5 lip 2018

[BEZRUCH] 05.

SYRIUSZ


12.

Teraz, 1981, Walia, Cardiff

Ciężko było mu ukryć, że był pod wrażeniem. Hotel miał trzy piętra – z czego ostatnie o połowę niższe niż poprzednie dwa – wykonano go z nowiutkiej, czerwonej cegły (a przynajmniej tak wyglądał) świecącej na rudo w słońcu, a dach pokryto brunatnym gontem. Do granatowych drzwi prowadziły schodki, ponieważ cały budynek postawiono na grubym cokole, więc Syriusz podejrzewał, prawdopodobnie słusznie, że chłód nie ciągnął od posadzki po nogach.
Zanim jednak weszli, Regulus zdjął kilka osłon. Syriusz znał się na zaklęciach ochronnych tak, jak na zielarstwie, czyli wcale, więc nawet nie próbował strzelać, czy zabezpieczenia w siedzibie były dobre, czy nie. Wyglądały przyzwoicie. Nie jak na Grimmauld Place, bo tutaj prawdopodobnie nie trzymali na wolności takich paranoików jak jego ojciec, ale dawały radę. Weszli po schodach, a gdy Regulus otworzył drzwi, Syriusza zalał gwar rozmów i typowego hałasu dla miejsca, gdzie mieszkało wiele osób.
Hol nie grzeszył ani długością, ani szerokością. Właściwie był dość mały i niepozorny, a stojące w nim dwa wieszaki zarzucono kurtkami i płaszczami. Naprzeciwko wejścia znajdowały się ogromne schody, obok nich mały i ciemny korytarz prowadzący do piwnicy, na prawo otwarte drzwi do salonu, a na lewo, również otwarte, drzwi do kuchni. W obu tych pomieszczeniach kręcili się ludzie.
– Skorzystajmy z zamieszania – zaproponował Regulus i bez pytania chwycił Syriusza za rękę, prowadząc na górę.
Pierwsze piętro w sumie mignęło mu jedynie przelotnie, ale nie było co oglądać, prawdę powiedziawszy, ponieważ, tak jak drugie, składało się z długiego korytarza i ciągu drzwi.
Regulus poprowadził go do jednego z pokojów po lewej i zamknął za nimi drzwi. Odetchnął głęboko, jakby czuł niewyobrażalną ulgę.
– Zostań tutaj, skorzystaj z łazienki, przebierz się w jakieś moje-twoje ubrania, weź książkę i w ogóle poczekaj, aż wrócę. Nie wychodź na korytarz, dobrze? – zaznaczył.
– Bo mnie porwą i zamknął w piwnicy?
– Dokładnie.
Nie brzmiało to już tak śmiesznie, gdy Regulus potwierdził jego słowa z poważną miną i zniknął z pokoju, zostawiając Syriusza samego ze sobą.
Rozejrzał się po pokoju z mieszanymi uczuciami. Łóżko wyglądało na wygodne, szafa na starą jak on sam, a lustro na zabytkowe. Poza tym Regulus poustawiał w stosy książki pod ścianą z braku miejsca na nie i Syriusz musiał przyznać, że bratu udało się zebrać ciekawą kolekcję. Podszedł bliżej, przejrzeć tytuły. Z zaskoczeniem stwierdził, że z tych nazwisk, które znał, większość była mugolska. Tolkien, Lewis, Caroll czy Dickens (chociaż był prawie pewien, że ten ostatni pisał opowiadania dla dzieci. Albo coś podobnego).
Wśród książek znalazł się nawet „Hobbit”, którego sam Regowi kupił. Uśmiechnął się lekko i wyjął go ze stosu, obracając w rękach. Widać, że brat o niego dbał, ponieważ oprócz delikatnie zagiętych rogów nie wyglądał na używany. Otworzył książkę, przyglądając się dedykacji, którą sam napisał, zdawałoby się, w innym życiu.
Reggiemu,
by zobaczył, że człowiek potrafi znaleźć magię nawet w miejscach teoretycznie jej pozbawionych.
Siri
Och, żenujący był ten podpis. Dobrze, że jedynie w listach do brata go używał i reszta świata nie miała o nim pojęcia.
Odłożył książkę na stos i stwierdził, że kąpiel z prawdziwego zdarzenia jest tym, czego mu teraz potrzeba. Przypomniał sobie też o zmniejszonych ubraniach, które czekały gdzieś na dnie jego kieszeni. Dobre dziesięć minut zastanawiał się, jak zabrać się do ich powiększenia. Że też przy magii bezróżdżkowej największy problem miał przy transmutacji, którą studiował. Jakby wszechświat chciał sobie z niego zakpić! Rozwiesił rzeczy na rurce od zasłonki, by trochę przeschły. Mama chyba kiedyś powiedziała, że ubrania są w stanie zgnić, więc by nigdy nie wrzucał nic mokrego do kosza na pranie. Syriusza nie ciągnęło do tego, by przetestować prawdziwość jej słów na swoim ulubionym płaszczu.
Wszedł do wanny i odetchnął, gdy ciepło zaczęło ogarniać jego ciało. Wlał do wody wszystko, co tworzyło pianę i ładnie pachniało, więc łazienka wypełniła się zapachem migdałów i miodu, a piana wręcz wylewała na podłogę.
Znalazł Regulusa. Siedział w wannie w pokoju Regulusa. W pokoju wypełnionym mugolską literaturą i szafą pełną zwykłych, codziennych ubrań, koszulek, jeansów i bluz. Niby znalazł Regulusa, ale było to tak, jakby to nie był już jego Regulus, nie jego mały, wredny, wychowany przez ich matkę na arystokratę brat, tylko ktoś obcy, kto potrafił walczyć, tarzać się w błocie i przyznawać do błędu.
Czuł swojego rodzaju smutek i przygnębienie, ponieważ to było trochę tak, jakby jego brat umarł gdzieś po drodze, zanim się ponownie spotkali.


13.

Wcześniej, 1980, Francja, Paryż

Dupa, w której się znalazł, zdawała się nie mieć końca. A wszystko zapowiadało się tak pięknie, przetrwał cały rok, ha!, nawet półtorej na studiach, miał dobre wyniki, zaplanowany temat na pracę naukową na następny rok i jakiś kretyn pogrzebał wszystkie jego marzenia.
W zeszłym tygodniu ogłoszono, że jednym z zaliczeń będzie test animagiczny, do którego musiał podejść każdy student na roku, by uzyskać zaliczenie, a ci, którzy osiągną pełną formę, będą mogli się jednocześnie wpisać do rejestru. Zostały na to cztery miesiące, większość bardziej rozgarniętych studentów powinno sobie poradzić z zadaniem.
Syriusz był przeszczęśliwy na wieść o tym, że dostanie zaliczenie od ręki, ale jakiś dureń niecały tydzień później musiał po pijaku spróbować się przemienić i nie dość, że utknął w połowie, to jeszcze jego formą docelową była jakaś ryba i mało się nie udusił, gdy płuca zamieniły się w skrzela. Władze uczelni zarządziły więc, że od tej pory większe zgromadzenia nie dość, że są zabronione, to jeszcze mieli ćwiczyć regularnie w sali pod okiem nauczycieli.
Jak on miał niby wytłumaczyć, że od piątej klasy jest animagiem? I co, że zapomniał się zgłosić do rejestru, bo nie wiedział? Wałkowali na pierwszym roku prawo i oprócz krótkiego wpisu o etyce podszywania się pod pupili, nie różniło się ono wcale od angielskiego. Zgłosiliby go do Wizengamotu i w najlepszym przypadku dostałby upomnienie, wraz z odręczną notatką w rejestrze o kłamcach i krętaczach.
Usiadł zrezygnowany na łóżku i przeczesał włosy palcami. No nie, nie uda mu się udawać, że stara się przemienić. Pamiętał, jak to wyglądało, gdy Rogacz i Glizdek uczyli się animagii – nie dało się naśladować takich wyników, deformacji twarzy, zmian w tęczówce, zwierzęcych kłów zamiast zębów.
Pozostało mu się przyznać albo nie dostać zaliczenia z zajęć, a co za tym szło, nie zostać dopuszczonym do egzaminu.
Jak to się wszystko stało?
– C'est ouvert – mruknął tylko, gdy ktoś zapukał do drzwi. Nie miał ochoty podnosić nawet głowy, by spojrzeć, kto to.
– Czy ty tutaj w ogóle sprzątasz?
Aż poderwał głowę, słysząc głos własnej matki. I nie zdawało mu się, bo ona naprawdę stała w drzwiach, całkowicie zdegustowana nieporządkiem w pokoju syna. Jej wzrok dłużej zatrzymał się na drzwiach od łazienki, a niechęć wypisana na twarzy osiągnęła swe apogeum. Syriusz również spojrzał w tamtym kierunku, zauważając damskie figi przewieszone przez klamkę.
Tego nijak nie dało się wyjaśnić, więc bez słowa wstał, zdjął je i wrzucił do kosza na pranie. Właściwie to pozbierał wszystko, co nie nadawało się już do chodzenia, i włożył do kosza.
– Co tutaj robisz? – zapytał, autentycznie ciekawy. – Kończę już drugi rok i to jest pierwszy raz, gdy mnie odwiedzasz.
– Wierz mi, najchętniej nie odwiedziłabym cię tutaj w ogóle – przyznała i usiadła na krześle. Jednym ruchem różdżki posłała łóżko, jakby samo patrzenie na nie było bolesne. – Naprawdę, synu, żadna kobieta cię nie zechce, jeżeli będziesz taką fleją.
– Powinnaś pójść do jakiegoś żeńskiego pokoju. Od razu zmieniłabyś zdanie. – Skoro już doprowadziła jego pościel do ładu i składu, nie czuł żadnych oporów, by je zmiąć pod własnym ciężarem. – Więc, o co chodzi?
Matka nie miała makijażu, a to już świadczyło o tym, że coś poszło nie tak. Nie żeby się jakoś mocno malowała zazwyczaj, to już nie te lata, ale szminkę i tusz nosiła nawet w domu. Dzisiaj wyglądała, jakby wybrała się do niego spontanicznie, bo nawet sukienkę miała na sobie prostą, bez ozdób, w jakich zazwyczaj chodziła, gdy nie miała planów opuszczać domowego zacisza.
– O Regulusa.
Westchnął.
– Mamo, jeżeli chcesz mnie zapytać, czemu Reg jeszcze nie znalazł sobie pracy i co w ogóle zamierza zrobić ze swoim życiem, to ja też nie wiem.
– Nie. Chodzi o jego towarzystwo. Ja…
Nie dokończyła i ukryła twarz w dłoniach, jakby była całkowicie zrezygnowana. Syriusz aż zamrugał, widząc swoja matkę, prawdopodobnie pierwszy raz w życiu, tak załamaną, że nie umiała utrzymać nerwów na wodzy. Nigdy się przed nim nie otwierała, zawsze pozostawała silna, nawet po śmierci ojca, a teraz…
To było niesamowicie niezręczne.
Podszedł do niej powoli i położył rękę na plecach, nie mając pojęcia, jak ją pocieszyć.
– Nie mam pojęcia, co robić. Chłopcy zawsze w pewnym wieku decydują się na ograniczenie kontaktów z matkami, wyjeżdżają, jak ty, znajdują sobie kobiety, żenią się. Myślałam że Regulus potrzebuje trochę pobyć samemu, wiesz, wyszaleć się, więc mu pozwalałam, ale on nie wrócił od świąt do domu i cała sytuacja, która teraz jest w Anglii… – tłumaczyła, ściskając palcami nasadę nosa.
– Jaka sytuacja w Anglii?
Milczała chwilę, zbierając słowa.
– Nasiliły się prześladowania szlam…
– Mugolaków – poprawił ją automatycznie.
– ...i pojawiły się dwa fronty: ci którzy są za czystością krwi, i ci, którzy są za magią dla wszystkich, czy jak oni to nazywają. I Bella mówiła, że Regulus sobie radzi, że wszystko jest w porządku, więc nic nie mówiłam, bo ty byłeś tutaj i to twoje podejście do szlam, a on…
Syriusz poczuł, jak zalewa go fala gorącej złości.
– Czy ty chcesz mi powiedzieć, że Regulus dołączył do jakichś lunatyków latających za mugolakami z różdżkami?! – zabrało to ostrzej, niż na początku przewidywał. – I ty mu na to pozwoliłaś?!
Spojrzała na niego ostro.
– Chciałam mieć przynajmniej jednego syna, który wie, jak ważna jest czystość krwi, a nie dwóch niezdecydowanych marzycieli bujających w obłokach i niezorientowanych w polityce!
– A teraz masz jednego syna mniej! – zarzucił jej. Podniósł się gwałtownie, chodząc po pokoju. – Nie widziałaś go od świąt? Przecież to są prawie cztery miesiące! Nie zainteresowało cię, że coś się mogło stać w tym czasie?
– Zainteresowało, oczywiście, że mnie zainteresowało! – Prychnęła oburzona. – Przecież ci powiedziałam, że rozmawiałam z Bellą.
– Bella też jest obłąkana?! Nie, w sumie ona nigdy nie była normalna. Jednak nie jestem zaskoczony. – Teraz to on ukrył twarz w dłoniach. – Trzeba go znaleźć.
– Wiem, dlatego do ciebie przyszłam. Ty prędzej niż ja będziesz wiedział, gdzie go szukać.
Syriusz ponownie przeszedł się nerwowo po pokoju, szukając rozwiązania w tej sytuacji. Jednak nie znalazł żadnego. Regulusa trzeba było znaleźć i najlepiej siłą wbić mu do głowy, że takich numerów nie wolno odstawiać. Najwyżej Syriusz rzuci studia. Cholera, i tak miał już w tym momencie uwalony egzamin albo Ministerstwo na głowie. A kto wie, czy jego nierejestrowana animagiczna forma mu się nie przyda.
Cholerny Reg.
– Poszukam go – obiecał go. – Ale jeżeli jeszcze raz spróbujesz coś ukryć za moimi plecami, czy dogadywać się z tymi fanatykami czystej krwi – zagroził – to pożałujesz.
Zmroziła go spojrzeniem.
– Nie rozpędzaj się, chłopcze. Jestem twoją matką.
– I zgubiłaś jednego syna. Nie denerwuj mnie, jeżeli nie chcesz stracić kolejnego. – Kto wiedział, czy Regulusowi się przez ten czas coś nie stało. – Kurwa mać!
Wyjątkowo, nie dostał reprymendy za język. Ściągnął kufer z szafy, powiększył go zaklęciem, a później zmusił wszystkie swoje rzeczy za pomocą różdżki, by się w nim ułożyły. Nie patrzył na to, że pakuje buty na przemian z książkami i pościelą. Nie miał na to czas ani chęci.
Cholerny Reg!
– Co ze studiami? – zapytała matka, lekko przytłoczona jego pośpiechem.
– Chuj ze studiami, nie uciekną – warknął i zatrzasnął kufer. – Wychodzimy.
Opuścił pokój w nerwach, lewitując kufer za sobą. Chciał uniknąć wyjścia głównym dziedzińcem, jednak przy przejściu, które skracało drogę przez uniwersytet, stała osoba, z którą nie miał ochoty rozmawiać w takim stanie. Stała do niego tyłem, jeszcze go nie widziała i chciał, by tak zostało.
Nie sprawdził, czy matka idzie za nim. Rzucił swój klucz zaskoczonemu Laffilowi, który siedział na ławce z jakimś mężczyzną, a później deportował się w pierwszej bocznej alejce, jaką znalazł.
Cholerny Reg!


Liczył na to, że Barty mu coś podpowie, że trochę poszydzi, aż wyzna, że Regulus wyjechał na jakiś obóz quidditcha, sadzi pelargonie w górach, czy czym tam on chciał się zajmować, i że nic mu nie jest. Ale Barty wiedział niewiele więcej niż on sam. Jedyną pocieszającą informacją był fakt, że Regulus gdzieś był w lutym i z kimś, by to potwierdzić.
Deportował się do Doliny Godryka i poczuł się trochę tak, jakby znalazł się w innym kraju. Życie tutaj wydawało się… powolne i spokojne, ale pewnie nikt z mieszkańców nie stracił brata z powodu jego własnej głupoty. Stojąc też w swoim eleganckim płaszczu, który kochał bardziej od whisky i kobiet, czuł się nie na miejscu, jakby wystroił się na wypas owiec. Może powinien transmutować swoje ubrania w coś innego?
Na razie tylko wyciągnął papierosa i zapalił, by zebrać myśli w głowie. Dobrze wiedział, gdzie jest dom Potterów, bywał u nich na wakacje, ale nie spieszyło mu się. Właściwie to miał wyrzuty sumienia, że przez kłótnię z Rogaczem stracił też kontakt z jego rodzicami, a Stworkowi kazał spalić wszystkie listy podpisane nazwiskiem Potter bez czytania, przez co dowiedział się o ich śmierci z miesięcznym opóźnieniem. Dobrze, że przynajmniej matka wiedziała i go ostrzegła, bo wpadłby do środka, od progu pozdrawiając panią Potter.
Szukał jakiegoś sklepu, by kupić gumy lub miętówki na odświeżenie oddechu po papierosie, ale gdy jeden znalazł, musiał wyjść z niego Christian Selwyn. Nic do niego nie miał, był rok starszym od niego Ślizgonem, ale akurat dzisiaj nie spieszyło mu się do niezobowiązujących pogawędek z kimś, z kim zamienił kilka słów w Hogwarcie.
Christian jednak nie uśmiechnął się na jego widok, a wyglądał, jakby miał ochotę go zamordować. Syriusz pośpiesznie zrobił w duchu rachunek sumienia, sprawdzając, czy niczego przypadkiem Christianowi nie wywinął przez kilka lat w szkole.
Jak na złość, nic nie przychodziło mu do głowy.
– Gdzie ona jest?! – krzyknął wściekły, podchodząc energicznie do Syriusza, który cofnął się o kilka kroków, zaskoczony tak ostrym przywitaniem.
– Kto?
– Moja siostra!
– Stary, dobrze wiedzieć, że masz siostrę, ale ja jej nawet nie znam!
To nie były najprzyjemniejsze okoliczności, by dowiedzieć się, że Christian nie dość, że mieszkał w Dolinie Godryka, to jeszcze miał siostrę.
– Ja mam dwie siostry – zaznaczył. – A twój brat porwał jedną z nich!
Syriusz zgłupiał.
– Jak to porwał? Jak ona się nazywa? Ta porwana, nie ta druga.
– Jena! Jennifer Selwyn! Wyszła gdzieś z nim i nie wróciła!
Jena. Prawdopodobieństwo, że to była inna Jena, było nikłe. Za to w porwanie Syriusz nie wierzył wcale. Regulus, gdy o niej mówił, wyglądał jakby unosił się z tych wszystkich emocji nad ziemią, ale przecież by jej nie uprowadził z jej własnego domu!
– Christian, chłopie, wyluzuj. Nie wiem, co dokładnie się między nimi stało, ale laski mają to do siebie, że jak znajdą odpowiedniego chłopa, to tracą dla niego głowę. Skąd wiesz, może wcale jej nie porwał, może chciała z nim pójść?
To się Christianowi nie spodobało. Podszedł bardzo blisko Syriusza, wręcz stykając się z nim nosami, i wysyczał:
– Powiedz bratu, że Jena ma się znaleźć. Inaczej gorzko pożałuje, że kiedykolwiek na nią spojrzał.
Odepchnął Christiana od siebie i patrzył, jak ten odchodzi, obrzucając go niechętnymi spojrzeniami znad ramienia.
W co ten Reg się wplątał?
Całkiem zrezygnował z miętówek. Sprzedawczyni i tak patrzyła na niego jakoś krzywo. Powłóczył nogami w stronę domu Potterów, chcąc się jak najszybciej zabrać się z Doliny Godryka.
Czy Regulus mógłby uciec z Jeną niczym para kochanków z taniego harlequina? Ciężko było stwierdzić, chociaż Syriuszowi całkiem nie kleiło się to z dołączeniem do śmierciożerców i walentynkowym wypadem do Szkocji w towarzystwie Pottera. Cokolwiek Regulus zrobił w tym czasie, było szalone i głupie. Z naciskiem na głupie.
Dotarł pod dom Potterów z głową wypełnioną plątaniną myśli. Chciał przejść przez bramkę, a później przez trawnik do drzwi, ale w momencie, w którym dotknął furtki, poczuł nieprzyjemny wstrząs, który przeszedł przez całą jego dłoń i zatrzymał się w łokciu. Odskoczył jak oparzony i zamachał ręką, rzucając takimi przekleństwami, że mało mu język nie usechł.
Drzwi otworzyły się chwilę później i stanęła w nich Evans z różdżką w jednej ręce i drugą na zaokrąglonym brzuchu. Jeszcze mu tylko tej zołzy brakowało!
– Syriusz?
– Nie, kurwa, akromantula! – Złapał się za łokieć i aż pochylił. Bolało jak cholera. – Evans, co to są za jakieś pstryczki-elektryczki? Średnio uczciwy człowiek nie może nawet zapukać, by nie dostać po dupie?
Do dzisiaj nie miał pojęcia, czym jest pstryczek-elektryczek, o którym słyszał od Remusa, ale pasował mu w tej sytuacji.
Evans chwilę się wahała, by ostatecznie podbiec do bramki i zdjąć zaklęcia ochronne. Otworzyła ją i podeszła do Syriusza, sprawdzając, co z jego ręką.
– Będziesz żył – zawyrokowała.
– No co ty nie powiesz?
– Co tutaj robisz?
– Wpadłem na herbatę, psia mać, ale chyba mnie tutaj nie chcecie. – Zołza nawet nie zaprzeczyła. – Jest Rogacz?
– Nie, nie ma, a ja nie jestem Evans, tylko Potter. A właściwie to Lily. Mógłbyś kiedyś zapamiętać, jak mam na imię.
– Och, ja pamiętam, jak się nazywasz, Evans, ja po prostu o to nie dbam. – Westchnął. – Mogę wejść? Chciałbym porozmawiać bez sąsiadów podglądających za oknami. Nie mam żadnej bomby w bucie, obiecuję – dodał, widząc jej sceptyczną minę. – Naprawdę, Evans.
Zacisnęła tak mocno usta, że jej pobielały.
– Ale tylko na chwilę.
Weszli do środka. Syriusz spodziewał się zapachu szarlotki pomieszanej z pastą do miotły, ale zamiast tego dom pachniał kwiatami. Na stole nie stały cukierki i łakocie, a bukiet ze storczyków, znad kominka zniknęły jelenie poroża, przy wejściu brakowało butów pani Potter do ogrodu, na fotelu nikt nie zostawił porannego „Proroka”. To nie był już dom rodziców Rogacza, to był dom zołzy Evans, która zabiła w nim to, co go określało.
Od razu poczuł się tutaj źle.
– Herbaty?
– Nie masz kawy?
– Nie – odpowiedziała tak, jakby miała, ale nie chciała mu dać.
– Więc zrób herbaty. Bez mleka – zaznaczył.
Usiadł na dawnym fotelu pana Pottera i pogładził rękoma wytarte od starości podłokietniki. Przynajmniej to się nie zmieniło. Chciał wyjrzeć przez okno na ogródek, ale ta okropna kobieta zamieniła nawet kolorowe firanki na jakieś okropieństwo, przez co całkowicie stracił ochotę na cokolwiek. Zagłębił się bardziej w fotelu.
– Proszę.
Lily podała mu herbatę w zwykłej szklance z przydymionego szkła. Gdzie się podziały wszystkie kubki? Napił się łyka i aż miał ochotę przekląć, na czym świat stoi. Nawet cukru mu pożałowała!
– Więc o czym chciałeś porozmawiać?
– Z tobą nie chciałem rozmawiać o niczym – przyznał. – Kiedy wróci Rogacz?
– Późno.
– Jak późno?
– Tak późno, że ciebie tutaj powinno już nie być – stwierdziła, zakładając ręce na piersi.
Zabębnił palcami o podłokietnik. Musiał zebrać całą swoją cierpliwość w sobie, by jej czegoś nie odpowiedzieć.
– Szukam Regulusa. Słyszałem, że był z Rogaczem w Szkocji.
Evans zmarszczyła brwi.
– Jak to go szukasz?
– A tak to. Moja szurnięta matka dopiero teraz pofatygowała się do mnie, by powiedzieć, że Rega od świąt nie ma w domu. – Ścisnął nasadę nosa. – Więc go szukam.
– Pofatygowała się gdzie dokładnie?
– Do Francji. Studiowałem, nie było mnie w kraju. Długa historia, całkowicie nieinteresująca – zbył jej następne pytania.
Evans, która do tej pory stała, usiadła ciężko na kanapie. Wyglądała na zaskoczoną.
– O niczym nie wiedziałeś?
– A o czym miałem wiedzieć?
– Że śmierciożercy atakują mugolaków, że zabijają mugolskie rodziny, że chcą przepchnąć w ministerstwie ustawę o rejestrze różdżek czarodziejów, którzy mają mugolskich członków rodziny, bo, podobno, naruszają regularnie ustawę o tajności? Nie miałeś o tym wszystkim pojęcia?
Syriusz patrzył na nią w szoku. Tego matka mu akurat nie powiedziała, ale podejrzewał, że zrobiła to specjalnie. Nigdy nie poparłby takiego pomysłu. Niestety znał wiele osób, które na pewno by to zrobiły.
– Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą.
Pokręciła głową, jakby nie mogła uwierzyć, że dalej znajdowali się ludzie, którzy nie mieli o niczym pojęcia. Odgarnęła rude włosy za uszy.
– Nie mam pojęcia, co robili w Szkocji. Jestem teraz odcięta od większości wydarzeń. – Położyła rękę na brzuchu. – Chciałabym ci powiedzieć coś, co mogłoby ci pomóc, ale nic nie wiem – przyznała z autentyczną przykrością.
Syriusz przeczesał włosy palcami.
– Powiesz Rogaczowi, by mi wysłał sowę, gdy wróci do domu? Wiem, że jesteśmy pokłóceni i wszystko znów kręci się wokół Regulusa, ale muszę mieć pewność, że nic mu nie jest. To mój brat.
Evans miała siostrę, to wiedział, ale ich stosunki chyba nie były najlepsze. Jednak zrozumiała, dlaczego to dla niego ważne, że czasem, nawet gdy twoje rodzeństwo robi głupie i nieodpowiedzialne rzeczy, po prostu zagryzasz mocniej zęby i dalej je kochasz.
– Przekażę.
– Dzięki. I jeszcze jedno – dodał. – Wiesz coś o może zaginionej dziewczynie Selwynów? Mieszkają tutaj. Jej brat na mnie wpadł i mi powiedział, że zniknęła.
Jaki to był nietrafiony eufemizm, wiedział tylko on sam.
– Nie. Znacz tak, wiem, że jej nie ma, ale nic mi więcej nie wiadomo. Czemu pytasz?
– Byłem z jej bratem w Slytherinie. Ok, dzięki za herbatę. – Wstał i odstawił pełny kubek na stół. Evans nawet nie wyglądała na urażoną. – Zbieram się. Czy jak będę chciał wyjść, to też mnie coś kopnie?
– Nie, z wyjściem nie ma problemów.
Ruszył więc do wyjścia, ale zatrzymał się jeszcze przy drzwiach i spojrzał na nią.
– Gratulacje, Evans.
Uśmiechnęła się tylko lekko i kiwnęła mu głową na pożegnanie.


Nie miał ochoty teleportować się do domu. Odzwyczaił się od mieszkania z matką i nawet jeżeli miał te dwadzieścia lat, pierścień na palcu i łatkę głowy rodu, dalej czuł, że to jest jej dom, a nie jego. Będzie musiał albo sobie kupić mieszkanie i się wyprowadzić, albo wyprowadzić matkę. Razem się pozabijają.
Deportował się na Pokątną w poszukiwaniu pubu z Ognistą Odgena, ponieważ mugolskie odmiany śmierdziały mu bimbrem, ale we wszystkich miejscach był tłok jak przed świętami. Nieco zrażony udał się w stronę Nokturnu. Nie było tam wiele miejsc, gdzie barmani nie dolewali niczego do alkoholu, ale Syriusz akurat znał kilka takowych.
Stanął jak wryty, widząc roztrzaskaną kamienicę, której cegły rozrzucono po ulicy jak klocki. Czarodzieje i czarownice omijali je tak, jakby już się do nich przyzwyczaili. Bez chwili wahania wszedł do sklepu naprzeciwko zawalonego budynku i podszedł do sprzedawcy handlującego żywym towarem. A przez żywy, Syriusz miał na myśli wszystko, co mogło odgryźć palec.
– Elegancików nie obsługuję – poinformował go właściciel sklepu.
Jakich czasów dożył, że tak strasznie go obrażano!
– I dobrze, bo i tak nic bym tu nie kupił. Co się stało tam na przeciwko? Komuś rozrósł się żmijowąż, uciekł buchorożec, a może eksplodował eliksir na potencję?
Włożył trzy sykle w wyciągniętą dłoń mężczyzny.
– A gdzie tam, panie. Chryja była. Klątwami się rzucali i coś pizło.
– Kto się klątwami rzucał?
Nie słysząc odpowiedzi, dołożył jeszcze dwa sykle.
– A te, no, wie pan, obrońcy zwierząt z czystokrwistymi elegancikami. I aurory się pojawili. Wielkie zamieszanie było.
– Wiesz, o co poszło? Ej, skup się. – Pstryknął mu przed oczami i wyjął z kieszeni złociutkiego galeona. – Jak powiesz mi coś wartościowego, będzie twój.
Sprzedawca zapatrzył się na monetę.
– Ktoś im zdezerterował. Jakiś młokos. Tym, no, elegancikom. Wytargali go z Pokątnej, na własne oczy widziałm, a później zaczęła się chryja. A potem wkroczyły aurory i złapały jednego elegancika. Nie tego zdezerterowanego, tylko tego, co go targał.
– Jak wyglądał ten zdezerterowany? Dostaniesz galeona, jak mi powiesz.
– A co cię to obchodzi? Młody, blady jak gówno na wiosnę, wysoki. Ciemne włosy. Dawaj pan tego galeona. – Zabrał Syriuszowi pieniądz. – Nic więcej nie wiem. Idź se, pan, szukaj informatorów gdzie indziej.
– A pójdę – przyznał, a później złapał mężczyznę za włosy i uderzył jego twarzą o ladę. Polała się krew. – A ty nigdy więcej nie nazwiesz żadnego mugolaka zwierzęciem.
Wyszedł na ulicę. Whisky mu zdecydowanie nie wyszło, ale dowiedział się dzisiaj kilku ciekawych, przydatnych informacji. Regulus odszedł od śmierciożerców. Cóż, w oczach Syriusza wyglądało to jak najszybsza kariera świata. Nie miał pojęcia, ile Regulus faktycznie spędził u obłąkańców, ale wystarczająco długo, by się o niego upomnieli. A to oznaczało kłopoty. Widać Bella poczuła się już Lestrange’em na tyle, że nawet nie kryła Regowi pleców. A może kryła? Będzie musiał ją o to zapytać.
Postawił kołnierz płaszcza, bo zaczęło wiatr. Lista rzeczy, które musiał nadrobić, niespodziewanie się wydłużyła.


14.

Teraz, 1981, Walia, Cardiff

Obudziło go pukanie do drzwi. Aż drgnął zaskoczony, nie przypominając sobie, by zasypiał. I faktycznie nie zrobił tego świadomie, ponieważ dalej siedział w wannie. Przynajmniej woda nie zdążyła dobrze wystygnąć, więc nie leżał w niej długo.
Na podwiązki Morgany, mało się nie utopił.
– Syriuszu?
– Już wychodzę.
Umył szybko głowę, czując, że jego włosy tego potrzebują, po czym wyszedł z wanny. Ubrał się i dalej wycierając włosy, wyszedł do Regulusa. Brat czekał na niego na łóżku, bawiąc się własną różdżką. Wyrzucała z siebie dziecinne, kolorowe iskry.
Kiedy jego własna różdżka zrobiła tak po raz ostatni?
– Dotykałeś moich książek – zarzucił mu brat.
– Skąd wiesz?
– Bo odłożyłeś „Hobbita” na inne miejsce.
Syriusz uniósł brew.
– To one mają miejsca? Nie wyglądają.
– Musiałbyś je wszystkie znać, by wiedzieć, że ich porządek ma sens – odparł pewny siebie. – Poczekasz, aż ja wezmę prysznic?
– Jasne.
Regulus zniknął w łazience a Syriusz podszedł do lustra. Wziął z parapetu szczotkę i rozczesał długie włosy. Powinien je już ściąć, sięgały mu za łopatki i coraz więcej było z nimi problemu niż pożytku. Przeczesał je palcami, próbując rozdzielić tę mokrą taflę, jaka utworzyła mu się na głowie. Gdy skończył, jego dłoń była oblepiona pojedynczymi włosami. Tego już za wiele.
Otworzył okno i wyrzucił je na zewnątrz. Jedyną, naprawdę jedyną zaletą jego obecnego stanu było to, że mógł wysuszyć włosy po prostu przeczesując je palcami. Nie było to jednak warte wyniszczonego organizmu, który wręcz błagał, by Syriusz przestał się nad nim znęcać. Przyjrzał się z bliska swojej twarzy. Zaczynały mu się robić cienie pod oczami. Jak tak dłużej pójdzie, będzie z daleka widać, że coś jest z nim nie tak.
Gdyby tylko wiedział, jak to powstrzymać.
Wyjrzał przez okno. W ogrodzie nie widział żywej duszy, więc spojrzał dalej, na drogę, po której jeździły mugolskie samochody – kolorowe, małe, duże, jedne o obłych kształtach, inne kanciaste. Jednak dopiero gdy po ulicy przejechał motor, serce Syriusza zabiło mocniej na tego widok. Coś takiego by chciał. Jeżeli chciałby mieć jakieś mugolskie urządzenie na własność – poza ekspresem do kawy – to byłby to motor.
– Jestem gotowy – powiedział Regulus, wychodząc z łazienki, a wraz z nim buchnęła z niej gorąca para.
– Co teraz?
Brat chyba wyczuł, że to nie jest powierzchowne pytanie o plany na resztę dnia, bo spoważniał odrobinę. Potarł kark ręką.
– Podejrzewam, że będziesz musiał dołączyć do Zakonu, a przynajmniej przekonać ich, że nie grasz w drugiej drużynie.
– Nigdy nie lubiłem bawić się z psychopatami – przyznał.
– A to ciekawe, ponieważ kuzynka Bella zawsze nazywała cię jej ulubionym kuzynem. – Uśmiechnęli się do siebie. – Będzie dobrze. Na dole jest kilka osób, które znasz.
– Kto to?
– Nie będę psuł ci niespodzianki. Chodźmy, czekają na nas.
Syriusza rozpierała ciekawość, a jednocześnie czuł niepokój. Nie chciał opowiadać się po żadnej stronie. On miał swój punkt widzenia, swój świat, swoje kredki. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko Regulusa, który, jak na złość, trzymał się jasno określonych granic. Więc będzie musiał zrobić to, co Ślizgoni robią najlepiej. Nakłamać, uśpić czujność wszystkich dookoła, a później ukraść własnego brata. Jak dobrze pójdzie, uda mu się też zabrać ze sobą kilka innych osób.
By zakończyć tę wojnę, trzeba było zniszczyć jedną i drugą stronę, tworząc trzecią.

Etykiety: , , , , , ,

Komentarze (1):

26 lipca 2018 11:39 , Blogger Unknown pisze...

świetne opowiadanie, czekam na kolejne rozdziały

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna