4 lut 2016

[BEZRUCH] Blackowie

1 września 1971r.

Jeżeli ktoś zapytałby Severusa Snape'a o jego relacje z Syriuszem Blackiem, Ślizgon na pewno oceniłby je jako skomplikowane ze sporym odchyleniem na negatywne. Sprawa z Jamesem Potterem wyglądała całkiem inaczej, bo jego Severus w prosty i szczery sposób nienawidził. Niestety, Black nie był już tak oczywisty. 
Już na samym początku, gdy spotkał Syriusza w przedziale pociągu, gdzie ten siedział w towarzystwie Pottera, nie spodobał się Snape'owi. To pobłażliwe spojrzenie, które posłał w jego kierunku, patrząc na używane szaty i przydługie spodnie, które Severus na sobie nosił, sprawiło, że nie zapałał do niego sympatią. Fakt, że James wyśmiał go chwilę później, a Syriusz nic nie powiedział, również nie postawił go w dobrym świetle. 
Gdy okazało się, że są w jednym domu i co gorsza, w jednym pokoju!, Severus nie wytrzymał:
— Posyłanie wyniosłych, paniczykowatych spojrzeń każdemu z osobna to jedyne, co potrafisz? — zapytał, krzywiąc się przy tym okrutnie. 
Rozpakowujący się w tym czasie Markus Max i Antonin Dołohow spojrzeli na niego jakby był z innej planety. Sam Syriusz aż otworzył usta z wrażenia i bardzo szybko je zamknął, odzyskując rezon.
— Możesz powtórzyć, jak się nazywasz?
Severus zmarszczył brwi, nie rozumiejąc tego pytania. I jaki to miało związek z jawną obelgą, którą rzucił Blackowi w twarz? Zignorował ją? Puścił w niepamięć? 
— Severus Snape — odpowiedział, świdrując Blacka spojrzeniem swoich ciemnych oczu.
— Nie znam takiego rodu. — Black patrzył na niego zainteresowany, siedząc między swoimi podręcznikami, ubraniami i kilkoma zdjęciami. Wydawał się Snape'owi w tej chwili dość beztroski i oderwany od tego, co się dzieje, ale jego pytanie sprowadziło Severusa na ziemię. 
— Bo nie ma takiej rodziny — wtrącił Markus, siadając na łóżku i opierając łokcie o zagłówek, a brodę na dłoniach. — Ej, Severus, ale ty nie jesteś szlamą, nie? — zapytał zaciekawiony.
Snape'owi aż poczerwieniały policzki na samo słowo „szlama”, a gdy doszło do niego, że Mark mógł zasugerować, że on był szlamą, zagotowała się w nim krew. Wyciągnął różdżkę i wymierzył nią w chłopca.
— Odwołaj to! 
Markus wyglądał na rozbawionego reakcją Snape'a, a jego blond loki poruszyły się, gdy odchylił głowę i zaśmiał głośno.
— Przecież ty nie znasz jeszcze żadnego zaklęcia! Możesz mi co najwyżej oko wydłubać, szlamo! — rzucił prowokacyjnie, pokazując drugiemu chłopcu język, wprawiając go tym w jeszcze większą złość.
Severus był naprawdę bliski rzucenia się na Maxa z pięściami, gdy niespodziewanie Syriusz złapał go za rękę, wykręcając ją do góry, by przestał mierzyć różdżką w chłopca. Był przy tym śmiertelnie poważny.
— Odłóż ją — rozkazał i w pierwszym, nie w pełni świadomym odruchu, Sev był naprawdę przekonany do tego, by wykonać jego polecenie. Ostatecznie ścisnął tylko mocniej usta, aż mu pobielały. — Powiedziałem, że masz ją odłożyć — ponowił Syriusz, wykręcając koledze mocniej rękę, aż Severus syknął z bólu, a gładkie drewno wypadło spomiędzy jego palców. W tym samym momencie Syriusz go puścił. — Więc? Jesteś szlamą czy nie? 
— Nie jestem! — wykrzyczał ze złością, rozmasowując rękę i zabierając z ziemi własną różdżkę. — Moja mama jest czarownicą! A wy nie powinniście na nikogo mówić „szlama” — pouczył swoich nowych współlokatorów.
Black uniósł brwi.
— Dlaczego?
— Bo to brzydkie określenie. Mówi się mugolak lub mugolaczka. 
— W moim domu zawsze mówi się szlama — odpowiedział nonszalancko Syriusz, zakładając ręce na piersi. — We wszystkich czystokrwistych rodzinach mówi się szlama na kogoś, kto jest z rodziny mugoli. 
— W takim razie wszyscy jesteście niewychowani — stwierdził Snape i to było najgorsze, co mógł zrobić, ponieważ jego koledzy najpierw pobladli z oburzenia, a później spuścili mu łomot za obrażanie ich rodziców. 
Pierwsza noc Severusa w Hogwarcie zaliczała się do tych najgorszych. Był cały poobijany i wiedział już, że nie dogada się z Syriuszem, Markusem, a nawet z Antoninem, który może nic nie powiedział, ale bił go równie mocno jak pozostali dwaj. Nie mógł sobie wyobrazić tego, że któryś z nich nazwałby w jego obecności Lily szlamą! Miał nadzieję, że w Wieży Ravenclawu nikt nie odważył się tak zwrócić do jego przyjaciółki. A nawet jeśli, dobrze, że nie wiedziała, co to znaczy. 
Gdzieś w połowie nocy przebudziła go nagła potrzeba pójścia do łazienki, ale nim wstał, usłyszał tylko jak ktoś pociąga nosem niedaleko niego. Odsunął cichutko kotarę, a w półmroku pokoju dostrzegł Syriusza Blacka, który z zapalonym Lumos przyglądał się jakiemuś zdjęciu, leżąc we własnym łóżku. Zazdrościł koledze, że ten potrafi już teraz posłużyć się tego typu zaklęciem, ale pewnie w jego domu nikt nie musiał się obawiać na każdym kroku tego, że ojciec wpadnie do środka i zrobi awanturę o używanie magii.
Niemniej jednak, Syriusz, tak jak każdy, tęsknił za kimś, będąc już w Hogwarcie. Severus uśmiechnął się triumfalnie.
— Tylko się nie popłacz. — Black, spłoszony, spojrzał w jego stronę, a w nikłej poświacie z różdżki wydawał się przerażony. Momentalnie się zreflektował i przybrał swój wyniosły wyraz twarzy, który wyglądał zabawnie w zestawieniu z jego dziecinnymi rysami. 
— Blackowie nie płaczą. Ale widać matka ci o tym nie powiedziała — mruknął, ponownie złoszcząc Severusa. — Widać o niczym ci nie powiedziała.
— Uważasz się za lepszego, ponieważ umiesz cytować nazwiska czystych rodów z pamięci? 
— Tak.
To zbiło Snale'a z pantałyku. Zamrugał kilkakrotnie.
— Ach, tak? Wiec ile jest rodów czystej krwi w Anglii? — zapytał prowokacyjnym tonem.
— Ty sam tego nie wiesz — odburknął znudzony Syriusz, chowając zdjęcie do szafki i zostawiając na niej zapaloną różdżkę, by widzieć Snape'a.
— No to mi powiedz, skoro myślisz, że jestem niedouczony.
Black tylko ziewnął. 
— Jest dwadzieścia dziewięć rodów czystej krwi. Abbott, Avery, Black, Bulstrode, Burke, Carrow, Crouch, Fawley, Flint, Greengrass, Lestrange, Longbottom, Macmillan, Malfoy, Nott, Ollivander, Parkinson, Potter, Prince, Prewett, Rosier, Rowle, Selwyn, Shacklebolt, Shafiq, Slughorn, Travers, Weasley i Yaxley. To tylko brytyjskie rodziny, te takie bardzo stare. Maxowie i Dołohowowie też są czystokrwiści, ale już spoza Anglii — wyjaśnił bez zbędnych problemów, jakby robił to już wielokrotnie.
— Moja mama miała na nazwisko Prince... — Severus zamrugał, nie zdając sobie z tego wcześniej sprawy. Syriusz uniósł brwi.
— W moim domu mówi się na takie osoby zdrajcy krwi — stwierdził, opierając głowę o poduszkę. — Wyglądasz, jakbyś tego wcześniej nie wiedział.
— Bo nie wiedziałem — mruknął niechętnie Snape, wstając z łóżka.
Syriusz odkręcił się do niego tyłem.
— Twoja mama musiała naprawdę kochać twojego ojca, skoro zostawiła dla niego rodzinę — powiedział jeszcze tylko na odchodnym, nim Severus poszedł do łazienki. Snape'owi jakoś ciężko było w to uwierzyć, ale jaki mógł być inny powód?
2 września 1971r. 

