8 lis 2015

[BEZRUCH] Czuć lekkość

23 grudnia 1976r.

To było prawie jak droga na ścięcie. On, Polluks i czterech innych członków jego rodziny, których nie znał, nawet nie widział przez całe swoje życie. W Carmenly Town, w przeciwieństwie do Londynu, spadł śnieg i szli teraz po ośnieżonej ścieżce pod górę, przy akompaniamencie cichego skrzypienia pod nogami, które wywoływało dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa. Wszystkie drzewa wydawały mu się takie same – dziwnie czarne i ponure, z mrocznymi istotami chowającymi się między nimi. 
Nikt się nie odzywał, a Syriusz zaczął czuć się coraz mniej pewnie. Dziadek nie powiedział mu, na czym to będzie polegało, więc nie wiedział też, czego się spodziewać. Minęło dziesięć minut, nim doszli do zdobionej bramy, które ciągnęły się prawie jak godzina. Misternie wykuty herb Blacków straszył, wisząc niczym kat nad ich głowami, gdy dziadek, przykładając rękę do kłódki, szeptał dziwne formuły pod nosem, jedna po drugiej zdejmując bariery ochronne. Wraz z każdą opuszczoną osłoną, od ziemi w niebo szła wąska, pozioma smuga światła i może to była tylko wyobraźnia Syriusza, ale temperatura spadała wraz z kolejną tarczą.
O Carmenly wiedział jedynie tyle, że to właśnie w tym domu wychował się jego ojciec i tu zginęli jego dziadkowie. Dlaczego Orion wolał mieszkać w domu swojej żony, porzucając posiadłość rodziną – nie wiedział. Mógł się tylko domyślać, że chłód bijący za ścian nie był czymś nowym w tym miejscu.
Gdy weszli do środka, od razu uderzyło go to, ile kurzu wirowało w powietrzu, który od razu zaatakował jego płuca, powodując nieprzyjemny kaszel. Było go tak wiele, że na podłodze zostawiali ślady swoich butów, przemierzając korytarz.
Dalej

Etykiety: , , , , , ,