[BEZRUCH] 07.
SYRIUSZ
18.
Teraz, 1981, Walia, Cardiff
Syriusz nie chciał rozmawiać z Lunatykiem. Zbyt długo się nie widzieli i zbyt wielu rzeczy nie mógł mu powiedzieć, więc, gdyby o niego chodziło, w ogóle by nie zaczynał żadnej konwersacji. Jednak Lunatyk nalegał. Więc siedział z nim teraz na tarasie na ławeczce i żałował, że nie miał swojego płaszcza. W wewnętrznej kieszeni zawsze trzymał papierosy, a teraz jeden by mu się przydał. Chociaż pewnie całkowicie zamokły po pobycie w rzece. Tak czy siak, musiał jakoś uniknąć niewygodnych tematów, więc zaczął od tego, który go interesował i był bliski im obu:
– Co się stało Rogaczowi?
Lunatyk posmutniał momentalnie.
– Drużyna Jamesa często jest wysyłana na akcje, bliskie spotkania ze śmierciożercami, czasami dochodzi do starć…
– Nie tłumacz mi, jak wygląda wojna. Wytłumacz mi, co dokładnie mu się stało i jak źle jest.
– Spadł z wysokości na dach samochodu. Z tego, co mówił Frank, odepchnął Regulusa i przyjął zaklęcie wycelowane w niego. Mieli w ogóle problem, by stamtąd uciec, nie mogli się z nim deportować przez jego stan i…
Położył Lunatykowi rękę na ramieniu, a po chwili namysłu objął go.
– Czemu żaden z was nigdy do mnie nie napisał, że macie kłopoty? Pokłóciłem się z Rogaczem, nie z całym światem.
– Chcesz wersję szczerą czy oficjalną?
Syriusz zastanowił się chwilę.
– Obie. Jestem ciekawy.
– Więc oficjalnie nie mamy swobody we wcielaniu ludzi do Zakonu. Są wyjątki, ale ty przez ten czas nie byłeś ani zaatakowany przez śmierciożerców, ani porwany. – Syriusz nie skomentował tego w żaden sposób. – A nieoficjalnie… to Regulus poprosił nas, by do ciebie nie pisać.
Dotknęło go to bardziej, niż myślał, że dotknie. Nie podejrzewał, że brat specjalnie przekona wszystkich, by go odsunęli od głównej osi wydarzeń. Tym bardziej nie myślał, że go posłuchają.
– Czemu?
Lunatyk skubnął rękaw swetra.
– Bo nie chciał, byś go zobaczył w takim stanie. – Widząc, że Syriusz nie rozumie, o co chodzi, kontynuował: – Jako kogoś, kto zmienił nagle zdanie i po prostu dołączył do innej drużyny, bo tak było łatwiej. On chciał ci udowodnić, że potrafi wziąć odpowiedzialność za swoje błędy – wyjaśnił.
Syriusz uniósł brwi zaskoczony. Z jednej strony był pod wrażeniem, że Regulus tak mocno sobie coś postanowił, z drugiej jednak miał ochotę nim potrząsnąć, bo przecież byli braćmi nie z nazwy. Syriusz by mu pomógł, w każdej sytuacji!
– Blisko jesteś z moim bratem – zauważył z uśmiechem.
Lunatyk zaśmiał się w odpowiedzi.
– A gdzie tam. Wszystko, co wiem, wiem od Jamesa. Regulus raczej jest zamkniętym typem, nie zwierza się wszystkim. Och, on się prawdopodobnie nie zwierza z tych samych rzeczy nawet Mary i Jamesowi. – Wzruszył ramionami. – Ja pracuję przy dokumentach. Chociaż wysyłają mnie teraz… no, chcieli bym dogadał się z wilkołakami – wyznał niechętnie.
Syriusz bardzo chciał wrócić do tematu Jima i tej zaskakującej relacji, ale przygnębienie Lunatyka wygrało z jego własnymi potrzebami.
– Nie możesz odmówić? To wilkołaki i w większości żaden z nich nie miał możliwości, by uczyć się w Hogwarcie, ani nawet kupić sobie różdżki przez wzgląd na rejestr. Mogą się na tobie zemścić lub uznać za marionetkę czarodziejów.
– Ujmujesz to bardzo dosadnie – zauważył Lunatyk.
– Ujmuję to tak, jak pomyślą, gdy przyjdziesz do nich z różdżką w kieszeni. Co masz im do zaproponowania? Że będą mogli wysłać dzieci do Hogwartu? Raczej nie, bo Ministerstwo się nie zgodzi. Że będą mogli pracować w każdym zawodzie? Też nie przejdzie, ludzie się boją. Powiedz mi, co możesz im zaproponować w imieniu Zakonu? Nie życie pod tyranią Voldemorta?
– To właśnie miałem zrobić.
– Jeżeli życie pod tyranią Voldemorta będzie oznaczało, że ktoś im zaproponuje pracę, szkołę lub mieszane małżeństwa, nie uznają tego za tyranię. Mógłbyś iść do nich jedynie z dowodem na to, że Voldemort torturuje magiczne zwierzęta. A jak na razie torturuje jedynie mugoli, na rzecz których wilkołaki tracą swoje terytoria.
– Jesteś bardzo zorientowany w sytuacji.
Syriusz udał, że nie był urażony tak, jak naprawdę się poczuł, słysząc ten niewypowiedziany zarzut pod swoim adresem.
– Mój powrót do Anglii polegał na zbieraniu informacji. Potrzebowałem ich naprawdę wiele, by stwierdzić, które są wartościowe, a które nie.
– Syriuszu, nie chciałem, by to tak zabrzmiało – wyznał Lunatyk. Zaraz dodał: – ale Regulus powiedział, że byłeś w Swindon w tym samym momencie, co on. To duży zbieg okoliczności. Nie wierzę, byś pracował dla Voldemorta, ale wierzę, że zrobiłbyś wszystko dla Regulusa. Więc powiedz mi, szczerze, skąd wiedziałeś, gdzie będzie?
– Bo siedziałem w tym momencie z tymi, którzy dostali rozkaz złapania go. Nie zrozum tego opacznie, czekałem na Tony’ego. Po prostu miałem szczęście, że wzięli młodzików, którzy mnie dobrze nie znali i nie kojarzyli, więc myśleli, że można sobie przekazywać przy mnie informacje szyfrem, a ja będę na tyle głupi, by tego nie zrozumieć. – Naprawdę potrzebował zapalić. Przeczesał włosy palcami. – Wielu moich znajomych ze Slytherinu zostało śmierciożercami, wielu nie z własnej woli.
Lunatyk zmarszczył brwi.
– Jak to nie z własnej woli?
– A tak to. Ich rodzice byli śmierciożercami lub popierali to, co robił Voldemort, więc wepchnęli dzieci do tej sekty. Ktoś nie chciał dołączyć? Automatycznie byli wypisywani ze spadku. – Musiał wstać. Nie umiał mówić o takich rzeczach na siedząco, za bardzo go nosiło. – Pamiętasz tego Ślizgona, który przyjaźnił się Puchonką? Zalaliśmy pokój wspólny Hufflepuffu przez przypadek, a on rzucił jej się na pomoc. Blondyn i ruda dziewczyna – wyjaśnił najbardziej okrężnie, jak umiał. – Więc się hajtneli, a jego ojciec automatycznie postawił na nim krzyżyk, bo była półkrwi. Powiedział Czarnemu Panu, że to hańba dla jego rodziny, że jeden z jego czterech synów ożenił się z półmugolką i kazał się ich pozbyć. Czaisz? Własny ojciec. Wiem to, ponieważ Tony miał się nimi zająć. Nie chciał być śmierciożercą, zabijać dla zabawy, ale tak się złożyło. I wiesz co zrobił? – Lunatyk pobladł nagle. – Pomógł im uciec i spalił dom, w którym mieszkali, zostawiając nad nim mroczny znak. Wszystko spłonęło doszczętnie, więc są uznawani za zmarłych. Myślałeś, że ich zabił, prawda?
– Przez… chwilę.
– Bo tak macie myśleć, bo jeżeli wy tak myślicie, Voldemort też. Ja wiem, że łatwiej byłoby żyć w przekonaniu, że to jest jasna strona, a po drugiej są sami zwyrodnialcy, mordercy i gwałciciele, ale tak nie jest.
Oparł ręce o uda i się pochylił. Głowa go bolała z niewyspania. Lunatyk podszedł do niego i pomasował po plecach.
– Źle wyglądasz, Syriuszu.
– Tak to jest, jak w ogóle nie śpisz od ponad doby – przyznał z krótkim śmiechem.
– Nie, mówię ogólnie. Źle wyglądasz. Schudłeś i… no, pachniesz inaczej. Jakbyś był chory.
Jakbyś umierał, dopowiedział sobie w myślach Syriusz. Wyprostował się.
– Przełóżmy tę rozmowę na później. Muszę się wyspać, porządnie, a skoro nie mogę teraz ruszyć się stąd na krok, mam możliwość. Złap mnie później, najlepiej jutro z rana.
Poklepał Lunatyka po ramieniu i nie zważając na to, że ten chciał coś jeszcze powiedzieć, wrócił do środka. Powinien się już przyzwyczaić do tego, że wszędzie, gdzie się pojawi, ludzie na niego patrzą, ale dalej uważał to za irytujące. Obrzucił wszystkie pomieszczenia szybkim spojrzeniem, szukając brata, a gdy go nie znalazł, poszedł na górę.
Na drugim piętrze jedne z drzwi były otwarte, więc bezczelnie tam zajrzał. Znalazł Rega zamykającego drzwiczki od pralki. Mina Syriusza musiała być niesamowita, ponieważ Regulus parsknął w momencie, w którym go zauważył.
– Nie spodziewałem się po tobie takich zdolności – wyznał szczerze.
– Ja też się nie spodziewałem, że kiedyś je zdobędę. – Reg odmierzył miarką proszek, dodał płynu do płukania i wstawił pranie. – Ale chyba wolisz mieć czysty i pachnący płaszcz, niż go nie mieć?
– Oczywiście, że tak. To bardzo piękny płaszcz i, jak się ostatnio okazało, kojarzony tylko ze mną.
Regulus uśmiechnął się, prawdopodobnie na wspomnienie brata, który przeżywał ten wielki wydatek, chociaż było go stać na całą fabrykę płaszczy. Syriusza nie obchodziło to, że prawdopodobnie był najbogatszą osobą w kraju, nikt nie lubił wydawać dużej ilości pieniędzy na raz!
– Idziemy spać – zarządził.
Regulus uniósł brew.
– My? Nie możesz pójść sam? Potrzebujesz do tego asysty?
– Mogę, ale nie muszę.
Nie musiał czekać długo na reakcję brata. Regulus wzruszył ramionami i wrócił z nim do pokoju. Nie pierwszy raz mieli spać w jednym łóżku (nawet gdyby było o połowę mniejsze, Syriusz w życiu nie poprosiłby kogoś o miejsce do spania. Jeżeli nikt mu go nie zaproponował, to znaczyło, że zakonnicy byli dupkami, a on z dupkami nie rozmawiał), ale pierwszy raz miał opory przed rozebraniem się przed bratem.
Regulus ściągnął najpierw bluzę, a później koszulkę. Syriusz zapatrzył się na jego pokryty bliznami brzuch i pierś, na twarde mięśnie, które pracowały pod skórą, a także na całą kolekcję siniaków i otarć. Reg zauważył jego wzrok i sam spojrzał na swoje ciało.
– Ostatni raz, gdy mnie widziałeś, jeszcze nie miałem nawet kaloryfera, nie? – spróbował zażartować.
– Nie, nie miałeś – przyznał. – Wyglądałeś wtedy tak, jak powinieneś. Jak dzieciak.
– Obaj nie jesteśmy już dziećmi, Syriuszu.
– No, nie wiem. Ja dalej nie mam takiej klaty, jak ty.
I nawet trochę był o to zazdrosny.
Dotknął materiału koszulki, którą miał na sobie. Powinien ją zdjąć. Regulus patrzył na niego uważnie, jakby tego właśnie oczekiwał, bo w końcu znali siebie na wylot, wiedzieli, że obaj nie lubią spać w ubraniach, ale mimo to Syriusz się nie przemógł. Rzucił spodnie gdzieś w kąt i wszedł pod kołdrę.
Brat położył się obok niego. Patrzyli chwilę na siebie w milczeniu.
– Wiele się spieprzyło po drodze – wyznał Syriusz. – I prawdopodobnie nigdy już nie będzie tak, jak wcześniej, ale cieszę się, że znów jesteśmy razem.
– Ja też.
Zamknęli oczy i poszli spać po wszystkich tych wszystkich wydarzeniach, które trzymały ich w stałym stresie aż do teraz. Syriusz nie pamiętał już, kiedy ostatni razem zasnął taki spokojny.
✧
Ostatni raz widział Dumbledore’a w Hogwarcie. Broda dyrektora była wtedy jeszcze poprzetykana kilkoma kolorowymi nitkami, jednak teraz lśniła jednostajną bielą. Syriuszowi przyszło do głowy, że starzec musiał ją rozjaśnić, ponieważ włosy, które już wyrosły, nie siwiały.
Skup się, Syriuszu, zganił sam siebie w myślach, od tego zależy, czy zostaniesz przy Regulusie, czy wyrzucą cię na zbity pysk.
Dumbledore przywitał go w jednym z pokoi, który pozbawiono łóżka i szafy, a wstawiono do niego jedynie kanapę i stolik do kawy. Syriusz, chociaż bardzo nie chciał, musiał usiąść obok starca i przekręcić się, by go widzieć. Nie wiedział, czego się spodziewać, ale ostatnim, o czym pomyślał, był cytrynowy drops.
– Nie, dziękuję – odmówił, dalej lekko zaskoczony.
– Uważam, że po cytrynowym dropsie dzień zawsze staje się jakby przyjemniejszy – stwierdził spokojnie dyrektor.
– Podejrzewam, że do tego trzeba jeszcze lubić słodycze.
– Nie gustujesz w słodkościach, Syriuszu?
– Nie, chyba że to słony karmel – wyznał, chociaż cała ta rozmowa wydała mu się mocno abstrakcyjna. – Moglibyśmy przejść do rzeczy? Ja wiem, że dyrektor lubi gadać, ja też, ale na temat.
Dumbledore, jakby na złość, nalał herbaty do filiżanek i podstawił mu cukier wraz z śmietanką. Syriusz skorzystał jedynie z pierwszego. Musiał jednak poczekać, aż dyrektor wymierzy idealne proporcje składników, nim zaczęli rozmawiać.
– Minerwa mówiła mi, że dostał się pan na transmutację we Francji.
Syriusz miał ochotę jęknąć z rozpaczy. Mieli rozmawiać o konkretach!
– Tak, dyrektorze. Dokładnie na abstrakcyjną – odpowiedział grzecznie.
– Och, to musiał być fascynujący kierunek. I co dokładnie chciał pan po niej robić?
– Chciałem zajmować się tworzeniem ukrytych przejść i schowków, tajemnych sal, dodatkowych pokoi, których nie widać na planach. – Wzruszył ramionami. – Jeżeli by mi nie wyszło, pewnie zostałbym po prostu architektem.
– To fantastyczne zajęcie, Syriuszu, ale skoro jesteś tutaj, a nie we Francji, to znaczy, że rzuciłeś studia. – Kiwnął na potwierdzenie jedynie głową. – To wielka szkoda. Myślałeś, by dokończyć je po wojnie?
– Myślę, że zastanowię się nad tym, gdy wojna faktycznie minie, ponieważ teraz ciężko cokolwiek zakładać.
– Jeżeli byś nie wrócił, Minerwa stwierdziła, że byłaby więcej niż szczęśliwa, gdybyś zajął jej miejsce w szkole.
Syriusz zamrugał zaskoczony. Nie brał pod uwagę kariery nauczycielskiej, a nawet jeśli, nie spodziewał się, że McGonagall sama o nim pomyśli. Jasne, cieszyła się jak mała dziewczynka, gdy jej powiedział, że się dostał na studia i zawsze go chwaliła za umiejętności, ale nie podejrzewał jej o takie plany wobec jego osoby.
– To… To bardzo miłe, ale czemu właściwie o tym rozmawiamy? W sensie, myślałem, że będzie mnie dyrektor przesłuchiwał, tego typu rzeczy. Propozycja pracy tak trochę z tym nie współgra.
Było coś specyficznego w spojrzeniu Dumbledore’a, co sprawiło, że Syriusz miał wrażenie, że zadał wyjątkowo głupie pytanie.
– Nie uważam cię za złą osobę, Syriuszu. Jeżeli Minerwa twierdzi, że, jak to ujęła, masz dobre serce, ale wyjątkowo roztrzepaną głowę, to ja jej wierzę. – Kąciki ust Syriusza delikatnie drgnęły w skrywanym uśmiechu. – Ale wiem, że masz informację, które mogłyby pomóc nam wszystkim zakończyć tę okrutną wojną, więc muszę poprosić cię, byś się nimi ze mną podzielił.
– No i w końcu dyrektor mówi na temat.
✧
19.
Wcześniej, 1977, Szkocja, Hogwart
Syriusz uwielbiał leniwe soboty. Zawsze odsypiał wtedy cały tydzień, śniadanie podawano później, a całe dormitorium wydawało się podzielać jego zdanie na temat nie ruszania się z łóżka przed dziesiątą. Przekręcił się właśnie na drugi bok i wtulił w poduszkę. Już jakiś czas temu się obudził, ale nie miał ochoty wychodzić z tego stanu sennej nieprzytomności. Do tego Ela zdawała się dzisiaj pływać wyjątkowo blisko dormitoriów Ślizgonów, słyszał dokładnie te specyficzne, wysokie dźwięki, które z siebie wydawała. Gdyby ktoś mu sześć lat temu powiedział, że wielka kałamarnica będzie go budzić odgłosami podobnymi do śpiewu, wysłałby go pierwszym świstoklikiem do Munga.
Usłyszał cichy szelest gdzieś obok swojej głowy, a później materac ugiął się pod czyimś ciężarem.
– Tony, śpię – mruknął niechętnie, nawet nie otwierając oczu.
– Właśnie widzę.
Syriusz zaśmiał się cicho.
– Obserwujesz mnie, gdy śpię?
– Myślałem, że o tym wiesz. Wstawaj, Lady Black. Dzisiaj walentynki.
– A co to ma niby wspólnego ze wstawaniem?
Tony ściągnął z niego kołdrę, a później zwlókł za nogę na ziemię. Syriusz ani myślał, by opuścić swoją poduszkę w tak ciężkich chwilach, więc trzymał ją mocno przy sobie. Zamortyzował upadek na podłogę, ale tylko trochę.
– Idźcie się gwałcić gdzie indziej – polecił im ze swojego łóżka Snape i zasunął kotarę, by ich nie widzieć.
Syriusz w końcu otworzył oczy i spojrzał na Tony’ego. Nie podobał mu się wzrok kolegi, który wziął sobie chyba do serca słowa tego paskudnego Smarkerusa, na którego towarzystwo byli skazani, i wywlókł go za nogę do pokoju wspólnego.
Zegar wiszący na ścianie wskazywał za dziesięć piątą. Syriusz aż zamrugał, zastanawiając się, czy się nie przewidział, ale wskazówki twardo stały w tych samych miejscach. Co bardziej szokujące, w pokoju wspólnym naprawdę ktoś o tej godzinie był oprócz nich.
– Co to za tajne zgromadzenie o godzinie, która w moim świecie nie istnieje?
Na kanapach ustawionych w półkolu wokół kominka siedział Mark, a wraz z nim Reg i Lucas. Barty mieszał coś w dużym kotle postawionym na ogniu.
– Jak wstaniesz z podłogi, to może się dowiesz.
Syriusz nie spełnił polecenia Regulusa dlatego, że się z nim zgadzał. Po prostu w zimie od podłogi w lochach przeraźliwie ciągnęło, a ostatnią rzecz, na jaką miał ochotę, było przeziębienie, więc zmienił po prostu miejsce i leżał tym razem na jednej z kanap. Miał stąd dość dobry widok na poczynania Barty’ego, który wyglądał, jakby warzenie czegoś w kominku Domowym było zajęciem powszechnym, a piąta rano odpowiednią porą na tego typu praktyki.
– Więc, o co chodzi?
– Barty, w całej swojej okropności i ze swoim dupkowatym humorem, zaprosił nas na herbatę – odpowiedział uprzejmie Mark, obrzucając młodszego od siebie Ślizgona niechętnym spojrzeniem. – Przy odrobinie szczęścia może się w niej utopii i zaprzestanie wprowadzania tych nieludzkich zwyczajów.
Tony uniósł nogi Syriusza i usiadł obok niego na kanapie, przekładając je sobie przez kolana.
– To brzmi tak, jakby to miała być tradycja.
– Ponieważ taki jest zamysł – odpowiedział Barty i spróbował herbaty. – Podaj mi kubki, Reg.
– Jakim cudem wpadłeś na to, że picie herbaty o piątej nad ranem będzie dobrym pomysłem? Ja do dzisiaj nie wiedziałem, jak wygląda świat o tej godzinie. Reg, powinieneś go powstrzymać – zarzucił bratu, gdy ten podawał mu kubek.
– Dla twojej wiadomości, Regulus próbował mnie powstrzymać. Dopóki mu nie powiedziałem, jaki jest dokładnie plan tych spotkań. I tej herbaty.
– Wygląda jak pierwsza lepsza lura, którą można kupić w mugolskim sklepie – stwierdził niechętnie Syriusz. – Ale nawet gdybyś chciał mnie uraczyć ręcznie zbieranym i suszonym earl greyem, też bym odmówił. Jest za wcześnie. – Wsadził stopy pod udo Tony’ego, by mu nie marzły. – I za zimno.
– Dasz ty mi dokończyć myśl, czy będziemy wysłuchiwać koncertu zażaleń i skarg Syriusza Blacka?
Syriusz miał mu odpowiedzieć coś zgryźliwego, ale Tony wpadł mu w słowo:
– Pozwól mu wytłumaczyć, o co chodzi, Lady Black.
Dopiero gdy zrobiło się całkiem cicho i każdy miał swój kubek w dłoniach, Barty się odezwał, przybierając bardzo poważny ton:
– Dzisiaj są walentynki, dzień ludzkiej obłudy i kłamstwa, gdzie wszyscy sobie wyznają uczucia, mówią „kocham cię” i trzymają za ręce w nadziei, że pod koniec dnia zaliczą. – Syriusz podejrzewał, że część osób może faktycznie wyznawała sobie uczucia, ponieważ tak czuli, ale nie zamierzał przerywać. W końcu dla niego walentynki były po prostu jednym z tych dni w roku, gdzie łatwiej szło kogoś poderwać. – Więc, skoro wszyscy dzisiaj kłamią jak prawdziwi Ślizgoni, uznałem, że to będzie nasz dzień i – nie przerywaj mi, Markus – dlatego zrobiłem dla nas przekłamana herbatę.
Wszyscy spojrzeli w swoje kubki z powątpiewaniem wypisanym na twarzach. Syriusz, co prawda, nie podejrzewał, by Barty chciał ich otruć, ale nigdy nie było stuprocentowej pewności. Powąchał swoją herbatę, stwierdzając, że jej zapach jest pomieszany z innym, znajomym, lekko słodkim. Spróbował, a gdy poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po języku i spływające do przełyku, od razu zorientował się, co to takiego.
– Rum.
– Dokładnie. Rum – powtórzył Barty z delikatnym uśmiechem. – To herbata, wcale nie najtańsza lura, z rumem na zimowe dni. A piąta godzina przez fakt, że w Anglii pija się herbatę o piątej. Podejrzewam, że ktoś by na nas doniósł, gdybyśmy raczyli się takimi specyfikami po południu wśród całego Domu i Ślimak nie mógłby tego tak po prostu zignorować, więc wybrałem inną piątą. A czemu w ogóle was tutaj zebrałem, w tym konkretnym gronie, chociaż nie lubię wszystkich nie tyle po równo, co niektórych nawet trochę?
– Ładny eufemizm – skwitował Mark znad swojego kubka.
– Ponieważ – Barty spiorunował go wzrokiem – zawsze dobrze wiedzieć, co się dzieje w szkole, a każdy z was ma inne dojścia. A skoro wszyscy jesteśmy Ślizgonami, nawet jeżeli nie zawsze się tak zachowujemy – Syriusz puścił Barty’emu oczko, gdy ten spojrzał w jego kierunku – to wszystkim nam tak samo zależy na informacjach.
– Ploteczkach, Barty – wtrącił Mark. – Zależy nam na ploteczkach, bo jesteśmy wyjątkowo mało kobiecym kółeczkiem plotkar. – Uśmiechnął się. – I, jeżeli dobrze rozumiem, chcesz z nami tutaj obgadywać całą szkołę za plecami. Och, to takie nieprzyzwoite i ekscytujące zarazem. Jak zabieranie małym Puchonom cukierków w Halloween.
Syriusz parsknął w swoją poduszkę, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Mina Marka była tak piękna w tym momencie, jakby ktoś połączył jego urodziny ze świętami i powiedział, że dostanie wszystko, czego zapragnie, bez względu na koszta. Barty zmierzył go tylko nieco mniej niechętnym spojrzeniem niż zazwyczaj.
– Twoja fascynacja Puchonami powoli zamienia się w obsesję.
Mark wzruszył ramionami.
– Co ja poradzę, że są tacy uroczo nieporadni?
I chociaż Syriusz nie przepadał ani za Bartym, ani za Lucasem, siedział razem z nimi o piątej nad ranem w pokoju wspólnym, popijając herbatę z rumem i słuchając plotek ze szkoły opowiadanych w dobry, ironiczno-sarkastyczny, Ślizgoński sposób.
✧
20.
Później, 1980, Anglia, Leeds
Syriusz deportował się niedaleko Leeds i, co całkowicie zaskakujące, padało. Odwykł po roku mieszkania w Paryżu od typowej, angielskiej pogody. Brakowało jeszcze tylko wiatru na dokładkę. Postawił kołnierz płaszcza i przeszedł się po trawie w stronę domu stojącego w cieniu drzew. Niby był środek dnia i Tony nie mieszkał na skraju Zakazanego Lasu, ale las, przy którym stała posiadłość, zawsze napawał Syriusza niepokojem.
Nie powinien bać się cieni pośród badyli. Nie po bieganiu z wilkołakiem w świetle księżyca.
Podszedł do drzwi i zapukał energicznie. Miał do dyspozycji kołatkę, ale pokryła się już patyną od wilgoci stale utrzymującej się w angielskim powietrzu. Cokolwiek myślał sobie ojciec Tony’ego, stawiając ten dom, nie przemyślał wszystkiego dokładnie.
Drzwi otworzyły się po dłuższej chwili i stanął w nich Tony w za dużym na siebie swetrze, co było dość zaskakujące, ponieważ do najmniejszych i najdrobniejszych nie należał. Syriusz wyglądał przy nim, jakby natura poskąpiła mu wzrostu, chociaż wcale tak nie było. Co jednak zwróciło uwagę Syriusza bardziej niż ubranie, to rozległy siniak na policzku kolegi, dalej nabiegły krwią, więc dość świeży.
– Komuś nie spodobał się twój uroczy charakter? – Tony zmarszczył brwi albo nie rozumiejąc, co Syriusz myśli, albo co on tutaj właściwie robi i co ma na myśli. – Twój policzek – sprecyzował.
– Ach, to… Lady Black, co ty tutaj właściwie robisz? Miałeś studiować. Nie mów mi, że cię wyrzucili, bo wtedy i ja cię stąd wyrzucę.
– Tony – zaczął poważnie Syriusz. – Ja jestem absolutnie najwspanialszą oraz najzdolniejszą osobą na świecie i nikt przy zdrowych zmysłach by mnie z uczelni nie wyrzucił. – Przemilczał, że to on opuścił uczelnię. – Mogę wejść? Poopowiadam ci wtedy trochę, ty mi trochę poopowiadasz o tym fascynującym zdarzeniu, które zostawiło ci limo na policzku i będziemy sobie tak opowiadać przy piwku?
Przez chwilę Tony wyglądał tak, jakby nie był przekonany do tego pomysłu, ale ostatecznie przesunął się, robiąc miejsce w przejściu. Syriusz bez żadnych oporów wszedł do środka. Wziął głęboki wdech.
– Pachnie jedzeniem.
– Adela znów wyręcza skrzaty w kuchni – odpowiedział Tony w taki sposób, jakby był już zmęczony ciągłymi tłumaczeniami. – Na szczęście dobrze gotuje.
Syriusz zmarszczył brwi.
– Ona jest w końcu Adela czy Adelaida? Bo mówisz na nią tak i tak, zaczynam się gubić.
– Adelaida. Adela to zdrobnienie. Zazwyczaj mówię tak o niej, gdy robi coś wyjątkowo nie przystającego pani domu.
– A kiedy mówisz do niej „mamo”? – Syriusz trącił go zaczepnie ramieniem, gdy szli do salonu, a Tony oddał mu, mocniej i bardziej złośliwie. – Hm?
– Nie nazywam jej mamą. Nie została nią w momencie, w którym wyszła za mojego ojca ani nawet wtedy, gdy urodziła Kirjuszę, a później Kostję. Myślisz, że ty byś nazwał jakiegoś obcego faceta ojcem, bo sypia z twoją matką?
– Nie wiem, jak bym go nazwał, ale na pewno bym mu współczuł. – Uśmiechnął się, siadając wygodnie na kanapie. Tony kazał skrzatu przygotować dla nich grzane piwo, co tylko Syriusza ucieszyło, ponieważ nigdy nie było nieodpowiedniej pory, by napić się dobrego, korzennego piwa z goździkami i pomarańczą, a takie podawano w tym domu. – A jakie jest zdrobnienie twojego imienia?
– Tony…?
– Nie, tak ja na ciebie mówię. Rosyjskie zdrobnienie – poprawił się.
– Ach, o to ci chodzi. Tonja.
Syriusz zamrugał.
– Tonia?
– Nie Tonia, tylko Tonja. Ton-ja. To n jest twarde. Nie ważne, Tony jest w porządku. I mam nadzieję, że nie będziesz mnie pytać ponownie o to, dlaczego zdrobnienia imion moich braci są takie, a nie inne, bo już ci mówiłem, że bez znajomości rosyjskiego to nie będzie miało dla ciebie sensu tak czy siak. – Syriusz zrobił niezadowoloną minę, która oddawała całe jego rozczarowanie na tyle wiernie, że Tony wybuchnął śmiechem. – Więc czemu wróciłeś do Anglii? Pisałeś, że podoba ci się Francja. Szczególnie kobiety.
Syriusz milczał chwilę, by do kolegi dotarło, że jest na niego dalej obrażony, ale ostatecznie nie potrafił zbyt długo się nie odzywać.
– Mama zgubiła Regulusa – wyjaśnił.
– To brzmi źle na tak wielu poziomach – zauważył Tony.
– Prawda? No i teraz muszę go znaleźć, a znając jego zdolność do pakowania się w kłopoty…
– Chyba rodzinną.
– ...to wszystko mogło się zdarzyć! – ciągnął Syriusz, niezrażony ani rozbawionym uśmiechem kolegi, ani tym, że skrzat przyniósł im po kuflu piwa. Zwyczajnie go podniósł i napił się między zdaniami. – Wyobrażasz sobie, że wracasz do kraju, a tutaj wszyscy ci mówią, że twój brat oszalał i robi idiotyczne rzeczy? Ja też nie, bo nikt do mnie nie przyszedł, sam się tego dowiedziałem od obcych ludzi, przez co było mi jeszcze bardziej wstyd. – Wziął kolejnego łyka. – Takie dobre to piwo… No i wracając do tematu. Szwędam ci ja się po tej Anglii, słyszę coraz to gorsze plotki i zastanawiam się, kto mógłby mi tę sytuację jakoś rozjaśnić, wiesz, wyłożyć kawę na ławę, skoro nawet Barty okazuje się niekompetentnym kretynem pełnym idealistycznych farmazonów. I wiesz, co wymyśliłem? Że przyjdę do mojego kumpla Tony’ego, bo to dobry i szczery chłopak, który przecież też jest w grupie obłąkanych rewolucjonistów, więc na pewno mi wyjaśni, co się tutaj odpierdala!
Ostatnie zdanie wykrzyczał, odstawiając zdecydowanym ruchem piwo na stół. Tony, uśmiechający się do tej pory przez całą jego wypowiedź, nagle spochmurniał i spoważniał. Mierzyli się chłodnymi spojrzeniami. Syriusz wiedział, że jeżeli on czegoś nie powie, to będą mogli tak na siebie patrzeć do końca dnia.
– Voldemort? Ze wszystkich szaleńców na świecie, naprawdę, Voldemort? Czy wam wszystkim ten rum zaszkodził? Reg, Barty, Lucas, ty i czekać tylko, aż Markus pójdzie i wytatuuje sobie węża na przedramieniu. Nie przesadzacie trochę z tym Domowym patriotyzmem? – zakpił.
– O tak, bo teraz wrócił pan Syriusz Black III, który wie wszystko o wszystkim, i który ma prawo oceniać, bo przecież tutaj był i wie, jakie to wszystko jest proste i oczywiste. – Syriusz nigdy nie słyszał takiego tonu u kolegi, przepełnionego niechęcią i złością. – Nie było cię – podkreślił Tony – gdy śmierciożercy zaczęli robić się bardziej nachalni. Gdy zamiast proponować współpracę, stawiali ultimatum, a później palili całe rodziny. Gdy zaczęli rzucać hasła, że ten, kto nie popiera sprawy, jest miłośnikiem mugoli. Gdy ten cały pieprzony Zakon z twoim niegdyś ukochanym Potterem na czele zaczął widzieć śmierciożercę w każdym Ślizgonie, a później w każdym czystokrwistym czarodzieju i czystokrwistej czarownicy. Nie, siedziałeś wtedy we Francji, ucząc się o swojej ukochanej transmutacji i pieprząc piękne, blondwłose Francuski. – Napił się, a raczej wypił połowę zawartości swojego kufla, jakby chciał zapić wszystkie złe wspomnienia, które przebudziły się w jego głowie. – Jedni wierzą, że Czarny Pan ma rację, drudzy boją się, że uzna się ich za miłośników mugoli i pozabija we śnie, trzeci są śmierciożercami, ponieważ ich ojcowie nimi są i to jest wybór między rodziną, a własnym zdaniem, a czwarci chcą zaimponować komuś, będąc śmierciożercami – wyjaśnił. – Nic nigdy nie jest czarne i białe, pamiętasz? Sam to powiedziałeś. Reg wierzył w sprawę, w otwarty świat dla czarodziejów, w brak potrzeby ukrywania się, ale przejechał się na przemocy i zabijaniu tych, którzy mają inne zdanie. Lucas jest jedynym Averym-śmierciożercą, by jego starsze siostry nie musiały nimi być. Barty chce zaimponować swojemu ojcu, pokazać mu, że jest wart więcej, niż głupie dwanaście SUM-ów. A ja jestem śmierciożercą, ponieważ mój ojciec nim jest i to jest dla mnie być albo nie być z Kostją i Kirjuszą. Jak tylko coś zacznie się pieprzyć, zabieram ich ze sobą daleko stąd, bo mam gdzieś tę wojnę. Mogę tu mieszkać, mogę się tu uczyć, ale nie będę umierał za ten kraj, moi bracia też nie.
Gniew, wraz z tym, co mówił Tony, powoli ulatywał z Syriusza. Najpierw pojawiła się swojego rodzaju pustka, a później wypełnił ją smutek, na samym końcu zaś przyszły wyrzuty sumienia. Powinien uwierzyć Rogaczowi, że szykuje się coś wielkiego, że ktoś naprawdę zamierzał przewrócić cały czarodziejski świat do góry nogami, a później wyścielić go trupami.
Tylko co on by zrobił, gdyby przyszli do jego drzwi i powiedzieli, że zabiją mu Reg i matkę? Ojca już stracił przez jakiegoś szaleńca, który wdarł się do Ministerstwa, nie chciał stracić reszty rodziny, nawet jeżeli nie była idealna.
Tony rozmasował twarz.
– Kazano nam złapać Regulusa. Mnie, Lucasowi i Barty’emu. To był jakiś pieprzony test, bo wszyscy wiedzieli, że go znamy. Nie mieliśmy nawet chwili, by się zastanowić, co się dzieje. Wszyscy krzyczeli, że „Black jest na Pokątnej”, kazali się teleportować i go schwytać, więc się teleportowaliśmy, bo co mieliśmy zrobić? Powiedzieć „nie, to mój kumpel, nie chcę go wlec po posadzce przed oblicze Czarnego Pana”? Zakon go wystawił za wabika, wiesz? Prawdopodobnie, by określił się, po czyjej stronie teraz stoi. Więc daliśmy się złapać w pułapkę, nas było trzech, a ich ponad dziesięciu, pochowanych w bocznych alejkach, a między nami Reg. Więc zniszczyłem kamienicę, byśmy mogli uciec. Barty’emu i Lucasowi się udało, zakonnicy wzięli mnie i kilku innych przypadkowych przechodniów z Nokturnu na przesłuchanie. Dostałem w twarz – mimochodem dotknął sińca na policzku – ale nie dostali pozwolenia na Veritaserum i rewizję, więc musieli mnie wypuścić. Podejrzewam, że ktoś z naszych w Ministerstwie zadziałał.
Wzruszył ramionami, jakby nic już nie wiedział albo nie chciał wiedzieć. Syriusz nie miał pojęcia, jak powinien zareagować. Gdyby Tony był Regiem, pewnie ścisnąłby jego dłoń, starając się dodać otuchy. Powinien się przesiąść i objąć kolegę ramieniem, ale czuł, że za dużo wcześniej powiedział w ciemno, by tak zrobić.
– Nie wiem, gdzie jest Regulus, Syriuszu. Chciałbym wiedzieć, ale nie mam bladego pojęcia, gdzie go trzymają i co z nim robią. Nie wiem nawet dokładnie, co się dzieje pośród innych śmierciożerców. To wszystko… to jeden wielki bałagan.
Wbrew sobie i swoim świeżym założeniom, Syriusz sięgnął przez stół i chwycił dłoń Tony’ego. Była duża, większa od jego własnej, ciepła i naturalnie opalona, przez co jego własna ręka wydała się blada jak u wampira, a oczko w pierścieniu rodowym czerwone niczym krew.
– Przepraszam. Że mnie nie było. Że nie wierzyłem – wyznał, starając się brzmieć jak najbardziej szczerze. To, co mówił, co chciał powiedzieć, było szczere, ale zależało mu, by Tony też w to uwierzył. – Ale teraz tutaj jestem, a jeżeli ktoś sobie umie radzić z bałaganem, to ja. Więc jeżeli coś się stanie, to ja ci pomogę. Poruszę wszystkie kontakty i dojścia Blacków, wydziedziczę kogo będzie trzeba i przepiszę majątek na tych, którzy tego potrzebują, jeżeli to ci pomoże. Ale nie dam rady, jeżeli mi wpierw nie powiesz, że trzeba tak zrobić – zaznaczył i ścisnął mocniej jego dłoń. – Bo ja jestem tylko jeden i choćbym chciał, nigdy nie będę słyszał wszystkiego.
Tony spojrzał na ich dłonie i bardzo powoli zaczął się śmiać. Najpierw cicho i raczej niepewnie, by po chwili jego śmiech rozbrzmiewał w całym salonie. Syriusz nie miał pojęcia, co jest takiego zabawnego w tym, co powiedział, ale przynajmniej to nie był fałszywy i zimny śmiech, jakim się obdarowywało kogoś, kto plecie farmazony.
– To nasze kółko plotkar – zaczął i spojrzał Syriuszowi prosto w oczy. – Chyba znowu go potrzebujemy.
Uśmiech, który wkradł się na usta Syriusza, na pewno nie zwiastował niczego prostego i łatwego.
– Gdzie jest Mark?
✧
21.
Teraz, 1981, Walia, Cardiff
Syriusz był zawieszony. Rozmowa z Dumbledore’em miała niby coś pomóc, magicznie zmienić go z przybłędy w członka Zakonu, ale wyszedł od dyrektora we wtorek, dzisiaj był już piątek, a on dalej nie wiedział, co i jak. Irytowało go to, bo przecież człowiek dostawał paranoi, siedząc zamknięty w jednym budynku. Tym bardziej, że wszyscy inni mogli wchodzić i wychodzić wtedy, kiedy chcieli.
Regulus zaproponował mu, by, skoro już i tak nie ma innej alternatywy, odwiedził Rogacza, ale Syriusz nie był przekonany, czy chciał siedzieć z nieprzytomnym ex-przyjacielem. No i prawdopodobnie nie jego twarz Rogacz chciał zobaczyć po przebudzeniu.
Zabrał się więc za podkradanie bratu książek, chociaż ciężko było nazwać to kradzieżą, gdy Reg o całym procederze doskonale wiedział. Nie potrafił się jednak wczuć w czytanie za dnia, gdy cały hotel wypełniał się głośnymi, zajętymi zakonnikami, biegającymi w tę i z powrotem. Nikt ich chyba nie nauczył, że darcie mord do siebie może i skutecznym środkiem komunikacji było, ale na pewno nie kulturalnym.
Czytał więc po nocach, głównie w kuchni, z powodu bliskości kawy i dobrego oświetlenia. Zastanawiał się poraz setny, co takiego Regulus widział w przydługich opisach przyrody, które przewijały się przez „Władcę Pierścieni” oraz rozwleczonej akcji, ponieważ jedyne, co on, Syriusz, tutaj widział, to przerost formy nad treścią. Ale czytał dalej, bo skoro przebrnął przez pierwszy tom, da radę to samo zrobić z drugim.
Ale chyba bez kolejnej kawy się nie obejdzie.
Nalał wody do czajnika i zamiast postawić go na gazie, dotknął jego obudowy i zagotował wodę magią. Nie miał pojęcia, czemu łatwiej było mu wyrzucać z siebie magię, niż nią manipulować w jego obecnym stanie, ale nie zamierzał się nad tym zastanawiać w środku nocy.
Zalał kawę, zostawiając sobie miejsce na mleko, i odłożył czajnik na miejsce. To był też moment, w którym ktoś wszedł do hotelu, a później do kuchni.
Syriusz nawet nie zarejestrował, kto dokładnie postanowił wpaść do siedziby, gdy zaklęcie odrzuciło go na szafki, a on sam upadł na podłogę. Zaklęcie ogłuszające wyrwało mu powietrze z płuc. Dosłownie przez kilka sekund nie wiedział, jak się oddycha.
– Kim jesteś?
Różdżkę do szyi przyłożył mu jakiś rosły blondyn, które Syriusz wcześniej tutaj nie widział, ale już wiedział, że go nie polubi. Spróbował wziąć głębszy oddech, a gdy to mu się udało, odpowiedział:
– Merlinem wracającym z sypialni Morgany.
Uderzenie w twarz rozcięło mu wargę. Cóż, pewni ludzie nie mieli widać poczucia humoru, co nie znaczyło, że Syriusz też miał go nie mieć. Nie zamierzał spełniać jakiś durnych zachcianek tępawego osiłka, który najpierw rzucał zaklęcie, a później pytał.
– Nie pogrywaj sobie ze mną. Kim jesteś i co tutaj robisz? Jak znalazłeś to miejsce?
– Elliot!
Ktoś odciągnął blondyna od niego, a wraz z nim różdżkę, więc Syriusz mógł przestać wyginać szyję pod nieprzyjemnym kątem. Otarł usta z krwi i podniósł się do pionu. Prewett – któryś z nich, wyglądali w końcu tak samo – trzymał obcego gościa na dystans.
– To szpieg!
– Dupa nie szpieg! Myślisz, że robiłby sobie wtedy kawę w naszej kuchni?!
Gdyby to była wybitna kawa, pomyślał Syriusz, pewnie bym zrobił, ale najpierw musiałbym zostać szpiegiem. Nie powiedział tego jednak na głos, ponieważ bolały go usta, a i stracił dobry humor, gdy Prewett podczas szamotaniny z osiłkiem strącił mu kubek i rozlał całą kawę.
Zaraz też w kuchni zebrała się ta garstka osób, która tutaj nocowała, a na jej czele Regulus. Nim Syriusz zdążył pomyśleć, że powinien jakoś wytłumaczyć zaistniałą sytuację, brat próbował doskoczyć do blondyna, ale drugi Prewett go powstrzymał. Co za niesamowita para rudzielców, Syriusz powinien zapamiętać ich imiona, a może nawet nauczyć się ich rozróżniać.
– Odbiło ci, Campbell?! – Sławne płuca Blacków, które podobno były w stanie przekrzyczeć Sonorus, wkroczyły do akcji za sprawą Regulusa.
– Reg, Elliot, Fabian, Gideon, chłopaki – podkreśliła ostatnie słowo Mary. Chyba ona też nie umiała odróżniać bliźniaków. – Uspokójcie się i porozmawiajmy. Co tutaj się stało?
Campbell wyrwał się z uścisku Prewetta.
– Kim on jest?
– To mój brat, ty trollu! Jesteśmy podobni, do jasnej cholery! Gdybyś czasem widział coś poza czubkiem własnej różdżki, zauważyłbyś!
Syriusz patrzył zaskoczony na Regulusa, który teraz naprawdę go przypominał, ale w tych najgorszych momentach, gdy nie panował nad sobą. Na bladych policzkach brata aż wykwitły rumieńce z nerwów.
Campbell porównał ich obu i chyba doszedł do wniosku, że, jak się lepiej przyjrzeć, to nosy i szlachetne podbródki mają te same, więc może jest jakiś sens w tym, co mówił Reg. Syriusz miał tyle złośliwych komentarzy, których użyłby, gdyby nie był taki zmęczony. Jakimkolwiek zaklęciem dostał, do najlżejszych nie należało.
Oparł się ciężko o blat i spróbował rozmasować pierś. Regulusa zaalarmowało to na tyle, że podszedł do niego.
– Wszystko w porządku?
– A mówią, że głupota nie boli. – Uśmiechnął się słabo. – Własna może nie, ale cudza? Och, Reggie…
Regulus odwrócił się do Campbella wściekły.
– Następnym razem, gdy postanowisz wywiązywać się ze swoich obowiązków i faktycznie pojawiać się w kwaterze, zacznij mniej wymachiwać różdżką, a więcej używać mózgu.
– Uważaj, do kogo tak mówisz, Black. Nie ma już Pottera, który by cię ciągle bronił.
Syriusz złapał ramię brata, który wyglądał, jakby tym razem to on chciał częściej rzucać klątwami, niż myśleć. Kimkolwiek był ten cały Campbell, musiał nieźle zaleźć Regulusowi za skórę. Im dłużej o tym wszystkim Syriusz myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Zakon może i uważał, że walczył przeciw śmierciożercom, ale na pewno ze sprawiedliwością i równością jedynie na ustach.
– Odpuść, Reggie, nie warto. To idiota. Sprowadzi cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem.
– Wystarczy! – zarządziła Mary, która szybko domyśliła się, że jeszcze kilka takich komentarzy, a w kuchni zaczną rykoszetować paskudne rodowe klątwy. – Macie się rozejść, w tej chwili. Syriusz jest zawieszony, ale to nie znaczy, że jest szpiegiem. To nasz gość. Słyszałeś, Elliot? Gość.
– Żaden Black nie jest tutaj gościem. Jedyne, co przynoszą, to śmierć, a dowód masz piętro wyżej.
Campbell wyszedł z kuchni i wszyscy słyszeli jeszcze przez chwilę jego kroki na schodach, zanim nie zrobiło się na powrót cicho. Prewettowie spojrzeli po sobie, a później na nich i w bardzo niezręczny sposób opuścili kuchnię, nie chcąc się mieszać w sprawy między drużyną Pottera a Campbellem.
Syriusz też nie miałby na to ochoty, ale chodziło o jego brata, a ta podła szuja właśnie zarzuciła, że Regulus mało nie zabił Rogacza. No i to zaklęcie naprawdę bolało!
– Syriuszu? – Mary odwróciła się w ich stronę. Wyglądała na naprawdę zmęczoną. – Jeżeli potrzebujesz jakiejś maści…
– Idź spać, słońce. Nic mi nie jest.
Uśmiechnął się na potwierdzenie swoich słów. Mary nie wyglądała, jakby mu od razu uwierzyła, ale ostatecznie kiwnęła głową i wróciła na górę.
Regulus machnął różdżką, sprzątając pozostałości po kawie z podłogi i wstawił wodę. Nie zagotował jej różdżką, tylko postawił czajnik na kuchence, więc kuchnię wypełniło ciche syczenie gazu.
– Kutas – przerwał ciszę Syriusz, a Regulus cicho parsknął.
– Chuj.
– Sukinsyn?
– Bardziej skurwysyn.
– Wiem. – Uśmiechnął się do brata. – Personifikacja łajnobomby.
Zaśmiali się obaj, chociaż nie na długo. Syriusz podszedł do brata i objął go mocno. Nie było to zbyt mądre, ponieważ pieś zakuła bólem, ale całkiem go zignorował. Stali tak przez chwilę, patrząc na własne, wykrzywione odbicia na powierzchni czajnika.
– Będzie cierpiał – stwierdził Syriusz. – Specjalnie dla niego zostanę najgorszym Ślizgonem, jakiego nosiła Anglia, i pokaże tej gryfońskiej kurwie, co to znaczy zadzierać z Blackami.
– Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale to nie dość, że Puchon, to jeszcze mugolak. Zostaniesz rasistą.
– A on śluzem gumochłona za taką profanację na wartościach Hufflepuffu. Mark przyznałby mi rację. A później powiesiłby go za jaja.
Uśmiech, który posłał mu Regulus, był na tyle ładny, że koniec tego dnia wcale nie wydawał się tak okropny, jak jeszcze chwilę wcześniej.
Etykiety: 2018, Bezruch, Black Regulus, Black Syriusz, Crouch Bartemiusz, Dołohow Antonin, Lupin Remus