12 sie 2015

[BEZRUCH] Bycie Blackiem czyni cię królem

20 maja 1980r.

Walburgę obudziło płakanie dziecka i jakimś swoim szóstym, matczynym zmysłem poderwała się z łóżka, by sprawdzić, czy Regulus nie płacze. Ale Regulus był już dorosłym mężczyzną i od dawna nie musiała do niego wstawać w nocy, by go uspokoić. 
Dopiero po chwili przypomniała sobie o Rigel śpiącej na tym samym piętrze co ona i tylko rozmasowała nasadę nosa, stwierdzając, że nie tęskniła za dziecięcym płaczem w środku nocy. Usłyszała pośpieszne kroki na schodach i skrzypienie drzwi, a po chwili płacz ucichł. Nim odnalazła w ciemności różdżkę, a później z jej pomocą szlafrok, Syriusz wrócił z małą na górę. Słyszała jak szeptał jej do ucha uspokajające rzeczy, nim zamknął się w swoim pokoju. 
Zmęczona i zaspana weszła po schodach i bez pukania znalazła się w pokoju starszego syna. Syriusz siedział na swoim łóżku, dalej całkowicie ubrany i trzymał pewnie Rigel w rękach, pokazując jej jeden ze swoich modeli szkieletowych nietoperzy, który latał nad głową dziewczynki, poruszany zaklęciem. Spojrzał zaskoczony na matkę, nie spodziewając jej się tutaj.
Walburga już miała się odezwać, gdy jej wzrok przykuła sterta papeterii leżąca na biurku i kilkanaście zapieczętowanych kopert, które stały w rządku po drugiej stronie niedokończonego listu.
— Rigel cię obudziła? — dopiero pytanie syna wyrwało ją z zamyślenia. Wróciła do niego spojrzeniem.
— Tak.
— Nie chciała.
— Wiem. — Podeszła do biurka, dotykając jednej z zapakowanych kopert i sprawdzając do kogo jest zaadresowana. — Wysyłasz list do Narcyzy? — Podniosła kopertę. — I do Bellatrix?
— Właściwie, to do całej rodziny. Zamierzam ich zaprosić na obiad — odpowiedział spokojnie, dalej zabawiając dziewczynkę. — Chcę sobie z nimi porozmawiać.
— O czym?
— O polityce, mamo. — Coś niepokojącego kryło się w tonie Syriusza. Podsunęła sobie krzesło, siadając naprzeciwko niego i dziewczynki, by mieć lepszy widok na pulchne rączki, które próbowały złapać model.
— Masz na myśli politykę Czarnego Pana?
— To też. Ogólnie, mam z nimi do pogadania. I wolałbym, by ciebie przy tym nie było, mamo — zaznaczył, spoglądając na nią.
Milczała chwilę.
— Fran zawsze mówi, że lepiej „pozwolić ci być” niż cię zatrzymywać, ponieważ z natury jesteś buntownikiem i wszystko zrobisz na opak. Problem w tym, że ciężko jest mi ci zaufać, że sobie ze wszystkim sam poradzisz. Jeżeli nie chcesz mnie przy tym rodzinnym spotkaniu, to znaczy, że nie chcesz być delikatny.
— Faktycznie, nie chcę.
— Wiesz, że nie masz władzy absolutnej w tej rodzinie, prawda? — Spojrzała mu głęboko w oczy, ale widziała w nich tylko dziwnego rodzaju spokój, jakby Syriusz miał już wszystko zaplanowane.
— Wiem. Ale nie muszę jej mieć, by przekonać ich do swojego zdania. Widzisz, zamierzam się posłużyć tym, czym oni zawsze grają w starciu z innymi – ich dumą i więzami krwi. Nie jestem jakimś manipulantem pierwszej wody, ale to nie znaczy, że nie umiem przekonać kogoś do swoich racji. Domyślam się, że polityka Czarnego Pana jest dla nich w wielu aspektach korzystna, bo odnosi się do tego, o czym zawsze się w domu mówiło – do niechęci do niemagicznych i wyjściu z ukrycie. Nie będę ich przekonywał do miłości do mugoli i mugolaków. Nigdy byś mi tego nie wybaczyła. Wiem, co robię, mamo.
— Mówisz jak dorosły mężczyzna — przyznała niechętnie, przekręcając obrączkę ślubną na palcu.
Syriusz uśmiechnął się lekko.
— Przecież jestem już dorosły — odparł rozbawiony i pozwolił Rigel chwycić model nietoperza, który zapewne skończy w śmietniku, gdy dziewczynka się nim znudzi.
— Nie jesteś, synu. Dalej jesteś tym chłopcem robiącym kawały uczniom i nauczycielom w Hogwarcie, tracącym punkty dla domu. Ale wiem, że potrafisz się dostosować do sytuacji, gdy widzisz, że będziesz miał z tego korzyści. Postaraj się tym razem potraktować rozmowę z nimi i temat Czarnego Pana jako coś, co może ci przynieść zysk. Tom Riddle zawsze miał dar do przekonywania innych do siebie i swojego zdania. Nie wiadomo jak zareagowaliby niektórzy z nich, gdybyś jawnie okazał brak sympatii dla niego.
— Tom Riddle?
— To imię Czarnego Pana — wyjaśniła. — Był na niższym roku niż mój. Wychowywał się w mugolskim sierocińcu, a mimo to wielu czystokrwistych się z nim trzymało.
— Skąd wiesz, że to akurat on jest Czarnym Panem? — Syriusz zmarszczył brwi.
— Bo on tutaj był, Syriuszu. Gdy byliście mali, pamiętasz? Przyszedł taki wysoki mężczyzna, bardzo chudy, o cichym głosie. Proponował wtedy twojemu ojcu, by przeszedł na jego stronę, ale Orion się nie zgodził, twierdząc, że nie będzie wchodził z nim w żadne układy, bo ma małe dzieci. Miałeś jakieś góra sześć lat w tamtym momencie. 
— Wiele razy tak przychodził?
— Wiem tylko o tym jednym, nie mam pojęcia czy nachodził Oriona w pracy. — Wzruszyła ramionami. — W końcu chyba dał sobie spokój. Sęk w tym, że nie wszyscy mu odmawiali. On od dawna zajmuje się zbieraniem popleczników. Nie mam pojęcia ilu może mieć ich teraz. Proszę cię, nie zrób nic głupiego. 
Syriusz długo milczał.
— Dobrze. Ale na pewno nie pojawisz się na obiedzie?
— Na pewno.
21 maja 1980r.

Grimmauld Place 12 tego dnia pękało w szwach. Przyszedł Polluks Black wraz z małżonką, Irmą, jego starszy syn, Alphard, oraz młodszy, Cygnus, z żoną Druellą oraz ich córki, Bellatrix i Narcyza, wraz z mężami. Poza nimi, najbliżej spokrewnionymi z gospodarzem, pojawił się między innymi Doradus, sam, czy Cepheus wraz z uroczą Camillą z domu Yaxley u boku. Do tego zaproszonych zostało jeszcze mnóstwo dalszych ciotek i wujków, jak chociażby Araminta Meliflua. Łącznie przy długim stole zasiadło razem ponad czterdzieści osób.
Polluks, czując się osobą o najmocniejszej pozycji wśród zebranych, rozejrzał się ciekawie po całej swojej rodzinie, próbując wypatrzyć swoją córkę, Walburgę, z marnym skutkiem. Samego prowokatora przyjęcia, Syriusza, również nigdzie nie było. Starał się udawać, że go to wcale nie martwi, ale trwające na początku dość luźne i przyjazne rozmowy zaczęły milknąć, a ktoś kilka razy zapytał „i co dalej?”. Polluks nie miał pojęcia, co dalej, ponieważ list od wnuka był tak mało precyzyjny i lakoniczny, jak tylko się dało. Liczył na to, że może przynajmniej Regulus rozjaśni co nieco sytuację, ale jego również nie było, a gdy Polluks zdał sobie sprawę, że nawet tego przeklętego żabojada, Francoisa, nigdzie nie widział, zaczął się poważnie martwić. 
Jego żona pociągnęła go dyskretnie za rękaw, zwracając na siebie uwagę.
— Chyba nie myślisz, że ten okropny chłopak mógłby nas tak po prostu wystawić? — zapytała ze srogim wyrazem twarzy, jakby chciała co najmniej wstać, dopaść Syriusza i przełożyć go przez kolano. — On ośmiesza naszą rodzinę.
— Uspokój się, kobieto. Przyjdzie. Może na kogoś jeszcze czeka? Nie ma ani Walburgi, ani Regulusa.
— Jego też nie ma. Przywitał nas zwykły skrzat. Wszystkich powitały skrzaty, a nie gospodarz, jak tego wymaga zwyczaj. Mówiłam ci, że ten chłopak nie jest jeszcze gotowy na taką odpowiedzialność i... co to jest? — Twarz Irmy nagle pobladła, a policzki pokryły się wściekłym różem. Polluks powstrzymał ją przed gwałtownym podniesieniem się z krzesła, kładąc jej rękę na ramieniu i ściskając je ostrzegawczo.
— Co się stało?
— Widziałeś? Gobelin — podpowiedziała mu, ale Black nie zauważył na nim nic ciekawego, więc wrócił spojrzeniem do żony. — Pod Regulusem! — szepnęła zirytowana. 
Tak więc Polluks, wytężając swój wzrok po kryjomu, by nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi, jeszcze raz przyjrzał się dokładnie gobelinowi, a konkretnie miejscu pod jego najmłodszym wnukiem... i zamarł. Małe, złote litery układały się w imię „Adara”, a cieniutka, złota linia łączyła je z podobiznami Walburgii i Oriona. Bardzo szybko Black senior utkwił wzrok w talerzu, zastanawiając się, kto mógł dopuść się czegoś tak okropnego i zhańbić wiekowy gobelin imieniem dziecka, które się nigdy nie urodziło. 
— Jeżeli to jego sprawka, to obiecuję...
— Co takiego obiecujesz, babciu1
Syriusz stanął w drzwiach w czarnej, prostej szacie, która wyglądała na nim jak druga skóra, a jego ciemne włosy zlewały się z jej materiałem, swobodnie rozpuszczone i spadające na ramiona i pierś. Stał oparty nonszalancko o framugę, z różdżką w ręku, i przyglądał się Irmie z lekkim uśmiechem.
Jeżeli był jakiś dobry moment, by powstrzymać nadchodzącą kłótnię, dawno minął. 
— Jakim prawem to imię widnieje na gobelinie? — Głos Irmy Black był wysoki i pełen gniewu, ale Syriusz nie wydawał się tym poruszony. — Nie ma prawa widnieć między prawowitymi członkami naszej rodziny. Usuń je, natychmiast! — zażądała, na co Syriusz odpowiedział radosnym śmiechem.
— Nie, babciu. Zostanie tam tak długo, jak będę chciał — odparł, przechadzając się wzdłuż stołu do wolnego miejsca na samym jego początku. — Nie rozumiem też dlaczego tak bardzo się denerwujesz, skoro „to imię” ma większe prawo wiszenia na gobelinie, niż twoje.
Irma podniosła się tak gwałtownie ze swojego krzesła, aż się przewróciło. Jeżeli ktoś w międzyczasie chciał coś powiedzieć, zmilkł, słysząc huk ciężkiego mebla uderzającego o podłogę. Syriusz spokojnie usiadł na swoim miejscu.
— Jakim prawem zwracasz się do mnie w ten sposób? Żądam od ciebie szacunku, chłopcze. Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię!
— Mogłabyś nie krzyczeć? — Syriusz zmarszczył brwi, niezadowolony z tego, że kobieta podnosiła głos. — Powiedziałem prawdę. W końcu to „bycie Blackiem czyni cię królem”, a ty Blackiem nie jesteś — odpowiedział spokojnie. — Po prostu siądź i się uspokój. Imię tam zostanie, bo mam taki kaprys i żadne twoje krzyki tego nie zmienią, tak? 
— Ona się nigdy nie urodziła — wytknął Polluks, który poczuł się w obowiązku bronić zdania swojej żony. — Nienarodzone dzieci nie mają prawa być umieszczane na gobelinie.
— Och, a ile narodzonych dzieci pominęliśmy tam przez te wszystkie lata? Będziemy udawać, że Cepheus gdzieś tam jest? Podpięty pod Arcturusa, czy komu tam się zdarzył skok w bok? Oczywiście, że go nie ma, a mimo to nikt nie robi z tego afery. Rzucacie się za to, że jest tam imię mojej zmarłej siostry, jakby miała ona wam w czymś zagrozić. 
— Siostry? — Narcyza uniosła swoją jasną, wypielęgnowaną brew, patrząc na Syriusza z zaciekawieniem i układając ręce na wydatnym brzuchu. — Ciocia i wujek spodziewali się kolejnego dziecka?
— Tak. Też dowiedziałem się z lekkim poślizgiem. 
— To dziecko było za słabe, by być Blackiem, dlatego umarło i nie ma prawa... — podjęła z powrotem Irma ze swojego miejsca.
— Och, zamknij się w końcu! — krzyknął niespodziewanie Syriusz, zamykając jej tym usta. — Za słabe? O czym ty pierdolisz? — Rozłożył ręce. — To czysta biologia, że ciało wykończone jedną ciążą odrzuciło następną. Wyjdź czasem poza swój ciemnogród, kobieto, zanim zaczniesz gadać bzdury. Niby masz trójkę dzieci, ale czuję się tak, jakbym to ja sam wiedział o nich więcej niż ty.
Siedząca nieopodal Syriusza Bellatrix parsknęła śmiechem i włożyła do ust kilka winogron leżących na palecie przed nią. Dwie, czy trzy starsze ciotki obrzuciły ją nieprzychylnym spojrzeniem, ale ostatecznie się nie odezwały.
— Mówię poważnie, babciu. Siadaj i przemyśl to, co chcesz powiedzieć albo wyjdź, jeżeli masz przeszkadzać. Ktoś ma jeszcze jakieś pytania w związku z imieniem, czy możemy przejść do następnego tematu? A właściwie do głównego tematu.
Syriusz rozejrzał się po zebranych, czy ktoś miał ochotę coś jeszcze dodać, ale nikt nie zgłosił swojej kandydatury. Polluks postawił żonie krzesło, a Irma, szalenie niezadowolona, z powrotem usiadła przy stole.
— Więc, kuzynie, jaki jest główny temat naszego spotkania? — Bellatrix rzuciła w jego stronę winogronem, które złapał i uśmiechnęła się tajemniczo, przeszywając go wzrokiem swoich ciemnych oczu.
— Jak już mówiłem – „bycie Blackiem czyni cię królem”. Jak zauważyliśmy na załączonym obrazku, bycie żoną Blacka też podnosi samoocenę. — Wskazał Irmę dłonią. — Więc chciałem zapytać was i liczę na szczere odpowiedzi – kto z was popiera politykę Czarnego Pana? I dlaczego?
Po zebranych przebiegło kilka krótkich szeptów, a pierwszą, która podniosła rękę, była Araminta. Syriusz gestem pozwolił jej mówić. 
— Lord ma zdrowe poglądy na sprawę mugoli, a z nim u władzy, regularne polowania na mugoli mogłyby w końcu wejść w życie. — Starsza kobieta wyglądała na zadowoloną z siebie i bardzo pewną tego, co mówi. Dało się słyszeć kilka aprobujących pomruków.
— Ktoś jeszcze? 
Tym razem odezwał się Cygnus:
— Zgadzam się z tym, że szlamy nie powinny chodzić do jednej szkoły razem z czystokrwistymi czarodziejami. To odrażające. — Tym razem więcej osób poparło jego wypowiedź.
Ręka Belli wyskoczyła momentalnie w powietrze, a ona sama odezwała się nim Syriusz na to pozwolił:
— Czarny Pan chce, by to mugole chowali się przed nami, bo jesteśmy od nich lepsi! — krzyknęła podniecona. — I ma rację! To mugole powinni się chować przed nami jak szczury po kanałach!
Wypowiedź Belli została bardzo ciepło przyjęta i towarzyszyły temu nawet oklaski, które umilkły, gdy okazało się, że Syriusz się do nich nie przyłączył. Siedział rozparty na swoim krześle i bawił się rzuconym wcześniej przez Bellę winogronem. Bellatrix, niezadowolona zachowaniem kuzyna, spojrzała na niego groźnie.
— Coś ci się nie podoba, Syriuszu?
— Nie. Dlaczego by miało? Ale... tak właściwie czym jego program różni się od naszych rodzinnych poglądów? — Pytanie poszło w eter i widać było, że kilka osób faktycznie chce coś powiedzieć, ale nie mogli znaleźć żadnych racjonalnych argumentów. — Według mnie niczym. Spójrzmy. — Zaczął wyliczać na palcach. — Nie lubimy mugoli i mugolaków, nie chcemy wśród nich żyć i nie podoba nam się polityka Ministerstwa z nimi związana. Coś pomyliłem? — Zrobił krótką pauzę, by się upewnić. Nikt nie oponował. — No właśnie. Więc z tym wiąże się moje kolejne pytanie. — Powoli wstał i trzasnął rękami w stół. — Na chuj część z was klęka przed jebaną szlamą?!
W jadalni zapadła cisza jak makiem zasiał. Nawet Bella wydawała się zaskoczona i upuściła kolejne winogrono na swój talerz, nie spodziewając się po swoim kuzynie, w końcu miłośniku szlam i półkrwi, takiego napadu gniewu.
— Widzicie, od pewnego czasu staram się znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie... — zaczął, zataczając okręgi dłonią w powietrzu, jakby to miało mu pomóc pociągnąć temat. — I nie mogę wymyślić nic, co by mi ułatwiło zrozumienie tego, dlaczego ten kurwisyn, który zwyczajnie podsłuchał to i owo, ma taką siłą przebicia. Chociaż nie, czekajcie, wymyśliłem coś! — Wyglądał na naprawdę poważnego. — On zrobił cokolwiek w tej sprawie! No tak, przecież to takie oczywiste, jak mogłem wcześniej na to nie wpaść? W końcu jesteście zgrają przerażonych kobiet, które głośno krzyczą i nie mają jaj, by cokolwiek zmienić na własną rękę. — Wydawał się zadowolony z tego co mówi. — No tak, potrzebowaliście kogoś, kto weźmie was za rączkę i pokaże co i jak. Urocze — mruknął, tracąc cały dobry humor. — A przyszło wam do tych pustych łbów, jak żałośni teraz jesteście, liżąc buty komuś, w kogo żyłach płynie krew tak bardzo pogardzanych przez was mugoli? 
— Ach tak? — Bella, z ognistym płomieniem nienawiści w oczach, podjęła syriuszową grę. — A co powiesz o swoim małym braciszku, który w końcu, tak jak my, według ciebie lizał buty szlamie i przerzucił się teraz na obuwie miłośnika mugoli? 
— Może on jeden przejrzał na oczy i stwierdził, że bycie znakowanym niczym bydło nie jest żadną drogą do zmian, a jedynie spełnieniem fanaberii jakiegoś sukinsyna, który mydli oczy wszystkim po kolei tylko dlatego, że ma więcej sprytu niż wy wszyscy razem wzięci. Może Regulus wcale nie popiera polityki Dumbledore'a, tylko stanął po stornie, gdzie nikt nie wmawia mu głupot, że na całym świecie istnieją jedynie trzy zaklęcia godne uwagi tylko dlatego, że są oznaczone etykietką „zakazane” i używając ich, pokazujesz jakim wspaniale ograniczonym czarodziejem jesteś, skoro potrafisz zabić kogoś w JEDEN sposób. A może zwyczajnie stwierdził, że wysłuchiwanie głupot maniaka, który tylko mówi i wysługuje się innymi już mu się przejadło i sprawdzi, czy po drugiej stronie barykady jest podobnie? No nie wiem, Bello, może trzeba było go o to zapytać, gdy jeszcze podzielał to upośledzenie umysłowe, dzięki któremu nie ma go dzisiaj w tym domu.
— Co masz na myśli? — Głos Narcyzy był cichy, ale podczas ciszy, która zapadła, był doskonale słyszalny.
— Mam na myśli, że jeżeli ktokolwiek z was będzie dalej wierzył, że sprawami czystokrwistych może zajmować się szlama, ten będzie wierzył w to jako zdrajca krwi — powiedział na tyle głośno i wyraźnie, by każdy go usłyszał. — A jeżeli dalej chcecie wychodzić na ulice i się wybijać, zbliżając w zezwierzęceniu do mugoli, to nie macie czego tutaj szukać. Jesteśmy królami, do jasnej cholery, więc jeżeli ktoś z was nie umie rozgraniczyć swoich poddanych i odsunąć od siebie tych trędowaty, nie zasługuje w ogóle na ten tytuł. — Kilka osób nadal patrzyło na niego z niedowierzaniem w oczach. Syriusz wskazał drzwi. — Jeżeli ktoś z was ma zamiar po tym obiedzie wyjść i udać się do Toma Riddle'a, który nie jest żadnym Panem ani Lordem, i klękać przed nim, niech wyjdzie już teraz i przestanie obrzydzać innym posiłek. 
Nie wstał nikt. Rudolf złapał Bellę za nadgarstek pod stołem, ściskając boleśnie i nie pozwolił jej nawet drgnąć, gdy kobieta, w pierwszym odruchu, chciała się podnieść i wyjść. Syriusz czekał, ale żaden z jego krewnych nie ruszył się ze swojego miejsca, więc on z powrotem opadł na swoje miejsce.
— A jeżeli kogoś jeszcze tak bardzo ciekawi kwestia mojego brata i nieobecności mojej matki, co pewnie zauważyliście, odpowiem, że Regulus nie został wydziedziczony, co nie znaczy, że nie zostaną wyciągnięte konsekwencje z jego przynależności do Śmierciożerców. Matki zwyczajnie nie chciałem w to mieszać, myślcie co chcecie. — Klasnął w dłonie, a na stole, niczym jak w Hogwarcie, pojawiły się półmiski z jedzeniem. — Smacznego.
Ściany w domu były na tyle cienkie, że jeżeli wiedziało się, gdzie przystawić ucho, można było usłyszeć wiele ciekawych rzeczy. Walburga, pomimo tego że damie w jej wieku nie przystało takie zachowanie, nie mogła powstrzymać ciekawości i położyła się na podłodze w jednym z pokoi gościnnych i nasłuchiwała rozmowy z jadalni piętro niżej.
Słyszała wszystko tak wyraźnie, jakby stała tuż za drzwiami i była zmartwiona. Nie tym, że jej matka została obrażona i wyśmiana ani tym, że wiele osób zgadzało się z polityką Czarnego Pana, bo i ona się z nią zgadzała. 
Chodziło o Syriusza.
Niby wiedziała, że to on po przekleństwach i podniesionym głosie, ale ten mężczyzna nie brzmiał jak jej syn. Właśnie, mężczyzna, a nie duży chłopiec, który dzisiejszej nocy siedział naprzeciwko niej. Nie poznawała go. Był taki... blackowski i z jednej strony powinno ją to cieszyć, w końcu dostosował się do rodziny i pokazał, że pewnych rzeczy nie będzie tolerował, ale z drugiej... wolała go jako beztroskiego rozrabiakę, który wcale nie myślał o świecie rzeczywistym. To był jej Syriusz, ten mały hultaj, który po kryjomu chodził w mugolskich ubraniach, oglądał pisemka dla dorosłych i zbierał szlabany w Hogwarcie.
Czy naprawdę kiedyś chciała, by stał się tym, kim był teraz, siedząc naprzeciw tych wszystkich ludzi? To tak, jakby poprosiła go, by odrzucił każdą część siebie i był kimś całkiem innym. I najgorsze było, że faktycznie to zrobił.
Podniosła się z podłogi, nie chcąc dalej słuchać tego wywodu i po chichu przeszła do pokoju, w którym zostawiła Rigel. Dziewczynka bawiła się misiami, gaworząc po swojemu przy tym. Blond włosy okalały jej twarz, sprawiając, że wydawała się jaśnieć. Walburga zatrzymała się w drzwiach, patrząc na nią przez chwilę. Ile mogła mieć lat? Gdzieś ponad pół roku. Już sama siedziała, coś tam po swojemu mówiła i wydawała się rozumieć, co się wokół niej dzieje. Syriusz w jej wieku uwielbiał uciekać z kojca i ją straszyć, a Regulus próbował naśladować swojego starszego brata, co kończyło się wielokrotnym zaliczeniem spotkania pierwszego stopnia z podłogą lub jakimś meblem.
Rigel była spokojniejsza od nich, w końcu była dziewczynką i potrafiła się bawić sama. Pewnie nie sprawiałaby wielu problemów wychowawczych.
— Chodź. 
Podeszła do dziewczynki, biorąc ją na ręce wraz z jednym z misiów, którego trzymała w ręce. Zeszła wraz z nią po schodach, starając się zrobić jak najmniej hałasu i ignorować krzyki dochodzące z sąsiedniego pokoju. Dziecko ciekawie przyglądało się drzwiom, zza których słychać było głos Syriusza i było widać, że czekała, aż wyjdzie i do niej podejdzie. Gdy Walburga wyszła z nią przez drzwi wyjściowe, wydawała się zmieszana.
— Si-si? — Spojrzała na kobietę dużymi, szarymi oczami z niemym pytaniem na ustach.
— Co takiego?
— Silly? — Dziewczynka włożyła dużo wysiłku w to słowo i zrobiła niezadowoloną minę. — Silly! 
— Cii... — Walburga położył jej palec na ustach i wyszła poza bramkę, skąd deportowała się przed niewielkim biurowcem.
Departament Opieki Nad Nieletnimi był oddzielnym budynkiem. Umieszczenie go w głównym gmachu byłoby niewygodne w wielu sprawach i to w końcu tutaj mugole, którym urodziły się magiczne dzieci, przychodzili często po zasiłki lub szczegółowe informacje związane z opieką nad własnymi pociechami.
Walburga weszła przez główne drzwi do ciemnego holu, jednocześnie starając się powstrzymać Rigel przed płakaniem, która jak mantrę powtarzała „Silly” i rozglądała się dookoła siebie. W wolnym okienku siedziała starsza kobieta z trwałą o siwych odrostach i pisała coś na maszynie. Spojrzała na Walburgę znad prostokątnych okularów.
— W czym mogę pomóc?
— Dzień dobry. — Podała jednocześnie kobiecie teczkę i poprawiła sobie dziecko na rękach.
W środku było oświadczenie, które napisała dzisiaj z rana. Udało jej się wyciągnąć od Syriusza, kto przyniósł Rigel na Grimmauld Place i na tej postawie napisała protokół, w który Blackowie zrzekali się praw do dziecka z powodu braku jego pokrewieństwa z ojcem. Jedyną rzeczą, która była nieprawdziwa, to podpis i pieczęć jej syna, ale miała nadzieję, że kobieta nie będzie na tyle skrupulatna, by to sprawdzić. 
Starsza kobieta momentalnie straciła dobry humor, czytając oświadczenie. Wstała, podchodząc do szafki i wyjmując odpowiedni dokument i wypisała go na podstawie przyniesionego przez Walburgę oświadczenia. 
— Czy chce pani, by te dane były do wglądu dla dziecka, gdy osiągnie pełnoletność? 
— Nie, nie chce. — Otarła łzy na twarzy dziewczynki, która powoli zaczynała szlochać. — Ale chcę... — zaczęła, nim uświadomiła sobie, że to może przynieść wiele problemów w przyszłości. Skoro już zaczęła, powinna skończyć. — Chcę, by było wpisane jej imię.
Kobieta zdjęła okulary na chwilę, przyglądając jej się ciekawie.
— Jakie mam imię wpisać? 
— Rigel. 
Imię zostało zapisane, a czarownica różdżką odesłała dokument do odpowiedniej teczki. Bocznymi drzwiczkami wyszła ze swojego kantorka i wzięła od Walburgi dziewczynkę. Rigel zapłakała głośno i żałośnie, tym razem wyciągając rączki w stronę Walburgi, jakby nie chciała, by ta ją zostawiała. Do tego non stop powtarzała płaczliwym głosem „Silly!”, jakby to miało jej w czymś pomóc.
— To nie jest Silly, Rigel — powiedziała ku swojemu własnemu zaskoczeniu Walburga. — Tylko Syri. 
Z tymi słowami odwróciła się na pięcie i opuściła budynek departamentu, odprowadzana płaczem dziecka.
Obiad, pomijając cały jego początek, udał się w zadowalającym stopniu. Już po pierwszym daniu zaczęły się rozmowy, a wraz z podaniem deseru wszyscy swobodnie między sobą rozmawiali, całkowicie zapominając o obecności milczącego Syriusza. 
On sam sączył powoli wino, odsuwając tartę na bok. Czuł na sobie wiele spojrzeń, które z biegiem czasu malały. Prócz jednego. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że Rudolf Lestrange od samego początku wręcz nie odrywał od niego wzroku, a Syriusz z premedytacją unikał patrzenia w jego stronę. Nie mógł jednak cały czas milczeć i zastanawiać się, co chodzi Rudolfowi po głowie. Odstawił pusty kieliszek na stół i pochylił się w stronę Narcyzy i Lucjusza, którzy cicho rozmawiali między sobą.
— Wiecie już, kiedy jest termin? 
Narcyza spojrzała na niego swoim senno-chłodnym spojrzeniem i uśmiechnęła się zniewalająco, jakby temat o dzieciach był tym, na co czekała.
— Na początku czerwca. Sam pokój jest już przygotowany od stycznia i tylko czeka na właściciela — pochwaliła się.
— Więc pierwszy będzie chłopiec? Gratulacje. — Odpowiedział jej uśmiechem.
— Oczywiście, że to chłopiec. — Lucjusz uniósł dumnie pierś, pęczniejąc niczym pawie, z hodowli których był znany. — A ty, Syriuszu? Nie masz jakiś dalekosiężnych planów?
Syriusz zastanowił się.
— Chyba... anuluję swoje zaręczyny z Dorcas — wyznał. Narcyza aż zamrugała zaskoczona. Na szczęście nikt więcej ich nie słyszał. — Nie znam jej zbyt dobrze i... nie takiej kobiety szukam.
— To nie wpłynie dobrze na twój wizerunek. — Lucjusz obrócił kieliszek w rękach. — Ale podobno Meadowes jest bardziej zainteresowana tym ruchem Dumbledore'a niż czymkolwiek innym. Słyszałem, jak jej ojciec mówił, że nie widział jej od ponad roku w domu.
Black podparł policzek ręką. Zdecydował się dolać sobie i Lucjuszowi wina. 
— Mój wizerunek na razie nie istnieje, więc nie mogę sobie zaszkodzić. Mogę się tylko odbić od dna na tym etapie, na którym jestem — stwierdził. — I szczerze, wolałbym mieć dzieci bez potrzeby posiadania żony.
Narcyza zachichotała, zakrywając usta dłonią.
— Och, Syriuszu, jesteś taki niepoważny. — Rzuciła mu znaczące spojrzenie. — Naprawdę nie ma żadnej kobiety, którą widziałbyś u swojego boku? 
— Chcesz mi przez to coś zasugerować? — Spojrzał na nią ciekawie.
— Oczywiście, że nie. Po prostu ostatnio doszła do mnie pewna plotka i myślałam, że ją potwierdzisz. — Pochyliła się do niego. — Harmies Greengrass zniknęła z rodzinnej posiadłości i krążą plotki, że uciekła do jakiegoś mężczyzny.
— Uważasz, że chowam ją przed wami na górze? — Zaśmiał się krótko. — Nie ja jestem tym szczęściarzem.
— Wiele osób obstawia, że to właśnie do ciebie uciekła. Podobno byliście kiedyś razem i mówi się, że było to coś poważnego.
Syriusz zauważył, że naprawdę niebezpieczne informacje krążą babską pocztą pantoflową i musiał się ich w jakiś sposób pozbyć.
— Narcyzo. Ja i coś stałego? To całkowicie nie moja bajka, ale jeżeli kiedykolwiek się to zmieni, będziesz wiedziała pierwsza — obiecał, stukając się kieliszkiem z jej szklanką z sokiem. 
— Trzymam za słowo.
Goście rozchodzili się długo. Na tyle długo, że na dworze zapadł gęsty zmrok, a gwiazdy jaśniały radośnie na niebie. Syriusz zaczynał odczuwać dyskomfort, będąc zapiętym pod samą szyję przez kilka godzin, ale starał się robić dobrą minę do złej gry. 
Zdawał sobie sprawę z tego, że część z nich jeszcze dzisiaj poleci poskarżyć się Czarnemu Panu jaki stosunek ma do niego głowa rodu Blacków. Właściwie, liczył na to, by „Lord” dowiedział się, co Syriusz o nim sądzi. Najlepiej, gdyby ktoś zacytował mu jego słowa, co było mało prawdopodobne, jeżeli wszyscy trzęśli przed nim portkami tak jak Fiodor Dołohow. 
Odchylił głowę do tyłu, zamykając oczy i próbując się zrelaksować tuż po tym, jak goście wyszli. Cóż, jednak nie wszyscy faktycznie opuścili posiadłość i uświadomił to sobie, gdy poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Zrobiło mu się niedobrze, gdy po otworzeniu oczu ujrzał nad sobą Lestrange'a.
— Jakiś problem, Rudolfie? — zapytał spokojnie, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo przeszkadza mu obecność byłego Ślizgona.
— Chciałem porozmawiać. — Głos Rudolfa zawsze był lekko zachrypnięty z nieznanego Syriuszowi powodu. Do tego za każdym razem, gdy się odzywał, wywoływało to nieprzyjemne uczucie, jakby mówienie sprawiało Lestrenge'owi ból i tak samo czuł się słuchacz. Syriusz zmarszczył brwi.
— Rozmawiamy.
— Jak jest twój plan? — Rudolf usiadł obok niego.
Black uniósł brwi.
— Mój plan?
— Oficjalnie sprzeciwiłeś się Czarnemu Panu. Musisz mieć jakiś plan.
— Czy ty sugerujesz, że chcę otworzyć jakąś konkurencyjną sektę, by wejść między Śmierciożerców a Dumbledore'a? Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty, tylko jak oni, na wzór mugoli, wybijać siebie nawzajem? — Wstał. — Rudolf, ja nie potrzebuję zgrai pomagierów. Świetnie radzę sobie sam. Jeżeli szukasz kogoś, kto uchroni cię przed gniewem Czarnego Pana, jestem w stanie ci pomóc. Ale jeżeli chcesz, bym dawał ci przyzwolenie, jak on, do latania z różdżką po mieście, to wypierdalaj z mojego salonu. 
Rysy Lastrenge'a się wyostrzyły, a jego spojrzenie stało się chłodne. Wstał z krzesła, poprawiając swoją marynarkę i ruszył w kierunku drzwi. Głos Syriusza zatrzymał go, im przekroczył próg jadalni.
— Dbaj o Bellę. Inaczej ci ją zabiorę — ostrzegł, patrząc na Rudolfa bacznie spod grzywki.
— Myślisz, że dasz sobie z nią lepiej radę niż ja? — zapytał Lestrange, zerkając na Syriusza przez ramię.
— Oczywiście. Znam ją lepiej niż ty.
— Już nie.
Z tymi słowami Rudolf Lestrange wyszedł, zostawiając Syriusza z lekkim uczuciem niepokoju.
Właściwie to Rudolf podsunął mu nie tak głupi pomysł. Oczywiście, wykonanie Lestrange'a nie satysfakcjonowało Syriusza w ogóle, ale własny plan, który właśnie pojawiał się w jego głowie, zaczął nabierać konkretnych kształtów. Sam Syriusz uśmiechnął się, wyjątkowo z siebie zadowolony. Nie zauważył nawet, gdy Walburga weszła do pokoju.
— Obiad się udał? — zapytała, biorąc pusty kieliszek z kredensu i nalała sobie wina.
— Myślę, że wyszło nawet... nieźle. Chociaż może zbyt wulgarnie — przyznał. — Babcia mnie trochę zirytowała na samym początku, nic wielkiego. 
— Rozumiem. — Przestawiła krzesło, siedząc naprzeciwko niego. — Dostałeś sowę.
— Od Jamesa? — zainteresował się, ale widząc, że matka kręci przecząco głową, jego entuzjazm przygasł. — Więc od kogo.
— Od Carrowa. Pewnie chodzi o Tatianę i Regulusa. Pisał, że przyjdą jutro. 
Syriusz podparł głowę ręką, zastanawiając się nad tą sprawą. Teraz, choćby chciał, nie uda mu się zmusić Rega do małżeństwa z obowiązku. Byłoby to głupie, w końcu mają z Jeną Nathaniela, ale dalej pozostawała umowa między Blackami i Carrowami. Tak jak ta z Meadowesami. Żadna z nich Syriuszowi nie przeszkadzała, może ta z Dorcas była niewygodna na dłuższą metę, ale widać nadszedł czas, gdy trzeba było się nimi zająć.
— Zerwę umowę z Carrowami. Reg ma Jenę, oboje mają Nata. Nie potrzeba im do szczęścia Tatiany. Dużo pieniędzy zainwestowaliście w ten związek? — zapytał mimochodem. Aranżowane małżeństwa zawsze wiązały się z astronomicznymi sumami. 
— Ani knuta. — Syriusz zamrugał. — Po śmierci Regulusa, jego stadnina koni była bliska upadłości. Nie był dobrym inwestorem — przyznała z niechęcią matka. — Orionowi bardzo na niej zależało, ale musiałby w nią zainwestować ogromną ilość galeonów, więcej niż sami posiadaliśmy na prywatnym koncie. Chciał pożyczyć te pieniądze z rodzinnego skarbca, ale mój ojciec się nie zgodził – wtedy jeszcze on był patriarchą rodu. Przez jakiś czas udało mu się spieniężyć trochę majątku, ale długi były dalej wysokie i Ministerstwo chciało położyć na tym rękę. Wtedy Carrow zaproponował, że dołoży się do oddania długu, ale chce mieć pewność, że jego córka w przyszłości wejdzie do rodziny. Orion nie zgodził się na ciebie, w końcu w przyszłości miałbyś być głową rodu i bardzo niechętnie obiecał Regulusa — wyjaśniła pokrótce.
— Ciekawe skąd Carrow miał tyle pieniędzy na boku... — zastanowił się na głos Syriusz z nutą podejrzliwości w głosie. — Czemu stadnina była taka ważna? To tylko konie.
— Twój ojciec mocno kochał swojego wuja i przeżył jego śmierć. Gorzej nawet niż śmierć Melanii i Arcturusa. 
Przez chwilę Syriusz w ogóle się nie odzywał, analizując nowo poznane wątki w myślach. Przygryzł dolną wargę w zamyśleniu. 
— W takim razie nie mogę zerwać umowy z Carrowiami ot tak o. Pewnie chciałby odebrać swój wkład powielony kilkukrotnie i byłby strasznym wrzutem na dupie w późniejszym czasie.
— Syriuszu.
— Interesy z nim nie szłyby zbyt korzystnie — poprawił się. — Muszę to rozwiązać w inny sposób. Och, to nie jest temat na dzisiaj, jestem już zmęczony. Porozmawiamy o tym rano. 
— Oczywiście. — Matka nie podniosła się razem z nim i została na swoim miejscu, dopijając wino.
Siedziała tam również wtedy, gdy Syriusz wchodził po schodach, odpinając guziki pod szyją i skręcał w korytarz na drugim piętrze, idąc sprawdzić jak się ma Rigel. Nawet się nie odezwała, gdy jej syn, zorientowawszy się, że dziewczynka zniknęła, krzyknął z góry z pytaniem, czy ją widziała. Usłyszała tylko jego pośpieszne kroki, gdy zbiegał po schodach. Wpadł z powrotem do jadalni.
— Gdzie ona jest? — Walburga nie odpowiedziała. — Gdzie ona jest, matko!? — Odstawiła kieliszek na stół, a Syriusz okrążył jej krzesło i pochylił się nad nią wściekły. — Trzeci raz nie zapytam. 
— Tam, gdzie powinna być od początku — odpowiedziała spokojnie, patrząc mu w oczy.
— Nie zrobiłaś tego.
— Synu, zrozum...
— Niczego nie chcę rozumieć! — krzyknął niespodziewanie. — Nie miałaś żadnego prawo mi jej zabrać! Ona była MOJA!
— Zrobiłam to, co należało zrobić! — Także się uniosła, wstając ze swojego miejsca i uderzając otwartą dłoni w stół. — Ty byś nigdy jej nie oddał! Minęły dwa tygodnie i prawdopodobnie cudem nie pojawił się przy naszych drzwiach żaden urzędnik! Zacznij zachowywać się odpowiedzialnie!
— Nie wpierdalaj się w moje życie! — Syriusz był czerwony ze złości i bliski utraty kontroli nad sobą jak nigdy dotąd. Walburga była może i w lepszym stanie, ale szklanki i talerze i tak zaczęły drżeć w ich otoczeniu od wibrującej w powietrzu magii. — Nie masz do tego żadnego prawa!
— Jestem twoją matką! — zaoponowała gwałtownie.
— A ja nie jestem twoją własnością!
— Zależy mi na tobie, Syriuszu! — Jej głos stał się bardziej piskliwy i nienaturalny. — Nie możesz iść całe życie pod prąd, bo w końcu skończysz jak twój ojciec! Nie chcę grzebać kolejnego ciała oddzielnie z głową!
Zapanowała chwilowa cisza, przerywana tylko ciężkimi oddechami Walburgi i Syriusza. Pierwszy odezwał się Syriusz:
— O czym ty mówisz? — wyszeptał zszokowany.
— Twój... ojciec. — Usiadła z powrotem na krześle, wzdychając ciężko. — Miał wiele interesów, którymi zajmował się jednocześnie. Nie mówił mi o tym i dopóki wracał do domu, nie interesowało mnie to. Jednak czasami zdarzały się sytuacje, w których jego partnerzy i inwestorzy przychodzili do niego z pretensjami. Nie mam pojęcia jak wielu ich było, ale on był taki uparty, nienawidził kompromisów i narobił sobie w ten sposób mnóstwo wrogów. — Rozmasowała twarz rękami. — Jak ty. Bronisz swojego zdania zamiast czasem przemyśleć, czy inna droga nie jest lepsza. Nie chcę, by któregoś razu do tego domu przyszedł kolejny urzędnik Ministerstwa Magii i powiedział mi, że mój syn nie żyje, a ja będę sobie wtedy znowu pluć w twarz, że go nie ostrzegłam. 
— Mamo, nie jestem ojcem...
— Więc nie zachowuj się jak on! Przestań popełniać te same błędy. Czasami nie musisz wykrzyczeć komuś w twarz, że nie jesteś za tępieniem szlam. Wystarczy, że się nie odezwiesz. To nie jest jak nieme przyznanie komuś racji, nie zniszczy twoich ideałów. Syriuszu, niektórych ludzi się nie prowokuje. 
— Niczego w ten sposób nie zmienię, jeżeli nie powiem komuś prosto w twarz, że nie ma racji — wyjaśnił.
— Dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś miał misję zmieniania świata? Nie masz jej, Syriuszu. Ty masz opiekować się nami, Blackami, rozumiesz? Jesteśmy twoją rodziną.
— Ale ja mam jeszcze tę inną rodzinę, mamo. Tę, którą sam wybrałem. — Pokazał ręką w kierunku okna, dając jej do zrozumienia, że mówi o osobach z zewnątrz, które, możliwe, właśnie walczyły o życie. — Nie chcę ich stracić. Nie chcę was stracić i mam pomysł, jak to połączyć, ale musisz mi zaufać. — Wziął ją za ręce, na powrót siadając naprzeciwko niej. — I oddać mi Rigel. Ona jest moja. Ja to wiem i potrzebuję jej, by to wszystko ogarnąć. Potrzebuję też ciebie, byś jej pilnowała dla mnie. Ja... chyba potrzebuję powodu, by to pociągnąć. Kogoś, do kogo mogę wrócić — wyjaśnił.
— Dlaczego to nie może być kobieta? Twoja żona czy zwykła dziewczyna? Czemu to musi być dziecko? Nie sądziłam, że to się kiedykolwiek stanie, ale zrozum, Syriuszu, to hormony. 
— Nie jestem rozchwianą emocjonalnie kobietą — oburzył się.
— Podświadomie chcesz mieć dziecko i się nim opiekować, tak? To taki męski syndrom panowania nad wszystkim, który musiał ci się uruchomić przez Rigel. Ale już o tym rozmawialiśmy, synu. Jeżeli chcesz zatrzymać nas, Blacków, jako swoją rodzinę, ona nie może z nami zostać. Przecież to wiesz.
— Ona jest moja — powtórzył, jakby miało to cokolwiek zmienić. 
— Nie jest. Ale możesz mieć inne dzieci, swoje własne, nawet jeżeli miałbyś być sześć razy żonaty. Tylko niech one będą twoje.
— Muszę wyjść. — Syriusz wstał gwałtownie.
— Synu, zostań.
— Muszę. Wyjść. Teraz — dodał, wychodząc z jadalni. Usłyszał, jak jego matka idzie za nim.
— I gdzie pójdziesz?
— Może do Antonina. A może do Jamesa, sprawdzić czemu się do mnie nie odzywa. Nie wiem. Nie mam pojęcia, dokąd pójdę, ale muszę wyjść z tego domu. Nie jestem w nim sobą.
Wyszedł, nawet się a siebie nie oglądając. Cały drżał z emocji i nie mógł nawet wyciągnąć papierosa z paczki. Dopiero gdy rozdarł resztę miękkiego opakowania i zwyczajnie go wyjął, mógł zapalić. 
Szedł pośpiesznie ulicą, nawet nie zwracając uwagi na to, gdzie dokładnie idzie. Londyn nie miał przed nim tajemnic, jeżeli chodziło o uliczki, szczególnie te najbliżej własnego domu. Nie było to do końca prawdą, ponieważ obrzeża, które się ciągle rozrastały, były dla niego czarną magią, ale im mocniej wierzył w to, że zna to miasto lepiej niż ktokolwiek, tym większy komfort psychiczny czuł.
Przynajmniej jednej rzeczy mógł być pewien w tych pojebanych czasach.
Papierosy smakowały tego wieczora wyjątkowo paskudnie i po wypaleniu jednego do polowy, Syriusz miał dość i zgasił go na klapie okolicznego śmietnika. Skoro już nawet fajki mu nie pomagały, nie wiedział, co powinien zrobić, by się uspokoić. Znaczył, był jeden niezawodny, sprawdzony sposób, ale potrzebował do niego partnerki. Matka miała rację, trzeba było sobie znaleźć dziewczynę. Nie ważne jak egoistycznie to teraz brzmiało, Syriusz potrzebował kobiecego dotyku.
Zaczął już rozważać upicie się do nieprzytomności w jakimś mugolskim barze, gdzie nikt by go nie rozpoznał, gdy usłyszał krótki, kobiecy krzyk. Pobiegł w tamtym kierunku, czując potrzebę zrobienia czegoś. I nie byłby Syriuszem Blackiem, gdyby zostawił niewiastę w potrzebie.
Zajrzał do uliczki, w której nie paliło się żadne światło, a z którego, jak podejrzewał, słyszał krzyk. Na ziemi leżała kobieta o jasnych włosach, która wiła się w spazmach bólu, a nad nią stała postać w ciemnej pelerynie z głębokim kapturem i mierzyła w nią różdżką. Syriusz nie spodziewał się czarodziejów akurat w takim miejscu, tym bardziej torturujących mugolskie kobiety. Wycelował ze swojej kryjówki w napastnika i szepnął pod nosem Confundo.
Nie miał pojęcia, jak na tak krótkim dystansie czarodziej mógł się uchylić przed jego zaklęciem, ale gdy w jego stronę poleciało Reducto, robiąc wyrwę w murze w miejscu, gdzie chwilę wcześniej była jego głowa, stwierdził, że mógł od razu zaatakować czymś mocniejszym.
Petrificus Totalus
Jego przeciwnik musiał nie mieć kręgosłupa lub posiadać kości z gumy. Nie było mowy, by ktoś był w stanie unikać ataków w taki sposób! Cóż, jeżeli nie mógł go uziemić, trzeba było odpowiedzieć atakiem na atak. 
Wyskoczył z kryjówki, stając z napastnikiem twarzą w twarz i posłał w jego stronę serię szybkich, niewerbalnych klątw, starając się zyskać na czasie i zabrać stąd dziewczynę, która leżała na ziemi i się nie ruszała. Trzeba było też panować nad tym, by w nią nie trafić czymś wyjątkowo paskudnym. 
Fla...! — Syriusz przerwał czarodziejowi formułę zaklęcia, trafiając w niego Rictumsemprą. Nie było to wprawdzie zaklęcie najwyższych lotów, ale spełniło swoje zadanie, odrzucając przeciwnika do tyłu. 
Incarcerous — mruknął, ale jego więzy trafiły w ziemię, gdy nagle ciało napastnika zamieniło się w dym, który wzleciał ku górze. Black patrzył na niego oniemiały, nie przypominając sobie, by miał kiedykolwiek do czynienia z takim zjawiskiem.
Dym zleciał w dół i z powrotem zmienił się w człowieka, który z pół obrotu, jakby dalej wirował w swoim widmowym ja, wystrzelił w jego stronę w niebo Flgrate. Niestety, Syriusz był na to przygotowany i trafił w niego Obscuro. Na nieszczęście, ponieważ ognista kula, która zaczęła się formować nad głową oślepionego obecnie czarodzieja, wymknęła się spod kontroli i obiła o okoliczne budynki, rozbijając okna. Syriusz, niewiele myśląc, rzucił się w kierunku dziewczyny, złapał ją i teleportował się do poczekalni w świętym Mungu, jedynego miejsca w szpitalu nieobjętego strefą antydeportacyjną.
Miał wrażenie, że nadal czuje podmuch gorąca na policzku, gdy oślepiło go światło lamp i głosy wielu ludzi zaatakowały dookoła. Już po chwili ktoś przy nich był.
— Co się stało? — Bardzo młody chłopak, wyglądający na piętnaście lat, złapał go mocno za ramię w żelaznym uścisku. Syriusz zamrugał szybko, starając się znaleźć jakąś dobrą odpowiedź.
— Zaatakowano ją na ulicy. Nie wiem, czym dostała, ale się nie budzi — powiedział tak szybko, że miał wątpliwości, czy chłopak go zrozumiał. 
Po chwili jednak pielęgniarz wołał kogoś, by przysłał nosze, starając się opanować sytuację w jak najkrótszym czasie. Syriusz miał chwilę, by przyjrzeć się jej twarzy. Kilka kolejnych sytuacji wydarzyło się dla niego w ciągu chwili i nie miał pojęcia, czy to była prawda czy jego wyobrażenie.
Nadesłano nosze, a pielęgniarz, za pomocą zaklęcia, umieścił na nich kobietę, oddając innemu członkowi personelu, który poprowadził nosze do innej części budynku. Jego samego zapytano, prawdopodobnie, czy nic mu nie jest, ale Syriusz słyszał tylko późniejszą kwestię chłopaka, że jest w szoku i potrzeba mu czegoś wyciszającego. Pielęgniarka, nie pytając go o zadnie, podwinęła mu rękaw i wstrzyknęła coś za pomocą strzykawki. Syriusz zamrugał szybko, czując natychmiastowe otępienie. Odjęło mu przy tym zupełnie nogi i upadłby na ziemię, gdyby go nie przytrzymano.
— Proszę pana? — Głos pielęgniarza dochodził jakby zza ściany wody. — Jak się pan nazywa? Wie pan, kim jest tamta kobieta? Proszę pana?
— Black... — wydusił, czując, że drętwieje mu język. — Syriusz Black. Ona... to Har-rmies Green... — Udało mu się jeszcze wykrztusić, nim całkiem stracił władzę nad swoim ciałem.
Nim dopadła go senność, pomyślał jeszcze o ogromnej bliźnie na twarzy kobiety i zastanowił się, skąd ją miała.
22 maja 1980r.

Obudził się obolały, chociaż nie było to wystarczające słowo. Jego elegancka szata była cała pomięta i nie nadawała się już do niczego. Leżał w szpitalnym łóżku, przykryty przerażająco białą kołdrą. Zlokalizował swoją różdżkę na szafce obok, a buty pod łóżkiem. Czuł się jak na ostrym kacu po tamtym eliksirze i z przerażeniem zaobserwował, że jest już dzień. Nie wiedział, która jest godzina, ale jego matka na pewno wariowała w domu, jak jeszcze nie ściągnęła Frana z Francji.
Długo dochodził do siebie, by najprostsze zaklęcia wychodziły mu poprawnie. Mimochodem rozmasował miejsce, gdzie wczoraj wstrzyknięto mu eliksir. Nie bez powodu się je piło, a nie bezpośrednio wpuszczano do krwiobiegu, by zadziałały trzy razy szybciej i by człowiek czuł się po nich jak wyjęty smoku z gardła. 
Transmutował swoją własną szatę w proste spodnie i koszulkę. Musiał nanieść kilka poprawek, ale ostatecznie był zadowolony z efektu i dało się w tym wyjść do ludzi. W tym momencie przypomniał sobie także o Harmies i czym prędzej opuścił salę, kierując się do recepcji, gdzie zaczepił młodą kobietę.
— Cześć. Wczoraj wieczorem przyjęliście kobietę z blizną na twarzy. Nazywa się Harmies Greengrass.
— Spojrzała na niego podejrzliwie.
— Jest pan rodziną?
— To ja się z nią deportowałem.
— Och, więc pan musi być... Syriusz Black, prawda? — Zmarszczyła brwi. — Pan jest z tych Blacków?
— Tak, z tych Blacków. Mogę dowiedzieć się, gdzie leży? — Zirytował się. Po co pytała o takie rzeczy?
— Pokój sto drugi. Schodami w górę i po lewej stronie. 
— Dzięki.
— Proszę pana! Ale ja mam tutaj wpisane nazwisko Green! — zawołała za nim recepcjonistka, ale nawet się nie odwrócił
Syriusz czym prędzej pokonał schody, chociaż było to okropne przeżycie i odnalazł pokój sto drugi. Nie był pewien, czy powinien zapukać, ale ostatecznie zrobił to delikatnie i wszedł nieproszony do środka. W sali było tylko jedno łóżko, na którym leżała kobieta. Podszedł do niej powoli.
Spadła. Jej włosy rozrzucone były po poduszce, a skóra upodobniła się do nich kolorem. Leżała na prawym boku i Syriusz nie widział stąd jej blizny. Właściwie, nie był pewien czy jej sobie wczoraj nie przywidział. Okolice wokół oczy miała zapuchnięte i czerwone, jakby płakała całą noc. Usiadł na krześle obok i dotknął jej dłoni. Drgnęła i odwróciła głowę w jego stronę, otwierając oczy. 
Blizna jasnofioletowym kolorem odbijała się od bladości twarzy, rozchodząc prawie od kącika ust niczym piorun. Sama Harmies wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha i nim Syriusz się odezwał, podniosła się z bólem z łóżka i rzuciła ma na szyję. Zaczęła też płakać, co Blacka całkowicie zbiło z pantałyku. Stwierdził, że pewnie emocje z poprzedniej nocy puściły i musiała odreagować.
Nie odsuwając jej, usiadł na łóżku, opierając się o poduszkę i objął, masując po plecach. Drżała, szlochając mu w koszulkę prawie bezgłośnie, a on pozwolił jej się wypłakać, dopóki się nie uspokoiła.
— Harmies? Co się stało? — zapytał, odgarniając jej włosy z twarzy, gdy się od niego odsunęła i wycierając łzy rękami. — Tak całościowo, razem z tą blizną — poprosił spokojnie, widząc w jakim jest stanie.
Pokręciła tylko przecząco głową.
— Nie tutaj. — Oparła głowę o jego ramię, nie chcąc się odsuwać. — Tęskniłam za tobą — wyznała.
— Gdybym usłyszał to w innych okolicznościach, na pewno sprawiłoby mi to więcej przyjemności. 
— Byłam głupia, Syriuszu. Głupia i zapatrzona w Kaiusa, w to, co mówił i kogo popierał, a ty byłeś tym dobrym. Nadal jesteś, prawda? — Spojrzała na niego z dołu. — To ty wyciągnąłeś Rega z tego bagna?
Pokręcił przecząco głową.
— Sam z niego wyszedł. Ja jestem poza bagnami, jednym i drugim. 
— Wiesz, że to niemożliwe? Będziesz musiał się określić.
Uśmiechnął się do niej.
— Jestem Syriuszem Blackiem. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. — Odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem. — Masz kłopoty, Harmies? — Kiwnęła twierdząco głową. — Mogę ci pomóc? — Ponowne kiwnięcie. — Jak?
— Nie tutaj.
— To już wiem. To gdzie w takim razie?
— W twoim domu — odpowiedziała bez zastanowienia. Syriusz uniósł brew.
— Odważnie z twojej strony. Chyba nie mogę odmówić damie w potrzebie. W końcu jestem twoim rycerzem w białej pelerynie.
— W takim razie czarny to nowa biel? — zapytała rozbawiona.
— Oczywiście.
Leżeli tak przytuleni do siebie, jakby nie było między nimi żadnych nieprzyjemnych historii z lat szkolnych ani długiej rozłąki. Jakby to był kolejny dzień ich związku, a oni niefortunnie znaleźli się w szpitalnej sali, a nie przy kominku w pokoju wspólnym. Nieoczekiwanie Harmies przerwała ciszę.
— Widziałam obraz, który namalował Neill.
— Neill? Zaraz, mówisz o Collinie Collinsie? — Połączył fakty.
— Tak. Ten obraz, do którego pozowaliśmy w szóstej klasie. Jest piękny — wyznała.
— I to wtedy zdałaś sobie sprawę, że byłaś głupia, rzucając mnie? — zapytał mimochodem. — Bo wiesz, ja też uważam, że to było głupie.
— Nie, Syriuszu. Nie potrzebowałam obrazów, by wiedzieć, jak durna była ta decyzja. — Odgarnęła włosy za ucho. — Jednak, co się stało, to się nie odstanie. Tylko... myślisz, że to nieodwracalna decyzja? I nic już się nie da zmienić? — zapytała, patrząc mu prosto w oczy. Gdzieś na dnie jej zielonych tęczówek widział niemą prośbę i sam chciał jej ulec.
— To zależy, Harmies. Trochę się zmieniło. — Nadzieja zgasła. — Ale ja nie mówię nie. A ty?
— Ja też.
— Jak to nie masz różdżki? 
Syriusz nie wiedział, jak na to zareagować. Był jednocześnie na nią zły, że głupio szlajała się po Londynie bez żadnej możliwości ochrony i martwił się o nią. Posłała mu wymowne spojrzenie, że tego też nie może mu tutaj powiedzieć, ponieważ ściany mają uszy i spuściła głowę. 
Wstał z łóżka, by przejść się po sali. Wziął przy okazji jej kartę pacjenta i przejrzał krótko. Zacisnął usta w wąską linię, gdy zauważył notatkę, że dostała klątwą Cruciatusa. Właściwie, widząc ją wijącą się na ziemi, podejrzewał, że tak mogło się stać, ale podejrzewać, a mieć dowód, to dwie różne rzeczy. Uniósł brew, gdy przeczytał, że zamiast Harmies Greengrass wyszło Herma Green, ale widać to, co wczoraj powiedział, poszło dalej głuchym telefonem i zostało utrwalone na papierze. 
Odłożył kartę i stanął przy oknie, przyglądając jej się. Nadal nie mógł się przyzwyczaić do tej ogromnej blizny na policzku, a Harmies, jakby wyczuwając jego emocje, zasłoniła ją włosami. 
— Czujesz się na siłach, by się ze mną deportować? — zapytał, obracając własną różdżkę w dłoniach. Chciał stąd jak najszybciej wyjść. 
— Myślę, że nie będzie z tym problemu. Jest ktoś u ciebie? 
— Moja matka – wiesz, stała kontrola, czy jeszcze nie wysadziłem domu w powietrze – ale nią się nie przejmuj. Właściwie, to chyba nawet będzie chciała cię poznać. 
Harmies uniosła brwi.
— Czemu tak sądzisz? 
Syriusz dopiero po fakcie zorientował się, że właśnie strzelił sobie w piętę tym stwierdzeniem. Wypadałoby się z tego wytłumaczyć, ale nawet biorąc pod uwagę to, co powiedzieli sobie jakąś godzinę temu, ciężko było rzucać takimi rzeczami ot tak. 
Jednak, jeżeli się powiedziało a, trzeba powiedzieć też be.
— Pisałem jej, że jesteś moją dziewczyną, gdy byliśmy jeszcze razem — wyjaśnił powoli, ale mina kobiety uświadomiła mu, że to nie rozjaśniło jej sytuacji. — I to był właściwie pierwszy i ostatni raz, gdy to zrobiłem...
Zawsze uważał, że Harmies miała bardzo wymowną mimikę twarzy, ale tym razem przeszła sam siebie, gdy przerobiła kilkanaście różnych reakcji, by skończyć na rozbawieniu.
— Więc już zapunktowałam u twojej matki? Dobrze wiedzieć.
— To wcale nie jest zabawne!
Deportowali się prosto przed furtkę Syriusza. Harmies go trochę oszukała, ponieważ wraz z postawieniem stóp na ziemi, niemal nie zemdlała. Przytrzymał ją, by się nie wywróciła, ale ostatecznie skończyło się tym, że musiała przez chwilę posiedzieć na ziemi. Odgarnął jej włosy na uszy i pomasował plecy, gdy dochodziła do siebie. 
— Pokażę ci coś fajnego. Tylko musisz spojrzeć za siebie. 
Kobieta, dość niechętnie, odwróciła głowę w stronę kamienicy, gdy Syriusz wypowiedział „Grimmuald Place 12”. Kamienica poruszyła się, a później zaczęła rozsuwać, ukazując dodatkowy segment. Okna powyskakiwały ze ściany, jakby ktoś od środka je wypchnął, to samo drzwi. Sam chodnik rozwinął się niczym dywan, a furtka wysunęła spod ziemi. Harmies przyglądała się temu wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami. Nigdy wcześniej nie widziała takiego magicznego domu. 
— Najciemniej pod latarnią...
— Dokładnie. Wejdźmy do środka. 
Skorzystała z ramienia, które jej zaproponował i wsparta na nim, weszła do środka. Ledwo się rozejrzała, a słyszała już charakterystyczny tupot obcasów na drewnie, a w holu pojawiła się Walburga Black.
— Syriuszu, nareszcie. — Wyglądała tak, jakby chciała odetchnąć z ulgą, ale widząc syna w obecności kobiety (z lewego profilu bardzo atrakcyjnej), posłała mu naprawdę srogie spojrzenie.
— To nie tak jak myślisz. — Szybko zaprzeczył jej domysłom. — Mamo, to jest Harmies Greengrass. 
Walburga uniosła brew.
— I dalej twierdzisz, że to nie tak, jak myślę? — zapytała z fałszywą uprzejmością.
— Tak?
— Nie ważne, w takim razie. Przyszli i są wściekli, że muszą na ciebie czekać. Przeproś na razie swoją koleżankę — powiedziała i wróciła do salonu. 
— Stworek. — Skrzat pojawił się przed Syriuszem. — Odprowadź Harmies do mojego pokoju. Przygotuj jej też kąpiel i czyste ubrania.
— Oczywiście, panie. 
— Kto przyszedł? — spytała ciekawie.
— Carrowowie. Muszę z nimi obgadać kilka spraw — wyjaśnił ogólnie i poszedł w kierunku drzwi, za którymi zniknęła jego matka. Harmies zdążyła złapać go za rękę, w momencie gdy otworzył drzwi.
— Syriuszu, proszę...
— To nie potrwa długo — przerwał jej w połowie zdania. — Zaczekaj na mnie. — To powiedziawszy, zamknął drzwi i odwrócił się w stronę lekko zaskoczonej Tatiany Carrow, która jeszcze chwilę patrzyła na drzwi za nim i jej ojca, Delitha Carrowa, który palił grube, ciemne cygaro w kącie pokoju. 
Była też jego matka, wyjątkowo niezadowolona, jakby w ogóle nie chciała się tutaj znaleźć. Syriusz całkiem zapomniał o tym spotkaniu i nawet nie przejmował się godziną, gdy wracali z Harmies do domu. Zerknął ukradkiem na zegarek, który wskazywał prawie piątą. Nie spędzili tak wiele czasu w szpitalu, więc musiał przespać ten cały czas. Jak długo mogli czekać na niego?
— Przepraszam za spóźnienie. Zaszły nadzwyczajne okoliczności. 
— Więc uświadom sobie, że dzięki twoim nadzwyczajnym okolicznościom jestem mniej skory do odsprzedania ci tej stajni, niż w momencie, gdy utaj przyszedłem — wyjaśnił Delith, wskazując na Syriusza cygarem.
Black uniósł brwi.
— Odsprzedania? Prawnie, połowa majątku...
— Należała do twojego ojca — przerwał mu. — Dokładnie. Ale nie zdążył jej przepisać na ciebie w razie śmierci, więc obecnie cały majątek jest mój. 
— Dlaczego przychodzisz z tym dopiero teraz? Masz tę stajnię od ośmiu lat. Nie powiesz mi, że nagle sobie o niej przypomniałeś?
— Oczywiście, że nie. I dalej płacę każdemu z ludzi twojego ojca, których zatrudnił. Trzymałem ją na specjalną okazję. Albo do czasu, gdy się zorientujesz, że nie jest twoja — dodał z cygarem w ustach. — W końcu jednak nadeszła ta specjalna okazja. 
Zrobił przerwę. Syriusz spodziewał się, że po zaciągnięciu się, wróci do podjętego wątku, ale on dalej milczał.
— Chodzi o Tatianę i Regulusa — dopowiedział sam, mrużąc oczy.
— Dokładnie. — Delith zgasił cygaro w papierośnicy i odpalił nowe. — Chcę zerwać umowę. Nie chce twojego brata dla mojej córki.
Syriusz cudem nie zamrugał zaskoczony.
— Dobrze się składa. Nie muszę cię informować, że do ślubu i tak by nie doszło.
— Chcę ciebie.
Zrobiło się cicho. Walburga miała taką minę, jakby już wcześniej słyszała tę wiadomość, prawdopodobnie tak było, a Tatiana wydawała się niezaangażowana. Siedziała pogrążona we własnych myślach i dalej spoglądała w kierunku drzwi. Tylko Syriusz był w szoku.
— Mnie? Jestem zaręczony z Dorcas. 
— Której nie było w domu od dłuższego czasu. Jak twojego brata. Z tą różnicą, że on mnie teraz nie obchodzi. Widzisz, Raldey Meadowes, nie mając swojej córki pod ręką, nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem, a dla ciebie zobowiązaniem. Ja chcę, by Tatina była w tej rodzinie, ty chcesz stajni, która była ważna dla twojego ojca. Inaczej nie ciągnąłbyś tematu. 
Syriusz nienawidził czuć się odsunięty z rozmowy. Podjęte decyzje nie należały do niego, ponieważ nie miał takiej władzy i stanął teraz przed niewygodnym wyborem.
— A nawet, jeżeli nie chcesz stajni, nadal nie odzyskałem wszystkich pieniędzy, które pożyczyłem twojemu ojcu, więc możemy się umówić, że mi je oddasz. Wszystkie. Z Odsetkami. Od ręki.
Po prawdzie, nie wiedział co odpowiedzieć i był pod presją czasu. Delith chciał odpowiedzi tu i teraz, a Syriusz nie mógł mu jej dać. Na górze czekała na niego Harmies. Jeżeli już miałby wybierać kogoś na żoną, stokroć wolał ją od Tatiany, która może i teraz nie pokazywała swojego charakteru, ale nie znaczyło to, że go nie miała.
Od odpowiedzi uratował go Stworek, który pojawił się roztrzęsiony przed jego nogami i zaczął okładać się pięściami po głowie.
— Stworek taki zły! Stworek przeprasza, ale Stworek nie dał rady upilnować panienki Greengrass! Stworek jest złym skrzatem! — zawodził, nim Syriusz mu przerwał, przytrzymując jego ręce.
— Jak to „nie dałeś rady jej upilnować”? Co zrobiła? Odpowiadaj!
— Uciekła, panie! Uciekła z domu! Stworek przeprasza! — zapłakał skrzat i schował twarz w dłoniach, gdy Syriusz go puścił.
Blackowi momentalnie zrobiło się gorąco. Całkiem nie rozumiał pobudek, które kierowały kobietą, ale sam fakt, że znów uciekła i jest gdzieś tam sama, znów bezbronna, przeraził go. Dopiero przed samym sobą przyznał, że wolałby ją za żonę, a teraz zniknęła. 
Zerwał się do drzwi, nim Carrow go za trzymał.
— Gdzie się wybierasz? — zapytał lodowatym tonem, zgniatając cygaro w dłoni.
— Muszę ją odnaleźć, nim coś jej się stanie. Dokończymy to później.
— Nie będę więcej na ciebie czekał, Black. Jeżeli nie chcesz...
— Tato — odezwała się niespodziewanie Tatiana, jakby poruszona. — Pozwól Syriuszowi poszukać Harmies. To nasza koleżanka z Hogwartu. Martwiłam się o nią od jej zniknięcia na początku maja. 
Delith długo patrzył na córkę, nim ostatecznie zgodził się, kiwając głową. Tatiana podeszła do Syriusza z poważną miną.
— Pomogę ci ją znaleźć.
Zgodził się i razem wyszli z domu, rozbiegając się w dwóch kierunkach w poszukiwaniu blondynki.
Chyba szukał jej kilka godzi. Tak mu się przynajmniej wydawało, a powoli zachodzące słońce mówiło samo za siebie. Wrócił do domu całkiem zdezorientowany i zniechęcony do dalszego działania. Najchętniej by się zgodził na wszystko, co Delith od niego chciał, byleby dał mu spokój. 
Na krawężniku przed furtką siedziała Tatiana, a dół jej delikatniej, turkusowej sukni był ubrudzony. Sama też wyglądała na zmęczoną poszukiwaniami. 
— Zajęłaś moje miejsce — powiedział, siadając obok niej.
— Wygonisz mnie?
— Nie, siedź. Teraz przynajmniej wiem, że nie tylko ja tak robię. — Wyciągnął papierosa i odpalił. Tatiana wyciągnęła po niego rękę. Dał jej się zaciągnąć. — Nic?
— Nic. Wsiąkła jak kamień w wodę. Mówiła ci coś? — Oddała mu papierosa.
— Nie. Twierdziła, że możemy porozmawiać tylko na Grimmauld, a później uciekła. Nie rozumiem, o co w tym chodzi. — Przeczesał włosy palcami. — Chyba się czegoś przestraszyła. 
— Możliwe — przyznała. — Mój ojciec wrócił do domu. Twoja matka musi być bardzo przekonująca.
— Ona jest po prostu straszniejsza niż on — stwierdził, śmiejąc się gorzko.
— Urocza kobieta.
— Wyjęłaś mi to z ust.
Tatiana chwyciła go za wolną dłoń i ścisnęła pokrzepiająco. Spojrzał na nią zaskoczony.
— Przykro mi, że Harmies zniknęła. Szczerze, chociaż nie wiem, co czujesz. Nie trudno mi za to wyobrazić sobie, że wolałbyś ją mieć za żonę, a najlepiej nikogo, tylko... nie chciałbyś zobaczyć mojego ojca w naprawdę wielkiej furii, wiesz? I ja też bym nie chciała.
— Sugerujesz, że powinienem się z tobą ożenić, byś nie miała kłopotów?
— Jestem Ślizgonem, muszę myśleć o sobie, prawda? — Uśmiechnęła się do niego lekko. — Mówię poważnie, Syriuszu. Jesteś Blackiem, tutaj chodzi o papierek i prestiż. A ty, mając żonę, wyglądałbyś bardziej poważnie w oczach tych wszystkich snobistycznych, starszych panów.
— Brzmi jak oferta matrymonialna.
— A ty myślisz, że co to jest? 
Wybuchł śmiechem, pochylając głowę między podkulonymi nogami. Nikt go jeszcze nie rozbawił do tego stopnia swoją szczerością. I od dawna nie śmiał się naprawdę szczerze.
— Panno Carrow, czyżbym się pani podobał? — zapytał szarmancko, starając się podtrzymać lżejszy nastrój.
— O nie, panie Black. To ja jestem w pana typie — stwierdziła pewna siebie i miała rację. — Poza tym. Gdybym była twoją żoną, pokazałbyś Harmies co straciła, uciekając od ciebie. Drugi raz.
Pocałował ją w policzek.
— Dzięki, Tatiana, ale i tak muszę to przemyśleć, póki mam okazję. Pewnie niedługo i tak się zobaczymy. 
Wstał i pomógł jej zrobić to samo. Tyle, że blondynka miała trochę inne plany. Stanęła na palcach i, korzystając tego, że przez chwilę był pochylony, również go pocałowała, ale tym razem w usta i już poważniej. Odsunęła się powoli.
— Przemyśl to dokładnie, Syriuszu.
Deportowała się, zostawiając go samego.

1Bardzo rzadko, ale czasami zdarza się, że język polski, pomimo całej swojej wspaniałości, zawodzi mnie. Tak jest i tym razem. Widzicie, w angielskim byłoby to po prostu „grandmother”, które brzmi bardzo dostojnie i poważnie. W polskim nie ma idealnego odpowiednika i najbardziej „poważną” formą jest właśnie babcia, która według mnie, w ogóle do Blacków nie pasuje. Niestety, synonimiczna babka lub baba brzmią już kolokwialnie i gorzej mają się do kontekstu, więc z braku lepszych możliwości, muszę zostać przy tej nieszczęsnej babci.

Etykiety: , , , , , , , , , ,

Komentarze (19):

13 sierpnia 2015 18:29 , Blogger taurus (już martwy) pisze...

Kupuję to w dwustu procentach. W sensie koncepcję. I chyba dzięki tobie wpadłam na arcygenialną koncepcję opka.
taurus

 
13 sierpnia 2015 18:57 , Blogger taurus (już martwy) pisze...

A tak dokładniej, odnośnie treści to jestem zaskoczona kreacją Syriusza. Do tej pory Syri (rozumiem Walburgę i kocham tą kobietę za jej odwagę odnośnie sprawy Rigel) był dla mnie czarodziejem, któremu po prostu nie spodobały się zwyczaje szlachetnego rodu Blacków i postanowił pobawić się w prawdziwego Gryfona, uciekając z domu, wybierając przyjaciół zamiast rodziny etc. ALE nie teraz. Powłoka, która ciążyła na Syriuszu Blacku, tym, którego znałam z filmów i książek jakby zniknęła. I chyba właśnie o to chodzi w fanfikach. Autorzy wszystkich słynnych opek ratują, a raczej budują na nowo to, co zostało nie do końca dobrze zrobione przez - w tym przypadku - Rowling, byłabym nawet skłonna powiedzieć, że zostało spieprzone. Bo prawdziwy Syriusz, jakiego ludzie powinni zobaczyć jest właśnie u Ciebie. A nie u Jo, chociaż uwielbiam tą kobietę, bo zrobiła mi dzieciństwo. Może w tym momencie uraziłam kogoś, kto jest fanem Rowlingowego Syriusza, ale jestem szczera do bólu.
wciąż zafascynowana taurus

 
13 sierpnia 2015 21:13 , Blogger Niah pisze...

Jestem zafascynowana Twoim komentarzem. Naprawdę. Aż jestem czerwona cała z podniecenia, ponieważ usłyszeć, że ktoś się przekonał do postaci, której nie lubił, dzięki mojej kreacji Syriusza, to najlepsza rzecz, jaka mogła mi się przytrafić. To taki zastrzyk weny i chęci do pracy! Nawet nie wiem, jak to dobrze skomentować!
Chociaż, gdy mówimy o Syriuszu Rowling, ciężko mi powiedzieć, że go nie lubiłam, bo po przeczytaniu książek było mi go szkoda, a później przeczytałam tony fanficków i... chyba mi się to wrażenie zatarło xD
Dziękuję za tak miłą opinię i pozdrawiam, Niah :D

 
13 sierpnia 2015 21:44 , Blogger taurus (już martwy) pisze...

Rzadko czyta się tak dobry teksty, więc cukier, jaki tu sypie, nie jest sypany bez powodu. Syriusza Rowling po prostu nie lubiłam, a może i nawet nienawidziłam. Za to Twojego Syriusza już kocham i mentalnie go serduszkuję, nawet za to, że zaczął być dużym chłopcem.
zakochana w NIAHOWYM Syriuszu taurus

 
13 sierpnia 2015 22:45 , Blogger Niah pisze...

Syriusz przeszedł mentalną zmianę :D Trzeba w końcu pokazać, że nie jest się wiecznym dzieckiem i nawet ktoś taki jak on potrafi dorosnąć! Ale to ciągle ten sam Syriusz :)
Hm, muszę się zastanowić, jaki Syriusz zmienił moje postrzeganie świata, ale na pewno był to ten z Just bussines Ankelime. I jeszcze kilku z mirrielowego forum, ale dokładnie nie potrafię przytoczyć tytułów na chwilę obecną :'D Skleroza.
A tak btw. czytałaś poprzednie rozdziały Bezruchu, czy trafiłaś tutaj przypadkiem i przeczytałaś to, co było pod ręką?
Pozdrawiam, Niah.

 
13 sierpnia 2015 22:59 , Blogger taurus (już martwy) pisze...

Czytałam poprzednie rozdziały, może nie wszystkie (choć mam zamiar przeczytać wszystkie), ale ostatnie 5-6 na pewno.
A to opko, do którego dałaś link kiedyś już czytałam, ale to było daaaawno temu. I coś mi nie podeszło to, że tam było tak dużo Snape'a. Snape jest zły.
:D
taurus

 
13 sierpnia 2015 23:14 , Blogger Niah pisze...

Ja też nie lubię Snape'a, ale tutaj się przemęczyłam i było warto :D Ale serio, fic jest tak długi, że czytałam go na raty naprawdę długo!
Oczywiście, zachęcam do przeczytania całego Bezruchu ;) I ewentualnie patrzenia na daty, bo styl się mocno zmieniał (i długość rozdziałów. Kiedyś siedem stron to był już poważny tekst, teraz dwadzieścia to mało!).
Pozdrawiam, Niah.

 
13 sierpnia 2015 23:18 , Blogger taurus (już martwy) pisze...

Matko borska boska częstochowska. DWADZIEŚCIA? Moim rekordem z tego, co pisałam do szuflady było może z sześć stron. Podziwiam.
taurus

 
14 sierpnia 2015 14:52 , Blogger Niah pisze...

No ten rozdział miał dwadzieścia stron :D (No, jeżeli mamy być dokładni, dziewiętnaście i pół, bo do końca strony nie dobrnęłam.) Ale to się szybko czyta, tak mi się przynajmniej wydaje ;P
pozdrawiam, Niah.

 
18 sierpnia 2015 19:33 , Blogger A. pisze...

Niespecjalnie miałam ochotę na wypisywanie wszystkich literówek i innych błędów, więc pociesz się z tych co zabawniejszych:
„Zgadzam się z tym, że szalamy” - miałam nie wypisywać, ale to jest na tyle zabawne, że nie mogę się powstrzymać ^^.
„Cóż, jeżeli nie mógł go spacyfikować” - winner rozdziału! Aż się oplułam!
„Gdzieś na dnie jej zielonego spojrzenia” - że tak zapytam: co to jest?
„Muszę nimi obgadać kilka spraw” - jestem ciekawa, jak kimś obgadać kogoś innego, hehe.
No dobra, to teraz do rozdziału:
Syriusz z jednej strony mnie zaskoczył, a z drugiej zachowywał się bardzo przewidywalnie. Samo to, że uparł się zwołać swoisty zjazd rodzinny było czymś niespodziewanym, biorąc pod uwagę, jak niechętnie Syriusz zajmował się sprawami rodziny. W sumie mnie również zastanawiało, co chce powiedzieć pozostałym Blackom, że nagle zdecydował się zebrać wszystkich. Ucieszyłam się, że postanowił nieco utemperować rodzinkę, pokazać im, że ich Voldemort nie jest dla nich zbyt dobrą opcją poprzez uderzenie w dumę. Ale mam problem z tym, że Syriusz od razu wie, kim był Voldzio, jaka krew w nim płynęła i w ogóle. Ok, rozumiem, że Walburga coś na jego temat wiedziała, ale Voldemort pochodził z sierocińca i raczej nie wiedział, kim byli jego rodzice (bo przecież jego ojciec wcale nie musiał być mugolem) – sam postarał się o odkrycie prawdy i raczej – znając ją – nie miał ochoty się chwalić. Poza tym: przekleństwa. Gdyby ktokolwiek, kto w teorii stanowiłby dla mnie pewnego zwierzchnika, zaczął rzucać przekleństwami, nie wzięłabym go na poważnie. Serio, wyłączyłabym uwagę i olała dziada, bo żadne przekleństwa do niczego mnie nie przekonają, nie zwrócą uwagi na problem, a raczej na nieokrzesanie danej osoby. No i w tym całym spotkaniu brakowało mi argumentów ze strony popierającej Voldzia. W zasadzie wszyscy raczej prezentowali postawę na „bo tak”, ewentualnie „bo on nie lubi tych, których i ja nie lubię, więc go poprę”. Obie są cokolwiek idiotyczne i aż głupio mi było, gdy żaden z dorosłych czarodziejów nie powołał się na coś więcej (niby ktoś bąknął, że będą polować na mugole, ale mi to zaleciało sadystą albo ukrytym mordercą). I na dokładkę Syriusz, który twierdzi, że nie poprze ani tych ani tych, bo obie strony są be, bo się zabijają – wszystko fajnie, ale ciekawe, jaki sam ma pomysł, bo na razie nic nie widać. Ogólnie podczas tego spotkania – w przeciwieństwie do Walburgi – widziałam, że Syriusz to dalej ten sam dzieciak z Hogwartu.
Za to Walburga błyszczała w rozdziale. Poczynając o wspomnieniu do wstawania do Regulusa, gdy był dzieckiem (które było urocze) przez oddanie Rigel (które było konieczne, a przecież dla nie szczególnie trudne – swoją drogą również świetnie opisane :D) po obwinianie się za śmierć Oriona (w pewnym sensie) i chęć ochronę syna. Jej rozmowa na temat znalezienia sobie przez Syriusz żony również wypadała bardzo pozytywnie – widać, że troszczy się o ród, ale również i o syna, bo wie, ile znaczyła dla niego Rigel (mam wrażenie, że teoretyczne dziecko Syriusza miałoby być dla niego zastępstwem właśnie za Rigel, trochę tym, czego nie miała Walburga po ty, jak straciła Adarę). Uśmiałam się, gdy Walburga – widząc Syriusza z Hermies – pomyślała, że Syriusz posłuchał jej rady :P.
Cały biznes z Hermies jest tak przewidywalny... Ech, niespecjalnie podchodzi mi tyle zbiegów okoliczności i w ogóle te ich przesłodzone rozmowy. I to zamieszanie – znów ktoś napadł Hermies (chyba jakiś mutant, Voldzio nie próżnuje), znów wpadła na Syriusza (ale tym razem faktycznie ją uratował, nie jak ostatnio) i znów uciekła (tym razem zupełnie nie wiadomo dlaczego). Może to wyjaśnisz, ale na razie to wszystko wydaje mi się strasznie bez sensu. Ach to swatanie, choć Tatiana naprawdę wyszła świetnie, męczy mnie. Kurka, mam wrażenie, że ostatnio tylko rozmowy o małżeństwach i potomkach...
Pozdrawiam ;).

 
18 sierpnia 2015 21:01 , Blogger Niah pisze...

Oj, bo u nas się mówi, że można kogoś spacyfikować :D
Syriusz nie jest jakoś specjalnie skomplikowany. On właśnie jest za prosty i zbyt przewidywalny, jak na ten przesiąknięty polityką i podstępami świat. Lubi, gdy wszystko jest proste i jasne. A dla niego jasne było to, że jeżeli nigdy nie słyszał nazwiska Riddle, żaden Riddle nigdy nie był czystokrwisty. Oni tam orbitowali przecież na zasadzie rodzin – o, Black, znaczy, że wpływowy. Malfoy, na pewno bogaty. Carrow, szalony. Nigdy nie słyszał o kimś takim jak Tom Riddle.
A dlaczego Blackowie się nie odezwali – to już bardziej w domyśle, ale Syriusz stwierdził sam później, że cześć poleci do Czarnego Pana i mu wszystko wyśpiewa, ale nie wiedział kto, bo nikt się z nim nie kłócił. Blackowie jednak nie są idiotami, lubią się przechwalać, ale wychodzenie przed tłum nie jest postrzegane jako rozsądne. Poza tym, Syriusz, który tak nawołuje do czystości krwi, to jednak niespodziewane zjawisko i jakiś podstęp musi się a tym kryć.
Przekleństwa pasują mi do Syriusza, po prostu. Gdy mówi w emocjach, nie zastanawia się jak mówi, nie?
Przyszalałam z tą Walburgą, co? :D Ukradła rozdział! (Rozumiem, że mówimy o tym wspomnieniu, w którym Regulus zalicza spotkania pierwszego stopnia z powierzchniami płaskimi w domu? :P) Oczywiście, że Walburga martwi się o Syriusza – w końcu nigdy nie podejmował logicznych (według niej) działań i teraz co rusz ją zaskakuje (niekoniecznie pozytywnie), więc pozostaje jej martwienie się i prostowanie jego błędów. I tak, według niej dziecko Syriusza to zastępstwo za Rigel :D Chyba nie spodziewała się, że jej krnąbrny chłopiec może się do kogoś tak przywiązać!
Ich rozmowy miały być przesłodzone, zabieg się udał ;) No i Syriusz musiał się zrehabilitować i ją uratować tym razem (żarcik, wyszło w praniu, jak zwykle. Ona po prostu miała trafić na Grimmuald). Wyjaśnienie większości tych pytań będzie w następnym poście (znaczy, bliźniaczym do tego).
Strasznie lubię Tatianę, bo ona bierze, co chce :D I nie wydaje Ci się, że wszędzie rozchodzi się o śluby i dzieci, ponieważ w ostatnim czasie jest dużo rozdziałów z tego samego okresu, ale to się niedługo zmieni. Sama mam już dość.
Pozdrawiam, Niah.

 
18 sierpnia 2015 22:36 , Blogger A. pisze...

Bo ja przeczytałam spacykować :P. Dwa razy! Mózgu, gdzie byłeś?
Jasne, nie słyszał, ale Riddle mógł być półkrwi albo w jego rodzinie często pojawiali się czarodzieje półkrwi i co wtedy? Nie wiem, czy z całą pewnością wśród wielu nazwisk można stwierdzić, że ktoś nie jest czystej krwi. Jeżeli chodzi o tych bardziej znanych i wpływowych – tak, ale co ze zubożałymi rodzinami, z którymi nikt się nie liczy?
Niby tak, ale tylko jedna Bella miała ochotę protestować... No i trochę tak łysko przypisywać rodzinie jedno zachowanie hurtem, gdy nową głową jest jakiś młodzik (mający podejrzane skłonności do szlam).
A mi nie pasują. Z jednej strony uczył się całe życie etykiety, jak zachować się w towarzystwie, a z drugiej tak śmiesznie łatwo dał się sprowokować. No i serio, gdy chce się kogoś przekonać, nie wylatuje się z czymś takim.
(Nah, mówimy o wstawaniu do Rega, powierzchnie płaskie zalatują nachalnym narratorem.) Kocham twoją Walburgę <3.
A mnie tu zalał cukier, zła kobieto! Dawaj nexta!
Cieszę się, bo o ile na krótką metę jest to fajne, o tyle na dłuższą nuży, więc cieszę się na zmianę. Ale Tatiany poproszę więcej!

 
18 sierpnia 2015 22:55 , Blogger Niah pisze...

Ok, spacykować jest już śmieszna xD A może spajacykować? Syriusz spajacykował napastnika!
Rowling nic o tym nie wspominała. Poza tym, Weasleyowie byli ubodzy jak myszy kościelne, a Draco i tak rozpoznał Rona jako jednego z nich, więc będę się trzymać swojej teorii :D
No wiem, że to tak nieładnie uogólniać, ale czasem nie mogę potraktować każdego z osobna, ponieważ wyjdzie, że dziesięć stron będzie działo się przez trzy minuty w faktycznym czasie O.o Staram się uogólniać tylko te naprawdę niezbędne rzeczy, ale czasem nie da się inaczej.
W końcu sam stwierdził w rozmowie z mamcią, że wyszło zbyt wulgarnie :D
(Wstawiłaś to w takim miejscu, że nie byłam pewna. Wstawanie do dziecka wydało mi się bardziej naturalne niż urocze.) Po co nam Syriusz, gdy mamy Walburgę ♥
W nowym rozdziale nie ma tyle słodyczy, spokojnie :D Fluffy zostają za nami, bo nikt więcej sobie takich słodkich słówek nie mówi.
Dlatego nie piszę rozdziałami. A mogłabym w sumie. Tylko, że gdy wszystko jest takie ścisłe i chcę to zrobić po kolei, wyszłoby, że przez pół roku działaby się jedna akcja. A tak nie jest. W najbliższym czasie trochę powrotów do przeszłości (Orion-Walburga, Reg na siódmym roku, obiecana animagia i takie tam. Zrobimy sobie przerwę, bo i ja już nie mogę ciągnąć tylko tego. Piszę sobie jednocześnie kolejne wydarzenia, ale człowiek musi odpocząć ._.)
Pozdrawiam, Niah.

 
20 sierpnia 2015 15:57 , Blogger A. pisze...

No bo właśnie to spacykowanie kojarzyło mi się z pajacykiem i wyobraziłam sobie zamienianie w zabawkę. No głup ze mnie, ale co zrobisz?
Nie wspominała, ale ona ogólnie wiele rzeczy upraszczała. No, bo popatrz, co z osobami czystej krwi, którzy zmieszają się ze szlamami? Syriusz znałby ich nazwisko, ale niekoniecznie dotarłoby do niego info o skandalu (bo on akurat ma na wiele rzeczy wylane). Albo co, jeżeli w rodzie została córka i ona wyszła za mąż, zmieniając nazwisko (załóżmy, że za syna czarodziejów, których rodzina czterysta lat temu zmieszała się z mugolami)? Chodzi mi tylko o to, że wniosek, do którego dochodzi Syriusz jest w dużej mierze oparty na „wydaje mi się”.
Może i Syriusz stwierdził, ale co powiedział, to powiedział, więc sprawa się rypła :P.
Znaczy wiesz, rozdziały są wygodne, bo dzieją się chronologicznie, a – żeby zerwać z chronologią – trzeba mieć jednak giga plan. W ogóle, chyba mnie zabijesz, ale naprawdę nie mam ochoty na powrót Rega…

 
20 sierpnia 2015 19:30 , Blogger Niah pisze...

Przynajmniej się pośmiałyśmy :D
No właśnie! To wina Rowling, a nie moja! Ja tutaj tylko konfabuluje. Ale tak szczerze – oczywiście, że Syriusz szedł bardziej na czuja w swojej przemowie. No i dla Blacków półkrwi to prawie jak szlamy.
Bo cel jest szlachetny, ale zawsze wychodzi tak jak zwykle ;P
Sorry, Reg za ważny, by go olać :< Ale będzie dużo osób z jego środowiska (w tym Tatiana), więc myślę, że przebolejesz ;)
pozdrawiam, Niah.

 
22 sierpnia 2015 21:20 , Blogger A. pisze...

Nom :D.
Ale nie mówię o czarodziejach półkrwi, a o takich którym kilka razy na parę wieków zdarzyło zmieszać z kimś mugolskiego pochodzenia (albo nawet tylko częściowo mugolskiego).
Samo wychodzi, co? :P
A, bo jakoś Regulus kojarzy mi się ze slashami i robieniem dzieci, no i z zarywaniem Jamesa przez faceta... Ale na Tatianę poczekam z chęcią ;).

 
22 sierpnia 2015 21:51 , Blogger Niah pisze...

A żebyś wiedziała, że samo wychodzi :D Ty nie chcesz wiedzieć, jaką Syriusz jest metroseksualną drama queen w mojej głowie, którą przerabiam na faceta, by nie wyszedł jakiś zmanierowanym pedałem xD Chociaż, czasami jego gejowate wstawki chciałabym wstawić. Ostatnio myślałam nad jakąś rozmową miedzy nim i Jamesem i wyszło coś w stylu:
J: Łapo ale możesz już zdjąć tę pelerynę (Załóżmy, że Syriusz z jakiegoś powodu miał na sobie połyskującą, damską pelerynę).
S: Czuję się lepiej, gdy błyszczę.
I tego typu inne głupoty :D Jak widzisz, wszystko przechodzi pod ostrą cenzurę.
O kur... muszę szybko to sprostować! Teraz to mnie przestraszyłaś D: Aż się boję dodawać jakieś drobne slashe na bloga, bo gorszę czytelników.
Tatiana też czeka na swoją kolej ;)
Pozdrawiam, Niah.

 
25 sierpnia 2015 06:39 , Blogger A. pisze...

Czyli Syriusz jest kobietą?! Tego to się nie spodziewałam :D Walburga za bardzo go rozpieściła i takie tego efekty...Chyba dobrze, że jest tak ostra cenzura, bo padłabym na zawalił, słysząc taki tekst (błyszczeć, Syriusz, brachu, straciłeś godność xD).
A zauważ, że tych właściwych slashy nie czytam! Nie no przypuszczam, że to tylko mój dziwny mózg daje mi takie skojarzenia...
Dawaj Tatianę, o! Czytelnicy się jej domagają (pal sześć, że jeden...)!

 
25 sierpnia 2015 11:32 , Blogger Niah pisze...

Kiedyś na pewno napiszę jakąś parodię, w której żadna z wypowiedzi Syriusza ani jego dziwne odruchy nie będą cenzurowane i na zawsze będzie już Lady Black :D Ale to kiedyś, kiedyś, bo jednego bonusa mam już w planach i też jest głupiutki xD
Muszę to szybko zmienić, bo to tak nie może być. Owszem, w Bezruchu są geje, ale nie wśród głównych bohaterów! Oni to heterycy i nie wiem, czy ktoś zauważył, ale mają słabość do kobiet o zielonych oczach (Harmies, Jena, Lily).
W następnym rozdziale jest mnóstwo Tatiany, bo on bliźniaczy w końcu jest i z jej punktu widzenia ;P
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna