8 sie 2014

[BEZRUCH] Pan i skrzat

R e m a k e 

Blackowie uwielbiali organizować przyjęcia, na które zapraszali tylko najlepszą śmietankę czystokrwistej, czarodziejskiej społeczności, ludzi oczytanych i mądrych, którzy poruszali tematy polityki, kultury, edukacji oraz wszelkich podróży.
Stworek, jeszcze jako młody skrzat, który nie do końca rozumiał zasady panujące w domu, lubił przystanąć czasem dłużej przy szanownych damach i jaśnie panach, by posłuchać tego, o czym rozmawiają. Gubił się w trudnych słowach, których używali, w ich niezrozumiałych konfabulacjach na temat mniejszości mugolaków nad czarodziejami, w ich niezrozumiałej etykiecie i podchodach, ale słuchał uważnie i zapamiętywał każde słowo.
— Czemu to nadal tutaj stoi? Podsłuchuje nas?
— Nie bądź niemądra, moja droga. Boisz się, że skrzat doniesie Walburdze o tym, co o niej mówisz? Przecież one nie mają wspomnień.
Czy to była prawda, Stworek nie wiedział, ale czy tacy wielcy, oczytani czarodzieje mogli się mylić? Ale jak inaczej mógł nazwać te wszystkie obrazy, które czasami widywał nawet mimo zamkniętych oczu? Czym były, jeżeli nie wspomnieniami?
Szczególnie to jedno, dokładnie ukryte, zepchnięte w odmęty podświadomości. To, do którego Stworek nie chciał wracać, a które pojawiało się przed jego oczami, zawsze gdy widział starszego z Paniczów.
Jego ręce zawsze wtedy drżały, małe serduszko przyśpieszało, tłocząc krew z taką szybkością, że Stworkowi szumiało w uszach, a przez ciało przechodziły niekontrolowane dreszcze. Gdy Stworek mógł, wymierzał sobie karę, ale gdy to był salon pełen gości, gdzie musiał zachowywać się nienagannie i dumnie reprezentować ród Blacków... wtedy po prostu stał i czekał na gniew pierwszego lepszego gościa, by pójść i przypalić sobie ucho na kuchni lub przytrzasnąć palce szafką.
Tamtego dnia pan Black był zły, tak straszliwie zły...

7 lipca 1963r.

Regulus miał grypę. Kaszlał, smarkał, płakał, wymiotował, znowu płakał, smarkał, kaszlał i tak w kółko, i w kółko. Syriuszowi nie wolno było wchodzić do jego pokoju ani nawet się do niego zbliżać. Matka cały czas zajęta była Regiem, tak jak i ojciec, gdy wracał z pracy, więc Syriusz wchodził na coraz to wyższe szczyty nudy.
Liczył kasetony w salonie, rozmawiał z obrazami, biegał z góry na dół po schodach, oglądał ilustracje w książkach, rysował, latał na swojej dziecięcej miotełce i oglądał mugoli za oknem. Wielokrotnie pytał matki, kiedy będzie mógł w końcu pobawić się z Regulusem, ale ona zbywała go tekstami w stylu „niedługo”, „za jakiś czas”, „wkrótce” i „pytasz o to już trzeci raz!”.
Tak czy inaczej, choroba Rega się uciążliwie przedłużała. Zazwyczaj na większość wirusów pomagała księżycówka wuja Alpharda, ale Regulus był za mały, by nalać mu kieliszek tego wyjątkowego specyfiku i czekać na rezultaty, więc pan Black postanowił przyprowadzić magomedyków. Pani Black została z synem na górze, zmieniając mu okłady, a Syriuszowi kazano siedzieć w pokoju i godnie się zachowywać.
Czy leżenie na łóżku z nogami opartymi o ścianę było godne? To była już kwestia sporna nad którą Syriusz nie zamierzał się rozwodzić ani tym bardziej nią zamartwiać. Dzisiaj wspiął się na Mount Nudonest i zaczynał odczuwać frustracje związaną z brakiem konkretnego zajęcia.
I wtedy pojawiło się to.
Jakie to było paskudne! Ogromne oczy, prawie wypadające z poszarzałych oczodołów, rejestrujące każdy ruch, sprawiały że Syriusz czuł jak włosy na karku stają mu dęba. Coś pocierało długie, żylaste łapy w odcieniu starego papieru o siebie i kilka razy załopotało nietoperzymi uszami, z których wyłaziły kępki białych włosów. Przy każdym ich ruchu słychać było nieprzyjemne chrupnięcie. Do tego można było policzyć żebra tego czegoś z łatwością. Może i Syriusz by to zrobił, gdyby nie przerażał go widok obwisłej, pomarszczonej skóry.
Syriusz był za młody, by zrozumieć, dlaczego rodzice trzymali taką obrzydliwą kreaturę w domu. Stworek napawał go strachem i wstrętem za każdym razem, gdy Syriusz na niego spoglądał.
— Życzy sobie panicz czegoś? — zaskrzeczał skrzat swoim cieniutkim, nieprzyjemnym głosem, przyprawiając młodego Blacka o dreszcze.
Stworek postąpił krok w stronę chłopca, patrząc na niego z wyczekiwaniem, jednocześnie zaniepokojony spokojem panicza. Starszy syn pani był w końcu tym bardziej ruchliwym i energicznym dzieckiem, które zawsze pakowało się w kłopoty. A co, jeżeli panicz Syriusz zaraził się w jakiś sposób od panicza Regulusa? Może Stworek powinien poinformować o tym panią?
— Paniczu?
Kilka rzeczy wydarzyło się błyskawicznie – Syriusz zarzucił narzutę wprost na zaskoczonego Skrzata, zeskoczył z łóżka, popychając go i wybiegł z pokoju, uciekając przed Stworkiem.
Syriusz o mało nie wywrócił się na małym dywaniku na korytarzu, ale udało mu się odzyskać równowagę w ostatnim momencie i szybko zbiec po schodach na półpiętro. Miał już uciekać dalej, najlepiej do drzwi wyjściowych, ale u podnóża schodów, nie wiadomo skąd i jak, przy dźwięku cichego pyknięcia pojawiło cię to coś, skrzecząc po nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Syriusz, w akcie desperacji, rzucił się ku staremu regałowi i wdrapał się z trudem na górę, byleby dalej od tej kreatury.
Natomiast Stworek, widząc zamiary panicza, wpadł w panikę. Podbiegł szybciutko na krótkich nóżkach do regału i wyciągnął ręce w stronę chłopca.
— Paniczu, proszę zejść. To niebezpieczne!
— Idź sobie! — Regał niebezpiecznie chwiał się pod jego nogami, ale Syriusz nie zamierzał sprzedać swojej skóry tanio, a na pewno nie czemuś takiemu jak Stworek. Przylgnął całym ciałem do zielonej tapety, zapierając się nogami o regał.
I to był właśnie błąd.
Grimmauld Place było pełne rzeczy starych i takich, które już dawno powinny się rozpaść, ale coś nadal trzymało je w jednym kawałku. Taką rzeczą był właśnie stary regał stojący na półpiętrze, który był tam, by majestatycznie się kurzyć i wyglądać. Walburga wiedziała, że każda próba postawienia na nim czegoś cięższego niż wazon kwiatów, skończyłaby się katastrofą, dlatego dla świętego spokoju i satysfakcji przodków regał stał i nie pełnił żadnej większej roli.
Walburdze mało serce z piersi nie wyskoczyło, gdy usłyszała pełen przerażenia krzyk Syriusza, a zaraz po nim huk i dźwięk pękającego drewna. Aż Regulus przebudził się z gorączkowego letargu i rozejrzał po pokoju.
Pełna obaw wybiegła z pokoju młodszego syna i wychyliła się przez barierkę, omiatając wzrokiem całe schody.
Gdy ogromny tuman kurzu w końcu opadł, z największej sterty desek wygrzebał się kaszlący Syriusz.
— Syriuszu, co to ma... Merlinie.
Dopiero gdy podeszła bliżej zauważyła nogę swojego dziecka skąpaną całą we krwi. Walburga była w takim szoku, że nie zwróciła najmniejszej uwagi na Stworka, który podniósł się spod kilku desek i otrzepał skostniałe ramiona.
Syriusz, gdy tylko zauważył skrzata, spojrzał z przerażeniem na matkę, szukając u niej jakiejkolwiek pomocy. Nie chciał, by ten potwór znów do niego podchodził, by do niego mówił, by w ogóle na niego patrzył!
Na dole było słychać kroki kilku osób, ale do samych schodów doszedł tylko Orion. Omiótł uważnym spojrzeniem całe pobojowisko i w kilku susach znalazł się przy Syriuszu. Zmarszczył brwi, na widok zakrwawionej nogi i przyjrzał się uważnie twarzy syna. Nie była wykrzywiona bólem, był raczej wystraszony. Dobrze. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, co się stało.
— Syriuszu. Synu, spójrz na mnie. — Uniósł jego brodę i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. — Co się dokładnie stało?
— Ja... ja nie chciałem, by to... to coś było w moim pokoju, ale ono, ono mnie nie słuchało. I w-wtedy zacząłem uciekać, a to mnie goniło, i wszedłem na regał, i on się przewrócił i-i zabierz go stąd, tato... Podświadomie schował się za ramieniem ojca, nie chcąc nawiązywać kontaktu wzrokowego ze stworzeniem.
— Zabierz go do magomedyków, Wally. Czekają w salonie — polecił żonie wypranym z emocji głosem Orion.
Kobieta wzięła na ręce drżącego syna, rzuciła krótkie spojrzenie mężowi i szybko zbiegła po schodach, idąc z Syriuszem do salonu.
Orion powolnym ruchem wyciągnął różdżkę z rękawa, patrząc na Stworka chłodnym spojrzeniem. Skrzat skulił się w sobie, aż mu uszy opadły.
— Nigdy... — zaczął powoli pan Black, podchodząc. — Ale to nigdy nie podejdziesz do żadnego z moich synów.
— P-panie...
— A teraz Stworku... — Orion wycelował końcem różdżki w skrzata. — Zabraniam ci krzyczeć. — Nim Stworek zdążył się zastanowić, czego mógł dotyczyć ten dziwny rozkaz, pan Black powiedział tylko jedno słowo: — Crucio.
Stworek był pewien, że tylko cud sprawił, że obudził się w swojej norce pod bojlerem, a jego głowa nie trafiła do kolekcji innych skrzacich głów. Zresztą, Stworek nie był tego godny, bo trafiały tam tylko naprawdę zasłużone skrzaty, a on właśnie sprawił, że panicz Syriusz został ranny.
Jaki Stworek był głupi! Niedobry! Zły skrzat! Niestety, w tym momencie był tak obolały, że nie miał nawet siły wymierzyć sobie kary.
Nigdy nie podejdziesz do żadnego z moich synów.
Stworek już wiedział, że resztę swojego życia spędzi tylko i wyłącznie w kuchni. Nie był godzien zajmować się dłużej paniczami.
Bardzo możliwe, że Syriusz podświadomie wyczuł pozostałości złej energii, która została w ojcu po użyciu niewybaczalnego na skrzacie, bo nie chciał się do niego zbliżyć. Dopiero po wielu tłumaczeniach, że Stworek (więc tak nazywało się to coś...) zrobił coś złego i musiał zostać ukarany, dał się przekonać na tyle, że Orion mógł go wziąć na ręce.
Noga Syriusza była ściśle zabandażowana, a magomedycy powiedzieli, że kość była złamana, na szczęście bez przemieszczenia, ale chłopiec może odczuwać ból przez zmianach pogody. Na razie nic mu już nie było i powoli usypiał, zmęczony całym dniem.
Regulus, który po kilku eliksirach poczuł się jak nowo narodzony, tylko chodził wokół ojca i pytał co chwilę, czy Syriemu na pewni nic nie jest?

Etykiety: , , , , ,

Komentarze (8):

14 sierpnia 2014 18:36 , Blogger A. pisze...

Przepraszam! W wakacje normalnie nienormalnie nie ogarniam i zupełnie nie wiem, skąd ludziska biorą czas...
Jeżeli chodzi o bezruch (pozwolisz, że skomentują dwa rozdziały w kupie :D), rozdziały bardzo przypadły mi do gustu. Zapewne wynika to głównie z tego, że wolę, gdy piszesz o braciach Black razem niż osobno (znaczy wiesz, w tych regulusowych widać, że jednak Reg bardziej ci pasuje, a ja nigdy go nie preferowałam).
Jednak najbardziej podobało mi się ujęcie relacji Orion-Walburga. Naprawdę świetna robota. Ona niska, ale władcza, kobieta świadoma własnej wartości, a także własnej kobiecości, łamaczka męskich serc (czy może raczej Wally - świetny skrót - zwyczajnie chciała nacieszyć sie życiem nim zostanie czyjąś żoną i matką; zresztą wcale się jej nie dziwię). No, a Walburga porzucona, zazdrosna i taka odstawiona to również piękny obrazek - znaczy, nie to, że jej nie lubię i cieszę się z jej krzywdy, zwyczajnie bardzo fajnie to opisałaś. Urocze było też to, że wspomniałaś, że jedna z żon dowiedziała się o romansie męża i Walburga mogła mieć z tego powodu nie lada kłopoty. No i wszędzie widać było, że ten światek czarodziejów czystej krwi jest w sumie mały, niechętny zmianom i zdecydowanie nieprzystępny.
Oriona jest w zasadzie mało - ot, pojawia się jako ojciec czy mąż, ale nigdy nie jako postać. No, chyba raz tylko dostał swoje pięć minut (które poświęcił na zdradzanie żony z wilą, łobuziak jeden). Ale w tych ostatnich rozdziałach całkiem go sporo. Kreślisz ciekawy obraz Blacka z jednej strony pokazując jaki jest dobry, miły, ciepły, wreszcie porzucony przy Walburdze czy dzieciakach a z drugiej to facet, który ma swoje tajemnice, ciągle zamyka się w gabinecie, pisze jakieś listy, ma kłopoty w pracy (czy w ogóle ze znalezieniem pracy), a w razie zagrożenia jego rodziny jest w stanie posunąć sie do rzucenia zaklęcia niewybaczalnego. Jego małżeństwo z Minerwą było dla mnie zaskoczeniem. Znaczy bo wiesz ona miała jakiegoś mugola, a ty chyba zamiast tego dałaś jej Oriona, w dodatku za męża. Nie to, żeby nie pasowało mi przedstawienie tego, tylko... no nie wiem, mogłaś wziąć każdą kobietę, której krew niekoniecznie byłaby czysta, a ty zdecydowałaś sie akurat na nią. Kurczę, uwiera mnie to, takie to wciskanie trochę na siłę. W dodatku nie wiem, czy Orionowi nawet wolno było zapisać jej połowę majątku (znaczy on się najwyraźniej rozwiódł po śmierci rodziców - właśnie, ciekawe co to też był za nieszczęśliwy wypadek, podejrzane to, szczególnie, gdy popatrzeć jak u ciebie kończy Orion), bo czy nie ustalono kogoś, kto miałby kontrolę nad takimi działaniami ze strony cokolwiek lekkomyślnego dziedzica? W dodatku cos takiego wymaga chyba zgody obdarowywanej, a jakoś nie chce mi się wierzyć, by Minerwa przyjęła taki dar. Za to kwestia wuja Oriona, Regulusa, i tego jaki był Arkturus znów są cholernie intrygujące. Tak w sumie nie wiem, czemu Syriusz został Syriuszem, a nie jakimś Fineasem, Arkturusem, czy coś... Bo co z tego, że ognisty? Jakoś średnio się to ma do tekstu, nie wiem, nie ogarnęłam.

 
14 sierpnia 2014 18:37 , Blogger A. pisze...

Strasznie się uśmiałam na reakcję małego Syriusza na brata. Taki niepocieszony, że zamiast kolegi ma płaczącego berbecia, który pewno według niego nawet czarodzieja nie przypomina :P A później wzmianka, że kurczę, no jednak nie taki zły ten Reg jak już podrósł ;) No i ta rozmowa braci jest świetnym łącznikiem późniejszych czasów z tą pierwszą częścią rozdziału - widać, że choć są już dużo starsi, to jednak wciąż trzymają sie razem i trochę z tamtych dzieciaków zostało. To naprawdę urocze i aż szkoda, że nie mogło tak być zawsze... że skończyło się tak jak sie skończyło.
A, jeżeli chodzi o remake, szczerze mówiąc jakoś nie bardzo pamiętam ten rozdział, więc dla mnie jak najbardziej przyjemny i KRÓTKI! No bo hej po tamtych przyjemnie długich rozdziałach, tu nagle nie zdążyłam się rozkręcić, a już koniec? Eeej, tak się nie robi. No, w każdym bądź razie - rozdział z perspektywy Stworka również zdecydowanie należy zaliczyć do tych udanych. Podoba mi się to jak czarodzieje traktują skrzaty - ta ich buta, olewanie, przekonanie, że one są tylko po to, by służyć, że nie mają własnego zdania, nawet rozumu jest tak bardzo w ich stylu czystokrwistych, że aż przykro. Jako kontra dla nich Syriusz, który z kolei nie wie z czym ma do czynienia, a wie, że to coś go goni. Nie przeczę, uśmiechnęłam się przy tym nie raz, ale finał całego zdarzenia do tych przyjemnych zdecydowanie nie należał. Strasznie przykro, że Stworek poniósł karę w sumie za to, że Blackowie nie raczyli wcześniej uświadomić syna kto znajduje się pod ich dachem i jakoś mu wytłumaczyć. I jeszcze Stworek, który obwinia się o to, że Syriusz złamał nogę... no kurcze, było dzieciaka nie zostawiać samego i nie stawiać dennych mebli do niczego. Ugh, co za irytujące zjawisko. A na dokładkę Orion, który torturował Stworka. Nie, żebym nie rozumiała, że się zdenerwował, że dzieciaka mu skrzywdzili, ale przecież to wszystko jego wina. Ech, no nic nie poradzę, że akurat w tym wypadku nie mam zamiaru stawać po stronie czarodziejów.
Pozdrawiam.

 
15 sierpnia 2014 13:56 , Blogger Niah pisze...

Z tym Regulusem to jest tak, że on ma zwyczajnie więcej kłopotów niż Syriusz, źle wybrał i musi się borykać z problemami, które mu się skrupulatnie piętrzą, dlatego lepiej mi się nim pisze, bo pisze mi się o nim ciekawie. Syriusz bez Regulusa już nie jest taki fajny, jest bardziej oziębły i chamski. To jego młodszy brat sprawia, że zdejmuje maskę mrocznego sukinsyna i pozera.
Tak, Wally ma w sobie moc i zna swoją wartość. Wie też czego użyć i co wyeksponować, by dostać to, czego chce. No i przede wszystkim konsekwentnie dąży do tego, co sobie postanowi.
Jonah Selwyn to jej największa porażka życiowa, która ją przygniata i której nie może się pozbyć, bo przecież to zamknięty światek, wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. Całkiem jak na wsi :D
Kto by się z nią ożenił, gdyby dowiedzieli się, że zarywa do żonatego mężczyzny, że w ogóle nie jest zbyt wierna. Skreślona z salonów towarzyskich do końca życia!
Orionem... się ciężko pisze. Niby mam jakiś obraz tego mężczyzny w głowie, ale nigdy nie udaje mi się przekazać jego myśli w taki sposób, by było dobrze. Próbuję, ale gdy nie podoba mi się efekt końcowy to rezygnuję z tego.
Tak, Orion i praca... ogólnie, Black i praca. Szczególnie gdy trzeba pracować pod kimś. Wszyscy cię uważają za kogoś, kto pracuje dla własnej fanaberii, bo przecież ma góry złota w Gringocie i właściwie tak właśnie jest, ale gdzież by on się przyznał do tego!
W końcu jest ojcem rodziny, musi dbać o żonę i dzieci. Jakby nie patrzeć, jest odpowiedzialny, a przynajmniej się stara.
Nic mi nie wiadomo o mężu Minerwy, mugolu czy nie, nigdy nawet takiej informacji nie słyszałam, więc nie wiem jak to było. A Minerwę wzięłam, bo naczytałam się tyle ficków, gdzie określano ją mianem żelaznej dziewicy... że musiałam pokazać, że do dziewictwa jej daleko. No i w sumie nie robię nie wiadomo ile nowych postaci, czy nie wyciągam jakiś totalnych randomów z tłumu tylko pokazuję, że świat czarodziejski jest w sumie mały.
Wuj Regulus i Arcturus... gdybym miała określić moment w którym coś zaskoczyło nie tak i dlatego umieściłam Syriusza w Slytherinie, to byliby to właśnie oni, ale że nie spoileruje się własnego opowiadanie, to nie powiem Ci o jaka sytuację z ich udziałem chodzi.
Ogień kojarzy się z mocą, przynajmniej mi, a Walburga chciała, by jej syn miał siłę, by później przewodzić rodzinie. A że jest to przy okazji imię gwiazdy, to i tradycja zachowana. To bardziej na skojarzenia, było pisane.
Pozdrawiam, Niah.

 
15 sierpnia 2014 14:18 , Blogger Niah pisze...

Tak, Syriusz i Regulus w duecie to słodka para, bo oni w sumie są takimi braćmi, gdzie jeden dba o drugiego i broń Merlinie, by ktoś chciał podnieść na braciszka rękę!
Syriusz musiał przekonać się na własne oczy, że dzieci to jednak wyrastają na normalnych ludzi z małych Kum-kumów, a kto mógł być lepszym przykładem niż jego własny brat?
Chyba wstawię specjalnie oryginalną wersję z Pochmurnych dni, by pokazać level up i różnice, jakie zaszły. Też jestem zdziwiona, że taki krótki wyszedł, ale tak naprawdę to była jedna scenka, zazwyczaj piszę rozdziały w których jest trochę więcej wątków. Poza tym, ten został wstawiony oddzielnie, bo planuję inny, który odnosi się do tych wydarzeń, ale gdybym wstawiła te dwie sytuacje w jednym poście, to źle by to wyglądało, takie dwie historie ni przypiął ni przyłatał.
Czarodzieje traktują wszystkich protekcjonalnie - mugoli, skrzaty, osoby półkrwi czy małe dzieci. To mnie zawsze w nich bawiło, że nie widzą niczego poza czubkiem własnych nosów.
Wiesz, to dla Blacków było oczywiste, że są skrzaty i chyba w sumie ZBYT oczywiste i nikt nie kłopotał się tym, by mówić o tym dzieciom. Poza tym nawet oni są tylko ludźmi, nie są idealni i popełniają błędy, ale są zbyt wielkimi egoistami, by przyznać się do błędu. Myślę, że nawet ludzko wyszli w tej sytuacji - reagując impulsywnie by bronić własnych dzieci i nie widząc błędu w swoim postępowaniu. A trzeba pamiętać o tym, że ludzie nie są idealni, a wręcz są dalecy od ideału.
Pozdrawiam, Niah.

 
22 sierpnia 2014 09:59 , Blogger A. pisze...

W kwestii Minerwy powiem, że męża miała (chociaż mi tutaj chodziło o jej chłopaka mugola, ale bez wiekszej róznicy, boi tak nic z tego nie wyszło), ale to jakoś później, chyba po wojnie i nie wiem, czy ona czasem nie pracowała wtedy w MM (nie pytaj, czemu rzuciła pracę w Hogwarcie, ja tego nie ogarniam).

 
22 sierpnia 2014 10:01 , Blogger A. pisze...

Co do ostatniego akapitu: nie zarzucam ci niczego, zwyczajnie wyrażam swoje odczucia, serio. No i błędy w postępowaniu Blacków, ale błędy ludzkie, nie w kreacji postaci.

 
9 lutego 2015 18:05 , Blogger Unknown pisze...

Mimo tego, że tekst definitywnie ukazuje tę ciemną stronę mocy, bardzo mi się podoba. Używanie zaklęć Niewybaczalnych sprowadzasz do nieprzyjemnego czynu, karcenia sługi, a nie jakiegoś nieosiągalnego i niewyobrażalnego ekstremum, co moim zdaniem świetnie ukazuje tę stronę magii z perspektywy państwa Blacków. Po prostu czytając tekst, czułam, że jeżeli coś takiego miałoby się zdarzyć w dzieciństwie Syriusza i Rega, to przebiegłoby to dokładnie tak, jak to opisałaś.
Ukontentowanam w dwustu procentach.
I niech żyją proste formy, minimalizm i teksty względnie krótkie!
Czytam dalej. :)

 
9 lutego 2015 18:41 , Blogger Niah pisze...

Za dużo fluffu i słodkości było opisanej w dzieciństwie Blacków, więc musiałam wprowadzić trochę goryczy i strachu do ich świata, bo jeszcze okaże się, że wszystko było wiecznie różowe i słodziutkie. A przecież tak nie było, to czytokrwista rodzina, a one a ogół zawsze miały w sobie coś mrocznego.
Łał, jest tutaj zwolenniczka krótkich tekstów! Zawsze mi marudzą, że za krótko, za krótko, więc piszę dłużej. Ten tekst pisałam na podstawie jego pierwowzoru (który jest fatalny, naprawdę. Jak ja mogłam to kiedyś wstawić do internetów?), więc wyszedł taki a nie inny.
Pozdrawiam, Niah.

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna