12 lis 2012

[BEZRUCH] Muzyka

W domu Blacków zawsze była muzyka.

W salonie na parterze stała stara, zaczarowana jeszcze przez dziadka Polluksa, szafa grająca, którą pani Black włączała tylko wtedy, kiedy wszyscy czworo zbierali się w pokoju.
Pan Black siadał wtedy na swoim wysłużonym fotelu obitym oliwkową skórą. Nóżki siedziska miały kształt wilczych łap, a podłokietniki zakończone były głowami psów, szczerzącymi zęby do ataku. Orion podpierał się łokciem o jeden z łbów, głównie o lewy, i opierał policzek na pięści. Zakładał nogę na nogę, a w wolnej ręce, najczęściej prawej, trzymał odpalone cygaro, od czasu do czasu się nim zaciągając i puszczając okręgi z dymu.
Regulus wykładał się na owczych skórach, leżących tuż przed wesoło trzaskającym kominkiem. W drodze zawsze zabierał z kanapy jedną lub dwie poduszki i podkładał je sobie pod głowę, kiedy wylegiwał się na brzuchu, wolno machając nogami w powietrzu. Zwrócony był zazwyczaj w stronę ojca, gdyż leżał naprzeciwko niego. Dodatkowo, leżąc przed kominkiem usytuowanym w rogu pokoju, miał możliwość ogarnięcia wzrokiem całego salonu.
Pani Black stawała przy grającej szafie z ciemnego drewna z misternymi, złotymi zdobieniami umieszczonymi na froncie. Wyciągała powoli różdżkę (heban, włos z ogona Testrala, siedem i jedna czwarta cala, twarda) z rękawa sukni i obracała ją chwilę w wąskich palcach zakończonych długimi, czerwonymi paznokciami. Spoglądała na wszystkich po kolei:
Najpierw na swojego męża.
Na jego gładko zaczesane do tyłu kasztanowe włosy, które w świetle świec nabierały rudego odcienia (pewno po matce, której włosy były koloru płomieni czy, jak kto wolał, świeżej krwi). Patrzyła przez chwilę w spokojne, brązowe oczy, zastanawiając się, o czym myśli. Omiatała wzrokiem wąskie, zmysłowe usta i gładko ogoloną brodę. Pobieżnie oceniała jego strój – czarne spodnie w kant, błękitna koszula, ciemna kamizelka bez pleców z cieniutkimi, szarymi elementami florystycznymi i luźno zawiązany krawat z herbem Blacków u dołu, spięty złotą spinką. Nigdy nie wiedziała, dlaczego nie lubił typowo magicznych szat.
W następnej kolejności przenosiła wzrok na młodszego syna.
Czarne, gęste włosy odrastały Regulusowi w zastraszająco szybkim tempie, po jakimś czasie zasłaniając ciemne brwi i wywijając się lekko za uszami. Brązowe, orionowe oczy, stale zmieniały przedmiot obserwacji. Okrągła twarz miała mlecznobiały kolor, na tle którego wyróżniały się lekko różowawe policzki i mały, zadarty nosek. Poduszki zasłaniały zieloną kokardkę z wąskiej wstążki i idealnie wyprasowany, biały kołnierzyk. Koszula wpuszczona była w krótkie, brązowe spodenki na szelkach, a na stopach miał czarne skarpety do kolan. Rozczulało ją to, że nie potrafił ukryć swojego zadowolenia i podniecenia.
Na Syriusza patrzyła na samym końcu.
Jej starszy syn wchodził do salonu jako ostatni. Zbliżał się do fotela ojca, ściągał z jego oparcia koc, układał go w kostkę i kładł na ziemi, tuż przy jednej z wilczych łap, głównie przy lewej. Później siadał na nim po turecku, opierał się, najczęściej prawym, barkiem o ścianę fotela i patrzył prosto na nią.
Był szalenie podobny do Oriona, gdy tamten był w jego wieku. Szczupła buzia o ciemniejszym odcieniu skóry niż ta Regulusa, z prostym nosem nakrapianym kilkoma jasnymi piegami i różowawe usta. Tylko oczy miał po niej, błękitne. Gdzieś w ich głębi kryła się iskierka rozbawienia. Jemu też włosy rosły nieprzyzwoicie szybko i łaskotały go już w kark. Odgarniał je do tyłu, tak jak to robił Orion. Białą koszulę miał krzywo zapiętą i niestarannie włożoną w czarne spodenki. Jedna skarpetka zsunęła mu się trochę w dół i była wyraźnie ubrudzona od spodu.
Pani Black chowała wtedy różdżkę z powrotem do rękawa i podchodziła do Syriusza. Kazała mu stanąć przed nią, by mogła poprawić jego ubranie. Podciągała luźną skarpetkę, wyciągała koszulę ze spodenek, rozpinała po kolei guziczki i zapinała w odpowiedniej kolejności, wsadzała ją z powrotem do spodni i na koniec układała mu włosy tak, by nie wpadały do oczu. Czasami musiała sobie pomóc zaklęciem.
Później wracała spokojnie do szafy grającej z różdżką w ręku i rzucała na nią krótkie, niewerbalne zaklęcie. Rolka zaczynała się powoli kręcić, a salon wypełniała, znana tylko Blackom, melodia.
Orion wpatrywał się wtedy przymrużonymi oczami w swoje dogasające cygaro i w ciszy słuchał muzyki.
Regulus zamykał oczy, wtulając twarz w poduszkę i machał nogami w rytm muzyki. Ten, kto miałby przyjemność stać bliżej niego, mógłby usłyszeć, że nuci cicho dobrze sobie znaną melodię.
Walburga chciałaby też zamknąć oczy i móc pozwolić myślom krążyć bezwładnie po swojej głowie, ale coś jej przeszkadzało. Uczucie nieustannego wpatrywania się w nią.
Syriusz wydawał się bardziej zainteresowany matką niż starą melodią ludową. Kobieta dobrze czuła, że przygląda jej się dokładnie.
Oglądał czarne fale jej włosów upięte z tyłu klamrą. Jej synowie odziedziczyli tylko ich kolor, chociaż Syriuszowi, gdy miał krótsze włosy, zabawnie wykręcała się grzywka. Wodził czujnym spojrzeniem po gładkim owalu jej twarzy, a później patrzył na wąskie, ciemne brwi i identyczne jak swoje, niebieskie oczy. Dalej był lekko zadarty nos i niezbyt szerokie usta podkreślone czerwoną szminką, które oglądał dłuższą chwilę. Smukła szyja, skryta pod koronkowym kołnierzykiem czarnej sukni z mocno ściśniętym gorsetem i luźno spadającym dole. Jej syn zwracał uwagę na dwie czerwone różyczki przyczepione do końca gorsetu. Powiedział jej nawet kiedyś, że strasznie mu się podobają. Następnie były równie czerwone paznokcie, na widok których uśmiechał się lekko i patrzył na czubki jej butów na obcasie, które odbijały żółty blask świec.
Nie wiedziała, dlaczego zawsze przyglądał jej się z taką uwagą, skoro stała na tle grawerowanej szafy, a obok niej znajdował się regał z ręcznie zdobioną zastawą oraz cała ściana z drzewem genealogicznym rodziny.
Ale nie zwracała mu uwagi.
Nie robiła tego też wtedy, kiedy nagle zaczynał śpiewać. Pomimo wysokiego, lekko dziewczęcego głosu, utrzymywał spokojny rytm melodii i idealnie wymawiał staroangielskie słowa pieśni.
Przyszedł do niej kiedyś z pytaniem, czy ta melodia ma słowa. Odpowiedziała mu, że owszem, ma, ale są tak stare, że ledwo kto potrafi je już wymówić. Zdziwił ją wtedy, gdy odpowiedział, że chce, by go ich nauczyła. Cóż miała zrobić? Zgodziła się. Kazała mu łamać język na trudnych zestawieniach liter, wyciągać dźwięczne głoski i śpiewać, śpiewać, śpiewać do utraty tchu. A później on za każdym razem wyśpiewywał inną zwrotkę. Tę, na którą miał akurat ochotę.
Była z niego dumna. Dumna z jego doskonałej dykcji, dźwięcznego głosu i własnych chęci. Potrafiła mu odpuścić każdą zbitą wazę czy dzbanek, pobrudzoną wykładzinę, porwaną jedwabną koszulę czy podjadanie przed obiadem, jeżeliby śpiewał.
Bo Syriusz śpiewał dla niej, patrząc walburgowymi oczami wprost w jej oczy.

Etykiety: , , , , ,