Nie wierzył w to, że między jego rodzicami mogło istnieć kiedyś jakieś uczucie, ale chyba nie bez powodu nadal mieszkali razem i mieli jego. Niemniej jednak, ta parszywa posada na zmywaku w knajpie jego matki i praca w zakładzie wulkanizacyjnym ojca, wszystkie wieczorne kłótnie o używanie magii i ciągłe krzyki nie sprawiały, że czuł się tak, jakby żył w normalnej rodzinie.
Widząc Syriusza, który już pierwszego dnia przy śniadaniu dostał ogromną paczkę słodyczy od rodziców, a jego dwie starsze kuzynki opowiadały mu o wszystkich urokach Hogwartu, czuł uczucie zazdrości, że jego rodzina tak nie wyglądała. Nie był z rodu bogatych dzieciaków, których szaty lśniły nowością, a smakołyki wysypywały się z ogromnej paczki. On, gdy matce udało się przemycić od czasu do czasu czekoladową żabę do domu, marzył o tym, by mieć je zawsze na wyciągnięcie ręki.
Mogłoby to być możliwe, gdyby zaprzyjaźnił się z Blackiem, ale Severus był pewien, że wczorajszej nocy Syriusz powiedział to wszystko z czystej złośliwości. Chociaż, gdy widział, jak Black, bez żadnego skrępowania, dzieli się słodyczami z kuzynkami, Antoninem oraz Markusem, zrobiło mu się przykro, ale nie dał po sobie nic poznać.
Według planu lekcji, który dostali od swojego opiekuna, pierwszą lekcją było zielarstwo z Puchonami. Severus był niezadowolony z tego, że za dwie godziny będą mieć jakiekolwiek zajęcia z Krukonami i dopiero wtedy nadarzy się okazja, by porozmawiać z Lily. Wyszedł na korytarz, próbując się przedostać gdziekolwiek, ale stworzył się obecnie korek i ktoś tak mały jak on, nie mógł się przecisnąć w żadną stronę.
Usłyszał za to obok siebie podniecony głos Blacka:
— James! Widziałeś, za trzy godziny będziemy mieć razem zaklęcia? — Severus musiał się dwukrotnie obrócić, by namierzyć dwóch ciemnowłosych chłopców, tak samo ściśniętych przez tłum jak on.
James Potter, widząc Syriusza, zmarszczył tylko nos, a stojący obok niego kolega z tak samo czerwonym krawatem jak on, zachichotał złośliwie. Twarz Syriusza wyrażała zdumienie, jakby nie wiedział, o co chodzi. 
— Co jest takie zabawne? — zapytał, przyglądając się obu chłopcom z zaciekawieniem, w ogóle nie zauważając tego, że to on jest powodem ich rozbawienia.
— A widzisz... to po prostu śmieszne, że jakiś Ślizgon tak strasznie chce się ze mną przyjaźnić. Wiesz, nie kumpluję się z nikim z domu Slytherina, ale jak chcesz, możesz mi ponieść torbę. — Głos Jamesa był przepełniony drwiną, a chwile później zaśmiał się Syriuszowi prosto w twarz.
Black wyglądał tak, jakby dostał obuchem w głowę i nie wiedział, co się dzieje. Zamrugał szybko, a jego policzki zaróżowiły się wbrew jego woli. Wyciągnął powoli ręce po torbę Jamesa. Potter, zadowolony, że udało mu się usidlić Ślizgona, wręczył mu ją z triumfalnym uśmiechem na ustach. I wtedy coś w spojrzeniu Syriusza się zmieniło. Chłopiec rzucił dobytkiem Gryfona między tłum, pozwalając by inni uczniowie się o nią potykali i kopali dalej przez korytarz, a on sam odepchnął bardzo mocno Pottera, przewracając go na ziemię i odszedł w stronę szklarni, przeciskając się z pomocą łokci i kolan. Severus skorzystał z tego, że kolega zrobił mu miejsce i przecisnął się tuż za nim, chociaż miał ochotę zatrzymać się i ponapawać zszokowaną miną Pottera. 
Możliwe, że zrobiło mu się szkoda Blacka, może tak trochę, ale słysząc niewybredne wyzwiska, które słał pod nosem w stronę Gryfona, nie zdecydował się podejść i go pocieszyć. Nie po tym, jak go wczoraj skopał tak, że do dzisiaj bolało. Właściwie, dobrze było mu tak, że go kolega wystawił!
Tego dnia Severusowi humor poprawiła rozmowa z Lily, gdy razem siedzieli na Histori Magii i opowiadali sobie o tym, jak wyglądały ich Domy. Całkowicie zapomniał o tym, co się stało zeszłej nocy, a o sytuacji między Syriuszem i Potterem tym bardziej. 
Niestety, tuż po zakończeniu lekcji, gdy odkładał książki do szafki, okazało się, że tylko on był tak beztroski na lekcjach, w przeciwieństwie do współdomowników.
Markus rzucił się na jego łóżko bez pytania, jakby byli starymi przyjaciółmi i spojrzał na niego wyzywająco. Snape posłał mu mordercze spojrzenie i zatrzasnął własną szafkę z hukiem.
— Zjeżdżaj.
— Ani mi się widzi, miłośniku szlam — odpowiedział dumnie blondyn i uniósł podbródek.
— Odszczekaj to! — Severus zacisnął ręce w pięści i nie rzucił się na Markusa tylko dlatego, że za plecami miał Antonina i Syriusza.
— Chciałbyś! — Markus założył ręce na piersi. — Tiara musiała się pomylić, przydzielając cię do Slytherinu, skoro sympatyzujesz z niemagicznymi.
— Lily jest czarownicą i w przeciwieństwie do was, zdobyła już jakieś punkty dla swojego domu.
— Co? Wykuła podręcznik na pamięć? Myślisz, że to dowodzi temu, że jest czarownicą? — zapytał wyzywająco.
— Mark, ale ona w końcu dostała list. Inaczej by jej nie przyjęli — zabrał głos Syriusz, pierwszy raz mówiąc coś naprawdę mądrego. — Musi w takim razie być czarownicą. Prawda? — Spojrzał na Antonina, upewniając się w tym, co mówi, ale Dołohow tylko wzruszył ramionami.
— Jest czarownicą — powiedział z mocą Severus. — Sam widziałem, jak na jej ręce rozkwitła stokrotka. Mugole tak nie robią.
— A skąd ja mam niby wiedzieć, co robią mugole? — Markus prychnął oburzony.
— Skoro nie wiesz, to po co się odzywasz? — Antonin zdjął krawat i rzucił go na swoje łóżko. Skoro mógł, miał zamiar skorzystać z tej możliwości i zdjąć mundurek. — I kogo to obchodzi, czy ona umie czarować czy nie? I tak nie będzie taka jak my.
— Dlaczego? — Snape nie dawał za wygraną. Nie będą w jego obecności obrażać Lily tylko dlatego, że mogą. A właśnie, że nie mogą!
— Moja mama mówi, że szlamy gorzej czarują, bo nie rozumieją magii.
Syriusz już drugi raz zaskoczył Severusa tym, że jawnie nie atakował go i nie próbował mu wmówić, jak Markus, że jego przyjaciółka jest gorsza od nich, bo tak. On miał nawet argument.
— To znaczy?
— No, że myślą o niej inaczej niż my. — Zmarszczył brwi. — Dokładnie nie pytałem, ale to było coś w tym stylu. — Wzruszył ramionami, też zdejmując mundurek.
— Jestem pewien, że Lily będzie świetną czarownicą — zapewnił Severus na koniec dyskusji.
— Wiec zachowaj to dla siebie. Nie wszystkich to interesuje — Antonin robił się już zmęczony ich kłótnią. — Mark, złaź z jego łóżka. Masz swoje.
Blondyn niechętnie zszedł i posyłając Snape'owi nieprzychylne spojrzenie, przeszedł na swoją stronę pokoju, również zdejmując mundurek. Wszyscy trzej chłopcy, gdy już przebrali się w normalne ubrania, zgodnie uznali, że zwiedzą razem zamek. Nie zaproponowali Severusowi, by do nich dołączył.
Wyobcowanie było chyba najtrudniejszą rzeczą, z którą musiał sobie poradzić, a mieszkając w jednym pokoju z Syriuszem Blackiem i Markusem Maxem, którzy byli jak najbardziej otwarci i rozrywkowi, było tym ciężej, że dawali mu to odczuć na każdym kroku. Nawet Antonin Dołohow, też dość spokojny i cichy, jeżeli kłótnie Severusa z chłopakami zaczynały mu przeszkadzać, rzadko stawał przeciwko nim. 
Gdyby nie wrodzony introwertyzm Severusa oraz Lily, która zawsze znalazła chwilę, by z nim porozmawiać, ciężko byłoby mu to przetrwać. 
Ale gorzej było, gdy Syriusz wrócił do domu.
24 listopada 1971r.

Siedział dość blisko świętujących, chociaż wcale sobie tego nie zaplanował. Tak się po prostu stało, że nagle wokół Syriusza zebrał się mały tłumek, który życzył mu wszystkiego najlepszego i wręczał prezenty, opakowane w kolorowe papiery, z dziwnego powodu głównie czerwone. Przy tym całym zamieszaniu poczuł się wręcz nie na miejscu i starał skupić na swojej jajecznicy, ale buchające z otwieranych prezentów konfetti nie ominęło jego talerza. Odsunął go od siebie i poczekał, aż całe to przedstawienie się skończy.
Już widział, jak do Wielkiej Sali wlatują sowy z dużymi pakunkami i lądują przed młodym Blackiem, więc szansa była, że jeszcze uda mu się przed rozpoczęciem zajęć zjeść coś, co nie było jabłkiem lub kiwi. 
Syriusz rzucił się na prezenty, rozdzierając kolorowy papier i rozrzucając go wokół siebie, a jego obydwie kuzynki – zarozumiała Narcyza i trochę-za-miła Andromeda – uśmiechnęły się do siebie pobłażliwie, bezsłownie komentując entuzjazm kuzyna.
Jednak gdy Black otworzył największą paczkę, jaką dostał, wcale nie wydał z siebie okrzyku radości. Jego twarz wydawała się raczej zdziwiona i zastygła. Przechodzący obok Rudolf zainteresował się tą nagłą zmianą Syriusza i także zajrzał do prezentu.
Później wszystko stało się bardzo szybko. 
Lestrange chwycił Blacka w pół i odciągnął od paczki, a Andromeda aż podskoczyła, gdy Syriusz mimochodem uderzył ją butami. Później słychać było już tylko rozdzierający krzyk Narcyzy, która faktycznie zajrzała do pudełka. Severus, w przypływie jakiejś głupiej ciekawości, też się pochylił nad paczką i momentalnie odsunął, wywracając na ziemię, ale to mu nie przeszkodziło, by cofać się aż pod ścianę. Do wrzasku Narcyzy dołączyło kilka innych osób, a stół Slytherinu w pośpiechu zaczął się opróżniać, gdy najbliższe pakunkowi osoby zaczęły uciekać.
W środku była głowa. Posiniała głowa mężczyzny o fioletowych ustach i pustych oczach. Severus nie miał pojęcia, do kogo należała, ale była autentyczna. Tak mu się przynajmniej wydawało.
Dlaczego coś takiego wysłano Blackowi? Przypomniał sobie o nim w momencie, w którym zadał to pytanie i od razu na niego spojrzał. Nadal trzymany był przez Lestrange'a niczym marionetka, a wyraz jego twarzy był tak samo pusty jak wyraz twarzy wysłanej głowy. Sevowi zrobiło się momentalnie niedobrze i zwymiotował obok siebie jabłkiem, które dopiero zjadł.
Co dokładnie stało się później, ciężko było mu powiedzieć. Na pewno nauczyciele przybiegli do ich stołu, zabrali paczkę, zabrali Syriusza i Rudolfa, a im kazano wrócić do lochów. Zajęcia zostały odwołane tego dnia.
Kilka godzin później przyszedł do nich Slughorn, cały czerwony ze stresu i świecący się od potu, z kociołkiem. Powiedział, że jeżeli ktoś z nich ma problem z tym, co zobaczył, powinien wypić eliksir uspokajający i niezwłocznie udać się do łóżka. 
Kilka osób, w tym obie Blackówny, pytały o stan Syriusza, ale poza informacją, że matka zabrała go do domu, nic więcej się nie dowiedzieli. Sam profesor wyglądał na wytrąconego z równowagi tym, że coś takiego dostało się za mury Hogwartu. Ogłosił, że od dzisiaj ich poczta będzie sprawdzana najpierw przez nauczycieli, a później dostarczana do rąk własnych i nikt nie zaoponował. Nikt nie chciał dostać czegoś takiego.
Pierwsza podeszła śmiertelnie poważna Andromeda, by wziąć porcję dla dalej zapłakanej i zasmarkanej Narcyzy, która nie mogła się uspokoić od śniadania. To z jej płaczliwego bełkotu Severus dowiedział się, że głowa należała do ojca Syriusza.
Tego dnia wysłał też list do rodziców z zapytaniem, czy nic im nie jest. To był jego drugi list od rozpoczęcia nauki i napisał go pod wpływem emocji. Dostając odpowiedź zwrotną trzy dni później, że jest jak zwykle, odetchnął z ulgą. 
4 grudnia 1971r.

Syriusz nie wrócił przed przerwą świąteczną. Slytherin był cichy i smutny. Narcyza jakoś się otrząsnęła, ale już nie trzymała nosa wysoko w górze, a Andromeda znikała z pokoju wspólnego częściej niż wcześniej. Rudolf był nerwowy i jakby zestresowany – uchodził teraz za małego bohatera, że odciągnął Blacka od pudełka, ale całkowicie sobie z tym nie radził.
Severus starał się ignorować sporadyczne pociąganie nosem u Markusa, wmawiając sobie, że to pewnie katar, ale ciężko było przejść obojętnie obok jego smutnej miny. Antonin z małomównego zrobił się całkowitą niemową i odzywał tylko wtedy, gdy został wybrany do odpowiedzi przez nauczyciela.
Najgorsze było jednak to, że reszta szkoły zdawała się żyć swoim normalnym trybem, jakby wszyscy inni zapomnieli o tym, co się stał. Severus podejrzewał, że chodzi po prostu o to, że Syriusz to Ślizgon, a nikt się przecież Ślizgonem długo przejmował nie będzie. Snape'a to rozzłościło, chociaż wcale Blacka nie lubił. To tego durnego Pottera z jego głupimi żartami nie lubił tym bardziej.
Gdy kolejny raz Potter wytrącił mu książki, przebiegając obok niego i Lily, Snape nie wytrzymał i warknął w jego stronę:
— Ciebie nigdy nie opuszczają głupie żarty, co, Potter? To jedyne, o czym twój mózg może myśleć?
James zatrzymał się i odwrócił do niego, a w jego oczach widać było niebezpieczne, żartobliwe błyski. Poprawił okulary na nosie i spojrzał pobłażliwie na Severusa.
— A co? TY też masz okres żałoby z powodu Blacka? 
— Tak, bo mieszkam z nim w jednym dormitorium, palancie — warknął Snape, a Potter wyglądał przez chwilę tak, jakby zachłysnął się powietrzem. — Może w waszym durnym Gryffindorze liczy się bardziej, by pokazać, jakim wieprzem się jest, ale w Slytherinie, jeżeli jednemu z nas się coś stało, to tak, jakby stało się całemu domowi. Więc z łaski swojej, zatrzymaj swoje durne żarty dla siebie, Potter.
Gdy Sevowi wydawało się, że będą mogli wraz z Lily już odejść i spokojnie udać się na zajęcia, James Potter warknął za jego plecami niczym rozzłoszczony lew:
— Ciekawe dlaczego nagle zrobiłeś się takim oddanym przyjacielem, Smarkerusie? Liczysz na to, że Black ci sypnie złotem, gdy wróci z domu? Taki jest twój ślizgoński plan?
Tego Snape nie był już w stanie tolerować. Wyciągnął różdżkę i posłał w jego stronę Rictumsemprę, a Gryfon przeleciał dobre kilka metrów korytarza, nim zatrzymał się pod nogami profesor McGonagall. W ten oto sposób Severus Snape zdobył swój pierwszy szlaban w Hogwarcie z powodu kogo? Z powodu Syriusza Blacka.
Co za ironia.
W praktyce temat Syriusza był tematem tabu. Ślizgoni unikali rozmawiania o tym, co się stało, ale nie potrafili też przejść obok tego obojętnie i tworzyła się bardzo toksyczna atmosfera. Któregoś popołudnia nawet bracia Lestrange mieli ogromną kłótnię o heroizm Rudolfa, która skończyła się okładaniem siebie nawzajem na dywanie i zakończył ją Wilkes, który jako jedyny postanowił zainterweniować.
Był on też pierwszą osobą, która powitała Syriusza po powrocie do szkoły tak, jakby nic się nie stało. Ale stało się wiele, gdy Black, zamiast pałać szczęściem i optymizmem, obrzucił szóstorocznego Ślizgona niepewnym spojrzeniem, wybąkał coś pod nosem i zniknął we własnym dormitorium. Zaraz za nim pobiegł Markus, a gdy blondyn nie wrócił w ciągu najbliższej godziny, poszedł też Antonin i całą trójką wyszli dopiero na kolację.
22 marca 1972r. 

Dziwnie było żyć z tym nowym Syriuszem – cichym, wycofanym i wiecznie smutnym. Najgorszy był fakt, że nie można było tak po prosu do niego podejść i nim potrząsnąć, by się ogarnął. A to by mu się przydało, Severus był tego pewien. Może wtedy i Markus przestałby chodzić nieszczęśliwy, że jego przyjaciel był całkiem inną osobą, a Antonin znów zacząłby się odzywać. 
Szli akurat na zaklęcia, gdy trafił się Potter. Snape sam nie wiedział, co było gorsze – to, że był sam w towarzystwie Blacka, czy fakt, że Potter zaczepił właśnie Syriusza, a jemu głupio było odejść i zostawić go samego. 
Gdzie byli Markus i Antonin, gdy byli potrzebni!?
— O proszę. Black i jego obrońca idą sobie razem korytarzem. Czy to nie słodkie? 
Severus przeczuwał, że poprzednia sprzeczka z Potterem będzie się za nim ciągnęła jak smród za gumochłonem, ale nie zakładał opcji, w której Black też o tym usłyszy. Teraz Syriusz, po raz pierwszy od przyjazdu, nie wyglądał jak smutne lub przestraszone zwierzątko – zmarszczył brwi i spojrzał najpierw na Snape'a, a później na Pottera.
— O czym mówisz? — zapytał, stając między nimi. Gryfon jedynie uśmiechnął się triumfalnie.
— Nie powiedział ci, jak to wygrażał mi na korytarzu, że Ślizgoni to jedna wielka rodzina i jak ja w ogóle śmiem twierdzić inaczej? 
— To nie prawda! — wtrącił Severus, czując gorąc gniewu, który wspinał się po jego szyi, by zatrzymać się na policzkach.
— A jaka jest prawda? 
Black spojrzał na niego. Z jego wzroku nie dało się nic odczytać – nie był ani zdziwiony, ani zły. Po prostu patrzył na niego wyczekująco, oczekując odpowiedzi, a Snape nie miał pojęcia, jak obrócić to na swoją korzyść, bo Potter trafił w sedno jego wypowiedzi – uważał Ślizgonów za dziwny rodzaj rodziny, bo w końcu wszyscy przeżywali nieobecność Syriusza na swój sposób. 
Zdecydował, że nie powie nic.
— Rozumiem. — Tym razem drugi Ślizgon odwrócił się do niego, stając do Pottera plecami i powiedział bardzo chłodnym głosem. — Nie jesteśmy rodziną, Snape. Nie jesteśmy nawet kolegami. Nie miałem innego wyboru i tylko dlatego z tobą mieszkam. Jestem pewien, że gdybyśmy faktycznie wybierali współlokatorów, zostałbyś sam, bo wolisz towarzystwo swojej małej szlamy niż...
Potter uderzył Syriusza z całej siły w tył głowy otwartą dłonią. Chłopak był tak zaskoczony, a przede wszystkim nieprzygotowany na to, że ugryzł się przy okazji w język. Odwrócił się gwałtownie w stronę Gryfona i zamiast krzyczeć, zaczął się śmiać. Oboje, Snape i Potter, patrzyli na niego oniemiali.
— Black, zwariowałeś? — zapytał ostrożnie James, unosząc jedną brew do góry. Snape widział, jak dalej zaciska rękę w pięść po tym, co powiedział Syriusz. On robił podobnie. 
— Nie, nie. Po prostu nikt mnie tak dawno nie traktował — wyznał.
— Nikt ci dawno nie przywalił?
— Nikt mnie dawno nie traktował normalnie. — Uśmiechnął się do Jamesa. — A nie jak jajko, które zaraz się zbije. Dzięki.
Severus nie wiedział, co właśnie zaszło między Potterem a Backiem, ale obaj się do siebie uśmiechali, jakby robili to na co dzień. Co więcej, Gryfon potarł się po nosie, podszedł do Ślizgona i klepnął go mocno po ramieniu.
— No, tylko nie myśl sobie, że jeżeli jeszcze raz użyjesz przy mnie tego słowa, to potraktuję cię ulgowo! Wręcz przeciwnie!
Black ponownie się zaśmiał.
— Trzymam za słowo. Idziemy na Zaklęcia?
— Jasne! Mam nadzieję, że tym razem Flitwick pokaże nam jakieś super czary na wysadzanie rzeczy w powietrze!
Dalszej części rozmowy Sev już nie słyszał, bo nie był w stanie się ruszyć z miejsca. Co tutaj się właściwie zadziało i dlaczego Black i Potter – którzy siebie wcześniej w końcu nie trawili! – odeszli teraz razem jak gdyby nigdy nic?
Dopiero wiele miesięcy później zdał sobie sprawę, że z jego inicjatywy Syriusz i James zachowywali się tak, jakby dopiero wysiedli z pociągu, a to był początek ich przyjaźni. Co więcej, Ślizgoni, w większości, nie ingerowali w ich znajomość, bo Syriusz wrócił jakby do siebie. No powiedzmy. Już nie był taki wyniosły, ale zrobił się bardziej rozdarty, zaczął więcej czasu spędzać poza pokojem wspólnym i jedyną zmianą, która się Severusowi naprawdę podobała, był fakt, że Black przestał używać słowa „szlama”.
Dalej się nie lubili, z tą różnicą, że rzadko wymieniali jakieś nieprzyjemne komentarze – częściej był potrącany przez Blacka i Pottera lub robili sobie z niego małe żarty. Tylko w pokoju wspólnym i we własnym dormitorium Syriusz zachowywał się inaczej, a raczej tak, jak zachowywał się przed powrotem do domu. Po prostu go ignorował i traktował jak powietrze.
Chyba że chodziło o Regulusa.
Prawdę powiedziawszy, poznawszy Blacka, Severus w ciemno założył, że jest jedynakiem, bo w sumie wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazywały. Nie krył więc zdziwienia, gdy na stołku usiadł kolejny Black, który oczywiście trafił do Slytherinu, a później podbiegł do Syriusza, który go mocno uściskał i poczochrał ciemne włosy.
Może i byli podobni ze swoją bladą skórą i włosami ciemnymi jak noc, ale Regulus już jako dziecko wyglądał delikatniej od brata. Gdyby nie imię, Sev mógłby go podejrzewać o bycie dziewczyną. 
Co nie znaczyło, że Syriusz nie traktował go jak młodszej siostry, którą musiał bronić przed całym światem.
13 października 1972r. 

Zawsze przed świętami robiło się tłoczno w pokoju wspólnym, ponieważ każdy chciał oddać zaległe eseje i zaliczyć co gorsze przedmioty przed przerwą świąteczną, więc bywały dni, że nie dało się znaleźć wolnego miejsca nawet na podłodze. 
Z tego, co Severus wiedział, młody Black był raczej pojętnym chłopakiem i oddawał prace w terminie, więc, w przeciwieństwie do brata, nie musiał się z nimi tłoczyć. Co nie znaczyło, że nie chciał. Przeciskał się w stronę Syriusza pomimo niedogodności i kolanem przewrócił kubek z sokiem na Severusa.
— Och, przepraszam — powiedział jedynie, a cała jego postawa i ton głosu świadczyły o tym, że wcale nie jest mu przykro. Tego Snape nie mógł puścić płazem.
— W dupę wsadź sobie swoje przepraszam, gówniarzu. 
Riposta nie była najlepiej zaplanowana, bo Syriusz siedział na tyle blisko, by go usłyszeć. I sądząc po morderczym wzroku, nie spodobało mu się to, co usłyszał.
— O co ci chodzi, Snape? — Podszedł do niego gwałtownie, wyciągając różdżkę. — Przeprosił cię, a ty nie umiesz jak cywilizowany człowiek odpowiedzieć? Nauczyć cię manier?
— Lepiej sam się ich naucz, Black, i daj lekcję bratu. 
Również wyciągnął różdżkę, mierząc nią w twarz Syriusza i już miał go przekląć, gdy ktoś niespodziewanie kopnął go w kostkę z taką siłą, że Severus był pewien, że kość mu pękła na pół. Gdy podniósł wzrok, zauważył oburzoną minę małego panicza Blacka, który prychnął, chwycił brata za rękę i odszedł z nim od Snape'a.
Co za podła żmija!
Kolejne lata z Blackami, układały mu się w miarę nieźle poza drobnymi pokazami nienawiści z obydwu stron. Severus, na szczęście, nie był osamotniony w swojej nienawiści do braci, bo tego samego zdania był Thomas Mulciber i Edgar Bulstrode, z którymi zaczął się kolegować. Właściwie to Slytherin podzielił się na dwoje – z jednej strony byli Blackowie ze swoimi oddanymi przyjaciółmi – Markusem Maxem, Antoninem Dołohowem, Bartym Crouchem, Lucasem Averym i Adamem Brownem – a z drugiej był on, wspomniany Mulciber i Bulstrode, a do tego Kaius Greengrass, Anthony Mulson i Bain Flint. Właściwie to dwaj pozostali przyszli za Greengrassem, który nie lubił Blacka prawdopodobnie dlatego, że miał większe powodzenie u dziewczyn, czy co też Kaius mógł sobie myśleć. 
Dopiero później była wielka wojna między Blackami i Greengrassami, gdy Harmies zerwała z Syriuszem i trwała, na dobrą sprawę, do zakończenia szkoły. 
Severus na siódmym roku podpisał coś na kształt porozumienia ze starszym Blackiem, który sprowadzał kawę do szkoły i razem przebudowali mugolski ekspres do kawy, by działał w pokoju wspólnym (tak naprawdę to Severus był od tego, by wybrać odpowiedni model i wytłumaczyć jego obsługę oraz, z grubsza, czym jest prąd, a Syriusz go wybebeszył, nałożył kilkanaście zaklęć, ściągnął Regulusa, który razem z nim pogrzebał przy urządzeniu i następnego dnia ekspres stał w pokoju wspólnym i robił kawę przez cały dzień).
Kończąc Hogwart i mając plan wstąpienia do świty Czarnego Pana, którego świat pozbawiony był mugoli kręcących się dookoła, gdzie czarodzieje nie musieliby się chować po kątach, był pewien, że Blacków więcej nie zobaczy.
Okropne było jego zdziwienie, gdy razem z Mulciberem wysłano go niecały rok później do Hogwartu, by zwerbować młodych, a wśród nich był nie kto inny, jak Regulus Black.
To nie był już wredny chłopiec o niepozornym wyrazie twarzy. Zniknęła cała dziecinność i łagodność. Stał przed nim dorosły mężczyzna o wysokich kościach policzkowych, mocnej szczęce i twardym spojrzeniu, które zrobiło się bardziej groźne, gdy Snape pojawił się na horyzoncie. Teraz naprawdę wyglądał jak pies gotowy do ataku. 
Nie ufał mu. Regulus może i wyznawał idee Czarnego Pana, ale był Blackiem, bratem tego Syriusza Blacka. Takich rzeczy się nie dało łatwo wymazać.
I właściwie to miał rację, bo po dołączeniu do Śmierciożerców, Regulus spisywał się dobrze tylko przez pierwsze dwa miesiące. Na przełomie sierpnia i września był bardzo nerwowy, jakby starał się coś ukryć. Dopiero później znów zrobił się spokojnym i opanowanym Ślizgonem, który panoszył się w szeregach i był traktowany lepiej tylko dlatego, że jego kuzynka była w wewnętrznym kręgu. 
Snape wiedział, że coś było nie tak. Wiedział, że moment, w którym Black zbliżył się do Czarnego Pana, był podyktowany nie wiarą w ideały, a czymś innym. Chłopak może i nie zadawał pytań, ale słuchał i z tego, co widział Severus, słuchał uważnie, zapamiętując każde słowo. 
Najśmieszniejsze było to, że chwilę przed ich konfrontacją, gdy Snape chciał podejść do niego na bankiecie i sprawdzić swoje przypuszczenia, Black zniknął. Rozpłynął się, wręcz zapadł pod ziemię na kilka tygodni.
Dowiedzieli się o nim ponownie, gdy Antonin o mało nie wylądował w więzieniu przez smarkacza i kto go uratował? Doradus Black, jakiś daleki krewny samego Regulusa. Nikt nie miał pojęcia, po jakiej stronie faktycznie są Blackowie, bo Reg był w Zakonie, Bella po stronie Czarnego Pana, a o Syriuszu nikt nic nie słyszał od kiedy ten skończył Hogwart.
Severus z jakiegoś powodu czuł niepokój. Komitywa Jamesa Pottera i Regulusa Blacka mu się nie podobała. Oni do siebie nie pasowali, nigdy też się nie dogadywali. A może wręcz byli do siebie zbyt podobni, by móc ze sobą normalnie porozmawiać. Nie chodziło tylko o Quidditch – obaj byli dobrzy w Obronie Przed Czarną Magią. Umiejętności Jamesa Sev widział osobiście, o Regulusie tylko słyszał. Gdyby faktycznie mieli takie relacje, jak opisywał Dołohow, byliby zabójczym duetem na polu walki.
Do tego Syriusz był zaszyty gdzieś nie wiadomo gdzie, robiąc nie wiadomo co. Nie był idiotą, za którego go brano. Był chyba najlepszą osobą na ich roku z Transmutacji, która wcale nie była taka prosta i znał się na przerabianiu mugolskiej technologii. Potrafił się dogadywać z osobami ze wszystkich domów i miał w sobie coś z lidera. Był naprawdę niebezpieczną osobą, gdy się nad tym głębiej zastanowić. 
Severus wolał nie myśleć, co by było, gdyby połączyli razem siły. Gdyby byli trio Black-Potter-Black. Powoli zaczynał się oswajać z tą myślą.
15 czerwca 1980r.

— Bellatrix, chciałbym pomówić o twojej rodzinie.
Siedzieli w salonie Lestrange'ów. Czarny Pan na fotelu, Bella z Rudolfem na kanapie, niby razem, ale osobno, bo kobieta była zdecydowanie przechylona w stronę swojego mistrza, Lucjusz zajmował drugi fotel, Severus stał przy kominku, a Barty patrzył przez okno.
Nie byli tutaj wszyscy, ale ci najbardziej aktywni, którzy faktycznie wychodzili walczyć na ulice.
— Co chciałbyś wiedzieć, mój Panie?
— Czy Blackowie staną po mojej stronie?
Uśmiech zszedł z ust Belli. Sev zauważył, że Lucjusz i Rudolf wymienili ze sobą spojrzenia, a później udawali, że nic się nie stało. Kobieta poruszyła się niespokojnie.
— Oczekujesz, że wyjdą walczyć? — odpowiedziała pytaniem na pytanie i Snape wiedział, że coś ukrywa.
— Niekoniecznie. Pytam, czy mnie wesprą. Pieniężnie, ewentualnie w ludziach. Czy wyznają podobne mi ideały. 
— Wyznają, mój Panie, mogę cię o tym zapewnić.
— Ale nie staną po mojej stronie — dopowiedział sobie Czarny Pan. Bella go nie wyprowadziła z błędu. — Powiedz mi, Bellatrix... Gdybym zabił Syriusza Blacka, kto byłby głową rodziny w tym wypadku?
— Ten parszywy zdrajca, Regulus. — Wręcz wypluła jego imię.
— A gdybym i jego zabił?
— Wtedy tytuł powróciłby do mojego dziadka, Polluksa.
Czarny Pan uśmiechnął się lekko. Bella nie uśmiechała się wcale. Mimo zmiany nazwiska, była dalej Blackiem, dalej kochała swoją rodzinę prawie tak samo mocno jak swojego Pana. A jej Pan chciał właśnie zakończyć życie rodu, zabijając ostatnich dwóch męskich potomków z prawem dziedziczenia. 
— Mój Panie — odezwał się niespodziewanie Lucjusz. — Jeżeli mogę wtrącić – widziałem się ostatnio z Syriuszem Blackiem. Zmienił się. Jestem pewien, że za sprawą drobnej... sugestii, wiedziałby, którą stronę należy obrać. Trzeba tylko odpowiednio do niego podejść.
— Sugerujesz coś, Lucjuszu?
— Chodzą słuchy, że planuje wziąć za żonę Tatianę Carrow, która jest po naszej stronie. Któż lepiej przekona do czegoś mężczyznę niż kobieta? 
Czarny Pan wyglądał na zachwyconego tym pomysłem.
— Świetnie. Lucjuszu, więc dopilnujesz, by Black faktycznie poślubił pannę Carrow. — To sprawiło, że Malfoy nie wyglądał już na tak zadowolonego. — Z nią porozmawiam osobiście. 
Snape był więcej niż pewien, że Lucjusz miał jakiś większy plan, którym się z nimi nie dzielił. Inaczej by go nie obchodziła rodzina żony. 
Wrócił do domu pełen złych przeczuć, które trzymały go aż do wieczora, gdy ważył eliksiry dla Czarnego Pana. Coś było w deszczu, który lał za oknem i w smętnych kroplach, które spływały po szybie. 
Wpół do szóstej do jego drzwi ktoś załomotał. Severus, z wyciągniętą różdżką podszedł do drzwi i uchylił je minimalnie, sprawdzając kto go nawiedził.
Za progiem stał blady jak ściana i przemoknięty do suchej nitki Malfoy, trzymając w żelaznym uścisku Syriusza Blacka, który chwiał się na nogach i wyglądał na chorego. Przyciskał coś do swojej piersi, co dopiero po bliższych oględzinach okazało się kawałkiem mięsa.
— Musisz nam pomóc, Snape — powiedział drżącym głosem Malfoy, a jego spojrzenie było zacięte.
Black zwymiotował mu na wycieraczkę.

Etykiety: , , , , , , , , ,

Komentarze (2):

3 maja 2016 18:02 , Blogger A. pisze...

It’s spam-time! Czyli nadchodzi człowiek-spóźnienie :D.
„Markus Max i Antonin Dołohow spojrzeli na niego jakby był z innej planety i nawiedził ich pokój” – Jakkolwiek chcę, nie rozumiem. To Word poprawił? Czy tylko ja nie ogarniam..?
„Moja mam jest czarownicą!” – literówka.
„W taki razie wszyscy jesteście” – w takim.
„czuł uczucie zazdrości” – prawdziwa incepcja! xD
„tak samo ściśniętych przez tłum jak oni” – A nie jak on? Snape idzie sam, dopiero ma zamiar spotkać się z Lily.
„co nie byłojabłkiem lub kiwi” – zlepek.
„zapomnieli o tym, co się stał” – stało.
„nikt się przecież Ślizgonem dług przejmował” – długo.
„mózg może myśleć” – niby to dialog, ale też niezła incepcja. Nie dało się inaczej?
„Poprawił okulary na nosi” – nosie.
„W ten oto sposób Severus Snape zdobył swój pierwszy szlaban w Hogwarcie z powodu kogo?” – ale chodziło o to, że pierwszy szlaban w ogóle (tak obstawiam), czy pierwszy szlaban z powodu Syriusza? :P
„Szli akurat na Zaklęcia” – ale czemu wielką literą? Pokój wspólny też? Aż zaczęłam mieć wątpliwości i sprawdziłam w książce: powinno być małymi.
„jedyną zmianą, która się Severusowi to naprawdę podobała” – po co to nadprogramowe „to”?
„I sądzą po” – sądząc.
„Oni do siebie nie pasowani” – pasowali.
„Balla nie uśmiechała” – jak śmiesz trollować Bellatriks! xD

Zaczęło się sympatycznie od lat szkolnych, a skończyło… no, gdybym nie miała przed sobą tylu rozdziałów (dobra kobieto, dużo pisałaś :D), pewnie piekliłabym się o zakończenie :P.
No dobsz, ale do początku… O dziwo całkiem przyjemnie czytało się o tych wszystkich wydarzeniach z perspektywy Snape’a (nie wiem, ale gościu z reguły naprawdę mało mnie obchodzi, smutne to trochę). Ubawiłam się, kiedy to właśnie Sev urządził młodym gniewnym pogadankę o tym, że nie powinno się nazywać innych szlamami – to naprawdę zabawne, patrząc na kanon. A właśnie! U ciebie też tak nazywał Lilkę? Nie przypominam sobie, no ale… ja to ja xD.
Właściwie przemyślenia Snape’a o Ślizgonach jako rodzinie spięły rozdział bardzo fajną klamrą i nadały biegu – efekt mi się zdecydowanie podobał. No i końcówka z Bellą, kiedy nie spodobało jej się, co Voldi zamierza zrobić (no hello!, łapy precz od Blacków!). Hej, właśnie zdałam sobie sprawę, że na tę krótką chwilę ją polubiłam, a przecież lasia zabiła Syriusza. Jak możesz mi to robić?!
W sumie rozbawiło mnie też to, że Severus niejako przyczynił się do zawiązania przyjaźni między Jamesem a Syriuszem xD. W ogóle to jak Syriusz prowokował było takie… no, fajnie się czytało. Było w tym coś niepokojącego, ale i taka przemożna chęć, by wrócić do normalności. Bo przecież Syriusz chciał, ale – jak na ironię – nie mógł przez tych, którzy chcieli mu pomóc.
A w ogóle to ubóstwiam pomysł z kawą w Hogwarcie :D.
Pozdrawiam i idę dalej. Długa droga przede mną ;).

 
3 maja 2016 19:36 , Blogger Niah pisze...

Takiego poślizgu to jeszcze nie miałaś! Ja już myślałam, że się na mnie obraziłaś ;_; (tylko za co...?).
Szlaban pierwszy w karierze ogólnie.

Ej, te rozdziały i tak były dość szybko wrzucane :D Bo miałam sesję xD Ale moja sesja to tylko przynoszenie zaliczenia, więc nie ma miałam co robić po nocach, to pisałam (teraz nie jest już tak fajnie ;_;).
Potrzebna była tutaj perspektywa Snape'a i, co dziwne, ostatnio pisanie nim mnie nie boli. Ostatnio mam problem z Lily, a Snape to jak zwykła drugoplanowa postać.
Ja w ogóle tę scenę, jak oni go biją, miałam napisaną jakiś rok temu i ona tak czekała na lepsze czasy, ale za każdym razem, gdy ją czytałam, tak mi się śmiać z tego chciało xD Sev, wzór cnót i moralności!
Tego z Lily jeszcze nie było. I w sumie nie zdecydowałam do końca.
No bo jak to tak pozbawić Blacków ostatnich męskich potomków!? Panie, ale nie tak się umawialiśmy. Tępimy szlamy, nie błękitną krew, która płynie w ku... moich kuzynów. Tak by powiedziała Bella, gdyby to faktycznie nie był Czarny Pan. A tak to wszyscy czują, że im się grunt pod nogami pali, jak już się tutaj na Blacków rzucają.
Ja nic nie robię! Do niczego się nie przyznaję!
Oni chcieli za bardzo, a on chciał o tym zapomnieć, nie słyszeć zewsząd, że wszystko będzie dobrze.
Zawsze uważałam Blacków i Snape'a za kawopijców, więc jak mogłabym im tego nie załatwić ;)
Leć dalej, leć :D
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna