
— To prawdopodobne — przyznała mu racją. — I jeżeli tak by było, ta bójka na Pokątnej byłaby uzasadniona, ponieważ reszcie Śmierciożerców mogło się nie spodobać to, że odszedł. I to na drugą stronę. Dlatego go zaatakowali.
— A skoro później był tam James i aurorzy...
— … to mogła to być tak naprawę zasadzka — dokończyła i oboje chwilę trawili te słowa. Syriusz wyglądała na zmartwionego. — Martwi cię Antonin?
— Tak. Trudno mi uwierzyć, że on też popiera tę całą politykę śmierci i jeszcze Marlena... — To wszystko mu się całkiem nie podobało.
— Zmarła w tym samym dniu, w którym był ten pojedynek?
— Nie. Dzień później w okolicach północy.
— W takim razie jej śmierć może być całkiem przypadkowa i niepołączona ze sprawą. Syriuszu, to jest Prorok, ich informacji nie można brać za pewnik w stu procentach.
— Wiem. No dobrze, uznajmy, że Marlena nie ma z tym nic wspólnego i wróćmy do Antonina. W tym samym dniu chciano go odesłać do Azkabanu. Możliwe, że brał udział w tym pojedynku i aurorzy go złapali, ale nadal wysyłanie kogoś do Dementorów za zwykły pojedynek jest nielogiczne. Chyba by wiedzieli, że to nie przejdzie? 
— Zakładamy cały czas, że mają Regulusa po swojej stronie, a jeżeli on i Antonin byli wcześniej razem po jednej stronie, jego zeznania mogły być skazujące. 
— Mamo, on stałby się poszukiwanym numer jeden przez pół Rosji, gdyby wyszło na jaw, że zeznawał przeciw Tony'emu. Do tego dochodzą Śmierciożercy. 
— Mówiłeś, że go wypuszczono. Obrońca musiał mieć jakiś dobry argument, by go uwolnić. Reg nie jest głupi, nigdy by nie zeznawał otwarcie, wiedząc jakie kłopoty może to na niego sprowadzić. Ale jeżeli robił to anonimowo, obrońca mógł podważyć prawdziwość jego zeznań, nie mają ich potwierdzenia u innych świadków i wypuścić Antonina. 
— Świetnie, jedyny Ślizgon, którego szczerze lubiłem, okazuje się członkiem sekty i jeszcze chce się pozbyć mojego brata. Wspaniały scenariusz. Naprawdę, cieszę się jak cholera.
— Jesteś dziedzicem rodu Blacków.
— Nie musisz mi mówić tak oczywistych rzeczy.
— A to znaczy, że w Slytherinie nie zawierałeś znajomości, Syriuszu, a zbierałeś sojuszników. 
Milczał. Oczywiście, że o tym wiedział i ściśle się tego trzymał, szukając przyjaciół gdzie indziej, ale Antonin był naprawdę kimś, komu mógłby zaufać i nieraz nie zawiódł się na tym zaufaniu. A teraz? Teraz okazywało się, że nawet go nie znał.
— Idąc tym tropem, mamo, Regulus nie ma żadnych przyjaciół i stracił właśnie wszystkich sojuszników za jednym razem.
— Ale, chociaż ciężko mi to mówić, ma Jennefer Selwyn. I nadal jest twoim młodszym bratem, któremu zdecydował się pomóc twój najlepszy przyjaciel.
— James nie jest już moim przyjacielem — zaoponował szybko, a matka westchnęła, rozmasowując nasadę nosa. Wyglądała tak, jakby ją tym zirytował. Przez tyle czasu znajomość z Jimem była be, a teraz jest cacy? Ciężko było mu w to uwierzyć.
— Możesz mi przynajmniej powiedzieć, dlaczego już z nim nie rozmawiasz? Od kiedy skończyłeś Hogwart, James Potter jest tematem tabu i nawet Regulus starał się cię przekonać do zmiany zdania, a ty nic. Co takiego zrobił? Syriuszu, jeżeli faktycznie James pomaga Regulusowi, to obrażanie się na niego w dalszym ciągu za szkolne niesnaski nie wchodzi w grę.
— Nie mogę ci powiedzieć.
— Syriusz. Ty masz mi to powiedzieć — zażądała. — Tu chodzi o twojego brata.
— Tak, i pokłóciłem się z Jamesem również o mojego brata! — Nie wytrzymał. — Był moim przyjacielem i, do kurwy nędzy, wiedział, że Reg jest dla mnie ważny, a mimo to bez żadnych oporów zabrał go do Zakazanego Lasu, gdzie... lepiej nawet nie mówić, co by się stało, gdybym go stamtąd nie zabrał! Przyjaciel się tak nie zachowuje!
Matka zamrugała, odsuwając się delikatnie od stołu, zaskoczona jego nagłym wybuchem i językiem. Długo milczała, nim zdecydowała się coś powiedzieć.
— Jednak skoro Regulus próbował was pogodzić... i teraz może z nim pracować... to musi być coś, czego nie wiesz, synu — powiedziała spokojnie. — Coś tylko między Regulusem a Jamesem. Podejrzewam, że żadnemu nie dałeś dojść do słowa po tym, co się stało. Nie dziwię ci się, chociaż ja raczej potraktowałabym Pottera jakąś wymyślną klątwą w tamtym momencie.
— Wiem, co widziałem — zaprzeczył momentalnie.
— Powinieneś już wiedzieć, że nie zawsze coś jest tym, na co wygląda. Wiesz gdzie mieszka James i moim zdaniem to najszybsza droga, by znaleźć Regulusa i wszystko naprawić. Syriusz, jesteśmy rodziną. Jako rodzina jesteśmy silni, nie jako pojedyncze jednostki. Nie na tym Blackowie budowali swoje imperium. Do tego, kto obroni twojego brata, gdy będzie w niebezpieczeństwie? — Zacisnęła dłonie na obrusie. — Żaden z was nie ma prawa umrzeć przede mną, bez względu na okoliczności. Obiecaj mi to.
— Myślisz, że to wszystko może być aż tak poważne, że nawet ja i Reg możemy umrzeć? — zapytał niepewnie, patrząc jej w oczy i oprócz siły, którą oglądał tam od dziecięcych lat, zobaczył też nowe, obce uczucie. Strach.
— Ja się tego obawiam.
— Nie zginiemy. Dopilnuję tego — zapewnił, samemu utwierdzając się w przekonaniu, że tak właśnie będzie. 
— Wiem o tym. W takim razie udaj się do Doliny Godryka, a później, ewentualnie, spróbuj rozwiązać sprawę z Antoninem. Jeżeli nie wierzysz w to, że mógłby być Śmierciożercą, może faktycznie nim nie jest i został skazany przypadkowo? 
— Jakim cudem z moich związków przeszliśmy na ten cały szajs? Już wolałbym gadać o laskach.
— Język, Syriuszu!
— Chociaż nie, jednak nie — mruknął i napił się kawy. — To znaczy, że Rigel zostaje na dłużej?
— Och — stwierdziła Walburga, gdy Syriusz pokazał jej Rigel.
I nie było to zaskoczone „och” czy „och” zdradzające, że jego właściciel zobaczył coś uroczego. O nie, to było „och” o wydźwięku negatywnym, jakby matka Syriusza była zdegustowana tym, co widzi.
Czego Syriusz całkiem nie rozumiał, bo przecież Rigel była niczym dziecko z rozkładówki „Młodej matki czarownicy” – z włoskami w kolorze pszenicy, dużymi, szarymi oczami, rumianymi policzkami i z uśmiechem tak ujmującym, że powinien być w stanie poruszyć każde, nawet najczarniejsze serce.
Widać jego matka nie miała go w ogóle, skoro Rigel jej nie zauroczyła.
— Co to ma znaczyć? — mruknął niezadowolony, że tak się zachowuje, a dziewczynka, wyczuwając jego nieprzyjemny nastrój, od razu przestała się uśmiechać.
— Nic. Po prostu przypomina mi jedno okropne dziecko, które miałam nieszczęście zobaczyć.
— Reigel nie jest okropna. — Stanął w obronie dziewczynki. — Poza tym, nie porównuj jej z dziećmi, których nie znam i znać nie chcę. Pokazałem ci ją, bo chciałaś ją zobaczyć. Gdybym wiedział, że będziesz ją obrażać, a ona nie umie się jeszcze bronić, dalej bym ją przed tobą ukrywał.
— Przez mój cały pobyt na Grimmauld? — Walburga podparła ręce na biodrach.
— Jeśli trzeba byłoby.
— Nie nadajesz się na ojca, Syriuszu. Cofam wszystko, co powiedziałam.
Zaśmiał się. Mina jego matki była zbyt zabawna, by mógł się powstrzymać. Brakowało jeszcze tylko Regulusa, który szturchnąłby go ramieniem, by przestał i Frana siedzącego gdzieś obok i uśmiechającego się znad kubka z kawą.
— Twoje zachowanie jest nieodpowiednie! Ty w ogóle nie wydoroślałeś! — zarzuciła mu matka, a on odpowiedział kolejnym śmiechem.
— Ty też się nie zmieniłaś. Brakuje tylko Rega i taty, a mielibyśmy kolejne zwyczajne popołudnie w domu — stwierdził rozbawiony.
Walburga zrobiła dziwną minę i zamrugała szybko, jakby nie pojęła słów Syriusza. Dopiero po chwili zapytała podejrzliwym głosem:
— Ale Regulus żyje, tak?
— No tak — przyznał jej rację. — Skąd to pytanie?
— Powiedziałeś, że „brakuje tylko Rega i taty”. Myślałam, że to jakiś pokrętny sposób, w który próbujesz mi powiedzieć...
— Nie! Oczywiście, że nie. On żyje, na pewno — zapewnił. — Miałem na myśli... — Wydawał się zakłopotany. Nerwowym gestem odgarnął włosy za ucho i poprawił sobie Rigel w rękach. — Myślałem o Franie, gdy mówiłem o ojcu.
— To dobrze. — Spojrzał na nią. — Wyszłam za Frana, bo potrzebowaliście ojca. Więc to dobrze, że tak o nim myślisz. Odegrał swoją role.
— Nigdy nie myślałaś, że to nie w porządku wobec ojca? 
— Wybacz, Syriusz, nie darzyłam go tak wielkim uczuciem, by zachować żałobę po nim i pozostawić was dwóch bez męskiego wzorca. Nie wiem, czy w ogóle zrobiłabym coś takiego, nawet gdyby był tym jedynym, jak w bajkach. 
— Jesteś w stanie sobie tak wiele odmówić i postąpić słusznie dla dobra rodu, czy może jest jakiś inny powód? 
— Będziesz miał własne dzieci to zrozumiesz. — Zabrała od niego dziewczynkę. — Że czasami łamie się obietnice właśnie ze względu na nie i to nie jest nic złego. Idź już, robi się późno.
— Opiekuj się nią — poprosił, patrząc niepewnie w stronę dziewczynki. 
— To tylko dziecko. Gdy juz wychowasz jedno, reszta przestaje być skomplikowana.
— Mów za siebie.
Zszedł do holu i założył płaszcz. Przejrzał się w lustrze, widząc młodego mężczyznę z wyższych sfer, w staranie dobranej pod kolor oczu koszuli, szytej na miarę i płaszczu, który z daleka wyglądał na drogi. Nawet jeżeli był to jego styl w ostatnim czasie, ani James, ani Lily nie zapamiętali go w ten sposób. Wrócił do swojego pokoju, zamieniając materiałowe spodnie na jeansy, koszulę na bluzkę z nadrukiem, a płaszcz na skórzaną kurtkę, która przyjemnie ciążyła mu na ramionach. Nawet założył wszystkie kolczyki, których starał się nie nosić w nieodpowiednim towarzystwie i tak przygotowany deportował się spod swojego domu do Doliny Godryka.
Było w niej chłodniej niż w Londynie, ale to zrozumiałe. Miasta zawsze kumulowały więcej ciepła od nagrzanych słońcem uliczek i samochodów. Mimo to w Dolinie było przyjemnie i miała to, czego Londyn nigdy nie doświadczył – ciszę i spokój. Syriusz powoli przeszedł się do dobrze znanego sobie domu i przystanął przed bramką.
W pokoju na piętrze świeciło się światło. Było już trochę późno, powoli zmierzchało, ale przecież Lily i James nie kładli się tak wcześnie do łóżka. Mieli po dwadzieścia lat, nie dwadzieścia plus sześćdziesiąt lat doświadczenia. 
Chciał wejść przez bramkę i zapukać do drzwi, ale zatrzymała go bariera. Zrobił naprawdę zaskoczoną minę, nie rozumiejąc o co chodzi w pierwszym odruchu. Dopiero po chwili doszło do niego, że przecież Lily, pochodząca z rodziny mugoli, mogła być zagrożona ze strony Śmierciożerców, ale... ale nie podejrzewał, że James mógłby się tego naprawdę obawiać.
Ktoś odsłonił firankę na piętrze, zaalarmowany naruszeniem bariery. Syriusz poczekał, aż zdecyduje się zejść do niego i ewentualnie wpuścić do środka. W innym wypadku wróciłby do domu i postarał się jakoś inaczej ich złapać. Wprawdzie, Remus pewnie często się przeprowadzał i nie mieszkał pod tym samym adresem, co dwa lata temu, ale liczył na to, że Peter nadal siedział u matki w domu. Lub że ona wiedziałaby, gdzie go znaleźć.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Lily – jej włosy były dużo dłuższe niż w momencie, gdy widział ją ostatni raz i, nie ukrywajmy, jej brzuch też się stanowczo zmienił od tamtego czasu. Wydawała się szczerze zaskoczona tym, że go widzi i całkiem jej się nie dziwił. Powoli zeszła do schodach i przeszła pół ogródka w jego stronę, nim zapytała:
— Jaki kwiatek podarował mi James na naszej pierwszej, oficjalnej randce?
— Słucham? — Spojrzał na nią jak na wariatkę i tak się trochę czuł. Co to za gadanie zagadkami? 
— Odpowiedz — zażądała ostrym głosem, a on zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć coś tak nieważnego jak kwiatek.
— Goździka. Fioletowego.
Kobieta odetchnęła i podeszłą do niego. Różdżką dotknęła pola, tworząc nieznany mu znak w powietrzu i po chwili z delikatnym uśmiechem zaprosiła go do środka.
— Nie uwierzyłam, że to ty — wyznała.
— To zauważyłem. W ogóle, moje gratulacje. Gdybym wiedział, nie przynosiłbym wam wina, a... wino i jakiegoś misia.
Zaśmiała się, kładąc dłonie na brzuchu. 
— Wino też jest dobre, nie martw się. — Wręczył jej ukrytą pod kurtką butelkę z '23, którą zabrał z barku.
— James jest w domu? 
— Nie. I nie mówił kiedy wróci. Przekazać mu coś? 
— Właściwie to nie, powinienem mu to powiedzieć osobiście. Wiesz... chciałem go przeprosić, a tego się raczej nie robi przez pośredników. — Uśmiechnął się do niej.
— Faktycznie. Zostaniesz na herbatę? 
— A może być kawa? — zapytał z nadzieją w głosie.
— Myślę, że coś da się z tym zrobić.
Lily zaprosiła go do kuchni, całej urządzonej na biało, z pojedynczymi elementami dekoracyjnymi w naturalnym kolorze drewna. Zaproponowała, by napili się w salonie, ale odmówił, twierdząc, że przy kuchennym stole jest tak samo wygodnie. Tak naprawdę, kuchnia była jednym z niewielu miejsc w domu Jamesa, których nie znał i wolał spędzić czas na neutralnym gruncie, rozmawiając z Lily.
Nie mieli jakiś super kontaktów. Była dziewczyną jego przyjaciela jeszcze w Hogwarcie, trochę zarozumiała i zapatrzona w siebie, ale naprawdę zależało jej na Jamesie, więc ją akceptował. A że jemu zależało w tym samym stopniu, ona akceptowała jego i jakoś tak przeszli na wyższy poziom, gdzie byli znajomymi, którzy potrafili ze sobą porozmawiać bez większych przeszkód. 
— Wiecie już, czy to chłopiec czy dziewczynka? Dziękuję. — Przyjął od niej kubek z kawą i napił się jej z przyjemnością.
— To chłopiec. Wybraliśmy dla niego imię Harry. — Lily usiadła naprzeciwko niego z brzoskwiniową herbatą i odgarnęła wszystkie włosy na plecy. 
— Z jakiegoś konkretnego powodu?
— Nie. Obojgu nam się podobało i nie kojarzy nam się z nikim konkretnym, rozumiesz. James chciał by imię było proste, jak jego i moje. Jak kawa?
— O niebo lepsza niż podają w kawiarniach. Powinni się od ciebie uczyć, naprawdę.
— Syriusz Black, mistrz wciskania kitu — podsumowała.
— Nieprawda! — Dotknęła go tym do żywego, ale oboje byli w zbyt dobrych humorach, by się obrażać. — Wszystko, co mówię, płynie prosto z serca — zapewnił, rozśmieszając ją tym.
— Jasne, jasne, na pewno! Próbujesz się mi przypodobać, ot co! 
— No, może trochę.
Pokręciła głową.
— Co robiłeś po skończeniu szkoły?
— Przez wakacje przenosiliśmy większość rzeczy z Londynu do Francji, bo teraz na stałe tam mieszkają moi rodzice, a później studiowałem.
Lily wyglądała na naprawdę zaskoczoną.
— Gdzie? I co? I jak było? — zadała szybko kilka pytań, autentycznie zaciekawiona.
— Na Paryskim Uniwersytecie Sztuki Magicznej na wydziale Transmutacji. Cóż, w Hogwarcie myślałem, że Transmutacja nie ma przede mną żadnych tajemnic, ale okazało się to jedną wielką brednią. Poza tym, te studia były dwuletnie i wiązały się z naprawdę ogromną ilością materiału. W ciągu tygodnia mieliśmy tylko wolny czwartek, a co drugi weekend były dodatkowe zajęcia, na które lepiej było chodzić, więc lekcje z McGonagall to przy tym małe piwo. Ale nie żałuję, chociaż rzuciłem je w styczniu tego roku. — Napił się. 
— Co? Dlaczego? 
— Wiesz, ostatni semestr był poświęcony animagii i kończył się egzaminem zaliczeniowym...
— … i bałeś się, że dowiedzą się, że już jesteś animagiem? — zapytała, całkiem zbijając go z pantałyku. Spojrzał na nią zszokowany. — Wybacz. James mi powiedział. Wiesz, tak w ramach futerkowego problemu Remusa. 
Musiał to przez chwilę przetrawić.
— Tak, mniej więcej o to chodziło. Znaczy, wszystko byłoby dobrze, ale w akademiku jakiś baran dokonał niepełnej transformacji i musieli go zawieść na ostry dyżur – właściwie nawet nie pamiętam, czy udało się go zmienić z powrotem – a dziekan stwierdził, że w takim razie dodatkowe zajęcia praktyczne stają się obowiązkowymi i tak skończyły się moje studia. — Machnął ręką. — Gdyby nie jeden kretyn, dalej bym siedział we Francji i jadł ślimaki — zażartował.
— Jadłeś kiedyś ślimaki? — Zapytała, marszcząc śmiesznie nos.
— Oczywiście, że tak. Dobrze przyrządzone są naprawę smaczne. Musisz spróbować.
— O nie, nie. To całkiem nie moje klimaty. Ja nawet owoców morza nie mogę jeść. Ich konsystencja... brrr!
— Zdecydowanie byśmy się nie dogadali, Lily. Może życie to ostrygi, krewetki, ośmiorniczki i ślimaki przyrządzane na różne sposoby. Zaproszę cię kiedyś na obiad — obiecał.
— Nie przyjdę!
— Lily! Ranisz me uczucia! — Zaśmiał się z jej przerażonej miny.
— Nie dam się bez walki! Nie zmusisz mnie do jedzenia czegoś, co nie ma kręgosłupa!
Długo się tak przekomarzali, śmiejąc i żartując, chociaż nadal był między nimi jakiś dystans. James by się przydał, by rozładować sytuację i by być odbiorcą tego, co chcieli przekazać. Pytania Lily nużyły Syriusza, a ona zadawała je z uprzejmości, skoro już zaprosiła go na kawę. Do tego ta bariera i nieobecność Jamesa martwiły Blacka, a spoglądająca na zegarek Lily wcale tego nie poprawiała.
— Powiesz mi, gdzie on jest? — zapytał niespodziewanie, poważniejąc. 
— Nie — odpowiedziała spokojnie, przechodząc na ten sam ton, co on. — To, że nagle wróciłeś, akurat teraz, niczego nie zmienia. Wybacz, Syriuszu, ale nie jesteś już w kręgu najbardziej zaufanych osób.
— No tak, teraz ty w nim jesteś.
Policzki Lily poczerwieniały.
— Jestem jego żoną.
— Przecież nic nie mówię. Nie spodziewałem się, że gdy przyjdę wszystko będzie w porządku. Właściwie, liczyłem na awanturę, bicie po mordach i wyzwiska. — Dopił kawę. — Przekaż Jamesowi, że chcę się z nim zobaczyć. Jeżeli on nie będzie chciał, zrozumiem. Ale o jedną rzecz muszę zapytać ciebie, bo skoro James ci już tak szczęśliwie papla o mnie i Remusie, musisz wiedzieć coś jeszcze.
— To znaczy?
— Czy mój brat jest po waszej stronie?
Zapadła cisza. Lily patrzyła mu prosto w oczy, a przez jej zielone spojrzenie przemknęło nagle tyle emocji, że nie zdążył zarejestrować wszystkich. Ale głównym była niepewności i zmartwiło go to, ponieważ chciał szczerej odpowiedzi.
— Czemu chcesz wiedzieć?
— Bo to mój brat? Bo go nie widziałem i nie wiem, co się z nim dzieje? Bo w Anglii jest jebana wojna i jedna strona to sekta, a druga... właściwie, nawet nie wiem, jaka jest ta druga strona poza tym, że aurorzy wam sprzyjają. Oczywiście ci, którzy oficjalnie są po waszej stronie — dodał. 
— Co niby sugerujesz? — Spojrzała na niego ostro, zaciskając palce na kubku.
— Nic nie sugeruję, Lily, ponieważ nie mam wystarczającej ilości informacji, by zakładać cokolwiek. Chcę tylko wiedzieć, czy Reg jest bezpieczny i czy wróci do domu. To nie jest żaden podstęp czy inna cholera. Sama masz siostrę, postaw się w mojej sytuacji.
— Syriuszu, nie mogę ci nic powiedzieć... poza tym, że nic mu nie jest. Ma się dobrze. — Westchnęła z rezygnacją. — I nawet gdy się spotkasz z Jamesem, on też ci wiele nie powie.
— Ponieważ jestem z zewnątrz. — Sam dopowiedział.
— Dokładnie. To nie są czasy, w których ufa się wszystkim, czy nawet większości. Poza tym, jesteś czystokrwistym czarodziejem ze Slytherinu, a większość z was jest jednak w tej, jak to określiłeś, sekcie. 
Syriusz zacisnął usta z gniewu.
— Reg też w niej był, a teraz jakoś widuje się go w towarzystwie Jamesa, a ty wiesz, jak się miewa, więc prawdopodobnie jest po waszej stronie. Widać nie jest to takie trudne, jak się wydaje.
— Rozmawiaj o tym z Jamesem, nie ze mną — odpowiedziała wymijająco.
— W takim razie skończyliśmy już rozmawiać. — Wstał. — Dzięki za kawę i tak, naprawdę mi smakowała. Sam odprowadzę się do drzwi.
Lily trochę napsuła mu nerwów, ale krótki spacer, trzy wypalone papierosy i znowu był spokojny. No w miarę, bo jeszcze kopnął śmietnik po drodze. Dopiero po chwili zorientował się, przy jakim domu w ogóle się zatrzymał i na czyj kosz na śmieci padło. 
Selwynowie.
Mieszkający w Dolinie Godryka w piętrowym, żółtym domku z brązowymi dachówkami niczym jacyś przyzwoici ludzie. Może i byli przyzwoici, ale w momencie, w którym Syriusz dowiedział się, że prawdopodobnie jego brat ukrył swoje dziecko przed nimi (i większością świata) ponieważ w tym domu mieszkał duży, skrzywdzony chłopiec imieniem Jonah Selwyn i śmiał niszczyć życie jakiemuś Blackowi sprawiał, że chciał wejść do środka i zrobić awanturę.
Z Selwynów, z imienia, kojarzył tylko Chrisa, ponieważ było on w Slytherinie na roku Dorcas i czasami, gdy siedzieli we trójkę – ona, on i Reg – dziewczyna skarżyła się na charakter blondyna. Może i był uszczypliwy i czepiał się rzeczy, których nie powinien, ale Syriusz tego nie wiedział z autopsji, więc się nie wypowiadał. Chociaż teraz z przyjemnością poszedłby tam i podbił mu oko. Tak po prostu.
Deportował się z Doliny Godryka, ponieważ zaczęły nachodzić go dziwne myśli. Jasne, lubił się bić, nawet wręcz, ale gdy miał konkretny powód. Co to on Mulciber był, by rzucać klątwami na przypadkowych ludzi? W życiu.
Momentalnie skrzywił się, gdy zorientował się, że deportował się prosto przed drzwi Dołohowów. Dałby sobie rękę uciąć, że nie myślał o nich w tym momencie, ale stary, ciemny dwór w głębi jeszcze ciemniejszego lasu mówił sam za siebie. 
Chociaż, może dobrze byłoby wykorzystać ten całkowicie nieprzypadkowy przypadek? Przeznaczenie, te sprawy, go tutaj przywiodło z subtelnym kopem w dupę i notką „zrób coś w końcu”? Jakby nie próbował sobie tego wytłumaczyć, nie mógł zignorować faktu, że już tutaj był, więc wszedł żwawo po schodach i zapukał. A raczej próbował, ponieważ drzwi otworzyły się tuż przed nim i stanął przed nim Antonin Dołohow we własnej osobie. Trzeba było dodać, że całkowicie zaskoczony.
Na jego nosie widniała krótka blizna świadcząca o tym, że niedawno go złamał, był nieogolony, z kilkudniowym zarostem, przydługich, brązowych włosach, które wykręcały się na skroniach i pośpiesznie zapiętej koszuli. Syriusz miał już odezwać się słowem, gdy usłyszał rozmowę dwóch osób, które zbliżały się do nich zza domu, i to był momenty, w którym Antonin wciągnął go do środka.
— Co ty...? — Syriusz próbował coś wyciągnąć z Rosjanina, gdy Antonin stanowczo zaprowadził go do salonu.
— Właź pod stół — rozkazał spokojnym tonem.
— Słucham? — Syriusz zgłupiał.
— Właź pod stół zanim tutaj wejdą. — Dołohow mało subtelnie wepchnął go pod stół. — Nie mogą cię tutaj zobaczyć. Nie w takim stroju. 
— Ale kto? — Próbował jeszcze zapytać, ale Antonin tylko położył palec na ustach i odpowiedział cicho:
— Zobaczysz.
Gdy obrus zakrył mu całe pole widzenia, Syriusz usłyszał jak ktoś wchodzi do domu i stąpa twardymi, męskimi obcasami po dębowym parkiecie. Przesunął się w głąb stołu, do drewnianej nogi podtrzymującej ogromny, okrągły blat i podciągnął nogi pod siebie. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać i przyszło mu do głowy, że gdyby nie przebierał się w domu, to może Antonin nie chowałby go po kątach. Ale kto mógł mieć pewność?
— … więc rozumie pan, że mamy tutaj najlepsze warunki do kontynuowania projektu. — Rozpoznał głos pana Dołohowa, który jak typowy sprzedawca próbował poważnym i pewnym siebie tonem przekonać kupującego do swojego towaru. — Proszę usiąść. Kawy?
— Wolę herbatę — powiedział mężczyzna, którego głosu Syriusz nie znał. Widział tylko jego czarne buty z wypastowanej skóry, które wystawały spod obrusa, gdy mężczyzna zasiadł do stołu. — Muszę przyznać, że faktycznie, tak jak twierdziłeś, Fiodorze, wasz dom spełnia wszystkie wymogi, ale nie ukrywajmy tego, że Antonina niedawno złapali aurorzy.
Coś tutaj się nie zgadzało. Ten obcy mężczyzna miał dość młody głos, który oczywiście mógł zwieść Syriusza, ale raczej nie rozmawiało się z kimś o inwestycjach, zwracając się do niego po imieniu. I to w taki sposób, jakby to była groźba. Syriusz zauważył, że po jego prawej usiadł ojciec Antonina, a po jego lewej sam Antonin. Nieznany mężczyzna był naprzeciwko Syriusza.
— Niefortunnie tak się złożyło, ale jak widać, mój syn jest tutaj z nami. Wracając... — Pan Dołohow chciał wrócić na poprzedni temat, ale jego rozmówca był szybszy.
— Słyszałem od Thomasa i Lucasa, że Black był wtedy sam, gdy ich było trzech. A później pojawił się pan Potter, a mimo to Antonin został złapany. Chociaż, może nie powinienem wierzyć na słowo innym, a w to, co ma do powiedzenia sam zainteresowany.
Zapadła krótka cisza, a Syriuszowi zrobiło się gorąco, ponieważ powoli uświadamiał sobie, do kogo należały te czarne, skórzane buty i... czy coś właśnie przepełzło niedaleko krzesła tamtego mężczyzny?
— Faktycznie, było nas trzech. Niestety, byłem najbliżej kamienicy, którą wysadził Black i zostałem wykluczony z pojedynku — wyjaśnił oszczędnie Antonin, a Syriusz nie wiedział, czy czuł się z tym lepiej czy gorzej.
— To była twoja główna linia obrony przed Wizengamotem, prawda? Z resztą, nie ważne. Lucas i Thomas mieli przez chwilę Blacka tylko dla siebie i nie udało im się go pokonać, co świadczy tylko o ich niekompetencji — mruknął czarodziej i gdy Syriusz się przyjrzał, faktycznie, coś pełzało obok niego. Dużego i bardzo niebezpiecznego, wręcz jak pyton. 
— Zapewniam pana, że gdyby ten niefortunny wypadek, Antonin przyprowadziłby do pana tego zdrajcę, Regulusa Blacka. A najlepiej razem z jego bratem — zapewnił Fiodor Dołohow, a Syriusz widział, jak nerwowo porusza nogą pod stołem.
To było niespodziewane, w jaki sposób ten mężczyzna wymawia imiona swoich podwładnych i ile jadu w tym było, ile ukrytej groźby. Nie miał pojęcia, w jaki sposób sprawił, że jego ludzie się go tak obawiali, ale na pewno nie był duszą towarzystwa. I sam fakt, że wysłał kogoś po Regulusa, by mu go przyniesiono, prawdopodobnie w kawałkach, napawał Syriusza gniewem... i strachem. Tyle, że tak naprawdę nie wiedział, czego się obawiać i to chyba było najgorsze. Teraz miał tylko nadzieję, że wąż nie opuści łba, dalej łasząc się do swojego pana.
— Nie. Syriusza Blacka nie można w to jeszcze mieszać — zaoponował spokojnie mężczyzna.
— To znaczy?
— To znaczy, Fiodorze, że nie chcę, by ktokolwiek wpadł do jego domu i go stamtąd wywlókł. Tak jak i nie chcę, by Regulusa Blacka przyniesiono mi w kawałkach, co, jak widzę, umknęło niektórym. Nie chcę mieć w Blackach wrogów, rozumiesz? Chcę, by Regulus zrozumiał swój błąd i wrócił na odpowiednią stronę, by nie wyrzekał się swojej krwi. A na Syriusza przyjdzie czas.
— I co się wtedy stanie? — To pytanie zadał Antonin i Syriusz był mu za nie bardzo wdzięczny, ponieważ plany czarnoksiężnika dotyczące jego własnej osoby naprawdę go interesowały.
— Będziemy liczyć na to, że stanie po stronie swojej rodziny. W końcu większość Blacków rozumie, dlaczego ta wojna jest taka ważna. A słyszałem, że Syriusz i Regulus są ze sobą blisko, dlatego wierzę w to, że nikt go lepiej nie przekona niż jego własny brat.
— Ale Regulus... — zaczął Fiodor, ale i tym razem mu przerwano.
— Regulus zbłądził. Jest młody, na pewno coś źle zrozumiał i wyciągnął z tego nieodpowiednie wnioski.
— A co, jeżeli jednak Regulus nie wróci, a Syriusz nie pomyśli o dobru rodziny? — zapytał ostrożnie Antonin. 
Cisza, która zapadła, była tak niezręczna, że Syriusz mocniej wtulił się w nogę stołu i próbował nie oddychać.
— Nie rozważajmy tak przykrych opcji — odpowiedział wymijająco Czarny Pan, a jego wąż poruszył się przy nim niespokojnie. — Fiodorze, jestem naprawdę wdzięczny za to, że tak chętnie chcesz użyczyć swojego domu, ale póki aurorzy nie przestaną węszyć przy twoim synu, obawiam się, że to niemożliwe. — Wstał i obrus znów zasłonił cały widok. — Niestety, czas goni. Do widzenia.
Czarodzieje pożegnali się ze sobą bardzo wylewnie, a Syriuszowi na chwilę serce stanęło, gdy część cielska węża wpełzła pod stół i się przesuwała. Robiła to tak długo, że Black nie był pewien, jak długa była ta bestia, ale wolałby nie mieć z nią do czynienia. 
Zrobiło się cicho, ale podświadomość powiedziała mu, żeby dalej się nie wychylać, nie póki Antonin sam do niego nie zajrzy. I miał rację, ponieważ chwilę później rozgorzała kłótnia między Dołohowami, chociaż to Fiodor krzyczał więcej niż jego syn.
— To twoja wina! Taki zaszczyt, jaki mógł spaść na naszą rodzinę, zaprzepaszczony, bo nie rzuciłeś w porę jednego Protego!
— Rzuciłem, ale Protego nie chroni przed lawiną cegłówek i tynku.
— Nie odzywaj się do mnie w ten sposób! Masz dbać o honor naszej rodziny, a nie zawstydzać nas przed Lordem! 
— Ty w ogóle wiesz, na czym polegają te eksperymenty, które zleca? Co się po nich dzieje? Jak wyglądał Blishwick? — zapytał Antonin, a jego głos zdradzał nerwowość, której Syriusz wcześniej tam nie słyszał.
— Nie obchodzi mnie, jak one wyglądają. Mogą nawet wywracać ludzi na drugą stronę. Tutaj chodzi o Jego szacunek, Antonin, i to, jak wyglądamy w Jego oczach. A dzięki tobie, przestał nas traktować poważnie!
Na dym dyskusja się skończyła, a Fiodor odszedł pośpiesznym i nerwowym krokiem z dala od nich. Black bez słowa wyszedł, gdy Dołohow podniósł obrus. Nawet nie spojrzał mu w twarz.
— Syriuszu...
— Nie mam ci nic do powiedzenia — odparł od razu szorstkim głosem. Ponieważ to była prawda, dość usłyszał by nie chcieć mieć do czynienia z Dołohowami.
— To nie ty masz mówić — przerwał Antonin, chwytając go za ramię.
— Słuchać też nie zamierzam. — Chciał wyrwać swoją rękę z uścisku, ale w tym momencie Rosjanin uderzył jego biodrem o stół i oparł go o niego, pochylając się do Syriusza. Black wprawdzie wbił mu ostrzegawczo różdżkę w brzuch, ale na Antoninie nie zrobiło to żadnego wrażenia.
— Będziesz słuchał. Nie masz prawa wyciągać wniosków na podstawie garstki informacji, którą wiesz. Nie, by mnie oceniać. Ale jeżeli masz trochę oleju w głowie, zrozumiesz jak głupim posunięciem był powrót do Anglii. Powinniście obaj siedzieć w waszej bezpiecznej Francji, przy mamusi i nowym tatusiu, i udawać szczęśliwą rodzinkę, Syriuszu, ponieważ nie macie pojęcia, co tutaj się właściwie dzieje — powiedział gorzko, nadal trzymając go mocno i opierając się o niego swoim ciałem. Syriusz musiał podeprzeć się wolną ręką o stół, by się nie przechylić.
— Więc wytłumacz mi, o co tutaj, kurwa, chodzi — zażądał, a jego głos niebezpiecznie zadrżał od emocji.
— Nie tutaj.
— Antonin...
— Nie tutaj, Syriuszu. Nie jesteś tutaj bezpieczny, rozumiesz? Nigdzie, poza swoim domem, nie jesteś bezpieczny, a i tam nie zasypiaj bez różdżki w ręku. Spotkamy się, obiecuję, ale to ja się z tobą skontaktuję — zaznaczył, puszczając go. Syriusz poczuł ulgę, gdy Antonin się odsunął, a jego potężna sylwetka przestała górować nad nim.
— Skąd mam wiedzieć, że w ogóle to zrobisz?
— Po prostu musisz mi zaufać, że cię nie wystawię. Tylko muszę zgubić ten aurorski ogon. To potrwa kilka dni. A przez ten czas... — Pociągnął Syriusza stanowczo do drzwi. — Postaraj się uważać na siebie.
— Czemu tak ci zależy na moim bezpieczeństwie, Tony? — zapytał całkiem zdezorientowany i niepojmujący sytuacji, ponieważ ona nie była logiczna. Nic tutaj nie było logiczne.
— Ponieważ ja ufam tobie, Syriuszu. — I z tymi słowami zamknął mu drzwi przed nosem. 
Siedział na chodniku przed własnym domem z butelką mugolskiego piwa, którego nie mógł zmęczyć i czuł wściekłość. Z bezsilności, z pojebania sytuacji i z tego, że osoby, które kiedyś znał, okazywały się całkiem inne niż myślał. Jakby życie już na starcie nie dało mu w kość z tą paczką z głową.
O nie, to były niebezpieczne myśli. Nie powinien przypominać sobie tego moment, który rozwiązał wstążkę i otworzył pudełko. Po prostu nie. To było złe, chore i wypaczone. Musiał odrzucić od siebie te wspomnienia.
Pociągnął mocny łyk piwa i obrócił butelkę w palcach. Na pewno nie zamierzał czekać aż Antonin łaskawie do niego napisze. Było kilka rzeczy, które musiał jak najszybciej naprostować. Reg. Jim. Reszta Huncwotów i jego zagmatwane relacje z nimi. I jego własna rodzina. Podobno rozumieją, dlaczego ta wojna jest taka ważna. Już Syriusz im pokaże w jakim są, kurwa, błędzie. I nikt nie będzie się z nim spierał.

Etykiety: , , , , , ,

Komentarze (8):

13 lipca 2015 08:29 , Blogger Unknown pisze...

Cześć! Odkryłam Twojego bloga jakiś tydzień temu, przeczytałam większość tekstów, ale to Bezruch podbił moje serducho nieodwracalnie :D Przyznam, że momentami ciężko było połapać się w natłoku retrospekcji, przeskoków czasowych i mnogości bohaterów, ale mimo to opowiadanie, czy jak wolisz zbiór miniaturek jest pisane świetnie. Masz przyjemny styl, który szybko się czyta, nie zasypujesz czytelnika tonami zbyt szczegółowych opisów, a w kilku słowach nakreślasz sytuację i dajesz pole do popisu jego wyobraźni. Wielki plus za to ;)
Uwielbiam Regulusa. I Syriusza. Nawet Walburgę o.O W większości blogów jakie kiedykolwiek czytałam cała rodzina Black była ZAWSZE zła i be i wg nie. Ty pokazujesz ich w sposób... bardziej ludzki? Sama nie wiem, ale sprawiasz, że są prawdziwsi, bliźsi czytelnikowi. Sam pomysł z odejściem od kanonu i rozegraniu losów bohaterów w ten, a nie inny sposób jest fantastyczny, ale dość cukrowania bo od słodyczy się psują ząbki :P
Już możesz mnie zaliczyć do grona stalych czytelników i nawiedzonych fanów, pozdrawiam
~ Mała Mi

Ps. Skąd pomysł na tytuł? Bezruch. Brzmi fajnie, ale dlaczego właśnie taki?

 
13 lipca 2015 09:58 , Blogger Niah pisze...

Łaaa... Nowy czytelnik! Jestem taka szczęśliwa! Cóż za wspaniały poranek~
A co do samego tytułu, oryginalnie była to aberracja umysłu prostego, a obecny tytuł był... Jakby dodatkiem do tego? U mnie tytuły zazwyczaj mają metaforyczne znaczenie i bezruch można rozumieć tutaj jak niemożliwość do wykonania śmiałego ruchu, ponieważ wszyscy bohaterowie muszą skrupulatnie przemyśleć swoje działania. No i jak nie będą czegoś chcieli naprawić, nie uratują wszystkich. Jak w greckiej tragedii. I to jest właśnie ten bezruch - brak możliwości do działania.
Mam nadzieje, że zrozumiałaś o co mi chodzi :)
Pozdrawiam, Niah.

 
17 lipca 2015 21:16 , Blogger A. pisze...

To jednak była Marlena? Bo w sumie w poprzednim rozdziale o niej pomyślałam, ale nie bardzo kojarzyłam, jak wyglądała i jakoś nie bardzo pasowało mi, żeby wybiegła za Syriuszem, to o niej nie wspominałam. Poza tym wydawało mi się dziwne, że Syriusz w ogóle nie zaniepokoił się, że Marlena zginęła zaraz po tym, jak się z nim spotkała… Także, kurczę, dalej jakoś nie do końca jestem przekonana – mam wrażenie, że coś gdzieś nie zagrało.
Zawiasem to w tym rozdziale działo się coś dziwnego z opisami. Na początku przy opisie Walburgi zgrzytnęły mi dwa pierwsze zdania – wydawały się takie suche, puste, zupełnie jak nie ty. Później, gdy Syriusz przyglądał się sobie w lustrze… no nie, po prostu nie. W ogóle miałam wrażenie, że Syriusz się przebiera za kogoś, kim już nie jest i to też było dziwne.
Spodobało mi się rozwiązanie z małą Rigel (chociaż imię źle mi się kojarzy po pewnym złym opku), a szczególnie zachowanie Walburgi. Naprawdę te podchody Syriusza były dość zabawne, bo piekielnie oczywiste, a samo wejście Walburgi i podejrzenia (zaraz przegrał kasę albo coś zepsuł) również śmiechowe (swoją drogą ciekawe, że uznała, że oczywistym jest, że Reg zrobił komuś dzieciaka… no nie wiem, dla mnie to dalej dość abstrakcyjne). Dość miło, że choć Walburga obraca się w tym całym czystokrwistym towarzystwie, potrafi przyznać, że wcale nie jest tak sympatycznie, że dziewczynka miałaby lepsze życie gdzieś, gdzie chcieliby ją dla niej samej, a nie z obowiązku. W ogóle zdziwiło mnie, że Walburga w ten sposób mówiła o Orionie. Wydawało mi się, że darzyła go cieplejszymi uczuciami, że rzeczywiście był „tym jedynym” (bo przecież nie będę liczyć ostatniej miniaturki z nimi, w końcu to nie do Bezruchu). Mam wrażenie, że Walburga ma coś Orionowi za złe i nie jestem pewna co (oprócz tego, że śmiał umrzeć i ją zostawić z dwójką dzieci). Natomiast rozmowa o Adarze (też kojarzę z jakąś gwiazdą, coś kiedyś planowałam, ale chyba porzuciłam/zapomniałam; wydaje mi się, że występuje też w jednym z opowiadań Martina :D) wydała mi się trochę na wyrost. To znaczy z jednej strony fajnie było poznać tę drugą stronę Walburgi i dowiedzieć się, że planowali z Orionem jeszcze jakieś dzieciaki, ale z drugiej wydaje mi się, że czegoś zabrakło i ogólnie wyszło sucho, jakby na siłę (szczególnie to dorysowywanie). Ale jakie dziecko Rigel mogła przypominać Walpurdze, nie wiem… Blondyni kojarzą mi się z Malfoyami, ale to jakoś bez sensu.
Syriusz chyba dorasta, skoro zdecydował się ruszyć do Jamesa i przeprosić. (W ogóle źle mi z tym, że wiem, że piszesz slashe, bo wspominki o zaginionych Jamesie i Regulusie oraz scenka z przyciskaniem Syriusza do stołu przez Antonina strasznie mi się kojarzą… i nie wiem, czy to moja wina, czy tak to zostało napisane.) Podobała mi się podejrzliwość, z jaką Lily przyjęła Syriusza, chociaż jakoś tak przykro, że nie miał kontaktu z Jamesem i musiał przyjść jak obcy (ale sam jest sobie winien).
Trochę Lol z wężem Voldemorta, bo przecież węże suną po podłodze, więc Nagini i tak by zobaczyła Syriusza (o ile ten obrus nie szura po ziemi), a wydaje mi się, że tak czy siak by go wyczuła. A poza tym to co Syriusz się przejmował tym, że wąż go zobaczy (chyba że chodziło mu o ewentualne zjedzenie)? Wygląda mi to na sugerowanie, że Syriusz wie, że Nagini to coś więcej niż wąż i coś komuś przekaże. Jeżeli idzie o (chyba) debiut Voldzia w opowiadaniu to całkiem przyzwoicie. Parę razy coś mi nie dograło, bo w tym momencie strach chyba niekoniecznie jest tym, na czym Voldziowi zależy, no ale. Strasznie miło mi się zrobiło, gdy Antonin okazał się dobrym kumplem i pomógł Syriuszowi. W ogóle to Syriusz jest strasznie zagubiony w tej wojnie.
A i bardzo przyjemne (znaczy z punktu widzenia czytelnika) było wspomnienie o eksperymentach Blishwicka :D.
O, znowu bym zapomniała! Czytałaś może Naruto Gaiden? Oczywiście, że nie znam mangi, ale co tam 10 rozdziałów! Nie pamiętam, żebym miała taką pompę z autora, uśmiałam się do łez, patrząc, jak skończyli ci źli :P.
Pozdrawiam ;)

 
20 lipca 2015 12:20 , Blogger Niah pisze...

Tak, to była Marlena, a wybiegła, ponieważ miała złe zdanie o Syriuszu jako chłopaku, a o Syriuszu jako opiekunie chyba jeszcze gorsze... No cóż, powinna siedzieć w środku, a nie latać za facetami w środku nocy.
Mi też wydały się suche, ale akurat te fragmenty pisało mi się bardzo opornie i jak zawsze układają mi się zdania same w głowie, tak w tych momentach miałam totalną pustkę.
Syriusz i Walburga w tym rozdziale to było to, czego mi brakowało od samego początku. Wiesz, ta obustronna wiara w siebie i swoje możliwości... A ten tekst o Regulusie był pod wpływem emocji, bez spiny, Walburga spodziewała się tylko po jednym synu wpadki. Obaj ją zaskoczyli :D
No cóż, ona jest kobietą z zasadami i lubi swój mały, poukładany świat i dobrze zna jego zasady. Wie, jakby potraktowali takie małe dziecko i nie chce tego dla niego. Cóż, sama miała swoje dzieci, jakieś pozostałość instynktu macierzyńskiego posiada.
Sytuacja między Orionem a Walburgą jest trochę bardziej skomplikowana i muszę się w końcu spiąć i opisać ich historię na tyle dokładnie, by to wszystko było jasne.
Adara to tylko taki epizod. W Psiej Gwieździe, Lwim Sercu była wzmianka o tym, że jeżeli urodzi się chłopiec, będzie miał na imię Regulus, a jeżeli dziewczynka, to Adara. Nie chciałam porzucać tego wątku.
No chłopak będzie miał 21 lat na karku w listopadzie. Musi w końcu ogarnąć swoje życie i przestać się zachowywać jak dziecko. (A co do tych slashów - zawsze będą u mnie dwuznaczności, aczkolwiek nie planuję jakiegoś niespodziewanego związku Antona z Syriuszem. Może kiedyś napiszę sobie do nich poboczne historie już z uniwersum Bezruchu, ale w oryginale ich nie będzie. Wiesz, ja takie wstawki jak ta ze stołem i ta wcześniejsza ze związaniem Regulusa w łóżku czynię w pełni świadomie i one są pisane dla funu. Nie obawiaj się, Blackowie i James są na pewno hetero :D)
Strasznie nie lubię Lily, tak jak Severusa, ale wiem, że trzeba pisać nimi jak każdym innym i tylko to sprawia, że nie robię z nich jakiś potworów. No i dzięki Lily Syriusz w końcu rozumie, że zagrożenie ze strony Voldemorta jest autentyczne, skoro nawet taki chojrak jak James nie oszczędza na zaklęciach ochronnych.
Obrus szurał po ziemi. Poza tym, nikt normalny nie wyprowadza węża na spacer, więc to było podejrzane, że jakiś gość z nim przyszedł.
Tak, Voldzio nie wypowiedział wcześniej nawet kwestii, dopiero teraz ma swoje wielkie wejście i będzie się pojawiał właśnie w taki sposób - rozmawiając z kim lub ktoś będzie o nim rozmawiał. To super, że wyszło spoko :D Bo bałam się, że Voldek zbyt pewny siebie jest, ale ma do tego prawo.
Nie mogłabym sprawić, że Anonin i Syriusz byliby nastawieni przeciwko sobie, ponieważ - jak Syriusz sam określił - Dołohow darzył go sympatią za bycie sobą, a nie dziedzicem rodziny Blacków, a to było dla Syriusza najważniejsze. No i ja lubię ich razem (jako przyjaciół, tutaj już bez podtekstów!).
Eksperymenty wrócą aczkolwiek... nie będą już przyjemne ._.
Czytałam całe i byłam załamana tym, co tam się odwalało. Naprawdę, nie wiem, co Kishimoto brał, tworząc Gaidena, ale było przeterminowane.
Pozdrawiam, Niah.

 
24 lipca 2015 20:44 , Blogger A. pisze...

No ale skoro i tak uważała, że Syriusz jest taki kiepawy, po co w ogóle za nim leciała? Żeby na niego nawrzeszczeć? Wydawało mi się, że ludzie za kimś gonią, gdy im zależy albo gdy mają sprawę…
O, właśnie pisz więcej o Orionie i Walbrdze, bo niektórzy – czytaj ja – się zagubili ;).
Niektórzy boją się slashu, bo jest straszny. Takie wstawki trochę psują mi Radochnę z czytania, bo zaczynam się krzywić i w ogóle przypominać te straszne opka, które miałam nieszczęście przeczytać… Nie to, żeby coś – tak tylko mówię.
Tak, węże raczej niezbyt chętnie pilnują się właścicieli, chociaż nie to mi chodziło. Dziwi mnie, że ktoś założył tak długi obrus… Był ku temu jakiś cel?
Ej właśnie: Anonin (prawie jak Anonim :P) czy Antonin? W rozdziale też chyba plątałaś się w zeznaniach, jeżeli chodzi o jego imię xD.
No mam nadzieję, że eksperymenty nie będą przyjemne! *zaciera łapki*
Żeby tylko przeterminowane xD. Gdybym przeczytała te 700 chapów mangi, pewnie też byłabym załamana, ale tak to mam tylko bekę.

 
25 lipca 2015 10:42 , Blogger Niah pisze...

Chyba tak zrobię i przerzucę się na Oriona i Walburgę, ponieważ muszę teraz, ze względu na akcję, napisać trzy posty w mniej więcej jednym czasie, co jest żmudne, bo chyba wszystkie trzy będą miały po dwadzieścia stron. Do końca miesiąca się na bank nie wyrobię i pewnie jeszcze mnie szlag trafi, ponieważ muszę trochę pokłamać jednych bohaterem i inni muszą w to uwierzyć.
Wiem, że niektórym to przeszkadza, więc taka wstawka (zaplanowana) trafia się raz na ileś tam rozdziałów, głównie ku mojej uciesze (na razie zaplanowane były dwie. Jak zauważyłaś więcej, wyszło całkiem przypadkiem!). Nie zamierzam nimi rzucać na prawo i lewo. Moimi tru pairingami w Bezruchu zawsze będą JamReg i AntonSyri, ale w taki bekowy sposób xD Jakbym kiedyś napisała spin-offa, to raczej dla zabawy, z dużą ilością humoru i niemożliwych sytuacji, niż dla samego slashu.
Długi obrus był długi, bo narratorowi tak pasowało. Inaczej Syriusza byłoby widać. Niektórych rzeczy nie robię dla większego celu. Zawiodłam Cię, co :< ?
Antonin. Sprawdziłam. Napisałam tak tylko w komentarzu przez nieuwagę xD Antonin Dołohow ;)
Fanka ciężkich klimatów, widzę! Mam nadzieję, że najbliższe eksperymenty, gdy już do nich dojdzie, spełnią Twoje oczekiwania!
Po przeczytaniu Gaidena czuję się tak, jakby mnie ktoś oszukał...
Pozdrawiam, Niah.

 
27 lipca 2015 13:39 , Blogger A. pisze...

Zawiodłaś. Bierz pora i idź się batożyć.
A to mi się najwyraźniej wydawało, że przekręciłaś. Albo po prostu podśmiewałam się z tego, jak bardzo przypomina mi to Anonima :P.
E tam, ciężkich. Chyba żaden autor mnie nie rozpieszczał, więc zawsze mam złe przeczucia względem losu bohaterów, a później wychodzi, że skończyło się wielkim happy endem i mały zawód gryzie mnie po piętach.

 
27 lipca 2015 17:22 , Blogger Niah pisze...

Ja tam lubię ciężkie historie i lubię sprawiać, by moi bohaterowie mieli dużo problemów po drodze, a w Bezruchu będą mieć ich wiele. Już teraz trochę ich jest, a szykuje się jeszcze więcej. :D
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna