25 sie 2015

[BEZRUCH] Ta, która przekazuje plotki

9 maja 1980r.

Tatiana obudziła się z potwornym bólem głowy i nieprzyjemnym uciskiem w brzuchu. Nie był to ból spowodowany wypiciem poprzedniej nocy zbyt dużej ilości alkoholu, a coś na kształt supła niepokoju, który zacisnął się na jej mięśniach i trzymał tak mocno, aż zrobiło jej się niedobrze.
W uszach dźwięczał jej krzyk, który ją obudził. „Harmies”. To Kaius krzyczał, szukając siostry po posiadłości, a po jego głosie poznała, że odchodził od świadomości, nie mogąc jej znaleźć. Tatiana zamknęła mocno oczy i przytuliła się do ciepłego ciała Thorfinna, chcąc uciec przed rzeczywistością i rozpaczliwym tonem Kaiusa.
Spojrzała na śpiące oblicze swojego chłopaka, powoli się uspokajając. Zazdrościła mu tego twardego snu, którego sama nigdy nie doświadczyła. Zaczęła zataczać kółka palcem na jego torsie porośniętym krótkimi, kręconymi włoskami. Srebrny pierścionek z fioletowym oczkiem lśnił na jej palcu i błyszczał w słońcu przy każdym nowym obrocie. Dostała go od Thorfinna na siedemnaste urodziny jako prezent, chociaż oboje wiedzieli, że pierścionek był czymś więcej niż tylko błyskotką. Tatiana zjechała palcem niżej, do dłoni Thorfinna, którą trzymał na brzuchu i splotła z nim palce. W tym momencie chłopak oparł policzek o jej głowie, dalej pogrążony we śnie.
Przymknęła oczy, upajając się tą chwilą jeszcze trochę, nim rzeczywistość znowu zaatakuje. Umknęła myślami do miejsca, gdzie nie było jej ojca, a ona była wolna i nieograniczona. Gdzie Thorfinn trzymał ją bez obawy za rękę i uśmiechał się jednym kącikiem ust do niej zawsze, gdy dzielili jakąś tajemnicę, a ona śmiała się głośno i szczerze, i nikomu to nie przeszkadzało.
— Carrow. Rowle. Nie widzieliście Harmies? — Kaius wszedł do pokoju, zastając ich przykrytych jedną kołdrą. Tatiana uchyliła jedną powiekę.
Kaius był cały potargany, prawie że zielony na twarzy, z fioletowymi workami pod oczami i przerażonym spojrzeniem, które chciał jakoś zamaskować, ale nie miał tyle wprawy, by cokolwiek przed nią ukryć. Powinno zrobić jej się go żal, ale jedynym uczuciem, które poczuła, była złość, że Greengrass już zaczynał dramatyzować, kiedy ona się jeszcze nawet porządnie nie wzięła za jego siostrę. Ale spokojnie, dojdą do tego, że Kaius będzie płakał za Harmies i będzie miał do tego realny powód.
— Ostatnio, gdy ją widziałam, wracała do środka — skłamała gładko. — Nie ma jej w domu?
— Nie. Przeszukałem cały. I ogród. I nawet pytałem skrzaty, czy gdzieś się nie ukryła. Nie wspominała, gdzie się udała? — zapytał z nadzieją w głosie, że Tatiana sobie coś przypomni i mu pomoże. Jeżeli chciał jakichkolwiek jej wspomnień, chętnie się z nim nimi podzieli.
— Nie mam bladego pojęcia. Odeszła krótko po tym, gdy rozmawialiśmy o Syriuszu Blacku — mruknęła, przeciągając się i bardziej przytulając do Thorfinna. — Wyglądała na niezadowoloną, gdy powiedziałam, że może go poślubię.
Kaius zrobił dziwną, lekko zmartwioną minę i z krótkim kiwnięciem głową i podziękowaniami wyszedł z pokoju, zamykając drzwi. Zaspany Thorfinn objął Tatianę czule i pocałował w czubek głowy, mrucząc jej nieskładne powitanie. Napoiła go wczoraj taką ilością Ognistej, że powinien mieć dziury w pamięci jak ser szwajcarski. Miała nadzieję, że na Mulcibera zadziałało to podobnie.
— Tiana? — zapytał Thorfinn, a ona uniosła na niego wzrok, przyglądając się krótkim, niesfornym lokom spadającym mu na czoło i ciemnym oczom. Był prawie że poważny. — Co się wczoraj stało?
— Nic takiego, Finn. Śpij dalej. Nic się nie stało. — Pocałowała go krótko, dalej czując na jego wargach smak alkoholu i schowała twarz w zagłębienie jego szyi. — Wszystko jest w porządku, Finn.
Podczas obiadu z ojcem i jego nową żoną była grzeczną, dobrze ułożoną córką, która mało mówiła i dużo się uśmiechała. Jej ojciec nie lubił, gdy pokazywała, że nie dość, że umie mówić, to jeszcze myśleć. Nie przy jego nowej żonie, pięknej, rudowłosej, niewiele starszej od samej Tatiany. Naprawdę, nie wiedziała dlaczego ta naprawdę urodziwa dziewczyna wyszła za jej starego, nie ukrywajmy, ojca. Nie był ani wyjątkowo przystojny, ani dowcipny. Właściwie, oprócz pieniędzy, nie miał żadnych zalet. Ale rudej chyba to nie przeszkadzało, ponieważ tak nieszczerych uśmiechów to nawet sama Tatiana nie potrafiła posyłać.
Wyszła z domu jak najszybciej mogła, udając się prosto na Pokątkną. Ze wszystkich stron krzyczały do niej nagłówki o zamordowanej dziewczynie. Wsadziła dłonie w kieszenie lekkiego płaszcza, uprzednio poprawiając kapelusz i z uśmiechem na twarzy weszła na Nokturn, by u samego jego krańca skręcić w prawo i na końcu uliczki znaleźć zielonkawe, zapyziałe drzwi. Zapukała w nie energicznie kilka razy.
Zasuwka odsunęła się z jękiem, ukazując dwa małe, ale chytre oczka, które zmierzyły ją od góry do dołu. Gdy zasunęła się z powrotem, drzwi otworzył właściciel owych oczek, wychudły mężczyzna około czterdziestki z pokaźnym brzuchem. Nosił ciemne, luźne spodnie i bluzkę, która kiedyś może i była biała, ale obecnie miała szarawy odcień z kilkoma brązowymi plamami po kawie. Lub czymś innym.
Nic dziwnego, że zdziwił się, widząc Tatianę, piękną, młodą damę w letniej, brzoskwiniowej sukni, przed swoimi drzwiami. Nie uczynił żadnego zapraszającego gestu, nawet nie odezwał się w jej stronę.
— Chciałabym kogoś znaleźć. Płacę z góry — powiedziała i wręczyła mu zdjęcie Harmies oraz mieszek pieniędzy. — Nie dbam o to, w jakim stanie będzie.
— A, jeśli wolno zapytać, dlaczego panna jak ty, szuka innej, ładnej panny? — Mężczyzna przeżuł gumę i zmierzył ją kolejnym spojrzeniem. — Jaka zemsta, czy co?
— Tak to ujmijmy — odpowiedziała lakonicznie. — Jesteś w stanie to zrobić?
— Gdzie dostarczyć tę ślicznotkę? I jak jej na imię? — Podrapał się po brodzie, ważąc mieszek w dłoni.
— Na odwrocie masz adres. A ona nazywa się Harmies Greengrass. Zależy mi na czasie i na tym, by nikt się nie dowiedział, kto jej szuka, dobrze? Resztę pieniędzy dostaniesz przy odbiorze.
— Skąd w ogóle mnie znasz, dziecino? Nie wyglądasz na taką, która chodzi ciemnymi uliczkami dla rozrywki.
— Pierwsze wrażenie bywa złudne. — Zaśmiała się, zakrywając usta dłonią i mrugając kokieteryjnie rzęsami. — A znam cię dzięki mojemu ojcu. Delith Carrow, kojarzysz? — Mężczyzna wyraźnie się zainteresował. — Więc skoro już wszystko załatwiliśmy, życzę miłego dnia.
— Panience również — odpowiedział z krzywym uśmiechem na ustach i puścił balona.
— Ach, i jeszcze jedno. — Odwróciła się do niego po raz ostatni. — Zależy mi na czasie. Szybka dostawa płatna ekstra.
Wróciła dopiero pod wieczór po spotkaniu koleżanek w kawiarni i wymienieniu się plotkami. Przed własnym domem zastała Thorfinna, który kręcił się nerwowo wokół drzewa, uważając by nie wejść w obszar światła rzucanego przez wysokie okna w salonie. Tatianie zrobiło się chłodniej na sam jego widok.
— Prosiłam, byś więcej się tutaj nie pokazywał. — Podeszła do niego pośpiesznie i złapała za poły marynarki, odwracając w swoją stronę. — Czy ty sobie wyobrażasz to, co mój ojciec może ci zrobić, jeżeli cię tutaj znajdzie? — syknęła na niego wściekła, zaciskając ręce na materiale.
— Tatiana, co myśmy wczoraj zrobili? — zapytał, wcale nie licząc na odpowiedź, ponieważ od razu dodał. — Ta martwa dziewczyna, Harmies... Przecież ojciec Harmies jest niewymownym, są blisko Czarnego Pana, bliżej niż my oboje, a ty wyglądałaś tak, jakbyś chciała ją zabić.
— Chcę ją zabić — wyznała chłodnym tonem, puszczając go i czułym gestem wygładziła marszczenia na marynarce, które sama stworzyła. — Widziała mój wzrok. Wszystkiego by się domyśliła.
— Tiana, przestań wpadać w paranoję. Nikt niczego się nie domyśli. Słyszysz mnie? — Uniósł jej twarz do góry, by na niego spojrzała. — A nawet jeśli, ja bym tego nie zmienił. A ty?
Oddychała bardzo spokojnie, aż za spokojnie, ale to dlatego, że sama próbowała uspokoić swoje emocje. Położyła swoje małe, chłodne dłonie na jego i powoli odsunęła ręce Thorfinna od swojej twarzy.
— Oczywiście, że nie. Ale on nie wiem, że to byłeś ty. Gdyby się dowiedział... — Pokręciła głową, nie puszczając jego dłoni. — Nie. On się nie może nigdy dowiedzieć, rozumiesz? Bo mi ciebie zabierze.
— Nic takiego się nie stanie. Uważamy. Nikt mnie od ciebie nie zabierze. — Pocałował ją w czoło. — Idź do domu. Pogadamy jutro w Kotle lub gdzieś indziej, dobrze? Harmies nie jest straszna. Musimy ją teraz tylko znaleźć, zmienić jej pamięć i wszystko wróci do normy — obiecał, uśmiechając się do niej.
Miał wieczne worki pod oczami, lekko śniadą cerę i szeroki nos, ale mimo to dla niej był przystojniejszy niż sam Syriusz Black we własnej osobie. Czule pogłaskała go po gładkim policzku, uśmiechając się do niego szczerze i sama pocałowała go w usta.
— Do jutra, Finn.
— Do jutra, Tiana.
10 maja 1980r.

Następnego dnia spotkali się w Dziurawym Kotle. Tatiana założyła śliczną, turkusową sukienkę do kolan i spięła włosy w wysokiego koka. Thorfinn lubił, gdy ubierała się dziewczęco, a ona lubiła sprawić mu przyjemność. Sam przyszedł w błękitnej koszuli wpuszczonej w spodnie i marynarką luźno przewieszoną przez ramię. Pocałował zalotnie wierzch jej dłoni na powitanie i zamówił im po kremowym piwie. Po chwili oboje mieli już wąsy z piany na twarzy i w jak najlepszych humorach, schowani gdzieś na tyłach lokalu, mogli spokojnie porozmawiać.
— Więc co chcesz z nią zrobić? — zapytał Thorfinn znad swojej szklanki, w zamyśleniu gryząc jej krawędź. — Dlaczego jej zwyczajnie nie obliviatujemy? Jak jej brata?
— Bo ona nie jest swoim bratem. Chcę się jej pozbyć, Finn.
— Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
— Ja... — zawahała się przez chwilę, ale po krótkim odchrząknięciu, podjęła temat. — Trafiłam w jej twarz zaklęciem. Właściwie to Kaius trafił, ponieważ rzuciłam na niego Imperiusa — wyznała naprawdę, naprawdę cicho.
Pierwszym, co zrobił Thorfinn, było siarczyste przekleństwo posłane pod nosem i mocne zaciśnięcie palców na szklance, aż pobielały mu kostki. Tatiana dalej miała obojętny wyraz twarzy, chociaż w głębi siebie tak naprawdę nie chciała zdenerwować swojego chłopaka.
— Czyś ty oszalała? I jak chcesz to teraz odkręcić? Tiana, tego się nie da teraz odkręcić! — Mimo że Thorfinn szeptał, jego głos był przesączony słabo skrywanym gniewem. Złapał ją za ręce. — Teraz nie mamy innej opcji, niż ją zabić. Choler, Tiana, jeżeli Lord się dowie, że tak na prawo i lewo rzucasz niewybaczalnymi, ukarze cię. Nie chcę patrzeć jak zwijasz się na posadzce od Cruciatusa.
— Byłam pijana, tak? I jestem trochę przewrażliwiona od tamtego momentu. — Zacisnęła dłonie na jego dłoniach. — Teraz najważniejsze jest, by znaleźć ją zanim wyśle sowę do rodziców lub skontaktuje się z nimi w jakikolwiek sposób. Zajęłam się wstępnie jej poszukiwaniami, ale sami też musimy się tym zająć. Rozmawiałeś z Mulciberem?
— Tak, ma takie dziury, że można mu wmówić, że przespał się z gnomem. Wciągnęłaś nas w niezłe bagno — zarzucił jej. — Nie tym się zajmujemy, Tiana. Następnym razem uważaj, bo możemy nie być w stanie po sobie posprzątać. Już teraz jest to wątpliwe.
— Damy radę, Finn. Zawsze dajemy. Przestań się zachowywać jak przestraszny chłopiec, nie lubię tego w tobie. Zwyczajnie rozejrzymy się trochę po Londynie. Popytamy jej znajomych, rozpuścimy trochę plotek i w końcu sama do nas przyjdzie.
— Obyś miała rację. Inaczej będziemy musieli się wyprowadzić gdzieś daleko od Anglii. 
— Nie rozważaj takich nieprzyjemnych opcji. Mamy wolne popołudnie. Cieszmy się.
Popołudnie spędzili razem, chodząc po parku i karmiąc kaczki w stawie kawałkami pączków. Tatianie naprawdę podobało się to bezstresowe spędzanie czasu. Wprawdzie, nawet w mugolskim parku nie trzymali się za ręce i nie całowali, ale nie przeszkadzało im to w wygłupach i trącaniu się ramionami. 
To był udany dzień, ale gdy Thorfinn zaproponował, by dzisiejszej nocy zacząć szukać Harmies, Tatiana nie była przekonana. Nie udało jej się jednak wybić mu tego z głowy, więc gdy upewniła się, że jej ojciec i jego nowa żona śpią, wymknęła się z domu i deportowała na Pokątną.
Przejrzeli ją wzdłuż i wszerz, zakamarek po zakamarku, a nie znaleźli nawet śladu Greengrass. Tatiana wiedziała, że żadna z koleżanek Harmies nie mieszka w centrum, ale jedna ma dom na obrzeżach, więc deportowali się tam bezpośrednio z Pokątnej. 
Po naprawdę trudnej rozmowie i tłumaczeniu kilka razy, że tak, byli razem z nią na imprezie i później zniknęła, a jej brat się o nią martwi i czy nic nie wie na jej temat, kobieta stwierdziła, że nie kontaktowała się z Harmies od dłuższego czasu i nie może im pomóc, ale popyta wśród wspólnych znajomych.
To był już przynajmniej jakiś punkt zaczepienia. Zrobiło się naprawdę ciemno.
— Cholera, dochodzi trzecia — stwierdził Thorfinn, patrząc na zegarek. Niby wracali spacerkiem, jakby nic się nie stało, ale nie mogli tak wracać w nieskończoność. Przynajmniej jedno z nich musiało następnego dnia wyglądać nienagannie przed rodzicami. — Darujmy sobie dalsze spacery. Musisz wrócić do domu.
— Ale jest przyjemnie.
— Wiem, też tak myślę. Sęk w tym... czy on niesie miotłę?
Rowle wskazał ręką mężczyzną, który szedł przeciwległą ulicą i faktycznie, trzymał w ręku miotłę zdecydowanie nieprzeznaczoną do zamiatania. Był wysoki, ciemnowłosy i ubrany na czarno. Kogoś Tatianie przypominał.
— Wygląda jak... Regulus Black? — Aż zamrugała, zaskoczona swoim odkryciem. 
Nie słuchając dalej Thorfinna, nałożyła kaptur na głowę i poszła za nieznajomym. Powstrzymała się od zaklęcia pod nosem, gdy skręcił w boczną uliczkę. Bardzo powoli podeszła do krawędzi i zajrzała w nią, ale prócz mroku i kontenera na śmieci nie zauważyła nic więcej. 
Poczuła uczucie niepokoju i w tym momencie kot po drugiej stronie ulicy wrzasnął dziko, a ona podskoczyła. Obejrzała się za siebie, ale nie widząc zagrożenia, uznała, że jej się wydawało. Wróciła z powrotem do Thorfina. Poszli dalej przed siebie.
— Zniknął — powiadomiła go.
— Może się przestraszył i uciekł?
— Regulus by tego nie zrobił.
— Więc to nie był Regulus. On nie jest teraz naszym problemem — stwierdził wymijająco Finn.
— Ale gdybyśmy go znaleźli, Czarny Pan by nas nagrodził.
Zatrzymali się oboje, zdając sobie sprawę z głupoty, jaką zrobili i momentalnie wrócili do tamtej uliczki. Gdzieś na jej końcu mignął im jakiś kształt, więc pobiegli w jego stronę, starając się trzymać cienia i nie ryzykując wykrycia poprzez aportację.
Ostatecznie udało im się określić, że ich podejrzany wszedł do jednej z kamienic trzy uliczki dalej, a chwilę później w dwóch oknach na ostatnim piętrze zapaliło się światło. Jak najciszej się dało, przeszli na drugą stronę ulicy, przyglądając się cieniom postaci w oknach. Chwilę pochodziły w tę i z powrotem, by ostatecznie podejść do siebie i zacząć się całować, jak sądzili. Kształt zdejmowanych ubrań ich tylko w tym utwierdził.
— Nie mamy tu nic więcej do roboty — stwierdziła Tatiana, widząc, że światło zgasło.
Odeszli na tyle daleko, by w spokoju się aportować w okolicach jej domu. Carrow miała zmarszczone brwi. 
— Albo to mieszkanie jego kochanki, albo on sam mieszka z jakąś dziewczyną. Tak czy siak, dobrze byłoby to sprawdzić. Mając już jakieś informacje, moglibyśmy zacząć działać. 
— Akurat jeżeli chodzi o Blacka, wolałbym poinformować o tym Lorda, gdy już potwierdzimy, że to on. Mulciber wyznał mi, że nieźle im się dostało za to, że go nie złapali. 
— Więc powiadomimy go, gdy potwierdzimy tę informację. Więcej roboty dla nas, ale i tak nam to wynagrodzi. — Wzruszyła ramionami.
21 maja 1980r.

Przez kilka następnych dni szukali Harmies i na zmianę czatowali w okolicach mieszkania Regulusa, próbując się czegoś dowiedzieć. Nie mogli tego robić zbyt często w ciągu dnia, przynajmniej Tatiana nie mogła, bo trzeba było dobrze wyglądać przed rodzicami, ale to właśnie w momencie, w którym ona stała na czatach w brzydkiej, brązowej sukience, która ją postarzała i odbierała cały urok, stało się coś wyjątkowego.
Widziała dokładnie, jak z klatki wychodzi wysoka kobieta z wózkiem i nie zwróciła na nią na początku uwagi, póki nie zobaczyła, jak odgarnia włosy z twarzy i jej nie poznała. Jennefer Selwyn szła zadowolona przed siebie i wyglądała dużo lepiej, niż wtedy, gdy Tatiana widziała ją w szkole.
Już nie była za chuda i zbyt niezgrabna. Przytyła, zaokrągliła się tu i tam, przestała nosić swoje długie sweterki i wczepiać głupie kwiatki we włosy, a jej makijaż podkreślał jej atuty – wysokie kości policzkowe i duże oczy. Tatiana zawsze uważała się za ładniejszą od niej i nie rozumiała, jak Regulus mógł chodzić z Jeną po zerwaniu z nią, ale teraz... Teraz sama się nie dziwiła. 
Ale wózek? I dziecko? Nie mogła się powstrzymać i pobiegła za nimi, chcąc się przyjrzeć. W myślach szybko liczyła, ile miesięcy minęło, od kiedy ich ostatni raz widziała, oboje. W czerwcu minie rok. Zaszłaby w ciążę wcześniej? Raczej mało prawdopodobne, zniknęła dopiero w wakacje, przynajmniej tak mówili. A może wcześniej, później? Mogła lepiej przysłuchiwać się plotkom na jej temat. W ogóle nie przyszło jej do głowy, że Jennefer mogła być w ciąży!
O ile to faktycznie było jej dziecko. Jej i Regulusa. Och, to byłby dopiero przełom! A gdyby tak napisać do Proroka, że dziedzic Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków ma nieślubne dziecko? Na zawsze zniszczyłaby im reputację, a jej ojciec porzuciłby myśli o Syriuszu! 
To był wspaniały plan.
Weszła za nią do mugolskiego sklepu, chociaż poczuła odruch wymiotny na samą myśl, że musi się znajdować w takim miejscu. Wzięła koszyk tak samo jak Jena i wrzucała do niego losowe produkty, podczas gdy Selwyn faktycznie zastanawiała się, co kupić. Gdy postawiła wózek na rogu alejki, a sama czytała skład czegokolwiek, co trzymała w tym momencie, Tatiana zajrzała do wózka.
Leżało w nim dziecko w zielonych śpioszkach, ze smoczkiem w ustach i misiem w rączce. Spojrzało na nią dużymi, zielonymi oczami jego matki i przechyliło głowę. Ciemne włosy skręciły mu się na głowie w loka.
Carrow szybko rzuciła też okiem na produkty w kieszeni pod wózkiem. Jajka, twaróg, mąka, budyń, cytryna, bochenek chleba, mleko – wyglądało na to, że robiła normalne zakupy, może planowała zrobić ciastko, kto wie. Tatiana odstawiła produkty na jedną z szafek i wyszła z sklepu, odkładając wcześniej koszyk. Zaczekała na Jennefer, aż ta wyjdzie ze sklepu. 
Czarownica siedziała w środku tak długo, aż Tatiana zaczęła podejrzewać, że wyszła jakimś tylnym wyjściem. Gdy miała ponownie wejść do środka, Jena zdecydowała się wyjść i zadowolona prowadziła wózek dalej przed siebie. Zniknęła z powrotem w budynku.
Niemożliwe, by to był przypadek, że w miejscu, gdzie prawdopodobnie mieszkał Regulus Black, była też jego dziewczyna, z którą w końcu był przez pół roku i nie zanosiło się na to, by mieli się rozstać. I to dziecko, które wiekowo klasyfikowało się w obliczonym przez Tatianę terminie, było bardzo wymownym znakiem, że Jennefer samotną matką na pewno nie jest.
Gdy spojrzała na zegarek, miała ochotę wejść do Selwyn na górę i wygarnąć jej, co myśli o tak długich zakupach. Powinna być już w domu na obiedzie, a zamiast tego siedziała na murku pod drzewem i czekała Merlin wie na co. 
Potrzebowała dowodu, że Regulus faktycznie tutaj mieszka, ale nie przychodziło jej nic do głowy. Mogłaby się włamać na górę i sprawdzić mieszkanie, ale nie wiedziała, kiedy jest puste i czy w ogóle takie bywa. 
— Tiana? 
Podskoczyła jak oparzona i odwróciła się w stronę nieznajomego, przykładając mu różdżkę do szyi. Zaklęła głośno.
— Finn, zwariowałeś? Mało ci głowy nie odstrzeliłam.
— Nie bądź taka przewrażliwiona. Przyszedłem cię zmienić. Jakieś nowiny? 
— Widziałam Jennefer Selwyn. — Mina Thorfinna jasno świadczyła o tym, że nie ma pojęcia, o czym mówi blondynka. — Dziewczynę Regulusa, tę wysoką — wytłumaczyła, ale nie widziała większej zmiany. — Nieważne. Podeślę ci jakieś zdjęcie, jeżeli znajdę. No i ona była z dzieckiem.
— Jak dużym?
— Takim malutki, o takim. — Pokazała mu przybliżoną wielkość. — Ciemne włosy, zielone oczy. Możliwe, że to ich, ale nie mam żadnego dowodu. Dobrze byłoby się włamać do środka.
— Ok, Tiana, rozumiem, ale powinnaś już wrócić do domu. Będziesz miała kłopoty. — Finn pogłaskał ją po głowie. — Musisz się jeszcze przemknąć w tej sukience i przebrać.
— Marzę o tym, by zdjąć to paskudztwo z siebie.
Miała już dość wchodzenia oknem i wychodzenia tą samą drogą! Nie była jakimś złodziejem, by włamywać się do własnego pokoju, ale w inny sposób nigdy nie wydostałaby się niepostrzeżenie z domu. Thorfinn, ten niepoprawny głupek, pomagał jej się dostać do środka, a później sam wracał obserwować mieszkanie.
Powoli już ją irytowało, że nie miała żadnych informacji od swojej wtyki. Przecież to niemożliwe, by czystokrwista czarownica zapadła się pod ziemię. Z tego wszystkiego porwała delikatny szyfon przy swojej sukni, gdy ją zakładała w pośpiechu i nie pozostało jej nic innego jak soczyste przekleństwo. Akurat ten moment wybrała sobie jej macocha, by wejść do środka.
— Wyjątkowo paskudne słownictwo, jak na damę twojego pokroju. — Zmarszczyła zdegustowana nos i przyjrzała się ciekawie Tatianie. — Co się stało?
— Podarłam sukienkę. Jest teraz do wyrzucenia — mruknęła rozdrażniona, podnosząc urwaną falbankę w palcach.
— To jeszcze nie tragedia.
Kobieta podeszła do niej i bardzo dokładnie przyłożyła delikatny materiał do miejsca, w którym był wcześniej, po czym przytknęła do niego różdżkę.
Stapulae1.
Oba materiały połączyły się ze sobą za pomocą półprzezroczystych, złotych nici, które delikatnie świeciły, a gdy zgasły, nie było po nich śladu. 
— Seria prostych zaklęć, Tatiano — powiedziała zadowolona z siebie i odsunęła się od pasierbicy. — Ojciec chce z tobą porozmawiać. Lepiej się pośpiesz.
Blondynka zacisnęła usta w wąską linię, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Gwałtownie wyszła z pokoju, zawijając połami sukni i już po chwili stała przed ojcem w salonie, podświadomie wiedząc, czego się spodziewać.
Delith Carrow, ciemny blondyn po czterdziestce z nieprzyjemnym wyrazem twarzy i zamiłowaniem do szemranych interesów, zajęty był rzucaniem lotek w głowę niedźwiedzia zawieszoną na ścianie. Próbował trafić ją prosto w szklane oko.
— Wysłałem list do Blacków. — Tatiana tylko zmarszczyła gniewnie brwi. — Jutro jesteśmy z nimi umówieni. Masz się pokazać z jak najlepszej strony.
— Będziesz rozwiązywał umowę? — zapytała z nadzieją, że ojciec się jednak rozmyśli.
Ty były tylko marzenia.
— Będę ją zmieniał. Blackowie nie będą chcieli jej zerwać, a ja dostanę mnóstwo pieniędzy, gdy już wyjdziesz za Syriusza. A co? — Zapytał, trafiając ostatecznie prosto w szklane oko, a lotka zanurzyła się po sam koniec igły w środku. — Wolałaś młodszego? — Spojrzał na nią zaciekawiony. Tatina spuściła głowę.
— Regulus Black jest ostatecznie zdrajcą krwi. Nie mogłabym wyjść za kogoś takiego — zaoponowała szybko. 
— Mogłabyś, gdyby Blackowie się do tego czasu określili, jak to wszystko widzą. Ale u nich jest cisza, więc jak zwykle próbują zamieść wszystko pod dywan. Eleganciki jebane. — Wyrwał gwałtownie lotki z trofeum. — Ale są bogaci i wpływowi, a takich trzeba trzymać blisko siebie.
Tatiana nie odpowiedziała, zaciskając tylko ręce w pięści.
— Słuchaj mnie, dziewczyno — zaczął spokojnie, podchodząc do niej. — Powieszę cię na tej ścianie i będę w ciebie rzucał, jeżeli nie spodobasz się Syriuszowi. Czy to jasne? — zapytał, unosząc jej brodę ręką. Nie musiał podnosić głosu, by być przerażającym.
Zamarła, pod jego ciemnym, chłodnym spojrzeniem, które ją paraliżowało. Zdołała jedynie kiwnąć potwierdzająco głową i jak najszybciej wyjść z salonu, nim dopadły ją dreszcze. Na korytarzu stała jej macocha, uśmiechając się radośnie do niej. Prawdopodobnie wszystko słyszała.
Blondynka podeszła do niej pośpiesznie.
— Nie będzie ci do śmiechu, gdy za kilka lat zepchnie cię ze schodów w przypływie kaprysu, a twoje paskudne, rude kudły pokryją się krwią, ty biedna dziwko — wysyczała jej prosto w twarz i wróciła do swojego pokoju.
Powiedzieć, że Tatiana była wytrącona z równowagi, było jak porównanie jaszczurki do wściekłego rogogona węgierskiego. Wszystko, co znalazło się teraz w zasięgu jej ręki, zostało rozbite, podarte lub zmiażdżone, a wyciszony pokój tłumił wszelkie krzyki i wrzaski, które z siebie wydawała. Ostatecznie usiada na łóżku i ukryła twarz w dłoniach, zastygając pośrodku tego bałaganu.
Kiedyś było inaczej, mówiła sobie w myślach i przypominała sobie całkiem innego ojca, który sadzał ją na kucyku i trzymał za rękę, gdy jechała. Był chłodny i wyniosły, ale nigdy okrutny. Nie, dopóki w wakacje przed ostatnim rokiem nie powiedziała mu, że jest w ciąży, a on się wtedy całkiem zmienił. Pamiętała, jak kazał jej iść do pokoju, a gdy wróciła na jego zawołanie, podał jej szklankę z okropnie słodkim sokiem i powiedział, że wszystko będzie dobrze.
Całą noc zwijała się w łazience z bólu. Płakała, krzyczała i czuła, jak w jej żyłach płynie prawdziwy ogień, by ostatecznie skumulować się w brzuchu. Gdy jej koszula nocna nasiąkła krwią była już tak wykończona, że nie miała nawet siły na łzy. Zostało tylko to uczucie pustki, niczym czarna dziura wewnątrz niej, które gnębiło ją do samego rana.
A rano jej matka, z takimi blond puklami jak ona, leżała pod schodami ze złamanym karkiem. 
Ojciec krzyczał, rzucał się, wyzywał koronera i magopolicję, jakby naprawdę był złamany, ale Tatiana wiedziała, gdzieś głęboko w podświadomości miała przeczucie, że nie jest on dobrym człowiekiem i jeżeli żona nie zgadzała się z jego zdaniem, była niepotrzebna. Żony nie mógł sprzedać, ale córkę już tak.
I tak oto znalazła się w sytuacji jak ta, gdy jedynym wyjściem, jakie jej pozostawało, było podporządkowanie się ojcu. Bo tym razem niesubordynacja może skończyć się czymś gorszym, o czym wolała nie myśleć. 
Z apatii wybudziła ją ciemna sowa, która namiętnie uderzała dzióbkiem o okno. Wpuściła ją do środka, a ptak jakby zwariował – zaczął latać pod sufitem, obijać się o meble, a ostatecznie wylądował w jej pudełeczku na biżuterię. Nie miała pojęcia, co jej jest, ale bardziej zainteresował ją list przypięty do nóżki ptaka, niż on sam.
Uciekła. Pomógł jej nieznajomy. Nie wiem, gdzie się udali, ale znajdę ją.
Za złości podarła liścik w rękach. Była już tak blisko, a ta cholerna Greengrass i tak zdołała jej uciec! Tatiana spojrzała ze złością na sowę i impulsywnie zacisnęła ręce wokół szyi zwierzęcia.
Nim się opanowała i zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła, ptak wydał z siebie żałosny odgłos i wywrócił oczy w tył głowy.
— Nie... o nie... Proszę, porusz się, sówko. Sóweczko.
Niestety ptaszyna spuściła łepek na złotą broszkę i już się nie poruszyła. Zmęczona i zrezygnowana Tatiana usiadła pod szafą, patrząc na martwego ptaka. Miała wrażenie, że zaczynała wariować bez żadnego punktu oparcia i dobijało ją to.
Gdyby znalazła Regulusa, Czarny Pan by ją wynagrodził. Może nawet zabrałby ją od ojca i mogłaby normalnie żyć z Thorfinnem jako zubożała, ale nadal arystokracja. Albo, gdyby dostała Harmies, nie bałaby się żadnych spotkań z Greengrassami, którzy, o dziwo, nadal nie dostali żadnej informacji od córki. Przynajmniej wiadome było, że Harmies zwyczajnie bała się Tatiany. Średnio pocieszające, bo to nic jej nie dawało. I został tylko Syriusz i... Thorfinn.
Zostali obaj, bo nawet z całą miłością, jaką czuła do Thorfinna, wiedziała, że bez żadnej pomocy z zewnątrz to się nie uda. A Syriusz, nawet jeżeli nie był dla niej nikim ważnym – a może przede wszystkim dlatego – był gwarancją lepszego życia. Nawet jeżeli miałaby tylko ładnie wyglądać i urodzić mu dzieci, nie był typem tyrana, który by ją zastraszał. Był zwyczajnie dobry, ale na tyle uparty, że czarno widziała te zaręczyny. 
Rozmasowała nasadę nosa. Trzeba było iść spać, by jutro wyglądać zjawiskowo. Musiała trzymać fason. Nawet jeżeli miała zdemolowany pokój i truchło sowy w biżuterii. 
22 maja 1980r.

Grimmuald Place 12 nie było miejscem, po którym spodziewałaby się, że wyrósł tutaj ktoś taki jak Syriusz Black. W skali od jeden do dziesięć na najbardziej nieprzyjemny dom, ten dostawał dwanaście. Ten chłód bijący od ścian, ciemne tapety, przygaszone światło i wąskie korytarze sprawiały, że Tatiana, w swojej prześlicznej liliowej sukni, wyglądała jak doklejona. 
Ani Syriusz, ani Regulus nie sprawiali wrażenia koneserów pogrzebowych klimatów, gdzie ponurak mówi dobranoc, ale widać pozory mylą. Spojrzała kątem oka na swojego ojca, który nie wydawał się tym w ogóle zaskoczony. Pewnym krokiem podszedł do kobiety stojącej przed nimi i ucałował wierzch jej dłoni.
— Dobrze cię widzieć, Walburgo. Olśniewająco wyglądasz.
— Dziękuję, Delicie. Ty się prawie nic nie zmieniłeś od czasu, gdy widzieliśmy się ostatnio.
Tatiana wyłączyła się z rozmowy, dyskretnie zerkając na kobietę. Nie mogła nie przyznać, że była ładna. Blada jak u jej synów cera kontrastowała z ciemnymi włosami, które kręciły się w grube loki i wywijały przy twarzy, a jasne oczy, identyczne jak u Syriusza, lśniły w głębi jej twarzy. Mając kogoś takiego za matkę nie można było odziedziczyć złych genów. 
Sama nie czuła się od niej gorsza, ale Walburga Black-Liebleu była piękna w chłodny i wyniosły sposób, podczas gdy Tatiana, ze swoimi delikatnymi rysami twarzy, różowymi ustami i dużymi, brązowymi oczami, które były rzadko spotykane u blondynek, sprawiała wrażenie uroczej dziewczyny, które dopełniała śliczna sukienka z łódeczkowatym kołnierzykiem i guziczkami w kształcie kwiatków. Wolała mieć łatkę dziecka, niż wyglądać jak marmurowy posąg doskonałości.
Wyczekiwała momentu w którym za plecami kobiety pojawi się Syriusz, ale nic takiego się nie stało. W pewnym momencie nawet jej ojciec zauważył, że nie ma co dalej prawić uprzejmości matce gospodarza i wprost o niego zapytał.
Walburga uśmiechnęła się tylko promiennie.
— Wyszedł, ale powinien niedługo wrócić.
Nie musiała widzieć miny ojca, by wiedzieć, że jest wściekły. Przynajmniej było to niezależne od niej i uda jej się odłożyć zaręczyny z czasie. Może wyjawi Czarnemu Panu miejsce pobytu Regulusa, a cały ten koszmar się skończy? 
— W takim razie poczekamy.
Albo jej ojciec nigdy jej nie odpuści i będzie starał się jej zniszczyć życie do ostatniego tchu.
Po blednącym obliczu i powoli zaciskających się ustach Tatiana poznała, że warunki jej ojca nie podobają się Walburdze i wcale jej się nie dziwiła. Prawie obcy mężczyzna przychodził do jej domu i stwierdzał, że zamiast jej młodszego syna woli starszego. Nie trzeba był być geniuszem, by domyślić się, że kobieta najchętniej nie oddałaby żadnego z nich i na dodatek wyrzuciła Carrowów z salonu.
W pokoju powoli zaczynało się robić duszno od papierosów. Delith, w oczekiwaniu na Syriusza, palił nieprzyzwoite ilości cygar, a poddenerwowana Walburga, która zakończyła wszelkie rozmowy krótkim „więc porozmawiasz z moim synem”, paliła poprzez lufkę długie papierosy w brązowej bibułce. 
Nie miała na czym zawiesić wzroku, salon był dość bezpłciowy, bez żadnych rodzinnych pamiątek i jedyne, co mogła zrobić, to ostatni raz zastanowić się nad tym, czy nie ma jakiejś innej drogi wyjścia. 
To oczywiste, że nie było, ale chciała żyć w tym złudnym przekonaniu, że w razie czego, zawsze ma awaryjną bramkę, przez którą mogłaby uciec. Będąc w Hogwarcie, gdzie wszystkie plotki i informacje przechodziły przez nią swobodnym strumieniem, nigdy nie sądziła, że znajdzie się w sytuacji, w której będzie miała do wyboru zniszczyć sobie życie i zniszczyć sobie życie bardziej.
Nie zarejestrowała tego, że Walburga wyszła z pomieszczenia, póki Syriusz, stojąc w drzwiach, się nie odezwał. Tatiana odruchowo spojrzała w jego stronę i zbladła, widząc nad jego ramieniem oszpeconą twarz Harmies Greengrass. Na moment ich spojrzenia się spotkały, a Carrow ostatkiem sił powstrzymała odruch, by zerwać się ze swojego miejsca i pobiec za blondynką.
Rzuciła Syriuszowi szybkie spojrzenie, ale on ją całkowicie zignorował i od razu przeszedł do rozmowy z jej ojcem. Nie wiedział. Nie miał o niczym pojęcia, bo ta głupia, dumna idiotka o niczym mu nie powiedziała! Tatiana czuła się tak, jakby święta w tym roku przyszły szybciej.
Ten dzień jednak nie był stracony. Nadal miała szansę obrócić szalę na swoją korzyść, gdy Harmies była tuż pod jej nosem. Przeklęła jednak w myślach swoją głupotę. Mogła się domyśleć, że Greengrass przyjdzie akurat do Syriusza i będzie prosiła o pomoc.Przecież to było takie oczywiste!
Wpatrując się w drzwi, czekała tylko na moment, w którym mężczyźni przestaną gadać, a ona będzie mogła ukradkiem dostać Harmies swoje ręce. Cały plan przerwał jej skrzat, który, zawodząc żałośnie, oznajmił, że kobieta uciekła. Serce Tatiany zabiło chaotycznie na tę wieść. Syriusz rzucił się w kierunku drzwi, mając gdzieś wszelkie zasady i maniery. Wręcz mogła poczuć okropny swąd własnych palących się od gruntu butów.
— Tato. — Wstała niespodziewanie i spojrzała na swojego ojca, starajac się ukryć targające nią emocje. — Pozwól Syriuszowi poszukać Harmies. To nasza koleżanka z Hogwartu. Martwiłam się o nią od jej zniknięcia na początku maja — skłamała gładko i w napięciu czekała na decyzję ojca. 
Zgódź się, zgódź się, zgódź się, powtarzała w myślach, wiedząc, że to jej ostatnia szansa, by doprowadzić sprawę z Greengrass do końca. Do przewidywanego przez nią końca. Ojciec dopiero po długiej chwili kiwnął potakująco głową, a ona, niewiele myśląc, podeszła do Syriusza, śmiertelnie poważna. 
— Pomogę ci ją znaleźć — powiedziała, a w myślach dodała dla samej siebie: — I wtedy się jej raz na zawsze pozbędę.
Czas nie był po jej stronie. Właściwie to przelewał się jej przez palce, co czuła bardzo boleśnie, biegając jak głupia między londyńskimi uliczkami i niszcząc swoją śliczną sukienkę. 
Oby Syriusz jej nie znalazł pierwszy, bo wtedy na pewno ta idiotka mu się o wszystkim wygada, a ona nie dość, że zostanie z niczym, to jeszcze trafi przez Wizengamot. To byłby tragiczny koniec Tatiany Carrow, a tego nie chciała. O nie, miała jeszcze przez wiele lat jaśnieć na salonach i olśniewać wszystkich swoją urodą, a nie wynajmować celę w Azkabanie!
Zatrzymała się gwałtownie na środku uliczki i cofnęła kilka kroków do tyłu. Po jej lewej stronie był ślepy zaułek, a ona czuła, że coś jest z nim nie tak. Cichutko, stąpając tylko na palcach, przeszła do samego końca. Za ostatnią przyporą w murze znalazła skuloną Harmies, która zakrywała jasne włosy rękami i trzymała głowę między kolanami, jakby chciała być mniejszą. Dopiero gdy wyczuła, że ktoś nad nią jest, podniosłą powoli głowę, by spojrzeć wprost na uśmiechnięte oblicze Tatiany.
— Drętwota.
— Jesteś ciężka jak mało kto — sapnęła Tatiana, gdy przy deportacji sztywne ciało Harmies upadło wprost na nią. Zrzuciła ją z siebie.
Spetryfikowała ją i deportowała się prosto na podwórko Thorfinna, nie bardzo wiedząc, co już z nią zrobić, a musiała jeszcze wiarygodnie wypaść przed ojcem i Blackami, jak to dzielnie jej szukała i nie znalazła.
Rozejrzała się po ogródku, ale na szczęście nikogo nie było na zewnątrz. Przelewitowała kobietę na drugą stronę domu i zapukała w okno na parterze nerwowym ruchem.
Nie było odzewu, więc podskoczyła do góry, sprawdzając czy ktokolwiek jest w środku i, niewiele myśląc, podniosła okno do góry, wdrapując się do środka. Już od wewnątrz wprowadziła zastygłą kobietę do pokoju Thorfinna i poczuła, że nie wie, co robić. Przecież nie mogła jej tutaj tak zostawić. Nie miała pojęcia, czy rodzice, rodzeństwo czy jakikolwiek inny członek rodziny Rowle'ów nie chodzi nieproszonym po cudzych pokojach. Rozejrzała się spanikowana dookoła siebie, a z braku lepszych możliwości wsadziła ją pod łóżko i opuściła narzutę tak, by nie było jej widać. Zostawiła Finnowi krótką informację, by się z nią jak najszybciej skontaktował i deportowała się niedaleko Grimmauld Place.
Może zrobiła to trochę zbyt nierozważnie, bo wpadła na parę zakochanych mugoli, ale udało jej się wmówić im, że się śpieszy i przeprasza za problem. Stanęła w miejscu, gdzie powinna być bramka dla numeru dwunastego i zgłupiała, zdając sobie sprawę, że go nie ma. Ale przecież jakoś dostali się tutaj z ojcem, prawda? Mogła być bardziej uważna.
Nie wiedziała, która jest godzina i co się dzieje w domu, więc chodziła nerwowo od bramki numeru jedenastego do bramki numeru trzynastego, dopóki kamienica sama się nie rozsunęła, a z domu nie wyszedł jej ojciec.
— Wracamy.
Był niezadowolony, ale nie wściekły, co było jakimś punktem odniesienia. Widać ktoś (prawdopodobnie Walburga) mu przemówił do rozumu i kazał spuścić trochę z tonu. Przynajmniej na razie.
— Ja zaczekam na Syriusza. Może ją znajdzie.
Delith spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem, w którym kryła się jakaś groźba i położył jej rękę na ramieniu.
— Postaraj się. 
Gdy się deportował, jeszcze długo miała wrażenie, że jej skóra, w miejscu gdzie jej dotknął, lepi się, ale zignorowała ten fakt. Usiadła ciężko na krawężniku. Słońce powoli zachodziło, ale nadal było stosunkowo widno. Spędziła prawie całe popołudnie w Londynie, ale przynajmniej udało jej się złapać Harmies. Jeszcze tylko ustalą z Thorfinnem co jej zrobią i...
— Zajęłaś moje miejsce.
Drgnęła i spojrzała na zmęczoną twarz Syriusza, który próbował się delikatnie uśmiechnąć, ale chyba jego stan emocjonalny mu na to nie pozwalał.
— Wygonisz mnie? — spróbowała mu jakoś poprawić humor. Machnął tylko ręką.
— Nie, siedź. Teraz przynajmniej wiem, że nie tylko ja tak robię. — Poczęstował ją dopiero co odpalonym papierosem. — Nic?
— Nic. Wsiąkła jak kamień w wodę. Mówiła ci coś? 
Papieros z powrotem powędrował do rąk Syriusza, a on sam, po głębokim zaciągnięciu się, pokręcił tylko przecząco głową.
— Nie. Twierdziła, że możemy porozmawiać tylko na Grimmauld, a później uciekła. Nie rozumiem, o co w tym chodzi. — Syriusz naprawdę źle wyglądał, gdy lekko drżącymi dłońmi przeczesywał swoje ciemne włosy, a jego blada cera nabrała jakiegoś papierowego, niezdrowego odcienia. Martwił się. — Chyba się czegoś przestraszyła.
Kogoś, poprawiła go w myślach i oderwała od niego wzrok.
— Możliwe. — Postanowiła zmienić temat. — Mój ojciec wrócił do domu. Twoja matka musi być bardzo przekonująca. — Uśmiechnęła się do niego, trącając go ramieniem, by na nią spojrzał. Odpowiedział na uśmiech.
— Ona jest po prostu straszniejsza niż on.
— Urocza kobieta. — Szczerze w to wątpiła, ale nie zamierzała się z nim dzielić tego rodzaju informacjami. 
— Wyjęłaś mi to z ust. 
Dłonie dalej mu drżały, więc złapała go za tę bliżej niej i ścisnęła delikatnie. Uspokoił się lub zaskoczenie wzięło górę nad zdenerwowaniem. Nie była pewna. Postanowiła jednak, że nie może nie wykorzystać takiej okazji, gdy Syriusz był odsłonięty i można było manipulować jego emocjami. 
— Przykro mi, że Harmies zniknęła. Szczerze, chociaż nie wiem, co czujesz. Nie trudno mi za to wyobrazić sobie, że wolałbyś ją mieć za żonę, a najlepiej nikogo, tylko... nie chciałbyś zobaczyć mojego ojca w naprawdę wielkiej furii, wiesz? I ja też bym nie chciała. 
Ona była śmiertelnie poważna, ale on chyba wziął to za żart, widziała to w jego oczach. No tak, jak ktoś inny może mieć problemy, gdy Syriusz Black czuje się nieszczęśliwy. 
— Sugerujesz, że powinienem się z tobą ożenić, byś nie miała kłopotów? — Uniósł brew.
— Jestem Ślizgonem, muszę myśleć o sobie, prawda? — Miała ochotę wywrócić oczami, ale to nie wyglądałoby dobrze. — Mówię poważnie, Syriuszu. Jesteś Blackiem, tutaj chodzi o papierek i prestiż. A ty, mając żonę, wyglądałbyś bardziej poważnie w oczach tych wszystkich snobistycznych, starszych panów.
— Brzmi jak oferta matrymonialna.
— A ty myślisz, że co to jest?
Miała ochotę uderzyć jego twarzą o chodnik, gdy Syriusz niespodziewanie wybuchnął śmiechem, wybijając ją z rytmu. Nie powiedziała nic specjalnie śmiesznego, by go tak rozbawiło, ale widać miał jakieś dziwne, wypaczone przez swoich gryfiastych znajomych, poczucie humoru.
— Panno Carrow, czyżbym się pani podobał? 
No tak, o czym mógł myśleć Syriusz Black w takiej chwili. Mogła się tego domyśleć. 
— O nie, panie Black. To ja jestem w pana typie. — I tutaj nawet bardzo nie kłamała, ponieważ nie był tajemnicą fakt, że Syriusz gustował głównie w blondynkach. — Poza tym. Gdybym była twoją żoną, pokazałbyś Harmies co straciła, uciekając od ciebie. Drugi raz. — Spróbowała podejść go z innej strony, ale on tylko pocałował ją delikatnie w policzek, zaskakując.
— Dzięki, Tatiana, ale i tak muszę to przemyśleć, póki mam okazję. Pewnie niedługo i tak się zobaczymy.
Wstał i pomógł jej zrobić to samo. Skończyły jej się już możliwości, by przekonać go do swojego zdania, więc w przypływie desperacji stanęła na palcach i go pocałowała. Musiała pociągnąć go nieznacznie w dół, był zdecydowanie zbyt wysokim mężczyzną, ale przynajmniej się nie opierał.
— Przemyśl to dokładnie, Syriuszu.
Deportowała się wprost do własnego pokoju, gdzie na idealnie zaścielonej pościeli spała jej kotka, pani Puddifoot. Rzuciła się na pościel tak gwałtownie, aż kot podskoczył i westchnęła głośno. To był męczący, ale owocny dzień i jeżeli wszystko pójdzie po jej myśli, w przyszłości będzie już tylko lepiej.
Ledwo jej mięśnie się rozluźniły, a kamyczek uderzył w jej okno. Podeszła do niego pośpiesznie, a widząc stojącego na trawniku Thorfinna, pokazała mu, by zaczekał i podbiegła do drzwi. Otworzyła je minimalnie i zaczęła nasłuchiwać. Ojciec rozmawiał o czymś z macochą, więc na pewno nie zwrócą na nią uwagi, może nawet nie wiedzieli, że jest już w domu.
Szybko podeszła do okna, wyskakując przez nie wprost w objęcia Rowle'a, a on deportował ich wprost do siebie. Przewrócili się oboje na jego dywan.
— Deportacja łączna nie jest taka prosta, jak się wydaje — stęknęła, podnoszą się z mężczyzny i stając w pionie.
— No co ty nie powiesz? — Thorfinn obrócił się tylko na brzuch i zerknął pod swoje łóżko, gdzie dalej unosiła się spetryfikowana Harmies Greengrass. — To najgłupsze miejsce, w którym mogłaś ją zostawić, ale nikt jeszcze jej tutaj nie znalazł.
— Najprostsze rozwiązanie są najlepsze, Finn — pouczyła go, kucając przy nim i też zerkając pod łóżko.
— Tiana, co my z nią teraz zrobimy? Od razu ci mówię, że w ogródko to my jej nie zakopiemy. Wyrzuć ten pomysł z głowy. — Blondynka spojrzała na niego urażona. — Więc?
Właściwie to nie miała żadnego pomysłu, jak się pozbyć Harmies, poza tym, że chciała, by cierpiała. Powód był prosty – za dużo widziała, a Tatiana była na tyle obeznana w plotkach, by wiedzieć, kto swobodnie je przekazuje i zawsze dodaje „ja tylko tak słyszałam”, co później przeradzało się w aferę, której nie chciała. Jej ojciec, wiedząc, co czuje do Thorfinna, w mig domyśliłby się, kto był ojcem jej dziecka i... wolała nie myśleć, co by się stało. Poczochrała kręcone włosy Rowle'a i wtedy przypomniała jej się inna osoba, która miała podobne kędziory na głowie, ale znacznie, znacznie dłuższe. I która od pewnego czasu zajmowała się dla Czarnego Pana mokrą robotą.
— Finn, oddajmy ją Wilkesowi — powiedziała podniecona. — On się nią odpowiednio zajmie.
Thorfinn spojrzał na nią całkowicie zaskoczony i chyba trochę przerażony jej pomysłem. Rzucił krótkie spojrzenie Harmies i wrócił wzrokiem do Tatiany.
— Jesteś pewna? Bo... to, czym on się zajmuje, jest trochę chore — stwierdził.
— Nie obchodzi mnie jakie jest. Ważne, że wtedy nikt by jej nie znalazł, a przy okazji dostarczylibyśmy surowca. Kto wie, może to będzie wielki przełom? Pomyśl o tym, Finn. Jeszcze tylko potwierdzimy tę informację o Regulusie i Czarny Pan będzie jadł nam z ręki. Co więcej, może zostanę żoną Syriusza Blacka, a on przecież zadawał się z Potterem. Na pewno razem są po stronie Dumbledore'a. Wiesz, ile informacji mogłabym przekazać...
— Czekaj, czekaj! — Thorfinn aż usiadł z wrażenia, przerywając jej i patrząc na nią zszokowany. — To już potwierdzone? Twój ślub? 
— Nie, jeszcze nie. Czekamy na decyzję Syriusza, ale wiesz, on ostatnio się częściej pokazuje i chciałby poprawić swój wizerunek, więc żona taka jak ja...
— Tiana, nie — przerwał jej drugi raz, łapiąc ją za ramiona i ściskając mocno. — Nie pozwolę, byś wyszła za Blacka.
— Co ty pleciesz, Finn? — Zamrugała, całkowicie zaskoczona jego reakcją.
— Nie zniosę tego. Słuchaj, potwierdzimy to, co wiemy o Regu, zaczekamy do dnia twojego ślubu i uciekniemy, rozumiesz? Czarny Pan będzie wtedy po naszej stronie, pomoże nam i twój ojciec nigdy nas nie znajdzie. Będziemy razem, jak normalni ludzie. — Uśmiechnął się do niej i przytulił. — Bez całej tej arystokratycznej etykietki.
A Tatiana, tkwiąca w jego uścisku, zaczęła się zastanawiać, czy ucieczka i mieszkanie gdzieś z dala od majątku i przepychu, samemu, na własną rękę i bez środków do życia, jest odpowiednie. I czy ona tego w ogóle chce chce być normalna.
23 maja 1980r.

Siedzieli oboje w śmierdzącej melinie i pili whisky, chociaż Tatiana go nie znosiła. Bębniła palcami o blat stolika, czekając na kolejną szklaneczkę, a jej kompan przeliczał pieniądze i drapał się po zarośniętej brodzie.
— Panienko, czegoś tutaj nie rozumiem — wyznał, patrząc na nią. — Kończy pani umowę, bo znalazła ją pani przede mną, a nadal mi pani płaci. O co chodzi?
Tatiana odczekała, aż brzydka kelnerka odstawi szklanki na stół i zabierze puste, po czym szybko wypiła zawartość swojej. Skrzywiła się, gdy zapiekło ją w przełyku.
— Chcę, byś zrobił dla mnie coś jeszcze. — Podsunęła mu kartkę. — Znajdź to. Pieniądze, które dostałeś, powinny wystarczyć.
Mężczyzna spojrzał na świstek papieru i się skrzywił.
— Na pewno panienka chce sobie brudzić tym ręce sama? 
— Na pewno.

1Stapulae – łac. zszyj.

Etykiety: , , , , , , ,

Komentarze (4):

2 września 2015 16:11 , Blogger A. pisze...

Ale za mnie kołek… przeczytałam już dawno, ale nie skleiłam komcia i teraz trzeba uruchomić szare komórki (taka ciężka praca, chlip). Przygotuj się, bo będzie bardzo niezrozumiale.
W zasadzie zaskoczyło mnie, że Tatiana tak szybko przechodzi do myśli o zabijaniu. Niby jest wojna (ale raczej dość cicha, jeszcze nie wlazła wszystkim na głowy), ale z drugiej strony Tatiana naprawdę pośpiesznie przechodzi do myśli, że zabije przyjaciółkę (a przynajmniej dobrą znajomą). Nie bardzo wiem, jak Harmies doszła do tego, że to Tatiana przejęła kontrolę nad Kaiusem i rzuciła w nią klątwą (wcześniej nie wynikało to z jej narracji, a teraz wie ot tak). (Ej, właśnie przypomniało mi się, że ktoś mówił coś o niestabilności Carrowów, ale nie skojarzyłam nazwiska z Tatianą… ok., cofam ostatnie). Wydawało mi się, że Tatiana rzuciła Imperiusa trochę pochopnie, nie zastanawiając się (zresztą była też trochę wstawiona) i po prostu poniosły ją emocje, a później spanikowała i uparła się, że najlepiej będzie zabić Harmies (co też wychodzi jej niezdarnie i po prostu widać brak doświadczenia, determinacji – wyłazi z niej przerażenie i ekscytacja).
Natomiast relacja Tatiany i jej ojca jest cokolwiek patologiczna. W ogóle Carrow wydaje się strasznie niestabilny – bo co trzeba mieć w głowie, żeby zabić żonę, bo córka zaliczyła wpadkę z jakimś chłopakiem? Już pomijam to, że oczywiście wina spadła na kobietę (bo przecież szanowny pan córki nie wychowywał wcale), ale tak na zdrowy rozum: jeżeli się kogoś zabije, później zacznie się śledztwo, będą węszyć, włazić do domu, wypytywać i ktoś może coś chlapnąć. No i smrodek będzie się ciągnął, bo – nawet jeżeli śledztwo padnie – ludzie będą pamiętać, co się stało (a to nie służy interesom). Poza tym co przeszkadzałoby Carrowowi, żeby Tatiana miała męża, a na boku kochanka? No i zaskoczyło mnie też to, że Tatiana tak ochoczo wypiła eliksir poronny, który dał jej ojciec. Chyba miała wiele powodów, żeby mu nie ufać, a jednak zrobiła to trochę bez zastanowienia (chyba że kierował nią strach, ale wtedy równie dobrze mogła nie oświecać tatusia).
Rowle za to wydaje się piekielnie naiwny przy tak zdecydowanej Tatianie. Kurczę, nie wiem, jak ona wytrzymuje z takim facetem, który dosłownie je jej z ręki. No Throfinna nie polubiłam w przeciwieństwie do Tatiany.
Po jaką cholerę Jenna wróciła do Londynu pozostanie dla mnie tajemnicą. Po kij w ogóle wyjeżdżała, skoro teraz jest z powrotem z małym dzieciakiem w dodatku? Jeszcze Reg, który wpada na numerek i idzie dalej walczyć ze Śmierciożercami… Nie, po prostu nie – zniknijcie Regu, Jenno i brzdącu.
No ale Tatianę dalej lubię – jej wyrachowanie i to, że kombinuje, żeby mieć i dobre życie i mężczyznę, którego kocha (naprawdę podobała mi się rozmowa Tiany i Rowle’a o potencjalnym ślubie z Syriuszem). Fajne jest też to, że czasami ją ponosi i robi coś w czymś na kształt paniki, a później łapie się na fakcie, że nie wie, co z tym zrobić (jak zabicie Harmies).
W ogóle chyba nic nie wspomniałam ostatnio o nowym spisie treści? Znaczy wiesz i tak nie korzystam, bo patrzę na nówki, ale chyba wolę stary. Nowy może i jest krótszy, ale stary porządkował wszystko w częściach (a te numerki… pewnie pomyślałabym, że to kolejność czytania i miałabym zonka). Ale zrobisz, jak uważasz.
Hehe, śmieszna sprawa z tym spamem pod linkami – u mnie też tak robią i czasami mam ochotę gdzieś dopisać, że zakładki do spamu nie ma nie bez powodu…
Pozdrawiam ;)

 
2 września 2015 17:41 , Blogger Niah pisze...

Rozumiem o czym mówisz, bo też tak miałam ;D Ale teraz się pilnuję, by później nie zachodzić w głowę, o co ja w ogóle chciałam zapytać!
Jak stwierdziłaś, Tatiana jest trochę roztrzepana i trochę szalona, nie zawsze myśli o tym, co robi, a gdy jest zła to już w ogóle o logiczne myślenie nie należy jej podejrzewać.
Oczywiście, że Delith i Tatiana mają patologiczne relacje, ale nie było tak na początku (nie wiem, czy ten fragment wyszedł na tyle dobrze). Dopiero, gdy się na niej zawiódł, zrobił się naprawdę okropny, a jej życie zamieniło się w grę, gdzie musiała być stale czujną, by nie odkryć się przed ojcem. Między innymi dlatego jej zależy na tym, bo się o niczym nie dowiedział, bo sama nie wie, jak mógłby zareagować.
Oczywiście, że Rowle się dla niej nie nadaje, bo on jest w niej głupio zakochany, ale tak naprawdę nie jest w tym jakoś bardzo zdecydowany. No, do teraz, gdy wyszło, że ktoś może mu ją sprzątnąć sprzed nosa. I raczej nie mogłaby mieć kochanka. W końcu mówimy o Syriuszu, tak? Co twoje to moje, ale co moje to nie ruszaj. Raczej nie byłby zadowolony, gdyby miała skoki w bok (on mógłby mieć, on jest hipokrytą).
A to mieszkanie to było Rega! Z tego rozdziału, co wracał do domu i zobaczył Jenę! Nie chodził na seksy nie wiadomo gdzie xD Niestety, Jena mi się w Londynie przyda bardziej, niż w Ameryce (a wyjechała głownie po to, że łatwiej ukryć dziecko, niż brzuch ciążowy).
Bo w głowie Tatiany wszystko jest proste, ale w życiu to nie wychodzi. Ona ma proste priorytety. Przystojny mąż, ładny dom, drogie ubrania, dobre życie i jak najdalej od własnego ojca. I dalej bywanie na salonach.
No to zostawię stary spis :D Bo nowy podobał mi się głównie dlatego, że jest zaprojektowany w JavaScripcie, ale skoro tamten jest bardziej czytelny, niech zostanie :)
Jak mnie ten spam wkurza... i zawsze dostajemy podobny xD Tylko ja swój kasuję, bo nie mogę na niego patrzeć!
Pozdrawiam, Niah.

 
4 września 2015 14:06 , Blogger A. pisze...

Trzeba będzie wyleczyć się z lenia... :(
Hm, no nie wyłapałam, żeby kiedykolwiek ich relacje były lepsze - odniosłam wrażenie, że raczej zawsze trzymał wszystko pod ciężką łapą (chociaż przecież możliwie, że Tatianie do pewnego momentu to nie przeszkadzało).
Syriusza trzeba podejść, jakoś dogadać się, że dzieciak (może dwa), a później sorry, ale tylko na papierku (ona mu nie uwag, że ją zdradza, on chodzi gdzie chce). Dobra, to Syriusz on nie myśli w ten sposób... (nie)stety.
No dobra, może i Rega, ale to i tak dalej nic nie zmienia (bo chodzi na seksy do swojego domu). Są strasznie nieodpowiedzialni i żeby chociaż tego dzieciaka zostawić tam, załatwić mu jakąś opiekę... ale nie, wlokła go z powrotem.
I naprawdę za to uwielbiam Tatianę - prawdziwa Ślizgonka!
A bo ja lubię wiedzieć o czym i ile tego jest (co jest w starym, ale nie w nowym). I tak nie wiem, o czym do mnie mówisz...
Bo jestem leń i na niektóre bzdety mam zamiar odpowiedzieć, ale mi się nie chce i leży, i zalega i... ehe, dwa kliknięcia to za duży wysiłek :P.

 
4 września 2015 16:13 , Blogger Niah pisze...

To się chyba odwyk nazywa... lenia ciężko wykurzyć ._.
Dlatego tak się zastanawiam, czy ten fragment nie wyszedł po prostu źle >.> Ale widać było blisko, ale jeszcze nie idealnie.
O matko, Syriusz w takim patologicznym związku... To... to byłaby świetna alternatywa tej alternatywy! Muszę kiedy zrobić takiego spin-off xD Totalnie dla frajdy.
Oni dalej mają po naście lat (Reg to ciągle sweet 18 jest, to już w ogóle). Nie zawsze myślą rozważnie.
Tatiana to damessa ;)
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna