11 mar 2016

[BEZRUCH] Serce różdżki

15 czerwca 1980r.

Lucjusza przeszedł dreszcz, gdy Syriusz krzyknął. Słyszał już kiedyś coś takiego – ten obrzydliwy wrzask, który wydawali z siebie ludzie, gdy Bellatrix traktowała ich pierwszym Cruciatusem. Za każdym kolejnym krzyczeli mniej, zaczynali się ślinić, dygotać, dostawali drgawek, ich ciała wyginały się pod dziwnymi kątami, a na końcu toczyła im się piana z ust.
Krzyk Syriusza mu o tym wszystkim przypomniał i Malfoyowi zrobiło się gorzej. Do tego ten odór krwi, który roznosił się dookoła, sprawiał, że miał ochotę wypłukać usta wodą z mydłem, by nie czuć metalicznego posmaku na języku.
Tyle dobrze, że Black nie płakał. On po prostu krzyczał tak długo, aż zdarł gardło i mógł jedynie kaszleć. Lucjusz pozwolił mu na to tylko dlatego, że starał się przeanalizować to, co się właśnie stało. 
Harmies. To imię coś mu mówiło, ale jeszcze dokładnie nie wiedział, co. Na pewno je gdzieś słyszał, stosunkowo niedawno. Blondynka, ładna, z tego co widział, ale z ogromną blizną na policzku, znała Syriusza, a Syriusz znał ją – musieli razem chodzić do szkoły. 
Tylko co, na gacie Merlina, jej się stało? Zamieniła się nagle w potwora, który nie rozróżniał znajomych twarzy i myślał tylko o zniszczeniu. Gdyby Black jej faktycznie nie zabił, ona zabiłaby jego i wiele innych osób. Tych dwóch mężczyzn w płaszczach, którzy im pomogli, też, kimkolwiek oni byli. Było tutaj zbyt wiele niewiadomych, by Malfoy chciał zostać chwilę dłużej na Nokturnie i czekać, aż aurorzy zwalą im się na głowę i przesłuchają – jeszcze wzięliby Blacka za mordercę, a to była ostatnia rzecz, której Lucjusz potrzebował.
Podniósł go zdecydowanym ruchem do góry i przytrzymał, znosząc cały ciężar Syriusza, który nadal nie wyszedł z szoku. A może tak się tylko Lucjuszowi wydawało, bo niewiele później Black wyrwał się i zdecydowanym krokiem podszedł do największego skupiska mięśni i organów, by po chwili się przewrócić, mało nie wpadając w tę breję. Z przerażeniem oglądał, jak Syriusz wkłada ręce w ciepłe, parujące wnętrzności, jakby czegoś szukał.
Malfoy skrzywił się okrutnie i stał długo z boku, nie mogąc się zmusić, by podejść, więc tylko patrzył, jak odrzucane są po kolei kawałki ciała, póki Black nie znalazł tego, co chciał znaleźć. 
Syriusz podniósł się z klęczek, przycisnął coś do swojej piersi i chyba nie wiedział, co powinien ze sobą zrobić. Gdyby nie coś na kształt odgłosu aportacji, Lucjusz by się do niego nie pofatygował. Jednak w tym wypadku szybko podszedł, uważając by nie potknąć się na zroszonej krwią kostce brukowej, złapał mocno za ramię i deportował w pierwsze miejsce, o którym pomyślał.
Spinner's End było nieprzyjemne jak zawsze. Szare, brudne i śmierdzące niczym stary pijak, ale miało tę zaletę, że ludzie nie interesowali się innymi ludźmi. Odwrócił w swoją stronę Syriusza i wtedy to zobaczył. 
To była część mostka – poznał po jednym złamanym i smętnie wystającym żebrze. Mięśnie wyglądały jak postrzępiony na końcach materiał, a w środku tego wszystkiego tkwiła różdżka, jakby wrośnięta w ciało. Syriusz obejmował to obrzydlistwo, jakby od tego zależało jego życie.
Trzeba było mu jednak przyznać, że nie był głupi. Zabrał z miejsca zbrodni prawdopodobnie najważniejszy kawałek dzięki któremu mogli spróbować zrozumieć, z czym takim mieli faktycznie do czynienia. Może nie było tak źle, że znaleźli się akurat na Spinner's End?
Malfoy zdecydowanym krokiem podszedł do jednej z kamienic, ciągnąc za sobą Blacka, a gdy rozpoznał znajome drzwi, załomotał w nie gwałtownie. Oby był w środku, myślał i jednocześnie prosił, bo nie miał żadnego planu awaryjnego.
Na całe szczęście Snape otworzył. Jego brzydka twarz była tak samo nieprzyjemna jak zazwyczaj, ale teraz Severus spojrzał na nich dwóch nie kryjąc zaskoczenia.
— Musisz nam pomóc, Snape — powiedział Lucjusz i w tym samym momencie Syriusz zwymiotował na wycieraczkę. Cóż, nie codziennie wysadza się w powietrze kobiety.
Sev rozejrzał się szybko po ulicy, czy nikt na nich nie patrzył i wpuścił ich do środka, pozbywając się małego prezentu od Blacka machnięciem różdżki. Chwilę później sam złapał go za płaszcz, zrywając go z niego – nic dziwnego, był przesiąknięty krwią i deszczem – a później mało delikatnie posadził na kanapie. Lucjusz rozebrał się sam i również oddał płaszcz właścicielowi, tylko po to, by chwilę później patrzeć jak płonie on w kominku. 
— Nie można było go po prostu wyprać? — zapytał ironicznie, siadając na wytartym, welurowym fotelu.
— Śmierdział magią na milę. Zabiliście smoka i wytarzaliście się w jego krwi?
— Nie, Snape. Gdyby to był smok, byłoby miło. — Wskazał tylko głową w stronę Syriusza, który miał zamknięte oczy i dalej trzymał mostek przy sobie.
Severus podszedł do niego bardzo ostrożnie i dopiero po bliższym przyjrzeniu się temu, co trzymał, zdecydował się odezwać.
— A myślałem, że już cię nie zobaczę, Black.
Syriusz otworzył oczy i przez chwilę patrzył na Severusa w milczeniu.
— Wybacz, że tym razem nie przynoszę kawy — powiedział bez cienia wesołości ani w głosie, ani na twarzy. Dziwne, że był w stanie w ogóle żartować. — To Harmies.
— Greengrass? — zapytał Snape, a Lucjuszowi przypomniały się plotki, że dziewczyna uciekła z domu (czy co też mówiła Narcyza). Cóż, to nie będzie dobra wiadomość dla jej brata.
Snape wyjął mostek z rąk Blacka i położył go na stoliku do kawy. Dokładnie go obejrzał, sprawdził na nim kilka zaklęć, podrapał się po orlim nosie i dopiero wtedy odpowiedział.
— Nie mam pojęcia, co to za zaklęcie. Jakie miało skutki? 
— Dziewczyna nagle zamieniła się w ogromnego potwora, straciła kontakt z rzeczywistością i próbowała nas zabić — streścił zwięźle Lucjusz. Syriusz zacisnął ręce na spodniach. — Black ją zabił.
Avadą? — Snape uniósł brew, nie mogąc połączyć niewybaczalnego z kimś takim, jak Syriusz Black.
Bombardą — odpowiedział Malfoy, uśmiechając się krzywo. — Dlatego jesteśmy cali we krwi. Tak jak pół Nokturnu. 
— Może więcej szczegółów na temat tego, jak się przemieniła i jak wyglądała? 
— Kazała mi uciekać — zaczął niespodziewanie Black. — Nie podchodzić do niej i po prostu uciekać. Gdy któryś raz z kolei powtórzyła moje imię, z jej ramienia zaczęły wyrastać smocze łuski, ale to nie wyglądało tak, jakby to ona się zmieniła. To tak, jakby to ją pochłonęło i zamknęło w środku... czegoś. — Skrzywił się. — Wyglądała trochę jak smok. Miała długi ogon, paszczę pełną kłów i szpony. Jej blizna też przeniosła się na ciało potwora.
— Miała bliznę?
— Coś jak błyskawica rozchodząca się od kącika ust do linii włosów. Nie powiedziała mi nigdy, co się stało. 
— Więc widziałeś się z nią wcześniej? 
— Pod koniec maja. Znalazłem ją w jednej z londyńskich uliczek, gdy jakiś świr chciał jej zrobić krzywdę. Nie chciała mi powiedzieć w szpitalu, co się stało, a gdy zabrałem ją do siebie, nagle uciekła. — Spuścił głowę. — Później jej już nie widziałem. Aż do teraz.
Snape zastanowił się głęboko na tym, co usłyszał. W pewnym momencie wyszedł z salonu, by po chwili wrócić z pojemnikiem, do którego włożył szczątki Harmies Grenngrass. Zostawił sobie nawet notkę na wierzchu.
— Zbadam, co się stało.
— Chcę wiedzieć, gdy się czegoś dowiesz.
— Oczywiście, że chcesz i zapłacisz za wszystko.
Black skrzywił się tylko, ale kiwnął głową. Na zachętę wyjął kilka galeonów z kieszeni i wręczył je Snape'owi. Podniósł się z kanapy i spojrzał na okno, za którym lało niemiłosiernie. Przeniósł swój wzrok na kominek, a później na gospodarza.
— Jest podłączony do siebie Fiuu? 
— Tak. Jak mam się z tobą skontaktować?
— Na początku do mnie zafiukaj. Grimmuald Place 12. Wymyślę jakiś inny sposób w tym czasie. Tylko jak będziesz fiukać to o jakiś normalnych godzinach, co? Ostatnio wszyscy mnie nawiedzają wczesnym rankiem.
Severus się tylko wykrzywił w czymś na kształt uśmiechu i kiwnął głową. Black, nadal niepewny, czy powinien mu ufać, odkiwnął i chwilę później zniknął w zielonych płomieniach kominka.
Zostali sami, ale Malfoy nie zamierzał przedłużać tej wizyty. 
— Zdajesz sobie sprawę, że to wyszło z naszej strony? Świętoszki Dumbledore'a nigdy by czegoś takiego nie zrobiły i nie pozwoliłby, by cywile byli zagrożeni. Czarny Pan nam czegoś nie mówi, nawet jeżeli należymy do wewnętrznego kręgu. A to była czystokrwista dziewczyna z szanowanej rodziny, która może otwarcie nie popiera Czarnego Pana, ale na pewno interesowała się jego działaniami. 
— Zachowujesz się tak, jakby palił ci się grunt pod nogami. — Severus podniósł pojemnik i postawił go na półce.
— Nie chcę skończyć jako wyjątkowo trudne do ułożenia puzzle. Słuchaj, Snape. Black ostatnio zorganizował rodzinne spotkanie. — Gospodarz wywrócił oczami. — To ważne — syknął Malfoy i podjął temat. — Zebrał wszystkich w swoim domu i powiedział, że jeżeli ktoś dalej będzie popierał politykę Czarnego Pana, zostanie wydziedziczony. Co więcej, nie powiedział ani jednego dobrego słowa o Dumbledorze, a Regulus ma niby ponieść „konsekwencje przyłączenia się do Śmierciożerców”. Lestrange rozmawiał z nim po obiedzie i Black ni z tego, ni z owego powiedział, że on żadnego trzeciego ruchu nie tworzy, chociaż Rudolf nic takiego nie zasugerował. Powiedział też, że gdyby szukał pomocy, Black mu jej udzieli. 
Snape zmarszczył brwi. 
— Przejdź do sedna.
— Spójrz – ani mi, ani tobie nie podoba się ruch Dumbledore'a, ale jeżeli Czarny Pan mąci za naszymi plecami, dobrze byłoby mieć jakiś plan b. A Syriusz podobno miał znajomych w każdym z domów i z każdego środowiska. — Snape zamrugał, orientując się w tym, do czego zmierzał Lucjusz. — Gdyby stworzył trzeci front, miałby w nim ludzi z obydwu stron. Nawet nie musieliby do niego przychodzić. Wystarczy, że przekazywaliby informacje.
— A wtedy można byłoby ustawić się tak, by wyjść z tej wojny jak najlepiej — dokończył Severus poważnym głosem.
— Dokładnie. On nie chce przemocy. Powiedział to kilkakrotnie, że nie chce wyjść na ulice, by wybijać się jak mugole. Muszę mu trochę racji w tym przyznać. A z trzecim ruchem my też nie musielibyśmy walczyć otwarcie. Nawet jeśli, wiedzielibyśmy czego unikać. 
— Skąd wiesz, że Black to zrobi?
— Bo on jest zwyczajnie dobry, Snape. Wypłacił pół miliona galeonów, by połowę z tego przeznaczyć na sierociniec. Tak po prostu. A może chciał go wykupić? Już nie pamiętam. Wydawało mi się to głupim pomysłem, ale jak teraz o tym myślę – jeżeli Syriusz zbuduje swój wizerunek miłosiernego szlachcica, który dzieli się fortuną z bliźnimi, to nawet jeżeli w przyszłości Czarny Pan by przegrał, sam fakt, że pracowaliśmy z Syriuszem, uratuje nam tyłki przed wilgotną celą w Azkabanie. 
— Malfoy, nienawidzę Blacków jak psów. Oni też za mną nie przepadają, ale jedno wiem na pewno – Syriusz Black nie skacze tak, jak ktoś mu zagra, więc nie zakładaj tylu rzeczy z góry. Jeżeli faktycznie założy ten trzeci front, to bez Lestrange'a. Bez kogokolwiek, kto nie będzie mu leżał. 
— Czemu bez Lestrange'a? — Lucjusz zmarszczył brwi, gdy Severus niespodziewanie się zaśmiał. 
— Bo Lestrange jest w nim zakochany, a Blackowi to nie leży. Gdzieś od piątej klasy. Och, nie mów mi, że nigdy na jakimś spotkanku rodzinnym nie widziałeś, jak on na niego patrzy, jak kładzie mu rękę na ramieniu i jak stara się porozmawiać na osobności. Już raz dostał od Blacka, gdy mu się ręka zawieruszyła tam, gdzie nie powinna i przebywa blisko niego tylko dlatego, że jest mężem Belli. 
Analizując wszystkie poprzednie spotkania, gdzie był on, Rudolf i Syriusz, Lucjusz nie mógł ukryć tego, że większość tego, co powiedział Snape, była prawdą. Można to jakoś wykorzystać, ale na razie trzeba było sprawić, by Syriusz zrobił to, czego chcieli.
— Jeżeli boisz się, że nie będziesz na liście potencjalnych członków, postaraj się z tymi szczątkami. Żaden facet nie przeżywa śmierci przypadkowej kobiety w sposób, w jaki Syriusz zrobił to na Nokturnie.
— Oczywiście, że nie jest przypadkowa. Przecież to była Blacka. Jedyna Ślizgonka z którą chodził — odpowiedział Snape, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Lucjusza zaczynało męczyć to, że Severus uważał, że wydarzenia z czasów jego nauki w Hogwarcie były wszystkim dobrze znane.
— Nie zepsuj tego, Snape.
— Świetnie. Ja nie zepsuję Greengrass, a ty co zrobisz?
— Powstrzymam inwigilację domu Syriusza. Tatiana Carrow nie może zostać jego żoną. To podła żmija i zbyt wiele by wypaplała Czarnemu Panu.
— Cóż, powodzenia z tym, a teraz spadaj. Mam mnóstwo rzeczy na głowie. 
Lucjusz też użył kominka, by dostać się do własnego domu. Rozejrzał się po pustym salonie spokojnie i stwierdził, że za nic w świecie nie odda tego, co ma. Żadnego ze srebrnych kandelabrów, ani jednej wiekowej gabloty, a tym bardziej wszystkich artefaktów, które miał pochowane tu i ówdzie. Niczego nie odda. Nawet jeżeli miałoby to doprowadzić do upadku Lorda Voldemorta.
Z Syriusza zeszło napięcie, gdy znalazł się w swoim salonie, więc pozwolił sobie opaść na kolana przed kominkiem i ukryć twarz w dłoniach. Potrzebował chwili dla siebie, przerwy, by wziąć głęboki oddech i starać się żyć dalej. Niespodziewanie poczuł czyjąś dłoń na ramieniu i aż podskoczył zaskoczony.
— Wszystko w porządku? 
Tatiana kucała przy nim autentycznie zaniepokojona. Obrzuciła go szybkim spojrzeniem – mokre włosy, zakrwawiona koszulę i ta nienaturalną szarość skóry – i zapytała zaniepokojona:
— Co się stało? 
Syriusz patrzył w jej duże, brązowe oczy, oglądał blond pukle dookoła ładnej twarzy i wbrew czemukolwiek i komukolwiek ją pocałował – zachłannie i gwałtownie, zdarzając się zębami o jej zęby i przytrzymując drobną twarz w swoich dłoniach, brudząc jej skórę krwią. 
Tatiana stęknęła zaskoczona. Syriusz przewrócił ją na plecy i całował szybko, gdy jego ręce błądziły po jej ciele i rozpinały sukienkę. Chociaż rozpinały to wielkie niedopowiedzenie, bo zwyczajnie zdarł materiał z jej ramion, a gdy nie chciał przejść dalej, szarpnął mocno, rozrywając delikatną tkaninę i chwycił w dłoń jej pełną pierś, która okazała się znacznie większa, niż sobie to wcześniej wyobrażał. 
Druga dłoń znalazła się na jej udzie i sunęła w stronę brzucha, gdy niespodziewanie Tatiana odsunęła go od siebie, trzymając obie ręce na jego piersi.
Dopiero widząc jej rozmazaną szminkę i podarty materiał, uświadomił sobie, co zrobił. Poczuł się okropnie ze sobą. Brawo, Syriuszu. Chwilę wcześniej zabiłeś dziewczynę, a teraz kolejną chcesz wziąć wbrew jej woli. Pogratulować. 
— Tatiana, przepraszam. — Odsunął się od niej, siadając na podłodze i zasłaniając oczy jedną ręką. Musiał się uspokoić. Oddychać. — Cholernie mi przykro.
Carrow podniosła się do siadu, trzymając resztki sukni w okolicach biustu, gdy znów na nią spojrzał. Ich spojrzenia się spotkały. Tatiana podeszła do niego, usiadła mu okrakiem na biodrach i zdjęła sukienkę przez głowę, ukazując mu to, co miała najlepsze.
Położyła mu palec na ustach, gdy chciał się odezwać. 
— Potrzebujesz tego. Wiem. Ale zrobimy to po mojemu. — Wzięła jego dłonie i poprowadziła go od płaskiego, gorącego brzucha, do biustu. — I zrobimy to powoli. — Pochyliła się, całując go. Jednocześnie zacisnęła swoje dłonie na jego, co w końcowym efekcie poskutkowało tym, że Syriusz ścisnął jej piersi.
Smakowała malinami i miodem. Była ciepła i jak najbardziej żywa, gdy badał rękami jej ciało, a jej dotyk, gdy przeczesywała mu palcami włosy lub zdejmowała koszulę, go uspokajał. Kochali się powoli przed kominkiem jakby robili to już wiele razy wcześniej. Tatiana nic nie mówiła, on też milczał, pozwalając swojemu mózgowi się na chwilę wyłączyć. Trzymał ją blisko siebie, by słyszeć bicie jej serca.
Była tutaj i teraz, gdy jej potrzebował. Nie pytała, po prostu była i Syriusz był jej za to wdzięczny. Gdy oboje unormowali oddech, opierał ucho o jej pierś i po prostu słuchał, pozwalając jej bawić się swoimi włosami. 
— Cóż, przyszłam, by zapytać, co z zaręczynami, bo ojciec się niecierpliwi. Nie sądziłam, że przyjmiesz mnie w ten sposób — wyznała.
— Coś się dzisiaj spieprzyło. Nie chcę o tym mówić.
— To nie mów. — Pocałowała go w głowę. 
Podniósł na nią wzrok. Potrzebowała go, widział to w jej oczach. Potrzebowała męża na gwałt. Cokolwiek Delith Carrow zamierzał zrobić, jeżeli do zaręczyn by nie doszło, Tatiana nie chciała się o tym dowiedzieć. A Syriusz, wiedząc teraz, jak paskudnym gratem jest w stanie się stać przez to, co działo się za drzwiami, potrzebował żony. By przynajmniej udawać, że jest normalnie.
— Wezmę cię za żonę — powiedział cicho i pozwolił, by go pocałowała – dłużej i namiętniej niż wcześniej.
Pomagała mu zmywać z siebie krew i zmęczenie, gdy siedzieli razem w wannie pełnej pachnących olejków i wypełnionej pianą pod same ich nosy. Nigdy tak naprawdę nie siedział z kobietą w wannie. Nie było okazji. Teraz, widząc jej mokre i błyszczące ciało, stwierdził, że to naprawdę przyjemne – po prostu siedzieć z kimś w ciepłej wodzie, stykając się udami i myjąc siebie nawzajem. 
— Nie uśmiechaj się. Przez ciebie nie mam w czym wrócić — zganiła go i zostawiła mu pianę na nosie. Syriusz zdmuchnął ją gwałtownie.
— Powinny być tutaj jeszcze jakieś rzeczy mojej matki. Może będą pasować, a jak nie, transmutuję je dla ciebie. — Wzruszył ramionami. 
— Syriusz Black, znawca szycia? — Uniosła brew, rozbawiona.
— Miałem z tego zajęcia przez jeden semestr.
— Semestr? — zmarszczyła brwi, patrząc na niego ciekawie.
— Ta, na studiach. Studiowałem transmutację abstrakcyjną, ale użytkowej też mieliśmy wiele.
— Na czym polega transmutacja abstrakcyjna?
Syriusz zastanowił się, jak wytłumaczyć, czym dokładnie ona jest – marzeniem każdego czarodzieja, tworzeniem czegoś z niczego, pięknym snem, który da się urzeczywistnić. Nie mogąc znaleźć żadnego określenia na to, jak w prosty sposób wytłumaczyć jej istotę, sięgnął po różdżkę leżącą na szafce wśród ubrań i dwa razy stuknął w krawędź wanny. Powierzchnia zabłyszczała i zafalowała, by chwilę później zmienić się w stado galopujących koni, nie większych niż pół dłoni, które biegły po krawędzi w szaleńczym galopie, przenikając siebie nawzajem, tylko po to, by ostatecznie zastygnąć na kształt dynamicznej rzeźby.
Tatiana dotknęła jej palcem, badając powierzchnię i jednocześnie rozglądała się po wannie, szukając jakiegoś haczyka. W szkole zmieniali całe przedmioty na całkiem inne. Zaklęcie Syriusza wyglądało tak, jakby stworzył te konie z powietrza.
Wziął jej rękę i włożył pod wodę, wodząc chwilę po ściance wanny, póki Tatiana nie natrafiła na głęboki wyrąb gdzieś obok jego biodra.
Finite.
W tym momencie poczuła, jak szczelina zapełnia się końmi – jakby od zawsze tam były i tylko czekały, aż ktoś je uwolni. Wtopiły się całkiem w powierzchnię i nie został po nich nawet ślad.
— To piękne.
— Tak. A ile rzeczy można jeszcze zrobić? Nawet ja sobie tego nie wyobrażam. — Uśmiechnął się, naprawdę szczerze. Tatiana odwzajemniła uśmiech.
Wyszła z wanny okręcając się puchatym ręcznikiem. Podeszła do lustra i przetarła jego zaparowaną powierzchnię dłonią. Widziała odbicie Syriusza, który przyglądał się jej ciekawie.
— To co z tą sukienką?
Black tylko wywrócił oczami.
Nie żeby nigdy nie grzebał w szafie własnej matki. Często robili to z Regulusem, gdy bawili się w Indian i potrzebowali odpowiednich materiałów. Jednak teraz, oglądając ubrania mamy pod kątem tego, czy będą pasowały na kogoś innego, czuł się dziwnie.
Większość rzeczy jego matka zabrała ze sobą do Francji, a tutaj pozostało tylko kilka sukienek, gdyby chciała wpaść z wizytą i nie brać torby. Nawet jak przyjeżdżała na jeden dzień to i tak miała kufer zapakowany po brzegi, więc Syriusz nie widział w tym sensu, ale nie jemu było to oceniać.
Wyjął w miarę prostą suknię z kołnierzykiem jak u koszuli i mankietami przy rękawach. Był prawie pewien, że nigdy matki w tym nie widział, a ona sama nie pamiętała, że ma coś takiego w szafie. 
— Nie jest zła, ale kolor jest fatalny — odezwała się stojąca w drzwiach Tatiana, ubrana w szlafrok, spod którego wystawały tylko stopy w białych pończochach. To był jego szlafrok, o wiele za duży na kobietę i załamujący się w zabawny sposób na ramionach. — Idę na miasto, nie na pogrzeb.
— Kolor to nie problem. Przymierz ją.
Podał jej sukienkę, a Tatiana, całkowicie nieskrępowana, zdjęła szlafrok, zostając w samych figach i pończochach. Nie nosiła stanika.
— Mógłbyś ją zapiąć?
Syriusz podszedł do niej i zasunął zamek błyskawiczny na plecach. Tatiana odwróciła się do niego. W tali materiał był dopasowany wręcz na styk, w biuście trochę odstawał i ogólnie sukienka była o dwa albo trzy cale za krótka. Black wyjął różdżkę i zaczął dopasowywać ubranie od góry, a gdy doszedł do samego dołu, zwyczajnie ją skrócił. I tak była szyta na kole, więc ładnie układała się przy nogach Tatiany. Zmienił jeszcze kolor z czarnego na jasną zieleń i nikt by nigdy nie powiedział, że w czymś takim chodziła Walburga Black-Liebleu.
Tatiana okręciła się wokół własnej osi, pozwalając sukience wirować i obejrzała się dokładnie w lustrze.
— Podoba mi się. Mogę ją zatrzymać?
— Tak. Tylko nie wspominaj o tym przy mojej matce. Jest drażliwa jeżeli chodzi o jej rzeczy.
— Jak każda kobieta. — Uśmiechnęła się do niego. — Szkoda, że kosmetyków nie zostawiła. Umalowałabym się.
Bez makijażu Tatiana naprawdę wyglądała jak dziewczynka. Ciemne usta i umalowane oczy dodawały jej lat i powagi. Teraz wyglądała jak piątoklasistka, chociaż była od Syriusza tylko rok młodsza.
— Teraz zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że spałem z dzieckiem — przyznał, za co dostał z pięści z ramię i to wcale nie tak lekko. — Ok, zrozumiałem! Żadnych komentarzy na temat wyglądu. 
Tatiana jeszcze przez chwilę się na niego boczyła za ten przytyk, gdy próbowała ogarnąć włosy przed toaletką jego matki, ale żadna fryzura nie sprawiała, że wyglądała poważniej. Syriusz przyglądał jej się z rozbawieniem, opierając biodrem o mebel. W pewnym momencie po prostu otworzył stojące na nim puzderko, przejrzał dokładnie i wyjął pierścionek z czerwonym oczkiem.
— Daj rękę.
Włożył pierścionek na jej serdeczny palec i przez chwilę patrzył, jak błyszczy w świetle. Jego matka nie miała złotej biżuterii z nieznanego mu powodu, ale nie rozpaczał nad tym, bo srebrny pierścionek prezentował się świetnie na palcu Tatiany.
— Całkiem jak twój.
Syriusz przyjrzał się swojemu pierścieniowi rodowemu, który faktycznie, też był srebrny i miał ogromny kamień w czerwonym kolorze z wygrawerowanym godłem Blacków, przez co nie błyszczał tak, jak ten Tatiany.
— Może trochę.
— Tatiana Black — powiedziała niespodziewanie, oglądając go dokładnie. — Nie brzmi źle, prawda? Rozumiem, że o nim też mam mamusi najdroższej nie wspominać? 
— Zdecydowanie nie.
Jego matka wróciła jakieś pół godziny później, wpadając do salonu tak, jakby ją stado hipogryfów goniło. Syriusz, który położył się na kanapie, by poukładać sobie wszystko w głowie, spojrzał na nią zaskoczony.
Walburga usiadła naprzeciwko i pochyliła się w jego stronę.
— Podobno smok był na Nokturnie. Dwadzieścia osób jest ciężko rannych, a trzy nie przeżyły zniszczenia kamienicy — powiedziała bardzo spokojnie. — Cały Nokturn jest zamknięty, bo pozbywają się resztek bestii, a ruch na Pokątnej ograniczony.
— Wiem.
— Skąd? — Uniosła brew.
— Bo zabiłem tego smoka, mamo. 
Walburga wyprostowała się gwałtownie i popatrzyła na niego tak, jakby zamienił się w goblina. Syriusz usiadł i przeczesał włosy jedną ręką.
— Dlaczego zawsze... — zaczęła cicho — gdy nie chcę, byś gdzieś był, to musisz być w centrum zamieszania!?
Syriusz skrzywił się, słysząc jej krzyk. Ścisnął nasadę nosa.
— Nie planowałem tego. Byłem z Malfoyem. Po prostu znaleźliśmy się w złym miejscu i czasie. Chciał nas zabić, więc zabiłem go pierwszy. 
— Nie chcę, byś spotykał się z Malfoyem. — Spojrzał na matkę zaskoczony. — Przysporzy ci tylko kłopotów lub cię wykorzysta. Albo oba naraz. 
— Skąd wiesz?
— Z autopsji, Syriuszu. Oni całe życie badają teren i przechodzą ze strony na stronę. Nie podejmują męskich decyzji, nie biorą odpowiedzialności za swoje czyny. Są ambitni tylko wtedy, gdy chodzi o pieniądze lub wpływy. Myślisz, że dlaczego Lucjusz był taki miły dla Narcyzy? Gdyby nie nazywała się Black, nie spojrzałby na nią. Poza tym to głupiutka dziewczyna, nie wie w co się wpakowała i będzie z nim nieszczęśliwa. 
— Mówiąc z autopsji, masz na myśli... ?
— Abraxasa Malfoya. — Westchnęła. — Byłam z nim przez jakiś czas, ale rozstaliśmy się dość szybko. Ten mężczyzna nie potrafił nic innego, niż tylko się przechwalać. — Wywróciła oczami. — Albo odgrażać. Powiedział kiedyś, że zniszczy mi życie za to, co mu zrobiłam, ale nic takiego się nie stało i nie stanie, bo już jest na tamtym świecie. 
— Cóż, Lucjusz na razie próbuje mi udowodnić, że wie lepiej, co powinienem zrobić z moimi pieniędzmi. 
— Mówisz o sierocińcu. 
— Tak.
— Czemu akurat on?
Syriusz chciał powiedzieć o Marlenie. O tym, jak opowiadała o swojej pracy, o dzieciach. O tym, że zginęła przed sierocińcem i że Syriusz chciałby jej jakoś wynagrodzić to, że chciał wykorzystać jej słaby punkt, oferując pieniądze. 
— Chodzi o Rigel.
To nie było kłamstwo. To była półprawda. Rigel też wpłynęła na jego decyzję. Ministerstwo nie przeznaczało zbyt wiele państwowych pieniędzy na placówkę, więc posiłki były z jak najtańszych produktów, pokoje wyposażone tylko w najpotrzebniejsze sprzęty, a podwórko dla dzieci nie istniało. Skoro Rigel nie mogła zostać z Syriuszem, chciał przynajmniej, by żyła w miłym miejscu.
— Nie masz pewności, że Ministerstwo wyda wszystkie pieniądze na sierociniec. Zawsze znajdą jakieś inne, ważniejsze dziury budżetowe do zapełnienia. Tak już działają.
— Tylko, że ja nie chcę brać od nich pieniędzy — wyznał, a matka uniosła brwi. — Chcę odkupić od Ministerstwa sierociniec, by był moją własnością. Wiem, że to brzmi głupio i nielogicznie, bo on faktycznie nie przynosi dochodów...
— Właściwie, Syriuszu — przerwała mu. — To dobry pomysł. To dobra inwestycja, by zacząć budować swój wizerunek. A to ci teraz potrzebne – byś wchodził między ludzi, a oni wiedzieli, kim jesteś. Wprawdzie, żaden Black jeszcze nie budował swojego wizerunku w ten sposób, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. 
Syriusz zmarszczył brwi i spojrzał na matkę podejrzliwie.
— Ostatnio coraz częściej wspierasz moje decyzje. 
— Tak, bo gdy mówię ci, być czegoś nie robił, to na złość mi, faktycznie to zrobisz. Muszę cię czasem podejść psychologicznie, synu. 
Nigdy nie podejrzewał własnej matki, że może być tak podstępna i do tego uśmiechać się w ten sposób. Jakimś cudem byli rodziną, tylko nie wiedział jeszcze jakim. Zacisnął usta w wąską linię, niezadowolony z tego, jak go traktowała. Nie było jednak tak źle – przynajmniej się nie kłócili.
— Jest jeszcze coś — dodał.
— Tak?
— Przyjąłem propozycję Tatiany Carrow.
Matka zbladła. Drżącymi z nerwów rękami sięgnęła o leżące na stoliku Lucky Strike'i i odpaliła jednego od różdżki. Paliła go nerwowo, w milczeniu i nieprzyzwoicie szybko. 
— Powiedz mi, że to nie dlatego, że twój ojciec miał jakąś głupią stadninę, a ty, jako dobry syn...
— Uprawiałem z nią dzisiaj seks przed kominkiem i, cholera jasna, potrzebuję jakiejś namiastki normalności. Cholernej, czystokrwistej dziewczyny, której nie zabiją ci pojebańcy od Czarnego Pana właśnie ze względu na to, że ma błękitną krew. Potrzebuję żony, nie matki. 
Znów zapadło między nimi milczenie. Oboje mierzyli się wzrokiem swoich błękitnych oczu. Walburga wiedziała, że Syriusz nie chciał ustąpić. Już kilka razy próbował jej powiedzieć, by w końcu wróciła do Francji na dłużej niż kilka dni, że nie powinna tak skakać do niego do Londynu, bo był już dużym chłopcem i umiał sobie poradzić, a ona nie chciała go słuchać. Regulus już gdzieś zniknął, gdy powiedział, że zostanie na dłużej w Londynie. Jednego syna straciła.
— To dom moich ojców, synu.
— A moich dziadków. Wiem o tym. Powtarzasz to od kiedy pamiętam. A Tatiana to tylko kobieta. Nie wywróci go nagle do góry nogami. 
Walburga nie była co do tego przekonana.
Gdy Tatiana wróciła do domu, jej macocha stała przed drzwiami, jakby na nią czekała. Zmierzyła dziewczynę od góry do dołu, marszcząc brwi, chociaż nie widziała sukienki, w jakiej Carrow wychodziła do Syriusza i nie mogła niczego podejrzewać.
— Ojciec czeka na ciebie w salonie.
— Wiem. Właśnie się do niego wybieram — odpowiedziała zadowolona, mijając kobietę w przejściu.
— On jest z nim.
Tatiana zatrzymała się gwałtownie i obejrzała na żonę ojca z niemym pytaniem na ustach: dlaczego? Co On miałby robić w ich domu? Nie miał do tego żadnych powodów, była tego pewna. Przyszedł dać jej znak? Ale przecież Tatiana nie była Śmierciożerczynią, nie latała z różdżką za szlamami. Nigdy nie chciała. Jej rodzina popierała Jego przekonania i nigdy nie sądziła, że może wymagać od nich czegoś więcej. Dlaczego przyszedł?
Na miękkich nogach udała się do salonu i zapukała, nim weszła do środka. Ojciec siedział sam na trzyosobowej kanapie i palił któregoś z kolei papierosa, o czym świadczyła zapełniona popielniczka przed nim, a On spokojnie popijał herbatę przy stole. Nawet na nią nie spojrzał, gdy weszła.
— Wróciłam, ojcze. — Dygnęła sztywno przed Delithem Carrowem, posyłając krótkie spojrzenie w kierunku gościa. 
— Lord chciał z tobą porozmawiać o twojej przyszłości — odpowiedział gorzko ojciec, nawet na nią nie patrząc. Zgasił niedopałek w przepełnionej popielniczce i od razu odpalił kolejnego papierosa.
Tatiana zaczęła się stresować.
Dopiero wtedy Czarny Pan odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął delikatnie, ale ten uśmiech nie był ani szczery, ani miły, a przede wszystkim nie dosięgnął jego oczu, które z dziwnego powodu wydały się Tatianie czerwone. Mrugnęła, by pozbyć się tego wrażenia.
— Słyszałem, że chciałabyś w przyszłości zostać panią Black, Tatiano. 
— To chyba było oczywiste, nieprawdaż? Tylko Black się zmienił — odpowiedziała wymijająco, starając się nie unikać wzroku Czarnego Pana.
— Z tego co wiem, o względy Regulusa nie zabiegałaś. Przecież byliście parą przez jakiś czas i z nieznanych mi powodów rozstaliście się.
— Chcieliśmy dać sobie trochę czasu. Po szkole zostalibyśmy małżeństwem tak czy inaczej, więc te ostatnie kilka miesięcy poświęciliśmy na spróbowanie czegoś innego. By niczego w życiu nie żałować — dodała szybko, widząc, że Voldemort chce zadać kolejne pytanie.
— To zrozumiałe. I czym się zajęliście?
— Ja byłam w związkach z kilkoma innymi chłopakami – nic zobowiązującego – a Regulus był z Jennefer Selwyn, krukonką w naszym wieku — wyjaśniła zwięźle. — Czemu pytasz, Panie?
— Myślisz, że Regulus mógłby dalej utrzymywać z nią kontakt? 
Tatiana zobaczyła cień szansy dla siebie. Wprawdzie miała razem z Thorfinnem przedstawić Czarnemu Panu to, czego się dowidzieli o Regulusie, ale to nie Finn miał prywatną wizytację w swoim domu odnośnie nie wiadomo czego. A właściwie wiadomo czego – skoro ojciec był niezadowolony, Lord chciał mu pokrzyżować plany, a skoro temat był o Blackach, chodziło o jej ślub z Syriuszem. Musiała być spokojna – rozegrać to wszystko tak, by wydawać się przydatną, a jednocześnie na tyle bystrą, by pozwolić jej działać. By uwierzył, że można jej powierzyć jakieś zadanie, ale nie narzucić metodę jego wykonania. Bo gdyby kazał jej się związać z jakimś obcym mężczyzną i robić niejako za dziwkę, nie miałaby odwagi Mu się sprzeciwić. 
Była jednak Ślizgonką i umiała wychodzić z walki obronną ręką.
— Och, to oczywiste, że dalej się spotykają. Nie wiem, czy te plotki już doszły do ciebie, Panie, ale mają nawet dziecko — powiedziała tak, jakby wyznawała mu największy sekret świata. — Na własne oczy widziałam Jenę z dziecięcym wózkiem i to tłumaczyłoby jej nagłą nieobecność. Wyjechała na tak długo, by spokojnie donosić ciążę i urodzić dziecko. Dlatego całe jej rodzina nabrała nagle wody w usta na jej temat. Mieszkają razem z Regulusem w mugolskim Londynie.
Spojrzenie, jakim obdarzył ją Lord, było satysfakcjonujące. Pobłażliwy uśmiech nagle zniknął, a zastąpiła go powaga, bo przecież powiedziała coś przydatnego. Podała aż dwa słabe punkty okropnego zdrajcy wśród Śmierciożerców. I nikt jej nie rozliczy z tego, że nie wspomniała o tym wcześniej, bo przecież nie miała znaku. Teoretycznie nie była Śmierciożerczynią i to był jej atut.
— Jesteś w stanie podać dokładny adres?
— Nawet piętro. — Uśmiechnęła się. — Chciałbyś coś jeszcze wiedzieć, Panie?
— Nie, jeżeli nie masz więcej informacji na temat młodszego Blacka. — Milczenie Tatiany było odpowiedzią samą w sobie. — Przejdźmy jednak do głównego tematu – chcę, byś przekonała Syriusza Blacka do przejścia na naszą stronę. Niekoniecznie w postaci przyjęcia znaku, ale chcę, by on i jego rodzina wiedzieli kogo poprzeć, gdy nadejdzie odpowiedni czas.
Tatiana pomyślała, że święta w tym roku przyszły wcześniej.
— Świetnie się składa, mój Panie, gdyż Syriusz oświadczył mi się dzisiejszego popołudnia — wyznała i wyciągnęła rękę z pierścionkiem jego matki.
Wygrała tę walkę w pięknym stylu, gdy Lordowi aż zaświeciły się oczy.
18 czerwca 1980r.

Trzy dni po pozostawieniu szczątków Harmies u Severusa, Snape fiuknął do niego przez kominek grubo po północy. Stworek z trudem wyrwał Syriusza z głębokiego, ale niespokojnego snu, informując o przybyciu byłego Ślizgona.
Syriusz zszedł po schodach w samych spodniach od piżamy, w których zwykł sypiać, i spojrzał wyczekująco na Snape'a.
— Fiuknijmy do mnie — powiedział tylko Severus, więc bez słowa przenieśli się przez kominek do jego mieszkania.
Obecnie było zawalone fiolkami, destylatorami, kociołkami i ampułkami w różnych kątach pokoju, a stolik do kawy i część podłogi pokrywały drobno zapisane notatki. Mężczyzna zebrał tylko niektóre z nich, prawdopodobnie najważniejsze, i wręczył Syriuszowi, od razu przechodząc do sedna.
— Różdżka została umieszczona w ciele magicznie, a jej rdzeń został naruszony. Prawdopodobnie przez samą Greengrass, ale nie jestem w stanie potwierdzić tego na sto procent. Ważniejszym jest, że to rodzaj klątwy, która atakuje rzucającego. Mówiłeś, że zamieniła się w coś na kształt smoka, a rdzeń jej różdżki to włókno ze smoczego serca – stąd pewnie forma przemiany. Zaklęcie polega na uwolnieniu magii z różdżki wewnątrz czarodzieja, co powoduje kolizję naturalnej magii użytkownika z rdzeniem. Stąd transformacja, która jest efektem ubocznym. Różdżka to tak naprawdę katalizator, który, w zależności od ręki czarodzieja, wzmacnia lub uspokaja magię, a raczej jej część, której potrzeba do zaklęcia. Tutaj spotyka się z całą, którą dysponuje człowiek, więc zachodzi eksplozja. Nie wiem, jak to wpływa na percepcję, ale z twojego opisu wynika, że czarodziej nie jest w stanie nad sobą panować.
Syriusz słuchał tego wszystkiego w milczeniu, przeglądając notatki zapełnione rysunkami poglądowymi i różnymi nazwami zaklęć wypisanymi na rogach, jakby Severus chciał rozszyfrować, jak do tego doszło.
Przeraziło go to, czego się dowiedział, bo to by znaczyło, że ktoś był na tyle szalony, by podjąć się eksperymentów na ludziach i celowo robił z nich potwory, by wykorzystać je do własnych celów. Harmies miała nieszczęście wpaść w ręce tego szaleńca. Zacisnął mocno zęby, aż zabolała go szczęka.
— Da się to odwrócić?
— Co? — Snape, wyrwany ze swojego monologu, w pierwszej chwili nie zrozumiał, o co mu chodzi. 
— Czy gdybym złapał takiego potwora, dałoby się przywrócić mu ludzki wygląd i rozdzielić różdżkę i użytkownika? Z tego, co mówisz, taki czarodziej jest jak chodząca bomba, która może w każdej chwili wybuchnąć. Myślisz, że dałoby się to odwrócić?
Severus zmarszczył czoło, zastanawiając się nad tym, ale ostatecznie wzruszył ramionami.
— Nie mam pojęcia. Trudno powiedzieć mi coś bez posiadania żywego obiektu pod ręką, ale biorąc pod uwagę to, jak długo zajęło mi samo rozdzielenie różdżki od ciała, jestem w stanie na siedemdziesiąt procent stwierdzić, że nie. 
— Więc dalej pozostaje trzydzieści procent.
— Które są niewiadomą.
— Dzięki. — Złożył notatki na cztery i odruchowo chciał schować do kieszeni, ale jego spodnie ich nie miały. Ostatecznie po prostu trzymał je w dłoni. — Szybko ci to poszło — stwierdził, nie kryjąc nieufności w swoim głosie. 
Snape zmrużył oczy.
— Tak, bo pracowałem nad tym prawie bez przerwy. To cholernie lepka sprawa, Black, i nie jesteś jedyną osoba, którą niepokoi. Greengrass była czystokrwista, a jednak została obiektem eksperymentalnym. I obaj wiemy, z czyjej strony to wyszło. 
— Dlatego nie rozumiem, dlaczego ktokolwiek chciałby być po Jego stronie.
— Nie wszyscy o tym wiedzą.
— A powinni. Z resztą, nieważne.
Syriusz odwrócił się, by odejść, a Severus, tknięty nagłym przeczuciem, złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę. Przez krótką chwilę, widząc jego zaskoczone spojrzenie, nie wiedział, co powinien powiedzieć, ale szybko się uspokoił.
— Jeżeli kiedykolwiek złapiesz podobne monstrum do tego, chcę się nim zająć i może faktycznie spróbować odwrócić ten efekt. Jest szansa, że znajdę sposób — stwierdził. — Jeżeli... będziesz miał pomysł, jak pozbyć się tego gówna, które wpadło do wentylatora, chcę być przy tym. Rozumiesz, o czym mówię?
Syriusz odwrócił się do niego powoli, z nieodgadnionym wyrazem twarzy i teraz Severus zrozumiał, co miał na myśli Malfoy, mówiąc, że Syriusz się zmienił. Faktycznie tak było. Przestał być impulsywny i nie wierzył naiwnie w to, co usłyszał, a analizował fakty, które miał przed sobą.
Zrobił się z niego prawdziwy Ślizgon i Snape po raz pierwszy poczuł coś na kształt respektu do Syriusza Blacka.
— Podwiń rękaw — powiedział nagle, a Sevowi zrobiło się zimno. — I wtedy ci odpowiem. 
Puścił go i wyprostował się nerwowo, nie zamierzając pokazać mu Mrocznego Znaku. Różdżka Syriusza przylegała gładko do jego prawego boku i tylko czekała, aż jej właściciel ją wyciągnie i użyje. Severus nie chciał być tym, który dostanie zaklęciem między oczy.
— Twój brak reakcji jest bardzo wymowny, wiesz? — Syriusz skrzywił się po swojemu, a później powiedział już poważniej. — Możemy pracować razem, ale chcę znać wszystkie plany Czarnego Pana względem mojego brata. Nie ma nic za darmo, jasne?
Snape kiwnął niechętnie głową.
— Jak będziemy się komunikować?
— Słyszałeś kiedyś o dwukierunkowych lusterkach? Wyślę ci jedno na ten adres i będę miał przy sobie drugie. W razie czego wypowiesz moje imię i będziemy mogli rozmawiać oraz widzieć siebie nawzajem. 
— Niech będzie. Jaki masz plan?
Ciekawiło go to, bo wchodząc między dwa walczące stada, Syriusz musiał wiedzieć, co robić i jak to zrobić, by przy tym nie umrzeć, a najlepiej na samym końcu sączyć drinka w domowym zaciszu.
Black odpowiedział niemal natychmiast.
— Oprócz obalenia tego tyrana? Zatrzymać przy życiu wszystkich tych, na których mi zależy. 
Ten powód dzielili obaj.
Gdy Syriusz wrócił do domu i powoli wchodził po schodach do swojego pokoju, złapał się na tym, że właśnie stworzył coś, o czym wcześniej nawet nie myślał. Może ten pomysł gdzieś tłukł mu się po głowie od rozmowy z Lestrange'em, ale nigdy nie przyznał sam przed sobą, że chciałby to zrobić – założyć trzeci front.
Stojąc przed drzwiami własnego pokoju miał już nawet plan, jak miałby on wyglądać i był zdeterminowany, by wprowadzić go w życie.

Etykiety: , , , , , ,

Komentarze (6):

13 marca 2016 14:57 , Blogger Unknown pisze...

Zastanawiam się dlaczego w komentarzowni ostatnio takie puchy.
Lubiłam Harmies (chlip, chlip)a Tatiana Carrow to suka. Syriuszu, nie rób głupstw i przemyśl to jeszcze.
Pomysł ze studiami Syriusza bardzo mi się podoba i z chęcią dowiedziałabym się o nich czegoś więcej, ale masz rację, trzeba znaleźć czas na opisanie wszystkiego, co ma być opisane... Pozdrawiam,
Mała Mi

Ps. Czy w najbliższym czasie możemy spodziewać się czegoś nowego dotyczącego Śmiechu Diabła?

 
13 marca 2016 15:53 , Blogger Niah pisze...

Ja też czuję, że to jakiś czas posuchy na komcie ;_;
Niestety dla Harmies nie został przewidziany szczęśliwy koniec i to nie ze względu na brak czasu antenowego. A Tatiana nie jest aż taką suczą... ona chce się po prostu dobrze ustawić w tej sytuacji. Tak jak Lucjusz.
Mam rozdział o Studiach Syriusza (nawet zaczęty), ale w najbliższym czasie nie przewiduję jego publikacji. Śmiech Diabła też jest zaczęty, kilka stron skrobniętych i czeka na tzw. „lepsze dni”.
Pozdrawiam, Niah.

 
3 maja 2016 18:03 , Blogger A. pisze...

„miał znajomych w każdym domów” – w każdym z domów albo w każdym domu, bo tak jak jest to nie bardzo.
„nie chce wyjść na ulicę” – ale na pewno tę konkretną? A może bardziej ogólnie ulice?
„A z trzecim ruchem my też nie musielibyśmy.” – nie musieliby co? Bo w poprzednim zdaniu jest o przyznawaniu racji… Syriuszowi.
„leżącą na szafce wśród ubrać” – ubrań.
„w biuście trochę odstawiał” – odstawał.
„sięgnęła o leżące na stoliku Lucky Strike'i” – po; serio to się odmienia Strike’i? Bo wygląda strasznie z tym „e” i apostrofem…
„chciałabyś w przyszłości zostań panią” – zostać.
„Prawdopodobnie przez sama Greengrass” – samą.
„rdzeń jej różdżki do włókno” – to.
„Greengrass była czystokrwista, a jednak została eksperymentem” – o raju, obiektem eksperymentalnym, nie słyszałam, żeby ktoś został eksperymentem xD.
„Jest szansa, że najdę sposób” – znajdę.

To dość dziwne – mam taką zjeżdżalnię bo ten rozdział znów mi się podobał. Czemu tak robisz, nygusie? W każdym razie strasznie szkoda mi Syriusza, który musi czuć się cholernie samotny i, zdaje się, zagubiony, skoro tak chętnie i łatwo przyjął Tatianę. Ale ich interakcje naprawdę mi leżą – mają jakąś chemię, może nieco niezdrową, ale zdecydowanie interesującą. Także: chcę więcej!
W ogóle Tatiana… o jeja. Wciąż mam w pamięci to, że przecież ona kocha się w Thorfinnie, że jej ojciec jest paskuda i dziewczyna po prostu chce się wyrwać, ale ona w Syriuszu mogłaby znaleźć oparcie, a po tym, jak wydała Regulusa… No, kiedyś to pewnie wyjdzie, a wtedy Syriusz się wpieni, ciekawe tylko, czy najpierw uda jej się go usidlić (a nawet jeżeli, to są rozwody, nie?). W każdym razie zapowiada się mnóstwo ciekawych zdarzeń między nimi, no i w ogóle Tatian jest fascynującą postacią – niby nie pojawiła się jakoś dawno, ale zdecydowanie mnie zdobyła.
Już dwa rozdziały temu miałam pytać, ale zapomniałam (no jak zawsze…), więc zrobię to teraz. Ostatnio Harmies przechwyciła Tatiana, nie? Ona i Rowle gdzieś ją trzymali, ale jeszcze nie było mowy o eksperymentach i całym tym syfie. Ponieważ Thorfinn raczej nie wygląda na takiego, który by kombinował z czymś takim, zostaje Tatiana. Co ona odwaliła? I kto właściwie odpowiada za te eksperymenty? Voldi jakoś specjalnie nie jest przyjaźnie nastawiony do Tatiany, ona też chce go przekonać, co znaczy, że jeszcze tego nie zrobiła, więc jak to w ogóle jest? Kto tutaj bawi się w boga?
Aaa, i jeszcze słówko o trzecim froncie oraz planie by Malfoy&Snape. Powiem, że cały biznes z domem dziecka, z trzecią stroną i rysuje się niezwykle interesująco. Szczególnie, że Syriusz mógłby się teraz przyznać do bohaterskiego uśmiercenia smoka (ej, chyba Walburga wspomina o tym, że zawaliła się kamienica, a z narracji Jamesa pamiętam tylko, że smok uderzał w budynki, a nie że jakiś runął), a takie zasługi nie każdy ma na koncie. Ciekawe tylko, jak pozbędą się Tatiany i czy w ogóle to zrobią.
No, to zmierzam dalej!

 
3 maja 2016 21:40 , Blogger Niah pisze...

Przyznaj, chodzi o to, że jest Syriusz, a nie ma Regulusa :D Nie udawaj, że chodzi o coś innego! I mnie tutaj od nygusów nie wyzywaj, co? xD
Syriusz sam jeden w Londynie – tak powinna nazywać się ta część. Syriusz, który wchodzi w coraz to bardziej dziwne związki (najpierw umarła mu Marlena dosłownie chwilę po tym, jak ją zostawił, później sam musiał zabić Harmies, teraz Tiana), ma jakieś dziwne sytuacje, wszyscy czegoś od niego chcą. Biedny chłopak.
Ona się dalej w nim kocha, a jej ojciec dalej jest szują, a Syriusza dalej widzi jako kogoś, kto pozwoliłby jej na całkiem nowe życie. I teraz trudno wybrać, co zrobić.
Spokojnie, spokojnie, do jej kłamstewek i złych uczynków dojdziemy :D W ogóle, tylko ty opisujesz Tatianę w superlatywach, bo reszta uważa ją za sukę xD Takie komentarze dostaję pod jej adresem.
Tak, Tatiana i Thorfinn ją mają, a raczej mieli, bo Tatiana zasugerowała, by oddali ją Wilkesowi (i to nie jest spoiler, że to o niego chodzi jako o speca od przemian. Właśnie, może rzucę wszystko w diabły i napiszę rozdział o nim?). A Voldie to w ogóle przekręt, bo on niby ma ten Wewnętrzny Krąg, ale jak Lucjusz i Severus stwierdzili, oni i tak gówno wiedzą.
Walburga miała w najbliższym czasie wrócić do domu, ale zobacz, zostawiła Syriusza na chwile samego i BUM! Był w centrum zamieszania.
Trzeci front to jeden z fajniejszych wątków :D I tam się dopiero rysują relacje między Ślizgonami. No i będzie Kaius Greengrass szukający zabójcy swojej siostry (taki mały spoiler). Więc będzie ciekawie :D
Pozdrawiam, Niah.

 
4 maja 2016 22:16 , Blogger A. pisze...

...a myślałam, że mi się upiecze i cichcem odwrócę uwagę xD.
Oj tam biedy - ma tyle dziewczyn, że już nie wie, gdzie się obrócić, żeby ich nie było xD. Taki sam, a tutaj co ładniejsza wyskakuje z zza krzaka ;p.
Ech, jak może kochać się w Finnie, kiedy ma Syriusza? Tak bardzo nie rozumiem... Bo przecież ten wybór jest całkiem oczywisty!
Ej, ale gdzie te komcie? Też bym sobie poczytała. Tatiana to fajna postać i to doceniam, ludziem zbyt fajnym już nie jest. Albo to tylko moje skrzywienie do mało przyjemnych typów xD.
Aaa, zapomniałam o nim! Ale oni tylko sugerowali, czy faktycznie to zrobili czynnie w rozdziale, bo dla mnie to zasadnicza różnica - jedno to przesłanka, o której zapomniałam, a drugie jakieś totalne zaćmienie umysłowe...
To zamieszanie zrobiło się całkiem ładne na koniec, ale może faktycznie nie powinna go zostawiać na zbyt długo...? Moooże.
O, czyli Kaius się ogarnął? Bo ostatnio ciutkę panikował, że mu siostra zaginęła po popijawie. No i jego za bardzo nie lubię...

 
5 maja 2016 12:19 , Blogger Niah pisze...

Mnie nie zwiedziesz :D
Syriusz nigdy nie szuka dziewczyn, bo same do niego przychodzą xD Taki urok, no co poradzisz!
Kurde, chciałam Ci powiedzieć, gdzie dostałam taki komć, ale nie mam pojęcia xD Nawet przeszukała na ff.net i też nie widziałam ;P Ale na pewno mi ktoś tak powiedział!
Sugerowali, ale faktycznie ją tam oddali.
O Kaiusie jeszcze trochę będzie :D Może nie konkretnie z jego perspektywy, bo aż tak go nie lubię, by mu POV-a dawać, ale będzie (w tym nowym, skitranym rozdziale jest wspomniany, ale tego nie opublikuje, bo tam są spoilery XD I to takie mocne).
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna