4 paź 2014

[BEZRUCH] W gnieździe węży

1 września 1978r.

Salazar istnieje i czuwa nad swoimi podopiecznymi – przeszło Regulusowi przez myśl, gdy pierwszego września stanął na peronie 9 i ¾ w towarzystwie Syriusza, który mocno go uściskał, włożył do kieszeni kilka galeonów od siebie i deportował się do domu.
Nareszcie. Rok w Hogwarcie. Sam. Bez nadopiekuńczego brata nad głową. To było prawie jak gwiazdka we wrześniu. 
No może nie przesadzajmy. Syriusz nie był złym bratem i właściwie nigdy nad nim nie chuchał ani nie dmuchał, ale... ale mimo to Regulus nie czuł się swobodnie w jego towarzystwie, szczególnie gdy chodziło o dziewczyny. 
Było jasne, że miał więcej doświadczenia w tych sprawach od Regulusa. W przeciwieństwie do niego, Syriusz wyrósł już po piątym roku, zapuścił obecnie modne, długie włosy i był bardzo śmiały. Regulus, by przekroczyć magiczną barierę sześciu stóp, potrzebował aż siedemnastu lat. Nie bawił się w zapuszczenie włosów (które, swoją drogą, w przeciwieństwie do syriuszowych, lekko mu się kręciły po matce) ani też nie miał zapasów pewności siebie. Tak właściwie, jeżeli przychodziło co do czego i trzeba było porozmawiać z dziewczyną, robił się bardzo nieśmiały, co psuło otoczkę pewnego siebie panicza Blacka.
Regulus nie pamiętał, by Syriusz opuścił jakąkolwiek okazję do naśmiewania się z jego nieśmiałości przez ostatnie sześć lat. 
W tym roku miało się to zmienić i Reg obiecał sobie, że nie podda się tak łatwo. A poprzeczkę ustawił sobie bardzo wysoko, bo aż na poziomie Jennefer Selwyn... z którą nigdy nie odważył się porozmawiać, chociaż chodził za nią od czwartej klasy. 
Widząc ją na peronie, aż przystanął. Ona i jej siostra Katherina były odprowadzane przez całą rodzinę – ich ojca, Jonah Selwyna o srogim spojrzeniu, który wyglądał jakby miał usztywniany kołnierzyk i nie mógł się schylać, lekko rozmarzoną matkę, Almeę, która gruchała coś do młodszej córki i Christophera, ich brata, który spoglądał na wszystkich niechętnym wzrokiem, jakby byli gorszym gatunkiem.
Katherina była śliczna. Miała blond włosy matki, urocze dołeczki i naprawdę długie nogi, które lubiła eksponować, a które odwracały uwagę od mizernego biustu piętnastoletniej dziewczynki. 
Ale Jennefer była jeszcze piękniejsza niż jej siostra. Przynajmniej w mniemaniu Regulusa. Może trochę zbyt wysoka jak na dziewczynę, za chuda i z brakiem nie wiadomo jak kuszących, kobiecych kształtów, ale Regulus nie za wygląd ją lubił. 
Jennefer była bystra, śmiała i bardzo otwarta. Miała wielu znajomych i wydawała się pełną energii osobą, która szybko zdobywała sobie sympatię innych. Zawsze przygotowana do lekcji, wzorowa uczennica, która chodziła z kwiatami we włosach bez względu na porę roku.
I która była zaręczona z Thomasem Goylem. Widać Rovena nad swoją podopieczną nie czuwała, skoro dziewczynie trafiła się taka partia. Regulus zachodził w głowę, jakim cudem Jonah Selwyn zgodził się wydać córkę za Goyle'a. Gdzie on miał wtedy oczy, nie wspominając o rozumie? Jak świat światem, nigdy nie urodził się przystojny Goyle, a biorąc pod uwagę wszystkie skrzywienia genetyczne, w przyszłości miało się to nie zmienić. 
Czy naprawdę nie było lepszych kandydatów? Oczywiście, że byli. Na przykład on, Regulus, taki skromny chłopak. Co z tego, że drugi z braci Black – majątek jego rodziny był na tyle duży, że nawet jako drugi syn wniósłby mnóstwo pieniędzy do takiego małżeństwa. Więcej niż jakiś tam Goyle. A aparycję miał o niebo lepszą! 
Pan Selwyn wychwycił wzrok, którym Regulus śledził sylwetkę jego córki i posłał mu tak pełne jadu spojrzenie, że gdyby Regulus nie urodził się Blackiem, właśnie podkuliłby ogon i uciekł w pośpiechu. A tak zrobiło mu się tylko niedobrze, bo wiedział, że wyniknął z tego kłopoty, a nie miał bladego pojęcia dlaczego.
— … i co z tego, że wyjechaliśmy do tej całej Szwajcarii skoro ojciec już po kilku dniach i tak musiał wrócić do Anglii i tyle go widziałem? Ciężko się przebywa w jego towarzystwie, ale moja matka jest jeszcze gorsza. Wszędzie widzi tylko wilkołaki, wampiry i mugoli z pochodniami. Prawie z domu ciotki nie wychodziła i mnie nie chciała wypuścić. Naprawdę, Reg, następnym razem ucieknę na całe wakacje do ciebie. — Barty lamentował, jak za każdym razem gdy wracał z domu po dłuższej przerwie. Fakt faktem, jego rodzice do normalnych nie należeli. Pan Crouch sztywno przestrzegał zasad w każdej dziedzinie życia, a pani Crouch bała się własnego cienia. Barty, który był naprawdę ciekawską osobą i nie lubił sztywno wyznaczonych reguł, nie mógł się z nimi dogadać w żaden sposób.
Regulus odwrócił wzrok od okna i spojrzał na niezadowolonego przyjaciela. Nigdy nie proponował mu przyjazdu na wakacje, ale gdyby Barty poprosił, zapewne by nie odmówił. Znali się z Crouchem od pierwszej klasy, kiedy to ten niski brunet wpadł na niego z kubkiem kakao zwędzonym z kuchni. Regulus pamiętał, że strasznie na niego nakrzyczał za ubrudzenie jego szaty, a później razem rozmawiali w kuchni pośród skrzatów domowych z kubkami gorącej czekolady.
Nigdy nie pytał Barty'ego, jak ten znalazł wejście do kuchni, jak zdobył klucze do gabinetu Slughorna z którego podbierali Ognistą ani skąd przynosił piwo kremowe w środku nocy. Barty to wszystko miał i dzielił się tym z Regulusem, bo go lubił. Za to, że Reg dawał mu przepisać wypracowanie z eliksirów? Że mógł się chwalić przed dziewczynami, że jego kumpel jest ścigającym Ślizgonów? A może Barty potrzebował kogoś spokojnego i ułożonego, kto powiedziałby mu, kiedy przesadza? Możliwości były różne.
— O ile znajdziesz świstoklik do Francji. Matka zgodziła się zamieszkać na stałe u Frana. Właściwie, prawie przez całe wakacje przenosiliśmy wszystkie rzeczy z Grimmauld Place, a rodzeństwo Frana przychodziło w odwiedziny — streścił krótko Regulus, podpierając głowę ręką.
— W kolejności alfabetycznej? — zażartował Barty, uśmiechając się lekko.
— Nawet parami. — Regulus odwzajemnił na krótko uśmiech i spojrzał na zegarek. Nie byli nawet w połowie drogi. 
— Jaka jest rodzina Frana? — zapytał Barty, prawdopodobnie dla zabicia czasu. Siedzący z nimi Eliot Fawley i Lucas Avery nawet nie zwracali na nich uwagi, zajęci grą w Eksplodującego Durnia.
— Specyficzna — przyznał Regulus. — I głośna. Zresztą, znasz Frana. Wiesz, że jak już podchwyci jeden temat, to może o nim mówić godzinami. Oni wszyscy tacy są. Hm... Może zacznijmy od Allury, to najstarsza siostra Frana. Na pierwszy rzut oka wygląda na sympatyczną babcię, ale to pełna wigoru kobieta, która lubi podrywać mojego brata. Nie śmiej się, mówię prawdę.
— Poważnie, zalecała się do Syriusza? Ile ona ma lat? Osiemdziesiąt? I co on na to? — Crouch rozłożył się wygodniej na siedzeniu i wyciągnął Avery'emu czekoladową żabę z kieszeni. 
— Nie, jest w okolicach siedemdziesiątki dopiero, wygląda na pięćdziesiątkę, a zachowuje się jak dwudziestolatka. Syriusz jak to Syriusz, flirtował z nią prawie na poważnie, dopóki matka nie zmyła mu głowy, zarzucając nieodpowiedzialne zachowanie. Ona nie lubi Allury, która ciągle wypomina jej, że jest za niska dla Frana.
— Twoja matka nie zabiła jej wzrokiem?
— Złego złe nie bierze. — Regulus machnął ręką i zaczął mówić dalej. — Benny to taki dobry wujek z kieszeniami pełnymi cukierków. Oczywiście do czasu pierwszego kieliszka. Później robi się bardzo głośny i wszystkich przekonuje do tego, że rząd francuski jest najlepszym rządem na świecie, a Anglicy nie potrafią gotować. Nie mam pojęcia jak jedno ma się do drugiego, ale zdecydowanie lepiej trzymać alkohol z dala od niego. — Reg pokręcił głową na samo wspomnienie awanturującego się staruszka. 
— Francuzi naprawdę są zadufani w sobie.
— Nie wszyscy. Na przykład Jogei ma do siebie dużo dystansu, a jeszcze więcej do swojej bliźniaczki Manon, która jest prawdziwą wiedźmą, chociaż określenie strzyga pasuje dużo lepiej. Bo widzisz, Jogei lubi ze wszystkiego żartować, a ona bierze to na poważnie. Nie widziałem jeszcze przyjęcia, na którym by się co najmniej raz nie pokłócili, wyzywając od głupich blondynek. Właściwe, to trochę dziwne uczucie, gdy przyjeżdżasz na święta i prawie wszyscy wokół ciebie mają blond włosy. Liebleu są takim kontrastem dla Blacków. Dostaję oczopląsu, gdy przyjeżdżam z Anglii do Francji.
Barty zaśmiał się szczerze i oblizał palce po czekoladowej żabie Avery'ego. Na jego nieszczęście, Lucas odgadł pochodzenie pustego opakowania w rękach Barty'ego i nie omieszkał się go zwyzywać od podłych złodziei i skąpców, którzy nie chcą wydawać własnych pieniędzy na jedzenie. 
Takie sprzeczki między Lucasem a Bartym zdarzały się dość często, więc ani Avery się nie obraził, ani Crouch nie wziął tego do siebie, ale obiecał odkupić lucasową żabę przy najbliżej okazji.
— Dużo ich tam jeszcze jest? — Barty zgrabnie powrócił do przerwanego wątku.
— Jeszcze trochę. Następny w kolejce jest Lazare, ale on był smokonem i został zagryziony przez samicę wysiadującą jaja, bo podszedł za blisko. Czy coś w tym stylu, nie pamiętam. Następny jest... Antoine, o ile dobrze pamiętam. To taki typ romantyka, który nie widzi świata poza swoją żoną. Gruchają cały czas w kącie i ślą sobie miłosne spojrzenia.
— To okropne... — Barty zmarszczył nos. — Nie chciałem tego wiedzieć.
— Ja nie chciałem wiedzieć, jak potrafi krzyczeć podczas uniesienia ponad pięćdziesięcioletnia kobieta, a się dowiedziałem, więc wcale nie jesteś tak poszkodowany — skwitował Regulus.
— Reg! Bez takich szczegółów! Życie uczuciowe staruszków mnie nie interesuje! Pomiń tego typu szczegóły. 
— Chcę wiedzieć, o czym rozmawiacie, czy ta wiedza nie jest mi do szczęścia potrzebna? — Eliot zastygł z pionkiem w rękach, przyglądając się obu kolegom z konsternacją na twarzy. Zawsze uważał, że Ślizgoni są dziwni, ale nie, że aż tak.
— Twoje życie będzie piękniejsze bez takich nowinek — powiedział grobowym tonem Barty i zatrzymał panią z wózkiem, by kupić trochę łakoci i odkupić czekoladową żabę Lucasa. Eliot postanowił w tym konkretnym wypadku zaufać koledze z roku i wyrzucić zasłyszaną kwestię z pamięci. 
— Aż się boję zapytać, co jest dalej. — Barty ubezpieczył się w Kociołkowe Pieguski w razie kontynuowania historii. 
— Jeszcze tylko cztery osoby, spokojnie. — Regulus uśmiechnął się rozbawiony i bez pytania sięgnął po pieguska . — Teraz Noël. Wraz z żoną podróżują po świecie i przywożą Franowi pamiątki. W tym roku dostał męskie kimono, posążek Buddy i trochę podejrzanie wyglądających słodyczy, które Collin ukradł ze stołu.
— Zaraz, zaraz. — Barty zamachał mu ręką przed twarzą. — Nie rozpędzaj się tak. Kim jest Budda i Collin?
— Budda to bóstwo. Pamiętasz? Mówiłem ci, że w rodzinie Frana wierzy się w tych całych bogów. Budda jest jednym z nich. A Collin to pies. François go przygarnął dwa lata temu na święta. Nie mówiłem ci? 
— Nie, nie mówiłeś! — Barty wyglądał na oburzonego. — I co to za głupie imię? Psa nazywa się Reks albo Puszek, a nie Collin.
— To był pomysł Syriusza. — Reg podrapał się po policzku. — Powiedział, że będzie nazywał się Collin na cześć Collina Collinsa, czy jakoś tak.
— On nazywa się Neill Collins, a nie Collin Collins. Nikogo by tak rodzice nie skrzywdzili, by go nazwać Collin Colllins czy Tyson Tyson. 
— Mojego brata rodzice nazwali Syriusz Black i mimo że nie brzmi podobnie, też nie jest specjalnie trafione. — Obaj zaśmiali się krótko. Każdy pierwszoroczny w Slytherinie pytał się, czy Syriusz naprawdę nazywa się Syriusz Black, a później przeżywali zawód, że starszy Black nie był czarnoskóry.
— Twój brat jest wyjątkowy, nie ma co ukrywać. Kto jest kolejny? 
— Théodore i Thierry. Nie dość, że są identyczni, to wyszli za bliźniaczki i ich dzieci wyglądają jak rodzeństwo. Nigdy nie wiem, który to który. Jak Jogei i Manon byli przeciwieństwami i nic ich nie łączyło, tak tych dwóch potrafi nawet kończyć po sobie kwestie. Nie wiem, jak ich żony nie mylą się, który mąż jest czyi, o dzieciach nie wspominając. — Black ścisnął nasadę nosa, kręcąc głową. — Dobrze, że nie jestem obciążony genetycznie bliźniakami. To jakiś horror.
— Ale twoja żona może być! — Crouch klasnął w dłonie tak mocno, że siedzący obok niego Avery podskoczył, wywracając całą planszę na ziemię. — Wybacz, Lucas. — Barty chciał poklepać kolegę po ramieniu, ale zwątpił, widząc mordercze spojrzenie.
— Z jej strony też nie ma bliźniaków. 
Regulus miał większe szczęście niż Jennefer i jego narzeczoną była Tatiana Carrow. Nawet Syriusz próbował się z nią umówić, ale go odrzuciła. Reg nic do niej nie miał, była bardzo ładna, ale charakter miała podobno paskudny. Przynajmniej z tego, co mówili wszyscy, którzy do niej startowali. Mówiono, że potrafiła zmieszać człowieka z błotem, jak mało kto. Tak, zdecydowanie była wymarzoną partią. Dla masochisty.
— A szkoda... No dobrze, już dobrze. Nie patrz na mnie takim wzrokiem. To wszyscy? 
— Jest jeszcze Cyrille, ale on ma raka i nie opuszcza często domu. — Regulus zdecydowanie przygasł.
— Raka? Myślałem, że to typowo mugolska choroba... — Nawet Barty stracił cały dobry humor i wyraźnie przycichł. 
— Widać już nie. Wykryto u niego trzecie stadium i prawdopodobnie nie będzie go na święta. Philippe odwiedził nas z Meą i Hanną – to dzici Cyrille'a – by powiedzieć to Franowi, więc... no cóż, jest trochę przybity. Nie znaleziono jeszcze żadnego odpowiedniego zaklęcia ani eliksiru na raka, a testy są na etapie raczkowania, więc musi się pogodzić z myślą, że Cyrille'a już nie będzie.
— Poznałeś go? 
— Na ślubie mamy i Frana. To on kupił dom, w którym teraz mieszkamy i powiedział, że moja matka musi mieć złote serce, by wyjść za takiego szkodnika, jak Fran. — Uśmiechnął się delikatnie na to wspomnienie. — To serdeczna osoba, która nie umie żywić urazy. 
— Rozumiem. Tooo... może opowiesz mi teraz o swoich nowych kuzynach?
— Nawet na to nie licz, Barty. Jestem zmęczony. — Black poprawił koszulę i wyszedł z przedziału, by rozprostować kości i się przewietrzyć.
Nie lubił myśleć o Cyrille'u w ten sposób. To nie było sprawiedliwe, że mugole nie chorowali na smoczą ospę, a czarodzieje mogli zachorować na raka, którego notabene nie dało się wyleczyć w żaden sposób. 
Może ten cały Voldemort miał rację? Mugole przynosili tylko nieszczęścia. Rak, dżuma, druga wojna światowa... to wszystko była ich wina, a na domiar złego to czarodzieje musieli się przed nimi kryć niczym szczury i pozwalać na niszczenie wszystkiego wokół i zabijanie niewinnych. Co było w nich dobrego? 
Regulus oparł się o ramę okna na korytarzu i pozwolił by wiatr rozwiał mu włosy. Od kiedy urósł, jego twarz przestała być okrągła, a rysy się wyostrzyły, więc mógł pozwolić sobie na bardziej męską fryzurę i nie wyglądać przy tym śmiesznie. Wygolił sobie boki i tył głowy, zostawiając włosy tylko na górze, by miękko opadały na czoło, ewentualnie czasami robi sobie przedziałek z boku dla wygody. Nawet Syriusz przyznał mu rację, że przestał wyglądać jak dzieciak, a to... a to było już coś. Chociaż insynuacje brata odnośnie staromodnych fryzur z lat dwudziestych i podarowane w prezencie opakowanie brylantyn, mimo wszystko były mało przyjemne.
Ktoś stanął nagle obok niego z kubkiem zapachowej herbaty w ręce, za którą Reg nie przepadał. Właściwie, gardził prawie każdym rodzajem herbaty, co było mało angielskie, ale co poradzić, że kawa podchodziła mu o niebo lepiej? 
Spojrzał na nieproszonego gościa i zamarł, zdając sobie sprawę, że obok niego stanęła Jennefer Selwyn z kubkiem obrzydliwej, cytrusowej herbaty. Automatycznie odwrócił wzrok spanikowany, nie wiedząc, co zrobić w takiej sytuacji.
Cholera jasna. Może trzeba było się zapytać Syriusza, jakich tekstów najczęściej używał do poderwania dziewczyny? Albo jak w ogóle był w stanie się do niej odezwać bez zająknięcia? 
Jena zauważyła jego wcześniejsze spojrzenie i podniosła na niego wzrok, zaciekawiona.
— Cześć.
Regulus o mało nie dostał zawału, słysząc jej głos. Sama się do niego odezwała. To dobrze czy źle? Co powinien zrobić? Czemu nie ma tutaj Syriusza!? 
— No cześć — mruknął, ale zabrzmiało to bardziej jak burknięcie. Co jeżeli pomyśli, że jest niewychowany? 
— Słyszałam od Kattie, mojej siostry, że zostałeś w tym roku kapitanem drużyny. Gratulacje. — Uśmiechnęła się do niego. — Właściwie, jestem Jena Selwyn, chodzimy razem na eliksiry i obronę. — Wyciągnęła do niego rękę na powitanie.
— Wiem kim jesteś i znam twoją siostrę. — Znowu zabrzmiało to tak, jakby miał do niej pretensje. Co się z nim dzieje!?
— Och... — Dziewczyna wyraźnie się zmieszała i znów chwyciła kubek obiema rękami. 
— Ale dziękuję — powiedział, nie mogąc zmusić się, by spojrzeć jej w oczy. — Mam nadzieję, że w tym roku Ślizgonom uda się zdobyć Puchar Quidditcha. — Rzucił jej krótkie spojrzenie. Patrzyła na niego zaciekawiona. Czemu nie mógł się zmusić, by na nią spojrzeć? Czemu to było takie trudne?
— Jim odszedł, więc jest duża szansa, że ktoś w tym roku odbierze Puchar Gryfonom. — Nie powiedziała, że będą to Ślizgoni, ale Regulus zdawał sobie sprawę, że będzie kibicować Krukonom, solidarna z własnym domem. 
— O ile McGonagall wypuści go ze swoich szponów — rzucił luźno, a Jena doceniła żart, śmiejąc się cicho. Uśmiechnął się lekko, patrząc na nią przez chwilę bez skrępowania. 
— Powodzenia. — Odwzajemniła uśmiech.
— Krukonom też.
— Dziękuję. — Wróciła do swojego przedziału, który znajdował się obok tego, w którym on sam siedział.
Gdy tylko zasłoniła za sobą kotary, Regulus poszedł do łazienki, by oblać twarz zimną wodą. Musiał ochłonąć. Rozmawiał właśnie z dziewczyną, która mu się podobała od kilku lat i udało mu się ją nawet rozśmieszyć. Był dzielny, dał radę. Syriusz byłby z niego dumny, gdyby to widział. Taką przynajmniej nadzieję miał młody Black. 
Trochę walczył z myślą, czy wysłać bratu list, ale ostatecznie czemu nie? Oczywiście napisze go, gdy znajdzie chwilę dla siebie, z dala od ciekawskiego Barty'ego i wszystkich kolegów, którzy nie zapomnieliby mu tego wypomnieć. 
To był jakiś plan i istniało prawdopodobieństwo, że Syriusz go nie wyśmieje z miejsca.
— … nie wierzę, że to zrobiłeś. Udowodnij! 
Usłyszał jakieś szepty na korytarzu, tuż za drzwiami łazienki.
— Nie w takim miejscu, zgłupiałaś? 
Chłopak i dziewczyna. Regulus zbagatelizował sprawę, wycierając twarz papierem, dopóki nie usłyszał ciekawszej części:
— Wiedziałam, że nie dostałeś Znaku. Próbujesz mnie oszukać. Czarny Pan nigdy by nie wybrał kogoś takiego jak ty. 
Skądś kojarzył ten specyficzny ton głosu i przeciąganie głosek, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. I o czym oni mówili? Znak? Czarny Pan? Chyba nie mówili o tym całym Voldemorcie, o którym ostatnio rozpisywały się gazety? 
— Wybrał mnie! — Chłopak uniósł głos. — Pokażę ci. 
Drzwi łazienki otworzyły się nagle, a do środka wpadł Thorfinn Rowle w towarzystwie Tatiany Carrow. Teraz Regulus już wiedział, skąd znał ten głos. To była jego narzeczona, która teraz obdarzyła go bardzo wyniosłym spojrzeniem.
— Black. — Rowle wyglądał na zaskoczonego takim obrotem zdarzeń. Wyprostował się, chociaż i tak nie był na tyle wysoki jak Regulus i spojrzał na niego chłodno. — Nie ładnie podsłuchiwać.
— Powinieneś nauczyć się najpierw pukać, a dopiero później oskarżać kogoś o podsłuchiwanie, Rowle. — Groźna mina Thorfinna nie robiła na Regulusie najmniejszego wrażenie. On był Blackiem, takie płotki jak Rowle nie były w stanie go przestraszyć. — Jeżeli nie chcesz, by ktoś cię podsłuchiwał, radziłbym nauczyć się szeptać i nie przeprowadzać rozmów tego typu pod drzwiami publicznej łazienki. Do widzenia, panno Carrow. — Kiwnął Tatianie głową, wymijając Thorfinna szerokim łukiem i wychodząc z łazienki. Na odchodnym usłyszał jeszcze jadowity ton Ślizgona:
— Przeklęty kundel. Jest tak samo narcystyczny jak jego psi brat. 
— Zamknij się, Thorfinn. — Tatiana skutecznie uciszyła kolegę i zamknęła drzwi łazienki.
Regulus zacisnął ręce w pięści, gdy wracał do przedziału. Rowle tego pożałuje. Nikt nie miał prawa obrażać Blacków, a tym bardziej jego brata i to w ten sposób. 
Thorfinn Rowle zepsuł Regulusowi humor na całą resztę podróży. Po kilku warknięciach nawet Barty nie chciał już z nim rozmawiać i przyłączył się do gry z kolegami. 
Black przez pewien czas zastanawiał się nad doborem klątw, którymi zamierzał obrzucić Rowle'a przy najbliżej okazji, ale gdy skończył mu się arsenał tych akceptowanych w szkole i zaczął wymieniać w głowie klątwy rodowe, stwierdził, że tylko się nakręca bez powodu. Nie powinien poświęcać aż tyle uwagi osobie pokroju Thorfinna tylko dlatego, że źle powiedział o nim i jego bracie. 
Już nie raz zdarzyło się, by ktoś nazwał Syriusza psem albo głupim Gryfonem w szatach Slytherinu, a jego brat potrafił sobie poradzić samemu w takiej sytuacji – czy to ciętą ripostą, sprytnym zaklęciem czy klasycznym prawym sierpowym. Ostatniego rozwiązania często używał na czystokrwistych, którzy takiego zagrania się nie spodziewali, a wręcz uważali, że tak nie można.
Dla Syriusza nie było rzeczy niemożliwych. Co z tego, że jego kartoteka u Filcha była grubsza niż „Historia Hogwartu”, a nauczyciele dostawali migreny na sam dźwięk jego imienia? Syriusz był idolem tych maluczkich, którzy bali się marzyć o tym, co on wcielał w życie. 
Gdyby teraz tutaj był, co najmniej trzy toalety zostałyby już wysadzone w powietrze. Regulus uśmiechnął się do swoich myśli, zwracający tym uwagę Barty'ego.
— O jakich nieprzyzwoitych rzeczach myślisz tym razem? — zarzucił mu Crouch, kopiąc lekko w kostkę.
— A ty jak zwykle musisz sobie coś dopowiedzieć. Myślałem o Syriuszu.
— Już za nim tęsknisz? — Barty uniósł brwi.
— Nie żartuj.
Ale Reg przyłapał się na tym, że nic tylko myślał o starszym bracie, jakby mu go naprawdę brakowało. 
Nie spędzili tych wakacji wspólnie, chociaż żaden z nich nie wyjeżdżał. Po prostu Regulus segregował bibliotekę, Syriusz gabinet ojca wraz z dużym i małym salonem, matka sypialnie, a Fran pomagał każdemu z osobna. Później, gdy już się mniej więcej rozłożyli, Syriusz pomagał Franowi w pracy przy tworzeniu świstoklików, a Regulus odrabiał pracę domową w domu, porządkował swoje rzeczy lub czytał książki.
Czuł się odsunięty. Coś było między Franem a Syriuszem, coś o czym mu nie mówili, a ta aura tajemnicy, która snuła się po domu, męczyła Regulusa. Z ulgą powitał nowy rok szkolny, tylko że ten nie był taki jak poprzednie. Syriusz został w domu i Regulus musiał poradzić sobie teraz sam – z dziewczynami, Quidditchem i transmutacją. 
— Więc o co chodzi? — Głos Barty'ego przywrócił go do rzeczywistości.
— Chodzi... w pewnym sensie chodzi o Syriusza — przyznał niechętnie, przywołując na twarzy kolegi uśmiech. — Trochę brakuje mi jego dowcipów. 
— Nie wiem jak tobie, ale mi powietrze wolne od smrodu łajnobomb nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, uważam, że jest oczyszczające. Cała ta atmosfera jest bardzo uspokajająca, gdy nie spodziewasz się na każdym kroku głupich psikusów.
— Crouch ma rację. Bez obrazy Reg, ale Syriusz atakował nawet swoich. Raz zamienił cały korytarz na trzecim piętrze w budyń, w którym ugrzęźli Ślizgoni i Krukoni idący na Historię magii — pożalił się Lucas, kręcąc głową na samo wspomnienie. — Niewiele straciliśmy, ale to było jak ruchome piaski. Mało się nie utopiliśmy. 
— Ja pamiętam, jak zalali salę od eliksirów podczas zajęć Ravenclawu — zaczął Fawley. — Woda wpadła z taką siłą do klasy, że poszły zawiasy w drzwiach i wszyscy wypłynęliśmy na korytarz w towarzystwie ryb i wodorostów. W lochach przez tydzień waliło zdechłą rybą. 
— Widzisz, Reg? Nikt nie tęskni za Syriuszem i jego bandą. No, poza tobą, ale widać tobie jedzenie żab i ślimaków przez dwa miesiące mocno zaszkodziło. — Za ten komentarz Barty dostał solidnego kopniaka w łydkę. — I do tego używasz rękoczynów na swoim przyjacielu. Trzeba cię będzie zabrać do skrzydła szpitalnego, gdy wrócimy!
— To są nogoczyny, Crouch — zauważył Eliot, uśmiechając się lekko. — Może Regulus chce wziąć przykład z brata i być nowym Huncwotem, czy jak oni się tam nazywali? Co Reg? Będziesz rzucał w nas łajnobombami? 
— Zacznę od spuszczenia waszych głów w toaletach — odpowiedział bardzo poważnie Black, unosząc brodę.
— Klasycznie. Szanuję twój wybór. — Avery pierwszy podchwycił. Wciągnął powietrze, wypinając pierś do przodu i spróbował przyjąć ponury wyraz twarzy swojego ojca. — I cóż jeszcze ma pan nam do zaoferowania, panie Black? Po kimś z tak znamienitego roku spodziewamy się czegoś z ikrą.
— Tak, tak. Pan Avery ma rację, panie Black. — Barty odgarnął włosy do tyłu, obrzucając ich wszystkich pogardliwym spojrzeniem. — Klasyka zawsze jest w dobrym guście, ale nie może pan bazować tylko i wyłącznie na opinii pańskiego brata. Trzeba przyznać, że był to nicpoń jakich mało, ale nie zamierza pan zostać w tyle, prawda? 
Regulus wstał ze swojego miejsca. Wsadził kciuki do kieszeni spodni, patrząc teraz na kolegów z góry.
— Panowie, przedstawienie, które dla was szykuję, będzie czymś, czego ludzkie oczy jeszcze nie widziały. Możecie się spodziewać największego kunsztu w dobrym, blackowskim stylu, przyprószonego czarnym humorem. To nie będzie jakieś tam wysadzenie wszystkich łazienek na piętrze czy dolanie eliksiru na przeczyszczenie do soku dyniowego. O nie, drodzy panowie. Szykuję kawał stulecia, który przyćmi wszystkie dowcipy mojego szanownego brata i jego kolegów. Możecie być pewni...
— Pańska przemowa, panie Black, jest fascynująca. Wierzę w to, że gdy spotka się pan ze mną w moim gabinecie po kolacji, będzie pan tak samo rozmowny. — Minerwa McGonagall weszła do przedziału w najmniej odpowiednim momencie. Widać wzięła żarty Regulusa na poważnie, wierząc w podtrzymywanie tradycji rodzinnych w rodzinie Blacków. — Wierzę, że się pan nie spóźni. — Kobieta zamknęła za sobą drzwi, zostawiając czterech Ślizgonów samych.
— Nieźle zaczynasz, Reg — przyznał Eliot, kiwając z uznaniem głową. — Ważne jest mocne wejście! 
— Dobrze ci radzę, Fawley, zamknij się albo dostanę drugi szlaban za wszczęcie pojedynku w pomieszczeniu do tego nieprzeznaczonym.
List do Syriusza musiał zostać przełożony na późniejszą godzinę. Na szczęście Regulus, pod groźbą posłania klątwy rodowej, przekonał Lucasa, Barty'ego i Eliota, by trzymali dzioby na kłódkę i nie rozpowiedzieli połowie szkoły, że oto Regulus Black, brat tego Syriusza Blacka, dostał szlaban przed samym rozpoczęciem roku szkolnego. Prawdopodobnie ustanowił jakiś nowy rekord, ale dopóki Reg siedział w Wielkiej Sali, spożywając kolację, żaden z nich nie pisną ani słówka.
Black tylko rozrzucił swoją kolację na talerzu, podświadomie zerkając w stronę stołu nauczycielskiego. Musiał być jakiś powód, dla którego McGonagall jechała razem z nimi pociągiem do Hogwartu. Zazwyczaj jechali sami, ale w tym roku coś się zmieniło. 
Regulus nie był na bieżąco z wydarzeniami ze świata od kiedy umarł ojciec i w domu zabrakło porannego Proroka, ale zawsze starał się na własną rękę dowiedzieć co ciekawszych rzeczy, a część informacji zwyczajnie do niego wpływała. Zazwyczaj poprzez Barty'ego, który w tym roku nie wysłał mu żadnego listu i twierdził, że był w Szwajcarii. Kogo jak kogo, ale Ślizgonów nie łatwo było okłamać i Regulus poczuł się wręcz urażony, że przyjaciel posunął się aż do tak tanich chwytów.
Crouch sam kiedyś stwierdził, że jego ojciec nienawidzi Europy i podkreślał kilkakrotnie w różnych żartach pompatyczny ton Croucha Seniora: „Moja noga nigdy nie postanie na stałym lądzie!”
Dlaczego tym razem skłamał w tak kiepski sposób i to przed nim, Regulusem? Obecnie, gdy ze wszystkich stron otaczały ich niepożądane osoby o za długich językach, Regulus nawet nie próbował zacząć tematu, chociaż mnóstwo pytań cisnęło mu się na usta.
Co się, cholera jasne, stało w tej Anglii?
— Wyjmie pan wszystkie książki z pudeł i poukłada na tych regałach. Proszę nie zapomnieć ich wytrzeć, panie Black. Poproszę pańską różdżkę. — Minerwa McGonagall nawet nie siliła się na miły ton. Regulus z niechęcią oddał jej własną różdżkę i spojrzał na stertę zakurzonych pudeł, które stały pod ścianą. Zapowiadał się pracowity wieczór.
Przy sześćset dwudziestej czwartej pozycji miał już problemy z ciągłym schylaniem się i prostowaniem. Na początku starał się jeszcze układać książki i zapoznawać z tytułami, ale gdy litery zaczęły skakać mu przed oczami, odpuścił sobie taką robotę i ustawiał je byle jak. List do Syriusza jednak będzie musiał poczekać trochę dłużej. 
Opasły tom wyślizgnął mu się ze sterty książek, którą trzymał i upadł dokładnie na jego stopę. Regulus zaklął w mało przyzwoity sposób i odłożył z hukiem pozostałe książki na półkę. Usiadł pod regałem i zdjął buta ze skarpetką, przyglądając się swojej nodze. Od razu zaczęła mu się robić sina plama na podbiciu. Tak to jest jak tysiąc stronicowa encyklopedia spada ci z hukiem na buta z miękkiej, włoskiej skóry.
Regulus jeszcze nigdy nie zapałał taką nienawiścią do literatury. 
Przyjrzał się tytułowi. Wytarte, już ledwo złote „1001 najbardziej kontrowersyjnych zaklęć, mikstur i uroków” żałośnie wybijało się ponad ponury granat okładki.
— Wspaniale. Przestarzały podręcznik do zaklęć uszkodził mi stopę. Jeszcze tylko tego brakowało w tym dniu. — Zniesmaczony sięgnął po książkę i otworzył na losowej stronie. — „Zupka kostna” — przeczytał tytuł i uniósł brwi. — „Prosty wywar powodujący zmianę stanu skupienia szkieletu ze stałego na ciekły.” Średniowieczne sposoby na niepokornych mężów. — Przerzucił kilka stron. — „Cielęcy bękart. Urok polegający na powolnym przeistaczaniu dowolnego obiektu w świniopodobny produkt. Najlepiej stosować na małych dzieciach.” — Regulus zaśmiał się pod nosem. — „Urok modliszki. Czar oddziaływający na zmysły, polegający na przekazaniu obiektu niektórych cech modliszki. Uwaga! Podczas stosowania na kobietach, zachować szczególną ostrożność.” Kto nie chciałby mieć takiej kobiety w łóżku? Można dla niej stracić głowę. 
Sprzątanie było żmudne i Regulus skończył je dopiero w okolicach północy. Noga cały czas dawała o sobie znać, ale był w stanie ją zignorować, gdy odzyskał już swoją różdżkę i mógł spacerkiem wrócić do Pokoju Wspólnego.
Dopóki nie przeszedł przez tajemne przejście, był w stanie nie myśleć o podejrzanej rozmowie Thorfinna i Tatiany, McGonagall patrolującej pociąg czy kłamstwie Barty'ego, ale gdy wraz z wejściem do Pokoju Wspólnego wszyscy zaczęli nagle szeptać między sobą i zerkać w jego stronę, Regulus miał już prawie stuprocentową pewność, że coś jest nie tak.
— I jak tam szlaban? — Tylko Barty starał się zachować pozory normalności. Z naciskiem na starał się.
— Nudny, ale udało mi się zdobyć ciekawą lekturę. — Pochwalił się swoją zdobyczą. — Wprawdzie, najpierw mnie zaatakowała z zaskoczenia, ale puściłem to w niepamięć. 
Croch pochylił się w jego stronę z poważną miną.
— Zaatakowała cię od tyłu?
— Ten żart jest nie na miejscu, Barty. — Reg przysiadł się obok niego. — Co się dzieje? — Miał już dość tych dziwnych spojrzeń, szeptów za plecami i kłamstw. — Coś się stało w te wakacje?
— Reg, nie wiem o czym...?
— Możesz przestać kłamać? Za kogo ty mnie masz? Za idiotę? Widzę, że coś jest nie tak i chcę wiedzieć, co się dzieje.
— To nie jest dobre miejsce. — Oczy Barty'ego uciekły na bok, w stronę dormitoriów. 
Regulus pierwszy poszedł do pokoju. Już na wstępie zauważył, że jedno łóżko było puste. Adam Brown spał na nim od pierwszej klasy i zawsze kładł na szafce nocnej zdjęcie całej swojej rodziny podczas rozgrywek Mistrzostw świata w Quidditchu. W tym roku jego szafka oraz łóżko było puste.
Regulus bez słowa usiadł na swoim materacu, wpatrując się w łóżko Adama. W takiej pozycji znalazł go Barty. Crouch też spojrzał w kierunku byłego posłania Browna, zacisnął usta w wąską linię i podszedł do Rega, siadając obok niego.
— W te wakacje, na przyjęciu u Lestrange'ów, poznaliśmy Toma Riddle'a — zaczął powoli Barty. — Spotkał się głównie z nami, młodzieżą, i przedstawił nam obecną sytuację. Mówił, że Ministerstwo sympatyzuje z mugolakami i ich zwolennikami, a czystokrwiści odsuwani są na bok, chociaż to w końcu my jesteśmy elitą tego świata. Nawoływał, że nie powinniśmy się z nimi zgadzać i że nie możemy być obojętni na wykluczanie nas z areny politycznej. Zachęcał nas pośrednio, byśmy się do niego przyłączyli.
Regulus w spokoju wysłuchał Barty'ego, ale coś nadal nie grało mu w tej historii. Nadal nie wyjaśniała ona dziwnego zachowania pozostałych Ślizgonów.
— Jaki to ma związek ze mną?
— Powiedział, że na to spotkanie zostali zaproszeni tylko ci, co do których nie ma podejrzeń o sympatyzowanie z mugolami. — Barty zrobił krótką pauzę. — Biorąc pod uwagę stosunki twojego brata ze szlamami, jego podejście do tradycji... wiele osób zaczęło się zastanawiać, czy wy czasem nie jesteście za tym bełkotem, którym karmi nas dyrektor. Wiesz, o tym jak nawołuje do współpracy i mówi, że nie ma między nami różnic. Reg?
Regulus miał zamknięte oczy. Zaśmiał się krótko, przeczesując włosy palcami.
— Widzę, że będę musiał lepiej popracować nad swoim wizerunkiem i przestać być kojarzonym jako „brat tego Syriusza Blacka”. Zapowiada się pracowity rok.

Etykiety: , , , , , , , ,