23 maj 2016

[BEZRUCH] Zwrot akcji

To będzie jedna z niewielu przedmów, ale uwaga! Ten rozdział zawiera wątki, które będą wytłumaczone w najbliższych dwóch postach (zamysł jest na jeden, ale sama sobie nie wierzę), więc proszę nie panikować, że ktoś czegoś nie pamięta. Koniec wiadomości.

11 sierpnia 1975r.

Syriusz był w szoku, gdy pierwszy raz odwiedził Markusa w jego domu.
Max za każdym razem, gdy umawiali się kto do kogo i kiedy przyjedzie na wakacje, ochoczo zgadzał się odwiedzić jego lub Antonina, ale nigdy nie wyszedł z propozycją, by spotkali się u niego. Miał różne wymówki, często plątał się w zeznaniach i widać było, że nie jest do tego zbyt pozytywnie nastawiony, więc nie naciskali. Przez pierwszy rok, drugi, a nawet trzeci, ale gdy w czerwcu po czwartej klasie ponownie powtórzyła się cała scenka, Syriusz jasno postawił sytuację, że skoro się ich wstydzi, to nie powinni się przyjaźnić.
Więc Mark się złamał i obiecał, że na kilka dni będzie w stanie ich przenocować u siebie, ale nie ręczy za własne rodzeństwo (a miał jeszcze dwie siostry i dwóch braci). Antonin, który także miał dwóch młodszych, bardzo rozkrzyczanych chłopców w domu, około czterech, pięciu lat, stwierdził, że nie zapowiada się strasznie. Nawet Syriusz, który mimo posiadania tylko w miarę wychowanego i zdatnego do znoszenia Regulusa, nie widział problemu w licznym młodszym rodzeństwie.
Ale nie o dzieci tutaj chodziło.
Zawsze wyobrażał sobie państwa Maxów jako bladych blondynów, gdzie jedno z nich musiało mieć jeszcze loczki. W końcu Mark był bladym jak ściana (lub Syriusz) blondynem z burzą loków na głowie i tylko jego ciemne oczy kontrastowały z całą tą otoczką.
Wiele się nie pomylił, bo pan Max wpisywał się w jego wyobrażenie wręcz idealnie, ale włosy miał proste i elegancko przycięte. Za to pani Max, owszem, loki posiadała, na calutkiej głowie. Ale nie to zwróciło uwagę Syriusza i Antonina, gdy pojawili się wraz z matkami przed drzwiami państwa Maxów.
Otóż, Salome Max była czarna. Niczym węgiel. Syriusz czuł, jak jego matka zaciska mu dłoń na ramieniu, dając niemy znak, by się nie odzywał, a kątem oka zauważył, jak Adelaida Dołohow niby mimochodem przyciąga Antonina w tył i przytula do siebie.
Wtedy jeszcze nie rozumiał, że brak podobieństwa między Markusem a jego matką może być czymś złym. Wydawał mu się raczej niespotykany, bo to było aż dziwne, że oprócz loków i oczu, po Markusie nie było wcale widać, że jego matka jest murzynką.
Salome i Rubens Maxowie tworzyli bardzo kontrastową parę, gdy stali przed nimi, trzymając się za ręce i wyglądali jak ludzkie uosobienie yin i yang. Stojący obok nich Mark tulił głowę w ramionach, patrząc na swoje buty, a gdzieś z bocznego korytarza wystawały cztery blond głowy, które przyglądały się nowo przybyłym z ciekawością.
Widząc delikatny uśmiech pani Max, Syriusz od razu wiedział, że ją polubi.
I faktycznie tak było. Gdy już jego matka i Adelaida deportowały się sprzed progu, Salome zaproponowała, by zjedli razem podwieczorek i zaczęła luźną rozmowę o tym, czy miło spędzają czas w wakacje. Z początku to Syriusz więcej mówił, bardziej zafascynowany kobietą niż rozmową, ale po czasie nawet Antonin się przełamał i przyłączył do nich.
Tak właściwie to wszyscy Maxowie z nimi miło gawędzili, z wyjątkiem Markusa, który smutno grzebał w swoim talerzu. Nie uszło to niczyjej uwadze. Syriusz na początku zerkał na niego mimochodem i wymieniał pytające spojrzenia z Antoninem. I nawet miał go zapytać, czy coś się stało, ale pani Max go wyprzedziła, zerkając na swoje dziecko ze smutkiem w oczach.
— Markus, wszystko w porządku?
Miała dość dziwny akcent, którego Syriusz całkowicie nie kojarzył. Cała była dziwna, ponieważ w niczym nie przypominała innych ciemnoskórych osób, które Black miał możliwość widzieć. Jej oczy były duże i czarne niczym noc, tak jak oczy Markusa oraz jego rodzeństwa, a usta pełne i wydatne, w kolorze piwonii. Najbardziej ciekawiły go jej dłonie, które od spodu były tak przeraźliwie jasne w porównaniu z prawie czarną skórą. Jednak gdy patrzyła na Markusa w ten specyficzny sposób, wyglądała jak każda inna matka.
Blondyn podniósł na nią wzrok i trochę się zmieszał. Odłożył widelec na talerzyk i lekko zestresowany potarł ręce o kolana.
— Możemy już iść do mojego pokoju? — zapytał, wodząc wzrokiem gdzieś dookoła niej, a gdy Salome zgodziła się, poprzedzając to krótkim westchnięciem, wręcz zerwał się z krzesła i podbiegł do drzwi, nawet nie czekając na Syriusza i Antonina.
Black i Dołohow tylko wzruszyli ramionami, podziękowali za podwieczorek i poszli za Markusem.
— Co to miało być? — pytanie Antonina zawisło między nimi, gdy całą trójką znaleźli się w pokoju Maxa.
Syriusz wsadził ręce w kieszenie, starając się przynajmniej wyglądać na pewnego siebie. Nie dało się ukryć tego, że Markusowi nie leżał fakt, że byli w jego domu. Po części było mu nawet trochę przykro. Nie uważał, by zrobili coś złego. Przecież zachowywali się przyzwoicie.
— Przecież nie będziemy siedzieć non stop z moimi rodzicami — odburknął Mark i usiadł na łóżku, dalej unikają wzroku kogokolwiek.
— Ale twoja mama jest bardzo miła.
Dopiero słowa wypowiedziane przez Syriusza sprawiły, że blondyn na nich spojrzał. Wydawał się zszokowany słowami Blacka i przez chwilę bił się z myślami, nim ostatecznie się z nim zgodził i zaczął zachowywać jak stary, dobry Mark, któremu buzia się nie zamykała i który idealnie parodiował zachowania ich znajomych, więc do samego wieczora śmiali się i wygłupiali, póki nie kazano im iść do łóżek.
25 sierpnia 1980r.

Mając piętnaście lat Syriusz nie rozumiał, o co chodziło. Dopiero teraz był świadomy tego, jak podejrzanym był fakt, że wszystkie dzieci Salome dziedziczyły w większości cechy po Rubensie.
Unus pluma. Eliksir obecnie zaliczany do czarnomagicznych, chociaż wpisano go do rejestru pod koniec lat pięćdziesiątych. Swoim toksycznym składem potrafił wymazać większość cech matki, które miała przekazać dziecku i skupić się na genach ojca. Nagminnie praktykowany wcześniej przez czystokrwiste rody. Nie bez przyczyny mówiło się, że prawdziwy Black ma ciemne włosy, bladą cerę i niebieskie oczy. Obecnie tylko kolor skóry zgadzał się, chociaż geny całkiem nie zanikły, czego Syriusz i jego matka byli idealnymi przykładami.
Oczywiście, z eliksirem wiązało się mnóstwo powikłań, a słabsze płody często nie przeżywały porodu lub niektóre zaburzenia wychodziły dopiero w dorosłym wieku. Nikt jednak nie używał go na taką skalę, na jaką zrobiła to Salome Max, by każde z jej dzieci było niesamowicie podobne do jej męża.
Syriusz ledwo łapał kontekst tego, że Maxowie, wywodzący się z Niemiec, koniecznie musieli być blondynami o niebieskich oczach. W innym wypadku było to nie do przyjęcia. Dopiero po długich, całkiem prywatnych rozmowach z Markusem o drugiej Wojnie Światowej i Hitlerze, trochę zrozumiał, o co chodziło z podobieństwem do rasy aryjskiej, którego rodzina Maxa trzymała się jak tonący brzytwy.
— To nie jest normalne — mówił bardzo przygnębionym głosem Mark, siedząc obok niego na podłodze przed kominkiem i popijając herbatę z rumem. — Wzorować się na mugolskim odpowiedniku Czarnego Pana, który dzielił świat na ludzi i podludzi. Ale tata mówił, że gdy był małym chłopcem, jego ojciec miał na tym punkcie świra. Gdy ożenił się z moją matką, dziadek podobno rzucił się z wieży. — Długo milczał, wpatrując się w ogień, a jego złote loki nabierały rudawego odcienia. Jego spojrzenie, które posyłał płomieniom, było poważne i zarazem smutne. — A moja matka, która wtedy źle znała niemiecki, ubzdurała sobie, że jeżeli nie urodzę się biały, nie będę godny nazwiska Max. Więc uwarzyła w sekrecie przed moim ojcem Unus Pluma i przez całą ciąże dawkowała sobie eliksir, chociaż czuła się po nim naprawdę paskudnie. Gdy ojciec się dowiedział, było już za późno. — Westchnął, upijając duży łyk ze swojego kubka. — Urodziłem się biały, wtedy jeszcze z białymi włosami, a ona prawie nie umarła. Wiesz, gdy już raz kobieta struje się tym gównem, każde dziecko, które urodzi, nie odziedziczy po niej większości cech. Ale to nie jest normalne – ta cała tradycja. Dlatego po moich narodzinach przeprowadziliśmy się do Wielkiej Brytanii. Rodzina taty źle działała na moją matkę.
Syriusz się z nim zgadzał. Tradycja, czystość krwi i ściśle określone zasady – to nie zostało stworzone dla ludzi. Rodzina mówiła ci, jak masz chodzić, co mówić, co jeść i kogo kochać. To nie było życie. To było odgrywanie kolejnych ról po kolei, a Syriusz, który uwielbiał się wygłupiać i zamieniać w bohaterów swoich ulubionych książek, wiedział, że kiedyś trzeba przestać udawać, a zacząć żyć.
— Mój ojciec zabił swojego brata — odezwał się niespodziewanie Antonin, który siedział na kanapie, o którą Markus i Syriusz się tylko opierali. Wpatrzył się w swój kubek. — Nigdy mu tego nie udowodniono, ale myślę, że tak jest — wyznał. — Rosja jest trochę inna niż Anglia. Nie mamy skrzatów domowych. W naszych posiadłościach pracują charłaki. Mój ojciec miał romans z jedną z pokojówek, a moja matka przymykała na to oko. Jednak któregoś razu, gdy okazało się, że ojciec podarował tej pokojówce bardzo ładną broszkę, wpadła w szał i przy całej rodzinie mu to wygarnęła. Mój wujek stwierdził, że trzeba nauczyć młodszego brata, gdzie jest miejsce niemagicznych i użył na tej dziewczynie Cruciatusa. Nie pamiętam, co się później stało, bo inna pokojówka wyprowadziła mnie z salonu, ale ojciec wrócił z zakrwawionymi rękami, zabrał wszystkie pieniądze, które trzymał w domu i deportował się ze mną stamtąd. Po długich rozmowach z bardzo szemranymi ludźmi pozwolono nam pojechać pociągiem na zachód Europy. Trafiliśmy do Anglii, ojciec kupił dom, szybko zakręcił się w Ministerstwie i ożenił z Adelą. Nie widziałem od tamtego czasu mojej matki, ale skoro nigdy nie próbowała mnie znaleźć, nigdy jej tak naprawdę nie zależało.
Syriusz milczał, gładząc kciukiem fakturę własnego kubka i przypomniał sobie o przerażonym głosie Fiodora Dołohowa, który niczym tonący brzytwy chwytał się pracy dla Czarnego Pana. Gdyby noga mu się podwinęła w Anglii, deportowano by go z powrotem do Rosji. A co tam na niego czekało?
Wychodziło z tego, że Anglia kojarzyła się z liberalnością, chociaż Syriusz był innego zdania.
— Moja matka boi się mugoli. — Jego głos był ledwo słyszalny, ale to może dlatego, że on sam nie wiedział, czy powinien to powiedzieć. — Mieszkamy w kamienicy między mugolami przy dość ruchliwej ulicy. Zawsze bawiliśmy się z Regiem za domem w ogrodzie, ale kiedyś przyszło nam do głowy, że moglibyśmy pograć z mugolskimi dziećmi w piłkę na boisku po drugiej stronie ulicy. I faktycznie to zrobiliśmy. — Uśmiechnął się delikatnie. — Nie mam pojęcia, jaki jest sens w tym, by ponad dwadzieścia osób biegało za jedną piłką, ale gdy ktoś wykopał ją poza ogrodzenie, Regulus pobiegł po nią. Gdyby nie jakiś mugol, wpadłby pod samochód. Matka akurat wyszła nas szukać i zobaczyła, jak Reg mało nie wpada pod koła. Pamiętam, że wszystkie samochody na ulicy nagle stanęły, a ona wyrwała Regulusa z rąk tamtego mugola i przycisnęła do piersi, jakby coś mu się stało, jakby tamten mężczyzna chciał mu zrobić krzywdę, a nie pomóc. Gdy mnie zawołała, głos trząsł jej się nienaturalnie. Najbardziej jednak pamiętam jej przerażone spojrzenie, które posyłała tamtemu mężczyźnie. Nie byłem pewien, czy chciała w tamtym momencie uciec czy rzucić w niego Avadą. — Zrobił pauzę. — Chciałbym, by to się kiedyś zmieniło. By czystokrwiści faktycznie poznali życie mugoli i zrozumieli, że oni wcale nie są straszni. Po prostu radzą sobie, jak mogą. I by mugole poznali nas.
Słowa zostały pozostawione bez komentarza. Za to Markus dodał:
— A ja bym chciał pójść kiedyś na gejowski ślub. Na przykład do Lucasa i Eliota. Mugole mają swoje homoseksualne śluby, więc myślę, że my też moglibyśmy mieć. By zrezygnować z prawa dziedziczenia przez najstarszego, tylko przez najstarszego syna, który będzie miał dzieci. — Wzruszył ramionami. — W końcu i tak zdecydowana większość czystych rodów ma więcej niż jedno dziecko.
Syriusz się z nim zgodził i w tym samym momencie wtrącił się Antonin:
— Myślę też, że skoro ktoś rozumie magię, nic nie stoi na przeszkodzie, by nazywać go po prostu czarodziejem, bez podziału na szlamy i czystokrwistych. I tu już nie chodzi o jakieś prawa dla szlam, które mnie całkowicie nie obchodzą – mam dość durni, którzy nie rozumieją, czym jest magia i machają różdżkami jak obłąkani, chwaląc się swoim rodowodem, chociaż te ułomne, głupie geny przejęli po krewnych.
— Chciałbym skończyć z ustawianymi małżeństwami i rytuałem czystości — dołączył się Syriusz. — By nie było sytuacji, w których kobieta zdradza męża z innym a jej dziecko na tym cierpi.
— Mówisz to z wielką melancholią, Syriuszu — zauważył Mark, a Black momentalnie przypomniał sobie o szarych oczach Rigel i całkowicie nie kontrolując swojej mimiki, pozwolił sobie na grymas smutku. Zrzuci to rano na alkohol. Na pewno.
— Musiałem oddać dziewczynkę do sierocińca, bo jej matka była nieszczęśliwa w małżeństwie. I nawet nie mogłem jej zatrzymać, bo wiedziałem, co ludzie powiedzą za pięć, dziesięć lat. Przybłęda. A ona po prostu miała pecha i nic nie mogłem z tym zrobić.
Jako jedyny z ich trójki był głową rodu. Fiodor Dołohow i Rubens Max dalej żyli i mieli się naprawdę dobrze, więc miną lata nim Antonin i Markus znajdą się w jego sytuacji, gdzie będą musieli myśleć najpierw o rodzinie, a później o sobie. Prawdopodobnie poradzą sobie wtedy lepiej niż Syriusz, który właśnie ponownie przeżywał moment, gdy Rigel już nie było.
Ciepła dłoń Antonina spoczęła na jego ramieniu i została na nim tak długo, aż się uspokoił. To Markus zarządził, by poszli spać, więc faktycznie to zrobili.
Syriusz odzwyczaił się od spania samemu. Brakowało mu ciepłego, delikatnego ciała Tatiany obok i jej zapachu. Kobieta też jakby wyczuwała jego zły humor i zawsze go wtedy obejmowała, a on teraz – rozleniwiony alkoholem i zmęczony psychicznie całą tą wojną – potrzebował jej dotyku.
Nawet jeżeli zdawał sobie sprawę z tego, że donosiła o wszystkim Czarnemu Panu. Nie miał do niej jakiś większych wyrzutów z tego powodu. Poza tym dawkował przy niej informacje jak tylko się dało, a ona nie naciskała. Nigdy nie naruszała jego zaklęć wyciszających, nie starała się na siłę wybierać z nim na spotkania i podejrzewał, że zwyczajnie ciągnęła to, co zaczęła przed śmiercią Thorfinna.
Przeszedł go dreszcz na samo wspomnienie zakrwawionej Tatiany, która była tak bardzo załamana, że chciała odebrać sobie życie w pierwszym, szalonym odruchu. Thorfinn był dla niej jak Harmies dla niego. Z tym że Tiana sama nie odesłała go na tamten świat.
— Kuźwa.
Podniósł się z ciepłego łóżka w pokoju gościnnym Maxów i rozmasował twarz rękami. Wymacał różdżkę pod poduszką, zapalił Lumos i nakreślił krótką notatkę dla Markusa i Antonina.
W Carmenly był około czwartej nad ranem. Czuł się zirytowany tym, że, jak każdy normalny człowiek, nie mógł zasnąć bez roztrząsania najgorszych momentów swojego życia.
Przystanął w holu, widząc smugę światła na ścianie padającą ze szczeliny między drzwiami. Wszedł powoli do środka, zauważając z miejsca dogasający żar w kominku, a po chwili widząc jasne włosy Tatiany wypadające poza podłokietnik kanapy.
Zasnęła z książką w ręku, przykryta grubym pledem. Patrzył przez chwilę na jej spokojną twarz, tak inną od wypracowanych uśmiechów, które posyłała wszystkim, gdy na nią patrzyli. Odłożył książkę na stół, zakładając ją wcześniej serwetką i starając się nie obudzić Tatiany, wziął ją na ręce.
Nie było mowy, by miała tak mocny sen, by się nie przebudzić, ale przynajmniej nie miała odruchu obronnego w postaci klątwy między oczy. Spojrzała na niego zaspana, przetarła oczy dla pewności i znów utkwiła w nim wzrok.
— Miałeś być u Markusa.
— Byłem.
— Czemu wróciłeś?
Pozwoliła mu się zanieść po schodach do sypialni. Zrzuciła pled na podłogę u podnóża łóżka.
— Nie mogłem zasnąć. Przez tę sytuację mam jakąś paranoję na punkcie spania poza domem — wyznał, zdejmując z siebie ubrania.
Tatiana podeszła do niego, pomagając mu rozpiąć guziki. Widział przez cienki materiał koszuli nocnej jej jędrne piersi i pełne biodra. Wyobraźnia podsunęła mu ich widok przed oczami, więc pozwolił jej się wymknąć spod kontroli i pochylił się do kobiety, składając pocałunek na jej ustach.
Smakowała słodkim kakaem, które musiała wypić tuż przed zaśnięciem. Chwycił w palce tasiemkę, która przytrzymywała koszulę nocną na jej ramionach i miał ją pociągnąć zdecydowanym ruchem, gdy Tiana przytrzymała jego dłoń. Odsunął się od niej średnio zachwycony.
— Nie trafiłeś w odpowiedni czas w miesiącu. — Uśmiechnęła się delikatnie, rozpinając mu pasek od spodni i przybierając momentalnie srogą minę. — I nawet nie chcę słyszeć słowa o tym, że nie lękasz się morza czerwonego.
— Ale to prawda. — Wyszczerzył zęby w głupim uśmiechu, patrząc na nią rozbawiony, szczególnie na tę wąską zmarszczkę między jej brwiami.
— Wystarczy, że ja się boję. No już, idź się myj i wracaj szybko. Jestem śpiąca. — Odwróciła go i popchnęła prosto w stronę ich własnej łazienki. Syriusz posłał jej proszące spojrzenie. — Co to ma być za wzrok? Wiesz o tym, że podczas okresu nie można używać eliksirów blokujących?
— I co z tego?
— Mam wrażenie, że w ogóle nie przejmujesz się tym, że możemy uprawiać seks bez antykoncepcji. — Westchnęła, podpierając ręce na biodrach.
— Nie miałbym nic przeciwko temu, gdybyś zaszła w ciążę. — Uniosła brew. — Chciałbym mieć dziecko.
— Ale nie teraz. Jest wojna, Syriuszu.
— I nie wiadomo ile potrwa. — Oparł się o futrynę. — Rok, dwa, pięć lat, dziesięć. A ja chciałbym mieć powód, by skończyła się jak najszybciej.
— Ja nie jestem dostatecznym powodem? — Tatiana próbowała go wplątać w grę słowną, ale Syriusz tylko pokręcił głową, patrząc na nią poważnie.
— Nie, póki dalej przychodzisz na spotkania z Czarnym Panem. Wiem o nich i wiem, że robisz to, bo chcesz pomścić Thorfinna. Nie mam ci tego za złe, bo za wiele rzeczy sam chce się zemścić, ale spójrz na to z innej strony, Tiana – Rowle i Czarny Pan poszli razem do Lily Potter, samotnej czarownicy w zaawansowanej ciąży. Jeden zginął, a drugi poważnie ranny zaszył się nie wiadomo gdzie. Do tego Thorfinna zabito Avadą. Naprawdę sądzisz, że Lily użyłaby na kimś zaklęcia niewybaczalnego? Że dałaby radę to zrobić? Bo ja w to nie wierzę.
Nie czekał na jej reakcję. Zniknął za drzwiami łazienki, ale szybko tego pożałował, bo gdy wyszedł po szybkiej toalecie, Tatiana wyglądała na bliską płaczu. Syriusz Black nie doprowadzał kobiet do płaczu, więc szybko się zrehabilitował, podchodząc do niej i odgarniając jej włosy z twarzy.
— Czemu miałby go zabić? Przecież to bez sensu. Był jego Śmierciożercą. Jednym z pierwszych z młodego pokolenia. — Spojrzała na niego z wyrzutem, jakby to była jego wina. Po części była.
— Może zrobił coś, co mu się nie spodobało? Przekazał jakieś informacje nieodpowiednim osobom, zrobić coś wbrew woli Czarnego Pana, nie wiem, chciał zdezerterować? Nie mam pojęcia, o co mogło pójść.
Tatiana zacisnęła mocno oczy i odetchnęła głęboko.
— Chciał byśmy wyjechali. W przeddzień mojego ślub z tobą. Zamarzył sobie, że będziemy mieszkać gdzieś daleko od Anglii i głupiego monopolu małżeństw. Ale nikt o tym nie wiedział. Nikomu nie powiedziałam o tym, on też nie.
Syriusz otarł te łzy z jej twarzy, które mimo wszystko wydostały się spod zaciśniętych powiek.
— Nie da się wszystkiego zaplanować, Tiana. Nawet najlepiej strzeżony sekret kiedyś wycieknie. No już, nie płaczemy. — Spróbował ją podnieść na duchu.
— Jak ty sobie poradziłeś ze śmiercią Harmies?
Poczuł, jak lodowaty dreszcz niepokoju przeszedł przez jego ciało. Starał się wymyślić sposób, jak tutaj zgrabnie i z klasą uniknąć wzroku blondynki, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Mieli o tym nie rozmawiać. Mieli o niej nigdy nie wspominać.
Tak jak o Thorfinnie. Cholera.
— Nie poradziłem. Po prostu wiem, że ona już nie wróci i za wszelką cenę chcę dorwać tego, kto jej to zrobił. To wszystko. — Głos mu zadrżał niespokojnie przy końcówce, ale przynajmniej coś z siebie wydusił.
Tatiana patrzyła na niego przez chwilę dziwnym wzrokiem, jakby biła się z własnymi myślami, które dotyczyły jego. Ostatecznie tylko wyciągnęła ręce, niczym mała dziewczynka, by ją przytulił. Syriusz wszedł na łóżko, przyciągnął ją do siebie i oboje zalegli na miękkiej pościeli.
— Czemu jesteś dla mnie taki dobry, mimo tego, że wiesz, co zrobiłam? Powinieneś mnie raczej nienawidzić, pozbyć się ze swojego domu, a nie pocieszać. — Uniosła się na łokciach, przyglądając mu ciekawie. — To mało ślizgońskie.
— Musimy o tym rozmawiać?
— Chcę wiedzieć, na czym stoję.
— A ja chcę wykorzystać to, że donosisz Czarnemu Panu. Chcę, byś dalej mówiła mu to, co mówisz i nie powiem ci, kiedy te informacje będą całkiem wyssane z palca. Lub czy już są. Rozumiesz?
— … To jest już bardzo ślizgońskie.
— Więc teraz grzecznie idź spać, skoro odmawiasz seksu na dobranoc, podła kobieto.
Tatiana tylko pokręciła głową nad jego słowami, wywróciła oczami i zrobiła minę określaną przez Syriusza jako „kolejny powód do długiej listy narzekania na mężczyzn”. Ostatecznie ułożyła głowę na jego piersi i nic więcej nie powiedziała, prócz krótkiego „dobranoc”. Mimo tego, że troszkę była na niego obrażona, nie chciała się odsunąć. Syriuszowi to w ogóle nie przeszkadzało. Jej zapach i ciepłe ciało przyciśnięte do niego sprawiły, ze sam bardzo szybko zasnął.
Następnego dnia mieli się spotkać ze Snape'em i sprawdzić, na czym stoją. Nie było żadnych wieści o tym, by Czarny Pan wrócił stamtąd, gdzie uciekł po zabiciu Lily.
Opuszczona fabryka, w której się spotykali, pachniała klejem, który aż kręcił w nosie, ale była na tyle dobrym punktem deportacyjnym, że każdy z nich był w stanie się poświęcić na te pół godziny w ciągu tygodnia i spotkać tutaj razem z resztą.
Snape już na niego czekał, gdy Syriusz deportował się na miejsce. Obaj kiwnęli sobie głowami i w ciszy zaczekali na pojawienie się pozostałych. Dołohow deportował się chwilę po Syriuszu, a na Avery'ego musieli poczekać jakiś kwadrans.
— Bellatrix przeciągnęła swoje przedstawienie — wytłumaczył Lucas, stając między Antoninem, a Severusem. — Złapali jakąś młodą aurorkę i kazała młodszym ćwiczyć na niej Cruciatusa.
— Dziewczyna przeżyła? — zapytał Dołohow spokojnym tonem, wkładając ręce w kieszenie spodni. 
— Niestety tak. Bella kazała ją zamknąć w piwnicy Lestrange'ów. Chce ją mieć przy sobie, jako okazję do zabawienia się.
— Mulciber chce wykorzystać to, że Kaiusowi... trochę się pogorszyło po śmierci siostry — zaczął Antonin. — Dają mu fałszywe namiary na jej zabójcę, a on wpada tam niczym rozjuszony smok i „przesłuchuje” świadków. Zawsze towarzyszy mu Edgar Bulstrode, by w razie czego ogłuszyć Greengrassa i wydać aurorom.
— Nie podejrzewałem Mulcibera o używanie mózgu — wyznał Syriusz, starając sobie poradzić z emocjami. Wdech, wydech, oczyścić umysł i pracować dalej.
— Nikt go o to nie podejrzewał, ale ktoś mu sprzedał patent, że Czarny Pan bardziej nagradza tych, którzy manipulują innymi niż tych, którzy sieją zamęt.
— Severusie?
Syriusz dalej nie przyzwyczaił się do brzmienia imienia Snape'a we własnych ustach, ale ustalili, że nie będą się do siebie zwracali po nazwisku. Wszyscy byli równi i musieli czuć tę równość. Pierwszym krokiem był szacunek, a z nim wiązało się zapamiętanie imion współtowarzyszy.
— Dalej jestem w fazie badań, ale ta klątwa, której użyto na Greengrass, spajała ją z jej własną różdżką. By uniknąć szybkiego wybuchu magii, bo jednak rdzeń różdżki to obce źródło mocy magicznej, które nie pokrywa się z ludzkim bez izolatora w postaci drewna, zamknięto je jakimś zgrabnym zaklęciem. Po jego zdjęciu nastąpiło do wybuchu i przemiany. Ciężko mi odtworzyć to zaklęcie i dalej nie wiem, czy da się jakoś zniwelować jego skutki i przywrócić człowieka do normalności. — Snape mówił cichym, monotonnym głosem, ale nie przeciągał tego, co chciał powiedzieć. Syriusz słuchał go z całą uwagą, na jaką było go stać. Chciał zrozumieć, co się stało z Harmies. Nie był tylko pewien, czy chciałby wiedzieć, czy dałoby się jej pomóc, bo to znaczyło, że...
Wolał o tym nie myśleć.
— Z Harmies niewiele zostało — zauważył Antonin. — Ale aurorzy mają w swoim biurze jeszcze ciało Blishwicka. Gdyby coś mieli, Syriusz albo Eliot by o tym wiedzieli. Severusie, gdybyś miał dostęp do całego ciała, dałbyś radę zebrać więcej informacji?
— Na pewno. Jednak mówimy o ponad półrocznym truchle potwora, pilnie strzeżonym przez Ministerstwo. Przypomnę też wam, że Prorok tej informacji nie dostał i nikt, oprócz kilku osób, nawet o tym nie wie. Sprawę z Harmies określili jako wtargnięcie „dzikiego i nieznanego gatunku smoka na ulice Londynu”. Cholera wie, gdzie go trzymają.
— Lucas, przekaż Eliotowi, by się trochę rozejrzał, ja zrobię to samo i wtedy damy znać Severusowi...
Reszta wypowiedzi Syriusza została przerwana, gdy po drugiej stronie fabryki, przez drzwi menadżera, wpadło kilka osób. Nie mieli pojęcia, czy to aurorzy czy nie, ale nie mieli czasu tego sprawdzać. Antonin i Lucas, którzy byli najbliżej drzwi, ruszyli w ich kierunku bez zawahania, a Syriusz miał pójść w ich ślady i deportować się bezpiecznie tuż za nimi, mając tę chwilę nim napastnicy do nich dobiegną, ale wtedy Snape wykonał jakiś dziwny odruch do tyłu, prawdopodobnie by złapać swoją ciężką torbę pozostawioną na ziemi. Black kątem oka zauważył, jak jeden z obcych czarodziei wyciąga różdżkę i gwałtownie pociągnął Snape'a w swoją stronę. Zaklęcie mignęło tuż obok policzka Severusa, a gdyby został dłużej w poprzedniej pozycji, dostałby w głowę. Mogli być aurorami, bo pomimo odległości strzelali naprawdę celnie.
Uniósł dosłownie na chwilę wzrok na napastników i to była ta chwila, gdy jakieś nieznane zaklęcie uderzyło z metr od nich i rozbłysło tak rażącym, białym światłem, że Syriusz nie był w stanie powstrzymać krzyku bólu, który wyrwał mu się z gardła. Lodowato zimna dłoń Snape'a chwyciła go za nadgarstek, a Severus deportował ich z miejsca w którym stali.
Syriusz upadł na coś kanciastego, podobnego do stołu i obił sobie potwornie plecy. Jęknął, starając się podnieść na nogi, ale było tak ciemno, że porzucił ten pomysł. Nie chciał ponownie na coś wpaść.
— Gdzie jesteśmy?
— W moim mieszkaniu — stęknął tuż obok niego Snape i, prawdopodobnie specjalnie, kopnął go w nogę.
Syriusz skrzywił się, ale, siląc się na spokojny ton, poprosił:
— Zapal to cholerne światło. Ciemno tu jak w dupie.
Zapanowała cisza, ale nikt nie zapalił światła. Nikt też się nie poruszył. Black rozejrzał się po pokoju, chociaż niewiele to dało.
— Syriuszu, co ty właściwie widzisz? — zabrzmiał gdzieś z boku głos Severusa i Syriusz odruchowo skierował tam swój wzrok.
— Nic, kuźwa. Przecież mówię, że ciemno tutaj jak w dupie.
— Black — powiedział niespodziewanie Snape, bardzo blisko niego. Syriusz odsunął się niepewnie, ale natrafił plecami na ten nieszczęsny stół. Nie chciał być w tak bliskiej odległości od byłego wroga, do tego w jego własnym mieszkaniu. — Tutaj nie jest ciemno. To ty nic nie widzisz.
— Co?
Eliot Campbell opuścił ramię, którym zasłaniał oczy i rozejrzał się po fabryce, ale nie było w środku żywego ducha poza nim i jego pomocnikami. Przeklął w duchu, czując, że sytuacja wymyka mu się spod kontroli. Najpierw stracił Blacka i Pottera, a teraz jego zaplanowana akcja skończyła się fiaskiem.
— Jeden z nich spojrzał — odezwał się niespodziewanie Haney O'Neil i podszedł do pozostawionej na środku torby. — Gdy odciągnął swojego przyjaciela.
Przyjemne uczucie satysfakcji rozlało się po żołądku Eliota. Skoro jeden z nich spojrzał na światło, było ono ostatnią rzeczą, którą zobaczył. A wyszukanie czystokrwistego, który nagle stracił wzrok, nie było takie trudne. W końcu ilu ich było w Wielkiej Brytanii?
Zapowiadała się pochwała u Moody'ego i Campbell nie zamierzał wypuścić jej z rąk. Wyłapie każdego śmierciożercę na wyspach. Nie potrzebuje do tego ani Pottera, ani tym bardziej Blacka. Zrobi to całkowicie sam.

Etykiety: , , , , , , ,

Komentarze (3):

10 czerwca 2016 23:20 , Blogger A. pisze...

„ale na gdy w czerwcu” – to które w końcu?
„Z początku to Syriusz więcej mówi” – mówił
„czując się w ten sposób trochę bardziej pewnym, co było kłamstwem” – ale że co? Czuł się bardziej pewien, ale jednak nie czuł? Chyba chodziło o to, że chciał sprawiać wrażenie pewnego siebie, bo jak nie o to, to jednak nie rozumiem… (W tych okolicach często powtarzasz „być”).
„geny całkiem nie zanikły” – zjeżyło mi to włos na głowie, no i ciemne włosy są cechą dominującą, więc bez przesady.
„Nie ma ci tego za złe” – mam, chyba że zmarły Thorfinn też nie ma za złe xD
„doprowadzał do kobiet do płaczu” – decepcja :P
„… To jest już” – dlaczego od wielkiej litery z wielokropkiem? To w końcu to jest jakby ciąg dalszy, czy nowe zdanie, bo nie wiem…
„Opuszczona fabryka, w której się spotykali, pachniała klejem, który aż kręcił w nosie, ale była na tyle dobrym punktem deportacyjnym, że każdy z nich był w stanie się poświęcić na te pół godziny w ciągu tygodnia.” – raz, że to zdanie jest strasznie długie, a dwa, że gdzieś w połowie urwało mi od sensu.
„Jeden z nich spojrzał (…) Gdy odciągnął swojego przyjaciela.” – to jest wypowiedź O’Neila po wycięciu wstawki narracyjnej… Dobra, dalej jest powiedziane, ale nie bardzo mi to leży, bo jednak wypadałoby sugerować wcześniej – niemniej, jak chcesz.

Kilka dni temu sama kapnęłam się, że jest rozdział i miałam zapytać, czemu wcześniej mi nie przypomniałaś… :(. W każdym razie nie wiem, czy w tym szaleństwie jest metoda, ale na razie ten rozdział albo wprowadza postaci i wątki, albo ekspresowo rozwiązuje inne, co jest dość – delikatnie mówiąc – niefajne z punktu widzenia czytelnika.
Mam straszny problem z tym rozdziałem, bo pewne elementy mi się bardzo podobają, a inne mocno nie i to takie dziwne uczucie…
Sam początek z eliksirem, nawiązaniem do nazistów i całym potępieniem naśladowania mugoli bardzo do mnie przemawia i po prostu uważam to za świetne motywy, ale (tak, chyba zawsze jakieś musi być xD) tak strasznie irytuje mnie, jak łatwo chłopcy stwierdzili, że mugole są fajne (no dopiero gadali o IIWŚ!), czarodzieje czystokrwiste be (normalnie wszyscy) i w ogóle to chodźmy se na gejowski ślub, tacy jesteśmy wyzwoleni… Przecież wychowano ich w poszanowaniu zasad, jakimi kierują się czystokrwiste rody i nie zauważyli dosłownie niczego pozytywnego w swoim świecie? To strasznie dziwne. Nie wspominając o tym, że ten eliksir miał być taki niebezpieczny, a jakoś pani Max urodziła kilkoro dzieci i żyje sobie…
Aha, przejście Markusa z „nie gadam z wami, bo źle się czuję” do „spoko-loko” też takie trochę niewiarygodne. No hej, czy to musiało być aż tak kontrastowe? W ogóle mam wrażenie, że tu szybko ucięłaś scenę.
Później jest za to jedna wielka migawka i totalnie się pogubiłam… Lily nie żyje (na początku myślałam, że to jedna z tych sytuacji co to Potterowie się oparli Voldiemu, ale nie; James chyba włóczył się na wagarach z Regiem), a Syriusz jakoś nie zainteresował się (ex?)przyjacielem – no nawet myśli mu nie poświęcił! – Throfinn też zezgonił (Voldi chyba go zaciukał, a później próbował zabić siebie z rozpaczy za kochan… ekhm, nie wiem, co tam się odstawiało :P), Syriusz rozpracował Tatianę (no dobra, na taki rozwój trochę liczyłam, więc mi w to graj – tym bardziej, że wciąż jest między nimi nieufność, a mimo to wyraźnie czuć, że im na sobie zależy; oni się chajtali już? O.O), w ogóle to Syriusz ma jakąś grupkę uderzeniową i rozpracowuje siatkę Voldka (ciekawe, kiedy zabierze się za Dumbla xD), ale z powodu marnego przepływu informacji własny agent, Eliot, go oślepia (motyw fajny, żeby nie było)… Ja tam nie wiem, co tu się stało.
A Harry to chyba też ubity, bo skoro Lilka była w ciąży, a nie miała kiedy urodzić, bo Voldi wpadł na herbatkę…
Może mózg mi wyparował po dzisiejszym egzaminie – kto wie? Bo, jak słowo daję, zupełnie nie ogarniam (bardziej niż zwykle, a to jednak jest osiągnięcie)
Pozdrawiam.

 
14 czerwca 2016 16:24 , Blogger Unknown pisze...

Czytam twojego bloga od początku i nadal nie mogę wyjsć z podziwu dla twojego talentu. Harmies- polubiłam ją. To jak ją pokazałaś i jak wszystko idealnie wpasowało się w historię i serce syriusza. Co do niego samego zawsze go lubiłam ale teraz go pokochałam. Jego problemy. Uczucia i myśli. Po prostu nawet nie wiem co napisać. Po prostu kocham i kocham. Regulusa też jak na złość pokochałam. Wydawał mi się zły. Teraz i tak faworyzuje syriego ale to tak btwn. Nie wiem naprawdę co pisać bo ja nie umiem komentować.
Po prostu poczułam się... Zmuszona? Nie przez ciebie!! Tylko przez sumienie które chciało docenić dobrą pracę.
Sorry za brak przecinków ale ja ich nie lubię!
Ale kocham kropki...

 
29 listopada 2017 21:42 , Anonymous Anonimowy pisze...

Kiedy tak właściwie dzieje się ta akcja z Maxami? Syriusz jest odprowadzany przez matkę i ma tak ok. 15 lat, a nagle myśli o Rigiel i teleportuje się do Taiany...
Co do reszty zgadzam się ze wszystkim, co powiedziała A.

MAG

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna