30 mar 2015

Niekompletni: Kiedy ojcowie wracają

Główni bohaterowie: Luka, Miha
Bohaterowie poboczni: Gary, Samina
Liczba słów: 3120
Data powstania: 14.02.2015r.
Status: skończone

Luka ma dziesięć lat, kiedy ojciec wraca. Słowo tata nie jest wstanie przejść mu przez gardło, chociaż Miha bardzo szybko porzuca pana na rzecz taty. Do tamtego momentu Luka był pewien, że zna swojego brata bliźniaka. Później nie jest już pewien niczego. 
— Maaamooo! Jakiś tleniony fagas do ciebie przyszedł! — Młody brunet krzyczy spod drzwi w głąb domu, całkiem nie przejmując się owym „fagasem” stojącym w drzwiach. 
— Miha! — Oburzony, kobiecy głos gani bruneta, chociaż jego właścicielka się jeszcze nie pojawiła.
— Czego chcesz? — Drugi brunet, identyczny jak pierwszy, patrzy na mężczyznę nieprzychylnym wzrokiem i stara się wyglądać na starszego niż jest w rzeczywistości.
— Chciałbym wejść do mojego domu. — Mężczyzna całkiem nie przejmuje się bliźniakami i zwyczajnie wchodzi do środka.
Miha ma dziesięć lat, kiedy wraca tata. Nie bardzo lubi tego poważnego człowieka, ale mama się cieszy, kiedy jest dla niego miły, więc Miha nie protestuje i stara się sprawić przyjemność matce. Bycie miłym dla taty ma swoje zalety. Mihę dziwi to, że Luka tego nie wykorzystuje.
﹏﹏﹏
Luka w ogóle nie potrafi dogadać się z ojcem. Kłócą się dosłownie o wszystko: od miejsca przy stole, przez ostatni kawałek kurczaka, po fortepian babci, na którym Luka gra o dziwnych godzinach wieczornych. Luka za każdym razem stara się nie płakać po ostrych słowach ojca, ale ma tylko dziesięć lat i wrażliwą duszę artysty – nie jest w stanie powstrzymać dławiącego go żalu i wybucha płaczem w kącie ich wspólnego pokoju, gdy jest pewien, że nikt go nie słyszy.
Ojciec i syn na zmianę kopią w swoją stronę piłkę bez słowa. Właśnie skończyły im się tematy do rozmowy, a do obiadu została jeszcze chwila, więc żaden z nich nie widzi sensu w podejmowaniu się nowego zajęcia.
— Nie zabraniaj Luce grać — mówi niespodziewanie chłopiec, kopiąc trochę mocniej piłkę.
— Nie zabraniam mu grać. Zabraniam mu robić to po północy.
— Znielubię cię jeżeli Luka dalej będzie przez ciebie płakał.
— Nie będziesz mnie lubił tylko dlatego, że twój brat mnie nie lubi? — Mężczyzna zatrzymał piłkę nogą. Chłopiec kiwnął głową. — A dlaczego Luka nie może mnie lubić tak, jak ty mnie lubisz?
— Bo Luka jest starszy.
Nic innego nie przychodzi chłopcu do głowy.
Miha, po przełamaniu pierwszych lodów, dogaduje się z tatą świetnie. Grają razem na konsoli, rysują, tata pomaga Miszy w lekcjach i jedyne, czego Miha w tacie nie lubi, to jego podejście do Luki, ponieważ Miha kocha swojego bliźniaka. Czasami budzi się w nocy, trochę z przyzwyczajenia, i nasłuchuje. Niestety, dom nie jest wypełniony, tak jak dawniej, cichymi dźwiękami fortepianu, które tworzy Luka, a jedynie cichym szlochem i pociąganiem nosa z drugiego końca dziecinnego pokoju. Miha nie jest w stanie pocieszyć brata ze wstydu. 
﹏﹏﹏
Pokój bliźniaków dzieli się na dwie części: stronę względnie czystą, pełną plakatów sportowców, pucharów, medali, koszulek porozwieszanych na ścianach, tu i ówdzie walających się skarpetek i z lekko zmiętą pościelą oraz stronę przedstawiającą totalny burdel, gdzie wejście do szafy blokuje stos ubrań, wszędzie walają się płyty CD czy winyle, kubki z zaschniętym kisielem i talerze po kanapkach, wszędobylska brudna bielizna, jak i stos z podręczników stający przy biurku. 
W tej czyściejszej części mieszka Miha, który nie ma cierpliwości do szukania czegokolwiek, więc wszystko musi być poukładane. W drugiej części mieszka Luka, który jest uparty. Jeżeli ojciec każe mu sprzątać, Luka tego nie robi. 
— Widzę, że lubisz mieszkać w chlewie.
— Idź sobie.
— Hodujesz jakąś nową cywilizację? A może już wymyślili koło?
— Idź sobie.
— Może zamiast pozwolić im się kurzyć, skorzystasz z tych podręczników i poprawisz oceny?
— Idź sobie.
— Luka.
— Co jest trudnego w tym, byś sobie poszedł?
Czasem, gdy ojciec przyznaje, że nie umie rozmawiać z Luką, to mama przychodzi na górę, siada obok starszego syna i mówi. Nie, nie mówi – prosi. Bardzo subtelnie go prosi, by posprzątał porozrzucane ubrania, uporządkował książki, powynosił brudne kubki i talerze, a przede wszystkim, by postarał się nie robić ojcu na złość. Luka słucha jej z kamienną miną, mając za zdrajczynię, która odwróciła się od nich na rzecz obcego faceta i dopiero za kolejnym i kolejnym „proszę” kiwa niepewnie głową i zaczyna sprzątać.
Miha pomaga bratu bez słowa i tylko zerka w stronę drzwi, gdzie przez szparę przygląda się ojciec, śledząc ich poczynania. Śledząc poczynania Luki. 
﹏﹏﹏
Luka ma dwanaście lat, gdy matka mówi mu, że będzie miał siostrzyczkę. Luka to raz otwiera, to raz zamyka usta, by ostatecznie zastygnąć z wyrazem zniesmaczenia na twarzy. 
Jest to pierwszy raz, kiedy ojciec wymierza mu razy, za doprowadzenie matki do płaczu swoim „pozwoliłaś mu zrobić sobie dzieciaka?” Luka nawet nie protestuje i znosi karę z godnością, czując wstyd, który pali jego policzki.
Zdaje sobie sprawę, że jest złym synem.
Ojciec przeczesuje nerwowo swoje brązowe włosy przyprószone siwizną. Mama twierdzi, że jest dzięki temu przystojniejszy. Luka, a nawet Miha, myślą, że zwyczajnie osiwiał przedwcześnie z powodu stresu lub tego co robił, gdy nie było go przy nich.
Matka nie chce im powiedzieć, dlaczego ojciec odszedł i dlaczego wrócił tak późno. Mama ogólnie nie mówi zbyt wiele o tacie, a oni nie zadają zbyt wielu pytań, bo to zawsze tworzy ponurą atmosferę w domu. Teraz, gdy na świat ma przyjść ich siostrzyczka, nie jest wcale szczęśliwiej niż wcześniej.
Luka zastanawia się, stojąc za karę w kącie i wyraźnie czując swoje obite pośladki, czy ojciec znów odejdzie, gdy mała się urodzi. Dokładnie pamięta matkę z okresu, gdy go nie było – gdy była ponura, chłodna i łatwo się denerwowała. Było coś troskliwego w jej surowości i nakazom, które narzucała, ale naprawdę szczęśliwa wydaje się dopiero teraz, gdy jest ojciec.
Ale on ma wiecznie niezadowoloną minę.
— A może ty jej nie kochasz? Tak naprawdę? — pyta, gdy słyszy odgłos odpalanej zapalniczki, a chwilę później dociera do niego smród papierosa. Mama nie pozwala palić w domu.
Ojciec milczy tak długo, że Luka utwierdza się w przekonaniu, że go nie słyszał. Jednak gdy w końcu się odzywa, Luka odwraca się do niego zszokowany:
— Trudno kochać kogoś, kto nie ma serca.
W dwunaste urodziny Mihy tata mówi mu, że będzie miał siostrę. Miha nie jest zadowolony. Po części dlatego, że nie chce dodatkowego dziecka w domu, głośnego i hałaśliwego, po części, że się zwyczajnie boi, bo małe dziecko oznacza brak czasu dla starszych dzieci.
Coś się wtedy zmienia między rodzicami. Mama już nie jest najszczęśliwszą kobietą na świecie, snuje się bardziej jak cień po domu i przypala omlety, a ojciec stara się udowodnić im, że wszystko jest w porządku. Zmienia się też coś między tatą a Luką, a Miha czuje się zazdrosny o brata.
Czuje wstyd z tego powodu. 
﹏﹏﹏
Siostra Luki jest śliczna i grzeczna. Niewiele płacze, często się śmieje i lubi, gdy trzyma się ją za rękę. Luka jest nią urzeczony i czuje się jak prawdziwy starszy brat, gdy tata pozwala mu ją trzymać na rękach. 
Nie zauważa momentu w którym ojciec nie jest już ojcem, a tatą, ale nie czuje też lęku związanego z tą zmianą. Tata spędza z nimi teraz więcej czasu, z całą trójką, bo mama woli przesiadywać sama ze sobą.
Luka czuje się dobrze, gdy udają, że są w domu całkiem sami, a jego siostra śmieje się z ich wygłupów.
— Trzymaj ją mocno, nie jest zrobiona z cukru. — Ojciec wręcza Miszy małą dziewczynkę wierzgającą w żółtych śpioszkach i czochra włosy syna. 
— Mogę później ją potrzymać? Mogę, tato? — Luka przygląda się dziecku, jakby go zaklęto i całkiem nie zauważa tego, jak nazwał ojca. Tylko ojciec i Miha to widzą i patrzą po sobie zaskoczeni.
— Oczywiście, że możesz. 
Ojciec przyciąga Lukę do siebie i całuje po głowie z czułością, której wcześniej im nie okazywał. Miha patrzy pożądliwie na ten przejaw czułości i chwilę później i na jego brązowej czuprynie zostaje złożony krótki pocałunek. W ostatniej kolejności pocałowana zostaje ich mała siostrzyczka, która piszczy zadowolona i wyciąga rączki do ojca po więcej.
Zza drzwi przygląda im się matka, a raczej jej cień, który pozostał wśród żywych. 
Mihę bawi ich mała siostrzyczka. Jest głośna, tak jak myślał, i zajmuje wiele czasu rodzicom, ale dzięki niej spędzają razem czas. Gdy jest jeszcze malutka, malutka, niewiele da się z nią robić i tata na każdym kroku powtarza, by na nią uważać, ale wraz z tym jak rośnie, Miha i Luka pokazują jej kolorowe obrazki, bawią się misiami dla niej i noszą na rękach, jak prawdziwi starsi bracia.
Mihę martwi tylko to, że mama częściej sięga po tabletki, które nazwała cukierkami dla dorosłych i coraz rzadziej wychodzi z domu. I już się nie uśmiecha.
﹏﹏﹏
Luka powoli zaczyna uznawać autorytet taty. Ojciec już nie jest fagasem, który nic nie wie o nich i o ich potrzebach. Nauczył się tego, że Miha nie może jeść orzechów i uwielbia jagodzianki, a Luka nie specjalnie przepada za słodyczami i woli pizzówki. Zawozi i odbiera ich ze szkoły i wie, że obaj mają problemy z matematyką, a raczej podejściem do niej i czasami siedzi z nimi wieczorami przy malinowej herbacie i tłumaczy zadania. 
To dobry czas dla Luki, bo czuje się swobodnie. Gorzej, gdy Miha wychodzi do toalety a Luka wraz z ojcem zostają sami i zapada między nimi niezręczna cisza. Luka nie chce się kłócić i ojciec też nie, ale nie mają tematów do rozmowy, bo Lukę kręci tylko muzyka, a ojca wszystko poza nią.
Wtedy siedzą obok siebie i milczą. Chociaż czasem ojciec poklepie go po ramieniu. Ale to wszystko. 
— Luka, Miha, wstawajcie! 
Wyjątkowo zaspali do szkoły. Znaczy, to tata zaspał i nie obudził ich wcześniej, więc musieli się teraz pośpieszyć, jeżeli chcieli zdążyć na pierwszą lekcję. Dzieci, jak to dzieci, nie miały nic przeciwko co do tego, by nie pójść do szkoły, ale ojciec miał inne plany.
Wyrwał ich ze snu, ściągając obie kołdry na ziemię. Nie obyło się to bez protestów niezadowolenia, ale nie żeby się tym przejmował. Sam też był już spóźniony do pracy i było mu wszystko jedno, czy dzieci są szczęśliwe czy nie. 
— Jeszcze pięć minut... — Miha, z braku laku, nałożył poduszkę na głowę i ani myślał wstać. Luce udało się usiąść i zachować pion, ale nie rokowało to dobrze na przyszłość i szybkie ubieranie się do szkoły.
— Posłuchajcie mnie teraz uważnie. Albo zbierzecie się do kupy i ogarniecie, albo sobotni wypad do kina zostanie odwołany.
— Nie możesz tego zrobić. To szantaż. Szantaże są karalne. — Trybiki w głowie Luki zaskoczyły, a jemu samemu udało się skleić w miarę logiczną wypowiedź z prostych zdań. Rozszerzenie o zdania złożone nie zostało jeszcze zaktualizowane.
— W rodzicielstwie i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Chłopaki, mówię poważnie, zbierać się. 
— A to nie brzmiało w „miłości i na wojnie”? — wtrącił Miha, wychylając głowę spod poduszki.
— Tak, ale to samo. Przecież was kocham. 
W pokoju zapadła krępująca cisza. Od kiedy ojciec wrócił, temat miłości i przywiązania nie został poruszony. Nawet mama nie nakłaniała ich do kochania ojca. Mieli go szanować i słuchać. O miłości nie było mowy.
— Kochasz nas? 
Miha usiadł na łóżku, przyglądając się tacie z ciekawością. Sam tata, jakby zawstydzony tym, co powiedział, milczał chwilę, nim odpowiedział:
— Oczywiście, że was kocham. Jesteście moimi dziećmi.
Chłopcy popatrzyli po sobie, wymienili jakiś dziwny impuls umysłowy (z punku widzenia ojca) i powoli podeszli do niego. Pierwszy objął go Miha, bo czuł się dużo pewniej niż Luka, który, nawet jak się już przełamał, raczej zacisnął ręce na koszuli ojca, niż go objął. Taki bliski kontakt między nimi był czymś nienaturalnym i dziwnym, ale nikt nie określiłby go jako zły. 
Tata też wydawał się zaskoczony i niepewnie poklepał ich po plecach. Poklepywanie zmieniło się w mocny uścisk ze strony ojca, który został odwzajemniony dopiero po chwili. 
Atmosferę zepsuły tylko słowa taty, całkiem niszczące nastrój:
— Świetnie. Właśnie zaczęła wam się pierwsza lekcja.
Miha zastanawia się, jak tata to robi, że powoli, ale systematycznie, przekonuje ich do siebie. Bo tak naprawdę niczego na nich nie wymusza i o nic nie pyta. On po prostu wie.
Gdyby Miha był trochę starszy, wiedziałby, że ojciec jest zwyczajnie dobrym obserwatorem i zwraca uwagę na to, co chłopcy najczęściej kupują i co zazwyczaj odsuwają na daleki róg talerza. Jednak Miha ma tylko dwanaście lat i ten fenomen jest dla niego zagadką. Nie czuje się osaczony przez tatę, ale chciałby wiedzieć, jak on to robi.
Czasem przygląda się mu uporczywie, gdy są sami, i próbuje przejrzeć umysł ojca, ale to tak nie działa. To nie jest jak z Luką, że patrzą na siebie i wiedzą, co im chodzi po głowie. Myśli taty to wyższa szkoła jazdy, a Miha nie wysiadł jeszcze z dziecięcego samochodzika na pedały.
W takich sytuacjach ojciec zazwyczaj puka go w czoło i pyta „na co się gapisz?”. Miha milczy.
﹏﹏﹏
Wszystko się psuje.
W dwunaste urodziny Luka ucieka z domu. Robi to impulsywnie, całkiem nie zastanawiając się nad tym, co to znaczy uciec z domu
Dopiero gdy zatrzymuje się na środku starego miasta, by zaczerpnąć oddechu, zaczyna powoli panikować i uświadamiać sobie, jaką głupotę zrobił. Postanawia wziąć się w garść, gdy widzi jak przerażony jest Miha obok niego. Jest starszym bratem, musi go wesprzeć, choćby nie wiem co. 
I wtedy poznają Saminę.
Mama wzięła swoje cukierki dla dorosłych i poszła wcześniej spać. Był ładny i ciepły wieczór, więc siedzieli w czwórkę przed domem na ławce i rozmawiali. Mała przyglądała im się swoimi dużymi, niebieskimi oczami i tylko od czasu do czasu przestawia misie dla niepoznaki.
Rozmawiają na różne tematy. Zaczynając od szkoły, przez obiad, najbliższy mecz, a kończąc na planach na przyszłość. 
Luka zwierza się, że chciałby zostać zawodowym muzykiem, który tworzyłby muzykę do filmów – jak na swoje dwanaście lat jest wyjątkowo dojrzały, jeżeli chodzi o zainteresowania i nie podąża za trendami. Ojciec jest z niego dumny.
Miha wyznaje, że kręci go siatkówka i w przyszłości będzie sławnym sportowcem. Jest zwinny, szybki i silny, ale trochę zbyt nieśmiały i tata odrobinę się martwi, że może nie poradzić sobie z presją, ale na razie nic nie mówi. 
W pewnym momencie Luka, tknięty jakimś dziwnym przeczuciem, patrzy na ojca poważnie i zadaje pytanie, które powinno zostać zadane dwa lata temu:
— Dlaczego cię nie było?
Zapanowała między nimi chwilowa cisza przerywana dziwnymi odgłosami wydawanymi przez małą. Ojciec popatrzył na obu swoich synów, na ich błękitne oczy spoglądające znad brązowych grzywek – włosów identycznych jak jego same, tylko nie przysiwionych.
Wziął głęboki oddech. Na zaś.
— Ja i wasza mam się trochę pokłóciliśmy nim jeszcze się pojawiliście, więc stwierdziłem, że dalszy związek nie ma sensu. Mama... jest trudną do życia kobietą, nawet bardzo. Gdy stwierdziłem, że odchodzę, powiedziała mi, że jest w ciąży z wami. Nie uwierzyłem jej i po prostu wyszedłem. Nie chciałem być ojcem w tamtym momencie. 
Zdał sobie sprawę, że powiedział o jedno zdanie za dużo, gdy Luka głośno się zapowietrzył, wstał z ławki i wybiegł za bramkę. Zdezorientowany Miha spojrzał wpierw na bramkę, a później na ojca i ostatecznie też wybiegł. Tata miał ich gonić, ale mała dalej była z nim w ogrodzie, a zostawienie jej samej nie wchodziło w grę. 
Zalał się zimnym potem, oglądając za odbiegającymi chłopcami i miał w duchu nadzieję, że nie wymyśli czegoś głupiego. Że Luka nie wymyślił.
Miha nigdy nie sądził, że w wieku dwunastu lat ucieknie z domu. Nigdy tego nie planował i nawet teraz, stoją obok Luki na środku ulicy, cały rozdygotany od emocji i biegu, zastanawia się, czy był to jednak dobry pomysł.
Oczy Luki robią się wręcz czarne od otwartych szeroko źrenic, a on sam wygląda jak duch. Mimo to pociesza Mihę, nieudolnie, bo nieudolnie, ale jednak. 
I wtedy poznają Saminę.
Samina jest którąś z kolei kobietą, która wychodzi ze sklepu na rogu, ale różni się znacząco od pozostałych. Jej brzuch jest ogromny i napuchnięty, jakby połknęła piłkę plażową. Ciężko jej iść i prędzej czy później jedna z siatek spada na chodnik, a czerwone, dorodne jabłka rozbiegają się po ulicy.
Jedno z nich trafia do Mihy, który chwilę rozważa, czy powinien je podnieść, a może udać, że nic się nie stało, gdy zauważa pękaty brzuch kobiety i wtedy już bez chwili wahania zbiera jabłka. Luka dołącza się do niego, bo obaj wiedzą, że kobiety ze spuchniętymi brzuchami trzeba traktować delikatnie i o nie dbać, by dzieci mieszkające w środku były szczęśliwe.
— Dziękuję, chłopcy. — Samina uśmiecha się do nich życzliwie i próbuje upchnąć jabłka w podartą torbę, ale niewiele to pomaga.
— Pomożemy pani zanieść je do domu.
— Proszę się nie martwić.
Chłopcy zręcznie wrzucają jabłka do kieszonek z koszulek, które zrobili i idą za Saminą do samego mieszkania. Ostatecznie, pomagają jej wejść na ostatnie piętro, bo to stary blok i nie ma tutaj schodów, a jej się naprawdę ciężko chodzi i zostają zaproszeni za to na lody.
Dopiero w środku Samina zdaje sobie sprawę, jak jest już późno i pyta chłopców, czy ich rodzice nie będą się martwić. Miha od razu spuszcza głowę i grzebie w wafelku z lodami, a Luka unosi butnie brodę i oznajmia pewnym siebie głosem:
— Uciekliśmy z domu i nigdy tam nie wrócimy. Nigdy.
Wafelek wypada z rąk Saminy i rozgniata się na ziemi. Jej ręce zaczynają drżeć z gniewu, a policzki czerwienieją.
— Uciekliście? A przyszło wam do głowy, jak wasi rodzice muszą się o was martwić?
— Na pewno nic ich nie obchodzimy — zaoponował Luka, zakładając ręce na piersi.
— To wasi rodzice, kochają was mimo każdej głupoty, jaką zrobicie i troszczą się o was, nawet jeżeli ich nie szanujecie. Nie możesz powiedzieć, że ich nie obchodzicie, bo to zwykłe kłamstwo na które nie macie i nigdy nie znajdziecie potwierdzenia. — W nerwach złapała za torebkę, która mało nie wypadła jej z rąk. — Ubierajcie się, odprowadzę was do domu.
— Ale pani ma brzuch, nie może pani dużo chodzić. — Miha powiedział to takim głosem, jakby świetnie znał się na tym, o czym mówił.
— Ciąża to nie choroba! Wychodzimy!
﹏﹏﹏
Gdy Luka zostaje odprowadzony do domu przez Saminę, matka wypada przez drzwi zalana łzami, a jej rude niczym płomienie włosy falują wokół twarzy. Nagle przestaje być ospała, anemiczna i niezainteresowana czymkolwiek, a za to staje się pełną miłości i czułości kobietą, która przyciska go do swojej drżącej piersi i roni łzy na jego brązową czuprynę.
Mimo to Luka czyje, że coś się zmieniło. Nie żałuje.
Ojciec na początku jąka się, dziękując Saminie. Później proponuje, że odwiezie blondynkę do domu, ale ta oponuje i powoli się wycofuje. Gdy wchodzą do domu, ojciec pyta czy nic im się nie stało, gdzie byli i czy nie są głodni.
I to jest jedna z ostatnich dłuższych rozmów, jakie z nimi przeprowadzi.
Gdy Samina odprowadza do domu Mihę, czuję on ulgę. Pozwala przytulić się matce, na powrót matczynej i dobrej. Czerpie z tego dotyku jak najwięcej, bo już wie, że coś się zmieniło.
I to na tyle, że nie da się tego naprawić. Żałuje.

Etykiety: , , , , ,

Komentarze (4):

31 marca 2015 19:30 , Blogger Demetria pisze...

Boże, nie pamiętam od kiedy, ale strasznie długo zbieram sie by napisac tutaj komentarz. Za każdym razem kiedy widzę nowy post. Pamiętam, że kiedyś były jeszcze problemy z blogiem, bo je wyświetlałało mi postow. Dobra, wracając do tekstu, bo trochę zjechałam z tematem xd.
Strasznie mi się spodoba. Bez bicia przyznaję się, że nierozumiem dokońca o co chodzi z ostatnim zdaniem. Przeczytałąm cały tektst uważnie i niestety nie rozumiem. Mogłabyś mi to w jakiś sposob wyjaśnić? :)
Przez poł tekstu zastanawiałam się czy to jest do jakiegoś fadomu czy nie. Mimo, że przeczytałam co napisałaś przed samym tekstem.
Luka i Miha... urzekli mnie całkowicie.
Tak bardzo nie wiem co mam napisać xd.
Pozdrawiam, Demetria :d

 
31 marca 2015 20:06 , Blogger Niah pisze...

Oj, te problemy były szmat czasu temu... to znaczy, że długo zbierałaś się do tego komentarza! :D
Co do ostatniego zdania (chodzi o Mihę, prawda?) - obaj czują, że między nimi, a rodzicami coś się zmieniło i to nieodwracalnie. Luka nie żałuje podjętych decyzji i tego, że nie wróci do poprzednich relacji, a Miha na odwrót, gdyby miał jeszcze raz podjąć wybór, wybrałby inaczej.
Nie, to nie jest żaden fandom, chyba że mój własny, prywatny. Wymyśliłam ich, dołożyłam historię i napisałam. Można to podciągnąć pod małe opowiadanie, bo już jeden "rozdział" został opublikowany wcześniej, ale nie ma tutaj głębszej fabuły, intrygi czy czegokolwiek - chodzi o relacje.
Dziękuję za komentarz. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej :)
Pozdrawiam, Niah.

 
2 kwietnia 2015 21:20 , Blogger A. pisze...

Jej, ta opowiadaniowa ferajna jest naprawdę bardzo, bardzo fajna. Ich chyba nie da się nie lubić, wiesz?
Zawsze u ciebie lubiłam perspektywę dziecka, bo wkładasz w nią przeuroczą prostotę. (W tym momencie zastanawiam się, co więcej napisać, bo mam takie dziwne wrażenie, że w zasadzie nie mam nic mądrego ani w ogóle nowego do powiedzenia...) Wspomnę, że zaciekawiła mnie posatc matki chłopaków (swoją drogą, dość dziwne, że nie nadałaś jej imienia). Wydaje się, ze rzeczywiście cierpli na jakąś chorobę psychiczną i poprawia jej się wtedy, kiedy jest źle. Przykro jakoś czytać, gdy tak snuła się po opowiadaniu, gdy wszyscy byli mniej lub bardziej szczęśliwi. Ale znów moze to wina perspektywy dziecka (może miała tylko jakieś przejściowe problemy, z którymi nie mogła sobie poradzić?)? A Gary... Gary nie wydaje mi się bardziej przystępny niż był - trochę kłuje mnie, że wybrał swoje dobro, a później zjawił sie ot tak i oczekiwał, że dzieciaki będą go lubić. Mimo to fajnie, ze jednak się przemógł i został, że wreszcie wziął odpowiedzialność (coś mi się wydaje, że tą porywczość chłopaki jednak odziedziczyli po nim xD). Wspomnę jeszcze tylko, że bardzo fajnie wypadło zestawienie perspektyw Miszy i Luki - ciekawy kontrast.
Gratuluję dyplomu! :D

 
2 kwietnia 2015 21:38 , Blogger Niah pisze...

Ja z nimi i pomysłem o nich żyję już jakiś czas i także stwierdzam, że ciężko ich nie lubić.
Dla dzieci wszystko jest czarne i białe. One nie zagłębiają się w motywy swoich rodziców, nie wczuwają się w ich sytuację, dlatego prosto im ich oceniać. To jest piękne w dzieciach. Prostota jest piękna. Czasami.
Ona ma imię, ale dla chłopców to jest mama i tata, więc tak o nich mówią. Imię Gary'ego znasz w końcu z poprzedniej części, nie? Tutaj był ojcem, ewentualnie tatą, bo tak go postrzegali chłopcy. Ona ma imię, już dawno wymyślone.
Planuję jeszcze dwa teksty z tego cyklu, o Garym i jego żonie oraz oddzielny o Saminie, ale są jeszcze niezaczęte i tylko ten o Saminie mam jako-tako przemyślany. W następnym poście chyba wrócę do Bezruchu, bo jakoś mnie wzięło na pisanie, już dziewięć stron mam, jeszcze kilka i będzie gotowy post.
W tych następnych rozdziałach wyjaśni się sprawa z tym, dlaczego Gary odszedł i co jest matce chłopców + będzie nakreślona historia Saminy (ale ona jest długa i skomplikowana, więc może będą to dwa posty... To jeszcze nie jest pewne).
(Tak, chłopcy są porywczy po ojcu. Najpierw robią, potem myślą... xD)
Ze wszystkich kombinacji rodzeństwa, to zazwyczaj bliźniaki są najbardziej kontrastowe. Choć nie mam rodzeństwa, wiem takie rzeczy, bo moja mama ma bliźniaczkę i są jak ogień i woda (znam też inną parę bliźniaków, ale określiłabym ich mianem głupi i głupszy, no ale nie ważne). Zazwyczaj jedno z bliźniaków pełni rolę prowodyra i jest bardziej odważne, zdecydowane, a drugie lubi poukładane życie, najlepiej blisko rodziny. Niekoniecznie jest tak, że starsze jest bardziej pewne siebie, to zależy od tego "które jest bardziej w centrum uwagi". Jeżeli, załóżmy, jedno z bliźniąt ma problemy przy narodzinach (trochę się poddusiło, były powikłania, nie oddychało od razu po porodzie) to jasne, że wszyscy się nim bardziej zajmują. Dziecko przyzwyczaja się do bycia w centrum uwagi, uczy się sobie z tym radzić, podczas gdy drugie jest bardziej nieśmiałe, często bardziej zazdrosne. Albo gdy jest zwyczajnie starsze, to pierwsze opanowuje umiejętność radzenia sobie ze stresem i zainteresowaniem innych (ale u zwykłego rodzeństwa nie zdarza się to tak często). Kurde, relacje między rodzeństwem są tak intrygujące, że mogłabym siedzieć w tym cały czas!
Dzięki ;) Ile ja się stresu najadłam przy tym, to moje, ale wygrałam!
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna