8 lis 2015

[BEZRUCH] Czuć lekkość

23 grudnia 1976r.

To było prawie jak droga na ścięcie. On, Polluks i czterech innych członków jego rodziny, których nie znał, nawet nie widział przez całe swoje życie. W Carmenly Town, w przeciwieństwie do Londynu, spadł śnieg i szli teraz po ośnieżonej ścieżce pod górę, przy akompaniamencie cichego skrzypienia pod nogami, które wywoływało dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa. Wszystkie drzewa wydawały mu się takie same – dziwnie czarne i ponure, z mrocznymi istotami chowającymi się między nimi. 
Nikt się nie odzywał, a Syriusz zaczął czuć się coraz mniej pewnie. Dziadek nie powiedział mu, na czym to będzie polegało, więc nie wiedział też, czego się spodziewać. Minęło dziesięć minut, nim doszli do zdobionej bramy, które ciągnęły się prawie jak godzina. Misternie wykuty herb Blacków straszył, wisząc niczym kat nad ich głowami, gdy dziadek, przykładając rękę do kłódki, szeptał dziwne formuły pod nosem, jedna po drugiej zdejmując bariery ochronne. Wraz z każdą opuszczoną osłoną, od ziemi w niebo szła wąska, pozioma smuga światła i może to była tylko wyobraźnia Syriusza, ale temperatura spadała wraz z kolejną tarczą.
O Carmenly wiedział jedynie tyle, że to właśnie w tym domu wychował się jego ojciec i tu zginęli jego dziadkowie. Dlaczego Orion wolał mieszkać w domu swojej żony, porzucając posiadłość rodziną – nie wiedział. Mógł się tylko domyślać, że chłód bijący za ścian nie był czymś nowym w tym miejscu.
Gdy weszli do środka, od razu uderzyło go to, ile kurzu wirowało w powietrzu, który od razu zaatakował jego płuca, powodując nieprzyjemny kaszel. Było go tak wiele, że na podłodze zostawiali ślady swoich butów, przemierzając korytarz.
Wszystkie drzwi był pootwierane, a Syriusz ciekawie zaglądał do środka, oglądając kryształowe żyrandole, monumentalne portrety i meble wykonane tak misternie, jakby były stworzone przez gobliny. Ten dom wręcz opływał przepychem i bogactwem, gdzie zastawa, mimo lat nieużywania, dalej świeciła swoim specyficznym blaskiem, a pełne ornamentów dywany nie traciły swojego uroku nawet mimo warstwy kurzu. 
Tylko jeden pokój był zamknięty. Syriusz przystanął i już wyciągnął rękę do klamki, gdy jeden z ludzi jego dziadka go powstrzymał i powiedział cichym, zachrypniętym od papierosów głosem:
— Nie chcesz tam wchodzić.
— Dlaczego?
— Bo tego pokoju nie dało nam się oczyścić.
Wolał nie pytać, o jakie „czyszczenie” faktycznie chodziło. Odpuścił sobie zwiedzanie tego pokoju i poszedł dalej za Polluksem.
Zeszli długimi, krętymi schodami do piwnicy, gdzie nieprzyjemny zapach wilgoci mieszał się z kurzem oraz czymś zatęchłym, co pozostawiało nieprzyjemny posmak w ustach. Poczuł się dużo gorzej, gdy okazało się, że przy jednym ze stopni jest przejście, a w głębi wąskiego korytarza od sufitu do ziemi umieszczone są płyty nagrobne. 
Minęli siedem takich pięter, nim doszli do odpowiedniego, a Syriusz, z dziwnym uczuciem w piersi, zauważył, że schody ciągnął się jeszcze dalej w dół. 
Rozglądał się, próbując znaleźć jakieś znajome imię, ale zewsząd otaczały go tylko szczątki Blacków, których nie zdążył poznać, a nawet nie słyszał ich imion podczas lekcji z guwernerem. Jednak wraz z zagłębianiem się w mrok korytarza, zaczął rozpoznawać niektóre nazwiska, a nawet minął płytę z imieniem swojego ojca. Zatrzymał się dosłownie na chwilę, by wytrzeć kurz ze żłobień ozdobnych liter i mimochodem zatrzymać palce dłużej na dacie „24.11.1971”. 
Korytarz kończył się owalnym pomieszczeniem, na końcu które, na podwyższeniu, stała misa. Polluks obszedł ją i stanął przodem do wejścia. Napełnił naczynie wodą i dodał składniki, które przyniósł dla niego jeden z pomocników. Drugi minął Syriusza w momencie, gdy ten obrócił się, słysząc odgłos cichego trzaśnięcia. To trzeci z mężczyzn dosunął płytę jego ojca do końca. Nie był pewien, czy chce wiedzieć, co zza niej wyciągnęli i właśnie wrzucili do misy.
— Podejdź tutaj, Syriuszu — polecił Polluks.
Podszedł do niego, wziął krótki nóż do ręki i naciął opuszkę palca, pozwalając by kilka kropel spadło do wywaru. Kolor się nie zmienił – dalej był przezroczysty, a dno misy było idealnie widoczne. Można było nawet odczytać runy wygrawerowane na jego dnie. 
Wszystko poszło dobrze, a Syriuszowi wydawało się nawet, że dziadek odetchnął z ulgą, jakby przez jeden krótki moment miał wrażenie, że Syriusz może nie być jego wnukiem. Jednak wywar nie kłamał – był Blackiem, synem Oriona Blacka. Był więc godny, by zostać Głową Rodu.
— Będziemy musieli przeprowadzić ceremonię trochę inaczej — powiedział niespodziewanie Polluks, a Syriusz poczuł nieprzyjemny skurcz w brzuchu. — Poprzedni pierścień zniknął, więc musimy stworzyć nowy. — Wyjął z wewnętrznej kieszeni szaty pudełko, a gdy je otworzył, w środku zamigotał pierścień z czerwonym oczkiem, w którym wygrawerowano herb Blacków. — Czyli tknąć magię w ten.
— A co ze skradzionym? Automatycznie straci moc?
— Nie, ale jest bezwartościowy, nie będąc w posiadaniu Patriarchy. Właściwie, dla każdej nowej Głowy Rodu można stworzyć oddzielny pierścień — wyjaśnił, oczyszczając misę, by włożyć do jej pierścień i zalać wodą. — Tylko, że to nieprzyjemny proces. — Jeden z mężczyzn, ten który powstrzymał Syriusza przed wejściem do tamtego pokoju, oczyścił ostrze, a później zanurzył jej w czymś lepkim i klejącym, co przyniósł razem ze sobą na dół w zdobionej szkatułce. W słabym świetle różdżki Syriusz nie wiedział, czym konkretnie to było. 
— Co masz na myśli przez „nieprzyjemny?”
Jednak nim nadeszła odpowiedź, został złapany w żelaznym uścisku przez dwóch mężczyzn, a trzeci zmusił go, by trzymał otwartą dłoń nad misą, gdy Polluks zrobił pierwsze nacięcie.
Ostrze nie wbiło się głęboko, ale to nie miało znaczenia. Ból, który poczuł Syriusz, był nie do opisania – jakby ktoś go palił od środka, rozrywał na kawałki, nakłuwał tysiącem ostrzy i polewał kwasem jednocześnie. Krzyczał w tak nieludzki sposób, że nie poznał w pierwszym odruchu swojego głosu. Czymkolwiek była ta ciemna maź, którą umazano ostrze, sprawiała, że odchodził od zmysłów, wyrywając się mężczyznom, kopiąc nogami podwyższenie z misą i klnąc najgorzej jak potrafił.
Trwało to wieki, a ból nie odchodził. Co gorsza, narastał. Gardło Syriusza zdarło się w ciągu chwili w porównaniu z tą wiecznością wypełnioną agonią. Nie chciał jej – jeżeli z tym wiązało się bycie Głową Rodu, nie chciał nią być. Oddałby każdemu ten wątpliwy zaszczyt, jeżeli mógłby wraz z nim oddać ból i to śliskie uczucie pełzania pod skórą, które rozchodziło się od jego dłoni wzdłuż ciała. Jakby ktoś wpuścił mu węża pod skórę, który przeciskał się pomiędzy ścięgnami i żyłami, by dostać się... właściwie gdzie? Do jego serca? Mózgu? Po prostu wewnątrz niego? 
Gdy spojrzał na swoją rękę, faktycznie zobaczył ciało węża, jego płaski łeb i odstające oczy, które zdawały się patrzeć na niego pod jego skórą. Ogarnęła go panika. Okazało się, że potrafi krzyczeć dalej, a nawet mówić.
— Zabierzcie go! Zabierzcie go ode mnie! Proszę! BŁAGAM, POLLUKS! ZABIERZ GO, ZABIERZ GO, KURWA, ODE MNIE! ZABIERZ GO!
Polluks Black patrzył kątem oka na swojego wnuka, który wił się w agonii i doświadczał właśnie halucynacji, patrząc na swój rękaw i widząc tam coś nieprzeznaczonego dla oczu postronnych. Za każdym kolejnym nacięciem wyglądał coraz gorzej, krzyczał głośniej i bardziej błagalnie, a na samym końcu zaczął jęczeć, prosząc, by przestał. Polluks starał się zrobić to jak najszybciej, ale nóż nie chciał się poruszać płynnie w jego dłoni i wydawało się, że sam dyktuje tępo cięcia oraz jego głębokość.
Gdy na dłoni Syriusza została wypisana odpowiednia runa, a cała powstała przy tym krew spłynęła do misy, mogli włożyć jego rękę do wody. Chłopak wyglądał, jakby faktycznie był ledwo przytomny, a jego oczy powędrowały gdzieś w głąb jego czaszki, gdy wyciągnęli po trzynasty sekundach jego dłoń. Na palcu serdecznym widniał srebrny pierścień z czerwonym oczkiem, które zdawało się odbijać blask niczym kropla krwi. Nikt mu tego pierścienia nie nałożył, sam się tam znalazł. 
Syriusz ostatecznie zemdlał w rękach dwóch mężczyzn. Jeden z nich podniósł go zdecydowanym ruchem w górę i wziął na ręce, trzymając pewnie młode, wycieńczone ciało. Polluks machnięciem różdżki opróżnił misę i oddał nóż stojącemu obok niego mężczyźnie, który ponownie go wytarł, zamknął pudełko z czarną mazią i schował oba przedmioty do torby. 
Wracali w kompletnej ciszy, a mężczyzna, który niósł Syriusza, szedł pierwszy, pokonując stopnie bokiem, by ściana nie dotknęła ani włosów, ani stóp chłopaka. Dopiero gdy wrócili do domu i Polluks zobaczył wnuka w dziennym świetle, przeraził się jego nienaturalną bladością i tym, jak siatka ciemnych żył odznaczała się pod cienką skórą. Nie mógł go oddać w takim stanie Walburdze.
— Przenieście go do pokoju Oriona.
Gdy Syriusz otworzył oczy, w pierwszej chwili poczuł konsternację, widząc rozgwieżdżone niebo nad swoją głową. Pomyślał w pewnym momencie, że przecież w zimie nie widać gwiazdozbioru lwa, a dopiero później, gdy wyostrzył mu się wzrok, zorientował się, że patrzy na sufit, a nie na faktyczne niebo.
Usiadł, omiatając wzrokiem pokój, w którym się znalazł, a który z niczym mu się nie kojarzył. Meble były ciemne i ciężkie, a półki uginały się pod ciężarem książek, które na nich stały, wciśnięte w każdą wolą szczelinę, jaka istniała.
Ręka z pierścieniem mu ciążyła. Miał wrażenie, jakby już nie należała do niego, a do tego węża, który przejął ją podczas rytuału. Syriusz podwinął rękaw, sprawdzając, czy nie zostały mu żadne blizny, ale jego skóra była taka sama jak wcześniej. Może trochę bledsza.
Rozejrzał się po pokoju, otwierając po kolei szuflady wypełnione zapisanymi pergaminami, zaschniętymi kałamarzami i poniszczonymi piórami. Przeczytał nawet fragment dłuższego tekstu, który zdawał się być fragmentem opowiadania, ale przelatując wzrokiem szybko wzdłuż całego tekstu, Syriusz zorientował się, że każdy fragment jest o czymś innym i porzucił dalszą lekturę.
Na półce z książkami znalazł wiele tytułów zajmujących się zaklęciami ochronnymi z różnych okresów w dziejach, z różnych krajów i z różnych kultur. Musiał być to pokój kogoś, kto miał fioła na punkcie magii ochronnej i lubił wiedzieć o niej jak najwięcej. 
Wyszedł na korytarz, chociaż czuł się tak, jakby miał wysoką temperaturę. Przechodziły go dreszcze, a do tego doszło ogólne osłabienie organizmu, które wręcz zwalało go z nóg, ale dzielnie przemierzał Carmenly, starając się znaleźć jakąkolwiek żywą duszę. 
Wcześniej znalazł pokój, do którego zabroniono mu wchodzić. Tym razem jednak nikt go nie powstrzymał i Syriusz pewnym ruchem pociągnął klamkę w dół, wchodząc do środka. Pokój nie różnił się bardzo od innych z tą różnicą, że panował w nim okropny bałagan, a podłoga w jednym miejscu była dużo ciemniejsza niż w innych. Dopiero po chwili do niego dotarło, dlaczego tak było i że właśnie wszedł do pomieszczenia, w którym zamordowano jego dziadków. Cofnął się pośpiesznie i wpadł na kogoś placami. Odwrócił się, napinając wszystkie mięśnie i będąc gotowym do walki, gdy znalazł się twarzą w twarz ponownie z tym samym mężczyzną.
— Mówiłem, że nie powinieneś tam wchodzić — powiedział spokojnie, zamykając drzwi i patrząc na Syriusza karcąco. 
— Dlaczego, w porównaniu do reszty domu, ten pokój nie jest posprzątany? 
— Ponieważ, w porównaniu do reszty domu, tego pokoju nie da się posprzątać.
— To znaczy? 
— Nie ważne ile razy zmyjesz krew z podłogi, na drugi dzień ta plama tam będzie. Ta część domu jest przeklęta, więc nigdy, ale to nigdy tam nie wchodź. — Zarzucił Syriuszowi koc na ramiona. — Twój dziadek na ciebie czeka.
Polluksa i trzech pozostałych mężczyzn znaleźli w salonie znajdującym się najbliżej drzwi wyjściowych, jak pili herbatę, siedząc w nieprzyjemnej ciszy. Dopiero widząc Syriusza, jego dziadek jakby się ożywił i nawet wstał.
— Jak się czujesz? 
— Obolały — wyznał Syriusz, podchodząc do stołu i siadając w znacznej, ale nadal grzecznej, odległości od Polluksa. 
Od incydentu z uderzeniem Regulusa, obaj odnosili się do Polluksa z chłodem i przestali do nazywać „dziadkiem”, zwracając się bardziej bezosobowo. Widać było po nim, że chce naprostować sytuację z wnukami, a przez to też z własną córką, ale jego napięte relacje z Franem temu nie sprzyjały, a dodając do tego dość uparte charaktery Syriusza i Regulusa, Polluks znajdował się na straconej pozycji.
— Stwierdziłem, że najlepiej będzie, jeżeli to ja dalej będę pełnił obowiązki Głowy Rodu, a ty przejmiesz je wraz ze skończeniem szkoły. Bez sensu byłoby nakładanie na ciebie takiej odpowiedzialności.
Syriusz kiwnął głową, zgadzając się tym tokiem myślenia. Sam odłożyłby wszystkie obowiązki jak najdalej w czasie, a najlepiej nigdy by ich nie przejął. Sięgnął do pierścienia, by go zdjąć i oddać, gdy Polluks niespodziewanie złapał go za rękę.
— Nie zdejmuj go — rozkazał chłodnym tonem. — To zaszczyt nosić ten pierścień i nigdy nie myśl o nim tylko jako ozdóbce dodającej prestiżu. 
— Wyluzuj. — Strzepnął jego rękę. — Czaję, o co ci chodzi.
— Syriuszu, to nie są żarty. — Polluks zirytował się zachowaniem wnuka.
— Powiedziałem, że zrozumiałem — warknął Syriusz, wstając gwałtownie z krzesła i zdejmując koc ze swoich pleców. — Wracam na Grimmuald Place — oznajmił, odwracając się na pięcie i ignorując podniesiony głos Polluksa, który nawoływał go do powrotu. 
Wręcz przebiegł przez podwórko, wybiegając przez bramę i puszczając się biegiem w dół zbocza w stronę miasta, skąd dopiero mógł się deportować. Ten nagły wysiłek fizyczny, połączony z chłodnym powietrzem, orzeźwił go i oczyścił jego umysł. Miał też wrażenie, że wiatr rozwiewa tę mroczną aurę, która utworzyła się wokół Syriusza z powodu pierścienia i odetchnął naprawdę głęboko tym mroźnym, odświeżającym powietrzem. Zaczął się nawet śmiać, czując się lekko, gdy wszystkie jego problemy się skończyły i jedyne, co musiał zrobić, to skończyć szkołę. Nie było już tego widma rytuału, bo miał go za sobą, nie musiał się z najbliższym czasie spotykać z Polluksem, bo matka chciała w tym roku kameralnych świąt tylko dla nich. Nic nie musiał.
Poczuł się wspaniale.
Deportował się prosto przed furtkę i jak na skrzydłach wbiegł do domu, niedbale zdejmując buty w przejściu, a kurtkę przerzucając całkiem na półkę nad wieszakami. 
— Wróciłem! — krzyknął, przebiegając przez korytarz do małego salonu, w którym spodziewał się zastać matkę i Regulusa. 
Faktycznie tam byli. Reg odrzucił książkę w kąt w momencie, w którym go zobaczył, a matka, wygodnie rozłożona na szezlongu i popijająca herbatę, podniosła się na równe nogi.
— I co? Jak było? — zapytał Regulus, gdy znalazł się przy nim i o razu obejrzał jego pierścień z zaciekawieniem. 
— E tam, nic ciekawego. Nie ma o czym gadać. — Machnął ręką, uśmiechając się, że go widzi.
— Długo was nie było — stwierdziła matka, również do niego podchodząc. Wyglądała na zmartwioną.
Faktycznie. Polluks zabrał go wczesnym rankiem, a obecnie w Londynie robiło się już ciemno. Nie miał pojęcia, jak długo był nieprzytomny, ale kilka godzin na pewno, skoro słońce zdążyło już zajść. Uśmiechnął się do matki, mając nadzieję, że to ją przekona.
— Znasz Polluksa – wszystko musi być przygotowane co do najmniejszego szczegółu. Zdążyłem się wynudzić i zgłodniałem. Gdzie Fran? — zapytał, podchodząc do patery z ciastkami i porywając jednego muffina. 
— Dostał sowę z pracy i powiedział, że musi jeszcze coś poprawić przed świętami, ponieważ mieli problem z kilkoma świstoklikami. Kazał na siebie nie czekać. 
— Ej, Reg, chcesz zagrać krótki mecz Quidditcha? — zapytał niespodziewanie Syriusz, a matka wciągnęła powietrze ze świstem z oburzenia. 
— Chyba oszalałeś! Jeszcze tego brakowało, byście byli chorzy na święta. To jest wykluczone, Syriuszu.
— Kiedy my zawsze gramy w taką pogodę, mamo — dodał Regulus, któremu aż oczy zaświeciły się na samą myśl o tym, że mógłby wsiąść na miotłę. — Nic nam nie będzie — zapewnił.
— To nie podlega dyskusji, Regulusie. Nie ma takiej opcji, byście wyszli na zewnątrz. 
Nim kolejne argumenty weszły w grę, usłyszeli odgłos otwieranych drzwi. Reg, stojąc najbliżej drzwi, wyszedł na korytarz, zobaczyć kto to i od razu pobiegł przywitać się z Franem. Po chwili też usłyszeli jego podekscytowany okrzyk i oboje, Syriusz i Walburga, unosząc brwi, wyszli na korytarz.
— Syriusz, spójrz!
Regulus trzymał w rękach czarnego niczym noc szczeniaka, który kulił ogon między łapami i próbował się schować pod rozpinanym swetrem chłopca. Za nim stał Fran, uśmiechając się delikatnie i targając ciemne włosy Rega. Jego koszula była ubrudzona kilkunastoma brudnymi odciskami małych łap, ale wydawał się na to nie zwracać uwagi. Walburga jednak zwróciła i nie omieszkała wypomnieć mu tego, jak wygląda.
Syriusz całkiem zignorował Walburgę i Frana, podchodząc do Regulusa i głaszcząc psa po głowie. Na ubraniu brata też zostawił odciski łapek, ale szczeniak miał tak pocieszny pysk, że ciężko było się na niego denerwować.
— Możemy go zatrzymać, mamo? 
Walburga spojrzała zaskoczona na młodszego syna, który patrzył na nią z błaganiem w oczach, jakby ponownie miał cztery lata i chciał zjeść ciasteczko przed obiadem. 
— Właśnie. Zatrzymajmy go, mamo — dodał Syriusz, uśmiechając się, a na domiar złego i pies spojrzał na nią w ten typowy dla psów sposób, gdy próbują coś wymusić na człowieku. 
Walburga, całkowicie oburzona tą niecną komitywą, spojrzała na męża, szukając u niego wsparcia. Fran jedynie wzruszył ramionami.
— Zatrzymajmy go, Walburgo. 
Nie miała się jak z nimi dalej kłócić.
Syriusz, siedząc przy kominku i wraz z Regulusem bawiąc się z psem, którego nazwali Collin, całkiem zapomniał o nieprzyjemnych wydarzeniach z początku dnia. Czuł się lekko z myślą, że nigdy nie będzie musiał wrócić do tego strasznego domu, przesiąkniętego Merlin wie czym.
Tyle, że przyszłość wyglądała całkiem inaczej.

Etykiety: , , , , , ,

Komentarze (8):

8 listopada 2015 21:47 , Blogger A. pisze...

Kurczczek, dziwny ten rozdział albo tylko ja nie mogę się w nim połapać… Jakoś czasowo mi to nie do końca gra, bo dlaczego Polluks i Syriusz rozmawiają o tym kto będzie głową rodu pięć lat po śmierci Oriona? Co do tej pory robili? Jak rozumiem po śmierci Oriona, Polluks automatycznie stał się głową rodu i urzędował tyle lat bez pierścienia (no chyba jest ważny, nie?)? A skoro obył się bez niego, nie prościej było zaczekać, aż Syriusz skończy szkołę i faktycznie przejmie rolę? Naprawdę nie łapię co to za różnica i jakie motywacje miał Polluks.
Zresztą w ogóle mam wrażenie, że kilkakrotnie zmieniałaś czas akcji – Syriusz wygląda na podrostka (to się zgadza), ale już Regulus bardziej przypomina dziecko (tuli się, rzuca na szyję, prosi mamę o psa). W ogóle cała ta końców jest jakaś taka od czapy…
Akcja w dawnym domu Oriona za to była interesująca (chociaż chyba przesadziłaś z tym mrokiem, bo momentami wychodziło śmiesznie jak z tymi mrocznymi istotami między drzewami – co to było?). Chociaż nie wiem, skąd klątwa – klątwę trzeba rzucić, a tutaj chyba nie było już komu. Trochę dziwny jest moment, gdy Polluks waha się, czy Syriusz jest jego wnukiem (podejrzewa Walburgę o niewierność?). Ale przypomina to, że ojcem Oriona był Regulus, nie Arkturus (miał farta, że dostał pierścień i nikt nie porównywał jego krwi z resztkami Arkturusa xD).
A Syriusz miał nie grać w quidditcha, bo go noga boli. Teraz już jest ok.? Myślałam, że zimą byłoby gorzej i uraz bardziej dawałby się we znaki.
Pozdrawiam ;)

 
8 listopada 2015 22:00 , Blogger Niah pisze...

Dziwny, bo taki miał być. Znaczy wiesz, Polluks czekał, aż Syriusz będzie pełnoletni, bo jak powiedziałaś, tak trochę nie halo bez pierścienia, bo to jednak ważne, a biorąc pod uwagę rytuał, takich rzeczy dziecku by nie urządził.
Znaczy, Syriusz ma tutaj siedemnaście lat, a Regulus ma w tym czasie piętnaście, więc jakiś super dorosły to on nie jest. Syriusz był już pełnoletni w szóstej klasie, Reg dopiero w siódmej. A końcówka jest złagodzeniem tego, co przeżył Syriusz. I zapowiedzią powrotu Carmenly.
Patos, patos wszędzie :D Ej, to był punkt widzenia Syriusza, niekoniecznie musiało tak być (bo gdyby Syriusz nie był synem Oriona, byliby w przysłowiowej dupie, nie? Bez męskiego potomka).
Orion - całe życie na przypale, bo bez przypału się nie liczy!
Syriusz to w sumie wpadł na ten pomysł, by odwrócić uwagę matki od tego, ile go nie było i by zrobić Regowi przyjemność. To nie byłby normalny mecz, wiec jakoś by wytrzymał.
Pozdrawiam, Niah.

 
9 listopada 2015 13:41 , Blogger A. pisze...

Właśnie nie do końca czuć w tym zamierzenie, dlatego o tym wspominam. Bo raz było fajnie mroczno niejednoznacznie i był klimacior, a za chwilę brew mi drgała i coś mnie śmieszyło. Tylko dlaczego nie poczekał, aż Syriusz w ogóle skończy szkołę - pierścień nic nie zmienia, bo Syriusz faktycznie dalej nie wchodzi w rolę, tylko hasa po Hogwarcie. Cóż, podejrzewałam Polluksa o zrobienie takiego czegoś dziecku i wymazanie z pamięci... (Znaczy że ja jestem taka zła?)
Problem jest taki, że to nie tyle złagodzenie, co cios obuchem w łeb. Po prostu jest piekielnie duży kontrast (to zupełnie jak od bestialskiego morderstwa przejść do bajki o życiu mrówek). Na Carmenly to czekam, ale - znając ciebie - jeszcze długo poczekam :D.
Punkt widzenia punktem widzenia, ale wszystkiego w ten sposób nie można tłumaczyć (głównie dlatego że nakierowałaś czytelnika na pewien tor, którego nie masz zamiaru kontynuować - w takim układzie, co wnosi ten fragment?). Gdyby Syriusz nie był Orionowy, zostałby Reg, a gdyby nie Reg, to bracia Walburgi - akurat w tym okresie jest sporo chętnych.
Powiedzmy, że to nie był najlepszy dzień Syriusza, bo ja akurat uznałam to za podejrzane (zimą będą grać, mistrze jedne :P).

 
9 listopada 2015 16:05 , Blogger ? pisze...

Pozwolę sobie dodać na marginesie, że pełnoletni czarodzieje mają właśnie 17 lat, w przeciwieństwie do mugoli. Według mnie dało się jak najbardziej zrozumieć intencje Polluksa, bo pewnie zbłaźniłby się, gdyby młodszy Syriusz, jeszcze ciepła klucha miał przeżywać takie rzeczy. To tylko opinia.
soł... Niah, rozdział bardzo ciekawy. Lekkość przeplata się pomiędzy wersami, raz śmielej, raz mniej, ale jest - moim skromnym zdaniem.

 
9 listopada 2015 17:27 , Blogger A. pisze...

Eee wiem, kiedy czarodzieje stają się pełnoletni. Nie wiem za to, w jaki sposób Polluks miałby się zbłaźnić, skoro były tam dwie (najwyraźniej) wtajemniczone osoby prócz samego Polluksa i Syriusza. I znów: stając się pełnoletnim, Syriusz dalej nie będzie pełnił obowiązków głowy rodu, więc czemu nie odwlec rytuału do ukończenia przez Syriusza Hogwartu?
Przecież nie zarzucam Niah ciężkiego pióra (czy raczej klawiatury xD), więc serio nie wiem, o co biega noale...

 
9 listopada 2015 18:29 , Blogger Niah pisze...

@A. Na całkiem mroczne rozdziały jeszcze przyjdzie czas, to jest przedsmak. (Nawet nie wpadłam na to, że polluks mógłby mu to zrobić wcześniej :D Jakie Ty masz pomysły!) Do końca nauki Syriusza zostało jeszcze półtorej roku (chociaż my wiemy, że trzy i pół, bo Syriusz jeszcze idzie na studia), a Polluksowi zależało na faktycznej Głowie i temu, by pierścień był w zasięgu ręki (to ważny artefakt. Podatki i prowadzenie finansów rodziny swoją drogą, do tego nie potrzeba magii, ale gdyby coś się stało, dobrze mieć już pierścień na miejscu).
Tak sobie myślę, żeby Carmenly dać wcześniej i może zacząć jednak ten ważniejszy wątek, niż wracać do Rega, a nawet Walburgi i Oriona, bo ostatnio tylko to piszę ._. Nawet mam dwa teksty skończone. A może utrzymam się w mrocznym klimacie i opiszę animagię. Wszystko możliwe.
Miałam kiedyś pomysł z tym, żeby bracia Black braćmi nie byli, ale to akurat nie w kontekście Bezruchu :D
(Reg by grał i na Syberii, gdyby mu dali miotłę. Ja tego nie zrobię? Potrzymaj moją kawę.)

@Pumpernikiel Ale biorąc pod uwagę komentarz A. (i jej niecne plany), to Syriusz by tego nie pamiętał w ogólnym rozrachunku. Jednak już serio – aż tak okrutna dla Syriusz nie będę :D Te traumy, które już ma, mu wystarczą.
Miło słyszeć takie słowa ;)

Pozdrawiam, Niah. (A klawiaturę ostatnio mam ciężką ._.)

 
9 listopada 2015 23:10 , Blogger A. pisze...

Czekam ^^. (Wydawało mi się to oczywiste, ale zazwyczaj przychodzą mi na myśl negatywne rozwiązania :P) Znaczy, że Polluks miał powody przypuszczać, że trzeba przekazać władzę? Obawiał się o swoje życie i uznał, że najwyższy czas wtajemniczyć wnuka? O, takie wyjaśnienie do mnie trafia ;).
Jestem bardzo za Carmenly - podoba mi się ta posiadłość ^^. Jak to się dzieje, że tyle masz skończone, skoro rozdziały rzadziej się pojawiają?
A który miał nie być Blackiem? Tak z ciekawości pytam.

 
10 listopada 2015 07:58 , Blogger Niah pisze...

(Jezu, chciałam odpowiedzieć na komentarz i kliknęłam usuń. Serce mi mocniej zabiło @.@)
Twój pomysł jest naprawdę fajny i trochę żałuję, że sama na niego nie wpadłam, ale do Polluksa, tego bezruchowego, mi to całkowicie nie pasuje. No wiesz, ciężkie czasy nastały, wszystko się może zdarzyć, a taki ród jak Blackowie, bez patriarchy, to bardzo kuszący kąsek.
To wygląda mniej więcej tak, że mam opisane naprawdę fajne scenki już z końca wakacji i zimy, ale gdybym je opublikowała, to byłoby takie „WTF! To oni są razem? A tamten nie żyje? Co tutaj się stało ;_;?” dlatego muszę trochę powyjaśniać, by to miało sens. I to mi najgorzej idzie.
Regulus ;P
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna